środa, 8 grudnia 2021

1. Zaklęte usta

Hejo, hej!

Wstawiam dzisiaj pierwszą notkę. Wybaczcie, że bez poprawek, ale padam z nóg. xD Jutro... to znaczy dzisiaj mam wolne, więc wieczorem ogarnę kwestię błędów i posta w związku z informacjami o opowiadaniu.

Grafika też się zmieni - ile ja się naszukałam odpowiedniego nagłówka... Muszę jeszcze odnaleźć refki postaci, na których się wzoruję (obawiam się, że nie znajdę...).

Na komentarze również odpiszę - bardzo Wam za wszystkie serdecznie dziękuję! ;3

Tak na szybko - nareszcie pojawia się powrót do kontynuacji Wrogów w miłości. Mamy Alexa. ;3 Pojawi się także nowa postać - to znaczy w tej notce, bo ogólnie trochę ich będzie. Nie ma to jak spontaniczne pisanie. xD

Nie przedłużając, zapraszam na pierwszy rozdział Zaklętych ust (niespodzianka dla mnie samej... tytuł jest zupełnie inny, ale teraz, gdy chciałam go wpisać, dosłownie palce same wpisały mi ten tytuł. xD Ja to jednak jestem niereformowalna... xD Przepraszam za błędy i życzę miłego czytania. ;3


EDIT: W poprzedniej notce pojawił się opis akcji, czasu, miejsca i bohaterów. Zapraszam do zapoznania się. ;3

-----------------------------------------------------------------------------------------
 
 

Wrzesień w Newark nadszedł wyjątkowo szybko. Zwłaszcza dla uczniów powracających do szkolnych obowiązków. Ponad dwumiesięczna przerwa jak zawsze kończyła się dla nich nie wiadomo kiedy. Późne wstawanie, wyjazdy z paczką przyjaciół i – w przypadku tych starszych – imprezy do rana miały zostać zastąpione punktualnym wejściem do klasy i skupieniem się na tym, co nauczyciel ma do przekazania.

Każdy inaczej przechodził ponowne przekroczenie murów szkoły, ale dla ostatniej klasy była to wyjątkowa mieszanka różnorodnych emocji.

Odkąd w spokojnym miasteczku pojawił się nowy, a tak naprawdę prawowity Wódz, zaczęto wprowadzać drobne zmiany i udogodnienia. Na pierwszy plan wysunięto remont budynku szkoły. Prace trwały w zastraszającym tempie, aby zdążyć przed rozbrzmieniem pierwszego dzwonka. Zdawać by się mogło, że wszyscy mieszkańcy ruszyli z pomocą, w myśl hasła „wszystkie ręce na pokład”. Tym sposobem, po niecałych dwóch miesiącach szkołę wyposażono w profesjonalne ogrzewanie, przemalowano wszystkie klasy, odświeżono elewację i wymieniono większość ławek oraz okien.

Nikt nie dziwił się temu, że Caleb Sly rozpoczął swoje rewolucje właśnie od tego miejsca. Przyświecał mu konkretny cel związany z naprawą warunków życia młodych ludzi. W każdej społeczności znajdą się rodziny, które z trudem wiążą koniec z końcem. Są też i takie, których los swych dzieci interesuje w mniejszym stopniu. Dlatego też Cal chciał, aby przynajmniej szkoła była dla tych dzieciaków ciepłym, dobrym miejscem, gdzie nie będą musiały martwić się tym, co przyniesie jutro.

Uruchomiono także dodatkowy program edukacyjny, pozwalający na wymianę uczniów między miasteczkami. Miało to na celu otworzenie starszym rocznikom drogi do przyszłości, która nie musiała przecież ograniczać się do Newark. Z drugiej strony ci, którzy przyjechali z bliższych i dalszych okolic, mogli wiele wnieść do rozwoju wciąż rozkwitającego miasteczka. Czerpanie pomysłów od innych to także pomocna umiejętność, która w rękach odpowiedniego Przywódcy mogła zaprocentować konkretnymi efektami.

Alex podzielał zdanie swoich nowych opiekunów. Bez zająknięcia zgodził się na przypisanie go do rodziny Sly, także ze względu na wygodę. Skoro miał u nich mieszkać, a oni byli za niego odpowiedzialni, głupotą byłoby figurowanie w papierach jako członek rodziny Brandona. Poza tym chłopak nadal nie czuł się bezpiecznie poza murami sierocińca w Stannard, które bardzo długo ukrywało jego tożsamość. Teraz, gdy miał rozpocząć naukę w Newark, nie wątpił, że opinia o nim rozprzestrzeni się szybciej, niż on zdąży znaleźć odpowiednią salę lekcyjną.

Gdy szedł niemal pustym korytarzem, miał wrażenie, że serce bije mu gdzieś na wysokości krtani. Przy Calebie i Liamie czuł się prawdziwym sobą. Żartował, śmiał się i wygłupiał, ale w obliczu mieszanej grupy nieznanych mu osób – także pod względem Omeg i Alf – ledwo panował nad drżącymi kolanami.

W końcu granatowa tabliczka z numerem dwieście sześć znalazła się w zasięgu jego wzroku.

Ostrożnie zapukał w drewniane drzwi, za którymi zapanował względny spokój. Miał kilkanaście sekund na to, by odwrócić się i dać nogę, ale pojawiający się w progu nauczyciel najwyraźniej musiał czekać na niego z ręką na klamce.

- Alexander Morgan?

Chłopak wzdrygnął się na dźwięk swojego prawdziwego nazwiska. Nie od razu zgodził się na to, by do niego wrócić, ale jakimś cudem Liamowi udało się przekonać go do tego, by stawać przeszłości naprzeciw i przeć pod prąd. Dlatego, mając w pamięci długą, rozsądną rozmowę ze starszym zajęczym Omegą, przytaknął bez słowa, wchodząc do klasy.

Na powitanie czekał go porażający blask z ogromnych, nowych okien – istny szok dla oczu przyzwyczajonych do dosyć zacienionego korytarza. Gdy wreszcie był w stanie rozejrzeć się dokoła, skupiając uwagę na rówieśnikach, po raz kolejny gotów był schować się byle dalej. Co najmniej dwadzieścia par oczu skupiło się na nim, a on miał wrażenie, że widzi w nich tylko pogardę.

Wbijane w dłoń paznokcie pozwoliły mu nieco otrzeźwieć, dzięki czemu niepokojąca wizja zniknęła, a dziewczęce spojrzenia bliższe były kokieteryjnym umizgom, niż oskarżającym ocenom.

Po krótkim przedstawieniu się, nauczyciel wskazał mu wolne miejsce przy ścianie. Chłopak posłusznie udał się w tamtą stronę. Kiedy jednak mijał jedną z ławek, włosy na głowie dosłownie uniosły mu się u nasady. Oczywiście wiedział, że szkoła bierze udział w stanowej wymianie uczniów, ale nie spodziewał się, że tak szybko zobaczy znajomą twarz.

- Pilnuj się, wyrzutku.

Alex doskonale kojarzył tego krótko ściętego, farbowanego blondyna z mocniej wygolonymi bokami. Odkąd pamiętał, Flynn był nieodłącznym przyjacielem syna Wodza niedźwiedzi w Stannard. Orbitował wokół niego niczym jasny księżyc wokół Ziemi, nie szczędząc Alexowi przykrych epitetów. Co prawda w tamtym miasteczku spotykali się bardzo rzadko, jednak podczas tych krótkich spotkań blondyn nie pozwalał Morganowi zapomnieć o tym, za co jego rodzina została wygnana. Tak jakby miał na to jakikolwiek wpływ.

Daleki był od wybaczenia rodzicom zdrady, więc nie reagował na durne zaczepki pod ich adresem. Kiedy jednak temat drwin schodził na zupełnie niewinnego, kilkuletniego brata, w Alexie odzywał się zew dzikiego zająca dotkniętego wścieklizną. Flynn niejednokrotnie przekonał się, że choćby napomknięcie o chłopczyku w złym znaczeniu, kończyło się zażartą bitką – niekoniecznie zwycięską po stronie napastników Morgana.

I choć na Alexa patrzył nauczyciel, a niczego nieświadomi uczniowie zaczęli popatrywać ciekawsko w jego stronę, siedemnastolatek ani myślał kulić pod siebie ogon. Nonszalancko oparł się dłoń na ławce Flynn’a i posłał mu kpiący uśmiech.

- Bez swojego pana twoje pazurki mogą mnie co najwyżej podrapać po plecach. Uważaj, żebyś to ty nie musiał oglądać się za siebie. – niemalże wyszeptane słowa dotarły do ciekawskich uczniów znajdujących się najbliżej epicentrum konfrontacji. Mieli doskonały wgląd na czerwieniejącego ze złości blondyna i siadającego w wolnej ławce Alexa, którego mina wyrażała co najmniej pełne zadowolenie.

Nikt jednak nie zdawał sobie sprawy, jak wiele kosztowała chłopaka ta rozmowa. W sierocińcu mógł liczyć na choćby minimalne wsparcie. Tutaj był praktycznie sam, w nowym, obcym miejscu. Może i był prawie pełnoletni, ale nadal potrzebował mądrego dorosłego, w którym odnalazłby autorytet i źródło do czerpania odpowiednich wzorców.

Dyskretnie zakrył oczy grzywką, aby spojrzeć z ukrycia na reakcję Flynn’a. Oj, miał przeczucie, że jego niewyparzony język raczej szybciej niż później sprowadzi na niego kłopoty.

~ o ~

Przypuszczenia Alexa sprawdziły się jeszcze tego samego dnia. Gdy zostawiony na moment strój do zajęć fizycznych został podziurawiony jak ser, prawie spłynęło to po nim bez emocji. Kiedy jednak po ostatnim dzwonku udał się w stronę zostawionego przy stojakach roweru i zastał przebite opony, mało brakowało, aby rzucił się na Flynna z pięściami. Powstrzymał się tylko ze względu na Caleba i Liama, których nie chciał narażać na nieprzyjemności. Zamiast awantury, postanowił zrobić to, co Zmienny lisa polarnego uważał za najlepszą z broni zadających ostre rany. Przechodząc obok naśmiewającego się z niego blondyna, nie zaszczycił go nawet pojedynczym zerknięciem. Zupełnie świadomie zignorował go, nie dając się wciągnąć w grę chłopaka.

- Pomarz sobie, że będę tańczył tak, jak mi zagrasz. Niedoczekanie twoje, amebo. – Ostatnie zdanie najwyraźniej musiał powiedzieć już na głos, gdyż Flynn wybiegł za nim przed szkołę, odgrażając się. Najważniejsze, że odpuścił pogoń po kilkunastu metrach.

Tymczasem przed Alexem rysowała się powolna podróż w stronę domu Sly’a. Po drodze myślał, w jaki sposób zatuszować fakt uszkodzenia roweru, który otrzymał od Brandona. Nie chciał się żalić, ani tym bardziej donosić – nawet, jeśli Flynn’owi ewidentnie się to należało.

Kiedy więc podczas wspólnego obiadu Caleb napomknął o sflaczałych dętkach, nastolatek wzruszył tylko ramionami.

- Tak ładna pogoda ma się utrzymać jeszcze przez dłuższy czas, więc aż żal nie skorzystać ze spaceru.

Liam nie był aż tak entuzjastyczny jak jego podopieczny. Wręcz zagotowało się w nim, gdy otrzymał telefon ze szkoły od jednego z nauczycieli będącego świadkiem popołudniowej konfrontacji chłopców.

Mimo wszystko, choć bardzo by chciał, nie mógł postąpić z Alexem jak z dzieckiem, wzywając rodziców Flynn’a na dywanik dyrektora. Tym mógłby jeszcze bardziej zaognić konflikt. Już samo to, że chłopak przebywał w domu pary Zmiennych Przywódców jako ich podopieczny, mogło mieć wpływ na osądzanie Alexa i sugerowanie, że jest faworyzowany.

- Alex… – Zielone, soczyste tęczówki pełne były obaw i wątpliwości. Najchętniej Liam zaproponowałby nastolatkowi zostanie w domu przez kilka dni, ale co by to dało?

- Dam sobie radę. Naprawdę. – zapewnił, odbierając z rąk mężczyzny niewielki worek z kanapkami i termosem. – Jestem na swoim terenie, więc mogą mi naskoczyć.

Co do tego Liam miał nieco inne zdanie, ale z drugiej strony, trochę egoistycznie, cieszyło go to, że chłopak uważał Newark za miejsce, do którego przynależał. Nie był od niego dużo starszy i wątpił, by jego sposoby na radzenie sobie ze szkolnymi problemami różniły się od tych, które stosuje obecna młodzież, ale teraz chodziło o Alexa. Caleb często mu wytykał, że Liam zachowuje się tak, jakby siedemnastolatek był jego synem. On jednak nie posunąłby się aż do takich wniosków. Po prostu uważał, że robienie głupot samemu a konieczność obserwowania konsekwencji ponoszonych przez bliską osobę, to zupełnie inna skala. I dlatego też z ciężkim sercem patrzył na to, jak powroty Alexa do domu z dnia na dzień przypominały manewry. Wiedział, że chłopak jest silny i mocno zahartowany, ale każdy ma swoją granicę, prawda? I Fenrir oraz wszystkie Pradawne zające mu świadkiem, że i jego struna wreszcie się zerwie, a wtedy niech ten cały Flynn trzyma ręce na gardle, bo mu je przegryzie.

No dobrze, może przesadzał, ale był świeżo po rui. Jego hormony jeszcze nie zdążyły się uspokoić. To jednak nie miało nic wspólnego z wybuchem wściekłości, który nastąpił trzy tygodnie po tym, jak Alex rozpoczął rok szkolny. Siedzący w salonie partnerzy więzi nie wiedzieli nawet o połowie rzeczy, których chłopak doświadczał ze strony Flynna. Dlatego głośny huk zamykanych drzwi wejściowych i mocne, dudniące wręcz kroki wbiegającego do piętro nastolatka zapaliły w ich głowach czerwoną lampkę. Bez słowa skinęli w swoją stronę i wspólnie podjęli próbę wejścia do zamkniętego pokoju Alexa.

Bezskutecznie.

Prosili, zagadywali, nawet chcieli go przekupić, by wyszedł, ale w zamian uparcie otrzymywali jedną i tę samą odpowiedź.

- Nic mi nie jest!

Przeczył temu łamiący się głos, który ściskał za gardło siedzącego na schodach Liama. Jeszcze nigdy nie słyszał, by chłopak płakał. Mimo różnych głupich pomysłów, jakim został poddany Alex – przez pocięcie zmiennych butów, spalenie stroju na zajęcia fizyczne, wrzucenie plecaka do odpływu, na popychaniu kończąc – tym razem musiało wydarzyć się coś poważnego, skoro nastolatek kategorycznie zabronił wchodzić do swojego pokoju.

Caleb nie lepiej znosił upokorzenia Alexa. Zaczynał żałować, że zgodził się na zawarcie umowy między szkołą ze Stannard i coraz częściej myślał o jej zerwaniu. Na szczęście miał u boku mądrego partnera.

- Oszalałeś? Dopiero co doszliśmy z nimi do w miarę sensownego porozumienia i teraz chcesz to zaprzepaścić, bo jakiś gówniarz nie potrafi się zachować? Zamiast tego wytłumacz tamtemu Wodzowi, jaka jest sprawa. Może ściągnie idiotę do siebie i problem się rozwiąże.

Gdy w ustach Liama pojawiały się epitety typu „gówniarz”, śmiało można było stwierdzić, że choć mówi rozsądnie, to jego myśli tworzą właśnie sceny z miejsca zbrodni.

Teraz jednak wyglądał tak, jakby uszło z niego powietrze. Opierając łokcie na kolanach, patrzył na Caleba proszącym wzrokiem, pragnąc, aby mężczyzna wymazał wszelkie zło na świecie.

Jednak zamiast tego, Sly musiał zrobić zgoła inną, trywialną rzecz, jaką było sprawdzenie, kto dobija się do domu, przytrzymując przycisk dzwonka. Akurat teraz miał najmniejszą ochotę na przyjmowanie gości. Dlatego otwierając drzwi, miał na końcu języka szybką prośbę o spotkanie w innym terminie. Zamiast tego, zamarł z dosyć skonsternowaną miną, patrząc na stojącą w progu parę. Jedną z osób był chłopak, nastolatek, wiekiem pasujący do Alexa, a obok niego stała około czterdziestoletnia kobieta. Cal początkowo nie zauważył dosyć sporej torby, którą dźwigała w dłoni. Dopiero, gdy odłożyła ją na deski tarasu, wydając gamę różnych dźwięków, zreflektował się, odpowiadając na jej uścisk dłoni. Po krótkiej wymianie zdań okazało się, że mieszka z synem kilkaset metrów dalej.

- Collin mówił mi, że jego nowy znajomy potrzebuje pomocy, a znając sytuację – zerknęła szybko na syna – wiedziałam, co robić. Mam jednak nieodparte wrażenie, że pan nie do końca jest w temacie.

Mało powiedziane. Nie mniejszym zaciekawieniem wykazywał się Liam, który zszedł na dół, skupiając się na drobnym, cichym chłopaku o wielkich, szaro-niebieskich oczach.

Zaczesana i związana do tyłu grzywka odsłaniała dziecięcą buzię. Gdyby nie to, że nastolatek przyznał, że jest w tej samej klasie, co Alex, Liam dałby mu góra czternaście lat. 

Gdy tylko wyczuł na sobie intensywność spojrzenia Zmiennego zająca, uśmiechnął się do niego niepewnie. Nigdy bezpośrednio nie miał kontaktu z nowym Przywódcą. Owszem, jego rodzina chodziła na spotkania w sprawach rozwoju miasteczka, ale on wolał skupić się na nauce i ukochanej siatkówce. Może i był niski, ale zwinności, ambicji i sprytu nikt nie miał więcej od niego.

- Czy może mnie pan zaprowadzić do Alexa?

Liam miał ochotę roześmiać się w głos, gdy chłopak zatytułował go w taki sposób, jakby dzieliło ich o wiele więcej lat. Rozumiał jednak tego powód – hierarchia społeczna była ważna i nie wypadało, aby „zwykli” mieszkańcy zbyt bardzo spoufalali się ze swoimi Wodzami. Co prawda inaczej wyglądała sprawa ze starszymi, choć oni, ze względu na swoje przekonania i tradycje, nie chcieli poddać się sugestiom Caleba, by zwracać się do młodych Przywódców tylko po imieniu.

Zostawiona na dole kobieta od razu zaczęła nakreślać Sly’owi całą sytuację, wdając się z nim w dyskusję na temat konieczności porozmawiania z dyrektorem.

Tymczasem Collin podziękował Liamowi za pomoc i poczekał, aż mężczyzna się oddali. Dopiero wtedy zapukał w ciemne, dębowe drzwi z trzema oszronionymi szybami. Wątpił, by Alex chciał widzieć kogokolwiek, kto miał związek z otoczeniem szkolnym, ale nie zamierzał zostawić go samego. Tak naprawdę obserwował go od początku i szczerze mu współczuł. Było mu nawet głupio, bo wraz z pojawieniem się Morgana, zaczepki ukierunkowane w jego stronę nieco zelżały.

- Alex, otworzysz? To ja, Collin. – Oparł się o futrynę, poprawiając wysuwającą się z włosów wsuwkę. – Chodzimy do tej samej klasy. – wyjaśnił, mając nadzieję, że to przekona chłopaka do wpuszczenia go do środka.

- Wiem.

Cichy, niewyraźny pomruk dochodził z dołu, tak jakby Alex siedział na podłodze obok drzwi, oparty o ścianę.

- Co tu robisz?

- Moja mama jest fryzjerką i całkiem nieźle radzi sobie z pozbywaniem się fioletowych plam z ciała, wiesz? – Collin starał się zdobyć na lekki ton, ale nie wiedział, czego może się spodziewać po rówieśniku. W w jego oczach Alex sprawiał wrażenie silnego i nieprzejmującego się zaczepkami innych uczniów, w tym tego konkretnego z wymiany. Dlatego kiedy dzisiaj zobaczył go z trudem hamującego łzy, ociekającego purpurową wodą w koszulce na wf, poczuł ogromną chęć, by poznać go bliżej i dać szansę, w przeciwieństwie do wciąż zdystansowanych kolegów z klasy. W dobie internetu szybko dotarła do niego wiadomość o przeszłości Alexa i początkowo także go unikał, ale jego mama szybko wybiła mu z głowy robienie czegokolwiek głupiego. I tak nie miał w planach zniżania się do poziomu szkolnych chuliganów, a byłby infantylny osądzając go za błędy rodziców. Poza tym on sam nie miał ojca, który odszedł po długiej chorobie. Do tej pory odczuwał jego brak, a co dopiero Alex, który stracił kontakt z całą rodziną. Owszem, Morgan teoretycznie mógł jeszcze spotkać swych bliskich, ale szansa na to była raczej niewielka. – Otworzysz mi? Chyba nie chcesz zostać jagodą do końca roku, co?

Delikatny chrobot przekręcanego zamka wywołał uśmiech na twarzy Collina.

W tym samym czasie jego mama kończyła opowiadać prawdopodobną wersję wydarzeń, które dotknęły Alexa.

- Mój syn przechodził przez coś podobnego, ale skończyło się na jednodniowej konieczności szorowania dłoni i szyi z atramentu. Jeżeli chodzi o Alexa, Collin opowiadał mi, że coś stało się podczas brania prysznica po ostatnich zajęciach fizycznych. Mogę się tylko domyślać, że szczeniackie wybryki doprowadziły do zafarbowania włosów i ciała fioletem gencjanowym. – Z trzymanej na kolanach torby wyjęła niewielką butelkę z atomizerem, potrząsając nią. – Niezawodny sposób na pozbycie się tego cuda… Niech będą dzięki za posiadanie małych dzieci. – Miała uśmiech pogodny, wrażliwy wręcz, zarażając nim siedzących przed nią mężczyzn. – Na włosy też coś zaradzimy i jutro Alex będzie mógł chociaż trochę utrzeć nosa tym rozbrykanym szkolnym zmorom.

~ o ~

Collin rozejrzał się dyskretnie dokoła, zauważając małe przyrządy do ćwiczeń i plakaty ze sportowcami uprawiającymi gimnastykę. Nie mógł powstrzymać się przed zlustrowaniem sylwetki Alexa, choć było mu to utrudnione ze względu na skulonego na łóżku chłopaka.

- Umiesz takie coś? – wskazał palcem na obrazek przedstawiający mężczyznę stojącego do góry nogami na poręczy. Dla niego to była abstrakcja, choć uwielbiał wyginać się na drążku i skakać przez konia. Na skinięcie głową ze strony Alexa, zagwizdał z uznaniem. Chciał pociągnąć rozmowę, ale wolał, by wyszło to od chłopaka. Dlatego nie poganiał go, śmiało rozpoczynając wędrówkę po całym pokoju. Musiał przyznać koledze, że zazdrościł mu utrzymanego porządku. On miał stół zagracony tyloma rzeczami, że sam nie do końca wiedział, co się tam znajduje. Tutaj z kolei każdy przedmiot miał swoje miejsce. Zdjęcia stały w równym rzędzie, przedstawiając widok roześmianego, nieco zwariowanego chłopaka o spłowiałych, czerwonych włosach, który obejmował siedzących na dole mężczyzn. Niedaleko znalazło się nawet ukulele, które wisiało na specjalnych hakach wwierconych w ścianę. Ostrożnie trącił opuszkiem jedną ze strun.

- Dlaczego chcesz mi pomóc?

Na to tylko czekał Collin. Z niemal anielską miną okręcił się w tył, splatając ręce za sobą.

- Mam takie pewne warunki, których spełnienie kwalifikuje konkretne osoby do tego, by tworzyć z nimi zgrany zespół.

Mina Alexa powoli zmieniała się z przygnębionej na niepewną i zaskoczoną.

- Skąd ta pewność, że ja je spełniam? – Nie był pewien, czy chce poznać odpowiedź. A już zwłaszcza, gdy Collin wysunął w jego stronę kciuk skierowany ku górze, szczerząc się jak psychopata.

- Wariaci, sportowcy i Omegi powinny trzymać się razem.

9 komentarzy:

  1. Hej. Kochana ty to naprawdę musisz częściej działając na spontanie.Jak czytałam ten rozdział to aż wyczuwałam twoja radość z tworzenia, chociaż sam rozdział u mnie wzbudził różne uczucia,a co za tym idzie zarąbiście ci to wyszło. Alex ,biedny Alex ,nie dosyć ,że tyle się wycierpiał ,to teraz przeszłość ciągnie się dalej za nim,a tego całego Flynna to już nie lubię . Chociaż nie wiem do końca czy stoi za wszystkimi przykrymi rzeczami jakie spotkały Alexa. Za to Collin to już inna bajka coś czuję ,że to taka Cicha woda. Mam nadzieję ,że z Alexem stworzą niezła drożynę :) także teraz będę wyczekiwać następnego rozdziału ,a już najlepiej przeczytała bym całą tę historię . Pozdrawiam życzę zdrówka i dużo czasu na pisanie . W.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejo, hejo. xD
      Oj tak, dużo lżej pisało mi się ten rozdział. Zazwyczaj jeden rozdział to sześć stron w Wordzie. Napisanie całej notki do Niedocenionego szczęścia zajmowało mi około 7-8 godzin (nie wliczając przerw), o tyle w przypadku Zaklętych ust na spokojnie wystarczyło mi niecałe sześć godzin. xD Także jest różnica. xD
      Bardzo się cieszę, że rozdział przypadł Ci do gustu. ;3
      Hahaha, Flynn to taki typowy łobuz. xD Zapraszam do zerknięcia w poprzednią notkę informacyjną (właśnie ją piszę) i tam jest jego zdjęcie, także... łatwo można sobie wyobrazić, jaki ma charakter... ale nie przekreślaj go "na zawsze". ;3
      Idealnie trafiłaś! xD Collin jest spokojny.. zazwyczaj, ale raczej rozbiera go energia. xD
      On i Alex to taka cudna parka przyjaciół. ;3
      Zdradzę Ci, że cała historia podzielona jest na 2 części - teraźniejszość i "pięć lat później". xD Nie wiem, czy zmienię tytuł... bo może po prostu dorzucę podtytuł w późniejszym czasie. Zobaczymy. xD
      Dziękuję ślicznie i również życzę zdrówka. ;3
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  2. Hejeczka, hejka,
    bardzo mnie cieszy ten nowy tekst ;) jest nasz Alex i Liam i Celeb ;)
    "...Ostrożnie zapukał w drewniane drzwi, za którymi zapanował względny spokój. Miał kilkanaście sekund na to, bo odwrócić się i dać nogę, ale pojawiający się w progu nauczyciel najwyraźniej musiał czekać na niego z klamką w dłoni." - kochana zaczęłam się tutaj śmiać z tego co wyobraźiłam sobie, bo właśnie wyobraźnia podsunęła mi obraz nauczyciela z klamką w dłoni i nią kara spoźnialskich ;) lepiej chyba by brzmiało "z ręką na klamce" ;)
    początek bardzo ciekawy... biedny Alex ale mam nadzieję że pokaże Flynnowi gdzie jego miejsce, jak widać też to, że nie reaguje jest zasługa Celeba... ale i widać że teraz zdobył kolegę... ale i Liam i Celeb się martwią o niego... choć no wyobraźnia podsuwa mi Celeba wściekłego że ktoś zaczepia jego Alexa, może głupie pytanko ale czy Celeb mógłby zajść w ciąże? bo jest alfa dlatego pytam...
    jeszcze piątek, sobota i niedziela, znów będzie niedziela... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka, hejka! xD
      Ooo, super! Bardzo się cieszę. ;3
      Łahahaha. xDDD Masz rację, bardzo, bardzo dziwnie to zabrzmiało. xDDD A jak, klamka jako narzędzie tortur. xD Severus Snape mógłby się ode mnie uczyć. xDD Dzięki, poprawię. xDDDD
      Alex nie chce robić problemów Calowi i Liamowi. Woli odpowiedzieć za błędy rodziców, niż pociągać do nich osoby, którym tak wiele zawdzięcza. ;3
      O, Cal jeszcze zdąży się wściec. W końcu jego autorytet (Ben na posterunku) też bywa cierpliwy, ale gdy wybuchnie... nawet bunkier nie pomoże. xD
      Cal mógłby zajść w ciążę, ale z innym Alfą. Omega nie może fizycznie sprawić, by kogoś zapłodnić. ;3 Ma zbyt słabe plemniki, no. xD
      Ostatnio zastanawiam się nad tym, czy nie przesunąć rozdziałów na poniedziałek albo wtorek, bo niekiedy nie daję rady pisać w weekendy. No ale póki co zobaczę, jak to wyjdzie. xD
      Dziękuję ślicznie. ;3
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  3. Hejka,
    bardzo się ucieszyłam na ten nowy tekst ;) troszkę mnie martwiła ta cisza, kurcze przyzwyczaiłaś, a potem co? co kilka godzin sprawdzam czy nie ma nowego rozdziału lub czy nie odpisałaś na komentarz...
    oj Alex ale twoja postawa nie reagowania na te zaczeki mi się spodobała... i widać, że zyskał kolegę teraz więc tak źle chyba nie będzie... ale piękny byłby widok wpadającego Celeba czy Liama do dyrektora z oskarżeniami...
    a może jakieś przecieki o nowym rozdziale (oczy kota ze shreka) ;)
    ach i blog wygląd wspaniały ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejo, hejo. XD
      Haha, przepraszam. XD Jakoś nie mogłam się zebrać, a potem, gdy zaczęłam pisać, to nie chciało mi się kończyć. XD
      Alex jest dosyć rozsądny, ale i zakręcony pozytywnie. Rozkwita u Sly'ów. XD Ma obok siebie zająca Omegę, więc jest mniejszy stres. Haha, oj z Collinem stworzą zgrany duet. XD
      Cal jeszcze zdąży pokazać swoje wściekłe, czerwone ślepka. Chociaż w sumie nie wiem, czy Liam nie będzie bardziej waleczny. Zobaczy się. XD
      Hehe, chętnie coś bym zdradziła, ale naprawdę jeszcze sama nie wiem, co mi się tak wykluje w głowie. XD
      Dziękuję ślicznie. :3
      Pozdrawiam serdecznie. XD

      Usuń
  4. Hejeczka,
    jupi, jupi nowe opowiadanko... toż to Alex miał pecha spotykając kogoś kogo znał w przeszłości... stara się być twardym, ale jest to trudne dla niego, ale właśnie gdyby porozmawiał z Liamem czy Celebem ci coś by poradzili... ale zyskał kolegę jak widać... wariaci, sportowcy i omegi powinny trzymać się razem ;) o tak...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka, hejka. xD
      Hahaha, akurat tak się załapałaś na nowe opowiadanie. xD
      Alex nie chce sprawiać kłopotów. Nie był nauczony tego, by rozmawiać o swoich problemach, więc stara się je rozwiązać samemu. A łatwo nie jest...
      Haha, Collin tak bardzo przypadł mi do gustu, że zaczyna się wysuwać na głównego bohatera. xDD Aż jestem ciekawa, jak to pociągnę...
      Dziękuję pięknie. ;3
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  5. Widzę, że wracamy do już znanych bohaterów. Bardzo się cieszę. Przeczytam notkę na spokojnie w nocy, bo w dzień, trudno o spokój i możliwość skupienia się. Weny, weny i czasu na pisanie. :)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń