środa, 3 listopada 2021

6. Niedocenione szczęście

Hej, hej! ;)

Nawet nie próbuję się usprawiedliwiać. Z ogromnym trudem przyszło mi napisać ten rozdział. Straciłam jego część, gdy komputer postanowił mi się wyłączyć, więc przy okazji zmieniłam taktykę i poprowadziłam chłopaków nieco inaczej. Uparte z nich istoty jak nie wiem co. W

Na domiar wszystkiego w poniedziałek zmarł mój bezpośredni sąsiad i szerze Wam powiem, że jestem tak przybita, jakbym straciła kogoś z rodziny. Niech ten rok już się skończy.

Zapraszam Was serdecznie na szósty rozdział Niedocenionej miłości. Dziękuję za wszystkie komentarze i przepraszam za błędy.

-----------------------------------------------------------------------------------------

 

Poniedziałki przeważnie zawsze są dniem, w którym konieczność opuszczenia łóżka jest bardzo trudna. Nie inaczej było w przypadku Zacka. Alarm w telefonie obudził go o równej dziewiątej, a chłopak miał wrażenie, że musiał coś źle ustawić. Przecież dopiero co kładł się spać!

Ból stawów zmartwił go nieco. Przecież nigdzie nie wychodził, więc nie było szans na przeziębienie się lub przewianie. Zmusił się do wstania, choć ubranie się – co przyznał z niepokojem – przyszło mu z lekkimi problemami.

Po śniadaniu wszelkie dolegliwości minęły, ale nie na długo. W połowie ćwiczeń z Sophią miał ochotę położyć się na podłodze i udawać, że pełni funkcję dywanu. Gdyby nie postępy dziewczynki – był z niej niesamowicie dumny, gdy udało jej się przejść kilka kroków przy pomocy tylko jednej kuli – poprosiłby o wcześniejsze zakończenie. Zanim wyszedł, by przygotować obiad, sprawdził w telefonie, czy na pewno nagrało się to, jak nastolatka z uśmiechem stawia tych kilka jakże ważnych kroków.

W trakcie zaparzania kawy, która wydała mu się wyjątkowo aromatyczna, przypomniało mu się, że nadal nie dostał od Larry’ego obiecanych leków. Od razu zrozumiał, dlaczego rano czuł się tak źle. Zbliżała się jego ruja, a organizm już wcześniej dawał mu o tym znać. Na jego szczęście blondyn pracował dziś w domu, więc mógł z nim o tym porozmawiać.

Kilka minut później zapukał do gabinetu i wszedł do środka. Larry, jak zawsze, nawet nie spojrzał w jego kierunku, zaczytany w cienkim podręczniku o jubilerstwie. Zack był ciekawy, czy mężczyzna z równym zaangażowaniem przeglądałby piękne wiersze swojej córki. O ile w ogóle wiedział, że dziewczynka uwielbia pisać.

- Musimy pogadać. – Niemalże wywrócił oczami na automatyczne mruknięcie. – Wydaje mi się, że mieliśmy układ w sprawie twojej konfrontacji z Sophią. – Pogratulował sobie uderzenia w czuły punkt Laurence’a, zyskując jego pełną uwagę. Brwi marszczone w irytacji były zapowiedzią niezbyt przyjemnej odpowiedzi ze strony blondyna, ale Zack wcale się tym nie przejął.

- Niczego nie obiecywałem. – zauważył chłodno Abbott, nie odkładając trzymanej w dłoniach książki. – Zrobię to w swoim czasie.

Zack przekrzywił delikatnie głowę, kręcąc nią w niedowierzaniu. Jego myśli gładko wyszła mu z ust, choć początkowo planował porzucić ten temat.

- Czasami wydaje mi się, że masz brata bliźniaka i podmieniacie się co jakiś czas. – O dziwo, udało mu się poruszyć w mężczyźnie maleńkie ziarenko winy. Larry odstawił lekturę, odchylając się nieco w fotelu. – Twoja sprawa, jak to rozegrasz, ale twierdzenie, że Sophia „czekała tyle czasu, to wytrzyma kolejny tydzień lub dwa” jest, nie ukrywając, głupie. Ale! – uniósł obronnie ręce w górę, wyprzedzając otwierającego usta mężczyznę – Najważniejsze, że chcesz to zrobić.

- To nie będzie łatwa rozmowa, a w tej chwili mam na głowie dwie poważne sprawy – wskazał na stos zapełnionych szkicami kartek bloku technicznego. – Gdy uda mi się je dopiąć na ostatni guzik, wtedy mogę myśleć o rodzinnych konfliktach.

Dla Zacka przedkładanie pracy nad własną córkę było trudne do zrozumienia i szczerze pozwiedzawszy tłumił w sobie złość. Początkowo sądził, że mężczyzna stara się tak bardzo, aby zapewnić nastolatce dobrobyt, opłacić wszystkie rachunki i odłożyć część zarobków na „czarną godzinę”. Po jakimś czasie dotarło do niego, że Larry poświęca się pracy intensywniej, niż można by tego oczekiwać i wręcz ucieka w świat jubilerstwa. I owszem, dostrzegał subtelną poprawę w ich stosunkach, ale jednocześnie spostrzegawczość i kilkutygodniowa obserwacja zdołały podpowiedzieć mu, że mężczyzna mierzy się z jakimiś problemami. Może gdyby Abbott bardziej mu zaufał i wyrzucił to z siebie, byłby w stanie mu pomóc. Dobrze, nie znał się na zawodzie blondyna, ale skoro ten uważał, że mogą stworzyć związek, to jedną z niepisanych zasad jest bezinteresowne wsparcie. A w tej kwestii akurat dałby sobie radę.

- Coś jeszcze?

Zack drgnął na słowa blondyna, zdając sobie sprawę z tego, jak dziwnie musiał wyglądać, stojąc na środku gabinetu, patrząc w jasnoniebieskie tęczówki nieobecnym wzrokiem.

- Zbliża się okres mojej rui. Potrzebuję leków, abyś przypadkiem na rzucił się na mnie bez zapowiedzi. – Zwinął prawą dłoń w luźną pięść, wystawiając palec wskazujący, którym postukał kilka razy o dolną wargę. Przez moment udawał, że nad czymś myśli, a tak naprawdę powstrzymywał się od śmiechu. – A, czekaj… to już mamy za sobą.

Do perfekcji opanował dręczenie Laurence’a tym zdarzeniem, wykorzystując je maksymalnie. Tym razem też mu się to udało, sprawiając, że mężczyzna spuścił wzrok, poprawiając się nerwowo. Tak naprawdę za wynik pamiętnej nocy odpowiadali po równo, ale Larry mimo wszystko przyznawał sobie większą winę.

- Zupełnie o tym zapomniałem. – sięgnął do jednej z szuflad, wyciągając z niej plastikową, złotą kartę. – W tym tygodniu nie dam rady, więc musisz sam załatwić sobie potrzebne rzeczy. Dezaktywowałem limit, więc nie powinieneś mieć problemu z płatnością. – Już w połowie swojej wypowiedzi zauważył, z jakim zdziwieniem, a następnie szokiem wpatruje się w niego Zachary. Czyżby powiedział coś nie tak?

Chłopaka przez chwilę dosłownie zatkało. Laurence z niego żartował? A może jednak nie udawał?

- Em, wiesz… Jestem Omegą. Omegą. Gdyby to ci nic nie mówiło, dodam, że tak właściwie to nie mam zbyt wielu praw. Dlatego pokazując się z twoją kartą, automatycznie uznano by, że ją ukradłem. – Trochę dziwnie się czuł, mówiąc takie oczywistości. Jednak gdy na twarzy blondyna ujrzał szok większy od swojego, zaczął się niepokoić. – Wziąłeś pod swój dach Omegę i nie masz pojęcia o tym, co mi wolno? Nie wiem, czy to jest straszne, czy raczej urocze. – Przysiadł na brzegu krzesła, opierając stopę na szczeblu pod siedzeniem. – Gdyby każda Omega spacerująca po ulicach Miami paradowała z kartą bankową, mając możliwość kupienia sobie wszystkiego, czego potrzebuje, nie byłaby towarem deficytowym. Jesteśmy uzależnieni od innych… w większości. – dodał, krzywiąc się lekko. – Owszem, są Omegi, które zarabiają, ale, proszę cię… Najniższa krajowa to żaden wyczyn.

Laurence wyglądał na wyraźnie zmieszanego. Upewnił tylko Zacka w tym, jak spontaniczna była jego decyzja o zabraniu go ze sobą, nie orientując się wcześniej w regułach posiadania Omegi. Niezbyt podobała mu się świadomość istnienia czegoś w rodzaju instrukcji obsługi i przechowywania żywej istoty. Zack nie był jakimś meblem, czy sprzętem elektronicznym!

Co nie tłumaczyło faktu kompletnej ignorancji blondyna.

Mężczyzna odchrząknął, na powrót pochylając się nad swoimi szkicami.

- Zajmę się tym. Obiecuję. – dodał, natrafiając na powątpiewające spojrzenie ciemnych źrenic. Z jego strony temat został wyczerpany, więc wrócił do zaznaczonego zakładką tekstu. Z ulgą przyjął skrzypnięcie drzwi. Gdy tylko Zack znalazł się na korytarzu, blondyn mógł wreszcie porzucić maskę opanowanego mężczyzny. Z niechęcią odrzucił na bok cienką książeczkę, sięgając po leżący nieopodal telefon. Konieczne potrzebował porady przyjaciela.

~ o ~

Gwar głośnych rozmów zagłuszył siarczyste przekleństwo Josha. Mężczyzna usiadł w rogu sali, wciskając się w sam kąt narożnika. Brązowa, skórzana kurtka wylądowała obok niego, gdy zdjął ją dwoma agresywnymi ruchami. Gdyby miarą gromów ciskanych z oczu można było wyznaczyć skalę wściekłości, stan Joshuy trzeba by było nazwać katastrofą klimatyczną.

Doprowadzić takiego lekkoducha na sam skraj było nie lada wyczynem, a jednak Laurence dokonał tego w zaledwie kilka minut. Wystarczyła krótka rozmowa telefoniczna, a tak właściwie szybkie wyznanie podczas zamawiania piwa. Cudownym zrządzeniem losu lokal miał w ofercie dostarczenie zamówienia do stolika. W innym wypadku bursztynowa zawartość kufla mogła już spływać po głowie blondyna.

- Gdybym wiedział, o czym chcesz ze mną rozmawiać, zaproponowałbym swoje mieszkanie. – skrzyżowane ramiona jasno mówiły o tym, że Josh tylko siłą woli trzyma pięści w ryzach.

- Wolałem nie przeszkadzać ci w uwodzeniu Camerona. – Laurence miał bardzo niską świadomość wyczuwania zagrożenia, a jednak tym razem niewiele brakowało, by skulił się pod ostrym spojrzeniem przyjaciela.

- Ja przynajmniej doceniam jego towarzystwo… i go zauważam. – jadowite, ciche syczenie było o wiele gorszą karą od ogromnej awantury. Mimo wszystko byli w miejscu publicznym i nie chcieli zwracać na siebie większej uwagi. – Nie wiem, co siedzi w tej twojej platynowej głowie, Larry, ale plan wykupienia go od początku wydawał mi się fatalny. – Celowo nie używał imienia chłopaka. Czekał na ruch blondyna. Kiedy jednak nie doczekał się reakcji, uderzył otwartą dłonią w stół przed nim. Kilka osób odwróciło się w jego stronę. – Gdyby chodziło o mnie, nikt by się nie zdziwił. Ot, kolejny wybryk błądzącego w chmurach Josha, który żyje chwilą i chwyta się jej, jak tonący brzytwy. Ale to ty kupiłeś- – zamilkł, zaciskając szczękę, by powstrzymać emocje. Konspiracyjnie pochylił się w stronę przyjaciela, ściszając głos. – Kupiłeś Omegę, nie mając bladego pojęcia dlaczego. A na dodatek umknęło ci, jakimi obowiązkami zostałeś obarczony. – Z westchnięciem opadł plecami na oparcie, przymykając na chwilę oczy. – Na początku byłem do niego wrogo nastawiony, ale teraz szczerze mu współczuję.

- Nie przesadzaj, Josh.

Ciemnoszare oczy młodszego z mężczyzn otworzyły się, by spiorunować przyjaciela oskarżycielskim spojrzeniem.

- Laurence, do cholery! To nie kotek, ani piesek, rozumiesz? To żywy człowiek, który jest uzależniony od twoich decyzji. – Zauważywszy podchodzącego do niego kelnera posłał mu uprzejmy uśmiech, dziękując za zamówienie. Jednym haustem wypił darmowego shota, odstawiając kieliszek z głośnym stukotem. Szkło zachybotało się, obracając wokół swojej osi, ale pozostało na stole. – Do tej pory ukrywałeś się w podziemiach? – Mało subtelnie dał przyjacielowi do zrozumienia, że temat Omeg nie jest tajemną wiedzą, dla bezpieczeństwa przekazywaną sobie drogą ustną. Jego nerwy powoli zdawały się studzić wraz z każdym oddechem głośno wydychanym przez nos. Nadal patrzył na blondyna z niedowierzaniem pomieszanym z potępieniem, ale już nie chciał rzucić w niego drewnianą podkładką pod piwo. Nawet upił łyk bezalkoholowego trunku. – Całe szczęście, że poruszyłeś ten temat. Przynajmniej mogę cię ostrzec przed czymś tak oczywistym, jak seks przed rują. – Nerwowo przesunął w tył wpadającą mu do oczu grzywkę i zamarł z dłonią na czubku głowy, dosłownie zamarzając od środka. Nie, jego przyjaciel nie mógł być tak głupi… Ja pieprzę, jesteś aż takim idiotą? Powiedz, że chociaż dałeś mu leki!

Gdyby światło baru miało neutralny kolor, Laurence wtopiłby się w chłodną barwę, oddając biel zastygłej w przerażonym wyrazie twarzy.

- Wspominał coś o lekach, ale jego ruja jeszcze nie nadeszła.

Josh miał odmienne zdanie na ten temat. Przecież nie tak dawno musiał doprowadzić Zacka do łóżka, gdy chłopak oblał się potem, jednocześnie trzęsąc z zimna. Co, jak nie takie objawy były sygnałem do rozpoczynającej się rui? Nie zamierzał trzymać tego faktu w tajemnicy i podzielił się nim z przyjacielem. Mina Laurence’a mówiła mu wszystko. Miał ochotę zaśmiać mu się w twarz, ale nie chciał go prowokować. Coś mu się wydawało, że blondyn jest, delikatnie mówiąc, niezbyt zadowolony.

- Póki co uznajmy, że nie było tematu. Nie ma się co denerwować na zapas. – Josh wiedział, że najlepszym rozwiązaniem będzie tymczasowe zamiecenie sprawy pod dywan. Poza tym gotów był stanąć po stronie Zacka, choćby z uwagi na to, jaką ignorancją wykazał się jego przyjaciel. Odkąd zginęła żona Abbotta, mężczyzna dosłownie zamknął się na uczucia. A raczej nie okazywał ich tak, jak zrobiłby to każdy inny człowiek. Być może bał się, że jego zaangażowanie znów wywoła w tej drugiej osobie jakieś silne przekonanie o przywłaszczeniu go sobie na wyłączność, nie dopuszczając do ich duetu nastoletniej Sophii?

Josh z namysłem spojrzał na przyjaciela, analizując to, co sobie wymyślił.

- Cieszy cię poprawa relacji między Sophią a Zackiem? – Niemal uśmiechnął się, widząc rozluźniającego się przyjaciela, który oszczędnie, ale zdecydowanie potwierdził jego słowa. Że też akurat jemu, wesołkowi i luzakowi trafił się taki poważny towarzysz.

Niecałą godzinę później Joshua podjechał pod mieszkanie Larry’ego. Początkowo planował od razu odjechać, ale ostatecznie dał się namówić na szybką wizytę.

Gdy wjeżdżali na drugie piętro, obaj spojrzeli na siebie z lekkim zdezorientowaniem. Za drzwiami windy wyraźnie słyszeli dziewczęcy głos. Josh zdążył trzy razy nacisnąć na przycisk rozsuwający drzwi i dopiero wtedy mogli wejść do przedpokoju. Nie doszli jednak zbyt daleko. Widok, jaki ich spotkał, przeszedł ich najśmielsze oczekiwania. Kilka metrów od nich dostrzegli Sophię stojącą na własnych nogach. Asekurujący ją Zack stał w niewielkiej odległości, gotowy złapać ją w każdej chwili. Dziewczynka podpierała się na jednej kuli i właśnie chwytała za klamkę drzwi prowadzących do toalety, gdy zauważyła, że ma większą widownię. Napięcie od razu wpłynęło na jej twarz, ale nie poddała się i dzielnie wyprostowała, patrząc wprost w jasnoniebieskie tęczówki swojego ojca. Niemalże rzucała mu wyzwanie.

Tymczasem Laurence złapał przyjaciela za ramię, ściskając je boleśnie. Dosłownie przeżył szok, patrząc na swoją córkę, która… tak naprawdę nie pamiętał, kiedy ostatnio przeszła korytarzem tego mieszkania. To było tak dawno temu… Ledwo zarejestrował przysuwającego się bliżej Josha.

- Nie miałeś pojęcia, że Zack dogaduje się z nią tak dobrze? – Joshua coraz bardziej przekonywał się o tym, że nie powinien oceniać chłopaka. Bał się o chrześnicę i dobrze pamiętał licznych śmiałków, którzy do tej pory byli zatrudniani przez jego przyjaciela, by dotrzeć do młodej buntowniczki. Zawiodło doświadczenie, wiek, dobre pochodzenie… Wystarczającym okazał się zwykły, prosty chłopak. – Czemu mnie to nie dziwi. Naprawdę nie doceniasz szczęścia, które masz.

Sophia wywróciła oczami, bezgłośnie zgadzając się z Joshem. Przez ostatnich kilka tygodni Zack był jej bliższy niż własny ojciec, więc bez oporów poprosiła go o pomoc w dojściu do toalety. Wreszcie mogła pożegnać ten przeklęty cewnik – jakiś czas temu Zachary wezwał pielęgniarza, który zajął się wszystkim.

Może i miała jedenaście lat, ale nie była ignorantką. Dobrze wiedziała, do czego dąży jej ojciec, zbliżając ją z Zackiem. Naprawdę rzadko prosił ją o coś, bawiąc się w zawoalowane intrygi. Teraz także – widziała, w jaki sposób patrzył na chłopaka, jednocześnie zachowując odpowiedni dystans, by jej nie przytłoczyć swoimi uczuciami. Dla niej była to zbędna zabawa w kotka i myszkę. Przecież już pierwszego dnia, gdy okazało się, że tym, na którym spoczął obowiązek rehabilitowania jej, jest Omega, domyśliła się, dlaczego tak się stało. Trudno było funkcjonować na tym świecie i nie wiedzieć, do czego służą tego typu osoby. To był główny powód, dla którego tak się denerwowała, kompletnie nie rozumiejąc decyzji ojca. Nigdy wcześniej nie podejrzewała go o to, by mógł podążyć za burżuazyjną wizją społeczeństwa posiadającego własnego „zwierzaczka” od tych spraw.

Jakież więc było jej zdziwienie, gdy Zack spędzał z nią praktycznie całe dnie, a na bezczelne pytania o wpychanie się Larry’emu do łóżka odpowiadał śmiechem i pukaniem się w czoło. Zachowywał się przy tym tak naturalnie, że nie mogło być mowy o kłamstwie z jego strony. Poza tym zdołała już wychwycić subtelne różnice, gdy chłopak starał się coś przed nią ukryć. Była mu wdzięczna za rozmowę na temat tego, co wydarzyło się kilka nocy temu. Zachary niczego przed nią nie zataił. Szczerze wyznał, że zbliżył się do jej taty i zapytał, czy ma coś przeciwko.

Czy miała? Kiedyś na pewno byłaby wściekła i rozgoryczona, a teraz ucieszyła się, że Laurence znów zaczął zachowywać się jak żywa istota. Zresztą jeśli tym, którego wybrał, był Zack, nie miała żadnych przeciwwskazań. Nawet powiedziała o tym chłopakowi. Automatycznie uśmiech wpłynął na jej twarz, gdy przypomniała sobie, jak w oczach bruneta pojawiły się te, tak dobrze jej znane, psotne iskierki. Nie, żeby od razu zaakceptowała fakt pociągu jej ojca do osoby tej samej płci, ale w pokrętny sposób Zack stanowił dla niej wyjątek.

Czekający na nią brunet uchylił jej drzwi, gdy zapukała w nie kulą. Do tej pory stał za nimi, nie chcąc jej zawstydzać swoją obecnością w łazience. Przy okazji zdążył nasłuchać się, jaką to usłużną jest żonką, za co miażdżył Josha złym spojrzeniem. W rewanżu zaproponował Larry’emu spędzenie czasu w przyjemniejszym towarzystwie – bez obecności przyjaciela mężczyzny, za to wraz z Sophią, jednak, do czego powinien się już przyzwyczaić, usłyszał w odpowiedzi, że blondyn będzie zajęty pracą. No tak, początek tygodnia zawsze był wyzwaniem dla Abbota… Tak samo jak jego środek, koniec, a już zwłaszcza weekend. Zack mentalnie wycofał się ze swoich słów, robiąc też krok w tył w realnym świecie. Kiedy jednak drobne ramię jedenastolatki objęło go w pasie, przyciągając do uścisku, niemal zapomniał, jak powinno się oddychać. Cholera, Sophia musiała wszystko usłyszeć. Niepewnie spojrzał w dół, ale dziewczynka nie patrzyła w jego stronę. Jasne, zawijające się na końcach włosy opadały jej łagodnie na ramiona, które drżały w bliskim wybuchu.

- Jasne, tato, nami się nie przejmuj. – Siłą woli starała się zabrzmieć spokojnie, choć wewnątrz niej szalała burza. Aby się rozluźnić, uniosła głowę i spojrzała wprost w piwne oczy Zacharego. – Pomożesz mi dojść do pokoju?

Zdezorientowany chłopak wbił ponaglający wzrok w błękitne tęczówki Laurence’a, niemo dając mu znać, by interweniował. Przecież właśnie stwarzał mu idealną sytuację do rozmowy ojciec-córka! I dlaczego blondyn jeszcze nie pochwalił Sophii za jej osiągnięcie?

Larry szybko złapał aluzję, praktycznie postawiony pod ścianą. Nie popisał się do tej pory i aż wstyd przyznać, ale bał się tej konfrontacji.

- Sophio… a może ja ci pomogę? – zapytał ostrożnie. – Opowiesz mi o swoich postępach w chodzeniu?

Nastolatka prychnęła, kręcąc w niedowierzaniu głową. Na moment przygryzła wargi, by powstrzymać cisnący się jej na usta komentarz. Bądź co bądź Laurence był jej tatą. Nie mogła i nie chciała odzywać się do niego opryskliwie.

- Dziękuję, ale wolę Zacka. – sama wykonała pierwszy krok, ciągnąc za sobą bruneta. – Poza tym wszystkie moje ćwiczenia i sukcesy znajdziesz na plikach, które zgraliśmy ci na pendrive’a. Tak, tego, który od kilku dni leży na stole w twoim gabinecie. – I wszelkie próby potulności zniknęły za zakrętem. Dziewczynka nie mogła darować sobie kąśliwej uwagi, a napędzona wyraźnie spokorniałą miną ojca, postanowiła dorzucić na koniec coś jeszcze. Gdy zrównała się z nim, stając ramię w ramię, uniosła zadziornie głowę, mocniej wtulając się w bok Zacka, jakby szukała w nim wsparcia. – Może i jesteś mistrzem w swoim fachu, a spod twoich rąk wychodzą najpiękniejsze błyskotki, ale masz jeszcze jeden niezwykły talent, który szlifujesz, odkąd pojawił się Zachary. Precyzyjnie gasisz w nim płomień, który miał w sobie. Coś ci to przypomina? – Nie miała zamiaru czekać na odpowiedź, dobrze wiedząc, że ojciec domyśli się, do czego zmierzała. Jej matka z czasem także tłamsiła prawdziwą osobowość najbliższych osób, zamieniając Laurence’a w ostrożnego, zważającego na swe słowa stoika, który dla dobra „całej reszty świata” zablokował się w okazywaniu uczuć, by nie drażnić żony.

Obserwujący sytuację Josh niemal fizycznie poczuł, jak ostre słowa nastolatki ranią jego przyjaciela. Co gorsza, nie mógł się z nimi nie zgodzić, dlatego cieszył się, że nie wyszły od niego. Wiedział, że Larry przechodzi ciężki okres w pracy. On nie mógł mu w tej kwestii pomóc i wątpił, by zwierzenie się Sophii dało jakiś rezultat, ale Zack… Skoro Laurence chciał z nim stworzyć związek, to chyba najwłaściwszym byłoby pchnąć go do przodu na każdej płaszczyźnie, nie tylko fizycznej? I czy naprawdę musi mu to uświadamiać? Poczekał, aż zamkną się drzwi za nastolatką i jej towarzyszem – swoją drogą, mocno zaskoczonym całą sytuacją.

- Larry, wiesz, że jesteś moim przyjacielem i pomogę ci w każdej sytuacji. Dlatego przejrzyj wreszcie na oczy, bo stracisz swoje dziecko. Owszem, dowiodłeś tego, że zaakceptowała Zacka, ale osiągnąłbyś to samo, gdybyś zwyczajnie z nią porozmawiał. Ofiara losu z ciebie, stary.

- Mówisz jak on. – Trudno było mu ukryć, jak bardzo dotknęły go słowa córki. Z ciężkim westchnieniem oparł się o pobliską ścianę, w złości rozplątując zawiązane wstążką włosy. Nie miał teraz najciekawszej sytuacji w pracy, jednak nie mogło być tak, że przesłoni mu to życie prywatne. Przecież walczył o córkę, znalazł kogoś, kto poruszył odpowiednią strunę w jego sercu. Jak miał to naprawić? Rozmowa teraz nic nie da. Co Zack wcześniej proponował? Wspólny spacer? Kiedy ostatnio brunet wyszedł na zewnątrz? To podsunęło mężczyźnie kolejne stwierdzenie. Czyżby podświadomie więził chłopaka, tak jak z nim robiła to żona? Błękitne oczy Larry’ego spojrzały w szoku na Josha. – Jestem potworem.

9 komentarzy:

  1. Hejeczka,
    "kochana, kochana Akemi mam nadzieję, że wszystko w porządku u Ciebie, i brak rozdziału jest spowodowany siłą wyższą :)" - tak brzmiał w pierwszej wersji mój komentarz, a jako że się wyjaśniło to jeszcze coś dodam więcej, znam naprawdę ten ból kiedy nagle i niespodziewanie komputer przestaje funkcjonować, mam w domu pięć dysków wyjętych aby próbować odzyskać dane, a wszystkie z dwóch lat... (przytulam) tak mi przykro...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka, hejka. xD
      Coś marnie mi idzie odpisywanie. xD
      Łoł, ja mam jeden dysk zewnętrzny z wszystkimi dramami i anime, także gdyby coś mu się stało, zapłakałabym się na amen.
      Uff, uff, w pocie czoła pisałam najnowszy rozdział i sama przed sobą muszę przyznać, że robienie troszkę na siłę opowiadania, podczas gdy inni bohaterowie kłębią się w głowie, to średnio dobry pomysł. xDD
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  2. Hej. Kochana ty to nam się nie usprawiedliwiają i tak będziemy tu zaglądać i czekać z niecierpliwością.chociaz pierwsza moja myślą w poniedziałek było ,, poczekam do wtorku w końcu poniedziałek też może być niedziela ;) "( mojemu dziecku wydawało się ,że ostatnich kilka dni to niedziela ;) (zwłaszcza ,że wtorek też mieli wolny od szkoly). Współczuję straty sąsiada niektórzy są nawet lepsi niż członkowie rodziny. Trzymaj się kochana. Miejmy nadzieję ,że już teraz będzie tylko lepiej. Odnośnie komputera, to szacun nie wiem czy bym w takim momencie poprostu się nie rozbeczala i nie olala tego . Dlatego teraz uwielbiam Cię jeszcze bardziej. No i wracamy do naszego opowiadania. Jak ja rozumiem Zacka, wstawanie w poniedziałki rano to jakieś katusze,ale podoba mi się jego determinacja. Cały czas próbuje Larrego namówić na rozmowę z córką ,a ten to ciągle przekłada. Lubię to jak Zack dogryza larrrmu ale z jednym się z nim zgodzę . Chłopak wziął sobie omegę i nawet nie ogarnął jakie one mają prawa, co im wolno i co nie, i jeszcze po tylu prosbach o tabletki ten mu wręcza kart i mówi, że chłopak ma się sam ogarnąć . Eh z jednej strony super ,że Larry ma do Zacka zaufanie ,no i w końcu też powierzył jemu swoją córkę, no ale coś mi się zdaje ,że on jest tak zajęty swoim bezpiecznym światem w pracy niż prawdziwym życiem. Ale za to Josh mi dał do myślenia ,czyżby już zackowi nie były potrzebne tabletki na roje? To dopiero by dobiło Larrego ,bo coś czuję ,że facet dopiero wsiadł na karuzele zwana uczuciami. Niech on się lepiej ogarnie ,bo ta prawie 11 letnia dziewczynka dzieki zackowi ułoży sobie życie bez taty ,a wtedy Larry dopiero otworzy oczy .coś czuję ,że pomału to się dzieje. Uwielbiam to jaki Zack ma kontakt z Sophie . Ogólnie rozdział świetny. Trochę się zadziało i już się nie mogę doczekać następnego rozdziału .jestem ciekawa co Larry dalej zrobi? Czy ogarnie się w końcu ? Tyle pytań ... Pozdrawiam weny ,czasu ,zdrówka i trzymaj się . W.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka, hejka. ;3
      Hahaha, jestem dosyć nieregularna w tym opowiadaniu. xD A im dalej, tym jakoś ciężej. Coś mam takie przeczucie, że kolejny rozdział będzie zakończeniem, serio...
      Teraz przezornie zapisuję tekst co jakiś czas, także nie powinno być już tego problemu. xD
      Oj tak, Larry to uparta bestia i do tej pory nie przeprowadził tej rozmowy... ale sytuacja go zmusi. xD Chyba będzie łzawo. xD
      Larry w ogóle lubi pracować i traktuje firmę jak własne dziecko... bo w sumie stworzył ją od zera i serce mu krwawi gdy widzi przychody... Ale od czego ma Zacka? xD
      Sophie szczerze uwielbia Zacka. Ma w nim brata, matkę, przyjaciela... A Zack dba o to, by na tym się skończyło i by dziewczynka przelewała uczucia ojcowskie na ojca, a nie na niego. Nie chce mu jej podkraść. ;)
      Uhuu, Larry odwalił niezły numer w najnowszym rozdziale, także... No, ale się zrekompensował. xD
      Pozdrawiam serdecznie i ślicznie dziękuję. ;3

      Usuń
  3. Hejka, hejka,
    trochę mnie zmartwił brak rozdziału, ale ale rozumiem też bo teraz taki czas... ja sama dopiero wczoraj znalazłam czas na zajrzenie na blog...
    no, no Sophia to całkiem nieźle już sobie radzi... Larry był bardzo zaskoczony tym widokiem, a Laurence jest takim ignorantem, wszystko odkłada na później, nie wie jakimi prawami świat się rządzi... ale i Joshua ilod razu go nie uświadomił...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, hejo. xD
      Oj tak, ostatnio jest taki pokręcony czas... Ale powoli się stabilizuje. xD
      W punkt! Larry to ignorant i to z wyboru. xD Ale nawróci się bestia. xD
      Josh ma coś w sobie. Nie boi się opierniczyć przyjaciela i jest jego głosem rozsądku, kiedy blondyn ma gorsze dni. ;)
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  4. Hejeczka,
    wspaniale, Sophia nieźle już sobie radzi z chodzeniem, bardzo zaskoczyła ojca...  Laurence jest wielkim takim ignorantem...
    weny, weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejo ,hejo. xD
      Sophia ogólnie nie miała paraliżu. Bardziej... odpuściła rehabilitację i mocno się zastała.
      Laurence trochę się wyrobi. xD W końcu zaczyna doceniać swoje szczęście. ;3
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń