poniedziałek, 25 października 2021

5. Niedocenione szczęście

Hejka! xD

Uch, co to było za tempo... Zrobiłam sobie szkic tego rozdziału (zazwyczaj piszę spontanicznie). Uwierzcie, w pewnym momencie doszłam do wniosku, że przy tym planie Zack i Larry nigdy w życiu się nie zejdą. Przypominali mi skłóconych w życiu prywatnym aktorów, którzy nie potrafią zagrać scen miłosnych. xD No to spuściłam ich ze smyczy... Mogę tylko machnąć na to ręką. 

Ciekawa jestem, jak przyjmie się ten rozdział, bo trochę namieszałam. Wszelkie uwagi chętnie przyjmuję. ;3

Nie przedłużam i zapraszam serdecznie na piąty rozdział Niedocenionej miłości. Dziękuję za wszystkie komentarze (raz jeszcze przepraszam za ubiegłotygodniową obsuwę) i przepraszam za błędy. ;3

-----------------------------------------------------------------------------------------

 

Trudno było Zackowi przyjąć do wiadomości fakt bycia sztucznym zastępstwem. Od tygodnia snuł się po mieszkaniu jak duch, zastanawiając się, dlaczego tak bardzo go to dotknęło. Z czysto człowieczego punktu widzenia nie wyglądało to zbyt miło. W związku z tym postanowił skonfrontować tę sprawę z Larrym.

Czwartkowego popołudnia, gdy Abbott wrócił nieco wcześniej z pracy, Zack poprosił go o krótką rozmowę. Mężczyzna chyba przeczuwał, co się święci, bo wyjątkowo nie wymyślał absurdalnych wymówek. Zaprosił go do swojego gabinetu i rozsiadł się w fotelu.

- Co chciałeś?

Zachary spojrzał na niego odważnie.

- Nie będę owijał w bawełnę i tego samego oczekuję od pana. Nie jesteśmy dziećmi. – zaczął, odmawiając, gdy blondyn wskazał mu krzesło. Patrząc na niego z góry miał trochę więcej pewności siebie. – Czy moje podobieństwo do mamy Sophie miało znaczenie, gdy zdecydował się pan mnie wykupić?

Mężczyzna oparł się wygodnie, przygryzając dolną wargę. Wyglądało to tak, jakby toczył wewnętrzną walkę, zastanawiając się, czy powinien powiedzieć prawdę. Długo myślał, przerywając ciszę stukaniem opuszków palców o skórzane obicie fotela.

- Zaniemówiłem, gdy cię dostrzegłem. – mówił powoli, ostrożnie dobierając słowa. – Zadziałałem pod wpływem impulsu i stąd moja nieprzemyślana decyzja.

To by się zgadzało. Teraz Zack rozumiał, dlaczego Laurence nie miał pojęcia, co z nim zrobić, gdy minęło zaskoczenie i pewnie jakaś ekscytacja. Nie było to jednak żadnym usprawiedliwieniem.

- To takie oczywiste dla bogatych cwaniaków, których stać na wykup Omegi do swoich brudnych celów.

 Pełne pogardy słowa ugodziły w blondyna, ale nie odpowiedział na zaczepkę. Zamiast tego wstał i obszedł stół, by podejść do Zachary'ego.

- Macie podobne oczy, ale to jedyne, co was łączy. O wiele bardziej podoba mi się twój charakter. – Niewielki uśmiech wypłynął na jego usta.

Zack odtrącił dłoń Larry'ego, gdy ten chciał odsunąć mu włosy za ucho.

- Nie mam pojęcia, w co pan pogrywa. – zwęził oczy, marszcząc przy tym czoło. – Nigdy nie będę jej zastępstwem. Moja obecność krzywdzi Sophie, teraz to wiem. Dlaczego nie spojrzy pan-

- Och, daruj sobie tego pana, do cholery! – Stos papierów rozpierzchł się w powietrzu, gdy Larry zrzucił je w przypływie złości. – Dobrze wiesz, że nie jestem tego typu osobą, która pojawia się na aukcjach Omeg, by je wykorzystywać i puszczać dalej.

Skołowany Zack cofnął się o krok, zaskoczony nagłym wybuchem mężczyzny. Zastanowiło go to wystąpienie, ale szybko odzyskał animusz.

- Świetnie! Skoro tak, to nie będziesz miał nic przeciwko temu, bym ci wygarnął, jak kiepskim jesteś ojcem? – Czuł, że ponoszą go emocje, ale odkąd tu przybył, grobowa atmosfera tego mieszkania i żyjących w nim ludzi zamknęła na klucz jego entuzjazm, pozytywne reakcje i wszystko, co naturalne. Duszone myśli, które nawet w sierocińcu nie były możliwe do zatrzymania, mimo późniejszych kar, wyrwały się na zewnątrz. – Pieniędzmi opłacisz czynsz, jedzenie, wygodne życie, ale oddalasz się od własnego dziecka. Jak myślisz, dlaczego tyle razy chciała się zabić?

Spokojny jak dotąd Laurence zapłonął gniewem.

- Zamknij się! błękitne tęczówki wręcz wyblakły, gdy zaciskał dłonie na barkach chłopaka, który odepchnął go z całej siły.

- Pod poduszką ma album pełen waszych zdjęć. Twoich i jej, bo tylko tyle mogłeś do tej pory zaoferować! – Nie pozwolił złapać się mężczyźnie, sukcesywnie odsuwając się od niego. – Nie możesz na nią patrzeć, bo przypomina ci o żonie, więc po co stawiać ją na nogi? Niech gnije w pokoju, zapomniana przez własnego, egoistycznego ojca! – zdołał zablokować cios wymierzony w szczękę, ale druga z dłoni dosięgła policzka, uderzając rykoszetem w usta. Zack syknął, czując jak zęby ranią mu wargę, przecinając ją. Kilka kropel krwi spłynęło mu po brodzie, więc otarł ją niedbale, pochylając się nieco. Rozpuszczone dziś włosy przysłoniły mu czoło, wchodząc na oczy, przez co wyglądał na dużo bardziej wściekłego. – Matka chciała ją zabić, a ojciec odmawia pomocy. Teraz się nie dziwię, że pomimo mojego wyglądu woli spędzać czas ze mną niż z tobą. – Z premedytacją nawiązał do sytuacji sprzed kilku dni, gdy Laurence zaproponował córce wspólne zjedzenie posiłku. Dziewczynka spojrzała na niego podejrzliwie i odmówiła, wykręcając się grafikiem ćwiczeń, jakie Zack jej przygotował.

Dopiero teraz Larry potrafił nazwać uczucie, jakie mu wtedy towarzyszyło. Poczucie straty i odrzucenia.

Bez słowa odwrócił się w stronę drzwi, niemal wyszarpując klamkę. Stojak z ubraniami uderzył o panele, gdy mężczyzna zerwał z niego płaszcz w kolorze piaskowym. Huk zatrzaśniętych w złości drzwi wzdrygnął ciałem Zachary'ego. Wiedział, że przesadził, ale jednocześnie czuł, że zrobił najlepszą rzecz, jaką mógł. Obudził uśpionego w blondynie mężczyznę, który dał mu się poznać jako wyblakły i nieco flegmatyczny.

~ o ~

- ... ack? Zack?!

Jedenastolatka uderzyła trzymanymi w rękach ciężarkami o metalową ramę łóżka. Głuchy dźwięk odwrócił uwagę bruneta od przemyśleń. Po wyjściu Abbotta, poszedł do łazienki, aby przemyć zasychającą powoli krew. Zranienie nie uszło uwadze dziewczynki, ale nie skomentowała tego.

- Możesz mi powiedzieć, po co katujesz mnie tymi ćwiczeniami? – zamachała rękami, gdy jej towarzysz wreszcie spojrzał na nią przytomniejszym wzrokiem.

Zachary uśmiechnął się do niej, opuszczając boki łóżka, by móc przysiąść obok Sophii. Ten dzień mógł zacząć się koszmarnie, ale nie pozwoli na to, by miało to wpływ na jego zakończenie.

- Wyobraź sobie, że silny uchwyt jest bardzo ważny. Jak inaczej podeprzesz się na drążkach, by spróbować przejść kilka kroków?

Sophia spojrzała na niego jak na szaleńca, który uciekł ze szpitala psychiatrycznego. Postukała się palcem po czole, gdy chłopak odebrał od niej ciężarki.

- To się nie uda, wariacie.

Mina chłopaka rozbroiła ją, ale powstrzymała grymas uśmiechu. Dopiero gdy Zack złapał się teatralnie za przód szarej bluzy, niemalże szepcząc ze wzruszenia „Ojej, awansowałem z idioty na wariata”, zaciśnięte wargi rozluźniły się, a dziewczynka parsknęła krótkim śmiechem.

Po kilkunastu próbach ustania na wciąż odrętwiałych nogach, z ulgą zrobili sobie przerwę. Zack wpadł na świetny pomysł, by nagrywać postępy dziewczynki i do tego celu wykorzystał telefon, który Laurence mu dał w razie nagłych przypadków. Na czas ich ćwiczeń włączył aparat, ustawiając go na opcję filmowania i teraz pokazywał nastolatce całe nagranie.

- Widzisz! Na początku musiałem ci pomagać, a pod koniec sama świetnie dawałaś sobie radę. – Był pod wrażeniem tego, jak szybko Sophia dochodziła do siebie. Długo nie używane nogi nareszcie zaczynały współpracować.

- Gdyby nie ty, upadłabym tutaj na twarz – wskazała odpowiedni fragment, przysuwając się na rękach. Musiała przyznać, że odkąd w jej życiu pojawił się Zachary, wróciły jej siły i taka prosta chęć do życia. Łapała się na tym, że z niecierpliwością wyczekiwała odwiedzin chłopaka. Kątem oka spojrzała na jego spokojną twarz. Z pozoru wydawał się zrelaksowany, ale ona nie była głupia. Jej jedyną dotąd rozrywką było oglądanie telewizji, więc gesty i mimikę ludzi czytała jak profesjonalistka. – No dobrze, a teraz spowiadaj się. Co cię gryzie?

Zack spojrzał na nią szczerze zaskoczony. Nie spodziewał się takiego pytania, choć tak naprawdę zastanawiał się, czy powinien zaczynać z nią temat matki. Ostatnimi czasy nie reagowała na niego zbyt przychylnie.

- Jestem aż tak marnym aktorem? – westchnął, podpierając się na dłoniach rozłożonych za jego plecami.

- Oscara to ty nie dostaniesz. – Przewróciła oczami, jednocześnie z grymasem na twarzy zginając zwisające z łóżka kolana. Już wcześniej powiedziała Zackowi, że czuje mrowienie w nogach, co świetnie rokowało.

- Widziałem zdjęcia twojej mamy.

Sophia jęknęła, opadając plecami na pościeloną kołdrę. Wałkowała tę sprawę wiele razy, ale przekonała się już, że w przypadku bruneta, to on był tutaj ofiarą.

- Josh ma za długi język. – mruknęła, bawiąc się rozpuszczonymi lokami. – No cóż. Niczego dobrego nie można było się spodziewać po osobie, która dała sobie spokój z uszkodzoną córką. Jesteśmy jego zbędnymi elementami, które mają mu stworzyć szczęśliwy – uniosła ręce do góry, by wykonać cudzysłów – obrazek.

Gorzkie wyznanie wywołało dreszcz u Zachary'ego. Poczuł się tak, jakby te słowa dotknęły go bezpośrednio, a przecież były skierowane w stronę Laurence’a. Chciał się wtrącić i wytłumaczyć Sophii, jak było naprawdę, ale z drugiej strony coś go powstrzymywało. Nie był pewien, ile dziewczynka wie. Mogła nie pamiętać lub nikt jej nie uświadomił, że matka chciała ją skrzywdzić. Był gotów stanąć w obronie Larry'ego, co szybko w sobie stłumił. Po dzisiejszej kłótni doszedł do wniosku, że mężczyzna powinien sam wypić piwo, którego naważył. Nie będzie mu w tym pomagał, a już na pewno nie po tym, co Abbott mu zrobił. Z zamyślenia ponownie wyrwała go Sophia.

- Musiałeś go nieźle wkurzyć – wskazała na opuchnięty kącik ust Zacka. – Daję ci plus dziesięć punktów do szacunku. Jak tak dalej pójdzie, to awansujesz na głuptasa. – mrugnęła do niego, nareszcie uśmiechając się od ucha do ucha.

~ o ~

Kilka godzin później Zachary zaczął się martwić. Laurence nadal nie wrócił, a jego telefon odezwał się w kuchni, gdy chłopak próbował się z nim skontaktować.

Sophie spała już od jakiegoś czasu, więc Zack zrobił sobie lekką kolację i położył się do łóżka. Nie miał zamiaru czekać na swojego pana… a raczej ex pana. Jak on teraz miał o nim myśleć? Współlokator? Pewnie nadal nie będzie miał pozwolenia na opuszczenie mieszkania. Nie spieszyło mu się do ludzi, ale nie pogardziłby spacerem po parku. Chętnie zabrałby ze sobą Sophię – w jej szafie zauważył złożony wózek, więc nie powinno być problemu. Cóż, póki co musiał mu wystarczyć mały taraso-balkon, który był częścią jego pokoju.

Czerwony budzik ustawiony na szafce nocnej wskazywał północ, gdy Zack wreszcie zasnął. Śniły mu się dziwne rzeczy. Najpierw był superbohaterem ratującym ludzi z płonącego wieżowca, a potem wydawało mu się, że spada. To uczucie tracenia gruntu pod nogami wyrwało go z głębokiego snu. Przyspieszony rytm serca i przestrach utrzymywały się jeszcze kilka chwil, przez co dopiero po jakimś czasie zaczęły docierać do niego realne bodźcie świata rzeczywistego. I o ile ogień z mary sennej był tylko iluzją, o tyle ucisk na plecach i czyjaś dłoń w pobliżu jego splotu słonecznego trudno było sklasyfikować jako wymysł wyobraźni. Gwałtownie obrócił się na plecy, a raczej próbował, bo niewątpliwie męska sylwetka uniemożliwiła mu pełen skręt.

- Pozwól mi.

Cichy szept Laurence’a przy jego uchu ucieszył go, ale gdy dotarł do niego sens wypowiedzianych słów, miał ochotę znokautować mężczyznę w możliwie najbardziej brutalny  sposób.

- Zabieraj swojego przyjaciela w bezpieczne miejsce, bo nie ręczę za siebie. – warknął, gdy nagi członek blondyna wsunął się między jego uda. Chwila! – Kto ci pozwolił mnie rozebrać!

- Ciii – prawe przedramię Larry'ego wsunęło się pod głowę Zacka, a dłoń na moment nakryła chłopakowi usta. – Proszę, Zachary, pozwól mi. Tak pięknie pachniesz…

Chłopak nie wiedział, co zrobić. Czuł, że Laurence tego potrzebuje, ale dlaczego to on ma być tym, który zostanie wykorzystany? Ach, no tak, jest Omegą. Zawsze można uznać, że skusił swojego pana. Do nozdrzy doleciał mu zapach alkoholu i to przesądziło o jego decyzji. W razie czego Larry zawsze może uznać, że o niczym nie pamięta, więc „nie było sprawy”, a on? Kto by się tam liczył z jego zdaniem. To, że mężczyzna do tej pory nie wymagał od niego kontaktów fizycznych, nie oznacza, że o nich nie myślał.

Miał ochotę powiedzieć mu, że i tak nie ma prawa głosu, ale zamiast tego po prostu rozsunął nogi, zginając lewe kolano. Stopę ułożył na gładkim prześcieradle, gryząc wargi, by się nie rozpłakać. Podskórnie czuł, że Laurence będzie go dotykał w taki sposób, w jaki obejmował swoją żonę i słabo robiło mu się na myśl, że zaraz usłyszy jej imię, gdy Larry wsunie się w niego.

Dlatego wciągnął mocno powietrze, gdy smukłe palce zawinęły się wokół jego członka, masując suchą główkę. Mężczyzna szybko to naprawił, na moment zabierając dłoń i tylko bogata wyobraźnia Zacka pozwoliła mu się domyślić, że blondyn nawilżył rękę własną śliną. Już wilgotne palce drażniąco zataczały kółka na unoszącej się szybko główce. Zachary miał ochotę zakląć na to, jak szybko był się w stanie podniecić. Kiedy jednak otworzył usta, by zwrócić mężczyźnie uwagę na zbyt szybkie tempo – twardy jak skała blondyn coraz odważniej przesuwał się po jego specjalnym wejściu poniżej odbytu, dodatkowej cesze Omeg – między jego wargami przesunęły się palce uciszającej go do niedawna dłoni. Dobrze wiedział, jakie ma zadanie. Z westchnieniem oblizał je, starając się zmusić ślinianki do katorżniczej pracy. Podejrzewał, że Larry nie jest zbyt cierpliwy. A o słuszności swych słów przekonał się niecałą minutę później, gdy palce zniknęły z jego ust, by chwili zagłębić się w nim w ilości trzech. Wyprężył się na nowe doznanie, bynajmniej nie z rozkoszy.

- Wolniej – szepnął, próbując czerpać z tego jakąś przyjemność. Zadanie miał mocno utrudnione, choć rumieńce wstydu zapłonęły na jego policzkach, gdy Laurence pocałował go w kark, składając drobne całusy na każdym skrawku ciała, które był w stanie dosięgnąć ustami.

To było przyczyną tego, że Zack zadrżał, mięknąc jeszcze bardziej. I już nawet wilgotny, gruby penis wsuwający się w niego centymetr po centymetrze nie sprawiał mu najmniejszego dyskomfortu. Mocniej naparł na plecy blondyna, jednocześnie przyjmując go w sobie głębiej, na co jęknął, kręcąc biodrami. Jego zdradzieckie ciało reagowało aż nazbyt entuzjastycznie, pokrywając się kroplami potu. Wraz z gorącym oddechem na uchu, które blondyn przygryzł, szepcząc imię chłopaka, przyszedł nagły impuls poruszony we wnętrzu Zacka.

- Tutaj, tak? – Laurence zaśmiał się pod nosem na oburzone warknięcie, starając się ponownie trafić w to samo miejsce. Najwidoczniej mu się to udało, bo Zachary wyprężył się w jego uścisku, a po chwili pokrzykiwał coś mało zrozumiałego, dochodząc mu w dłoń. On też był już blisko. Lepką rękę wytarł w prześcieradło i objął nią klatkę piersiową chłopaka, przyciągając go jeszcze bliżej. Dzięki temu mógł wchodzić w niego głębiej, a Zack odwdzięczał mu się zaciskaniem mięśni. Spełnienie przyszło szybciej, niż się spodziewał i nie chciało się skończyć.

Zack zdążył odzyskać oddech, a blondyn dopiero wtedy uspokoił gwałtownie drżące lędźwie. Cisza, jaka zapadła między nimi, nie wróżyła niczego dobrego. A Owen nie zamierzał niczego ułatwiać.

- Skończyłeś już? Chciałbym się wykąpać. – Niemal fizycznie poczuł, jak nagle Laurence doświadcza otrzeźwienia i dociera do niego, co się stało.

- Prze-

- Lepiej tego nie mów. – warknął ostro, sięgając za siebie, by móc w miarę delikatnie szturchnąć blondyna. Szczęście w nieszczęściu, że był przed rują, bo ich głupota mogłaby doprowadzić do poważnych konsekwencji. Na przykład ciąży.

Gdy wreszcie Larry wysunął się z niego, Zack wstał bez słowa, nie oglądając się za siebie. Będąc przy drzwiach oparł o nie czoło.

- Byłbym wdzięczny, gdybyś wrócił do swojej sypialni. Tylko tym razem nie pomyl pokoi. – Z ciężkim sercem nacisnął na klamkę, po czym wyszedł, zamykając cicho drzwi. Miał wrażenie, że dźwięk przesuwającej się zapadki brzmi jak gong.

Chłód korytarza uświadomił mu, że wyszedł z pokoju bez spodni, z wysoko podciągniętą koszulką. Choć wiedział, że Sophia w obecnym stanie raczej nie zastanie go w negliżu, dla własnego komfortu niemal biegiem przebył tych kilka kroków dzielących go od łazienki. Darował sobie włączenie światła. Mocno rozkojarzony, wypełnił wannę wodą, wlewając do niej pierwszy lepszy płyn. Gdy wchodził do ciepłej wody, miał nadzieję, że nie pomylił go z detergentem.

Nie miał pojęcia, ile minut leżał w bezruchu, pociągając nosem, ale nawet tutaj jego spokój musiał zostać naruszony. Wtargnięcie Laurence’a wypełniło jego płuca gorącym powietrzem, jakby za moment miał zionąć ogniem. Nie zdążył jednak wyrazić swojego sprzeciwu w pełni, gdyż jego oburzone „Wyjdź stąd, do cholery!” zostało zagłuszone solidną porcją zwracanych czeluści żołądka blondyna. W towarzystwie walki człowieka z odruchami wymiotnymi spędził kolejnych kilka minut, zastawiając dłońmi uszy. Wolał nie ryzykować. Dopiero szum odkręcanej wody zmusił go do otwarcia nie wiadomo kiedy zamkniętych oczu, dzięki czemu mógł zobaczyć, jak poruszająca się po omacku sylwetka – tylko dzięki uprzejmości będącego w pełni księżyca – omija kosz z brudną bielizną i siada na podłodze, opierając się o ściankę wanny.

 - Spieprzyłem.

Oczywiste, choć niespodziewane stwierdzenie w małym, malutkim stopniu koi serce Zacka. Najbardziej cieszy go świadomość jutrzejszego kaca, jaki bez dwóch zdań dopadnie mężczyznę.

- Mogę ci się do czegoś przyznać?

Zachary z wrażenia odwraca się w stronę jasnego czubka głowy. Naprawdę akurat teraz zebrało się Laurence'owi na zwierzenia? Może powinien go upijać?

- Droga wolna – mruknął, przysuwając pozostałości piany bliżej siebie.

- Matka Sophii była miłością mego życia. Naprawdę bardzo ją kochałem, tak prawdziwie. Dlatego nie zauważyłem, że jej uczucie ewoluowało do chorobliwej zazdrości. Szlag… ona była gotowa poświęcić życie własnej córki.

- I mówisz mi to, bo…? – Zack wzruszył ramionami, przecierając po chwili delikatnie wilgotne od łez policzki.

- Boję się spojrzeć Sophii w oczy.

Zachary był bliski histerycznego śmiechu, ale dzielnie go zwalczył. Właśnie został wykorzystany przez pijanego, który teraz urządza sobie na nim jakiś pieprzony rachunek sumienia? To było tak groteskowe, że aż zabawne. Dlaczego niby Laurence miał się obawiać córki? Przecież to nie była jego wina… Och! Dwa wielkie kawałki układanki właśnie ułożyły się w całość.

- Ty uważasz, że przez ciebie doszło do wypadku. Ona z kolei cierpi z powodu twojego odtrącenia, bo rozumiem, że zdaje sobie sprawę z głupoty własnej matki? zapytał retorycznie, upewniając się szybko w swoich domysłach.   Macie tylko siebie i coś takiego, co nazywa się rozmową. Najwyraźniej tak proste czynności to rzecz niesamowicie skomplikowana dla Abbottów. – Zack odchylił głowę, wpatrując się w sufit. – Zastanawiam się, co miało znaczyć moje pojawienie się tutaj. Nawet, jeżeli jestem podobny do twojej żony, to jednak mam coś innego między nogami.

Cichy wybuch śmiechu Larry'ego udzielił się też chłopakowi, zwłaszcza po słowach mężczyzny wypełnionych rozbawionym oburzeniem.

- Jak wulgarnie. – Laurence przeczesał swoje długie, teraz splątane włosy. Skoro zaczął ten temat, to chciał doprowadzić go do końca. – Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?

- Ja pieprzę…

Tym razem blondyn roześmiał się w głos, wiedząc, jak patetycznie to zabrzmiało.

- Jestem poważny. Zdarzają się takie sytuacje, gdy mimo swojej orientacji zakochujesz się w kimś innym, kto jest wyjątkiem na skalę milionów. – Nie musiał patrzeć na Owena, by wiedzieć, że wielkie, ciemne oczy otwierają się w nagłym olśnieniu.

- Mówisz o niej, prawda? Jesteś gejem? Serio?

- Cóż, ona była… niepowtarzalna. Świetnie się dogadywaliśmy, rozumieliśmy się bez słów. Jej zaborczość i moja paniczna ucieczka przed homoseksualnością pasowały do siebie aż za dobrze. Spełniłem oczekiwania rodziców, dorobiłem się… Brzmi cudownie, hm?

Ból w głosie Laurence’a był niemal namacalny. Zachary z małymi oporami położył mokrą dłoń na głowie mężczyzny, gładząc ją w pokrzepiającym geście. Nie przestał tego robić nawet wtedy, gdy mężczyzna obrócił się do niego przodem, klękając przed wanną. Teraz rozumiał obawy blondyna przed wyznaniem córce prawdy, ale zdążył poznać Sophię na tyle dobrze, by móc przypuszczać, że takie coś nawet by jej nie ruszyło.

- Uważam, że martwisz się na zapas. Sophia doceni fakt podzielenia się z nią tak ważną dla ciebie sprawą. Przecież musisz wreszcie zerwać ten przysłowiowy plaster. W innym wypadku oddalisz się od niej tak bardzo, że później może nie przyjąć tego z łatwością. – Pozwolił mężczyźnie dotknąć swojej opuchniętej już wargi, subtelnie pocierając nosem o wierzch ciepłej dłoni. Podejrzewał, że do rana będzie wyglądał jak ofiara przemocy. – Nadal nie rozumiem swojej roli w twojej grze.

- Pamiętasz, kiedy mówiłem ci, że łączą was tylko podobne kolory oczu? – zapytał, czekając na potwierdzenie ze strony Omegi. – Nie kłamałem. Była naturalną blondynką. – Zdawał sobie sprawę, że niewiele tym wyjaśnił. – A w przypadku miłości od pierwszego wejrzenia nie potwierdziłem, że chodziło o nią. – Wewnętrznie trząsł się z powstrzymywanego chichotu, ale na zewnątrz zachował kamienną twarz. Nie chciał, by chłopak uznał, że go okłamuje. – Przetraw to na spokojnie. – Powoli wstał, nadal odczuwając wygasające fale mdłości, po czym pochylił się, całując Zacka w czoło. – Nabierz sił, a jutro odpłać mi się ciosem w szczękę.

- Nie będę musiał. – Z satysfakcją spojrzał na zastygającego w bezruchu Larry'ego. Zdezorientowany mężczyzna spojrzał na niego z nutą niepokoju i zaciekawienia, dobrze widząc jego twarz oświetloną przez promienie księżyca. – Migrena i skutki picia załatwią za mnie sprawę. Po prostu nie przyłożę ręki do ich wyeliminowania.

Obaj posłali sobie złośliwe, zawadiackie uśmieszki, uznając, że prowizoryczny topór wojenny został zakopany.

6 komentarzy:

  1. Bardzo mi się podoba to spuszczanie ze smyczy ;) musisz częściej z tego korzystać. Chociaż momentami i tak nie rozumiem Laurenca ,ale już się coś wyjaśniło Laurence jest gejem .szczerze chcialabym być w jego glowie, bo to co się tam dzieje ,to musi być naprawdę rollercoaster,a facet wydaje się taki spokojny i wyciszony.Za to Zack ,normalnie go uwielbiam tą jego wrażliwość ,a zarazem taka zadziorność i upartość. No i nie ma to jak wyznania w łazience nic tak nie zbliża jak wsparcie w takich momentach;). Co do ich sytuacji łóżkowej to może i nie było to takie romantyczne ,ale teraz myślę,że to duży krok dla nich. No i zbliża się ruja ...ciekawe czy Laurence zdąży z tabletkami czy jednak ruja wygra ;). Co do córki Laurenca to Zack ma rację rozmowa jest im bardzo potrzebna. Pozdrawiam i czekam na więcej . W

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka. xD
      Haha, chłopakom też się spodobało. Atmosfera od razu oczyściła się między nimi. xD
      Laurence ma jeszcze kilka problemów na głowie. Skupia się na konkretnym celu i widzi tylko ten mały punkt, nie rozglądając się na boki. Dlatego zbawienną jest obecność Zacka, który uświadamia mu niemalże oczywistości. xD
      O tak, Larry jest wyciszony. Nie lubi mówić o swoich kłopotach i zostaje z nimi sam na placu boju. Jeszcze zaskoczy... no i na szczęście ma też Josha. ;3
      Zack jest naturalnie zadziorny. xD Szykuję dla niego pewien scenariusz i z ręką na sercu - jest on o wiele łagodniejszy, niż planowałam... w trakcie pisania tego rozdziału. xD
      Hahahaha, ta akcja z łazienką to taki życiowy element! xD
      Kochana, jak ja się nagimnastykowałam (a raczej moja łepetynka), by ich wreszcie do siebie zbliżyć! Przemeblowałam to opowiadanie, aby nagle nie wyszło, że "o, Zack może mówić do niego po imieniu, a tak w ogóle, to on go kocha". xDDD Metoda małych kroczków to złoty środek.
      Ruja, hmmm. ;3 Nic, zupełnie nic nie zdradzę. xDDDD
      Sophie jest bardzo mądrą dziewczynką. Upartą po tatusiu, ale Zack to twardy zawodnik. xD Trafiła kosa na kamień. xD
      Dziękuję Ci pięknie. ;3
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  2. Hejeczka,
    spuszczenie ze smyczy powiadasz... to wyobrażam sobie to tak... Zack merda ogonem i myśli idę zrobić to co mi Pani zabraniała... idę wygarnąć Larremu wszystko ;) i co, i co wygarnąć wszystko, choć jak widać Larrego poniosło, ale widać że nić porozumienia zawiązuje się między Sophie a Zackiem... a potem noc i.... jest gejem no to tego się nie spodziewałam...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka, hejka. xD
      Oj tak, Zack bardzo chętnie wystartował do Larry'ego. Wręcz poczuł wiatr w żaglach. xD
      Spuszczenie ze smyczy przyniosło korzyści każdemu. xD Uwolnienie takich emocji to dla nich super sprawa, choć Laurence nie jest typem osoby, która się zwierza, dlatego jeszcze wiele przed nimi. xD
      Dziękuję ślicznie. ;3
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  3. Hejeczka,
    o tak Zachary wygarnął Larremu wszystko ;) choć jak widać Larrego to poniosło, cieszę się, że powstaje nić porozumienia między Sophie a Zackiem... Larry jest gejem, no to tego się nie spodziewałam...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, hej. XD
      A jak! Zack mówi wiele rzeczy wprost. Nie lubi ukrywać swoich emocji i raczej woli doprowadzić do konfrontacji, niż wybrać okrężna drogę. Dlatego częsrto obrywało mu sie w sierocińcu.
      Sophie jeszcze zaskoczy. xD
      Dziękuję pięknie. ;3
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń