poniedziałek, 29 listopada 2021

9. Niedocenione szczęście

Hejka. xD

Dziś mamy ostatni rozdział. Jest dłuższy, bo chciałam wszystko wyjaśnić, a nie wyszłaby z tego dodatkowa notka. 

W ubiegłym tygodniu nie miałam czasu, aby dokończyć historię. Mam remont, pomagałam z tekstem dla kogoś... no i praca. xD Ale idzie grudzień, będzie spokojniej (miła perspektywa). xD

Nie krępujcie się, aby wskazać mi błędy albo niedopowiedzenia. Sama łapałam się na tym, że czegoś nie dopisałam, więc dlatego też wyszło więcej tekstu. xD

Bardzo serdecznie witam Monikę - odpisałam Ci, Kochana, pod Twoim komentarzem. xD

Nie przedłużając, zapraszam Was serdecznie na dziewiąty rozdział Niedocenionej miłości. Dziękuję za wszystkie komentarze i przepraszam za błędy.
-----------------------------------------------------------------------------------------
 

Wieczorem Sophia zdecydowanie zarządziła, że swoje urodziny może przełożyć na inny termin. Dla niej to był bardzo emocjonalny dzień i postanowiła spędzić go na oglądaniu telewizji w pokoju, który Josh dla niej przygotował. Nawet dostała tort ze świeczkami – Thompson wziął sobie za punkt honoru odpowiednie uhonorowanie dwunastych urodzin dziewczynki.

Dopiero wieczorem Zack dokończył mycie naczyń – pod ostrzałem intensywnego spojrzenia Camerona, który nie opuszczał go na krok.

- Nie musisz mnie pilnować. Niczego nie ukradnę. – odstawił do szafki biało-złoty kubek, wycierając dłonie w kraciastą ścierkę. Mimowolnie pogłaskał się po zaokrąglonym brzuchu, przy okazji sprawdzając, czy nie zamoczył sobie koszuli. Kilka kosmyków wydostało się spod luźnego upięcia, nadając mu lekko niechlujnego wyglądu.

Cameron prychnięciem skomentował słowa chłopaka, opierając dłoń na blacie obok niego.

- Może to dla ciebie nowość, ale świat nie kręci się tylko wokół twojej osoby, Omego.

Gdyby wzrok mógł być osobnym bytem, który byłby zdolny do wypowiadania swoich gestów, Zack nie musiałby odpowiadać mężczyźnie na tę zaczepkę.

- Nie wiem, jakie masz doświadczenia z Omegami, ale daleko nam do uznawania się za kogoś ważnego. – widział, że Cameron nie jest ani trochę przekonany. – Myśl, co chcesz. Tego ci nie zabronię. – Wycofał się, posyłając mu delikatny uśmiech. Nie chciał wchodzić z nim w konflikt, a już zwłaszcza dlatego, że mężczyzna był bliski Joshowi. Jego plany mogły co prawda nie wyjść zbyt dobrze, gdyż pobyt w tym domu nie miał konkretnego terminu. Laurence co prawda obiecał, że szybko załatwi nowe lokum, ale teraz obaj z Zackiem doszli do wspólnego wniosku, że do czasu ogłoszenia wyników konkursu nie będą dokładali sobie dodatkowych zmartwień.

Cameron zmrużył oczy, obserwując wycofującego się chłopaka. Nie mógł wyprzeć z głowy wizji Omeg, które namiętnie ukazywano w programach dokumentalnych. Może to nie był zbyt wiarygodny przekaz, ale niewiele różnił się on od tego, z czym miał do czynienia na co dzień.

- Słuchaj, gwiazdo. – złapał przedramię Zacka, zatrzymując go w miejscu. Kiedy brązowe, zaskoczone tęczówki spojrzały na niego, kontynuował swoją wypowiedź. – Często sprzątam w willach bogatych biznesmenów, którzy dla zabawy wykupili nawet kilka Omeg. Zaręczam ci, że żadna z nich nie cierpi, a wręcz przeciwnie. Zachowują się jak pewne siebie metresy żyjące na bardzo wysokim poziomie. Chociaż… – zawiesił konspiracyjnie głos, uśmiechając się kącikiem ust. – żadna nie wpadła na pomysł, by swojego sponsora usidlić za pomocą dziecka. – Zbliżył się do niego gwałtownie, wysuwając rękę, by dotknąć dłoni, która przykrywała brzuch. Nie podziewał się, że Zack zrobi równie nerwowy unik, tym samym strącając z blatu za sobą kilka szklanek.

Brzęk szkła był tak niespodziewany dla chłopaka, że w przestrachu odskoczył od głównego źródła hałasu, wpadając plecami na lodówkę. Impet był na tyle duży, że choć urządzenie miało swoją wagę i przewyższało wysokością Zacka, zachybotało się na niskich nóżkach.

- Uważaj!

Krzyk Camerona nałożył się w czasie z osłonięciem Omegi. Mężczyzna zadziałał instynktownie, kiedy zobaczył, jak poukładane na lodówce szpargały – w głównej mierze jakieś magazyny kulinarne i książki Josha – rozjechały się z równo ułożonej górki, ześlizgując się wprost na stojącego obok Zacka.

- Co tu się u licha dzieje? – dobiegający od progu podniesiony głos Laurence’a nie wróżył niczego dobrego. Zdążył już zauważyć, niechęć Camerona do bruneta i choć był ciekaw przyczyny, w tej chwili nawet zaufanie, jakim darzył mężczyznę, nie miało zbyt wielkiego znaczenia. Jakież więc było jego zdziwienie, kiedy zastał Zacka w objęciach tego, który wcześniej łypał na niego nieprzychylnie. Nie miał pojęcia, co do tego doprowadziło, ale trudno było mu zdecydować, czy taka przyjazna bliskość bardziej go cieszy, czy jednak ma ochotę przyłożyć mężczyźnie.

Tymczasem Cameron skrzywił się, gdy jedna z ciężkich oprawek uderzyła go w tył głowy. Zdecydowanie musi zrobić porządek z tą zbędną makulaturą, którą Josh gromadził, od kiedy wziął trzydziestolatka pod swój dach.

Nawet nie wiedział, kiedy jedną rękę położył na włosach nieco niższego chłopaka, a drugą objął go w pasie, przyciskając ją do pleców. W momencie, gdy przesunął palcami po dziwnych zgrubieniach wyczuwalnych pod koszulą chłopaka, Zack wyrwał się z jego objęć, odsuwając na kilka kroków. Z trudnym do odgadnięcia wzrokiem spojrzał na Camerona, po czym wyszedł szybkim krokiem z kuchni, mijając wciąż stojącego w progu Laurence’a. Nie pozwolił mu się zatrzymać nawet wtedy, gdy blondyn go o to poprosił.

Abbott westchnął, przykładając skroń do futryny. W pewnym stopniu znał historię Zachary’ego i doskonale rozumiał jego niechęć do dotyku. Z drugiej strony podejrzewał, że chłopak po prostu nie chce, by ktoś poza nim wiedział o istnieniu ran na jego ciele. Tym bardziej Cameron, który nie pałał do niego sympatią, a teraz wyglądał na mocno niepewnego sytuacji, w jakiej się znalazł.

- Laurence, przepraszam. Nie chciałem go zdenerwować.

Blondyn uśmiechnął się, kiwając głową ze zrozumieniem.

- Wiesz, Cam, ja muszę nauczyć się więcej o Omegach, by lepiej go zrozumieć. Ty z kolei za bardzo skupiasz się na ogólnych informacjach, pomijając fakt tego, że każdy człowiek jest inny i ma swoją historię. – Niespiesznym krokiem podszedł do mężczyzny i poklepał go po ramieniu w geście wsparcia. – Nie zapominaj, że fetysze bogaczy mają wpływ na zachowania osób, które są w ich posiadaniu. To wcale nie musi oznaczać, że Omegi, jakie zdążyłeś poznać, same wybrały sobie rolę, z którą muszą żyć każdego dnia. – zwinął w rulon trzymane w dłoni dokumenty i delikatnie uderzył nimi w klatkę piersiową Camerona. – Odpuść mu trochę.

Przez krótką chwilę mierzyli się wzrokiem. Młodszy z mężczyzn przetrawiał usłyszane informacje, a jego spojrzenie z każdą sekundą łagodniało. Choć dzieliło ich kilkanaście lat różnicy, Cameron zachowywał się tak, jakby sprawował opiekę nad Larry’m. Gdy pomagał sprzątać w jego mieszkaniach, blondyn przeżywał okres zamykania się w sobie i cichego odreagowywania straty żony. Dlatego też Cam gładko wszedł w rolę „rozsądnego dorosłego”, tym bardziej, że znał sytuację z Sophią. Teraz czuł się tak, jakby wydawał syna za mąż. Na samą myśl o tym nie powstrzymał nagłego napadu śmiechu, machając Laurence’owi ręką, aby się nim nie przejmował.

- Postaram się, ale tak łatwo mu nie odpuszczę.

- Dobre i to. – Larry miał wrażenie, że ta dwójka chłopaków jeszcze dojdzie do porozumienia. W końcu przed nimi wiele wspólnych dni, a Zack będzie potrzebował mentalnego wsparcia, gdy ciąża rozwinie się na tyle, by ograniczyć go fizycznie.

Był dobrej myśli i z pozytywnym nastawieniem raz jeszcze poklepał Camerona po plecach, po czym wyszedł z kuchni, zostawiając mężczyźnie uprzątnięcie szkła z podłogi.

Mimo nalegań Zacka, by zamienili się pokojami – chłopak zajmował dosyć spore pomieszczenie, a on salon ze średnio wygodną kanapą – postawił na swoim. Teraz jednak, myśląc nad tym intensywnie, zdecydował się przynajmniej na chwilę odwiedzić bruneta. Zapukał cicho w drewniane drzwi, wchodząc do środka, gdy usłyszał pozwolenie. Zachary siedział na łóżku, przykryty kołdrą jak peleryną. Dotyk obcych dłoni musiał mocno nim wstrząsnąć.

Bez słowa podszedł do niego i usiadł obok. Brązowe, duże oczy, które tak pokochał, patrzyły na niego niepewnie, gdy ostrożnie zdejmował z niego prowizoryczne schronienie. Odłożył na bok kołdrę i chwycił za dół koszuli, pytając go wzrokiem, czy pozwoli mu na samowolkę. Chwilę później unosił materiał do góry, pochylając się w stronę naznaczonych pręgami pleców. Już kilka razy widział te niepotrzebne skaleczenia i wciąż pamiętał zdarzenie, gdy Zack zbił wazon i chciał, aby Laurence ukarał go za to.

Z dawno nie okazywaną delikatnością ucałował każdą z blizn, uśmiechając się przy każdym z dreszczy, które wstrząsały chłopakiem. Zdecydowanie ich znajomość poszła jakimś przyspieszonym, barbarzyńskim trybem, zamiast, tak jak teraz, rozkwitać powoli i subtelnie.

Jego usta sunęły po jasnym ciele, niczym palec pirata szukający na mapie istotnego krzyżyka. Dla niego skarbem nie był jeden a co najmniej dwa punkty, do których niespiesznie dążył, przenosząc się w kierunku brzucha Zacka. Z ciekawości uniósł wzrok, napotykając zaintrygowane spojrzenie brązowych oczu i wygięte w delikatnym łuku usta. Choć miał ochotę poczuć smak tych zadziornych warg, najpierw jego uwaga została poświęcona okolicom wypukłego pępka. Wcale się nie spieszył, muskając ustami cudownie okrągły brzuch, w środku którego rozwijało się nowe życie. Nie mógł powstrzymać pełnego szczęścia uśmiechu, gdy dłonie Zacka, zdjęły mu gumkę z włosów, by chwilę później zgrabne palce wczesały się w nie, masując skórę głowy. Miał ochotę mruczeć z przyjemności, ale to zostawił sobie na potem. Pod naporem dotyku rąk chłopaka, uniósł głowę i zrównał się z nim, krzyżując spojrzenia. Dziś był zdecydowanie niecierpliwy i nie potrafił zbyt długo utrzymać warg w bezruchu. Coś mu się wydawało, że Zachary nie miał nic przeciwko, rewanżując mu się z równym zaangażowaniem, zaczepnie poskubując jego dolą wargę.

- Larry, co to za przekupstwo, hm? Chcesz czegoś ode mnie?

Blondyn prychnął z oburzeniem, odsuwając się tylko po to, by ucałować policzek chłopaka.

- Ugodziłeś mnie prosto w serce, Zack. Teraz krwawi, wiesz? – udał, że ociera łzę, jednocześnie szczerząc się jak wariat. Przy Zachary’m odnosił wrażenie, że ubywa mu lat.

Tymczasem Owen wywrócił oczami, poprawiając splatane przez siebie jasne włosy mężczyzny, wsuwając kilka kosmyków za jego ucho.

- Niech się księciunio nie utopi we własnych łzach, bo trudno mi go będzie uratować bez umiejętności pływania. – ponownie miał ochotę w jakiś sposób skwitować marne zdolności teatralne Laurence’a, gdy ten złapał się za serce, posyłając mu szczenięce spojrzenie, co w zestawieniu z wątpliwymi zdolnościami dało dosyć komiczny obrazek. – No już, już, twoja księżniczka przybyła na ratunek.

Obaj zgodnie parsknęli śmiechem, wzajemnie trącając się ramionami. Blondyn nie pamiętał, kiedy ostatnio tak dobrze się czuł, nie zaprzątając sobie głowy jakimikolwiek zmartwieniami. Praktyka godna powtórki.

- Tak naprawdę, Zack, miałeś sporo racji. – Larry położył dłoń na kolanie chłopaka. – Chciałbym, abyś mi w czymś pomógł. – sięgnął po odłożony rulon papieru, który zostawił na szafce z telewizorem. Starannie odwinął go i wyprostował, wręczając chłopakowi. Nie wątpił, że Zachary wszystkiego się domyśli, ale miał ogromną ochotę wytłumaczyć mu wszystko. – Uważam, że twoja dbałość o szczegóły i moja prosta, użytkowa forma mogą stworzyć coś naprawdę pięknego. Pomożesz mi opracować najlepszą kolekcję biżuterii, jakiej jeszcze nie widziało Miami?

Zack z trudem radził sobie z poskromieniem gwałtownie napływających do niego uczuć. Początkowe zaskoczenie szybko przeistoczyło się w podekscytowanie i natychmiastową chęć działania. Nie zamierzał jednak od razu się zgadzać. Maleńkie ziarno złośliwca trafiło na podatny grunt. Ze zmrużonymi oczami odsunął się nieco od blondyna, siadając do niego przodem.

- Dajesz mi bardzo mało czasu i niewiele możliwości na zaczerpnięcie inspiracji… będzie cię to drogo kosztować. – perfekcyjnie wychodziło mu zachowanie kamiennej twarzy. Pokerowa mina nie wytrzymała jednak zbyt długo, a już zwłaszcza w starciu z długim, mocnym pocałunkiem.

- Na spłatę mam całe życie z tobą u boku. Chyba nawet uda mi się uregulować odsetki.

Z takim argumentem Zack nie mógł polemizować.

~ o ~

Wbrew podejrzeniom Laurence’a, jego wspólne zdjęcie z Zackiem nawet nie znalazło się na pierwszej stronie. Okazało się, że strach był na wyrost. Owszem, miał znany i dosyć prestiżowy salon jubilerski, jednak jego życie towarzyskie nie wzbudzało negatywnych emocji. Co prawda temat Omeg traktowano różnie. Mimo tego Larry dawno nie uczestniczył w aktywnym życiu towarzyskim, więc jego wiedza była mocno okrojona i najwyraźniej zatrzymała się na etapie sensacji, gdy ktoś „wchodził w posiadanie” tej niezwykłej istoty.

Tak czy inaczej jeden kłopot mieli z głowy – choć mały artykuł w środku gazety, opatrzony romantycznym tytułem, pozwolili sobie wyciąć i włożyć do albumu, który Zachary wyniósł z pożaru.

Grubo po północy udało im się ulepszyć szkice Larry’ego, wplatając w nie motywy roślinne. Dodatkowo Zack wpadł na pomysł, by sygnety ślubne wykonać w kształcie mniej wypukłym, z wyżłobieniem zdobnych linii pośrodku, aby panna młoda mogła połączyć obrączkę z  zaprojektowanym przez nich pierścionkiem zaręczynowym.

~ o ~

Minęła około godzina, od kiedy blondyn wyszedł na ostateczne spotkanie przed konkursem, który miał się odbyć za dziesięć dni. Zack zdążył uprzątnąć kuchnię i zabrać się za łazienkę, kiedy nastroszony Cameron odebrał mu wodny odkurzacz i wszelkie środki czystości, wskazując palcem, aby chłopak zaszył się w salonie i udawał, że go nie ma. Oddelegowany w ten sposób Owen zaopatrzył się w książkę kryminalną – nie wątpił, że należała do Camerona – i rozłożył się na granatowej kanapie obitej materiałem zbliżonym do weluru. Głupio mu było siedzieć bezczynnie. Od zawsze miał za zadanie pomagać, sprzątać, gotować, a teraz czuł się tak, jakby wysłano go za karę do kąta.

Lektura była dosyć wciągająca i nawet nie wiedział kiedy pochłonął połowę książki. Być może udałoby mu się ją dokończyć, gdyby nie wchodzący do salonu Cameron. Trzymane przez niego dwa parujące kubki pachniały tak intensywnie, że Zack odruchowo rozciągnął usta w uśmiechu, przysuwając nos do gorącej czekolady o smaku pomarańczy.

Nim Zachary zdążył zapytać, czym zasłużył sobie na takie uprzejmości, Cameron uprzedził jego pytanie.

- Chciałem cię przeprosić.

Piwne oczy skoncentrowały się mocno na mężczyźnie, uważnie obserwując jego reakcje. Nie wyglądało na to, że Josh lub Larry wygadali się na temat jego przeszłości, zatem Cameronem nie kierowało współczucie. Na szczęście.

- Kiedy wiele razy usłyszysz kłamstwo, w końcu uznasz je za prawdę. – Owen upił łyk czekolady, parząc sobie język. – Nie przejmuj się mną.

Przez chwilę tylko mierzyli się spojrzeniami, jakby oceniali, czy trzeba jeszcze coś dopowiedzieć. Pierwszy przełamał się Cameron, przysiadając się do Zacka.

- To, co zrobiłeś dla Sophii, było niesamowite. Ja… próbowałem wielokrotnie, ale najwyraźniej nie miałem siły przebicia – przyznał nieco opornie. – Teraz o mało nie zginąłeś, byleby uratować szkice Laurence’a. Co było kompletną głupotą. – dodał, zwężając oczy, by wyglądać na bardziej surowego. – Dlatego uważam… że to raczej mało prawdopodobne, abyś był osobą, która dla wygodnego życia celowo zachodzi w ciążę.

Zachary miał wielką ochotę wywrócić oczami, ale dzielnie powstrzymał ten odruch. Zamiast tego wskazał palcem na swój brzuch.

- Myślisz, że marzyłem o bolesnych kopnięciach, skurczach i i napadach mdłości? – uniósł lewą brew w geście zdziwienia. Szybko jednak złagodniał, podciągając nogi na oparcie kanapy. – Poza tym odpowiadam teraz za tego malca. Nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby dziecka dla zachcianki, nie dbając później o to, czy zdoła je wychować.

Cameron odwrócił wzrok, byleby tylko nie patrzeć w te duże, piwne oczy. Za każdym razem wydawało mu się, że chłopak otwiera się przed nim jak księga, nieświadomie udostępniając mu ból gromadzący się na dnie ciemnych źrenic. Choć usta się uśmiechały, a optymizm wylewał litrami z tego szczupłego ciała, nie można było oszukać zwierciadeł duszy.

Poza tym nie chciał przyznać, że jest mu głupio z powodu ocenienia Zacka bez poznania go. W życiu nie powie tego na głos, bo Josh wypominałby mu to przez resztę życia, ale zaczynał cieszyć się tym, że Laurence znalazł kogoś takiego jak Zachary. Już nie raz widział, jak mężczyzna łagodnieje w obecności chłopaka, rozpogadza się, jakby ktoś zdjął mu z ramion ogromny ciężar. Doskonały przykład miał właśnie teraz przed sobą. Wchodzący do salonu Larry od razu jakby odmłodniał, a wystarczyło tylko skrzyżowanie spojrzeń z Zackiem. W kilku krokach znalazł się tuż obok bruneta, całując go w czubek głowy, na co Owen wtulił się w głaszczącą go dłoń.

Zapatrzony w ten czuły obrazek Cameron nie dosłyszał cichych szeptów wymienianych między parą, dlatego też nie mógł się przygotować na to, co zaraz miał usłyszeć.

- Spotkanie poszło rewelacyjnie, ale jak widzę, ty też masz świetnie towarzystwo, Zack.

Chłopak mrugnął do niego i skinął mu głową.

- Oj tak, Cameron to świetny rozmówca. Miałem mu właśnie opowiedzieć o naszych planach związanych z twoim sklepem, ale jestem pewien, że na pewno nam pomoże. W końcu nie wypada odmówić ciężarnemu, prawda?

Laurence ukrył śmiech, przysłaniając usta w parodii kaszlu. Do czasu ogłoszenia wyników mieli kilka dni na małą akcje detektywistyczną.

~ o ~

Cameron

Jak ja się dałem wplątać w taką akcję? Dobrze, owszem, powiedzmy, że miałem jakiś dług względem Zacka, ale żeby rewanż musiał być aż tak angażujący? Cieszyło mnie to, że być może pomogę tym Laurence’owi, ale irytował mnie pewien fakt. Mianowicie wyglądało to w ten sposób, jakby Zachary celowo wybrał mnie do tego zadania, żebym „miał wkład w pomoc”. Ja wiem, że moja próba rehabilitacji Sophii okazała się fiaskiem, ale ten przebiegły chłopak nie musiał szukać mi zastępczego zajęcia.

Zgoda, może nie miał w tym złych intencji, ale ja czułem przez to gorzki posmak porażki i czegoś w rodzaju litości. Kiedy podzieliłem się tymi przemyśleniami z Joshem, od razu zostałem sprowadzony na ziemię. Jakimś cudem udało mu się mnie przekonać co do tego, że Zack daleki jest od okazywania złośliwej życzliwości. Doskonale potrafił zjednywać sobie innych? Nie mam pojęcia. Wiem jednak, że Josh też nie od razu zapałał do niego sympatią, zatem mentalnie poklepałem się po ramieniu, że nie jestem takim złym człowiekiem.

Chłopak zyskiwał przy bliższym poznaniu, a ja do tej pory wolałem trzymać się od niego na dystans. Z każdą godziną i okazanym uczuciem w stronę Sophii i Laurenca, chłopak zyskiwał w moich oczach. Chyba naprawdę miałem jakiś kompleks na punkcie blondyna. Jednak to nie ja byłem tym, który do tej rodziny wpuszczał nowego, najprawdopodobniej stałego członka. A nawet jeszcze jednego w pakiecie.

I tylko dlatego zgodziłem się odegrać tę całą farsę, niemal w biegu wchodząc do sklepu należącego do Abbotta.

Na wprost od wejścia zobaczyłem młodą kobietę w rozpuszczonych włosach. Uśmiechnęła się do mnie w elegancki, spokojny sposób, nie wykonując żadnego ruchu.

- Dzień dobry. Potrzebuję  pierścionka zaręczynowego na już dla mężczyzny. – na lekko trzęsących się nogach pokonałem odległość dzielącą mnie od lady. W kieszeni marynarki ściskałem małą, szpiegowską kamerę, którą miałem podłożyć w dogodnym miejscu. Na szczęście kasa schowana była na wystającej ponad ladą zabudowanej półce, na które leżało kilka stojaków z wizytówkami. Podczas płacenia, zamierzałem podłożyć jej to małe urządzenie. Laurence obserwował przez nie obraz na swoim telefonie.

- Nie chcę personalizacji, ani żadnych dodatkowych usług – wyprzedziłem ją, przebiegając wzrokiem po mieniących się kryształach na czubkach pierścionków. Cena i wygląd jednego z nich zainteresowały mnie najbardziej, więc wskazałem jej odpowiednią sztukę.

- Świetny wybór. Skromny, prosty, a jednocześnie z delikatnym błyskiem.

Byłem tego samego zdania.

- Cudownie. Proszę nie pakować. – wyjąłem portfel i wyciągnąłem kilkanaście banknotów. Trzymane pod palcami urządzenie niemal paliło mnie w poczuciu strachu, ale zachowałem kamienną twarz. Odbierając od kobiety pierścionek, wcześniej mówiąc jej, jakiego potrzebuję rozmiaru, umyślnie strąciłem jeden ze stojaków z wizytówkami. Kiedy gorąco ją przepraszałem, upewniając się, że zbiera wszystko z podłogi i nie patrzy w moją stronę, schowałem kamerę między stojącymi broszurami i kartonikami z nazwą i adresem sklepu. Nie czekając na paragon, wybiegłem z pomieszczenia z mocno bijącym sercem.

Prawdopodobieństwo znalezienia kamerki była duża, ale tu nie chodziło o to, by podglądało pracownicę cały czas, tylko nagrało jej ewentualną kradzież moich pieniędzy. Istniało ryzyko, że nic się nie wydarzy, a kobieta stanie się podejrzliwa, ale Zack już stanowczo poinformował Laurence’a, że w razie niepowodzenia będzie musiał założyć kamery w całym sklepie. Szczerze powiedziawszy sam byłem zdziwiony, że nie zrobił tego do tej pory. Przecież na ulicach nie brakuje idiotów chcących ukraść cenne towary.

Zanim dobiegłem do ukrytych w samochodzie trzech mężczyzn, minąłem się z Larrym. Po jego minie wnioskowałem, że akcja zakończyła się powodzeniem. Z kolei Zack oparty ramionami na otwartej szybie wyglądał tak, jakby wygrał najwyższą nagrodę w loterii. Jego oczy wręcz krzyczały „a nie mówiłem”. Tym razem nie powstrzymałem wniesienia oczu do góry, jednocześnie wyjmując portfel, by oddać Joshowi resztę pieniędzy i pierścionek. Wspaniałomyślny mężczyzna wspomógł przyjaciela w potrzebie… a tak naprawdę Laurence miał przy sobie tylko karty kredytowe. Słowo daję, nie mam pojęcia, jak on do tej pory zdołał być tak profesjonalną i dokładną osobą.

Nie miałem jednak zbyt wiele czasu na takie rozważania, gdyż stojący przede mną Josh uklęknął na jedno kolano i wyciągnął przed siebie pierścionek, który przed chwilą mu wręczyłem. Z wrażenia utworzyłem usta, choć nie byłem w stanie wykrzesać nawet jednego słowa.

- Cameronie Mayson, wiem, że nie jest to zbyt romantyczna sceneria, ale nie potrafię już dłużej z tym czekać. Daleko mi do ideału, jestem pełen wad i sprawiam problemy, ale przy tobie chcę podjąć trud zmiany na lepsze. Czy uczynisz mi ten honor i wyjdziesz za mnie?

Oszołomiony, przerzucałem coraz bardziej zszokowane spojrzenie między oczekującym na odpowiedź Joshem, a patrzącym na mnie z czerwonymi wypiekami na policzkach Zachary’m, który wręcz gryzł wargi, aby nie wykrzyczeć czegoś na głos. Zapewne potwierdzenia.

Tak naprawdę nie wiedziałem, czego chcę. Myślałem, że to tamta postrzelona para działa szybko, ale propozycja zamążpójścia chyba wygrywała w tej kwestii. Zaczynało robić się niezręcznie, a ja nadal wahałem się, otwierając usta jak wyciągnięta na piasek ryba. Czy mógłbym się nie zgodzić? Zawsze uważałem, że związek z klientem to bezsprzeczne „nie, nie, nie!”, ale w przypadku Josha… Mogłem nagiąć tę regułę. Niemal powaliłem go na ziemię, bo kiedy zaczął już wstawać, lekko zbity z tropu i rozczarowany, oplotłem go mocno wokół ramion, wciskając głowę pod jego brodę.

- Koniec z łajdaczeniem się, zrozumiano?

Po raz pierwszy śmiech Zacka nie denerwował mnie, lecz dodawał odwagi.

~ o ~

Ogłoszenie wyników skurczyło Zachary’emu żołądek do wielkości śliwki. Było to o tyle prestiżowe wydarzenie, że emitowano je w telewizji – zarówno Larry jak i Sophia kategorycznie zakazali mu pojechania na miejsce ze względu na ciążę. Nie, żeby się z nimi nie kłócił, ale z drugiej strony ostatnio czuł się słabiej i faktycznie wolał zostać w domu Josha. Remont mieszkania miał zakończyć się dopiero za miesiąc, jednak ustalili, że nie ma sensu, aby wprowadzali się tam z powrotem. W niedalekim sąsiedztwie wyszukali parterowy dom na sprzedaż, który – jak na ich potrzeby – był idealnym miejscem na osiedlenie. Wszelkie kwestie formalne zamierzali rozpocząć tak, jak ustalali, czyli po ogłoszeniu wyników konkursu.

Okazało się, że ich szkic otrzymał drugie, równie wysoko premiowane miejsce. Konkurencja była zażarta, dlatego, ku ogromnej uldze i uciesze Zacka, sponsor i gość główny zobowiązali się do tego, by obydwa projekty włączyć do kolekcji, nawiązując współpracę.

Od teraz mogli wreszcie odpocząć – przynajmniej do czasu rozpoczęcia wielkiej kampanii.

Sophia nie była zbyt szczęśliwa ponowną rozłąką z tatą. Co prawda dzięki Zackowi odbyła z Larrym poważną rozmowę i wiele sobie wyjaśnili, ale bała się, że krucha nić, którą stworzyli, znów się przerwie.

Dlatego Zachary dwoił się i troił, aby oderwać dziewczynkę od ponurych myśli. Ona z kolei denerwowała się tym, że termin porodu zbliżał się nieubłaganie, a jej ojciec był kilkaset kilometrów stąd. Uważała to za wysoce nieodpowiedzialne i rozgniewana kolejnym przekonywaniem o tym, że Laurence często dzwoni i w każdej chwili jest gotowy zjawić się na miejscu, zamknęła się w swoim tymczasowym pokoju, obwieszczając swoją wściekłość trzaśnięciem drzwiami.

Zack mógł tylko przysiąść na kilkustopniowych schodach, wzdychając głośno. Ciche kroki, jakie nadciągały z prawej strony, szybko przypisał do Camerona, więc podniósł wzrok, prosząc niemo o wsparcie.

Mężczyzna wzruszył ramionami.

- Przyzwyczaj się.

- Dzięki. – brunet uśmiechnął się oszczędnie. – Mam nadzieję, że się nie pozabijają, kiedy urodzę. – Wspólnie z Larrym ustalili, że nieważne, jak dobrze płatną propozycje otrzymałby blondyn, niemal w całości wycofa się z prowadzenia osobistych interesów, poświęcając się rodzinie. Zack był więcej niż zadowolony z tego faktu i to bardzo podtrzymywało go na duchu. Nie wiedział jednak, że jego nabożne życzenia spełnią się tak szybko. Gdy tylko podparł się dłońmi, aby ostrożnie wstać, poczuł, że jego spodnie robią się mokre. Ogromne, wystraszone oczy skierował w stronę Camerona, który tylko na moment stracił spokój. Wszystkie potrzebne rzeczy spakował własnoręcznie, przy pomocy doradzającego mu Zachary’ego. Chłopak miał problemy z pochylaniem się i zbyt długim siedzeniem, więc obecność Camerona była dla niego zbawienna.

Niecałą godzinę później Sophia wtulała się mocno w ramię Camerona, drżąc delikatnie ze strachu. Czekało ich długie okupowanie szpitalnego korytarza i ciche prośby, aby Laurence zdążył na czas.

Na szczęście pracodawca mężczyzny był na tyle wyrozumiałą osobą – doskonale wczuwającą się w sytuację ze względu na swojego męża, także Omegę – że użyczył prywatny samolot, aby tylko blondyn dotarł bezpiecznie na miejsce. Wyczucie czasu było tutaj wręcz idealne. Larry zdążył przywitać się z Cameronem i od jakiegoś czasu towarzyszącym mu Joshem, a także mocno uściskać córkę, kiedy ubrana na biało pielęgniarka poinformowała, że Laurence został szczęśliwym tatą zdrowego i silnego syna.

Niedługo później mężczyzna mógł odwiedzić Zacka – reszta ekipy koczowała pod salą z noworodkami, zachwycając się maleńką istotą o długich, czarnych włosach, jaką podwieziono pod szybkę.

Chłopak wyglądał tak, jakby przejechał go pociąg, ale szeroki uśmiech nie znikał, a wręcz powiększył się na widok Laurence’a.

- Jak się czujesz? – blondyn odgarnął kilka wilgotnych kosmyków z twarzy Zacka, całując go w odsłonięte czoło. Słony posmak potu nie robił na nim wrażenia.

- Zadziwiająco dobrze, choć byłem trochę przerażony.

Mężczyzna skinął głową, starając się stłumić napływające poczucie winy. Chłopczyk urodził się półtora tygodnia przed czasem, ale to nie zwalniało Larry’ego z obowiązku wspierania partnera.

- Znowu nawaliłem? – złapał Zacka za rękę, kiedy brunet zaprzeczył.

- Odpłacisz się z nawiązką, ogarniając bunt Sophii i płacz głodnego niemowlaka.

Laurence udał, że się zastanawia. Tak naprawdę wręcz nie mógł się doczekać wspólnego życia razem. Nawet podczas przysłowiowego wicia gniazdka z byłą żoną nie czuł takiej ekscytacji, jak teraz.

- Wiesz, tak myślę, że prawdziwą miłość poznaje się po tym, gdy ta druga osoba jest szczęśliwa. A ja zamierzam dopilnować, by każdy docenił cię zarówno jako człowieka, ale i Omegę. Spotkałem cię przez przypadek i zakochałem się od razu. Dlatego kiedy tylko poczujesz, że jesteś nieszczęśliwy- - na jego wargach wylądował palec Zacka, uciszając jego przemowę.

- Doceniasz mnie, kochasz i szanujesz. Niczego więcej mi nie potrzeba. – pozwolił blondynowi usiąść obok siebie, z trudem przełykając ślinę. Jeszcze nigdy nie widział, aby ten wysoki mężczyzna płakał, więc ze wzruszeniem tulił go w swoich ramionach, muskając opuszkami czerwone uszy. 

Ten chłodny, opanowany na co dzień mężczyzna płakał teraz w jego ramionach, ściskając go tak mocno, jakby bał się, że Zack odejdzie. Chłopak nie miał najmniejszego zamiaru, aby to zrobić. Teraz, kiedy wreszcie odnalazł swoje miejsce, otrzymując w pakiecie kochającą go rodzinę i przyjaciół, pragnął tylko jednego – aby nigdy nie zniknęli z zasięgu swojego wzroku.

- KONIEC -

9 komentarzy:

  1. Kochana zakończenie sielankowe. Rewelacja! Zack urodził! Larry wygrał , do tego obiecał ,że odpuści i skupi się bardziej na rodzinie. Facet mnie irytował nie ma co ukrywać. ,ale teraz już go lubię i te jego łzy na koniec ahhh. Biedny Zack całkiem przepadł ;) . Najbardziej jednak zaskoczył mnie Josh ten to dopiero włączył szybkie tempo w swoim związku. Podsumowując świetnie wyszła ci ta historia ,myślę ,że jeszcze raz w całości się za nią wezmę . A teraz będę czekać na coś nowego od ciebie. Pozdrawiam weny ,zdrówka i sił po remoncie ;)
    W.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka, hejka. xD
      Larry zajął drugie miejsce ( w sumie razem z Zackiem. xD). Hahaha, łączę się z Tobą i podzielam Twoje zdanie, co do Laurence'a. xD Na początku trudno go było polubić. xD
      Oj tak, Zack nie ma odwrotu. Zakochał się, walczył o ten związek i mu się to opłaciło. ;3
      Josh i Cameron znali się już wcześniej, z czasów, gdy Larry wynajmował chłopaka do sprzątania. Dlatego uczucia Josha nie były takie nagłe, ale zabierał się za wszystko od tyłka strony, że tak powiem. Chciał wzbudzić zazdrość i pokazać Cameronowi, że ma powodzenie, a tylko go tym zraził.
      Ja się cieszę, że doprowadziłam tę historię do końca, bo zaczynało się robić tak, jak przy Właściwej drodze - traciłam zainteresowanie. x
      Oh, remont dopiero w tym tygodniu się skończył. xDD Dzięki! ;3
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  2. Hejeczka,
    miło mi słyszeć że mnie kojarzysz... oczywiście że zamierzam zostać na długo... mam plan powrotu do starych opowiadań, typu "Przestrzeń między magnesami" czy "Translate", no i myślę o skomentowaniu "Wrogów w miłości", mam zapiski, ale to tak luźno...
    a co do tego rozdziału och trochę smutno że to koniec, ale Alex chyba dobija Ci się do drzwi... ;) znalazłam mały błąd pod koniec ale to taka literówka zamiast "bał" to "dał", I jak się okazało Zack miał rację co do sprawy w sklepie... cieszę się że i Cameron zmienił podejście do Zacharego... ale Josh wow z tymi oświadczynami cudownie "Koniec z łajdaczeniem się, zrozumiano?" - cudowna odpowiedź Camerona ;)
    planujesz w przyszłości jakiś shocik z bohaterami o na przykład ślub Camerona i Josha czy na przyklad Zacka i Larrego bo chyba zamierza się oświadczyć ;)
    wenci życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejo, hejo. xD
      Ekipa z Onetu zawsze jest mi bliska. ;3
      O, zapraszam serdecznie do czytania poprzednich opowiadań. xD Trylogia o aniołach cały czas wzbudza we mnie sentyment, a Translate to taka mocno osadzona w moim życiu historia, bo pisałam ją o moim mieście, studiując, więc będąc na bieżąco z otoczeniem. xD Z kolei Wrogowie w miłości to takie moje dzieciątko. xDDD Dlatego tak bardzo chciałam zrobić kontynuację. ;3
      Oj tak, Alex wręcz te drzwi wyważał. xD
      Dzięki za wskazanie błędu (szybko go poprawię). xD
      Zack miał nosa do całej sytuacji. Haha, a co do Camerona, to poznał Josha ze strony zabawowej, dlatego trzymał dystans. xD
      Hmm, na razie nie myślałam o takim shocie. Nie mówię "nie". xD Zobaczymy, czy za nimi zatęsknię, bo na razie wycisnęli moją cierpliwość do cna. xD
      Dziękuję pięknie. ;3
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  3. Hejka,
    nie miałam dostępu do internetu prze poprzedni tydzień i obawiałam się jak uda mi się teraz nadrobić te zaległości, ale na szczęście ich nie mam... jest mi smutno, że to koniec już, ale i inne teksty czekają pewnie na swój debiut... ;) no I już pewnie Alex puka do Ciebie, a Caleb tupie nogą ze zniecierpliwienia ;)
    och i potwierdziły się podejrzenia Zacka co do sytuacji w sklepie Larrego, a ta prowokacja super, ale no oświadczyny Josha przebijają wszystko ;) "i tak zero łajdaczenia się" - pięknie Cameron ;) cóż nie wygrał tego konkursu ale jednak drugie miejsce też nie jest złe tym bardziej że jednak będzie współpraca...
    coś jeszcze miałam napisać ale zapomniałam... przypomni mi się pewnie za jakiś czas...
    weny, weny, weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejo, hejoo. xD
      O, widzisz! No to idealnie wstrzeliłam się z tą "obsuwą". xD
      Oj tak, zdecydowanie inne teksty czekają na debiut. xD Mam takie jedno stare opowiadanie, które chyba trochę się zestarzało i pasowałoby je odświeżyć... Ale najpierw Alex. ;3 Cala nosi, by chce bronić swoje "kurczątko"... w sensie, że Alexa. xDDD
      Josh ma rozmach. xD Cam już dawno wpadł mu w oko i zabiegał o niego jak mógł... z różnym skutkiem, ale wreszcie mu się udało. xD
      Oj współpraca bardzo przyda się Larry'emu, aby odbił się od dna za te oszustwa.
      Hahah, dzięki bardzo. xD
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  4. Hejeczka,
    uuu smutno mi, nie lubię krótkich opowiadań no po prostu nie (ledwo się zacznie a tutaj już bach... widzi się "koniec" - chociaż trochę ponad dwa miesiące nam towarzyszyło (sprawdziłam kiedy pojawił się pierwszy rozdział...))... ale bardzo dobre zakończenie... sprawa ze sklepem rozwiązana, ale oświadczyny Josha to przebiły wszystko... ;) Cam nawet nie wiedziałeś, że wybierasz dla siebie pierścionek zaręczynowy... Cameron w końcu trochę spasował w stosunku do Zacka... no cóż może nie zajął pierwszego miejsca w tym konkursie to jednak osiągnął cel jaki zamierzał... i widać, że naprawdę chce teraz poświęcić się rodzinie... wyobrażam sobie Larrego wstawającego do dziecka ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejo, hejka. xD
      Hahaha, ja wiem, też myślałam, że to będzie dłuższe opowiadanie. xD No ale nie chciałam odprowadzić do sytuacji, która miała miejsce przy Właściwej drodze. Kilka lat czekania na ostatnie rozdziały... niezbyt dobrze. xD Dlatego ostatkiem sił wycisnęłam, co się dało. xD
      Josh to jest agent i tyle. xD Co się będzie szczypał. xD Co prawda musiał sobie zasłużyć na akceptację. xD Haha, gdyby tylko Cam wiedział, że ten pierścionek jest dla niego... Wybrałby z innym oczkiem. xD Nie no, żartuję. xDDD
      Ooo tak, Larry wstający do dziecka i Sophia pomagająca przy zmianie pieluszek... xD
      Dziękuję ślicznie. ;3
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  5. Kochana, przeczytałam wszystko od nowa. W całości czyta się to niesamowicie, bo można zagłębić się z nieustające emocje, jakie świadomie, a może i nieświadomie ukryłaś w tekście. Nadal przyznaję, że pierwszy rozdział czytało mi się ciężko, za pierwszym razem. Bałam się, że tekst będzie opierał się na klubach, bywaniu w nich, podrywaniu. Tymczasem okazało się to czymś zupełnie innym, a bohaterów pokochałam. Owszem, najbardziej moje serce zdobył Zack. Ja go bardzo podziwiam za cierpliwość w stosunku do Laurenca. Także do Sophii, bo gdyby nie wytrwałość Zacka, nie doprowadziły dziewczynki do stanu jaki poznaliśmy na końcu rozdziału. Ja przyznam, że nie wiem czy byłabym cierpliwa mając do czynienia z jej charakterkiem. Pewnie by dostała ode mnie trochę złości, bluzgów i na siłę bym ją z tego łóżka wyrwała. Nie jestem cierpliwą i spokojną osobą. Także jednak na początku mała mnie denerwowała. Potem zaczęłam ją lubić, bo zmieniła się na fajną osóbkę przy Zacku. Laurence kiedy w końcu postanowił być człowiekiem, a nie robotem, myślącym tylko o pracy, to w końcu zobaczył, jakie cuda ma w domu. No i niespodziewana ciąża… Popłakałam się, kiedy Zack poszedł do pokoju i chciał wziąć te tabletki, a L. go powstrzymał. Bardzo piękna scena. Tak jak ta ostania finałowa. Łzy płynęły ciurkiem. Czego mi mało było w tym tekście? Tego, że te miesiące ciąży Zacka tak szybko zniknęły. Bo one nie upłynęły, ale zniknęły. Tego, że nie było więcej Camerona. Polubiłam gościa. No i był kimś kto usidlił Josha. Ale tak ogólnie wszystko miało ręce i nogi i podobało mi się. :)

    OdpowiedzUsuń