wtorek, 16 listopada 2021

8. Niedocenione szczęście

Hejo, hejo. xD
Te wtorki są jakimś punktem wspólnym ostatnich rozdziałów. xD 
 
Hm, mam wiadomość - chyba dobrą, nie wiem. xD Tak myślę, że uda mi się jeszcze "wycisnąć" jeszcze jeden rozdział, zatem ten jest przedostatnim. Czasami mam wrażenie, że to, co ja chcę, a to, co uważa moja wyobraźnia - to dwie sprzeczne strony magnesu. Część rozdziału pisałam na automacie, prawie przysypiając, by popchnąć historię do przodu... i ten mój "automat" zadziałał tak, że następnego dnia byłam w szoku, ile napisałam. xD A miałam tylko tak troszkę opisać... Cóż...
 
O, kochane moje, co ja Wam powiem! Albo napiszę... xDD Kiedyś, gdy pisałam inne opowiadania, miałam tak, że jakieś drobne sytuacje/rzeczy przytrafiały mi się w życiu codziennym. I proszę ja Was bardzo - jakiś czas temu pod sklep, w którym pracuję, zajechała czarna Yamaha XVS 1300 Midnight Star. xD Krótko mówiąc, szczęka mi opadła (właściciel miał uroczą czuprynę rudawych włosów). Z wrażenia serduszko mocniej mi zabiło, jakbym na własne oczy zobaczyła "żywego" Connora z "Wrogów w miłości" . xD Aż się tak bardziej w formie (pisarskiej) poczułam. xD
 
Nie przedłużając, zapraszam Was serdecznie na ósmy rozdział Niedocenionej miłości. Dziękuję za wszystkie komentarze i przepraszam za błędy. 
 
EDIT: Bardzo Was przepraszam, że rozdziału jeszcze nie ma. Na pewno dodam do w tym tygodniu. Nałożyło mi się kilka spraw na siebie i nie mam czasu dokończyć go odpowiednio. Nie chcę go zrobić na kolanie, dlatego proszę Was o chwilę cierpliwości. 
Trzymajcie się ciepło i do szybkiego! XD
PS. Serdecznie witam Monikę. ;D
-----------------------------------------------------------------------------------------

 

Najgorszym koszmarem nagłych wypadków jest fakt tego, że w danym momencie jesteśmy uziemieni i niewiele możemy zrobić. W podobnej sytuacji był Zachary. O ile każdego dnia, gdy przebywał w domu Josha, mężczyzna był pod ręką, na czas aklimatyzacji bruneta wykonując swoją pracę z domu, o tyle akurat dzisiaj musiał chociaż na kilka godzin pojawić się w firmie swojego ojca.

Gdy Zack otrzymał telefon od Sophii, razem z nim w domu był tylko Cameron. Bez chwili wahania pobiegł go szukać, nawołując spanikowanym głosem. Jak na złość nie mógł go odnaleźć, ale po chwili dostrzegł go w ogrodzie, przycinającego wysokie drzewko. Pospiesznie zawrócił w stronę drzwi i niemal potknął się na progu, zagryzając wargi na ból w podbrzuszu, który poczuł. Od razu zrugał się za nieodpowiedzialne zachowanie, ale jak miał inaczej reagować w takiej sytuacji?

- Cameron! – mając mężczyznę w zasięgu wzroku, zwolnił nieco, masując pobolewający brzuch.

Stojący na drabinie szatyn odwrócił głowę w kierunku wołającego go głosu i skrzywił się. Już miał zapytać nieuprzejmie, czego Omega od niego chce, ale widząc ostrożny masaż w wykonaniu Zacka, zaniepokoił się. Powoli zszedł na trawę i wyszedł naprzeciw chłopakowi.

- Coś nie tak z dzieckiem?

Oddychający szybko Zack nie był w stanie odpowiedzieć przez kilka chwil, ale zaprzeczył stanowczym ruchem głowy.

- Nie – wykrztusił, gdy wreszcie był w stanie. Utkwił w mężczyźnie wystraszone spojrzenie. – Płonie dom Laurence’a, a Sophie jest w środku. Pomóż mi.

Cameronowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Mógł nie przepadać za chłopakiem, ale nie wątpił w jego słowa. Nawet nie pytał, skąd ma takie informacje. Nie oglądając się na nic, wyminął Zacka i pędem ruszył do domu, by znaleźć klucze do samochodu. Zanim zamieszkał z Joshem, był etatowym sprzątaczem bogatych osobistości. Najdłużej zatrzymał się u Larry’ego, dojeżdżając do niego codziennie. 

Mieszkanie w niewielkiej kawalerce pozwalało mu utrzymywać całkiem niezły standard życia. Nie potrzebował bogatej willi, a zarobione pieniądze odkładał na przyszłość. Kiedy Laurence zwolnił go ze służby, dostał propozycję pracy u Josha. Dobrze wiedział, że oferta ma podwójne dno. Umizgi rozwiązłego mężczyzny nie robiły na nim żadnego wrażenia. Mimo tego zdecydował się spróbować. I jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że Thompson prowadzi zupełnie inne życie, niż on to sobie wyobrażał. Owszem, zachowanie pozostawiało wiele do dyskusji, lecz więcej w tym było popisu niż prawdziwości. O ile w towarzystwie był wygadany i czasami napastliwy z ukierunkowaniem na napalony, o tyle w domu zdejmował z siebie cały kostium, przeistaczając się w czułego i opiekuńczego. Dysonans był tak wielki, że nastawiony do niego sceptycznie Cameron czuł się tak, jakby miał rozdwojenie jaźni. I nie wiedzieć kiedy zgodził się zamieszkać w jego domu.

Co prawda nie pozbył się swojej kawalerki, a samochód, którym dojeżdżał do tej pory do pracy, traktował jak własnego członka rodziny, jednak faktem było to, że odkąd przeprowadził się do Josha, nie pojawił się w wynajmowanym mieszkaniu nawet na pięć minut – nie licząc zabrania potrzebnych rzeczy.

Teraz cieszył się w duchu, że nie zdecydował się na sprzedaż Hondy, do czego mocno namawiał go Joshua, oferując bycie prywatnym szoferem na wyłączność. O nie, w kwestii swobodnego poruszania się na drogach, bez konieczności przywiązywania się do kogoś, Cameron miał inne zdanie. I był w tej kwestii bardzo stanowczy.

Dlatego z ulgą zlokalizował kluczyki samochodu, jednocześnie na szybko sprawdzając w kuchni, czy Zack był na tyle rozsądny, by wszystko wyłączyć. To nie tak, że chłopak nie pasował mu personalnie. Po prostu chyba nie mógł pojąć, dlaczego Laurence wybrał Omegę. Dobrze wiedział, do jakich celów są one wykorzystywane i obawiał się, że do jego byłego pracodawcy przylgnie łatka konesera chłopięcych ciał. Nie miał prawa mu tego zabraniać, lecz znał go już jakiś czas i nie mógł zrozumieć, jak ktoś tak poważny i stateczny może zdecydować się na wykup chłopca do towarzystwa. Najwyraźniej niewiele jeszcze wiedział o świecie, albo to w Zacku było coś szczególnego, co Laurence odkrył intuicyjnie. Być może w tych dużych, brązowych oczach kryła się magiczna prawda o chłopaku? Cameron nie miał czasu teraz się nad tym zastanawiać. 

W drzwiach prawie zderzył się z brunetem, podtrzymując go, gdy znów potknął się na progu. Mało brakowało, by roześmiał się na myśl, że mógłby przywyknąć do takiej rutyny. Zamiast tego ostrożnie obrócił chłopaka tyłem do siebie, jednocześnie nakładając mu na ramiona zabrany z wieszaka długi kardigan.

- Po drodze opowiesz mi dokładnie, co się stało.

~ o ~

Zachary nie miał zbyt wiele do powiedzenia. Wyjaśnił tylko, że zadzwoniła do niego Sophia. Zresztą, kilkanaście minut później wszystko było już jasne. Z górnego piętra, na którym mieszkał z nastolatką i blondynem, a dokładniej z okna należącego do dziewczynki, buchały gęste kłęby dymu.

Cameron pospiesznie zaparkował samochód najbliżej jak się dało – przy okazji nie strzępiąc języka na gapiów, którzy utrudniali przyjazd. Miał nadzieję, że ciekawski tłum będzie na tyle rozsądny, by rozpierzchnąć się dla najeżdżających strażaków. Syreny wozów były coraz głośniejsze, co mocno go uspokoiło.

Ze złością odepchnął kogoś, niemal warcząc, że tutaj mieszka, choć mocno mijało się to z prawdą. Po prostu chciał znaleźć się bliżej, a może nawet wbiec do środka. Ten zamiar – jakże bohaterski – ostudziła mu świadomość obecności ciężarnego Zacka, za którego przecież w tej chwili odpowiadał. Josh by mu tego nie darował, gdyby chłopakowi coś się stało.

- Zostań z tyłu, a ja- – głos uwiązł mu w gardle, gdy odwrócił się, by zlokalizować bruneta, którego nie było w pobliżu. Mimo oddalenia się od samochodu, wyraźnie widział, że w nim także nikogo nie ma. Nagły krzyk za nim sprawił, że przeszły go dreszcze strachu. Jak w zwolnionym tempie podążył za źródłem hałasu i z przerażeniem odkrył, że Zack właśnie wbiega do budynku, docierając do niego przed pierwszymi strażakami. – Co za idiota! – wrzasnął, gdy minął pierwszy szok.

Zaciekawieni ludzie oglądali się za nim, dzięki czemu łatwiej mu było przecisnąć się do przodu. Niestety, gdy tylko wybiegł przed wejście, zatrzymało go dwóch ubranych w ochronne stroje mężczyzn.

- Nie wolno tam panu wchodzić.

- W środku jest co najmniej dwoje ludzi. – Skoro nie mógł pomóc własnoręcznie, przynajmniej doinformuje strażaków. – Jedenastoletnia dziewczynka i dwudziestolatek. – Nie był przekonany, co do wieku Zacka, ale to nie miało teraz znaczenia. – Ciężarna Omega. – dodał po chwili wahania, uznając to za istotny fakt.  Był niemal pewien, że mężczyzna przeklął.

- Jest pan pewien?

Cameron skinął mu głową, automatycznie unosząc ją do góry, gdy jedna z szyb okiennych pękła pod wpływem gorąca. Strażak nie wypytywał go o nic więcej, pospiesznie wchodząc do budynku. Teraz trzeba było tylko czekać na rozwój wypadków. Cameron nie był głuchy na komentarze, które pojawiły się, gdy wspomniał o Zacku. Domyślał się, że obecność Omegi wzbudzi poruszenie, jednak przeliczył się, gdy myślał, że Laurence zostanie wyśmiany. O nie, sytuacja była tak diametralnie inna od tego, co sobie wyobrażał, że autentycznie spłynęła na niego wściekłość na siebie.

- Zajmijcie się własnymi sprawami! – wrzasnął do grupy ludzi podśmiewujących się z „wiernej Omegi jak pies”. Zdenerwowany, omal nie przyłożył temu, kto poklepał go po plecach. Zreflektował się natychmiast, gdy zobaczył przed sobą właściciela budynku. – Panie Nott, nic panu nie jest?

Starszy mężczyzna posłał mu przyjemny uśmiech.

- Nie, Cameronie, to ja powiadomiłem straż. Panienka Abbott zadzwoniła do mnie i nakazała sprowadzić pomoc. – Pozwolił podprowadzić się nieco dalej od całego zamieszania, przysiadając na wysokim krawężniku. – Ta druga rodzina na szczęście przebywa poza domem.

To przypomniało Cameronowi, że w środku z całą pewnością nie ma też Laurence’a, bo inaczej Sophia byłaby już bezpiecznie przetransportowana na dół. Musiał go zawiadomić! Przeprosił na moment starszego mężczyznę i ruszył w kierunku samochodu. Potrzebował chwili ciszy.

Rozmowa z Larry’m raczej nie należała do najspokojniejszych, ale przynajmniej mógł mu powiedzieć o wszystkim bez ciekawskich gapiów i gromadzących się mediów. Cholera, ci ostatni byli tu najmniej potrzebni. Laurence – czego Cameron oczywiście się spodziewał – nie przyjął wiadomości zbyt łagodnie. Pozwolił mu na wściekłe okrzyki, samemu doskonale rozumiejąc, że nawalił. Nie potrafił upilnować ciężarnego chłopaka! Jeżeli coś mu się stanie, sam sobie nie wybaczy.

- Laurence, kończę. Ktoś wychodzi z budynku. – Pospiesznie rozłączył się, wysiadając z samochodu. Jeżeli blondyn chce wyładować się nim, droga wolna, ale nie zamierzał tracić czasu na bezowocne rozmowy, skoro akcja ratunkowa była w toku.

Ponownie, jak kilka minut temu, przepychał się łokciami przez tłum, z ulgą dostrzegając sylwetkę nastolatki. Jakiś policjant próbował zablokować mu drogę, ale mimo swojego wzrostu, Cameron zgrabnie przeszedł pod jego wyciągniętymi na boki ramionami.

- Sophia! – krzyknął, podbiegając do dziewczynki. Jej twarz pokryta była sadzą i śladami łez spływających po policzkach, ale poza tym wyglądała na całą. To, co było dla Camerona nowością, to fakt w miarę stabilnego chodu nastolatki. Co prawda słyszał od Josha o zbawczej obecności Zacka i jego nieustępliwych ćwiczeniach połączonych z masażami, ale nie spodziewał się, że postępy są aż tak zaawansowane. W żaden sposób nie czuł się zazdrosny tym, że jemu się nie udało. Był tym typem człowieka, który nie uważa się za najlepszego w każdej dziedzinie. – Co się stało?

Dziewczynka zakasłała, poprawiając brudne, poskręcane włosy. Podpierając się o Camerona, usiadła w karetce, która przyjechała przed momentem.

- Tak naprawdę, to nie wiem – duże, brązowe oczy zaszły łzami. – Położyłam się na chwilę, żeby odpocząć przed przyjęciem urodzinowym i chyba zasnęłam. Obudził mnie dziwny zapach i okazało się, że mój pokój jest w ogniu. Nie mogłam ruszyć nogami i przestraszyłam się, że tam… że… – drżąca już w trakcie monologu broda w połączeniu z łkaniem dały efekt gorącego szlochu. Wtuliła się ufnie z Camerona, mocząc mu koszulkę. Nagle oderwała się od niego. – Zack tam jest! Pomógł mi dostać się na dół, ale wrócił po coś do mieszkania.

Co takiego było aż tak ważne, by Zachary ryzykował życiem swoim i dziecka, tego Cameron nie wiedział. Był jednak pewien, że świerzbiąca go ręka wyląduje na szczęce chłopaka w stanie zwiniętym lub płaskim.

- Cam!

Mężczyzna obrócił głowę w stronę osoby, która go zawołała. Tylko Josh używał tego zdrobnienia, nierzadko doprowadzając go tym do szewskiej pasji. Miał trzydzieści lat, nie pięć!

Obok podenerwowanego Thompsona szedł Laurence, niczym burza gradowa i stado różnych zjawisk atmosferycznych w jednym. Trudno było zdecydować, która emocja przeważa w danej chwili. Kiedy jednak błękitne tęczówki zderzyły się z oczami córki, Larry zbladł tak bardzo, że Cameron asekuracyjnie złapał go pod ramię. Bał się, że mężczyzna zasłabnie.

- Gdzie Zack?

Cameron miał okazję przekonać się, jak wiele ten chłopak znaczy dla dwójki bliskich mu osób. Ponowny szloch nastolatki i paląca niewiedza sprawiły, że Laurence rzucił się samozwańczo w stronę wejścia do budynku. Nic sobie nie robił z okrzyków Josha i gapiów próbujących go powstrzymać. Nawet strażacy torujący mu drogę zdawali się nie mieć siły przy rozpędzonym mężczyźnie. I gdy brakowało mu zaledwie kilku kroków, by przejść przez próg, w drzwiach stanął pokasłujący Zack. Z oczu płynęły mu łzy – zapewne od gryzącego dymu lub środków gaśniczych. Dlatego w pierwszej chwili nie dostrzegł Larry’ego. Z kolei mężczyzna dosłownie zamarł, walcząc z napływem odczuć i emocji. Przez jego głowę przebiegło na raz tak wiele myśli, że nie wiedział, co ma zrobić najpierw. Przede wszystkim tym, co zwyciężyło, było upewnienie się, że chłopakowi na pewno nic nie grozi. Dlatego z westchnieniem ulgi zamknął go w swoich ramionach, trzymając w garści tył jego osmolonego swetra, jakby bał się, że Zack mu ucieknie.

- Co ci strzeliło do głowy, aby tam zostać? Mogła stać ci się krzywda!

Wtulony w mężczyznę Zachary wysunął się ostrożnie z objęć, sięgając dłonią pod cienką warstwę swetra, by wydobyć niej dwie rzeczy przypominające zeszyty. Pierwszą wręczył Sophii, wyciągając dłoń w jej stronę. Bez słowa obserwował, jak na przestraszonej twarzy pojawiają się niedowierzające miny, aż wreszcie dziewczynka uniosła wzrok, kręcąc w niedowierzaniu głową. Chłopak ryzykował co najmniej zdrowie dla albumu ze zdjęciami? Owszem, był dla niej niemalże jak święty artefakt, ale jego zniszczenie nie miało tak wielkiej wartości, jak życie bruneta!

Obserwujący to wszystko Josh przeklął pod nosem, mając ochotę uderzyć się ręką w czoło. Nie spodziewał się, że Zack może go jeszcze bardziej zaskoczyć, a jednak chwilę później musiał się mocno pilnować. Z drugiej strony nie wiedział, komu bardziej chciał przyłożyć. Ograniczył się do wściekłego spojrzenia w stronę Laurenca, tnąc go ostrym, oskarżycielskim wzrokiem.

Larry nie musiał dostawać od przyjaciela tak agresywnej reakcji. Sam, patrząc na przekazane mu przez Zacka dokumenty ze szkicami na konkurs, omal nie spoliczkował się publicznie, czując się tak, jakby ktoś wyrwał mu serce.

- Wiedziałem, że to dla ciebie ważne. – wyjaśnił cicho chłopak, krzyżując spojrzenia z błękitnymi tęczówkami. Wręcz skulił się w sobie, gdy gdzieś obok rozbrzmiały okrzyki bardziej zorientowanych gapiów, że Laurence wychował go na posłuszną Omegę. Tak strasznie nie chciał zostać zdemaskowany, by nie sprawiać Abbottowi problemów, a jednak nie mógł tego uniknąć.

Tymczasem blondyn wciąż z trudem przełykał gorzki smak własnej głupoty. Jak mógł pozwolić na to, by jego chore ambicje i durna potrzeba wystawnego życia niemal doprowadziły do tragedii? Cały czas mówił o tym, jak ten projekt jest dla niego ważny, a teraz, w obliczu zagrożenia dwóch niezastąpionych osób, nawet nie wpadł na to, że jego szkice mogą spłonąć. Ba! Mało tego! Gdyby nie Zack, pewnie jeszcze długo nie zaprzątałby sobie tym głowy.

Kiedy zupełnie niepotrzebny komentarz jakiejś kobiety doleciał do jego uszu, a Zachary zareagował na niego niemalże skurczeniem się w sobie, praktycznie stracił oddech, jakby dostał cios z pięści w brzuch. Od razu przypomniały mu się słowa Sophii.

Może i jesteś mistrzem w swoim fachu, a spod twoich rąk wychodzą najpiękniejsze błyskotki, ale masz jeszcze jeden niezwykły talent, który szlifujesz, odkąd pojawił się Zachary. Precyzyjnie gasisz w nim płomień, który miał w sobie.

Czy był osobą, która przywiązywała do siebie ludzi, a potem je tłamsiła? To samo zrobił z byłą żoną? A może to w nim leżał problem?

Negatywne myśli bombardowały go, powoli wyciskając z oczu dawno wyschnięte łzy. I być może torturowałby się dalej, obnażając swoją duszę przed tłumem obcych ludzi – w tym także spragnionej sensacji prasy gdyby nie nad wyraz chłodny dotyk smukłych palców na jego policzkach.

- Hej, spokojnie. – Delikatnie uśmiechnięty chłopak zdawał się być jedynym zrelaksowanym. – Nie jestem ze szkła.

Rozbiegane spojrzenie Laurence’a zatrzymało się na tych pięknych, piwnych oczach, które pokochał od pierwszego wejrzenia. No tak, być może nieświadomie gasił płomień Zacka, ale nie miał do czynienia ze słabą Omegą. Przed nim stał nieco wystraszony, ale i tak zadziornie unoszący brodę chłopak, który ewidentnie domagał się pocałunku. Szybkie, wspólne spojrzenie w kierunku prasy upewniło ich, że będą głównym tematem lokalnych mediów, ale mieli to w głębokim poważaniu.

Ku uciesze Sophii, szeroko uśmiechającej się do równie zadowolonego Josha i nieco zrezygnowanego Camerona, nareszcie złączyli swe usta w czułym, długim pocałunku, obsypywani gradem fleszy. Dziś liczyło się tu i teraz, a tym, co przyniesie jutro, będą przejmować się w swoim czasie.

~ o ~

Wbrew pozorom szkody po pożarze nie były aż tak duże, jak efekt ugaszenia wszystkiego. Zalane pomieszczenia wołały o solidny remont.

W niedługim czasie zostało przeprowadzone śledztwo, w wyniku którego okazało się, że głównym sprawcą zdarzenia było jedno z gniazdek w pokoju Sophii. Nastąpiło spięcie, wywołując iskrę, a potem ogień rozszalał się na całego. Instalacja nie była stara i nawet całkiem niedawno ją sprawdzano. Maszyny, do których Sophia była podpięta na długi czas, potrzebowały dużego napięcia, a jego moc była sporo mniejsza od tej, jaką oferuje na przykład szpital. Dlatego po odłączeniu wszystkich sprzętów, nadwyrężona instalacja, mówiąc potocznie – zaiskrzyła nie tak, jak powinna.

Przewidziane naprawy miały potrwać jakiś czas, dlatego pobyt dwójki Abbottów i Zacka w domu Josha musiał zostać wydłużony. Nie, żeby ktokolwiek narzekał – no może prócz Camerona, ale Zachary obrał sobie za punkt honoru niemal prześladowanie mężczyzny, by przekonać go do siebie. Miał też w tym dodatkowy cel – wybadanie sytuacji między Cam’em a Joshem.

Zanim jednak te wszystkie informacje na temat domu zostały wyjaśnione, trzeba było zająć się tym, co naglące, a więc przewiezieniem wszystkich z miejsca zdarzenia do Joshuy. Nie obyło się bez wymuszonej przez Laurence’a kontroli zdrowotnej Zacka. Medycy z pogotowia musieli mieć niezły ubaw, gdy nad dwudziestodwuletnim chłopakiem stała jedenastolatka, pouczając go, aby nie dyskutował z nimi i pozwolił się porządnie zbadać.

Chwilowo wszyscy zapomnieli o tym, co przez ostatnie tygodnie spędzało Laurence’owi sen z powiek. Mimo wszystko jutrzejsze być albo nie być jego projektu miało w końcu nadejść, a szkic nadal nie był ukończony.

11 komentarzy:

  1. Hej. Kobieto ja przez ciebie kiedyś na zawał zejdę ;) Zack jest poprostu rewelacyjny ,ale na miejscu Laurenca dałabym mu normalnie karę. Tak narażać swoje życie dla albumu i projektu? Ale z drugiej str. rozumiem chłopaka w końcu Laurence i Sophie są dla niego naprawdę ważni. Co do Cama to bardzo dobrze zrobił,że pomógł Zackowi i może kiedyś między nimi będzie lepiej.
    Jeżeli chodzi o następny rozdział, to ja tam jestem zadowolona ,chętnie poczytam :) trzymam kciuki i weny życzę w.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka, hejka. xD
      O nie, nie, tego nie chcę! Będę grzeczna, naprawdę!
      Zack to taki prosty chłopak, dlatego bez wahania ruszył na pomoc. No... i przy okazji wziął sobie do serca najistotniejsze rzeczy dla Larry'ego i Sophie, głuptas jeden. xD Otóż to, oni są dla niego bardzo ważni, a poza tym Laurence tłukł mu ostatnio, jaki to jego projekt jest ważny, więc sam się doigrał tak narwanego partnera.
      No i właśnie o Camerona rozchodzi się ten "dodatkowy" rozdział (chociaż zaczynam myśleć, że jest ze mnie strasznie rozlazła pisarka... no, ale bądźmy dobrej myśli, że nie rozmemłam tej historii. xD)
      Hahaha, cieszę się bardzo. xD Powinna pojawić się akcja z ustaleniem problemów Laurence'a w pracy, wyniki konkursu, sprawa z Cameronem, no i przydałby się poród. Czy tylko ja uważam, że jak na niby jeden rozdział to trochę zbyt dużo? xDDDD
      Dziękuję Ci pięknie. ;3
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  2. Hejeczka,
    uff nic poważniejszego się nie stało, całe szczęście że Sophia obudziła się na czas i zawiadomiła od razu Zacka o sytuacji, bo gdyby nie przebudziła się mogło by być znacznie gorzej... aż ciarki przechodzą... a Zack jak ryzykował niech może on coś naszkicuje bo wcześniej już próbował... dziennikarze jak zawsze rządni sensacji...
    weny, weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka, Basieńko! XD
      Sophia zawiadomiła Zacka, a nie Laurence'm, co jeszcze bardziej uzmysłowi blondynowi, jakim jest głupkiem, poświęcając się dla pracy, a nie rodzinie.
      Hyhyhy, Basiu, Basiu, Ty spostrzegawcza, kochana kobieto. XD Puszczam Ci oczko i nic więcej nie dodaję w tej kwestii... XDDD
      Haha, sama jestem po dziennikarstwie, więc bardzo się z Tobą zgadzam. Dlatego nie pracuję w zawodzie. XDD
      Dziękuję ślicznie. ;3
      Pozdrawiam serdecznie. XD

      Usuń
  3. Hejeczka,
    o tak wszystko dobrze, i Sophi nic nie jest a szybka jej reakcja (dzięki temu że obudziła się szybko i od razu zareagowała odpowiednio) sprawiła, że pomoc szybko przybyła... och Zack tak ryzykować, ale Larry dostrzegł, że w tej sytuacji córka i Zack byli ważniejsi od szkiców na konkurs... ale pocałunek cudowny
    weny, weny i pomysłów życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka, Agunia! xD
      Oj tak, Sophia miała farta, że obudziła się o czasie. Gdyby pożar zaczął się w innym miejscu, mogłaby mieć kłopot z wydostaniem się - w końcu jej pokój jest na samym końcu korytarza. xD
      Larry to pracuś, ale czasami przegina. Nawarstwiło mu się problemów i zamknął się w swojej skorupce.
      ;3 Bez zahamowań. Całowali się przy wszystkich. xD
      Dziękuję Ci pięknie. ;3
      Pozdrawiam serdecznie. xD

      Usuń
  4. Wybacz, poczekam na całość. Po prostu nie umiem przeżyć tego, że nagle jest koniec rozdziału i potem nic. Za bardzo mi się to podoba i wolę poczekać.
    Weny. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    hej ho... przybyłam, zdobyłam, zwyciężyłam... to znaczy przeczytałam... bywałam na Twoim blogu jeszcze na onecie a potem przeniosłam się tutaj choć no właśnie czytałam co któryś rozdział, ale wracam do blogosfery ;) więc pozostałe opowiadania przeczytam, ale przyznam przeczytałam "Wrogowie w miłości" i "Niedocenione szczęście" i bardzo mi się spodobały, tematyka przypadła mi do gustu, ale i historie przedstawione fantastyczne...
    mam nadzieję, że teraz uda mi się być na bieżąco...
    wenci życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka! xD
      O rany, czasy onetu, kiedy to było! xDDD Bardzo się cieszę, że opowiadania przypadły Ci do gustu. Trochę poeksperymentowałam, bo męska ciąża to jeszcze chyba taka tematyka omijana lub zakopywana.
      Między onetem na blogspotem miałam jeszcze randkę z Wordpressem, ale tutaj jest zdecydowanie więcej opcji do "dłubania" i tła są o wiele bardziej plastyczne, kolorowe i pomocne w opowiadaniach.
      Mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej (na zawsze ;3). I tak na marginesie - pamiętam Cię. xD Nie wiem, czy kojarzysz Ayame (taż pisała), a obecnie jest redaktorką naczelną Wydawnictwa Dango. xD
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  6. Moja kochana. Gdzieś ty zniknęła? Ja tu zaglądam i zaglądam i zaglądam i się martwię ,a ciebie tu nie ma.a tu zaraz następny tydzień zleci....
    Pozdrawiam , zdrówka, sił i czasu w.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka, hejka. xD
      Już dodaję. Dopisałam mały edit, że nałożyło mi się kilka spraw na siebie, ale już wracam. :D
      Pozdrawiam i ściskam mocno. ;3

      Usuń