wtorek, 19 października 2021

4. Niedocenione szczęście

 Hejeczka! xD

Na wstępie pragnę Was mocno przeprosić za opóźnienie w dodaniu rozdziału. Nawaliłam mocno, bo nie zrobiłam sobie zapasu na niedzielę (w ten dzień dopisuję najwięcej tekstu, bo jestem bardziej na bieżąco). Okazało się, że musiałam pojawić się w pracy i nie wyrobiłam się z notką... Dlatego tekst jest dopiero teraz (już nawet we wtorek, a nie w poniedziałek, ech...).

Dzisiaj mamy sporo wyjaśnione, takie mam wrażenie. Okaże się, dlaczego Larry kupił Zacka - a przynajmniej brunet dojdzie do takich wniosków i to nie bez przyczyny. Niechęć Sophii również zostanie troszkę  usprawiedliwiona... No, chyba warto przeczytać rozdział. xD

Haha, mój cytat z poprzedniej notki: "Josh robi mi się jakiś taki oschły... Oj, muszę się za niego wziąć." - no to szybko się za niego wzięłam. xD 

Nie przedłużam więcej i zapraszam serdecznie na czwarty rozdział Niedocenionej miłości. Dziękuję za wszystkie komentarze i przepraszam za błędy. ;3 Z pozdrowieniami dla W. <3

-----------------------------------------------------------------------------------------

 

Miniony tydzień był dla Zacka ciągiem najdłużej wlokących się godzin, jakie przeżył w swoim życiu. Nie, żeby spędził go bezproduktywnie, jednak kursy rehabilitacyjne, jakim został poddany, zawierały ogromną bombę informacji, które w krótkim czasie musiał przyswoić. Podobnie jak wiadomości na temat Sophii. I chyba tylko jego ciekawość i – jak sam siebie przekonywał – naiwna głupota skłoniły go do konfrontacji swoich domysłów z tym, co nastolatka mu powiedziała. Rozmowa, a raczej próba podjęcia jej, i tak musiała się odbyć, choćby miała dotyczyć pogody. W końcu na jego barki zrzucono odpowiedzialność masaży niewładnych nóg dziewczynki, by doprowadzić je do sprawności. Łatwiej było powiedzieć, a już zwłaszcza, gdy okazało się, że nawet profesjonalni masażyści rezygnowali, odstraszani nieprzychylnym zachowaniem i wyzwiskami. Laurence wychodził z założenia, że jeżeli jego córka tak bardzo broni się przed leczeniem, to on nie będzie jej zmuszał.

Nie trzeba było dodawać, jakim zdziwieniem zareagował na to Zack, kompletnie nie pojmując co najmniej dwóch kwestii. Pierwszą był pesymizm dziewczynki, a drugą brak zaangażowania w jej wyleczenie ze strony blondyna. No bo jak to wyglądało? Nastolatka rządziła swoim ojcem w kwestii własnego zdrowia!

Z duszą na ramieniu i planem w głowie, Zachary wkroczył do pokoju nastolatki. Na wejściu przywitało go złowieszcze spojrzenie oczu równie ciemnych jak jego. Musiała je mieć po matce, ale nie mógł tego sprawdzić. Do tej pory nie zauważył choćby jednego zdjęcia rodzinnego.

- Dzień dobry, Sophio.

- Pomyliłeś drzwi. Łazienka jest gdzie indziej.

Chłopak westchnął cicho, powtarzając sobie w głowie, że to tylko zbuntowana nastolatka, taka sama, z jakimi miał do czynienia w sierocińcu. Żadna różnica. Na jego usta wpłynął pogodny, ciepły uśmiech.

- Wiem, kłamczucho, że nie jesteś sparaliżowana. Poza tym nie utraciłaś całkowitej władzy w nogach. – Skręcił się wewnętrznie na wywrócenie oczu i wściekłe prychnięcie. – Po prostu odpuściłaś rehabilitację i twoje mięśnie-

- Dobra! Co z tego? Czego chcesz? – uniosła się na ramionach, rozdrażniona jak wściekły kot.

Zack dopiero teraz zauważył, jak długie ma włosy. Sięgały jej aż do łokci, schodząc łagodnymi falami wzdłuż ramion. Strasznie szczupłych ramion. Nie miał pojęcia, czy dzisiejsza wizyta skończy się masażem, ale nie dbał o to. Jeżeli dziewczyna wyżyje się na nim, wykrzyczy swoje żale, to dla niego będzie to ogromny sukces. Czasami trzeba zacząć od głowy.

- Chcę ci pomóc. – Przyciągnął do łóżka jedyne w tym pomieszczeniu krzesło i usiadł na nim, kładąc małą torbę z olejkami i innymi potrzebnymi przedmiotami.

Sophia opadła ciężko na poduszkę, śmiejąc się złośliwie w głos.

- Inni też próbowali. Ten poprzedni lokaj był twardy, ale też sobie z nim poradziłam. – rzuciła Zackowi wyzywające spojrzenie.

Nie ułatwiasz – mruknął w myślach brunet. Bycie miłym niczego tutaj nie załatwi. Musi podejść ją z innej strony.

- Może zmień nastawienie, co? Nikt nie przywróci życia twojej mamie, ale wspólnymi siłami postawimy cię na nogi. – Miał ochotę cofnąć się do drzwi, gdy ciemne tęczówki nastolatki niemal w pełni przykryła czarna źrenica. Chyba trafił w czuły punkt.

- Zamknij się! Niczego o mnie nie wiesz i nie masz prawa wspominać o mojej matce. Wynoś się! Wynoś! – krzyczała, piszcząc głośno.

Gdyby mieszkali w bloku, w tej chwili sąsiad z góry lub dołu właśnie wzywałby policję. Zack nie widział sensu w kontynuowaniu rozmowy. Dzisiaj osiągnął swój mały sukces.

Następne dni były nie lepsze. Wrogo nastawiona do niego dziewczynka milczała, albo wrzeszczała, gdy tylko poruszał temat matki. Musiał się do niej jakoś zbliżyć, więc przejął od Laurence’a obowiązki przynoszenia posiłków. Do tej pory nawet nie zwrócił uwagi na to, że mężczyzna znika z jedzeniem w tajemniczym pokoju.

Równy tydzień minął mu na prośbach, groźbach i próbach przekonania dziewczynki do podjęcia leczenia. Rozumiał ją i jej upór. Straciła matkę w młodym wieku. Była jedynym świadkiem jej ostatnich chwil i widziała, jak uchodzi z niej życie. Brawura motocyklisty doprowadziła do wypadku, o którym nawet on słyszał. Wyprzedzanie na trzeciego i chęć zmieszczenia się między samochodem prowadzonym przez żonę Laurence’a a nadjeżdżającą ciężarówką, zmusiły kobietę do odbicia w drugą stronę. Koła zahaczyły o krawężnik, wyrzucając pojazd w bok, wprost na zasadzoną przy drodze palmę. Być może wynik tej kolizji nie byłby tak tragiczny w skutkach, gdyby nie fakt, że jadące z tyłu samochody nie były w stanie wyhamować, przygniatając Sophię i jej matkę.

Kiedy na miejsce wypadku dojechały odpowiednie służby, wszyscy byli pewni, że nikt nie wyszedł cało z tego zdarzenia. Dlatego mocno się zdziwili, słysząc nawoływania o pomoc. Nogi Sophii były zakleszczone. Przez długie godziny nie krążyła w nich krew, gdyż akcja przecinania samochodu była bardzo skomplikowana. Trudno zatem dziwić się zachowaniu dziewczynki, która walczyła z przerażeniem, patrząc jak ogromne maszyny tną metal blisko jej nóg, jednocześnie siedząc fotel w fotel ze zmarłą matką. Czuł ogromną wdzięczność do właściciela budynku, pana Notta, który podzielił się z nim tymi wiadomościami, bo dzięki nim mógł lepiej zrozumieć zachowanie nastolatki.

- Sophio, nie przyjmuj całego bólu na swoje barki.

Ciemne oczy nastolatki, nadal ciskające gromy, ale jakby mniej nieprzyjazne, obrzuciły Zacka kpiącym spojrzeniem. Długo nie odzywała się po słowach chłopaka, mimo wszystko nie spuszczając z niego wzroku. Gdy jednak zdecydowała się odpowiedzieć, jej słowa wywarły na nim bardzo mocne wrażenie.

- Jeżeli ja nie będę, to pamięć o niej zawsze będzie nas nawiedzać.

To był pierwszy raz, kiedy bez słowa pozwoliła mu odsunąć cienkie okrycie, by mógł obejrzeć stan jej nóg i podjąć rehabilitację.

~ o ~

Jak na złość, kiedy ujarzmienie Sophii zaczynało mieć realne kształty, relacja z Laurence’m nagle nieco się ochłodziła. Mężczyzna przychodził później z pracy i zmęczony, zamykał się w swojej sypialni lub gabinecie. Sądząc po jeszcze większej liczbie zmiętych w kulkę pomysłów biżuterii, Zack domyślił się, że może chodzić o konkurs, w którym blondyn wziął udział. Małe dzieła sztuki, jakie wychodziły spod ręki Laurence’a były bardzo chętnie wykupowane. Sklep cieszył się wielką renomą i choć nie był duży, śmiało konkurował z bardziej znanymi markami. Choć mężczyzna sam prowadził swój biznes, bezpośrednio podlegał pod innego inwestora, jakim był Éclat*. Działało to na zasadzie odzieżowych sieciówek, z tą różnicą, że sklep Abbotta miał inną nazwę i był jego władnością. Jednak aby utrzymać się na rynku, nie będąc zdominowanym przez prestiżową markę, podpisał umowę o współudział. W ten sposób nie był zwykłym „lokalnym” biznesmenem, w zamian otrzymując towar, który znajdował się w ofercie znanego przedsiębiorstwa jubilerskiego. Oczywiście jego bransoletki, kolczyki, pierścionki i inna biżuteria, także widniała na półkach Éclat sygnowana jego nazwiskiem.

Nie trzeba było mieć specjalnych zdolności, by widzieć, że Laurence ma jakiś problem. Dłużej niż zawsze zostawał w swoim sklepie, a raczej pracował nad nim, reklamując swoje usługi w różnych miejscach. Tylko raz Zack zasugerował mu, że być może powinien szukać rozwiązania na miejscu, gdyż najciemniej jest po latarnią, ale blondyn zareagował tak gwałtownie, że chłopak postanowił całkowicie wycofać się z prób pomocy. Najgorsze w tym wszystkim było to, że zaczął zżywać się z mężczyzną. Gdyby nie był Omegą i miał możliwość spotkania się z Abbottem, najprawdopodobniej nie zwróciłby na niego większej uwagi. Jednak poznając go, doszedł do wniosku, że Laurence jest pracowity, uczciwy i dobry dla swoich pracowników, a siebie stawia na drugim miejscu.

To, co kłuło Zachary'ego w oczy, to dużo mniejsze zainteresowanie rodziną. Blondyn w ogóle nie poruszał tematu swojej zmarłej żony, jakby wraz z jej odejściem nastąpiło wymazanie wspomnień o niej. Nie mógł zapytać o to swojego pana, a wizja warczącej na niego jedenastolatki średnio mu się podobała. Dlatego odwiedziny patrzącego na niego wilkiem Josha wydała mu się najmniej inwazyjną opcją. Powoli dokończył dzisiejszą sesję ćwiczeń z Sophią, obiecując, że przygotuje dla niej spaghetti z ostrym sosem. Pojęcia nie miał, co Laurence podawał jej do tej pory, ale na wzmiankę o makaronie naprawdę zaświeciły jej się oczy.

Gdy wyszedł z pokoju, spojrzał na zawieszony nieopodal zegar, zastanawiając się, czy Joshua jeszcze jest w mieszkaniu. Wątpił w to, by Abbott wpuścił przyjaciela do swojego gabinetu, ale mógł się mylić. Nieprzewidywalność mężczyzny zaczęła mu trochę ciążyć i – wbrew pozorom – gdyby nie odskocznia w postaci konfrontacji z buntowniczą nastolatką, oszalałby z nudów. Nieczęste i raczej krótkie odwiedziny Josha w jakimś stopniu także poprawiały mu humor. W sierocińcu mógł przynajmniej pobawić się z dziećmi…

Dlatego mimowolnie uśmiechnął się na widok siedzącego w kuchni Thompsona. Ba, nawet zignorował chłodne spojrzenie, które mężczyzna posłał mu spod jasnych rzęs. Jego przywitanie pozostało bez odpowiedzi, jednak nie zraził się tym. Bez słowa podszedł do ekspresu i po chwili postawił przed mężczyzną aromatycznie pachnącą kawę bez cukru.

- Co chcesz wiedzieć? – Joshua oparł łokieć na blacie stołu, bawiąc się uchem filiżanki. Na pytający wzrok Zacka pokręcił głową z niedowierzaniem. – Zazwyczaj nie jesteś dla mnie taki miły.

Chłopak za późno zakrył usta dłonią, śmiejąc się w głos. Z lewego kącika starł pojedynczą łzę.

- I wzajemnie. – odpowiedział, siadając po drugiej stronie stołu, gdy Josh wskazał mu wolne krzesło. Skoro zapraszał go do rozmowy, grzechem byłoby z tego nie skorzystać. Dla rozluźnienia złapał za niewielką cukiernicę, przesuwając ją z lewej na prawą stronę, by zająć czymś ręce. – Zastanawia mnie amnestia w sprawie mamy Sophii. Dziewczynka nie reaguje na wzmianki o niej, a pan Laurence nie chce na ten temat mówić.

Josh upił łyk kawy, z uznaniem delektując się jej smakiem. Tak naprawdę nie miał w planach zdradzania chłopakowi czegokolwiek, ale musiał przyznać, że odkąd Zack pojawił się w tym domu, Sophia nieco odżyła. Nadal była rozdrażniona i nerwowa, ale przynajmniej nie próbowała już skończyć z sobą.

- Zanim odpowiem na twoje pytanie, wyjaśnij mi, co ty tu tak naprawdę robisz? Dlaczego Larry cię tu trzyma? - tak naprawdę był świetnie poinformowany, ale ciekawiło go, czy przyjaciel sprzedał chłopakowi jakąś historyjkę.

Zmieszany chłopak odchylił się na krześle, wbijając w jego oparcie.

- Chętnie bym się tego dowiedział. – przyznał, odważnie spoglądając w ciemnoszare oczy rozmówcy. – Sprzątam, gotuję, zajmuję się rehabilitacjami… Jednym słowem, jestem gosposią. – Nawet jemu to określenie wydało się zabawne, dlatego nie zdziwił się, gdy Josh zawtórował mu w kpiącym, wesołym uśmiechu. Nie chciał mu zdradzać tego, co Laurence powiedział na temat zainteresowania nim. Zresztą, był niemal pewien, że Thompson uważa jego obecność za naturalny bieg wydarzeń. – Jestem też Omegą… może o to chodzi?

Ciemnoblond głowa przechyliła się na bok, gdy Josh zmarszczył brwi, zastanawiając się nad słowami Zacka. Też o tym myślał, ale im dłużej wałkował temat w swojej głowie, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że to nie była prawda. Dlatego już po chwili pomachał ręką w geście odrzucenia tego pomysłu.

- Już dawno rzuciłby się na ciebie, a on należy raczej do tych wstrzemięźliwych. – wywrócił oczami, upijając kolejny łyk kawy. – Wbrew pozorom, bardzo kocha swoją córkę. Możesz myśleć inaczej, ale ma swoje powody, że tak rzadko z nią przebywa.

- I doprowadza do sytuacji, w której jedenastolatka chce zakończyć swoje życie. – Zachary skrzyżował ramiona na klatce piersiowej, unosząc wysoko brew. – To bardzo troskliwe podejście, naprawdę.

Trudno było się z nim nie zgodzić i Joshua dobrze o tym wiedział. Jednocześnie zdawał sobie sprawę, że wybiela swojego przyjaciela, ale pragnął wierzyć, że jego zachowanie ma głębsze dno.

- Cały czas ją monitoruje i-

- I gdyby nie ja… – Specjalnie zawiesił głos, sugestywnie rozkładając ręce. Nie miał zamiaru robić z siebie bohatera, ale jeżeli siedzący przed nim mężczyzna ma zamiar grać nieczysto, na pewno mu na to nie pozwoli. – Całe życie słyszałem, że jestem Omegą, która ma siedzieć cicho i podporządkować się swojemu panu. Ale ja taki nie jestem. Mimo wszystko… żal mi pana Laurence’a i przez to mam wrażenie, że zgubiłem samego siebie.

Na moment między nimi zapanowało milczące porozumienie. Obaj nieco odkryli swoje karty, ale Zack nadal nie otrzymał odpowiedzi na swoje pytanie.

- Więc co się stało z panią tego domu?

Joshua poczuł szczerą sympatię do tego chłopaka. A już zwłaszcza, gdy dotarło do niego, że ma do czynienia ze zwykłym młodym dorosłym, którego jego przyjaciel wplątał w nieuczciwą sytuację.

- Ona tutaj nie mieszkała. Larry zajmował się córką w pojedynkę od dobrych kilku lat, ale pozwalał żonie na odwiedziny. Ona nie była gotowa na życie rodzinne, a przynajmniej nie na bycie matką. Dla Laurence’a nie istniało coś takiego, jak równorzędne odtrącenie dziecka i bycie z nią, korzystając z „lepszego życia” – zaznaczył w powietrzu cudzysłów, nawiązując do dobrych zarobków przyjaciela. – Po każdej z wizyt, Sophia wydawała się coraz bardziej przygaszona, a na jej ciele wykwitały niewielkie zranienia. Jej matka tłumaczyła to dobrą zabawą w różnych miejscach rekreacyjnych, starając się udowodnić, że jest super przebojową kobietą, która nadal ma coś w sobie.

W głowie Zacka pojawiła się myśl, że chyba zna koniec tej historii, ale nawet nie był bliski prawdy. Mimo wszystko trafił, co do jednej rzeczy.

- Chciała zwrócić na niego swoją uwagę, byleby wreszcie odwrócił oczy od córki?

- Bingo – Josh wskazał na niego palcem. – Była zdeterminowana do tego stopnia, że nawet spowodowanie wypadku nie było dla niej przeszkodą.

Oczy Zachary'ego rozszerzyły się w zdumieniu. Czy on dobrze zrozumiał?

- Ale przecież to było nieuniknione, prawda? Motocyklista, ciężarówka, krawężnik…

- I nadmierna prędkość. Z monitoringu miejskiego jasno wynikało, że samochód przejechał kilka skrzyżowań na czerwonym świetle, niebywałym fartem unikając kolizji. To cud, że Sophia wyszła z tego cało.

Teraz Zack zaczynał rozumieć, dlaczego dziewczynka obwinia się o wszystko. Gdyby jej nie było, matka najpewniej wiodłaby spokojne życie u boku Laurence’a.

 - Co za chora miłość… – skwitował, chowając twarz w dłoniach. Przerażała go myśl o tym, do czego ta kobieta byłaby jeszcze zdolna. Jednocześnie gdzieś wewnątrz cieszył się, że blondyn odkrył jej prawdziwe oblicze. Największą tragedią było to, co spotkało Sophię. Może nie była sparaliżowana, lecz strach przed wyjściem z bezpiecznego domu, w którym Laurence był blisko, wyparł z niej chęć do leczenia. Zaniedbała swoje mięśnie. A tym, co przerażało Zacka, było nagłe zdanie sobie sprawy z tego, że nastolatka dążyła do pozbycia się siebie z życia ojca, bo matka upewniała ją w tym, że jest przeszkodą. Oczywiście, że musiała być monitorowana! Monitorowana… To znaczy, że Laurence podglądał rehabilitacje? Oczywiście mógł to robić. W końcu zostawiał córkę z praktycznie obcym mężczyzną, ale czy to było wszystko?

Ostrożnie, z wyraźnym zdecydowaniem na twarzy, odsunął dłonie, kładąc je na stole wierzchem do góry.

- Jak ona wyglądała? – widok zaciskających się ust Josha tylko upewnił go w domysłach. – Niech mi pan pokaże!

- Uspokój się. – Z niedowierzaniem dla samego siebie wyjął portfel z tylnej kiszeni spodni, otwierając go na odpowiedniej przegródce. Nie miał pojęcia, dlaczego nadal trzyma to zdjęcie. Wystarczyło mu szybkie spojrzenie na kolorową fotografię, by żołądek zacisnął mu się boleśnie.

Zachary pochylił się do przodu, zaciskając palce na skórzanej okładce portfela, niemal wbijając w niego paznokcie. Ze zdjęcia patrzył na niego Laurence w towarzystwie wpatrzonej w niego kobiety. Brunetki o ciemnych oczach i włosach związanych w krótki, koński ogon. Jego pieprzony, żeński sobowtór.

- Nic dziwnego, że Sophia reaguje na mnie, jak na największego wroga. – westchnął, opadając plecami na oparcie krzesła. Los dziewczyny ścisnął go mocno za krtań. Tak wiele przeszła, mając zaledwie kilkanaście lat! Własna matka chciała ją… Z trudem przychodziło mu dokończenie w myślach tego brutalnego zdania. 

Do tego dochodziła jeszcze świadomość bycia wykorzystanym przez swojego pana. W sierocińcu różnie o nim mówiono i stosowano wiele kar, a jednak teraz czuł się o wiele gorzej, jakby ktoś jego wizerunkiem podcierał sobie tyłek.

- Teraz już wiem, po co tu jestem. – szepnął cicho, po chwili przygryzając wargi. Laurence doglądał go, jak obchodzi się z Sophią, stawiając go w roli lepszej wersji byłej żony. A skoro jasno określił się, że nie zamierza go dotknąć, tym samym potwierdzał, że jest zadeklarowanym hetero. Wystarczyła mu męska wydmuszka, okaz do podziwiania.

Nagła fala gorąca przetoczyła się przez jego ciało. Zack skulił się gwałtownie, obejmując mocno ramionami. Słaby powiew powietrza po prawej stronie uzmysłowił mu, że czoło ma mokre od potu.

- Zack, wszystko w porządku?

Stłumiony głos Josha przedarł się do uszu bruneta, a brak dotyku fizycznego, lecz mentalne wsparcie sukcesywnie zaczynały go uspokajać. Gdy silna fala gorączki powoli zaczynała być przykrym wspomnieniem, chłopak wyprostował się nieznaczenie.

- Chyba niedługo będę potrzebował leków. – uśmiechnął się oszczędnie, stając na niepewnych nogach. – Pomoże mi pan dotrzeć do pokoju?

Joshua nie potrzebował dalszych wyjaśnień. Był wściekły na swojego przyjaciela, który nie zadbał o to, by Zachary otrzymał odpowiednie suplementy dla Omegi. Będzie musiał z nim o tym porozmawiać, ale teraz przede wszystkim musi pomóc chłopakowi. Starał się jak najmniej dotykać rozpalone ciało, równocześnie będąc najlepszym wsparciem. Gdy po kilkunastu krokach znaleźli się w sypialni Zacka, ułożył go na pościelonym łóżku. Szybko otworzył okno, wpuszczając do środka rześkie, nieco chłodne powietrze.

- Mam wezwać Laurence’a?

Niemal podskoczył na dźwięk głośnego śmiechu, równocześnie zdając sobie sprawę z własnej głupoty. Akurat w tej chwili Zack na pewno nie miał ochoty widzieć się z blondynem, ani tym bardziej kusić go subtelnymi feromonami Omegi.

- Pan wybaczy, ale plan urodzenia nowego dziecka i sprawdzenie, czy sobowtór spełni oczekiwania, będąc cudowną mamusią, jakoś nie są uwzględnione w moim grafiku.

Wnętrzności Josha przewróciły się ponownie, jakby ktoś wiercił mu dziurę w brzuchu, chcąc ukarać za niewrażliwość. Czuł się zmęczony, choć to nie on był trybikiem w pokrętnej grze swojego przyjaciela. Ufał mu i po cichu wierzył, że mimo wszystko Laurence nie był aż takim sukinsynem, który bawił się czyimś życiem. Niestety, choć bardzo by chciał, nawet dla niego jakiekolwiek usprawiedliwienie nie brzmiało dobrze.

Z lekkim wahaniem zapytał Zacka, czy ma przy nim zostać, ale został delikatnie spławiony. Mógł zatem zrobić już tylko jedno. Zabrał z nocnej szafki telefon chłopaka i wpisał do niego swój numer

- Josh. – mruknął, zwracając na siebie uwagę bruneta. – Mów do mnie Josh.

 

 

 

 

* Éclat – fr. błyszczeć.

6 komentarzy:

  1. No kochana. To zaszalalas z rozdziałem :)powiem ci ,że mnie zaskoczyłaś. Oczywiście pozytywnie,ale takiego obrotu sprawy to ja się nie spodziewałam. Męski sobowtór, szczerze nie wpadłbym na to. Chociaż patrząc z drugiej strony ,jako zdesperowany ojciec ,który kocha swoje dziecko ,to łapie się wszystkiego. Szkoda tylko ,że Zack dowiedział się wszystkiego od Josha, chociaż ,z drugiej str. Może to i lepiej Zack będzie mógł sobie wszystko poukładać w głowie. Tylko zastanawia mnie to dlaczego Laurence tak zwleka z tymi tabletkami dla niego ,czyżby był aż tak zajęty? Czy jednak ma inny plan już w głowie ? Już coś się wyjaśniło, ale zaś pojawiły się nowe zagadki. Pozdrawiam cieplutko i czasu życzę na pisanie.
    Ps. Praca w niedzielę powinna być zabroniona. Musisz powiedzieć szefostwu ,że masz swoich fanów i terminy cię gonią ;),bo niecierpliwi wypisują ci ponaglające wiadomości ;) pozdrawiam w.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka. xD
      Haha, sama siebie zaskakuję. xD Nie ma to jak mieć zarys historii i na bieżąco wymyślać szczegóły, które prowadzą do większych, zaplanowanych akcji. xD
      Laurence bardzo kochał swoją żonę i mocno się podłamał jej zachowaniem. Gdyby się zmieniła, wybaczyłby jej... dlatego wygląd Zacka tak bardzo na niego podziałał. W sekrecie mogę dodać, że początkowo planowałam, aby Josh był tym, który celowo przyprowadził przyjaciela do kasyna, by zobaczył Zacharego. xD Miałam co do Zacka pewne plany - konkrety o jego przeszłości - ale mocno się to zmieniło. xD
      Oj, Zack ma teraz nad czym myśleć... I niedługo czekają go intensywne przeżycia...
      Otóż to, Laurence jest zajęty... no i nie miał do czynienia z Omegą. Coś na zasadzie brania antybiotyków - wiesz, że powinnaś wziąć, by wyzdrowieć, a zdarzy Ci się pominąć dawkę. xDDD No niezłe porównanie, nie ma co... xDD Oj nie, nie ma innego planu w głowie. Jego zapominalstwo mocno się na nim odbije.
      Hahaha. xD Tak, kilka supełków rozwiązałam, ale zrobiłam nowe. xD
      Dziękuję Ci pięknie - wena na wagę złota. xD
      PS: Haahaaha. xD To była wyjątkowa sytuacja i miałam wolny poniedziałek, więc super się złożyło. xD Takie wiadomości przyjmuję z ochotą. ;3
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  2. Hejeczka,
    no widać że Zack dotarł przynsjmniej w jakiś sposób do Sofii, myślę że z czasem będą dobrymi przyjaciółmi... ale czy naprawdę Leurence kupił Zacka tylko jako substytut matki Sofii, ale właśnie jakiś przełom nastąpił w realacjach Zack-Josh...
    kochana ja też się martwiłam, ale miałam zagoniony tydzień więc dopiero dostałam się na blog w poniedziałek wieczorem i zostawiłam sobie na wtorek napisanie, a się okazało że akurat wstawiłaś już więc podarowałam sobie pisanie i skupiłam się na przeczytaniu ;)
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka. ;3
      Oj, trochę jeszcze będą musieli przejść, ale dobijają do brzegu. Tak naprawdę łączy ich coś podobnego.
      Tak, Laurence chciał znaleźć lepszą wersję swojej żony, aby Sophia miała coś w rodzaju... pełnej rodziny. Josh odegra ważny epizod. Aaach, trudno coś opisać, nie chcąc spoilerować. xD
      <3 Zagoniona nieco jestem, ale mam nadzieję, że w tym tygodniu pójdzie lepiej. Mam więcej czasu i konkretniejsze sceny do zrobienia. xD Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
      Dziękuję ślicznie,. ;3
      Pozdrawiam serdecznie. xD

      Usuń
  3. Hejka,
    mamy pewien obraz sytuacji, ale czy na pewno jest tak jak to może wszystko sugerować... Zack dotarł do Sophi, i cieszę się, że nastąpił w realacjach Zack-Josh jakiś przełom...
    weny i dużo czasu życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, hej, hej. xD
      Dzisiaj Josha nie ma, a plan, który sobie nakreśliłam... Cóż, nawet w połowie go nie wykorzystałam, więc jest dobrze. xD Zrobiłam małe zamieszanie i ciekawa jestem, jak się ono przyjmie. xD
      Dziękuję ślicznie. ;3
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń