poniedziałek, 11 października 2021

3. Niedocenione szczęście

Hejka! xD

Jeej, wreszcie mamy ten rozdział. Co z tego, że miałam sporo napisane? Nijak nie potrafiłam ugryźć zakończenia. xD Ale chyba nie wyszło źle. Muszę się Wam przyznać, że coś mi słabo iskrzy między Zackiem i Laurence'm. Krygują się chłopaki... no ale to początki. Jeszcze trochę zawirowań ich czeka, więc nie mogą tak od razu paść sobie w ramiona *zerka na końcówkę rozdziału* ekhem, przynajmniej nie w takim romantycznym sensie. xD 

Josh robi mi się jakiś taki oschły... Oj, muszę się za niego wziąć. 

Uff, kochane moje, wyzdrowiałam. A przynajmniej czuję się już lepiej. xD Co prawda coś mi się stało w ucho i mam nieodparte wrażenie, że mogłam mieć zapalenie, bo spuchła mi połowa twarzy, to oczywiście ja do lekarza nie pójdę, bo po co... Taki mój uparty urok. xDD Czy uczucie wypełnionego czymś, a jakby delikatnie zatkanego ucha to norma po przeziębieniu?

Nie przedłużając, zapraszam serdecznie na trzeci rozdział Niedocenionej miłości. Dziękuję za wszystkie komentarze i przepraszam za błędy. ;3

-----------------------------------------------------------------------------------------

Możliwość zapoznania się z miejscem, w którym Laurence spędzał długie godziny, skutecznie odwiodła myśli Zacka od tajemniczej dziewczyny z zamkniętego pokoju. W całości poświęcił się pięknie oprawionym książkom za szklanymi regałami, każdej z nich przyglądając się uważnie. Nie miał pojęcia, czym zajmuje się jego pan, ale widząc rozłożone na biurku magazyny i powycinane zdjęcia z różnych gazet, na których najczęściej pojawiały się wzory pierścionków, domyślał się, że chodzi o przemysł biżuteryjny. Ilość zwiniętych w kulkę kartek, które leżały obok małego kosza na śmieci, była zatrważająco spora. Ciekawość Zacka była czymś tak oczywistym, że z łatwością można się domyślić, iż chłopak rozwinął co najmniej jeden zwitek papieru, zaglądając, co kryje jego wnętrze. I nie pomylił się – szkice różnych propozycji naszyjników, kolczyków i bransoletek zapełniały niemal całą wolną przestrzeń.

Najbardziej spodobała mu się obrączka, której cześć wkładana na palec zamiast gładkiej powierzchni była pofalowana, a na środku narysowano wypukły kamyk z ostrymi brzegami. Zapewne ta ostatnia cecha dyskwalifikowała całkiem niezłą pracę, by uznać pomysł za ciekawy i godny zrealizowania. Inne projekty były równie piękne, choć Zachary nie mógł stwierdzić, by zainteresowały go jakoś szczególnie. W sierocińcu rozwijał kilka swoich pasji na tyle, na ile było mu to przyzwolone, a jedną z nich był rysunek. O ile stare gazety można było dostać wszędzie, by na nich szkicować, o tyle o przybory musiał się prosić. Wiedząc, jak trudno je dostać, szanował każdy z ołówków, wykorzystując go niemal do samego końca. W pracach Laurence'a brakowało mu szczegółów, drobnych zdobień, wyjątkowości i niepowtarzalnych wzorów, ale zdawał sobie sprawę, że nie jest tu po to, by oceniać czyjeś projekty. Poza tym to, co dla niego było dobre, wcale nie musiało dobrze wyglądać w oczach innych. Poza tym w dłoniach trzymał szkice, które mogły być równie dobrze wstępną, luźnie rzucaną propozycją. Skoro jednak Laurence to wyrzucił… Zack spojrzał szybko w stronę drzwi, nasłuchując, czy blondyn już nie wrócił. Wolał nie podsiadać fotela w jego obecności. W końcu sam fakt tego, że zostało mu umożliwione wejście do gabinetu, było czymś nieco wyproszonym, trochę wyżebranym.

Ołówek automatyczny w srebrnej oprawie świetnie leżał mu w palcach. Był cięższy od zwykłych, drewnianych kupionych w kiosku, ale jego jakość była zjawiskowa. Gładko przesuwał nim po konturach naszkicowanej obrączki, ozdabiając ją podłużnymi liniami, by wyglądały jak celtyckie zawijasy, tylko o drobniejszych kreskach. Wypukły kamień przyozdobił na ostrych brzegach czymś w rodzaju czterech lasek zawiniętych do zewnątrz. Tak, teraz wyglądało to o wiele bardziej użytkowo.

- Dobrze się bawisz?

Zack niemal podskoczył, upuszczając ołówek na ciężkie, dębowe biurko. Niepewnie uniósł głowę, patrząc na stojącego w progu Abbotta. Nie bał się go. Po tych kilku wspólnie przeżytych dniach zyskał pewność, że nie został zakupiony do jakichś dziwnych celów, więc ponownie jego nieco zadziorna osobowość mogła wyjść na zewnątrz. Nie oznaczało to jednak, że zapomniał, co do niego należy. Rzeczywistość Zacka była w tej chwili konkretna – miał jakiś kredyt zaufania i nie chciał go stracić. Mógł trafić bardzo źle, więc cena za stratę spokojnego życia, które wiódł, była zbyt wielka, by lekką ręką ją stracić.

- Chciałem posprzątać i trafiłem na te szkice. Trochę poniosła mnie wyobraźnia. – Pospiesznie wstał, odkładając na miejsce wszystkie rzeczy. Kiedy wziął do ręki rysunek, który wcześniej poprawiał, teraz chcąc ponownie zwinąć go w kulkę i wyrzucić, na jego nadgarstku znalazły się palce Laurence’a.

- Pokaż mi to. – Mężczyzna przytrzymał Zacka, przyglądając się wprowadzonym zmianom. Kiedy tutaj wszedł, zobaczywszy chłopaka zaangażowanego w swoje dzieło, odczuł dziwną nostalgię. Z tyłu głowy pojawiła mu się myśl, że Zachary pasuje do tego miejsca, jakby był brakującym członkiem rodziny. Szybko jednak postawił się do pionu, przekonując samego siebie, że fascynacja innym człowiekiem to coś naturalnego. – Całkiem niezłe. – Musiał przyznać, że obejrzał kilka rysunków chłopaka i bardzo mu się podobały. On wolał prostotę, a Zack nałogowo dopieszczał każdy szczegół. – Uzupełniamy się.

Duże, brązowe oczy spotkały się z jasnoniebieskimi tęczówkami Laurence’a w chwili wypowiadania tych dwóch słów. Oboje poczuli się nieco niezręcznie, zwłaszcza z tego faktu, że blondyn cały czas trzymał chłopaka za rękę. Gdy wreszcie uwolnił go z uścisku, odsuwając się na odległość dwóch, może trzech kroków, ponownie odważył się skrzyżować z nim wzrok.

- Dzisiaj wracam prosto z pracy. Mógłbyś zrobić coś do jedzenia? – Nawet on zdawał sobie sprawę, jak koślawo wyglądają ich rozmowy. I wcale nie zdziwił się, gdy Zack przysiadł na brzegu biurka, zadając mu po raz kolejny tak trudne dla niego pytanie.

- Po co ja tu tak naprawdę jestem?

Laurence sam chciałby to wiedzieć. Nawet dałby jakąś nagrodę temu, kto zdołałby rozwikłać zagadkę jego niezrozumiałej decyzji. Zamiast tego westchnął tylko i odpowiedział tak, jak zawsze.

- Potrzebuję kogoś do uprzątnięcia domu. – Po minie bruneta widział, że tym razem te skąpe wyjaśnienia nie będą wystarczające. – Jestem właścicielem sklepu z biżuterią. Wracam późno ze spotkań z różnymi klientami i często sam pomagam przy sprzedaży. Nie mam czasu zawracać sobie głowy porządkami. – chciał dodać coś jeszcze, ale Zack uniósł dłoń, prosząc o wysłuchanie. Ruchem ręki przyzwolił mu na zabranie głosu.

- Wybaczy pan za moje słowa, ale proszę przestać pieprzyć. Jakoś do tej pory był tutaj ktoś, w rodzaju lokaja, sam pan tak mówił – wskazał na blondyna palcem – a potem zwolnił go pan, abym ja go zastąpił. W mieszkaniu spędza pan kilka godzin, nie licząc czasu na sen, więc skąd niby ma się brać ten bałagan? To nie ma sensu. Nie twierdzę, że jest mi źle, bo byłbym kłamcą, ale moja obecność działa na pana, delikatnie ujmując, jak kamyk w podeszwie. Niby nieinwazyjny, a przeszkadza.

Laurence doskonale wiedział, że był winien mu jakieś wyjaśnienia. Problem tkwił w tym, że chyba nie był gotowy się nimi podzielić. Coś jednak musiał powiedzieć.

- Kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy, od razu zwróciłem na ciebie uwagę. Temperamentny, buntowniczy. Nie myśl sobie, że należę do osób, które propagują handel Omegami, czy innymi ludźmi. Wtedy jednak jedyne, co chodziło mi po głowie, to dostanie się na aukcję i wykupienie ciebie.

Chłopak nie wyglądał na zbyt przekonanego. Milczał chwilę, marszcząc nos i czoło, co jakiś czas rzucając blondynowi krótkie spojrzenia.

- No dobrze, czyli spodobałem się panu, ale czy to od razu musiało oznaczać zatrzymanie mnie dla siebie? Zauroczenie mija, a w tym wszystkim ja okazuję się zbędnym towarzystwem. Ma pan dobrą naturę i nie chce się pan mnie teraz tak po prostu pozbyć.

W gabinecie rozbrzmiał głęboki, szczery śmiech. Zack po raz pierwszy zobaczył Laurence’a w stanie takiej wesołości.

- Po pierwsze, Zack, gdyby ktoś cię zabrał, raczej już nigdy byśmy się nie spotkali. A po drugie – zawiesił głos, podchodząc bliżej chłopaka. Pełen zadowolenia uśmieszek skupił całą uwagę chłopaka na jego wargach. Coraz bardziej podobał mu się rozwój sytuacji. Nie spodziewał się, że przybierze taki obrót. – kto powiedział, że moja fascynacja tobą minęła, hm?

Mówi się, że oczy to zwierciadła duszy. Wobec tego w przypadku Zacka jego dusza w tej chwili z trudem wychodziła z szoku. Chyba nie był przygotowany na taką odpowiedź. Czyżby jednak miało się sprawdzić to, że koniec końców i tak zostanie wykorzystany do roli, jaką obecnie pełniły Omegi? Nie bardzo chciał w to uwierzyć, a i nie widział Laurence’a jako osobę zdolną do krzywdzenia innych, więc musiał się upewnić, co do jego zamiarów.

- Ale będę miał możliwość zażycia leków dla Omeg?

Uśmiech zniknął z twarzy blondyna, zastąpiony szczerym zaskoczeniem, a nawet zmartwieniem. Laurence pomasował nasadę nosa, próbując zamaskować poczucie winy, jakie zaatakowało go z całą mocą.

- Źle mnie zrozumiałeś. – mruknął, wycofując się w kierunku drzwi, gdy usłyszał dźwięk domofonu. Z uwagi na bezpośrednie połączenie windy z otwartym wejściem do przedpokoju, goście anonsowani byli przez właściciela budynku, oszczędzając lokatorom niespodziewanych wizyt. – Oczywiście zakupimy wszystko, czego będziesz potrzebował, ale nie mam zamiaru wymuszać na tobie czegokolwiek, Zachary. – zatrzymał się jeszcze w progu, kręcąc z niedowierzaniem głową, po czym wyszedł, zostawiając chłopaka z gonitwą myśli.

Skoro mężczyzna nie chciał go do łóżka, a powiedział mu otwarcie, że jest nim zainteresowany, to jak to wszystko ma działać? Chce stworzyć z nim związek? O co tu chodziło? Zack miał wrażenie, że pojawiło się jeszcze więcej pytań. Skoro jednak był bezpieczny, postanowił obserwować sytuację. Zaciekawiony niespodziewanym gościem, wyszedł na korytarz, nie wychylając się jednak zbyt bardzo. Kto wie, może Laurence nie chciał go ujawniać?

Szybko okazało się, że dobrze zna głos, który natarczywie dopytywał o „nowy nabytek”. O ile dobrze pamiętał, mężczyzna miał na imię Joshua i miał specyficzną aurę wokół siebie. O tym, jak bardzo był nietypowy, przekonał się kilka chwil później.

- Larry, no, nie bądź taki. Pokaż mi tego swojego tajemniczego chłopaka.

Gdyby Zack mógł, wycofałby się szybko do swojego pokoju, ale było już za późno. Znalazł się w zasięgu wzroku mężczyzny, zamierając na słowa, które o sobie usłyszał.

- O, tu jest! I to w jednym kawałku. – Josh podszedł sprężystym krokiem do chłopaka, obejmując dłońmi jego ramiona, jakby witał się z dzieckiem, po czym bez zawahania pocałował go w policzek.

Wołające o pomoc spojrzenie wysłane ponad ramieniem Thompsona rozbawiło Laurence’a, ale posłusznie ruszył z odsieczą. Delikatnie rozdzielił przyjaciela od Omegi, zastanawiając się w duchu, dlaczego ten dzień zdawał mu się ciągnąć i rozłazić. On chciał tylko zjeść w spokoju i popracować chwilę w gabinecie.

- Josh, powściągnij emocje. Nie każdy jest przyzwyczajony do molestowania ze strony człowieka o anielskiej twarzy i diabelskich zamiarach.

Efekt, jaki blondyn miał zamiar osiągnąć, był wręcz odwrotny, gdyż Joshua wyprostował się dumnie, jakby co najmniej go pochwalono. Laurence nie zamierzał tego komentować. Bez słowa skinął w kierunku Zacka, odwracając się w stronę kuchni. Z depczącym mu po piętach przyjacielem rozsiadł się wygodnie w narożnej kanapie.

Tymczasem Zachary włączył kuchenkę, odgrzewając zupę, jaką przygotował już wcześniej, wyjmując z piekarnika owinięte folią drugie danie. Wciąż ciepła ryba w panierce nęciła zapachem.

Obserwujący go Josh uśmiechnął się szeroko, posyłając przyjacielowi powłóczyste spojrzenie.

- Może ja też zainwestuję w jakąś Omegę, co? – skupiony na blondynie, nie mógł dostrzec nerwowego drgnięcia chłopaka. O tym, że zagalopował się w swoich słowach, dowiedział się bardzo szybko.

- Jeżeli nie chcesz wyjść stąd przed okno, radzę ci powstrzymać się od takich komentarzy. – lodowate spojrzenie błękitnych oczu sztyletowało zaskoczonego mężczyznę.

Joshua zaniemówił, przenosząc zdezorientowane spojrzenie z cichego chłopaka na przyjaciela ciskającego gromami w jego stronę. Na początku wydawało mu się, że kaprys Laurence'a wywołany był jakąś przedziwną zachcianką, ale teraz zaczynało do niego docierać, że kryło się za tym coś więcej. Zawsze mu kibicował i od dawna powtarzał, że mógłby wreszcie poszukać swojego szczęścia u boku jakiejś kobiety, ale okazało się, że przyjaciel odnalazł je w chłopaku. Albo przynajmniej wykazywał jakieś zainteresowanie. Tylko dlaczego musiała to być Omega? Czy Laurence oszalał? Opinia publiczna zje go za ten związek. Nie, żeby oboje kiedykolwiek przejmowali się tym, co o nich będą mówić, ale blondyn już raz przechodził gehennę. Josh nie chciał, by się to powtórzyło. Koniecznie musiał się z nim rozmówić. Poczekał, aż przyjaciel w kompletnej ciszy zje swój posiłek, po czym zaproponował mu krótki spacer. Na szczęście mężczyzna nie protestował, chyba zdając sobie sprawę z powagi sytuacji.

Pozostawiony samemu sobie, Zack pozmywał naczynia i poszedł do swojego pokoju. Z westchnieniem opadł na łóżko, podkładając ręce pod głowę. Niby nie zrobił niż męczącego, a czuł się tak, jakby przenosił po schodach kilka koszy prania w dziesięciopiętrowym wieżowcu. Z postawy Josha wywnioskował, że raczej nie podoba mu się to, iż jego przyjaciel zainteresował się Omegą w – powiedzmy – bardziej romantyczny sposób. Sam z trudem to przyjmował, bo będąc szczerym, cała ta sytuacja wydawała mu się mocno pokręcona. A może Laurence po prostu był samotny? Może nie chciał angażować się w mocniejsze związki, a on, jako Omega, idealnie nadawał się do tej roli? Był pod ręką, raczej spokojny… Nie, kogo on chciał oszukać? Skąd Abbott miałby wiedzieć o nim cokolwiek? Brał kota w worku pod wpływem zauroczenia. 

Nie, nie może się nad tym dłużej zastanawiać, bo oszaleje. Póki nikt nie chce go wyrzucić, ani się nim nie nudzi, będzie wykonywał swoje obowiązki. I oby było tak jak najdłużej, bo nie chciał zostać sprzedany jakiemuś zwyrodnialcowi.

Z jękiem obrócił się na bok, wtulając twarz w poduszkę i w tej samej chwili jego uszy zaatakował piszczący, wysoki dźwięk. Miał wrażenie, że włączył się alarm dymny, więc zerwał się w swojego miejsca, biegiem pokonując odległość dzielącą go od kuchni. Czyżby nie wyłączył kuchenki?

Gdy dotarł na miejsce, ze zdziwieniem odkrył, że głośny dźwięk dochodzi z całego mieszkania, jakby ożyło i wrzeszczało na niego z każdego kąta. Pojęcia nie miał, co się dzieje. Dopiero po sprawdzeniu łazienki i innych pokoi spłynęło na niego nagłe zrozumienie. Na lekko drżących nogach dotarł pod zakazane drzwi, tylko przez ułamek sekundy wahając się, czy może je otworzyć.

- Ach, niech to! W razie czego wytłumaczę się środkami bezpieczeństwa. – Nacisnął klamkę i z mocno bijącym sercem wszedł do środka. Od razu jego oczy spoczęły na maszynie podpiętej pod leżącą na łóżku dziewczynę. Czerwone diody migały wściekle w towarzystwie drżącego w konwulsjach ciała. W przypływie adrenaliny, Zack szybko sprawdził puls nieznajomej, ledwo go wyczuwając. W momencie podjął decyzję o reanimacji, ustawiając się tak, by móc łatwo naciskać dłońmi na klatkę piersiową dziewczyny. Jej oczy były zamknięte, a usta rozchylone nieznacznie. Oddychała płytko.

Kiedy tylko Zachary wszedł na łóżko, bo nie chciał przenosić nastolatki, niepewny jej stanu, w jego oczy rzuciła się otwarta fiolka leków zaciśnięta w małej dłoni. Świetnie, miał do czynienia z samobójczynią. Szybko zrezygnował z reanimacji, wybiegając z pokoju. Prawie potknął się na korytarzu, ostatecznie łapiąc równowagę, gdy przytrzymał się futryny. Z ulgą dostrzegł leżący w gabinecie telefon, wyciągając go ze stacji dokującej. Trzęsącymi się palcami wybrał numer alarmowy i w oczekiwaniu na połączenie wrócił do kuchni. Ciepłą wodę z czajnika wlał do dużego kubka i posolił kilkoma łyżeczkami. Rozmawiając z dyspozytorką, upewnił się, że robił dobrze, podając dziewczynie sporządzony roztwór, po czym rozłączył się, uspokojony, że niedługo przyjedzie pomoc. Teraz czekało go najtrudniejsze, bo nieprzytomna osoba raczej nie będzie chciała z nim współpracować. Dlatego nieco się zdziwił, ale i ucieszył, gdy stając nad dziewczyną dostrzegł, że ta patrzy na niego sennym wzrokiem. Nie mógł przepuścić takiej okazji. Pod łóżkiem podstawił wzięty po drodze kosz, po czym uniósł głowę nastolatki i nakazał jej wypić słony napój.

- Zostaw mnie w spokoju, debilu.

Jakimś cudem Zack zdołał utrzymał szarpiącą się dziewczynę, nie upuszczając kubka. I to by było na tyle w kwestii ułatwionego zadania.

- Słuchaj no, dziewucho. Jeśli chce ci się umierać, to zrób to w obecności Laurence'a, ale nie na mojej zmianie, okej? Nie spieszy mi się do więzienia. – Jak miał ją zmusić do położenia się na boku? – Pij to, do cholery, bo wleję ci to siłą do gardła. – Być może był przekonujący, albo w jego wzroku było coś niezłomnego, ale nastolatka wreszcie go posłuchała, krzywiąc się po każdym łyku. Gdy upewnił się, że kubek jest już pusty, odłożył go na bok. Teraz musieli czekać na reakcję zwrotną. Opadające powieki dziewczyny nie ułatwiały niczego. – Musisz położyć się na bok, żebyś się nie zakrztusiła, gdy płukanka wyciągnie z ciebie te leki. – Z westchnieniem spojrzał na zegarek, upewniając się, że pogotowie powinno być tu lada moment. Do tego czasu musiał być przy niej. – Słyszysz, co do ciebie mówię? Odwróć-

- Mam sparaliżowane nogi, kretynie! Jak niby mam to według ciebie zrobić?

Jak na osłabioną, zdawała się być całkiem energiczna w rzucaniu obraźliwych słów.

Zack wspiął się na wyżyny opanowania i spokojnie podszedł do niej, pomagając w ułożeniu się na prawej stronie. Zrobił to w idealnym momencie, bo chwilę później jej ciałem wstrząsnęły pierwsze torsje. Nienawistne spojrzenia, jakie mu rzucała, ignorował zupełnie, głaszcząc ją po plecach. Dobrze wiedział, że gdyby mogła, ugryzłaby go w rękę. Przybycie służb ratunkowych przyjął z ogromną radością, jednocześnie czując niepokój. Medycy zdawali się doskonale wiedzieć, co mają robić, a nawet zwracali się do dziewczyny po imieniu, więc to nie była ich pierwsza interwencja. Zatem obecność Zacka musiała być dla nich swego rodzaju zaskoczeniem.

Niepewność chłopaka wzmogła się, gdy w odstępie kilku minut w pokoju pojawił się Laurence w towarzystwie Josha. Mężczyzna obrzucił go szybkim, trudnym do odgadnięcia wzrokiem. Spomiędzy mocno zaciśniętej szczęki wydostało się syczące pytanie o to, co się stało. Zack bez słowa, obawiając się reakcji, podał mu pomarańczowe opakowanie po lekach, które chwilę wcześniej pokazywał ratownikom.

- Włączył się alarm. – dodał cicho, wzdrygając się, gdy jeden z ratowników położył mu dłoń na ramieniu, jednocześnie prosząc, by wszyscy wyszli, bo potrzebują miejsca, by zająć się odpowiednio pacjentką. Jako pierwszy przekroczył próg, słysząc za sobą krótką rozmowę Laurence’a z medykiem.

- Dobrze, że znalazł pan kogoś, kto odpowiedzialnie zajmie się córką. Chłopak świetnie się spisał. Nie dość, że szybko wezwał pomoc, to jeszcze mądrze postąpił, przyrządzając domową płukankę.

Osuwając się powoli po ścianie, w uszach Zacka dźwięczało jedno, szokujące go słowo. Córka. Laurence miał córkę. Co się stało z jej matką? Dlaczego dziewczynka była w takim stanie? Jego spojrzenie musiało bardzo dużo mówić, bo krzyżujący z nim wzrok Abbott potarł twarz dłońmi, wyglądając na o kilka lat starszego.

- Nie musisz mu nic mówić, Larry. – Josh objął przyjaciela, przysiadając z nim na szerokim parapecie.

Zachary wytrzymał ciężkie spojrzenie, jakie na nim spoczęło. Owszem, nie musiał wiedzieć wszystkiego i normalnie pewnie odpuściłby, ale Thompson wyciągał z niego najbardziej buntownicze cechy.

- Tak samo jak ja nie musiałem ratować jej życia. – odpyskował, opierając łokieć na ugiętym kolanie. W tym rozdaniu to on miał lepsze karty. – I jeżeli mam to robić dalej, chyba mógłbym otrzymać choć garść informacji, prawda?

- Lepiej się do niej nie zbliżaj, bo-

- Zamknijcie się. Obaj! – ostry, przenikliwy głos Laurence’a w momencie uciął agresywną wymianę zdań. – To nie miejsce i pora, by się kłócić, ani tym bardziej cokolwiek wyjaśniać.

Zarówno Josh jak i brunet spuścili wzrok, czując się cokolwiek głupio. Za drzwiami toczyła się akcja ratująca dziewczynkę, a oni urządzali sobie bitwy słowne.

- Sophia to moja córka i póki co tyle powinno ci wystarczyć. – Laurence odsunął się od przyjaciela, podchodząc powoli do nadal siedzącego na podłodze Omegi. Z trudem ukrywał swoje emocje, ale widział też, ile wysiłku i strachu kosztowała Zacka ta sytuacja. Dlatego gdy tylko chłopak odważył się na niego spojrzeć, posłał mu słaby, oszczędny uśmiech. – Dziękuję. Gdyby nie ty…

Zack odsunął się od ściany, pochylając w stronę blondyna. Ostrożnie, bardzo niepewnie, objął go ramionami, przytulając go krótko. W tym momencie wydawało mu się to jedynym sensownym okazaniem współczucia i wsparcia, na jakiego było go stać. Uśmiech, jaki później zobaczył na wargach blondyna, upewnił go w tym, że miał rację.

10 komentarzy:

  1. Och kochana trzymasz nas w napięciu! W jakimś stopniu wyjaśniła się sytuacja z tą dziewczyną, ale nie do końca , kurde,a może on musiał ją adoptować? Aż mnie ciekawi co ty tam wymyśliłaś, szkoda ,że tydzień nie mija szybciej. Co do relacji Zacharego z Laurencem to chyba mam tak jak Zachary ,że jeszcze nie zrozumiałam postępowania jego pana. Kochana co do twojego ucha to ja bym chociaż skorzystała z teleporady ;) iść nie trzeba ,a może i czasami coś mądrego powiedzą :). Osobiście ucho mnie atakowało bardziej po zatokach jak miałam niż po przeziębieniu. Trzymam kciuki żebyś do końca wyzdrowiała. Pozdrawiam w.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka! xD
      Hahaha, dzięki. xD Tajemnicza jestem. xD Sophie będzie często się pojawiać - oby tylko nie przyćmiła Laurence'a. Ale na pewno będzie toczyła wojnę z Zackiem. Uparta z niej nastolatka i bardzo agresywna... Nie ma się jednak co dziwić, skoro raczej jest pozostawiona sama sobie.
      Larry ma swój powód, że zabrał Zacka. Póki co nie chce go zdradzać, ale wyjdzie wszystko z czasem. Tak czy inaczej Laurence namiesza, zrani i narobi sobie kłopotów.
      O, dobry pomysł z teleporadą. Ucho już lepiej się zachowuje (całą noc śpię "na nim" i chyba się wygrzało, bo już nie 'strzyka'). No a ja właśnie przeziębiłam się, zaczynając od zatok. xD Nos przytkany nie był, ale zatoki... o matko, to był dramat. Ale tak jak mam właśnie. Ibuprom zatoki uzupełniam regularnie w swoich zapasach. xD
      Dziękuję Ci ślicznie. ;3 Co jakiś czas jeszcze odzywa się kaszel, więc i ja trzymam za siebie kciuki o wyzdrowienie. xD
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  2. Hejeczka,
    co za złośliwość rzeczy martwych, sprawdzałem czy nie ma rozdziału o 02:58 o ty trzy minuty później go wstawiłaś
    więc to córka jednak, ale rodzą się pytania co z jej matką i dlaczego jest sparaliżowana... ale Zack bardzo dobrze sobie poradził i dzięki szybkiej interwencji została odratowana, Josh nie jest tak bardzo przekonany do Zacka, może pomoże w projektach biżuterii...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka, hejka. xD
      Hahaha. xD Wstawiłabym wcześniej rozdział, ale czcionka się uparła i nie chciała zmienić. xD
      Spokojnie, wszystko będzie wyjaśnione. A kwestia paraliżu... celowo przedstawiłam to w taki sposób, by wyszło to z ust dziewczyny. Bo paraliż to za duże słowo... ale tak właśnie miało być. A zresztą... zobaczysz sama. xD Trudno to wyjaśnić bez spojlerów. xD
      Zack to mądra bestia, prostolinijna i dobra. Trudno go złamać, ale Laurence okaże się mistrzem w tym fachu (choć póki co wcale się nie zapowiada...).
      Josh uwielbia swojego przyjaciela i dlatego dziwi go jego zachowanie. Zawsze widział go jako ułożonego i nudnego wręcz, a teraz jest świadkiem, jak Larry kupuje Omegę, wystawiając się mediom. No cóż...
      Biżuteria będzie jeszcze ważnym elementem tego opowiadania. xD
      Dziękuję pięknie. ;3
      Pozdrawiam serdecznie. xD

      Usuń
  3. Hejeczka, hejeczka,
    tak już lepiej się czuję...
    och to jednak córka, więc rodzą się pytania co się stało z jej matką i z nia dlaczego jest sparaliżowana... ale Zack bardzo dobrze sobie poradził i szybko, mam wrażenie że Josh nie jest tak bardzo przekonany do Zacka, chłopak ma talent, a może Zack pomoże w projektach biżuterii...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka, hej. xD
      Uff, bardzo się cieszę, że już lepiej się czujesz.
      Kwestia paraliżu będzie opisana, a raczej wyjaśniona, bo Sophie czasami jest taką... królową dramatu. xD
      Josh to taki trochę lekkoduch. Zobaczymy, jak rozwinie się ich relacja z Zackiem. xD
      Dzięki ślicznie. ;3
      Pozdrawiam serdecznie. xD

      Usuń
  4. Dzięki śliczne za dużą czcionkę. Dużo lepiej się teraz czyta. :) Nadrobiłam dwa ostatnie rozdziały i przyznam, że jak po pierwszym bardzo żałowałam, że ta historia nie dotyczy Alexa i zmiennych, tak po tym trzecim chcę więcej. Ten rozdział mnie przekonał do tego tekstu. Sama nie wiem dlaczego. Może dlatego że było więcej Zacka. Może to, że Laurence jednak jest człowiekiem i ma serce. Przecież ktoś inny wywaliłby Zacka na zbity pysk ze swojego gabinetu. No i piękne słowa które powiedział: „Uzupełniamy się.” Dokładnie. Tak właśnie jest. Kochana coraz więcej zagadek mamy. Niby na jedną odpowiedziałaś, że to jest córka Laurenca, a byłam pewna, że siostra. No, ale młoda skądś się wzięła. Jakaś matka niby była. Ewidentnie coś się musiało stać. Powoli, powoli chłopaki wpadną w swoje objęcia, a gest Zacka był cudowny. Okazał wsparcie. Chłopak ma ogromne serce. I rozumiem go, że jest trochę skołowany tym, po co i dlaczego mężczyzna go kupił. Nie chce usług łóżkowych, a do tego są omegi raczej brane. A Josh jest trochę oschły. Ale nie jest źle. Przecież to diabeł w skórze anioła. :D I sprawa Sophi. Jeżeli ona ma tylko sparaliżowane nogi, bo raczej tylko nogi, to czemu leży w łóżku przez cały czas? Podoba mi się ten tekst i chcę więcej. :)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka, hejka. ;3
      Haha, do usług. xD Kombinowałam z rozmiarem, bo naprawdę trudno było czytać, a już zwłaszcza z małym rozmiarem takiej nieco ozdobnej czcionki.
      Uff, haha, a moje serce bije do Alexa i dlatego tak topornie pisało mi się ten rozdział. xD Ale już wiem, co ma być, więc jest łatwiej.
      Laurence jeszcze zaskoczy... skrajnie, ale ostatecznie chyba da się polubić. A Zack... skrył się w skorupce, a niedługo to już w ogóle... będzie kiepsko. Ale po burzy wychodzi słońce. ;3
      Laurence ma ewidentny problem, ale od czego jest odpowiedni partner! xD Owszem, zagadek mamy sporo, ale dziś, w nowym rozdziale, sporo się wyjaśni. Zabawne, że do tej pory zazwyczaj wyglądało to tak, że wielkie "bum" zostawiałam na koniec opowiadania, a teraz mam zupełnie inne podejście... a przynajmniej do tej i poprzedniej historii. xD
      Josh - jak pisałam już gdzieś w komentarzach - jest takim bawidamkiem-łobuzem, ale to taka przykrywka... a w sumie też taki charakter. Zack go uleczy. ;3
      Oj... to dzisiaj Zack już nie będzie skołowany. Dziś będzie... załamany.
      O, i nawet o Sophii nieco się wyjaśni. xD Czasami miałam ochotę nazwać ją per "Zośka", ale to by było zbyt duża zmiana. xD Dlatego używam zamiennie: Sophia - jako "Sofja" i Sophie - jako "Sofi". xD Tak zdrabniam. xD
      Dziękuję ślicznie. ;3
      Pozdrawiam serdecznie (w tym tygodniu postaram się zabrać za odpisanie na maila, bo w niedzielę musiałam iść do pracy...).

      Usuń
  5. Hej. Co się dzieje? Tęsknię. Gdzie rozdział ? Czyżbym coś przegapiła i miało być jakieś przesunięcie ? Pozdrawiam w.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka, hejka. ;3
      Haha, nie dzieje się nic złego. ;3 Miałam małe problemy techniczne i musiałam iść do pracy z niedzielę... przez to nie wyrobiłam się z rozdziałem. xD Ale już jest.
      Przepraszam, że się martwiłaś. ;*
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń