niedziela, 22 sierpnia 2021

28. Wrogowie w miłości

Hejka, hej! xD

Oh, moje Kochane! Przyznam Wam się, że rozdział napisałam już rano... ale przemyślałam sobie co nieco i musiałam zmienić połowę rozdziału. xDD Zaserwowałam Wam mały twist. Śmiać mi się chce, bo moje poprzednie opowiadania, z początków, miały swój stały rytuał - ktoś musiał zginąć (a 'najlepiej' połowa bohaterów), albo znaleźć się w szpitalu. Że też do tej pory nikt nie uznał mnie za wariatkę... xDDD A tak poważniej - może to źle, ale zmieniłam bieg historii jednego z bohaterów. Nie zdradzę Wam, o kogo chodzi, bo wszystkiego dowiecie się tutaj. xD Mam nadzieję, że nie będziecie miały mi tego za złe. Ale chyba muszę być bardziej stabilna w uczuciach, bo nam wyginą badassy. xD

Uwierzcie, że sama na siebie spojrzałabym z politowaniem, gdybym mogła. Koniec historii? Ta, desperacko ją rozwlekam. xD Ale poważnie, idziemy spacerkiem do końca. A że robi się lukrowo, kolejne opowiadanie nie będzie tak miłe. xD I bankowo wrócimy do korzeni, o których wspomniałam na początku. xD

Dziękuję za wszystkie komentarze. ;3

Zapraszam na dwudziesty ósmy rozdział "Wrogów w miłości". Przepraszam za błędy i pozdrawiam Was serdecznie!

-----------------------------------------------------------------------------------------

 

Trasa do Mistissini upłynęła Calebowi na zażartej walce z Liamem o prawo do wybrania stacji nadającej w radio emisję różnych gatunków muzycznych. On od początku przekomarzał się dla zabawy, denerwując partnera piosenkami country. Obaj dobrze wiedzieli, że bliższy sercu Sly’a był zdecydowanie rock, podobnie zresztą było w przypadku Zmiennego zająca, ale najwyraźniej Cal poczuł zew dręczyciela. Zamknięcie w samochodzie na wiele godzin stwarzało okazję do podniesienia ciśnienia młodszemu chłopakowi.

- Jesteś takim samym dupkiem, jakim byłeś kilka lat temu, wiesz? – Liam westchnął, przekręcając pokrętło radia, aby je wyłączyć. – Czy na twojej liście celów do zrealizowania widnieje punkt „dożywotnie dręczenie Liama”?

Caleb uśmiechnął się delikatnie, zerkając w przednie lusterko, gdy szykował się do skrętu na skrzyżowaniu.

- Owszem. Jest na samym szczycie, tuż przed zdobyciem zajęczej łapki wraz z jej właścicielem.

- Uroczo – parsknął brunet, wywracając oczami. Nie był w stanie ukryć rozbawienia, śmiejąc się cicho pod nosem. – Nie wiem, jak ci się odwdzięczę za twoją dobroć w kwestii nie rozczłonkowania mnie na kawałki. To takie szarmanckie z twojej strony, że nie ukrywasz przede mną niczego.

Alfa zerknął szybko w stronę Liama, nie komentując jego słów. Do przekroczenia bram miasteczka zostało im pół godziny. Wcześniej, aby z Westmore dostać się na północ, do rodzinnej miejscowości braci Tylorów, trzeba było liczyć się z prawie dziesięciogodzinną przejażdżką. Teraz wystarczyło siedem lub osiem godzin. Wybudowane mosty przeprawiające samochody przez rzeki oraz promy, które były w stanie pomieścić kilka pojazdów, ułatwiały życie wielu Zmiennym. Dopasowanie się do warunków atmosferycznych, a także rozwój technologii i coraz większa chęć młodych do edukowania się daleko poza granicami swoich miast, przyczyniły się do przyspieszenia rozwoju niektórych gałęzi usługowych, komunikacyjnych oraz logistycznych. Wszystkim na dobre wychodził pakt zawarty z kilkoma głównymi Przywódcami, którego „ojcami” byli głównie Evansowie. To ich interwencja i działania poruszyły światem Zmiennych, dotąd zamkniętych na nowinki świata ludzkiego. Wiązało się to także z szybką wymianą informacji między odległymi miastami, co nie zawsze przynosiło dobre skutki.

Tak jak teraz.

Caleb z niepokojem spojrzał w lusterko, upewniając się w tym, że jadąca za nim Toyota towarzyszy mu już od dobrych trzydziestu minut. No cóż. Chciał to wszystko rozegrać inaczej, ale biorąc pod uwagę słowa Liama na temat nie ukrywania niczego przez Alfę – mimo, że wypowiedziane do zupełnie innego kontekstu – zaczęły ciążyć Sly’owi. Dobry humor nadal go nie opuszczał, a wręcz zaczął się polepszać, gdy tylko chłopak pomyślał, co się stanie. Wykluty w jego głowie pomysł miał szansę powodzenia, ale wszystko zależało od kreatywności Liama. Dlatego musiał mu o wszystkim powiedzieć. Bez słowa włączył kierunkowskaz, zjeżdżając bezpiecznie na pobocze.

- Robimy postój? Przecież nie zostało nam już… Liam urwał zdanie w połowie, czując wspinający się po jego plecach zimny dreszcz. Dobrze znał to poważne spojrzenie Caleba i wiedział, że kryło się za nim jakieś ekstremalne wyzwanie. Czyżby partner jednak nie chciał mu towarzyszyć? Ale przecież jeszcze chwilę temu żartowali.

- Jest coś, co musisz wiedzieć. – Cal odpiął pas, obracając się przodem do Zmiennego zająca. – Obiecaliśmy sobie, że nie będziemy się okłamywać, a ja nie chcę, żebyś znów przestał mi ufać. – Doskonale widział, jak Liam spina się, jakby przygotowywał się na przyjęcie ciosu. Musiał się spieszyć. Zatrzymujący się za nimi kierowca póki co nie opuszczał swojego samochodu. – Wiesz, że nie wyobrażam sobie, aby ktoś inny mógł przyjechać tu z tobą? – Poczekał, aż chłopak niepewnie skinie mu głową. – Liam, jestem zdrajcą swojego stada. Rozumiesz, co mam na myśli?

Poleganie na błyskawicznej analizie sytuacji w wykonaniu bruneta było świetną decyzją. Inaczej miała się sprawa z przewidywaniem konsekwencji jego działań, które miały ocalić im skórę. Chłopak poczuł naprawdę wiele emocji na raz. Na pierwszy plan wybijała się wściekłość na samego siebie, konkurując ze złością skierowaną w stronę Caleba. Jak mógł mu umknąć tak istotny szczegół? Z jego ust wyrwało się krótkie przekleństwo. Był egoistą! W ogóle nie wziął pod uwagę praw i kodeksu Zmiennych, jakby odcięcie się od fanatycznego ojca stępiło jego czujność. Co nie oznaczało, że Caleb jest bez winy. Najwyraźniej wszystko skrzętnie ukartował, dobrze wiedząc o wszystkim. Sęk w tym, jakie miał zamiary.

- Dobrze wiedziałeś, co cię czeka. Nie rozumiem. Przecież zabrałeś mnie do Newark, dogadałeś się z obecnymi Przywódcami i chciałeś stworzyć swoje stado. Wydałeś już nawet kilka poleceń i umówiłeś się na spotkania okolicznych Wodzów. – Miał wrażenie, że dudniące mu w piersi serce wyskoczy mu przez gardło. Nie mógł powstrzymać drżenia dłoni, czując, jak ogarnia go strach. – Dlaczego chcesz to wszystko zaprzepaścić? Wiesz, że ponowna ucieczka może być nierealna do wykonania?

Białe włosy poruszyły się w takt ruchu wzruszonych ramion. Caleb widział w oczach Liama, że nie ominie go konieczność wytłumaczenia się z tego. Czas uciekał, a drzwi białej Toyoty za nimi otworzyły się.

- Wierzę w ciebie. Gdybym wyłożył karty na stół, nie byłoby w tym żadnej zabawy. – Brzmiał jak dobrze bawiący się dzieciak, jednak w tym przypadku gra toczyła się o coś bardzo ważnego. Nie mogło być mowy o pomyłce. Stawiał na szali swoją wolność, a może nawet życie, a z jego zachowania wynikało raczej, że zakłada się o kilka dolarów. – Poza tym pokażesz tym wszystkim ignorantom, jak silną Omegą jesteś.

Liam otworzył szeroko oczy, odnajdując w słowach Caleba przekaz, jakiego się nie spodziewał. Jeśli rozwikła sposób na odzyskanie partnera – a bez wątpienia wiąże się on z przebiegłością i zaradnością godną Alf, nie Omeg – zamknie usta każdemu, kto kiedykolwiek ośmielił się go znieważyć, zignorować i umniejszyć wartość. Caleb naprawdę był gotów aż tak zaryzykować, byleby Liam chociaż raz był górą nad swoim byłym stadem? Jak zwariowanym trzeba być, by bez zastanowienia poświęcić się dla takich celów?

- Mam gdzieś swoich Braci. To ty i twoje dobro są dla mnie najważniejsze, idioto. – Zmienny zająca przesunął się do przodu, ujmując w dłonie twarz Sly’a. Przez krótką chwilę wpatrywał się w iskrzące się srebrem oczy, czule gładząc kciukami policzki partnera. Nie mógł się powstrzymać przed pocałowaniem go, skubiąc na przemian obydwie wargi. Jeżeli Cal chciał zrekompensować się za te wszystkie lata, w których nie poświęcał mu zbyt wiele uwagi, to świetnie sobie radził. – Jeszcze możemy zawrócić.

Ciche chrząknięcie obcego głosu dochodzącego zza uchylonej szyby napięło każdy mięsień w ciele Liama.

- Raczej nie ma takiej opcji, ślicznotko. – Wysoka postać stojąca obok drzwi pochyliła się, zaglądając do środka. – I znów się widzimy.

Nadludzkimi siłami woli Liam zdołał zatrzymać przeciskający mu się przez gardło krzyk, podobnie jak odruch gwałtownego zakrycia dłońmi mrowiącego karku. Zamiast tego cofnął się maksymalnie, wciskając w fotel za sobą. I choć przeklinał się w duchu za swoją słabość, wiedział, że i tak zdołał zachować w miarę zimną krew. Mimo wszystko uwolnione przez niego feromony strachu zdołały dotrzeć do Caleba, stawiając na nogi jego czujność i gotowość do obrony.

Sly doskonale znał tego Zmiennego, ale bardzo nie podobał mu się sposób, w jaki zwracał się do jego partnera. Telefon leżący na desce rozdzielczej zabuczał i rozbrzmiał melodią przypisaną do Adama. Zdawał sobie sprawę z tego, że czeka go przeprawa przez solidny opieprz, ale w tej chwili skupił się całkowicie Liamie, gotów nawet rzucić się Zmiennemu do gardła.

- Co ty tu robisz, Brandon? I dlaczego Liam wydaje się dobrze cię znać, niekoniecznie z dobrej strony? – Wiele pomysłów przewijało mu się w głowie, ale żaden nie miał dobrego wytłumaczenia. – Czy ty czasem nie miałeś odejść z Mistissini?

Starszy od Caleba Alfa przeklął cicho, pochylając się nieco do przodu.

- Ciszej, głupku. Miałem. – przestąpił z nogi na nogę. – W skrócie. Chcieli wykurzyć was z Westmore już jakiś czas temu, więc zgodziłem się być tym, który doprowadzi akcję do końca. W dobie internetu nie trudno było was zlokalizować. Na razie tyle. Jestem po waszej stronie. A ty zapomnij, że mnie znasz. – mrugnął w stronę Liama, którego kompletnie zaskoczona mina mieszała się ze strachem. – Wybacz mi, skarbie. Nasza randka nie była w programie. Leki nie są w stanie w pełni wyhamować pociągu do Omegi.

Gdy tylko Caleb to usłyszał, jego ręka szybko wyskoczyła w kierunku szyi znajomego.

Brandon najwidoczniej odczytał jego intencje, bo odsunął się nieco, z przyklejonym do twarzy kpiącym uśmieszkiem.

- Spokojnie, schowaj pazurki, lisku. Przyszedłem się tylko przywitać. – Pociągłe rysy twarzy wyostrzyły się, gdy mężczyzna przeniósł wzrok z Liama na Caleba. – Znasz drogę do miasteczka. Radzę być grzecznym i niczego nie kombinować. Będę jechał za wami, gdybyś nagle stracił orientację w terenie. Ucieczka z podkulonym ogonem mogła skurczyć twoje ego. Ruszajcie. – rzucił na odchodnym, klepiąc dach samochodu i odszedł do swojej Toyoty.

Przez moment zapanowała cisza. Caleb z lekkim niepokojem ponownie obrócił się w stronę Liama, obserwując jego twarz i drżące dłonie. Zaczynało do niego docierać, w jakich okolicznościach brunet poznał tamtego Zmiennego. Gdyby chłopak choć kiwnął palcem, Cal bez zastanowienia rozprawiłby się ze starym znajomym. Nie miałby skrupułów. W końcu nie byli jeszcze na terenie Mistissini, by obawiać się podniesienia ręki na swoją Rodzinę. Nie zważałby na konsekwencje swoich czynów. Dlatego gdy po policzku Liama popłynęła gruba, ciężka łza, niemal wyrwał klamkę, otwierając szeroko drzwi. Już był jedną nogą na zewnątrz, gdy lodowato zimne dłonie partnera złapały go za przegub prawej dłoni. Z zaskoczeniem zauważył, że na głowie Tylora – od niedawna Evansa – pojawiły się długie, zajęcze uszy. Choć jeszcze kilka chwil temu kipiała z niego wściekłość, która chciała się uwolnić, teraz rozszalały w nim pożar zgasł zupełnie. Bez słowa przyciągnął do siebie chłopaka, wtulając go w siebie mocno, bardziej zaniepokojony niż zły. Gryzł się w język, aby nie upewnić się w swoich domysłach i zapytać o mężczyznę, który wywołał w Liamie tak silne emocje. Z drugiej strony Brandon nie pozostawił mu złudzeń, wtrącając słowa o zastrzyku uspokajającym hormony. Mimo tego chciał dać czas brunetowi na uspokojenie, przymykając oczy z bólu, który rozsadzał mu klatkę piersiową. Czuł się tak, jakby zamieszkały w nim skrajne czucia, począwszy od gniewu, zwierzęcej agresji i szału berserka, przez troskę, opiekuńczość, na strachu skończywszy. Głębokie westchnięcie kulącego się w jego ramionach Liama obrał za dobrą kartę, nie pozwalając mu jednak na wysunięcie się z uścisku. Czuł potrzebę dotykania go, gdy chłopak podejmie się wyjaśnień.

Zanim z ust Liama padło choćby jedno słowo, zapomniany telefon ponownie rozdzwonił się głośno. Obaj podskoczyli lekko, zaskoczeni. I choć wspólnie sięgnęli do urządzenia, to Zmienny zająca był tym, który pierwszy przesuwał palcem po ekranie.

- Tak, Adamie?

- Czy ten zdrowo pieprznięty kretyn, hańbiący dobre imię lisów, powiedział ci o tym, że grozi mu niebezpieczeństwo?

Kąciki ust Lama uniosły się nieznacznie, gdy patrzył wprost na podsłuchującego rozmowę partnera.

- Coś wspominał. – rzucił oszczędnie. Rozumiał niepokój Harrisa i cieszyło go to zainteresowanie godne przyjaciela. Jednak, mimo wszystko, chciał rozwiązywać sprawy swojego związku bez osób trzecich. Teraz nie miał czasu na próby przekonywania kogokolwiek, że dadzą sobie radę. Z kolei była inna ważna kwestia, która mieściła się w kompetencjach Adama i nie zamierzał w jej sprawie milczeć. – Wiesz może, dlaczego tamten facet z parku jest na wolności?

W głośniku telefonu dało się słyszeć długą wiązankę siarczystych przeklęć. Wnioskując po różnych głosach w tle, można było wywnioskować, że zarówno brat Liama jak i Evansowie są obecni przy rozmowie. 

Z kolei Caleb zapadł się głębiej w fotel, przygryzając wargi. Starał się ułożyć tę pokrętną układankę w całość.

- Cholera, dowiedziałem się o tym kilka minut temu i dlatego dzwoniłem wcześniej. Podczas mojej… niedyspozycji – Adam zająknął się nieco niezgrabnie – udało mu się skontaktować z Mistissini. Ktoś musiał mu pomóc w opuszczeniu granic Kanady.

Chłopcy rzucili okiem na przednie lusterko, dostrzegając w Toyocie jeszcze jednego mężczyznę – tym razem znanego Calebowi, starego druha jego wujka – zajmującego siedzenie pasażera.

- Liam, przepraszam.

W zielonych tęczówkach zamigotała wdzięczność. Pomimo absurdu i grozy sytuacji, a także lekkiego strachu, jaki wciąż krążył mu w żyłach, czuł się nad wyraz pewnie. Nie wiedział, co było przyczyną, ale miał nadzieję, że taki stan utrzyma się w starciu z pozostałymi Zmiennymi.

- Odwdzięczysz się. – zażartował, odkładając telefon, by włączyć tryb głośnego mówienia. – Cal chciałby ci coś powiedzieć.

Zmienny lisa nie miał takiego zamiaru, ale podstawiony pod ścianą, zebrał się w sobie.

- Mamy plan i zapewniam cię, że do Westmore wrócimy obaj. – zaczął lekkim tonem. – Większy ciężar odpowiedzialności leży po stronie Liama, ale znasz prawa kodeksu Alf. Wiesz, co mi chodzi po głowie, więc oczekujcie naszego przyjazdu. – Nie musiał rozwijać swojej myśli, by mieć pewność, że Adam choć trochę się rozluźnia. Dlatego nie pozwolił mu na oddech, zmieniając kierunek dawania reprymendy. – Kiedy to się stanie, ktoś będzie musiał ponieść odpowiedzialność za wypuszczenie skurwiela, który śmiał w pełni świadomie zaatakować Connora i tknąć Liama. Chyba, że macie jakieś rozsądne wytłumaczenie. – żarzące się wściekłością złote oczy wręcz płonęły, jakby Caleb wyobrażał sobie najbardziej krwawe wizje samosądu. – A tak przy okazji, dlaczego go nie sprawdziłeś, Adamie? Mieszkał na twoim terytorium, a tak naprawdę jest z Mistissini i dobrze go znam. Dowiedz się czegoś. – z premedytacją przerwał połączenie, pocierając nasadę nosa.

Po krótkiej wymianie zdań wyruszyli w dalszą drogę, z towarzyszącym im mini pościgiem. Trzydzieści minut drogi, jakie zostało do przebycia, Liam spędził na przemyśleniach i tworzeniu kilku alternatywnych wyjść z sytuacji. Cały czas każda z opcji sprowadzała się do jednego rozwiązania. O ile realizacji jej podjąłby się choćby teraz, wiedział, że niezbędne jest znalezienie się na terenie ich Rodzin. Wątpił, by ułatwiono mu spotkanie się z Calebem, którego pewnie zamkną i odizolują. Teraz rozumiał, co Sly miał na myśli, mówiąc, że mu ufa i w niego wierzy. Co prawda było to czyste szaleństwo, ale mogło się udać.

- Nie wiem co sądzić o twoim znajomym. Dlaczego mnie zaatakował, czemu cię zdradził, a teraz tak jakby… bawi się w podwójnego agenta?

Caleb nie potrafił mu odpowiedzieć na te pytania.

- Póki co możemy uczepić się jednej, pewnej informacji. Specjalnie wstrzyknął sobie przeciwciała na Omegę, aby nie zrobić ci krzywdy. Być może śledził nas i takie było jego zadanie. A może był monitorowany przez kogoś jeszcze i podjął się roli twojego „ogona, aby zwlekać z porwaniem? – przeczesał dłonią śnieżnobiałe włosy, mierzwiąc je mocno. – Nie wiem, Liam. Trzeba pozwolić historii się toczyć. – zamilkł, skupiając się na drodze. Nie miał pojęcia, że powrót do Mistissini okaże się tak skomplikowaną akcją. Jego pewność siebie nieco zmalała, a delikatne pobolewanie głowy go rozbijało. Mimo wszystko uważał za słuszne, by powiedzieć na głos to, co charakteryzowało szczerych przyjaciół potrafiących wskazać temu drugiemu błąd. – Lepiej, żeby miał solidne usprawiedliwienie. Moja bestia dawno nie polowała.

~ o ~

Gdy tylko zostawili za sobą tabliczkę powitalną, informującą o przybyciu do Mistissini, znikąd pojawiły się trzy ciemne samochody, zastawiając im dalszą drogę. Chłopcy wymienili między sobą szybkie spojrzenia. Zatrzymali się nagle, czując ucisk w miejscu zaciskających się pasów, po czym drzwi od strony Cala otworzyły się. Rosły mężczyzna, niewątpliwie Zmienny lisa, na oko trzydziestoletni, przeliczając na wiek ludzki, nachylił się nad Calebem i nacisnął przycisk zwalniający mechanizm pasów, po czym siłą wyszarpał chłopaka z samochodu.

- Wujek chce cię widzieć – warknął głębokim, nie znoszącym sprzeciwu, głosem, po czym wepchnął Sly’a do czarnego Land Rovera. Napęd na cztery koła mógł poradzić sobie z każdymi warunkami atmosferycznymi, a roztapiająca się po zimie okolica była idealnym miejscem do testowania umiejętności samochodu. – Zaimponowałeś wszystkim, że pojawiłeś się tutaj tak otwarcie. Niemniej jednak twoja głupota przewyższyła wszystko inne. I za to czeka cię kara.

Caleb przytrzymał drzwi, które mężczyzna chciał mu zatrzasnąć przed twarzą. Potraktował go twardym, nieustępliwym spojrzeniem, napierając otwartą dłonią na szybę.

- Dwie minuty cię nie zbawią. – mruknął stanowczym głosem. Lewy kącik ust drgnął lekko, gdy stojący nad nim Zmienny opuścił ręce, wycofując się o krok. Musiał przekazać coś Liamowi. Doskonale widział, że chłopak grał twardego, ale jego aura drżała od momentu, gdy oddzielili się od siebie. Skoro nie będzie mógł go ochronić bezpośrednio, musi dodać mu skrzydeł w inny sposób. Nawet kosztem siebie. Jego spojrzenie złagodniało, gdy duże, zielone oczy podłapały z nim kontakt. – Pamiętaj, jesteś ponad nimi wszystkimi. W tej chwili masz nade mną władzę, Liam i wcale mi to nie przeszkadza. Możesz nawet posunąć się o krok dalej. Żaden zidiociały Alfa nie dorasta ci do pięt, zarówno pozycją, jak i zdolnościami zjednywania sobie podwładnych. Ty tu dowodzisz, kochanie. – mrugnął do niego, puszczając mimo uszu naśmiewających się Zmiennych. Nic nie robił sobie z przykrych docinek, w tym takich, które kwestionowały jego męskość. Dopiero jeden konkretny skłonił go do odpowiedzi.

- Wystarczyło spuścić cię ze smyczy, a nadstawiłeś się zającowi? Trzeba było powiedzieć, że jesteś taki zniewieściały. Nie szukalibyśmy Omeg.

Feromony Liama niemal nabrały kształtu. Stojąc na zewnątrz, podczas gdy jego partner miał mu zostać odebrany, czuł wewnętrzny ból rozdzierający mu klatkę piersiową. Dobrze wiedział, że Caleb specjalnie podgrzewa atmosferę, co nie znaczyło, że gdy Sly zwrócił się do niego ze słowem kochanie na ustach, robił to pod publikę. On naprawdę, przy tych wszystkich Zmiennych, wszem i wobec obwieścił, że darzy go uczuciem. To był zupełnie inny Caleb, tak odmieniony! Wcześniej obawiałby się reakcji swoich lisich Braci, a teraz rzucał im w twarz informacją o związku. Cholera, Liam uzmysłowił sobie jeszcze jedno. Od Cala nie oczekiwano wzorowej relacji i dobrego traktowania swojej Alfy. Z niego chciano zrobić surowego, chłodnego Alfę, tyrana dla swojej Omegi. Gdyby faktycznie połączyli się te kilka lat temu, Liam mógłby nie być w tak znakomitej kondycji, zarówno psychicznej i fizycznej. Musieliby wszystkim udowadniać, że Cal to Wódz z prawdziwego zdarzenia, a Liam może co najwyżej czekać na niego w domu z jedzeniem, w pełni gotowy, by zaspokajać go na każdym polu. A znając wujka Sly’a, jak i nieżyjącego już ojca Liama, domagaliby się dowodów przemocy i częstych porodów. Nie wytrzymałby czegoś takiego, a tym bardziej Zmienny lisa, który wolał z nich zrezygnować, byleby Liam nie przechodził przez takie upokorzenie. Łzy zakręciły mu się w oczach, a krtań ścisnęła, gdy chciał odwdzięczyć się partnerowi czułym wyznaniem. Kiedy jednak usłyszał słowa jednego z mężczyzn stada lisów, krew odpłynęła mu do głowy z wściekłości. Nikt, do cholery, nie będzie obrażał jego mężczyzny! Ani innych Omeg!

Zanim jednak wyraził swój sprzeciw, usłyszał cichy, ni to rozbawiony, ni to ostrzegawczy śmiech okraszony złośliwie przymkniętymi, złotymi oczami Caleba.

- Mike, gdybyś miał tak dużego, jak on, to może bym się zastanowił.

Stojący obok Sly’a mężczyzna szybko zamknął drzwi samochodu, odgradzając białowłosego od rzeczonego Mike’a, który, gdy tylko dotarł do niego sens riposty, ruszył w jego kierunku z wielkimi, zaciśniętymi pięściami.

- Żadnych rozrób. Później się nim zajmiemy.

Liam obserwował całą sytuację, patrząc na dwóch wysokich mężczyzn mierzących się spojrzeniem. W końcu ten, którego Cal tak jawnie ośmieszył, uniósł owłosione ramiona do góry, cofając się do jednego z trzech samochodów. Tylor chętnie dodałby coś od siebie, ale wolał nie ryzykować. Im mniej będzie rzucał się w oczy, tym większa szansa na zrealizowanie jego nocnego planu wymknięcia się do Caleba. O ile nikt nie będzie ich pilnował, wszystko powinno się udać.

- Ruchy, skarbie. – Brandon klepnął Zmiennego zająca w tyłek, otrzymując w zamian mordercze spojrzenie. Nie pierwsze i nie ostatnie zresztą. – Teraz ja będę twoim szoferem. – krótkie, rudo-brązowe włosy stanęły do góry, gdy zawiał mocniejszy podmuch wiatru. Mężczyzna szarmancko otworzył drzwi po stronie pasażera, uśmiechając się tak, jakby wreszcie dorwał swoją ofiarę, nie dając jej złudzeń co do tego, że jest w pułapce.

Tymczasem Liam prychnął cicho, pokazując Zmiennemu środkowy palec. Zamierzał podjąć się gry. Poza tym wciąż siedziało w nim to przerażenie, gdy leżał bezbronny na podłodze, a zęby Brandona były zdecydowanie zbyt blisko jego odsłoniętego karku. Teraz jednak miał zamiar dumnie wyjść z twarzą z całej sytuacji. Stanął obok wlotu paliwa i pociągnął za klamkę, otwierając sobie tylne drzwi. Nie miał w planach zbliżać się do mężczyzny na więcej niż to konieczne, a za taki uważał ten bezpieczny metr dystansu.

Kilkoro Zmiennych, którzy jeszcze nie odjechali, zagwizdali z uznaniem, wsiadając do swoich samochodów. Słońce zaczynało powoli zachodzić, a oni nie chcieli odpuścić sobie konfrontacji Caleba z jego wujkiem.

Liam został całkowicie zignorowany. Umieszczono go w niewielkim domku, który zazwyczaj służył za chatę wypoczynkową dla jego ojca. Brandon powiedział mu, że Sly najprawdopodobniej zostanie tymczasowo zakwaterowany w składziku gospodarczym, który mieścił się tuż pod nosem obecnego Przywódcy. Środki bezpieczeństwa nie były wygórowane, ale jednak istniało ryzyko nakrycia, gdyby ktoś chciał porozmawiać z Calem bez wiedzy upoważnionych osób. Czy to jednak miałoby powstrzymać Liama? Obaj nieźle wdepnęli i to on będzie tym, który ich z tego wyciągnie.

Gdy mrok nocy otulił spokojny horyzont, a trele ptaków zamieniły się na pohukiwania sów, Liam wyszedł na zewnątrz, rozciągając się w taki sposób, by bez podejrzeń móc rozejrzeć się na boki. Nikt go nie pilnował. Dla pewności odczekał jeszcze kilka minut, uważnie nasłuchując. Jego aura drżała delikatnie z podniecenia, ale nie dawała sygnałów do odwrotu. Chłopak zszedł na dół po trzech betonowych schodkach i skręcił w lewo. Zamierzał obejść od tyłu budynek, w którym przebywał i wmieszać się w gęsto zasadzone tuje. Między nimi a ścianą było jakieś pięć metrów. Dam radę, pomyślał, zbierając się do biegu. Zrobił zaledwie jeden krok, gdy włoski na ciele uniosły mu się nagle, jakby porażone prądem, a adrenalina zaszumiała w uszach.

Poczuł za plecami obecność innego Zmiennego i wiedział, że ma kłopoty.

8 komentarzy:

  1. O nie,nie ,nie biedny Liam i tak wogole to nie ładnie kończyć w takim momencie. Teraz będę cały tydzień się martwić o Liama. Co do tego gnojka ,który wtedy zaatakował Liama i Connora to myślałam ,że koleś jest już udupiony i poniósł karę. Coś czuję ,że Adam nie odpuści takiej zniewagi i będzie się działo. Oj kochana ćwiczysz nasza cierpliwość ,ale to dobrze ,zawsze to więcej czytania . Pozdrawiam i niech ten tydzień szybko zleci . W.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka! XD
      Tak myślałam, że urwanie akcji w takim momencie nie będzie zbyt mile widziane. XD Liam przeżywa chwile grozy, a tu... koniec. XD Ale to Liam... Niby zając, a spada na cztery łapki. Chociaż, kto wie, co mu tam przygotowałam... XD
      Brandon to taki cichy przyjaciel Cała. Wszystko opowie - będzie miał sporo czasu. Praktycznie połowę przyszłego rozdziału planuję mu poświęcić. XD
      Zapędziłam się i wybiegam historią daleko poza "zwykłą" długość rozdziału. Dlatego nastąpiło urwanie w takim momencie. XD O tak, jestem mistrzem trzymania w niepewności. XD
      Pozdrawiam serdecznie. :3

      Usuń
  2. Hejeczka, hejeczka,
    wow zaskoczyłaś mnie i to pozytywnie aby nie było ten tego... wchodzę w niedzielę na bloga tak gdzieś po dziewiętnastej aby sprawdzić czy odpisałaś na mój ostatni, ostatni komcik a tutaj... rozdział ;)
    no ale się teraz tutaj porobiło, w pięknym stylu Caleb potraktował Mike... ale i pokazał, że Liam jest ważny dla niego... och to był Brandon to tego się jednak nie spodziewałam
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka, hejka. XD Sama byłam zaskoczona tym, jak szybko napisał mi się ten rozdział - do tego poprawiony od połowy. Brandon miał być tym złym, ale jest mi potrzebny w ewentualnej kontynuacji. xDDD
      Cal jeszcze zaskoczy, ale Liam chyba bardziej. XD No jestem ciekawa Twojej reakcji. XD
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  3. Hejeczka,
    pięknie Caleb i takie wychwalanie klejnotów Liama ;) ale właśnie takie potraktowanie Mike mi się podobało, ale i pokazał że mu zależy na zajączku...
    to był Brandon no to tego sie jednak nie spodziewałam. .
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka. XD
      Hahaha, Cal się nie przejmuje. A co się będzie chłopak wstydził? Jak może Liama dodatkowo podbudować, to on jest pierwszy. A stać go na więcej... ;>
      Brandon miał być czarnym charakterem, ale jest mi potrzebny w innej części. XD Dlatego przerabiałam rozdział. XDD Cała ja. XD
      Dziękuję. ;3
      Pozdrawiam serdecznie. XD

      Usuń
  4. Nadrobiłam rozdziały. I powiem Ci, że jestem trochę w szoku czytając, że już chcesz to kończyć. A ja tak: „Jak to kończy? A gdzie pokazane jak toczy się życie Adama (uwielbiam go) i Connora. Jak Cal i Liam rozpoczynają wspólne życie, zbliżają się do siebie także fizycznie. A gdzie pokonanie całej tej chorej sytuacji z chorą rodzinką Liama i oczywiście mało, za mało tego, chcę więcej. No, ale widzę, że troszkę się to rozciągnie. Patrząc jednak na to wszystko ze strony autora, to historia układa się tak, że jednak zbliża się do końca. Tym bardziej, że rozumiem to tak, że zostaniemy w tym świecie w kolejnej opowieści. Czyżby bohaterem kolejnej był pan zły czyli Brandon. Jestem bardzo ciekawa jaki jest naprawdę, co nim naprawdę kieruje itd. itd. „- Mike, gdybyś miał tak dużego, jak on, to może bym się zastanowił.” Tak, doskonała riposta. :D Nie wiem co miałabym napisać konkretnego. Przyznam, że pisanie u mnie komentarzy to ciężko czasami idzie. Szczególnie jeżeli coś przeczytam jakiś czas wcześniej i nie jestem w stanie opisać po dłuższym czasie wrażeń i reakcji na coś. W każdym razie zdanie o Adamie zmieniłam o 180 stopni. Jest świetny. Connor ma szczęście, że na niego trafił. I Adam doskonale zaopiekował się nim podczas rui. Podobało mi się to, że Connor był świadomy tego kto do niego przyszedł i zgodził się na wszystko i na to, że od teraz jest na zawsze dla Adama. Matt urodził dzieciaczki. Bardzo się cieszę. Piękne imiona im dałaś. Cal i Liam podjęli decyzję o powrocie na stare śmieci i jestem ciekawa co zaplanowali, bo nie wygląda to dobrze dla Cala. Liam jest bardzo mądry. Mieć go za partnera to zaszczyt. Do tego jest uroczy. Rozdziały mi się bardzo podobały. I pewnie napisałabym coś jeszcze, ale od razu chcę też zabrać się na napisanie do Ciebie maila, bo znów zwlekam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka! xD
      O wow, no nieźle, Lu. xD
      Jak Ty mnie dobrze znasz. xD Z perspektywy autora historia dobiega do końca. wiele wątków jest już rozwiązanych, pozostałe rozsupłują się wraz z każdym kolejnym rozdziałem - jak na przykład ten najnowszy, który zaraz wstawię na bloga. Co nie oznacza, że sam proces... ubierania tego w słowa zajmie chwilę. Bardzo mocno się o tym przekonuję. xD Mam ochotę wystrzelać się po łapach, gdy wyobraźnia ponosi mnie aż za bardzo, bo, przenosząc to na grunt kulinarny - rosół mi się rozwadnia. xD
      Adam i Connor... hm, sama nie wiem, co mi się o nich jeszcze napisze. Wiesz, jak to jest, gdy nagle cisi bohaterowie "sami" stwierdzą coś w stylu "no ej, a my tu jeszcze jesteśmy".
      Hahaaa, proszę bardzo, Kochana. Masz Cala i Liama. xD Fizycznie. xD
      Owszem, historia Zmiennych pojawi się jeszcze. Dzisiaj długo myślałam nad tym, jak to poprowadzić i jeszcze przed chwilą wpadł mi do głowy pomysł (chyba najlepszy z tych, które sobie analizowałam). Ale - zanim oni - pojawi się coś innego. Zatęsknimy wszyscy, a wtedy - niespodzianka - chłopaki znów nas odwiedzą.
      Brandon... nie odegra wielkiej roli, co nie oznacza, że do tej pory tego nie zrobił. Dlatego musiał być jednak tym dobrym. xD Ale jego motywacje zostaną ujawnione. xD
      Oj tak, Connor miał szczęście. To taki fart "głupiego". Był w odpowiednim miejscu o dobrej porze. No i spotkał Adama w tej... dekadzie, w której powinien. Gdyby do ich rozmowy doszło wtedy, gdy Matt był na etapie bliskości z Benem, Connor mógłby się bez dwóch zdań zrazić do Adama, a tak... Adaś dorósł. ;3
      Dzięki. ;3 Imiona dzieci przyszły tak, o. Doszłam do wniosku, że brak planu to dobry plan. xD
      O, to ja na maila chyba dzisiaj nie odpiszę, bo już dochodzi 3 w nocy. xD Co do Liama - tak, to mądra głowa. Evansowie wiele go nauczyli, a i odbywanie stażu, odpowiedzialność za dzieci i obowiązki sprawiły, że Liam myśli nieszablonowo i szybko. xD
      Mam nadzieję, że kolejne rozdziały też będą Ci się podobać. ;3
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń