niedziela, 25 lipca 2021

24. Wrogowie w miłości

Hejka, Kochane i Kochani moi! xD

Pięknie dziękuję za wszystkie komentarze! Wasza pomoc, wsparcie i słowa otuchy to czysta poezja. Jesteście nieocenione i bezcenne! xD Ukłony za dostrzeganie każdego błędu, jaki popełnię! :*

Patrzcie no, jaka niespodzianka! Wymieściłam się w niedzielę! Ja Wam mówię, to ta świadomość urlopu tak na mnie wpłynęła. xDDD  Atak serio to pchała mnie myśl tego, że bardzo, bardzo wiem, co chcę napisać. Powoli zbliżamy się do końca, ale spokojnie, jeszcze przed nami kilka przygód. Tak w zaufaniu Wam powiem, że nie spodziewałam się, że będzie choć dwadzieścia rozdziałów, a tu proszę... Sama siebie zaskoczyłam. xD

Hm, dziś spokojniej, bez szaleństw. Chociaż - bardzo chciałam urwać rozdział w pewnym momencie, ale moja wewnętrzna część czytelnika powiedziała mi "Akemi, ty zołzo, sama nie chciałbyś czekać siedem dni na dowiedzenie się, co będzie dalej". No i jej posłuchałam. xD

Zapraszam na dwudziesty czwarty rozdział "Wrogów w miłości". Przepraszam za błędy i pozdrawiam Was serdecznie!

-----------------------------------------------------------------------------------------

 

Poranek przywitał Liama bólem głowy i drapiącym gardłem. Pamiętał, że przy każdej z dwóch nocnych pobudek miał towarzystwo w postaci Adama. Mężczyzna odstąpił mu swoje łóżko, samemu wybierając niewygodną podłogę. Był mu ogromnie wdzięczny za to, że nie zostawił go samego. Dopiero teraz docierało do niego, że świadomość czuwającej nad nim osoby była mu aż tak potrzebna. Gorzkie wspomnienie z wczoraj wykrzywiło mu wargi w ponurym uśmiechu. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo był bezbronny. Wolał nie myśleć, co by było, gdyby Adam spóźnił się choć o kilka sekund.

Z jękiem obrócił się na bok, unosząc nieco tułów. Włosie puchowego dywanu odstawało w różne strony, ale po Adamie i jego prowizorycznym posłaniu nie było już śladu. Wzrok Liama powędrował na stojący obok stolik, na którym postawiono szklankę z wodą i saszetkę elektrolitów. Delikatny uśmiech automatycznie wpłynął na jego twarz. Dał sobie kwadrans leniwego odpoczynku, szybko analizując swoją sytuację.

~ o ~

Niecałe trzydzieści minut później zszedł na dół, kierując się prosto do wyjścia. Nie wyczuwał obecności Adama w budynku, więc domyślił się, że trzeba poszukać go na zewnątrz. Nie musiał iść daleko. Mężczyzna przebywał w altance dobudowanej do pełnienia funkcji ganku. Siedział bokiem do jednego z okien, opierając plecy o ścianę. Gdy tylko Liam pojawił się w progu, ich spojrzenia skrzyżowały się badawczo.

- Dołączysz do mnie? – zielono-brązowe tęczówki były nieco matowe.

Liam dostrzegał w nich zmęczenie, determinację i złość. Jeżeli Adam współczuł, starał się tego nie okazywać, za co był mu wdzięczny. Z chęcią skorzystał z zaproszenia, siadając do niego przodem. Poprawił opadające ramię za dużej koszulki, wsuwając ją w swoje spodnie. Jego bluza została mocno roztargana i nie nadawała się już do chodzenia.

- Dzięki. – Liam wskazał na siebie, poruszając ręką w taki sposób, aby zarysować ogólny obraz sytuacji.

- Drobiazg. – Długie rzęsy przysłoniły na moment źrenicę, gdy Adam przesuwał się nieco, znajdując wygodną pozycję. Promienie słońca grzały przyjemnie, oślepiając go nieco, więc oparł łokieć na zgiętym kolanie, przysłaniając wrażliwe oczy. – Dzwoniłem do Caleba. Powiedział, że przyjedzie po ciebie najszybciej, jak się da.

Ciemnowłosa głowa uniosła się gwałtownie.

- Powiedziałeś mu?

Harris zaśmiał się gardłowo, wyciągając paczkę papierosów z kieszeni dresowych spodni. Wsunięta w pudełko zapalniczka rozbłysła ogniem. Odkąd mężczyzna poznał Connora, starał się walczyć z nałogiem, ale był pewien, że gdyby chłopak był tu z nimi, nie miałby nic przeciwko. Sytuacja niemalże tego wymagała.

- Nie musiałem. – mrugnął Liamowi, wdychając gryzący dym. – Moc więzi to doprawdy przerażająca suka. – Nie powiedział tego na głos, ale był mocno zdziwiony, gdy zaraz z rana jego telefon rozbrzmiał znajomą melodią, którą ustawił na połączenie z Calebem. Po kilku zdaniach już wiedział, że nie ma sensu kłamać. „Czuję jego przerażenie, więc nie pieprz, że to tylko obawa o Connora. Ruja to nie koniec świata”. Nie miał wyboru. Przygotował się na dodatkowy opiernicz, ale nie robił on na nim większego wrażenia. Zrobił, co tylko był w stanie i nie miał sobie nic do zarzucenia.

- Nie pomyślałem o tym. – Przyznał Liam, spuszczając pokornie wzrok. Podwinął pod siebie nogę, przysiadając na niej i zaczął skubać wystające nitki ze swoich spodni. – Lepiej będzie, jeśli zaczeka na mnie przy molo. – mruknął z namysłem, kładąc głowę na drewnianej kratce dekoracyjnej. Widział, jak Zmienny lisa unosi pytająco brew, więc szybko wyjaśnił swoje słowa. – Connor ma ruję, Adamie. Już moje towarzystwo musi cię drażnić, jako jego partnera, a co dopiero obecność drugiego Alfy.

Szczerze powiedziawszy Przywódca zupełnie nie wziął tego pod uwagę. Faktycznie nie musieli sprawdzać, jaka byłaby reakcja ich bestii, gdyby Caleb przekroczył bezpieczną odległość, której nie mógł precyzyjnie określić. Po raz kolejny Liam bardzo mu zaimponował.

Wypuścił spomiędzy warg szaro-biały dym, uważnie lustrując chłopaka. Martwił się o niego w nocy, budząc się automatycznie w momencie, gdy stopy zająca dotykały podłogi. Spokojnie nasłuchiwał najdrobniejszych szmerów i oddychał z ulgą, gdy młody Tylor wracał po kilku minutach. Wtedy też uzmysłowił sobie, że Connor pewnie też musi skorzystać z toalety. Uzbrojony w strzykawkę ze środkiem osłabiającym popęd na Omegę w rui, podprowadzał rudzielca do muszli, sadzając go na niej. Dzięki jego sile i wiotkiemu chłopakowi osłabionemu obecnym stanem, nie miał najmniejszych problemów z opanowaniem się i dzielnym czuwaniem nad braćmi. Konsekwencją był brak snu, lecz nie przejmował się tym. Ziewnął, otwierając szeroko usta, które przesłonił wierzchem dłoni.

- Przepraszam. I dziękuję.

Adam ponownie skupił wzrok na Liamie. Chłopak patrzył na niego z mieszaniną skruchy i wdzięczności. Machnął w jego stronę lekceważąco, zaciągając się papierosem. Nie mógł uwierzyć w nieprawdopodobne głupoty, gdy Connor po raz pierwszy wyjawił mu plany Przywódcy z Mistissini. On, jako Wódz swojego stada, nigdy nawet nie pomyślał, by w taki sposób kontrolować mieszkańców, a co dopiero zmuszać Omegi do haniebnych czynów. Początkowo sądził, że ojciec braci chciał przykrócić synów lub chociaż najmłodszego z nich. Kiedy więc poznał Liama z opowieści Connora, a teraz miał z nim do czynienia na żywo, zaczynał odczuwać silny gniew względem tyrana z północy. Owszem, chłopak na pewno zmienił się na przestrzeni lat, ale nie zawdzięczał tego swojej Rodzinie a ludziom, których spotkał na swojej drodze. Zachował zimną krew w podbramkowej sytuacji i mimo niewątpliwej traumy, wciąż myślał trzeźwo i racjonalnie. Idealny partner Przywódcy. I nie, nie był to przytyk lub stereotyp, lecz komplement, na który Liam zareagował śmiechem.

- Uważasz, że byłbym dobrą żoną? – zielone tęczówki zabłysnęły jakimś smutkiem.

Adam szybko się zreflektował.

- Miałem coś innego na myśli. Jesteś jak królowa, rozważna i spostrzegawcza władczyni, której ciche działania wspierają króla, umacniając jego pozycję. W średniowieczu uratowałbyś niejedno upadające królestwo. Potrafiłbyś ugasić pożar konfliktu, nie sięgając po broń. – Uniósł nieznacznie kąciki ust, strzepując nadmiar popiołu z papierosa. – Rozmawiamy poważnie, więc weź sobie za pewnik to, co ci teraz powiem. Gdyby nie Connor, zrobiłbym wszystko, aby zdobyć twoje serce.

W ułamku sekundy na policzkach Liama zakwitła czerwień. Chyba jeszcze nigdy nie usłyszał tak mocnych, emocjonalnych słów skierowanych w jego stronę. Jednocześnie wyczytał między wierszami, że jego brat jest dla Adama bezkonkurencyjnie najważniejszą osobą. Harris dawał mu doskonały przykład wiernego, szczerego mężczyzny, który nie zawaha się pomóc każdemu, kto znajdzie się w potrzebie. Wierzył, że Caleb też świetnie sprawdzi się w roli Przywódcy. Gdy złapał się na tym, że nawet w myślach stara się chwalić blondyna, zawstydził się jeszcze mocniej. Jednocześnie obraz Sly’a uzmysłowił mu, jak bardzo chciałby go już zobaczyć.

Godzinę później pożegnał się z Adamem, obiecując mu, że postara się go odwiedzić jak najszybciej, przy okazji przywożąc ze sobą Caleba. Odbył też szybką rozmowę z mocno udręczonym Connorem, ściskając go mocno i życząc jak najszybszego uspokojenia hormonów. Sam niedawno przechodził ruję i wiedział, jakie to męczące uczucie.

Wsiadając do samochodu jednej z Bet, która miała podwieźć go na molo, był spokojny i zadowolony. Wiedział, że zostawia brata w dobrych rękach.

Droga upłynęła mu na luźnej rozmowie i ciekawych opowieściach o mijanych miejscach. Dowiedział się, że niektóre z drzew liściastych liczyły sobie nawet pięćset lat, a pomniejsze oczka wodne powstały naturalnie, zapełniane przez strumyki wyryte przy pomocy ściekających ze wzgórz wód deszczowych i źródeł. Nawet się nie obejrzał, a jego przemiła towarzyszka, Kate, zatrzymała samochód, informując, że są już na miejscu. Był jej wdzięczny za pomoc oraz obietnicę, że nie odjedzie, póki Caleb go nie przejmie.

Jakież było więc jego zdziwienie, gdy w pobliżu molo zobaczył – owszem, znajomą postać, ale na pewno nie była ona Zmiennym lisa polarnego.

- Kyle, co ty tu robisz?

Jasnorude, długie do ramion włosy mierzwiły się pod wpływem wiatru, gdy mężczyzna wyszedł spod prowizorycznego daszku, pod którym schował się przed słońcem. Intensywne piegi pokrywały większą część sercowatej, nieco krągłej twarzy, kumulując się na małym, zadartym nosie i bladych policzkach. Z biegiem lat stawały się wyraźniejsze, odbierając mu lat. Wydatne usta rozjechały się w szerokim uśmiechu, gdy tylko Kyle zobaczył Liama. Kiedy zaraz z rana zadzwonił do niego Matt, nie podejrzewał, jakie czeka go zadanie. Spokojnie wysłuchał tego, co jego Przywódca miał mu do powiedzenia, a pięć minut później zakładał trampki, gotowy do wyjścia. Bojowo nastawiony, stracił rezon, trochę nie wiedząc, jak się zachować. Dla pewności pozwolił Liamowi wykonać pierwszy ruch i szybko odwzajemnił jego uścisk. Nie wiedział zbyt wiele, ale było to na tyle wystarczające, by mężczyzna szczerze znienawidził niedawnego napastnika Zmiennego zająca.

- Jakby ci to powiedzieć… – Kyle zaśmiał się niepewnie, masując nerwowo szyję. – Caleb dostał napadu wściekłości, Benjamin wszystkiego się domyślił i zabronił mu tutaj przyjechać, a Matt poprosił, abym cię odebrał. Tak w skrócie.

Liam domyślił się, że było tego o wiele więcej. Po powrocie do Westmore na pewno czeka go konkretna rozmowa i miał nadzieję, że jej podoła. Ucieszyła go wzmianka o Calebie. Wszelkie objawy zaangażowania chłonął jak przesuszona, szkolna gąbka. To mu przypomniało o swoim stażu i aż zaklął, przygryzając w nerwach wargi. Co prawda wziął wczoraj wolne, ale dzisiaj miał się stawić w szkole. Podzieliwszy się z Kyle’m swoimi troskami, usłyszał, że Matt wszystko załatwił. Naprawdę nie mógł lepiej trafić. Evansowie byli dla niego cudownymi ludźmi, Alfami i Przywódcami i niemal rodzicami. Nie wątpił, że ich przyszłe dzieci będą najszczęśliwszymi istotami po tej stronie globu.

~ o ~

Tymczasem Matt spacerował nerwowo po deskach werandy, wyczekując przyjazdu Liama. Rano obudził go ciężki, złowieszczy aromat naprawdę wkurzonego Alfy i przez chwilę myślał, że coś stało się Benjaminowi. Przestraszył się, gdy na miejscu obok niego nie zastał swojego partnera, więc tak szybko, jak tylko pozwalał mu okrągły brzuch, narzucił na siebie szeroką koszulkę w biało-granatowe paski i wysokie w stanie spodnie. Ledwo przekroczył próg sypialni, zachwiał się od intensywności dwóch walczących ze sobą zapachów.

- Ben! – krzyknął drżąco, wybiegając na korytarz. Ze schodami musiał poradzić sobie o wiele wolniej, ale nie przestawał nawoływać bruneta. Nieco otuchy dodała mu świadomość tego, że gdy jego głos rozszedł się echem po całym domu, atmosfera wyraźnie zelżała. – Jeżeli okaże się, że znowu prowadzisz bezsensowne utarczki z Calebem, to naprawdę zrobię ci krzywdę. – Z tymi słowami na ustach zatrzymał się na ostatnim schodku, marszcząc brwi. – Mogę wiedzieć co tu się dzieje i czemu nie pozwalasz mu wyjść?

Widok Caleba w pełni ubranego, z kurtką pod pachą i z kluczami do samochodu w dłoni oraz Bena blokującego mu drzwi na dwór, był dosyć dziwnym obrazkiem zaserwowanym zaraz z rana. Pojawienie się Matta wywołało wyraźne rozluźnienie u obydwu Alf. Kiedy jednak zaczęli mówić jeden przed drugim, blondyn spojrzał na nich ostrzegawczo, gładząc swój brzuch. To działało za każdym razem, gdy czupurni mężczyźni działali mu na nerwy. W efekcie Caleb wyprostował się, krzyżując ramiona na piersi. Oddawał pierwszeństwo Przywódcy.

- Spotkaliśmy się w kuchni. Nawet się nie kłóciliśmy. Po jakimś czasie on wyciągnął telefon i do kogoś zadzwonił, a chwilę później niemal zbierałem szczękę z podłogi, kiedy jego aura wcisnęła mnie w ziemię. – warknął na wywrócenie srebrnych oczu, które od samego początku doprowadzały go do wściekłości. – Adam poinformował nas, że bracia zostają u niego, bo Connor ma ruję, ale najwyraźniej zapomniał dopowiedzieć o kilku kwestiach. Na przykład o takiej, że napatoczyli się na jakiegoś Alfę, który o mało nie oznaczył Liama!

Matthew poczuł, jak po jego ciele przebiega zimny prąd strachu. Zdołał usłyszeć swoje imię, a po chwili czyjeś chłodne ręce pomagały mu usiąść na jednym ze schodków. Świszczący w uszach dźwięk powoli zanikał, a obecność Caleba stała się wyraźniejsza.

- Brawo, Ben, mistrzu delikatności.

- Pieprz się.

Wyraźnie skruszony Benjamin zamienił się miejscami ze Zmiennym lisa, starając się jednocześnie nie wychodzić z roli opanowanego. Kiepsko mu to wychodziło, kiedy blady jak ściana partner patrzył na niego z przestrachem.

- Przecież nie powiedziałem, że coś się stało, prawda?

Sly prychnął ze złością, kręcąc głową.

- Stało by się, gdybyś pozwolił mi tam jechać.

Riposty odbijane między nimi zdawały się działać na Matta jak kroplówka. Z każdym przytykiem wracał do niego wigor, a pędzące serce uspokajało się. Ostrożnie pogładził brzuch, upewniając się, że wszystko jest w porządku. Dopiero wtedy zdecydował się przerwać chłopakom.

- Wy mnie wykończycie. – westchnął, podpierając się dłońmi z tyłu. Zareagował trochę zbyt mocno, ale dobrze znał Liama i wiedział, że Zmienny potrafi być twardy z wierzchu i nieustępliwy, jednak w starciu z tak nieprzewidywaną sytuacją mógł tylko snuć domysły, jak bardzo zając się bał. W pełni rozumiał zapał Caleba i jego wyrywny charakter - miła odmiana po latach obojętności. Lecz gdzie szybkość i nagłość, tam błędy i przepis na nieszczęście. – Cal, oddaj kluczyki, proszę. To, że dałem ci kilka nauk z prowadzenia samochodem, nie oznacza, że jesteś mistrzem kierownicy. – Zdusił w sobie śmiech, gdy białowłosy z niechęcią spełnił jego prośbę, ku uciesze Benjamina. Jemu też nie zamierzał odpuszczać. – A ty, mój drogi, naucz się wreszcie, że jestem tykającą bombą. Jeśli w ciągu ostatnich kilku minut nie zdobyłeś przeszkolenia medycznego, postaraj się mnie nie wkurzać bardziej, niż to konieczne. Ja zajmę się transportem Liama do nas, a wy do tego czasu… cóż, nie pozabijajcie się. – Nic sobie nie robił z naburmuszonych min. Ba! Nawet miał zamiar podkręcić śrubkę. – Potrzebuję podkładów i wkładek higienicznych. Chcecie czy nie, ale ja niedługo urodzę i brakuje mi kilku ostatnich rzeczy. Załatwicie to? – Dla komizmu sytuacji zamrugałby zalotnie rzęsami, ale wolał nie przeciągać struny.

I tym sposobem został sam w domu na całe półtorej godziny - z przerwą na wizytę Harper. Adam zdążył się już z nim skontaktować, więc wiedział, że Liam będzie tu lada moment.

Pięć minut później na podwórze wjechał samochód Benjamina. Mężczyzna zaparkował go za domem, ale pierwszym, którego Matt zobaczył, był mijający go pospiesznie Caleb, który ściskał w palcach małe zawiniątko. Zmienny wilka nie skomentował tego, spokojnie siadając na jednym z foteli. Gdy tylko Ben pojawił się w zasięgu jego wzroku, przyjrzał mu się uważnie, ale nie zauważył śladów zdenerwowania. Zamiast tego mężczyzna wzruszył ramionami, jakby odpowiadał Mattowi na niezadane pytanie dotyczące Caleba. Pozostało im czekać. Obydwaj mieli już dosyć tego słowa.

~ o ~

Miła, spokojna pogawędka z Kyle’m oddalała nieprzyjemne wspomnienia kłębiące się w zakamarkach umysłu Liama. Dopiero gdy minęli znak informujący o zbliżaniu się do domostwa głównych Alf, chłopak nieco przygasł. Denerwował się. Miał do przekazania kilka ważnych słów, które Connor poprosił powiedzieć Mattowi. Nie obawiał się złych reakcji, jednak czuł na barkach pełen wachlarz emocji, jakie jego brat wkładał w każde słowo. Dlatego z wdzięcznością uścisnął dłoń Kyla, gdy ten pożegnawszy się, pospiesznie nawrócił samochód, nie zatrzymując się na oferowaną mu herbatę.

Po wyjściu z samochodu uniósł dłoń, machając Zmiennemu Wilka i odetchnął głębiej. Ciepły wiatr niósł ze sobą zapach dwóch osób i Liam bez problemu wiedział, gdzie ma iść. Z duszą na ramieniu i niepewnym uśmiechem rozglądał się dookoła, jednak z każdym krokiem jego serce trwożyło znajome, stare uczucie. Nie chciał w to wierzyć i wmawiał sobie tyle rzeczy na raz, że w końcu nie wiedział, co ustalił. Cal znów był nieobecny. Tak jak w Mistissini, opuścił go, gdy Liam najbardziej potrzebował wsparcia. Czyżby po raz kolejny bał się okazywać mu uczucia? Przecież tutaj nie było oceniających go zajęcy, ani drwiących lisów polarnych. Łzy zakręciły się w kącikach jego oczu, ale nie pozwolił sobie na słabość. Z trudem przychodziło mu przełknięcie kolejnego niewerbalnego policzka w twarz. Postanowił skupić się na Matthew i to do niego podszedł najpierw. Pozwolił się krótko uścisnąć, tym razem zdobywając się na szczery uśmiech.

- Po pierwsze, nic mi nie jest. Po drugie – zajrzał w szare, pełne troski oczy – wziąłeś rano lekarstwo?

Matt miał ochotę jęknąć z frustracji. To on się tu zamartwia, a obiekt jego niepokoju stawia go w roli tego ważniejszego?

- Tak, mamusiu, Harper była tu pół godziny temu.

- Bez takich mi tu. – Liam pogroził mu żartobliwie, bez skrępowania całując go w brzuch. Miał zostać ojcem chrzestnym bliźniaków i już nie mógł się doczekać ich przyjścia na świat. Jednak aby do tego doszło, musiał powiedzieć Mattowi kilka ważnych rzeczy. – Connor chciał, abym cię przeprosił w jego imieniu. Ma nadzieję, że ruja minie mu szybko i zdąży przed pierwszymi skurczami. – przeniósł spojrzenie na Benjamina. – I, cytując Adama „Nie, nie zapłodnię go, aby już jutro mógł pojawić się w Westmore”. To pierwsza gorączka Connora, jest w dobrych rękach i koniec tematu. – uciął wszelkie złośliwe komentarze, jakie cisnęły się na usta starszemu z Evansów, którego oczy wręcz błyszczały od chęci powydurniania się. Prawdą było, że jeżeli Alfa nie zabezpieczy się podczas stosunku i dojdzie do wytrysku wewnątrz Omegi w rui, możliwość zajścia w ciążę drastycznie wzrasta. I zamiast tygodnia, gorączka trwa do czasu zapłodnienia. – Connor spodziewał się tego wszystkiego i przeszkolił waszą lekarkę, ale i tak miał nadzieję, że uda mu się odebrać poród przed tym wariactwem.

- Przecież nic się nie dzieje. Maleństwa na pewno będą chciały poczekać na swojego wujka, a jeśli jednak trochę im się znudzi, to sądząc po ich bojowych wykopach, same dadzą radę wyskoczyć z mojego brzucha. – Matt musiałby być kimś innym, aby obwiniać Connora o cokolwiek. Nikt nie panował nad naturą i nie mógł jej oszukać. Gdy powiedział to na głos, Liam rozpromienił się z ulgą, prychając, gdy Ben zmierzwił jego kruczoczarne włosy. – Dobrze, że nic się wam nie stało.

Młody Zmienny nie mógł się z tym nie zgodzić. Naprawdę mało brakowało i uświadamiał to sobie w swoich wspomnieniach z poprzedniego dnia. Opowiadanie Alfom całego zajścia zrobiło na nim jeszcze większe wrażenie. Z trudem hamował drżenie, obejmując się ramionami, gdy przed oczami stanął mu obraz odskakujących od futryny drzwi, a w uszach rozbrzmiał chrzęst pękającej rączki mopa.

Mężczyźni nie przeszkadzali mu, ani tym bardziej nie wtrącali słów o współczuciu. Po prostu słuchali, siedząc, podczas gdy Liam od jakiegoś czasu opierał się o barierki werandy, co jakiś czas przechadzając się wzdłuż nich.

- Adam stanął na wysokości zadania. Zawsze widziałem, że wyrośnie na przyzwoitego Alfę.

Pochwalny komentarz ze strony Bena tylko utwierdził Liama w przekonaniu, że jego brat był z właściwym mężczyzną. Nigdy nie zapomni ciepłych rąk Connora, które zamiast swojej, otaczały szyję Liama, jakby to on był głównym celem. Patrząc na Matta i Bena widział w nich kogoś na kształt rodziców, których zawsze chciał mieć i kreował w swojej wyobraźni.

- Cudownie jest na was patrzeć. – Duże oczy uśmiechały się, choć ich blask nie był tak wyraźny jak zawsze. – Jesteście szczęściarzami.

W tej samej chwili drzwi znajdujące się naprzeciwko niego otworzyły się na oścież. Szmaragdowa zieleń spotkała się z najcieplejszą odmianą stali, jaką Liam kiedykolwiek widział. Każda z negatywnych emocji, jakie do tej pory w nim tkwiły, ulotniły się, niemal unosząc go nad ziemią. Jednak ciało nie chciało go słuchać, na przekór sercu nie pędząc do przodu. Chłopak uważnie obserwował, jak Caleb przecisnął się przez drzwi ze swoimi rzeczami. Trzymana na biodrze poduszka została wręczona Mattowi, aby mężczyzna mniej odczuwał ból pleców towarzyszyło temu marudzenie najstarszego z Evansów, że też by na to wpadł. Z kolei jeden z dwóch aromatycznie pachnących kubków znalazł się na stoliku obok Benjamina. Czarna jak smoła kawa postawiłaby na nogi najcięższy przypadek lunatyka. Na jej widok Matt parsknął głośnym śmiechem, wygodnie opierając się na puchowym oparciu. O ile dobrze pamiętał, jego partner nie miał dziś czasu na swoją poranną rutynową dawkę kofeiny. Czyżby Cal tak naprawdę cenił jego męża, tylko dla sportu urządzając dzikie awantury? Jednogłośnie uznał, że dla takich chwil, a już zwłaszcza dla tak skonfundowanej miny Bena było warto żyć. O tym, że nisko ustawiał poprzeczkę, dowiedział się niedługo później.

Drugi z kubków, biały, którego brzegi obrysowane były dwiema złotymi wstęgami, znalazł się w wyciągniętych dłoniach Liama. Zaskoczony chłopak spojrzał pytająco na Caleba, który wzruszył ramionami, chowając ręce do kieszeni ciemnych jeansów. Niepewny, przytknął nos do bursztynowego naparu, przymykając nieco oczy. Zapach uderzył w niego wspomnieniami z dzieciństwa, kiedy Connor po kryjomu przynosił mu nocą uspokajające herbatki. Trufla, morela, drzewo sandałowe. Był pewien, że przyglądający mu się Evansowie nie mają pojęcia, jak mocno bije mu teraz serce. A gdy o usta zahaczył mu twardy, intensywnie smakujący kawałek goździka, nie wstrzymywał dłużej swoich reakcji. Z zamkniętymi oczami pozwalał spływać łzom po czerwonych policzkach, wypijając wszystko do dna. Ostatni łyk przyjemnie połaskotał go w gardło. Mało kto wiedział o jego ulubionych przyprawach, nie mówiąc już o tym, że czarna herbata o smaku suszonych moreli z dodatkiem trufli była dla niego niczym ambrozja. Idealna na odprężenie. Jakże wielkim niedowiarkiem był, sądząc, że Caleb nic do niego nie czuł. Musiał mu się odwdzięczyć – nawet, jeżeli chłopak nie miał pojęcia, że Liam w niego zwątpił.

Zamiast odstawić kubek, Zmienny zająca uniósł głowę, otwierając oczy. Naparł biodrami na Sly’a, zmuszając go do zrobienia kilku kroków do tyłu. Gdy zbliżyli się do stolika, pochylił się i położył naczynie na jego blacie, po czym położył dłonie na nadgarstkach Caleba. Obydwaj uśmiechnęli się do siebie. Liam – karcąco, z nutą rozbawienia, a białowłosy z pełnym zadziorności uśmieszkiem. Nie musieli nic mówić. Wyczuwalne pod palcami zgrubienia po wysypce jasno wskazywały na uczulenie pojawiające się skórze lisa. Kontakt z goździkami – częściowo wrzuconymi w całości, ale też startymi na drobny pył – właśnie demaskował Caleba, ukazując jego czułą stronę. Nie było innego wyjścia. Liam już wczoraj chciał pokazać chłopakowi, że ten jest dla niego ważny. Właśnie nadszedł odpowiedni moment. Obecność Matta i Bena, którzy nienachlanie, lecz ciekawie śledzili zaistniałą sytuację, o dziwo dodawał mu odwagi.

Brunet pewnie złapał prawą dłoń Caleba, wyciągając ją z płytkich kieszeni spodni, po czym przytknął ją do swojego policzka. Obrócił ją tak, by jej wnętrze znajdowało się przy jego ustach i pocałował każdy z palców, kierując się ku nadgarstkowi. Z niecierpliwością czekał, aż Alfa wreszcie przejmie kontrolę i aż zamruczał, wtulając się w głaszczącą go rękę.

- Nadal łasy na pieszczoty. – Cal przekrzywił głowę, marszcząc nos, gdy natrafił na dziwny kształt przy szyi Tylora. Przez moment myślał, że tylko mu się to wydawało, ale ciche brzęczenie powtórzyło się przy kolejnym ruchu. Zaintrygowany, wysunął się z objęć Liama i odsunął mu włosy za ucho. Gdy prawda uderzyła w niego z mocą pędzącego pociągu, dosłownie zabrakło mu słów. Tępo wpatrywał się w podłużny, pojedynczy kolczyk poruszający się na boki. Nie był w stanie wykrztusić chociażby jednego zdania. Zamiast tego z niedowierzaniem spojrzał w soczyście zielone tęczówki, szukając w nich odpowiedzi.

Matt przechylił się bliżej męża, aby zobaczyć dokładniej, co się dzieje i kiedy dotarła do niego istota sytuacji, zmiażdżył jego przedramię w mocnym uścisku. Z zapartych tchem czekał na rozwój wydarzeń. Doskonale znał zwyczaje lisów, podobnie jak jego partner. Ben był w nie mniejszym szoku. Biżuteria dla lisów była bardzo ważnym artefaktem. O ile dla ludzi numerem jeden były pierścionki, o tyle w świecie Zmiennych na zaręczynowy prezent wybierano właśnie kolczyki. A najlepiej, jeżeli pasowały do tych, które miał na sobie drugi partner. Czyżby Liam właśnie oznajmiał, że wiąże się z Calebem?

- Jesteś... Jesteś pewien? – białowłosy musiał odchrząknąć, z trudem przeciskając słowa przez zaciśniętą krtań. – To ja powinienem był ci to zaproponować. Teraz wychodzi na to, że-

- Że ci się oddaję, owszem. Connor szepnął mi to i owo o zwyczajach lisów. Muszę się jeszcze wiele nauczyć. – Liam posłał chłopakowi rozbrajający uśmiech, wtulając się ufnie w zagięcie jego szyi. Łzy nadal płynęły z jego oczu, jednak teraz mieszały się z radością i ulgą, że w pewnym sensie jest bliższy oznaczenia z Calem. Co prawda nie wiązało się to z tym, że zniechęci innego Zmiennego, co wyraźnie pokazała wczorajsza sytuacja. Na ponowne wspomnienie broda Liama zadrżała. Będąc trzymanym mocno w pasie, z przyjemnie drapiącymi mu skórę głowy palcami, które przyciskały go mocno do Sly’a, pozwolił sobie na okazanie słabości. Myślał, że już odreagował swój strach, a tak naprawdę największa część mogła być wymazana tylko przy pomocy partnera. Jego partnera więzi.

 - Ja też jestem szczęściarzem.

Caleb obrócił się przodem do Evansów, wciąż trzymając w uścisku drżącego w cichym szlochu zająca.

- Nikomu nie pozwolę odebrać ci tego szczęścia, Liam. – Mówiąc te słowa, był świadomy jak ostry i przenikliwy był jego wzrok, gdy kierował go z Benjamina na Matta. Wyrażały to nagle sztywniejące i pełne napięcia sylwetki silnych przecież Alf. W obecnym stanie jego tęczówki były wręcz burgundowe – nieodzowny znak rozpoznawczy bardzo wkurzonych Pradawnych. Takim spojrzeniem byli w stanie wymusić na kimś popełnienie największych zbrodni, a nawet chwilowo zawładnąć ich ciałami, zmuszając do rzucenia się z wysokości. On chciał tylko uświadomić Evansom, jak bardzo poważne są jego zamiary względem Liama. Dłuższą chwilę nie spuszczał wzroku z mężczyzn, z zaciętością zaciskając wargi. Dopiero ciche dziękuję wymruczane w jego pierś zdołało go uspokoić. Gdy odsuwał się od chłopaka, obejmując dłońmi jego szczękę, po czerwonych tęczówkach nie było już śladu. Kciukami gładził wilgotne policzki, leniwie przypatrując się nieznacznie rozchylonym wargom. Nigdy nie był zbyt cierpliwą osobą, więc nie dał się długo namawiać. Nareszcie mógł to zrobić, uśmiechając się, gdy do tego uszu dotarło pełne głębi westchnięcie Matta okraszone głośnym Nareszcie.

Długie, czarne rzęsy zrzuciły ostatnie krople łez.

8 komentarzy:

  1. Bardzo fajny rozdział, czekam na więcej. Miłego wypoczynku życzę ,bo pogodę Masz gwarantowaną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka. xD
      Dzięki bardzo! Od tak, w poniedziałek postawiłam na całkowity wypoczynek. xD
      Pogoda... no, z rana było kiepsko, ale im późniejsza godzina, tym lepiej. xD
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  2. Hej. Niewiem czy się powtarzam,ale uwielbiam Matta i Bena . Ben niby tak nie lubi Caleba , a powstrzymał go przed popełnieniem jakiejś głupoty. Za to nastraszyli Matta- jak oni wogole tak mogli!!!;). Imponuje mi też Connor mimo rui pamięta o swoim pacjencie. Za to Adam rozłożył wszystkich w tym rozdziale na łopatki,,Nie, nie zapłodnię go, aby już jutro mógł pojawić się w Westmore,, normalnie padłam, to tak bardzo pasuje do Bena . Mam nadzieję ,że Caleb oznaczy Liama po takiej deklaracji.i wogole Caleb ma taką moc, że czasami sama mam wielki respekt do niego. Ogólnie jak zawsze rozdział świetny, życzę dużo weny i udanego odpoczynku. Pozdrawiam w.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka. XD
      Haha, Ben lubi Liama i obdarłby ze skóry Caleba, gdyby odwinął jakąś głupotę. A wie, jakie młode Alfy potrafią być narwane. XD
      Oj tak, Matta nastraszyli! Ale on im się odpłaci, hehe. XD
      Connor jeszcze pamiętał - im dalej w rui, tym mniejsze ogarnięcie rzeczywistości. XD
      No ba, Adam dobrze zna Bena. Wiedział, co sobie pomyśli Wilczek, więc od razu go zripostował. XD Przewidywalny przyjaciel, a jak!
      Cal jest silny, ale wciąż młody. Musi się jeszcze wiele nauczyć. Ale nie można mu odmówić mądrości i spostrzegawczości, a w tej kwestii zrównuje się z Liamem. XD Dobrali się.
      Dziękuję ślicznie! XD
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  3. Hejeczka,
    jak to zbliżamy się do końca, ja nie chce, miało trwać nawet do setnego rozdziały? no nie zgadzam się, no chyba że zaraz po tym ruszy następne opowiadanie, jescze zaakceptuję dwu tygodniową przerwę...
    o tak Caleb mocno wkurzony, będzie pragnął rozszarpać na kawalki tego alfę? jestem za tym... o tak Adam poważnie myśli o Connorze i ta opieka, troska to się liczy bardzo... chodziło o kolczyki, wspaniały gest Liama, ale Celeb szczęśliwy z tego, a jeszcze przygotował tą herbatkę dla Liana mimo że ma uczulenie :) a nie mogę zapomnieć o Matthew jak ich od razu uspokoił...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejeczka! xD
      Hahaha, nie no, aż tylu rozdziałów nie będzie. Tak myślę, że do trzydziestu mniej więcej... Może ciut mniej. Wszystko zależy od dnia i mojej łepetynki, bo niekiedy wpada mi coś do głowy i zamiast jednego, mamy akcję rozciągniętą na dwa rozdziały. xD
      O widzisz, bardzo możliwe, że ruszy kolejne opowiadanie, a nawet na pewno - tylko jeszcze nie wiem które... Ale to chyba dobrze, bo oznacza, że bloga nie porzucam. Jejku, czuję się tak, jakbym znów chodziła do szkoły i moją radością było kliknięcie w ikonkę Worda (i to nie z myślą, bo odrobić pracę domową!) xD Mam w planach opowiadanie znów o Omegach, następne o Zmiennych (baaardzo krótkie), kolejne o magii i w sumie póki co to tyle... Zobaczymy, zobaczymy. xD
      Caleb niech lepiej siedzi grzecznie, bo mieszanie się w sprawy innego stada - nawet, jeśli jest się znajomym Przywódcy - to nigdy nie jest dobry pomysł. xD
      Troska Adama względem Connora będzie rozwinięta w najbliższym rozdziale. ;3
      Liam musi nauczyć się trochę o liskach, ale będzie miał dużo czasu na to. xD Cal mimo wszystko ma miękkie serduszko. xD Odwdzięcza się za dobro. ;3
      Matt jest na wygranej pozycji. Hormony w nim buzują, więc jego humorki trzeba mu wybaczać no i nie wolno go denerwować. xD
      Dziękuję ślicznie. ;3
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  4. Hejka,
    Caleb pięknie tak mocno wkurzony, więź to wredna.... mam nadzieję, że będzie pragnął rozszarpać na malusie kawałki tego alfę?  cieszę się, że Adam poważnie myśli o Connorze ta jego opieka i troska... i Caleb zapulsował ze zrobieniem tej ulubionej herbatki Liama ale i Liam z tymi kolczykami piękny gest... ale nie zapomnę o Matthew jak pięknie ich usadził...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka, hejka. XD
      Cal to w końcu lisek - zaciekły, wściekły mściciel. XD
      Adam postawił wszystko na jedną kartę. Nie czeka na partnera więzi, bo może się nie doczekać, a trafiło go po spotkaniu z Connorem. I zaryzykował, lokując w nim uczucia. Hehe, niby Alfa, a boi się, że nie będzie chciany. Całkowite przeciwieństwo siebie z przeszłości.
      Liam się angażuje. Chce swojego partnera, którego jednocześnie sam sobie wybrał i nadano mu w Mistissini. No kocha go i wybacza, a jednocześnie trochę zmienia, żeby nie był taki arogancki. XD Oj łatwo nie ma. XD
      Matt to stary wyga. Poza tym teraz, kiedy jest blisko porodu, niemal fruwa nad ziemią, bo czuje, że się wreszcie uda.
      Dziękuję ślicznie. ;3
      Pozdrawiam serdecznie. XD

      Usuń