poniedziałek, 19 lipca 2021

23. Wrogowie w miłości

Hejeczka! xD

Kochane moje (i kochani, jeśli mamy na pokładzie panów), ślicznie dziękuję za wsparcie. ;3

Poniedziałki to chyba ostatnio jakaś stała pora. xD Przyznam się Wam, że jak zaczęłam pisać, to szło mi średnio, ale pod koniec nie potrafiłam przestać. xD I znowu - miało być kompletnie inaczej. Ba! Tych wydarzeń nie było w planach. No i co poradzić, jak pomysły namnażają się jak góra ubrań do prasowania? xD Aż drżę na myśl, co stworzy mi się za tydzień. xD

Adam dzisiaj pojawia się nagminnie. Ma chłopak parcie na szkło, trzeba mu to przyznać. Wybaczamy, wybaczamy, bo się przydał jak nie wiem co! xD

Zapraszam na dwudziesty trzeci rozdział "Wrogów w miłości". Przepraszam za błędy i pozdrawiam Was serdecznie!

-----------------------------------------------------------------------------------------

 

Kilka dni obserwacji wyrobiło w Adamie dryg podejrzliwego detektywa. Nie pytał o nic, ale uważnie śledził zachowanie Connora, zachodząc w głowę, co jest powodem wyraźnego zmartwienia partnera. Nie chciał naciskać, ale z każdym dniem ciążyło mu to coraz bardziej. Nauczony doświadczeniem, snuł czarne scenariusze. Wiedział, że chłopak nie był wcześniej w związku. Nowa sytuacja zmusiła go do stąpania po cienkim lodzie, który w każdej chwili mógł się pod nim zarwać. Z kolei Adam po raz kolejny stał na środku roztapiającego się jeziora i był pewien, że jeżeli Connor nie poda mu ręki, tylko odtrąci go w przestrachu, wykaraskanie się samemu na brzeg będzie bardzo trudne. Nie chciał się gnębić myślami, że znów jest niewystarczający, albo „nie ten”, ale one przychodziły i mnożyły się uparcie.

Byłby ślepcem, gdyby nie dostrzegł wyraźnej zmiany w Connorze, która nasiliła się po niefortunnym komentarzu Liama. Wówczas miał ochotę znokautować młodego Omegę, ale powstrzymywał się ze względu na partnera. Nie chciał uszkodzić mu brata. Sam nie był aniołem i takie chamskie zagrywki stosował nie raz, jednak sprawa wyglądała całkowicie inaczej, kiedy rzecz dotykała go bezpośrednio. I musiał przyznać, że niekoniecznie mu się to podobało.

Rozumiał żal Liama, który od czasu do czasu aktywował się w najczulszych momentach. Nie był na jego miejscu, jednak sugerowanie komuś bycie łatwym, spychając w niepamięć fakt, że Connor robił to, co robił, z przymusu, a nie zachcianki, było bardzo niesprawiedliwe. I szczerze cieszyło go zachowanie młodszego Tylora, który szybko przeprosił. Mimo tego coś zaczęło zaprzątać głowę rudzielca, zabierając z piwnych oczu te zabójczo pociągające iskry. A teraz Adam usłyszał coś, co cholernie trudno było mu rozszyfrować.

- Wybrałem? Nie przypominam sobie żadnego konkursu.

Dłoń Connora pogładziła jego zmarszczone czoło, choć brwi nadal ściągały się ku sobie.

- Źle to zabrzmiało. Chodzi mi o to, że… – zająknął się, ostrożnie cofając o kilka kroków. – Czemu ktoś taki jak ty zwrócił uwagę na mnie? – Niepewność, która od niego biła, najbardziej wyzierała z ciemnych, zajęczych oczu. Nie chciał brzmieć dramatycznie, ale ciekawość zżerała go żywcem. Zmieszał się na pytające, jakby niedowierzające spojrzenie Alfy. – Znasz moją przeszłość. Wiesz, co robiłem.

- W twojej przeszłości nie było mnie. Uważasz, że jestem kretynem, który ma prawo rozliczać cię z czynów, jakich musiałeś się podjąć, aby przetrwać? – Adam odepchnął się od drzwi lodówki, zbliżając się do stojącego przy oknie Connora. – Jeżeli wyskoczysz teraz z tekstem, że jestem w cholerę przystojnym Alfą, do tego Przywódcą, który mógłby pstryknąć palcami, aby mieć każdego, to Lisi bóg mi świadkiem, znajdziesz się za drzwiami szybciej, niż będziesz w stanie o tym pomyśleć. – Powyżej uszu miał tych wszystkich durnych gadek o jego wyjątkowej pozycji. Bolała go myśl, że Connor mógłby widzieć w nim wyłącznie Alfę, którego stanowisko wywoływało efekt miękkich kolan. Dlatego z cichą ulgą przyjął chłodne dłonie ostrożnie sunące po jego karku i szczęce.

- Nie w tym rzecz, Adam. – Zadręczał się z zupełnie innego powodu, trochę wstydząc się powiedzieć go na głos. – Mimo mojej przeszłości i kompletnego braku wiedzy o tym, jak powinienem się zachowywać, ty bez słowa podjąłeś się uczenia mnie wszystkiego. Tak myślę, że można to porównać do doświadczonego faceta, który na swej drodze spotkał prawiczka. Nie wyśmiewasz mnie, ale uczysz. Okazujesz mnóstwo uczucia, chociaż ja jestem zielony w roli partnera i nie odrzuca cię mój wybrakowany pod względem miłosnym świat. – wzruszył ramionami, cały czas gładząc twarz mężczyzny pokrytą delikatnym meszkiem zarostu. – Nie wiem, czy na twoim miejscu miałbym siłę, by próbować z żółtodziobem. Nie dostaniesz za to nagród i nie dostąpisz zaszczytów, więc… czasami zastanawiam się, po co ten wysiłek, który wkładasz, aby być ze mną.

Adam parsknął śmiechem, łapiąc nadgarstki Connora.

- Liczę na to, że kiedyś pochwalisz się tym, kto tak wspaniałomyślnie przygotował cię do bycia w parze. – Wysoko uniesiona brew jasno mówiła o tym, że Harris, delikatnie mówiąc, żartuje. – Nie jestem wylewny, dobrze wiesz, ale powiem to głośno i wyraźnie. – Dwukolorowe tęczówki opalizowały złotem, dając Connorowi pokaz przemowy człowieka, Zmiennego i drzemiącej w Adamie bestii lisa. – Jesteś dla mnie ważny. To, co uważasz za swoją wadę, w moich oczach wygląda zupełnie inaczej. Dobrze, jestem Alfą i w tym momencie odzywa się we mnie zew zdobywcy twoich pierwszych razy w wielu różnych dziedzinach. I jest to kurewsko satysfakcjonujące uczucie, wierz mi. Mam gdzieś to, że Caleb był przede mną, bo jego rola już się skończyła. I nie, nie chodzi mi o przerwanie rytuału. – dodał znacząco, owijając ręce wokół talii Connora. – Podobasz mi się i jesteś mój, rozumiesz?

Zmienny zająca przygryzł wargę, tłumiąc uczucie rozpływania się ze szczęścia. I był sadystą.

- Ale dlaczego?

Udręczonemu jękowi towarzyszyło głośne westchnięcie.

- Bo lubię motocyklistów, zadowolony? – Adam droczył się z nim, pierwszy raz w życiu otwierając swoje serce aż tak bardzo. Ryzykował potężnym zranieniem, ale był dobrej myśli. – Przyciągasz mnie, intrygujesz i gdy jesteś obok, marzę tylko o tym, żebyś był szczęśliwy. Nie każ mi robić z siebie romantyka. Jeżeli coś do mnie czujesz, pomóż to razy tysiąc i wtedy dotrze do ciebie, jak bardzo mi na tobie zależy. – Końcówkę zdania stłumił czuły pocałunek naznaczony szerokim uśmiechem.

- Podobno zakochani żyją dłużej.

Ciepłe wargi Adama objęły wrażliwy płatek ucha, a zęby delikatnie go przygryzły, wywołując długi, pełen przyjemności jęk. Tryumfujący Alfa, zachęcony cichymi, aprobującymi pomrukami, posunął się krok dalej, skupiając uwagę na przyjemnie pachnącej szyi Connora.

- Jako długodystansowiec, jestem więcej niż szczęśliwy.

Ciepły, wesoły śmiech był jedyną odpowiedzią.

~ o ~

Dwa dni później Connor zabrał ze sobą brata na przejażdżkę Yamahą. Wykorzystując status Adama, przeprawili się z łatwością przez jezioro Willoughby, obmyślając na szybko plan ich pobytu w miasteczku Zmiennych lisa. Liam potrzebował uzupełnienia swojej garderoby, przy okazji obiecując Calebowi, że kupi wszystko z jego listy. Zdziwił się, kiedy mężczyzna wręczył mu kilkaset dolarów i kartkę zapisaną dużym, zgrabnym pismem. Okazało się, że Sly nie wyjechał z Mistissini z pustymi rękami, jakby zabezpieczał się na wszelkie możliwości. Spadek po ojcu w większości spieniężył i okazało się to słusznym wyborem. Korzystanie z banku lub kart kredytowych mogłoby łatwo naprowadzić na niego jego wujka, a nie zamierzał się z nim konfrontować.

Do Liama powoli zaczynało docierać, że to nie on, ani Connor byli tymi, którzy wyrzekli się swojego dziedzictwa. Tak naprawdę decyzję podjęli sami, dobrowolnie, a Caleb odrzucił dom nigdy nie pytany, czy tego chce. Podążył za Connorem, dostając za zadanie pilnowanie go, a nawet nie kiwnął palcem, pomieszkując u Adama. Mógłby ich wydać, wrócić do Mistissini i rozwijać miasto, a jednak zostawił to wszystko za sobą. Bez pracy, z ograniczonymi środkami, na nieprzyjaznej ziemi, bez perspektyw na związek z Liamem. Był cholernie odważny lub szalony. Owszem, miał w zanadrzu Newark, lecz nie przychodził na „gotowe”. Czekało go wiele pracy, której samotnie chciał stawić czoła. Jak wygnaniec, odrzucony członek hermetycznego stada. Kiedyś taka sytuacja dla Zmiennego mogła oznaczać śmierć. Dobrze, że ich geny mieszały się i dopasowywały do ludzkiego życia. Nie należało jednak umniejszać heroizmu Caleba. Ten mężczyzna był odpychającym gnojkiem, aroganckim egoistą, co świetnie wychodziło mu w tłumie. Ale kto szczeka i kąsa w towarzystwie, szlocha w samotności. Liam był więcej niż pewien, że sytuacja nie raz przerastała wciąż młodego przecież Zmiennego. Gdy byli nastolatkami, ich sytuacja w miasteczku nie wyglądała rewelacyjnie, ale jednak nie musieli podejmować dorosłych decyzji. Pomijając kwestię niezdrowych psychicznie Przywódców oszalałych na punkcie siłowego pomnażania stada, o nic innego chłopcy nie musieli się martwić. Mieli dach nad głową, jedzenia przygotowywane przez zatrudnione Bety, a także w miarę swobodne korzystanie z rozrywek. Obecnie życie pokazywało im, jak bardzo różni się bycie dzieckiem od zapewnienia sobie tego, o co będąc nim nie musieli się martwić. Konieczność podjęcia pracy, a w przypadku Caleba – zmierzenie się ze swoją naturą Alfy, do tego z genami Przodków – to nie były błahe sprawy. W momencie zerwania więzi ze swoim stadem automatycznie stał się łatwym celem, opuszczonym Przywódcą, a ściślej mówiąc – kimś ważnym, kto utracił wszystkie prawa. Prawda o rytualne nałożonym na Connora i tak wyszłaby na jaw, więc Caleb musiałby liczyć się z konsekwencjami. Może nie byłyby tak drastyczne, pewnie mógłby zostać w stadzie, ale on nie mógł pozwolić na to, by Zmienny zająca stał się celem. Na rękę był mu telefon od Liama, choć sam planował, w jaki sposób wywabić Connora z zamkniętej społeczności Mistissini. Nie wahał się ani chwili. A dla kogo knuł od lat, lekką ręką odsuwając od siebie zaszczyt rządzenia wioską? Dla wiernego przyjaciela i ukochanej osoby. Ba! Ryzykował utratę Liama, znienawidzenie siebie przez niego oraz… stratę jego miłości. Został z niczym, a nadal patrzył w górę. Jego charakter nie zmienił się ani o jotę, nie złamał się. Widział, że młody Tylor jest szczęśliwy i ani myślał pozbawiać go tego. Odszedłby, obrzucany wyzwiskami i lodowanym spojrzeniem pogardy wyzierającym z soczyście zielonych oczu.

Widok miasteczka, które prowadził Adam, wypełnionego śmiechem, tak pięknego, pełnego wolnych Zmiennych, spotęgował cierpienie wykluwające się w środku serca Liama. Przecież Caleb też mógł dokonać czegoś takiego. Teraz miał na to okazję, mógł zacząć od zera, a uznał, że zejdzie na drugi plan, pomagając obecnemu zarządcy Newark. Być może nie wierzył w to, że może czegoś dokonać? Nie spisał się jako syn swojego Wielkiego ojca. Nie ratował zgliszcz, które miejscami wciąż się jeszcze tliły. Żal i ból ścisnął płuca Liama, zabierając mu oddech. W panice zgniótł przód swojej koszulki, kuląc ramiona jak chroniąca się przed ciosem ofiara.

Dotyk na jego ramieniu był zatem jak potężny wstrząs.

- Wszystko w porządku? – zaniepokojony Connor ścisnął mocniej bark Liama, schylając głowę, by spojrzeć mu w oczy. W tym samym momencie przestraszył się nie na żarty, gdy brat uniósł twarz ku niemu, gryząc usta.

- Nie, Conny, nie jest. – urwany szloch wydostał się spomiędzy jego warg, kiedy wilgotne oczy patrzyły na rudzielca z cierpieniem. – Czy zdołam mu się za wszystko odwdzięczyć?

Niepokój zniknął z twarzy Connora, zastąpiony zrozumieniem i łagodnym uśmiechem. Początkowo przeraził się, że Liam doznał jakiegoś urazu, albo – co gorsza – i jego spotkały skutki rytuału. I choć nie wątpił, że ból, jakiego doświadczał jego brat, byłby porównywalny, zdecydowanie cieszył się na jego pojawienie. Nareszcie, po tylu latach ta para, którą przecież dobrze znał i obserwował, mogła spokojnie cieszyć się wszystkimi urokami związku. Bez oceniania, sabotażu, groźby znieważania i mdlącego posmaku strachu o los potomków.

Nie wiedział, dlaczego Liam złamał się akurat teraz, na spokojnej wąskiej uliczce, uzewnętrzniając swoje emocje. Aura miasteczka i na Connora wpływała cudownie, choć akurat w jego przypadku mógł upatrywać przyczyny w pewnym cholernie przystojnym Przywódcy Zmiennych rudego lisa. Cokolwiek to było dla Liama, niech będą temu dzięki. Nie broniąc się przed szczerym chichotem, poklepał plecy brata, odchylając się do tyłu. Wtedy jego spojrzenie padło na czarno-biały szyld i już wiedział, że jego pomysł spodoba się Liamowi.

- Nawet nie wiesz, jak szybko.

Wciąż zapłakany chłopak podążył wzrokiem w kierunku, w którym Connor go obracał. Dłonie starszego Tylora spoczęły na jego barkach, a głowa brata pojawiła się tuż przy jego policzku. Obydwaj spojrzeli na siebie – Liam z lekkim niezrozumieniem, lecz kiedy Connor wyjaśnił mu stary obrzęd stosowany w klanach Zmiennych lisów, na usta wpłynął mu zawadiacki uśmiech. Nie zastanawiając się, ruszyli prosto do drzwi. Dzwoneczek nad nimi zadźwięczał, gdy przekraczali próg.

~ o ~

Dwie godziny później, zadowoleni ze swoich zakupów, skorzystali z wolnostojącej toalety w parku, walcząc z drzwiami, które nie chciały się domknąć. Śmiali się, że wybudowany nieopodal składzik powstał tam nie bez przyczyny, choć tak naprawdę służył także do naprawy urządzeń znajdujących się w piaskownicy tuż obok.

- Koedukacyjne toalety i usterki techniczne to dosyć niebezpieczne zestawienie. – Liam poprawił wrzynające się w jego dłoń torby z zakupami, wyprzedzając nagle stającego przed nim brata. – Powinni zrobić jakąś tabliczkę, typu „wchodzisz na własną odpowiedzialność”. – zaśmiał się, odgarniając wpadające do oczu włosy. Obejrzał się szybko za siebie, aby zobaczyć, dlaczego Connor nadal nie ruszył z miejsca. – No chodź, jesteś lekarzem od ludzi, a nie od drzwi. – Odwrócił się i zrobił kilka kroków w kierunku rudzielca. Uniesione kąciki ust w momencie opadły, tak samo jak upuszczone torby, które przewróciły się niedbale na piaszczystej ścieżce. Wiatr, który zawiał od strony Connora, przyniósł tak dobrze znany zapach.

- Ja pierdolę. – Tylko, a może aż tyle wyrwało się z gardła ogarniętego przerażeniem Liama. Chwilowa niemoc wryła go w ziemię, wymazując z głowy wszelkie pomysły na pomoc. Dopiero gdy mijający ich mężczyzna zatrzymał się w pół kroku, poruszając intensywnie płatkami nozdrzy, do Omegi wróciło czucie w kończynach. Sekundę przed tym, jak nieznajomy wyciągnął rękę do Connora, niemal łapiąc go za nadgarstek, Liam zrobił to szybciej, szarpiąc brata w stronę uchylonych drzwi składziku. Wpychając do środka trzęsącego się rudzielca, odwrócił się do niego tyłem, aby zamknąć pomieszczenie. Z przekleństwem na ustach stanął twarzą w twarz z błyszczącymi podnieceniem złotymi oczami obcego Zmiennego, gwałtownie zamykając przed nim drzwi. Cudem uniknął staranowania wpychającej się do środka nogi, a po chwili walczył zaciekle z dobijającym się mężczyzną. Szybkie spojrzenie za siebie upewniło go, że znaleźli się w pułapce bez wyjścia. Nie ma szans, aby zwerbował pomoc, mając u boku przechodzącego ruję Connora! Pojękujący chłopak kulący się wśród wiader, szczotek i sanitarno-budowlanych części wymiennych nie pałał chęcią wyprostowania się, a co dopiero zrobienia kroku do przodu. Z kolei nieznajomy z zewnątrz – niewątpliwie Alfa – miał całkowicie odmienne zdanie. Walił pięściami w drzwi i wrzeszczał, aby go wpuścić. Donośne sapanie co rusz wzdrygało ciałem Liama. W panice złapał za stojący z boku mop oświetlany snopem światła z małego okienka nad jego głową. Żarówka musiała się przepalić, bo po przełączeniu włącznika, w pomieszczeniu nadal panował półmrok.

Liam pospiesznie przyblokował podłużną klamkę drewnianą rączką mopa, przekrzywiając go tak, by wystawał poza futryny. Przynajmniej w tej kwestii trzymało się go szczęście – drzwi otwierały się na zewnątrz, więc zaryglowanie ich od środka uniemożliwiało dostanie się do braci. A przynajmniej na jakiś czas, gdyż feromony Omegi rozsierdzały chuć walczącego z przeszkodą mężczyzny. Liam z całych sił ciągnął klamkę w swoją stronę, wolną ręką poklepując się po kieszeniach w poszukiwaniu telefonu. Gdy wreszcie go znalazł, połączył się z Adamem, włączając tryb głośnomówiący. Rzucił telefon na kolana zwijającego się w kłębek Connora, siłując się jednocześnie z natarczywym napastnikiem. Odwrócony plecami nie mógł sprawdzić, jak czuje się jego brat, ale intensywny zapach, który wypełniał zamknięte pomieszczenie i wiele mówiące jęki były wystarczającą wskazówką, że jest coraz gorzej.

- Liam, potrzebujesz czegoś?

Mocny, wyraźny głos Adama wzbudził w chłopaku falę nadziei na ratunek.

- Jesteśmy w parku stanowym Crystal, obok piaskownicy. Connor ma ruję, a jakiś facet próbuje staranować drzwi do schowka, w którym się schowaliśmy. Pomóż! Nie wytrzymam zbyt długo.

Przez szaleńczo ważne trzy sekundy po drugiej stronie zapada cisza, aż wreszcie do uszu Liama dociera szorstki, zdenerwowany korowód przekleństw.

- Zaraz będę.

Świadomość tego, że ktoś już o nich wie, wzmocniła młodego Tylora. Miał nadzieję, że wytrzyma, zanim jego ręce odmówią posłuszeństwa. Alfa „zainfekowany” feromonami Omegi zamieniał się w prawdziwego strongmana. Liam z niepokojem obserwował pęknięcia na drewnianej rączce mopa, szukając alternatywnych narzędzi zdolnych zablokować drzwi. Skupił się na tym tak bardzo, że nagle wypowiedziane z tyłu słowa wyrwały z jego krtani wysoki pisk.

- Dobrze, że się nie rozłączyłeś. Przynajmniej wiem, że jeszcze nie jest za późno.

- Cholera, Adam, prawie wyskoczyłem ze swojego ciała! – sapnął, przyciągając klamkę do siebie, gdy między futryną pojawił się prześwit. – Pospiesz się, bo… – dźwięk pękającego drewna zabrzmiał w uszach Liama jak wyrok. – Niech to szlag! – Nie zwracał uwagi na głośne nawoływania Adama, zaciekle walcząc z mężczyzną po drugiej stronie drzwi. Udało mu się to przez żałośnie krótką chwilę. Gdy obolałe dłonie osłabły, wypuszczając ze śliskich palców klamkę, zatoczył się do tyłu. Nagły blask promieni słonecznych poraził jego oczy, ale szybko odzyskał wzrok, patrząc na wykrzywiony w grymasie zwycięstwa uśmiech napastnika. Wiedział, że nie miał z nim szans w walce wręcz. Mógł zrobić tylko jedno. Obrócił się szybko i klękając, objął całym sobą zwiniętego w pozycji embrionalnej brata, chroniąc go jak tarcza. Ciężkimi krokami odmierzał upływające sekundy, które kończyły mu się zbyt szybko. Starał się opanować drżenie, gdy mężczyzna klęknął za nim, kładąc mu głowę na ramieniu.

- Spokojnie, nim też się zajmę.

Gorący oddech na jego policzku wstrząsnął nim. Jednak sens wypowiedzianych słów wywołał o wiele większą falę obrzydzenia. Zagryzając wargi, poruszył się obronnie, kiedy napastnik wsunął obydwie dłonie pod jego bluzkę. Chciał odepchnąć go od siebie, ale mężczyzna był ciężki i kierowało nim pożądanie.

- Jesteś Omegą, tak jak on. Przyjemnie pachniesz.

Liam miał ochotę zawyć, gdy w zgięciu jego szyi wylądowały zęby, a następnie język nieznajomego. Raz jeszcze naparł na niego, jakimś cudem osiągając sukces. Wziął zamach i wycelował na oślep, ale natrafił na otwartą dłoń, która wykrzywiła mu ramię na plecy, a mężczyzna przygniótł go policzkiem do chłodnej posadzki. Wraz z krzykiem protestu dało się słyszeć proszące nawoływania Connora, aby Liam uciekał. Materiał bluzki zazgrzytał nieprzyjemnie, zatrzymując się przez chwilę na ramieniu młodszego Zmiennego. Dopiero wtedy chłopak przeraził się zupełnie. Nie był oznaczony. Jeżeli ten mężczyzna go ugryzie, Liam stanie się jego własnością.

- Taki ładny i wolny. Będziesz mój.

Po moim trupie, pomyślał Liam, wyrywając się z jeszcze większą werwą. Zimne uczucie mroziło go od środka, choć po plecach ściekał mu pot. Oddech napastnika owiewał jego kark i nie zapowiadało się, że brunet uniknie ugryzienia. Wierzgając, wyczuwał, jak bardzo twardy jest leżący na nim mężczyzna i zbierało mu się na mdłości.

- Nie! – wrzasnął, kręcąc głową na tyle, na ile pozwalała mu niewygodna pozycja. – Błagam, nie! – Niemal czuł brzegi zębów, walcząc z rozdzierającym jego płuca szlochem. I nagle był już wolny. Ciężar z jego pleców zniknął, więc czym prędzej podniósł się z podłogi i podczołgał do brata, wtulając się w niego z całych sił. Gorące dłonie Connora zawinęły się wokół jego karku. Mimo duszącego zapachu Omegi w rui, Liam wyraźnie oddzielał go od silnego, nieznoszącego sprzeciwu feromonu Przywódcy. Znokautowany napastnik – gdyby był przytomny – zapewne uciekałby teraz na drugi koniec miasteczka Barton, przerażony wściekłością, jaka wyzierała z każdego pora Adama. Nie starając się opanować, jakby pozbawiono go kontroli, podszedł do braci i pobieżnie sprawdził, czy nic im się nie stało. Prawdopodobnie użył zbyt dużo siły, posyłając drugiego Alfę na ścianę z taką mocą, że osuwający się mężczyzna zostawiał za sobą krwawy ślad. Kiedy usłyszał głos Liama, był pewien, że nie zdążył. Jednak dotarłszy na miejsce poczuł ulgę, a zaraz potem ogarnęła go furia. Instynkt obrońcy włączył się automatycznie, działając na zasadzie „Omega w potrzebie”. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że gdyby był tu Caleb, z napastnika nie byłoby już co zbierać. Adrenalina powoli opadała. A wraz z nią docierały do niego kuszące zapachy Connora. On też był Alfą. Na niego tym bardziej działały feromony chłopaka, zważywszy na uczucie, które ich łączyło. Wiedział też, że pierwszy dzień rui równa się całkowitemu pragnieniu oddania się w każdy możliwy sposób.

- Liam, dasz radę wstać? Muszę was stąd zabrać.

Bardziej domyślił się niż usłyszał, że chłopak zgadza się z jego słowami. Drżące nogi nie były zbyt posłuszne, jednak za trzecim podejściem uniosły chwiejące się na boki ciało. Bez słowa obserwował, jak Adam podkłada ramiona pod nogi i plecy Connora, przyciągając go do swojej klatki piersiowej.

Z niewielkim jęknięciem Alfie udało się stanąć na nogi, otulając swoim zapachem leżącego w jego objęciach chłopaka. Wolał być przezorny. W samochodzie ułożył go na tylnym siedzeniu, okrywając kocem. W dwóch krokach znalazł się przy Liamie, zerkając na niego przelotnie. Odrobinę niepokoił go brak rozmowy, ale nie zamierzał tego zmieniać. W ciszy zebrali porozrzucane torby, pakując je do bagażnika. Zapewne wjechanie do środka parku nie było legalnym posunięciem, ale sytuacja wymagała złamania zasad. Dłuższą chwilę zajęło mu opuszczenie zielonego terenu, a ciche pojękiwania z tyłu rozdzierały mu serce. Zamierzał zabrać braci do siebie. Na pewno nie będzie ich narażał na podróż statkiem, będąc otoczonymi innymi Zmiennymi. Tylko czy to w porządku, aby decydował za Liama? Z westchnieniem włączył cicho radio.

- Co robimy?

Młody zając wzdrygnął się, jakby ktoś wyrwał go z głębokich przemyśleń. Skupiony na drodze, odwrócił od niej wzrok, przenosząc spojrzenie na Adama.

- Connor musi z tobą zostać. Tylko ty zapewnisz mu bezpieczeństwo. A ja… zaciął się, przełykając ślinę. – Coś wymyślę. Nie możemy stresować Matta, a Ben jest kiepskim kłamcą.

Harris zacisnął dłonie na kierownicy, kątem oka omiatając wyraz twarzy Liama. Był pod wrażeniem rzeczowego myślenia chłopaka. Nie łudził się, że napaść na chłopaka spłynęła po nim bez najmniejszego uszczerbku.

- A co z Calebem? – mruknął, rozglądając się na boki, gdy skręcał na skrzyżowaniu. – Możemy powiedzieć o rui, co wytłumaczy wasze zatrzymanie się tutaj, ale wątpię, że Cal tak łatwo to przełknie.

Cichy, nieco przygnębiony śmiech uciekł spomiędzy warg Liama.

- Na pewno powie, że jestem wam niepotrzebny i mam wracać.

Trudno było się z tym nie zgodzić. Każdy wiedział, że dwa działające na siebie osobniki nie panują nas swoimi zachowaniami, gdy w grę wchodzi ruja. Dodatkowa osoba może dostać rykoszetem. I choć Adam miał zamiar zamknąć Connora w pokoju, wyciągając z okien klamki, by mężczyzna nie uciekł, tym samym przeczekując najgorsze, to jednak nie potrafił stłumić przyjemnej woni wabiącej go i robiącej papkę z mózgu.

- Mam go tu ściągnąć?

Liam skinął powoli głową, zaciskając lodowate dłonie na udach.

- Ale nie dziś.

Adam przeklął w myślach, ciskając gromy ze swoich dwukolorowych oczu. Jeszcze w parku poinformował przez telefon policję o lokalizacji napastnika, licząc na ich profesjonalizm. Teraz miał nadzieję, że pozwolą mu się nim zając osobiście. Choć nic nie można było zrobić w starciu z feromonami Omegi, Adam wyraźnie słyszał słowa tamtego Alfy. Najwyraźniej mężczyzna musiał zaaplikować sobie dawkę leku, który tłumił jego zapędy. Tym samym wydał na siebie wyrok, bo był świadomy swoich czynów. Harris wręcz nie mógł się doczekać, aż złoży swoje zeznania. Teraz jednak miał o wiele ważniejsze sprawy na głowie. Przez resztę trasy wsłuchiwał się w nasilające się westchnięcia Connora, rytmiczne kawałki Queen i pojedyncze oznaki łamiącego serce szlochu. Wjeżdżając na podwórze, cudem panował nad sobą. Początkowo planował objąć Liama i pocieszyć go w jakikolwiek sposób, ale szybko zrezygnował z tego planu. Był pewien, że akurat dotyk jest teraz najmniej wskazany. Dlatego najpierw zajął się Connorem, przenosząc go do wolnego pokoju, pospiesznie go zabezpieczając. Nie chciał ryzykować, że targany gorączką pożądania Connor znajdzie wyjście i poszuka kogoś do rozładowania napięcia. On nie miał zamiaru być tą osobą. Nie w takich okolicznościach.

Właśnie zamykał drzwi na klucz, gdy do domu wszedł Liam. Czerwone, przekrwione oczy mówiły o tym, jak mocno płakał, a zaróżowione policzki świadczyły o stanowczym pocieraniu o nie, jakby chłopak chciał zatuszować swoją słabość. W samochodzie jeszcze trzymała go adrenalina, ale uspokajające zapachy wydzielane przez Adama pozwoliły mu się odprężyć i poczuć bezpiecznie. A wraz z tym tama emocji runęła jak domek z kart. Długo dochodził do siebie, wybuchając kolejnym płaczem, ale wreszcie zdołał się opanować. Wziął się w garść i wszedł na korytarz w chwili, gdy Adam chował do kieszeni klucz pasujący do drzwi, za którymi ewidentnie było czuć Connora. Zdziwiony, posłał zaintrygowane spojrzenie w stronę Alfy, nieświadomie pocierając otwartą dłonią swój kark.

- Nie chcesz mu… no wiesz. Pomóc? – zapytał kulawo.

Adam pokręcił przecząco głową, uważnie obserwując najdrobniejszą zmianę na twarzy chłopaka.

- Poczekam. Chcę mieć pewność, że gdy mnie o to prosi, jest tego pewny i świadomy. Nie wykorzystam jego słabości. – Tylko kilka słów wystarczyło, by poczuł się jak bohater. Z ulgą przyznał sobie mentalny medal, będąc sprawcą powoli formującego się uśmiechu na ustach Liama. Jednocześnie został pozytywnie odebrany przez chłopaka, a akurat na jego akceptacji o dziwo mu zależało. Nie, żeby ktokolwiek mógł zniechęcić go do stworzenia związku z Connorem, ale świadomość tego, że po jego stronie jest przyszły szwagier, dodawała mu otuchy. Jego pozostali partnerzy nie zaangażowali się na tyle, by włączyć do ich relacji rodziny. Dlatego obecną sytuację brał za dobrą kartę.

Gdy zasypiał późnym wieczorem, znużony zajmowaniem się napalonym Connorem, nie wiedział, że sen jeszcze długo nie nadejdzie. Zaalarmowany odgłosami w łazience, odsunął kołdrę, opuszczając nogi na puchaty dywan. Nie wiedział czego się spodziewać, ale im bliżej był celu, tym cięższy stawał się jego oddech. Zanim wszedł do środka, oparł czoło o drzwi, licząc do dziesięciu. Po chwili, pełen współczucia, przekroczył próg. Bez słowa podszedł do klęczącego przed sedesem Liama i ostrożnie wziął w garść jego włosy, starając się jednocześnie, by nie odkryć jego karku. Miał wrażenie, że tak powinien postąpić. Wolą dłonią gładził targane torsjami plecy, roznosząc wokół siebie esencję tłumiącą zmysły. Dzięki temu uspokajający się Liam zaczął powoli odpływać. Kołysany przyjemnie ciepłym zapachem, pozwolił wziąć się na ręce. Nawet nie zauważył, że zamiast do zajmowanego pokoju, Adam zaniósł go do siebie, układając na o wiele większym łóżku. Bez grama protestu owinął się kołdrą i zasnął.

Zmienny lisa oparł dłonie na biodrach, zwieszając głowę. Jakimś cudem udało mu się nie zdradzić przed Benjaminem, dlaczego bracia a raczej młodszy z nich zostają u niego na noc. Zobowiązał się „być grzecznym”, a teraz w jego łóżku drzemie Liam, a drugi z Tylorów jest zamknięty na klucz. No nie brzmi to zbyt dobrze. Wzruszając ramionami odwrócił się w kierunku szafy i wyjął z niej zapasową kołdrę i poduszkę. Puchaty dywan miał dziś służyć mu jako materac, ale poranek zweryfikował prawdę o tym, że się do tego nie nadaje. Cóż, ten jeden raz Adam był gotowy do poświęceń.

10 komentarzy:

  1. Wow, ale mam zaległości. Nie sądziłam, że aż tyle czasu minęło od ostatniego rozdziału jaki czytałam. Ale dobrze, będę mieć więcej na raz do czytania, co jak wiesz wolę. Ale muszę skończyć ebooka i potem trochę pożyję na urlopie pisarskim i w końcu poczytam na luzie. Tylko jeżeli pozwolisz to sobie skopuję rozdziały, bo przeczytam je na czytniku. :)
    Pozdrawiam serdecznie i weny życzę. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka. xD
      Hahaha, no widzisz! Kto by się spodziewał, że wreszcie będę regularnie publikować. xDDDD
      No ba, pewnie, że możesz. Łatwiej wyłapiesz błędy. xD Oby tylko ortograficzno-interpunkcyjne. xD Urlop pisarski to fajna sprawa, choć ja za tydzień mam urlop w pracy, więc pewnie zagrzebię się w Wordzie. xD
      Dziękuję ślicznie i również pozdrawiam. ;3

      Usuń
  2. Bardzo fajny rozdział,czekam na następne i dużo weny twórczej życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, hej. xD
      Dzięki bardzo. Naprawdę dobrze mi się go pisało i mam taki "uczuć" do wymyślania. xD
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  3. No i jak tu nie kochać Adama ? No ja nie wiem. Prawda jest taka,że z początku go nie lubiłam,a teraz bym w ogień za nim skoczyła . Co do chłopaków to im współczuję ,łezka mi się zakręciła w oku. Zawsze mają pod górkę. Co jak co, ale Liam walczył jak lew o bezpieczeństwo swojego brata. Mam nadzieję ,że Caleb się dowie o tej całej sytuacji i zacznie działać w związku z Liamem aby go oznaczyc. Ps. Niech się Adam porządnie zajmie tym bydlakiem. Pozdrawiam i życzę weny. W.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka, hej. xD
      Hahaha, Adam przeszedł przemianę. Za dzieciaka był taki luzacki, na zabój zakochany w Benjaminie. I bardzo przeżył rozstanie, dlatego wyrobił w sobie nawyk bycia twardszym. A potem przyszła odpowiedzialność za stado i szaleństwa z przygodnymi facetami poszły w odstawkę. To opowiadanie powinno się nazywać "Przemiany dorosłości". xDD Ale w sumie Connor był w oczach Liama wrogiem, a że łączy ich braterska więź, to kochają się jako rodzina... Okej, jednak tytuł jest w porządku. xD Wcześniej Liam był wnerwiony na brata, a teraz był gotowy się za niego poświęcić.
      O, Kochana, Cal się dowie, bez dwóch zdań. Cała sytuacja nie działa się bez przyczyny - do Liama powoli dociera, czyim partnerem chce być. No a oznaczenie jeszcze będzie bardzo potrzebne. ;>
      PS: Adam jeszcze pokaże się w świetle super faceta. xD
      Dziękuję bardzo i pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  4. Hejeczka,
    no rozdział  jedno wielkie wow... jaki pomysł wpadł Connor aby Liam mógł Calebowi podziękować, co za pech z tą rują Connora jeszcze w takim miejscu... ale Liam zareagował od razu... Adam stanął na wysokości zadania i bardzo miło potraktował tego alfę ;) no i cieszę się,  że nie chce wykorzystać sytuacji czym zyskał uznanie w oczach Liama, ale jak Caleb zareaguje kiedy dowie sie w jakiej sytuacji był Liam?...
    maly błędzik znalazłam kiedy jest ten akapit "Do Liama powoli zaczynało docierać, że to nie on, ani Connor byli tymi, którzy wyrzekli się swojego dziedzictwa. Tak naprawdę decyzję podjęli sami, dobrowolnie, a Liam odrzucił dom nigdy nie pytany, czy tego chce." - no właśnie chyba ma być że Caleb odrzucił dom niegdy nie pytany...
    niech ten tydzień minie szybko...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejeczka! xD
      Aaa, pomysł chyba 'wpadnie' w najbliższym rozdziale. Tak bardzo 'z kosmosu' wpadł mi do głowy, że chyba ze 2 minuty śmiałam się na biurku. xD
      Liam jeszcze wszystkiego nie odreagował. Jeszcze nie dotarło do niego, co mogło się stać. Z kolei Adam jest ostrożny. Mógłby sobie poużywać - zwłaszcza, że póki co nie posunęli się dalej niż te wszystkie opisane sytuacje.
      Uuu... sama jestem ciekawa, jak zareaguje Caleb. xD
      Basiu, jesteś cudowna! Trzy razy czytałam ten tekst, zanim go dodałam i oczywiście nie zauważyłam tego błędu. xDD Już go poprawiam. Ukłony w Twoją stronę! ;3
      Hahaha, niech ten tydzień minie przyjemnie. xD Dzisiejszy dzień był rewelacyjny. xD
      Dziękuję ślicznie. ;3
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  5. Hejeczka,
    wow, po prostu wow... akcja ratowania naszych omeg przez Adama... ale cieszę się że, Adam nie chce wykorzystać sytuacji... zyskał uznanie Liama, zastanawiam się jak Caleb zareaguje kiedy dowie sie w jakiej sytuacji był Liam... coś mi się zdaje że będzie chciał poznać osobiście tego alfę ;) ale i Adam chciałby jeszcze raz mieć do czynienia z nim..
    stawiam red bulla, aby pomysły dostawały skrzydeł i układały się w całe rozdziały... ;)
    weny, weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejeczka! xD
      Adam jest cichym bohaterem. xD Oj tak, nie chce wykorzystać sytuacji - wolałby, aby ich wspólny pierwszy raz nie był spowodowany przytłumieniem rują, no ale... ;>
      Haha, gdyby Cal poznał osobiście tamtego Alfę, to byłaby miazga. xD
      Ooo. ;3 Przyjmuję chętnie, dziękuję bardzo. ;3 Mam kilka rozwiązań obecnych historii i myślę, co będzie lepsze... ale chyba spróbuję spontaniczności, bo w końcu utknę bez rozdziału, a z milionem propozycji. xD
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń