poniedziałek, 12 lipca 2021

22. Wrogowie w miłości

Hejka! xD

Dziękuję Wam wszystkim za życzenia. ;3 Oby się wszystkie spełniły.;3

Dzisiaj znów późno - walczyłam z burzą. Co zabierałam się do pisania, to za oknem zaczynało grzmieć. ;/ Dobrze, że ostatnie burze, jakie przeszły w mojej miejscowości, nie zrobiły większych szkód. A jak u Was?

Dzisiaj mamy sporo wyjaśniania i dowiadywania się. Nie wiem, czy poprawnie wyłapię wszystkie błędy, bo oczy strasznie mi się kleją. xD

Zapraszam na dwudziesty drugi rozdział "Wrogów w miłości". Przepraszam za błędy i pozdrawiam Was serdecznie!

-----------------------------------------------------------------------------------------

 

Znalezienie kryjówki Caleba dało Liamowi wiele do myślenia. Na początku łatwo przyjął wytłumaczenie mężczyzny, ale im dłużej nad tym myślał, tym bardziej wydawało mu się, że coś mu umyka. Pchany ciekawością opowiedział o wszystkim Benjaminowi i zapytawszy o tamte tereny dowiedział się, że zachodnia odnoga rzeki Passumpsic stanowi granicę z kolejnym hrabstwem. Niedaleko tamtego miejsca, poza granicami Vermont, dochodzi do zetknięcia się z jej siostrzanym ramieniem, rzeką Arcadia Brook. Aby móc to zobaczyć, Liam musiałby skontaktować się z właścicielami tamtych terenów, a nie było możliwości, by z tamtego miejsca dopłynąć do celu. Rozgałęzienie rzek co prawda łączyło się w całość, przedłużając zachodnią odnogę Passumpsic, jednak była ona na tyle płytka, że Liam mógłby przejść jej środkiem, brodząc w najgłębszych obszarach do połowy łydek. Kolejnym utrudnieniem był fakt tego, że Newark miało swoją główną siedzibę dokładnie w centrum całego hrabstwa. Przeprawa trwałaby około pół godziny samochodem, więc musiałby specjalnie kogoś fatygować. Ostatnim odstraszającym Liama faktem było to, że Wodzem tamtejszego stada był bardzo ekscentryczny, stary już lis, który nie zamierzał ustępować ze swojego „stołka” aż do śmierci. Pocieszającym wydawała się informacja, że jego małżonka była przemiłą, pomocną kobietą znoszącą dokuczliwe humory partnera.

Tereny Newark były piękne, bardzo zalesione i na gwałt potrzebujące dynamicznego Wodza. Mieszkańcy przywykli do długich wycieczek po całym hrabstwie – chyba tylko stan tych nielicznych dróg był w naprawdę dobrym stanie. Wystarczył dobry plan i chęci, by rower, skuter, a nawet i rolki, swobodnie doprowadziły każdego do celu. Budowniczy musieli wykazywać wysoki poziom bujnej wyobraźni, kiedy nanosili obiekty na rysunek techniczny. Zamiast rozpoczęcia od centrum i kierowania się wokół niego, postawiono na zabawę odległościami. Tym sposobem jeden ze sklepów był na północy, drugi na południu – podobnie jak stadnina nastawiona na hipoterapię. Szkołę wybudowano na zachód, a farma z lamami oraz zoo stanęło po stronie zachodniej. Całe Newark prezentowało swe atuty w najmniej atrakcyjny sposób – ciekawe miejsca przypominały dziury wykopane przypadkowo pośród gęsto zarośniętej kępy trawy. Nie można było ich przenieść, jednak ułatwienie dojazdu do nich i rozwój miasteczka mogłoby nadać mu życia, świeżości i przyciągnąć nowych Zmiennych. Chyba tylko przyjemna atmosfera i niewielki procent bezrobocia trzymał w ryzach upadek hrabstwa.

Póki co Liam musiał zadowolić się tymi szczątkowymi informacjami, ale tematu nie zamierzał porzucać. Nie dawało mu spokoju to, że Caleb tak łatwo znalazł to miejsce. A gdy dodał do tego zatrzymanie się mężczyzny u Adama, jakby dobrze go znał lub chociaż wiedział, gdzie go szukać, nabrał jeszcze większych podejrzeń. Pozostało mu poczekać.

~ o ~

Wieczór kolejnego dnia wypełniony był ciężkim powietrzem. Cały ranek pogoda nie napawała optymizmem. Ciemne chmury zasnuły niebo, a brak wiatru utrudniał oddychanie. Burza wisiała w powietrzu.

Gdy Adam pojawił się w progu domu swoich przyjaciół, w oddali, ponad szczytami gór rozbłyskały pierwsze błyskawice. Niedługo później ciężkie krople z sykiem zderzyły się z nagrzanym motocyklem Connora. Zmienny zająca uparł się, że podwiezie Harrisa na miejsce spotkania z Wodzem sąsiedniej sfory – nie musieli przeprawiać się przez rzekę, jezioro czy inne przeszkody, więc opcja przejechania trasy szybką maszyną była jak najbardziej na miejscu. Wiązało się to też z drogą powrotną, a z powodu złych warunków atmosferycznych Adam był zmuszony przeczekać u Evansów. Nikt nie był temu przeciwny, a już zwłaszcza sam zainteresowany. Tym bardziej, że miał wiele do powiedzenia w kwestii nowinek, jakie udało mu się uzgodnić. Dodatkową była sprawa z Calebem i to rozmowy z nim obawiał się, odkładając w czasie. Trudno mu było ignorować nienachlane, lecz intensywne spojrzenia rzucane w jego stronę, więc koniec końców przeprosił towarzystwo i wyszedł przed dom. Duża zadaszona weranda dawała poczucie prywatności, dlatego skinąwszy w stronę Cala, wyszedł pierwszy.

Spostrzegawczy Liam od razu domyślił się, o co chodzi. Miał ochotę zapytać Sly’a, czy może iść z nim, ale w ostatniej chwili zrezygnował. Podejrzewał, że to będzie rozmowa z gatunku tych trudnych i emocjonalnych. Chciał wspierać swojego partnera więzi, lecz nie oznaczało to, że ma chodzić za nim krok w krok. Wyszedłby na wścibskiego szpiega od siedmiu boleści. Dlatego też zdziwił się, gdy Caleb odwrócił się do niego z pytaniem w oczach.

- Potrzebuję cię.

W piersi Liama jednocześnie wybuchł pożar i rozlała się gorąca lawa. Po raz pierwszy poczuł, że jego obecność jest dla kogoś aż tak ważna. Zaskoczony, nie zwrócił uwagi na przycichające głosy Evansów i jego brata, z powagą na twarzy podrywając się ze swojego miejsca. Nie wiedział, czego ma oczekiwać, ale sama świadomość tego, że Cal go nie zlekceważył, zdawała mu się niesamowita. Podekscytowanie wzięło górę. Dopiero zacięta mina Adama uzmysłowiła mu, że to nie będzie łatwe dla żadnego z nich.

- Rozumiem, że chcesz go wtajemniczyć? – Zmienny Rudego lisa wskazał brodą na Liama. Na pewne kiwnięcie ze strony białowłosego uniósł lewą brew. – I ewentualnie narazić na niebezpieczeństwo? – krótkie zawahanie chłopaka skwitował westchnięciem. – Kiedy wszystko opowiem, może zechcieć ci pomóc, a tego raczej nie masz w planach.

Włoski na rękach Liama uniosły się pionowo. Obawiał się tego, co odkrył Adam, ale jeszcze bardziej przeraziła go myśl, że Caleb po tych słowach wykluczy go i każe wrócić do domu.

- Jest moim partnerem więzi. To oczywiste, że tylko będąc blisko mnie nic mu nie grozi. – Tak naprawdę brał pod uwagę gorącą głowę Liama i jego zapał do ratowania wszystkich. Jednak utrzymywanie przed nim sekretu nie wchodziło w grę. Dał sobie spokój z odtrącaniem go, więc normalną rzeczą było dzielenie się z nim swoimi sprawami. Do tego dochodziło także wsparcie, jakie otrzymałby od drugiej osoby, a teraz czuł, że będzie mu ono potrzebne.

Jak na zawołanie dłoń Liama pogładziła jego spięte plecy, a chłopak mimowolnie zaczął wydzielać przyjemną, odprężającą aurę.

Cała trójka zdecydowała osiąść na wiklinowych krzesłach stojących w rogu werandy.

- Zacznijmy od tego, że twój ojciec – Adam spojrzał w zielone, niepewne oczy – jest jeszcze większym sukinsynem niż myślałem do tej pory. Jeżeli zamierzasz wchodzić mi w słowo i go bronić, osobiście cię stąd wyniosę.

Zmienny lisa chyba nie mógł trafić na lepszy grunt.

- Tak się składa, że miałem okazję przekonać się o jego wspaniałości, więc nie krępuj się. Może mnie zaskoczysz. – Tylor oddał wyzywające spojrzenie.

Zaskoczony Adam zamruczał z uznaniem, posyłając Calebowi nieznaczny uśmiech.

- A mówiłeś, że jest słodkim, zahukanym zajączkiem. – Z rozbawieniem obserwował, jak Liam celnie trafia Sly’a prosto w głowę zabranym ze stołu zapachowym podgrzewaczem. Z jego nielicznych rozmów przeprowadzonych z młodszym Alfą nie wynikało, że dogaduje się ze swoim partnerem więzi. Domyślił się, że coś musiało się pomiędzy nimi wydarzyć i jeżeli obecne rewelacje nie wprowadzą między nimi nieporozumień, wówczas to, co zaczęło ich łączyć, scementuje się jeszcze bardziej. – W pierwszej kolejności muszę wam powiedzieć, że mama Liama zmarła podczas porodu, jednak dziecko udało się uratować. Mało tego, żyło bezpiecznie wśród zajęcy. – Wcale nie zdziwił go szok wymalowany na twarzach jego rozmówców. Sam był, lekko mówiąc, zaskoczony, gdy się o tym dowiedział. Jego informator spisał się bardzo dobrze. Lisy miały naturalny dryg do ukrywania się i szpiegowania.

- Chwila… Liam zmarszczył brwi, pochylając się do przodu. – Powiedziałeś, że to dziecko żyło. Czy to znaczy, że teraz już go nie ma?

Tego Adam obawiał się najbardziej… No, może jeszcze miał kilka asów w rękawie, ale ten był doprawdy konkretny.

- To była dziewczynka. Dzieliła was niemal dwuletnia różnica wieku, Liam, więc powinieneś ją kojarzyć. – Niemal słyszał, jak głowa chłopaka huczy od pracy. Młody Zmienny najwyraźniej starał sobie przypomnieć kogoś pasującego do opisu, ale przychodziło mu to z trudem. – Może mała podpowiedź trochę ci pomoże. – zaczerpnął powietrza i wypuścił je wraz ze słowami: Była jedyną Omegą wśród młodzieży.

Twarz Caleba przybrała ziemisty odcień. To nie mogła być prawda. Nie mogła! Bo jeśli jednak to, co mówi Adam, nie jest kłamstwem, jego przyrodnia siostra… ich siostra przeszła coś okropnego. Już wtedy współczuł jej, gdy dopiero co jego stado połączyło się z zającami, a teraz pluł sobie w brodę, że nie zrobił praktyczne nic, by ją ocalić. Czy Liam też zdoła mu to wybaczyć? Z zaciśniętymi w wąską linie ustami obrócił głowę w kierunku bruneta, rozpoznając wiele emocji malujących się na jego twarzy. Nie mógł teraz stchórzyć. Być może Adam posiadał informacje na jej temat, ale on był na miejscu, wszystko widział, więc z uczuciem niepokoju wziął na siebie ciężar dalszej rozmowy.

- Dobrze wiesz, jak traktowano kobiety Omegi. Zanim okazało się, kim jest, twój ojciec nie zwracał na nią większej uwagi. Wręcz ją odtrącał i teraz wiedząc, że była córką z nieprawego łoża, rozumiem jego zachowanie. – skrzywił się, przecierając twarz dłońmi. – Gdy tylko wyszło na jaw, że jest Omegą, Alfa zajęcy dostał jakiegoś szału. Zabrał ją siłą do swojego domu. Nie wiem… podejrzewam, co się tam działo. – zacinał się, kręcąc głową w niedowierzaniu. – Słychać było jej krzyki. Dzikie krzyki, Liam. – Nie musiał więcej tłumaczyć. Nawet Adam wyglądał tak, jakby jednocześnie chciał zrobić komuś krzywdę i zwymiotować w pobliskich krzakach. – A najgorsze w tym wszystkim jest to, że spotkał ją ten sam los, co jej rodzoną matkę.

Szyja Liama niemal strzeliła – z taką szybkością i siłą obrócił ją w stronę Caleba. Przez dłuższą chwilę analizował jego słowa, ale cały czas dochodził do wspólnego wniosku.

- Czy ty chcesz powiedzieć, że nasza zmarła siostra urodziła dziecko?

- Tak, kilka miesięcy po twoim odejściu. – Mężczyzna chciał oszczędzić Liamowi szczegółów, ale raz wypowiedziane słowa ciągnęły za sobą kolejne. – Alfa zajęcy regularnie z nią współżył, nawet podczas ciąży. To cud, że przeżyła tak długo. Nie mogliśmy go uspokoić i zmusić do zaprzestania. Za każdym razem wpadał w nieludzki szał, a wtedy ta dziewczyna cierpiała podwójnie… Tak mi przykro, Liam. – Ostrożnie wyciągnął ramię i położył dłoń na ręce Tylora.

- Mnie też jest przykro, że musiałeś to oglądać… ale jestem wściekły, że nie zabrałem jej ze sobą wtedy, gdy podczas zamieszania udało mi się uciec. Cal, do cholery! Mieliśmy siostrę, jesteśmy wujkami i – z chwilą wypowiedzianych słów zamarł, tracąc na moment oddech. Z przestrachem spojrzał ponownie na Adama. – Gdzie jest dziecko?

Zmienny lisa dobrze wiedział, że kiedyś wreszcie padnie to pytanie. Zastanawiał się,  czy na nie odpowie, ale rozmowa poszła tak daleko, że nie miałoby sensu przerywanie jej teraz.

- Było w ostatniej grupie uciekających… jednak kilka dni temu utraciliśmy połączenie z jednym z wilków przysłanych z ramienia pomocy Evansów. Cały czas jesteśmy na tropie, ale coś nam umyka. Nie zawracajcie sobie tym głowy. Są ważniejsze sprawy.

Obydwaj młodzi Zmienni zadrżeli jednocześnie, przygotowując się na najgorsze. Co jeszcze mogło być do odkrycia?

- Zgłosiło się do mnie kilkoro z twoich pobratymców, Calebie, którzy osiedlili się w moim miasteczku. Miałeś z nimi porozmawiać – spojrzał na niego surowo, przeszywając chłodnym spojrzeniem. – Możesz się przed tym bronić i wymigiwać, ale jesteś cholernym następcą swojego ojca i żaden wujek nie odbierze ci tego tytułu. Musisz zrobić z tym porządek. Oczywiście żaden ze Zmiennych mi nie przeszkadza – zaznaczył, zwracając się tym razem do Liama, którego także chętnie postawiłby do pionu. – Jednak polarne lisy chcą Przywódcy, jego patronatu i opieki. Wiem, Cal, jesteś młody, ale ani ja, ani tym bardziej Ben czy Matt nie zostawią cię w potrzebie. Zorganizujemy ci jakiś mały kawałek ziemi, ranczo. Cokolwiek. Tylko wyjmij wreszcie głowę z piasku i stań twarzą w twarz z rzeczywistością. Nie psuj reputacji lisów. A ty jesteś nie lepszy – łaskawie odpuścił Calebowi, przenosząc uwagę na najmłodszego z nich. – Zające są w bardzo podobnej sytuacji. Większość z nich uciekła z jarzma terroru zdrowo popieprzonego Wodza i z tego, co wiem, są ci bardzo wdzięczni. Gdybyś połączył siły z nim – wskazał palcem na Sly’a – mielibyście wystarczającą liczbę Zmiennych, by władze któregoś z hrabstw nadały wam prawa do założenia nowego miasteczka. Nie twierdzę, że masz się z nim sparować, bo to nie jedyne wyjście. Na razie wystarczy sam fakt tego, że jesteście partnerami więzi. Jak dla mnie możecie być nawet kumplami biznesowymi, tylko zepnijcie się i zachowajcie jak dorośli. Bądź co bądź reprezentujecie swoje stada. I tak się składa, że urodziliście się jako przodkowie Pradawnych – zawiesił głos, z dziką satysfakcją patrząc na coraz bladszego Liama – co daje wam dodatkowe punkty w oczach urzędników. Wakacje się skończyły, panowie. – To powiedziawszy, oparł się wygodnie i skrzyżował nogi w kostkach, wyciągając je przed siebie. Uwielbiał mieć kontrolę nad rozmową, a już zwłaszcza, gdy umiejętnie manewrował każdym argumentem, który udało mu się zdobyć.

Przez dłuższą chwilę zapanowała cisza. Każdy przetwarzał sobie wszystko w głowie. Największe wrażenie zrobiła kwestia siostry chłopaków. Aż się wzdrygnęli, gdy dotarło do nich, że w momencie dojścia do skutku zaślubin Przywódczyni Zajęcy i Alfy lisa polarnego, staliby się przyrodnim rodzeństwem. Liama z kolei gnębiła jeszcze jedna myśl.

- Cal... kiedy mama uciekła do twojego taty, ratowała siebie. Ale jednocześnie zostawiła mnie i Connora z ojcem. Nie chcę przechowywać do niej urazy, jednak… to boli. – przez moment w jego oczach zalśniły łzy. W ostatnich dwóch dniach dowiedział się tyle o swojej przeszłości, że bał się zagłębiać w każdy szczegół, by nie naruszył zabliźnionych na sercu ran. Teraz najwyraźniej jedna z blizn naruszyła się poważnie.

- Wiesz, Liam. Mam wrażenie, że zrobiła to po to, abyście byli bezpieczni. Na wygnaniu nie mielibyście żadnych praw. Gdyby później okazało się, że jesteście Omegami, pewnie połączylibyście się z kimś o zwykłym statusie społecznym. – Zmienny lisa polarnego był realistą. Nie wierzył w szczęśliwe przypadki.

- Muszę się zgodzić z Calem. – odezwał się Adam. – Connor miał szczęście, że w obecnych okolicznościach znalazł partnera w silnej Alfie. – nie krył rozbrajająco pewnego siebie uśmiechu. – W twoim przypadku jest tak, że masz partnera więzi, Alfę, do tego z pierwiastkiem Pradawnych.

- Nie zapomnij jeszcze o „urodzonym przywódcy” – Caleb nakreślił w powietrzu cudzysłów. Prostując plecy w idealny, klasyczny łuk.

Liam wywrócił oczami, wstając z miejsca. Przeszedł kilka kroków, rozprostowując nogi, po czym oparł się o balustradę, patrząc na Cala z góry.

 - Póki co to ja w tym związku zarabiam. Ty jesteś biednym utrzymankiem.

Na te słowa Caleb pokręcił się nerwowo na krześle, nieco unikając wzroku zielonych tęczówek. Tak naprawdę przyjechał tutaj z myślą połączenia tych, którzy nie zgadzali się z polityką dwóch szalonych Alf z Mistissini. On też miał swoje wtyczki i nieprzypadkowo tak chętnie zgodził się towarzyszyć Connorowi w odwiedzinach brata. Zrobiłby to tak czy inaczej, ale skoro mógł upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, to czemu nie spróbować?

- Pamiętasz to miejsce, w którym znalazłeś mnie wczoraj? – Gdy Liam skinął głową, uśmiechnął się do niego słabo. – W tych okolicach mieszkała siostra mojej matki. Często ją odwiedzaliśmy, bo zmiana klimatu działała zbawiennie na związek rodziców. Mama zawsze się uspokajała, nabierała sił i przez kolejny rok dawała radę wytrzymać w zimowych warunkach. W końcu była lisem albinosem, więc czego tu się można było spodziewać – mrugnął psotnie do Adama, wewnętrznie pęczniejąc z dumy na widoczne zdziwienie mężczyzny. Najwyraźniej nie był aż tak dobrze doinformowany. – Jej stado nie było duże, ale bardzo rzadkie. Sparowanie się z kimś takim było trudne, bo albinosy nie żyją szczególnie długo, a przynajmniej nie tyle, ile zazwyczaj mają Zmienni. Jednak mojemu tacie się udało, a dużą role odgrywał w tym jego majątek oraz dobre geny Pradawnych. Zawarli układ z matką, który polegał na egzystowaniu ze sobą. Całkiem dobrze sobie radzili, dopóki ona nie odnalazła partnera więzi. Jedyną korzyścią, jaką mogę się pochwalić, jest spory kawałek ziemi, jaki dostałem od matki w ramach przeprosin za porzucenie mnie.

- Ty chyba nie mówisz poważnie! – krzyknął Liam, łapiąc się za głowę.

Caleb przechylił delikatnie głowę.

- Skąd, według ciebie, wiedziałbym o Adamie? On może i mnie nie zna, ale dziadkowie zdołali przekazać mi sporą wiedzę o Westmore i hrabstwie Orleans. Można powiedzieć, że wracam do korzeni.

Alfa rudego lisa nie był zbyt zadowolony z takiego obrotu spraw. Poczuł się cokolwiek wykorzystany, ale z drugiej strony cieszyła go zaradność lisiego kuzyna. To wiele mówiło o przebiegłości i wyciąganiu najlepszych kart na koniec, a na takie umiejętności stać tylko najlepszych przywódców. Puścił mimo uszu wiązankę Liama skierowaną pod adresem Caleba. Zamiast tego podniósł nieco głos, uruchamiając duszę ciekawskiego lisa.

- To znaczy, że ten dziwak z Newark i jego żona to twoi wujkowie? – Co prawda nie zgadzał mu się wiek specyficznej pary, ale nie znał się na albinosach.

Jak się okazało, był w błędzie, z którego Sly szybko go wyprowadził.

- Nie, to znajomi moich dziadków. Kiedy matka opuściła stado na rzecz bycia Przywódczynią w innym, automatycznie została jej odebrana rola Wodza w Newark. Jej miejsce zajęła ciotka, ale ziemia została podzielona na dwie części. Ta moja jest o wiele mniejsza i tak, to faktycznie jest Newark.

Liam oczyma wyobraźni widział minę Benjamina i niemalże słyszał jego słowa, gdy tylko dowie się, że Cal przez cały czas był spadkobiercą ogromnych terenów. Dlatego sam też wolał powiedzieć na głos to, co i jemu cisnęło się na usta.

- Jesteś idiotą, Cal.

Mężczyzna zdawał sobie z tego sprawę. Mimo wszystko chciał rozwiązać wszystkie wątpliwości, jakie nim targały, a następnie samemu udać się do Newark i tam zaczął nowe życie. Plany pokrzyżował mu mały, wkurzający zając. Kto by pomyślał, że historia lubi się powtarzać?

Miesiąc później

Connor dwoił się i troił, aby tylko przygotować wszystko na poród Matta. Wedle terminu, dziecko miało przyjść na świat za tydzień, a walizka z potrzebnymi przyrządami stała w korytarzu od dobrych pięciu dni. Zmienny zająca uparł się, że nikt go nie namówi do odbierania porodu w domu. Istniało zbyt duże ryzyko infekcji, a ostatnie, czego chciał, to zły stan Matta po ciężkim wysiłku. Gdy po raz trzeci sprawdził poziom paliwa w samochodzie Benjamina, Liam nie wytrzymał i kazał mu się uspokoić. Wyśmiał go i nazwał doktorem od siedmiu boleści, który panikuje i nie zachowuje się profesjonalnie. Wszyscy odetchnęli z ulgą, gdy słowa chłopaka podziałały na Connora jak kubeł zimnej wody.

Tak naprawdę Liam w małym stopniu odczuł poczucie winy, bo po prostu odreagowywał stres. Po jego przyszywanej siostrzenicy nadal nie było śladu, a Caleb uparcie odmawiał porozmawiania z obecnymi rezydentami Newark do czasu szczęśliwego rozwiązania. Do tej pory nie powiedzieli nikomu o tym, co wyjawił im Adam. Nie chcieli niepotrzebnie denerwować Matta. Mężczyzna i tak wszystko dzielnie znosił, choć bywały chwile, gdy jego morderczy wzrok kulił największego twardziela.

Dlatego bezpieczną przystanią okazała się wysepka o nazwie „ploteczki o Connorze i Adamie”. Temat wrócił jak bumerang, gdy Liam niechcący zastał mężczyzn w lekkim negliżu. Wtedy nie myślał, co mówi, a raczej nie spodziewał się, że wciąż żywi do brata pretensje.

Connorowi chyba oberwało się najbardziej, a może nawet niesłusznie, że aż tak boleśnie. Głęboko chowana uraza, która niegdyś rosła w Liamie, wydostała się na wierzch w postaci jednego, jadowitego zdania. Powietrze dosłownie zastygło i zamarzło od przykrych słów.

- To cudownie, że jesteście razem, bo to oznacza, że Caleb już nie będzie musiał obsługiwać cię podczas rui.

Zabolało. Trafił w najsłabszy z punktów i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Na szczęście refleksja przyszła równie szybko, więc od razu przeprosił. Co prawda Connor od razu przyznał bratu rację i uznał, że mu się należało. Jednak Liam – po początkowej satysfakcji – czuł, że gryzie go poczucie winy. Wbrew siebie z przeszłości nie potrafił odwrócić się od Connora. Tych kilka tygodni razem w znacznej części wymazało wiele z przykrych chwil i myśli.

W pewnym momencie doszło do sytuacji, w której starszy z braci przeprosił całe towarzystwo i wyszedł z Liamem na krótką rozmowę. Gdy wrócili, obydwaj uśmiechali się do siebie – w przypadku młodszego Tylora w grę wchodziły także lekko wilgotne rzęsy. Bez wątpienia czekało ich jeszcze wiele takich pogadanek. Zbyt dużo złego zadziało się między nimi, by od razu rzucić w niepamięć przeszłość, ale patrząc na ich relację z teraz, miało się wrażenie, że pokonali kilka milowych kroków.

Mimo tego udało się Liamowi zasiać w bracie ziarno niepewności. Choć słowa już nie bolały, przemyślenia nie pozwalały mu się skupić.

Adam nie był ślepy na rozterki partnera. Nauczył się wielu jego nawyków i choć nie czytał z niego jak z otwartej księgi, potrafił rozróżnić naprawdę wiele sygnałów.

- Jeżeli nie chcesz, to cię z nie zmuszam, ale jestem ciekaw, co cię gryzie. Powiedz mi. – oparł się o lodówkę zabudowaną w meblach. Wymysł Connora z wyremontowaniem kuchni był strzałem w dziesiątkę. Od razu zrobiło się przestrzenniej i jaśniej. Tylor często do niego przyjeżdżał i pomagał z papierkową robotą. Może nie byli jeszcze taką wzorcową parą, ale wszystko szło ku dobremu. Nawet, mimo sprzeciwów Connora, w domu Adama stanął gabinet przerobiony z salonu. Zmienny zająca mógł w nim przyjmować pacjentów, posługując się paroma większymi urządzeniami i wieloma mniejszymi, codziennego użytku. Na pytanie o spłatę, usłyszał od Adama, że mogą zacząć o każdej porze dnia i nocy. A teraz patrzyli na siebie – jedno zmartwione bardziej od drugiego. W końcu Connor zdecydował się powiedzieć na głos to, co zaprzątało mu myśli od czasu ostatniej konfrontacji z bratem.  

- Adam, dlaczego mnie wybrałeś?

6 komentarzy:

  1. Hejeczka, hejeczka,
    och jestem pierwsza ;)
    czy ja mówiłam, że opowiadanie jest fenomenalne? nie? to teraz mówię? kurcze zanim przeczytałam ten rozdział przeczytałam wszystko od początku... a w niedziele rano zrodził się u mnie ten pomysł ;)
    och Celeb ma w spadku ziemię zapisaną po matce? no to zmienni lisa i zająca mają miejsce gdzie mogą osiąść spokojnie... o tak Adam potrafi postawić do pionu, bo nie tylko Celebowi ale i Liamowi się oberwało, że nie interesują się swoimi pobratymcami... mieli siostre jak się okazuje i ją znali... ale i teraz mają siostrzenicę, mam nadzieję że nic jej nie jest, bo jak zaginęła grupa w której była... Connor jak to dlaczego Adam cię wybrał, bo go przyciągasz...
    a tak z innej beczki, kilka literówek dostrzegłam typy zamiast "z" jest "a", ale tak mi nie przeszkadzają, ale, ale kiedy jest akapit o ciąży Matta to pojawia się, że Connor jest zmiennym lisa, a nie zająca...
    weny, weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka, hejka! xD
      Ha! Udało Ci się. xD
      Ooo. ;3 Dziękuję Ci bardzo! <3 O widzisz, super jest zacząć czytać od początku - jestem mistrzem gmatwania i dokładania szczegółów. xD U mnie zaczyna się od małego problemu (jak kamyk wrzucony do wody, którego plusk robi coraz dalsze i dalsze fale). xD Jeśli zauważyłaś jakieś wpadki, czy zgrzyty, koniecznie daj znać. xD Inaczej jest, kiedy pisze się z zapasem rozdziałów - zawsze można coś zmienić. Ja w niedzielę napisałam pół strony, a potem zorientowałam się, że to nie może tak być, bo w poprzednim rozdziale napisałam coś, co temu przeczy. xDDD
      Tak, ziemia w spadku - przynajmniej taka 'pamiątka' mu po niej została. Zauważyłam, że bardzo dążę do przesiedlenia wszystkich z Mistissini do Westmore. xD Najpierw Matt (okolice Mistissini), a teraz cała reszta. xDDDD A wyobraź sobie, że tych kila lat temu pomysł był taki, że ojciec Liama miał być w porządku gościem, a oni wszyscy mieli uciekać przed zagarniającymi tereny agresywnymi Zmiennymi miśków polarnych. xDD Takież to było urocze i naiwne... zwłaszcza, że niedźwiedzie polarne zamieszkują Arktykę. xDDD
      Chłopaki trochę zaniedbują swoje obowiązki, choć w sumie Liam nie był "szkolony" na przywódcę, więc nawet przez myśl mu nie przeszło, by pomagać swoim - zwłaszcza, że źle go traktowali.
      O tej siostrze było wspomniane już kiedyś - w momencie, gdy Connor przyjechał po telefonie brata. xD
      Przepraszam za takie urwanie tekstu, ale zły chochlik podpowiedział mi, że dawno nie zostawiłam rozdziału w takim zawieszeniu. xD
      O! Dziękuję, biegnę poprawić. ;3 Dziękuję Ci ślicznie. ;3
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  2. Hejeczka,
    jeah fantastyczny rozdzialik, Caleb potrzebuje wsparcia, nic nie chciał ukrywać przed Liamem... ale Adam no postawił ich do porządku, no tak bo nie interesują się swoim stadem... ale już mają kawałek ziemi gdzie mogą osiąść... mają siostrzenice jak się okazuje...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejeczka! xD
      Dzięki. ;3
      Haha, Cal to już raczej nie chce podpaść Liamowi. xD Kto wie, do czego byłby zdolny wkurzony zając. xD
      Adam się nie szczypie. Taka jego cecha - stawia stado na pierwszy miejscu... hm, teraz na równi jest Connor. xD Ależ on ma trudne wybory!
      Długo zastanawiałam się, czy dać siostrzenicę, ale w sumie chłopakom przyda się taki wstęp do rodzicielstwa. ;3
      Dziękuję raz jeszcze - wena przyda się o każdej porze. xD
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  3. Hej. Rozdzial jak zawsze świetny. Zaś coś wiadomo. Ale muszę to Ci napisać chyba nie wiem, który raz z kolejki. Weź ty coś zrób z tymi psychicznymi przywódcami,a wogole z tym przywódcą zajęcy ,przecież jak ja bym gościa dorwała to nie wiem co by z niego zostało. Mam nadzieję ,że jak chłopaki się ogarnąć i zaloza to swoje miasteczko to dla mnie na koniec będziesz miała rozdział w którym tego starego....przywódcę załatwiaja i to na cacy. Co do Liama to jego postawa mi się bardzo podobała i ten tekst o zarabianiu był genialny. Zaś jeżeli chodzi o Adama to mnie się podoba jego postawa i trzymanie w napięciu no i najważniejsze doprowadzanie do przodu. Mam nadzieję że Connora też w końcu przesłona do siebie bardziej. No i ciekawe co Adam odpowie connorowi ? Pozdrawiam w.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka! xD
      Dziękuję! ;3
      Haha, dawkuję informacje, dokładając ich trochę - zazwyczaj waliłam po oczach rewelacjami, mieszcząc się w jednym rozdziale i przez to było wiele trudnych do wytłumaczenia spraw, więc pokornie wyciągam wnioski. xD
      Hahaha, uroczyście oświadczam, że jesteś Liderem grupy protestującej przeciw przywódcom z Mistissini. xD Powiem Ci, że tak mnie nakręcasz, Kochana, że chyba podejmę wyzwanie w sprawie zrobienia czegoś któremuś z Przywódców. Specjalnie dla Ciebie. Miałam ich zostawić, całkowicie skazać na zapomnienie, ale coś, co wymyśliłam, a Ty mi zaproponowałaś, wydaje się taką... ciekawą alternatywą. Pomyślę, dobrze? xD
      No ba, Liam się uczy, ma płatny staż... Cal, jako Alfa, powinien coś z tym zrobić. Nie wypada, by przywódca był w gorszej sytuacji finansowej niż jego Omega. xDD
      Adam się nie przejmuje. Od razu mówi wszystko prosto z mostu. xD Connor z kolei raczej nieczęsto słyszał komplementy, więc jest raczej nieufno-wątpiący. Ale Adam potrafi być przekonujący. xD
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń