poniedziałek, 5 lipca 2021

21. Wrogowie w miłości

Hejeczka! xD

Ech, oby mi nie weszły w krew te opóźnienia. Jednak tym razem mam bardzo porządny powód - w sobotę obchodziłam 30-ste urodziny i jakoś tak... Nie miałam kiedy pisać. xD Wow... właśnie do mnie dotarło, że piszę opowiadania już ponad połowę mojego życia. O_O' Kurcze, a dopiero co miałam osiemnastkę. xDD 

Mam już początek przyszłego rozdziału, więc jest nadzieja, że za tydzień będę bardziej punktualna. xD No i super wiadomość - od 26 lipca mam urlop tygodniowy, więc istnieje prawdopodobieństwo, że napiszę kilka notek do przodu. xD Zabawne, że końcówkę rozdziału pisałam przy "A hard day's night' - The Beatles. xD Do tej pory kojarzyła mi się ta piosenka z magisterką - robiłam ostatnie poprawki, kiedy w radio puścili ten utwór. xD

Ach, dzisiaj chłopaki będą mieli trochę spięć, a i wyjaśni się co nieco o rodzinach Cala i Liama. Mam nadzieję, że polubicie nieco bardziej tego narcystycznego osła, Caleba. xD

Zapraszam na dwudziesty pierwszy rozdział "Wrogów w miłości". Przepraszam za błędy i pozdrawiam Was serdecznie!

-----------------------------------------------------------------------------------------

 

Wizyta Adama wywołała niemałe poruszenie. Matt niemal doznał skurczu szczęki, szczerząc się szeroko jak pies zadowolony z drapania po brzuchu. Lub wilk, co bardziej pasowałoby do sytuacji. Jego mąż podszedł do całej sytuacji mniej entuzjastycznie, ale po jakimś czasie i on popadł w dobry nastrój. Nie szczędził Connorowi przytyków i pewnie puszczałby wodze swej fantazji o wiele dłużej, jednak jego przyjaciel skutecznie go przystopował, przywołując początki ich własnej historii. Nie sposób było zapomnieć, z jakim zapałem dziesięć lat temu Benjamin przeprawiał się na drugą stronę jeziora, unikając domowych obowiązków, byleby dobrać się do młodego, elektryzująco przyciągającego Adama.

Harris nie pozwolił na drwiny w swoją stronę. Doskonale zdawał sobie sprawę, że wrażliwe nosy Zmiennych wyczuwają zapach Connora na nim i nie widział w tym problemu. Bez skrępowania położył dłoń na udzie chłopaka, za co został nagrodzony dotykiem drobniejszych palców wplątujących się między jego. Już wtedy, gdy spotkał go na drodze, spodobał mu się pod względem fizycznym. Później doszły wymieniane wiadomości i rozmowy. Nie zdradzali sobie kluczowych informacji, ale i tak Adam zdołał polubić jego głos i pełne pasji historie na temat leczenia Omeg. Sam chętnie zwierzał się ze swoich problemów, wciąż pozostawiając swoją pozycję głównego Alfy w ukryciu. Gdy doszło do ich spotkania i Connor pokazał mu swoją zawstydzoną, słodką stronę, wiedział, że nie odpuści tak łatwo tej znajomości. I ani na moment nie żałował. Co prawda nieco zaniedbywał swoje obowiązki, ale każdy w jego stadzie wypytywał go, kiedy wreszcie zrobi sobie urlop, albo chociaż przekaże część swoich obowiązków niemal nudzącym się Betom. Może wreszcie nadszedł czas, aby się nad tym głębiej zastanowić?

Z drugiej strony musiał wziąć pod uwagę fakt zbliżającego się terminu spotkania z Wodzem wilków sfory, do której należeli obecnie jego dwaj przyjaciele, Arthur i James. Było to dla niego podwójnie ważne, gdyż jeden z jego informatorów miał dostarczyć mu wiadomości na pewien temat, który ściśle dotyczył Caleba. Lisi kuzyn poprosił go o coś tuż po przyjeździe, a on chętnie się zgodził. Zgromadzona dotąd wiedza nie była wystarczająca, ale jednocześnie przyprawiała Adama o gęsią skórkę i wstręt. Jeżeli jego przypuszczania się potwierdzą… chyba nie chciałby być w skórze chłopaka. Nie znał go zbyt dobrze, ale kiedy wspólnie mieszkali, Caleb zdążył pokazać mu się z dobrej strony. Często pomagał w obowiązkach, dzięki czemu łatwo mógł stwierdzić, że ma do czynienia z przyszłym Przywódcą. Sprawa komplikowała się jednak na etapie gromadzenia swojego stada, które – przez despotyczne rządy – rozpierzchło się na cztery strony Ameryki. Kibicował mu i nawet zaproponował osiedlenie się w jego miasteczku, choć z góry znał odpowiedź. A teraz, patrząc na niego, doskonale ją rozumiał. Mimowolnie jego wzrok podążył po prostej linii, zahaczając spojrzeniem o zielone tęczówki. Doleciały do jego uszu pewne rzeczy na temat tej dwójki, jednak nie miał czasu, by drążyć bardziej. Zamierzał dopytać o wszystko Connora w przyszłości, gdyż domyślał się, że to nie będzie zbyt łatwa rozmowa. Cóż, każdy z nich popełnił błędy w przeszłości i nic się z tym nie zrobi. Trzeba żyć dalej. Miał ogromną nadzieję, że Caleb także ruszy do przodu.

~ o ~

Niedługo później odbyły się huczne urodziny Liama. Byli zaproszeni najważniejsi i najbliżsi im ludzie. Chłopak nie potrafił przestać dziękować Evansom za zorganizowanie tak wspaniałej uroczystości. Po dziesiątym razie Matt nie wytrzymał i zdzielił go w głowę.

 - Jeśli jeszcze raz usłyszę, że wydaliśmy fortunę i nigdy się nam nie zdołasz odwdzięczyć, przysięgam, że będziesz odbierał mój poród. – Zagroził, gładząc się do brzuchu. Niebezpieczny czas jego dotychczasowych poronień minął szczęśliwie, a rozwiązanie zbliżało się wielkimi krokami. Został nieco ponad miesiąc, więc starał się nie szaleć z radości, tylko uspokajać nerwy. Różnie mu to wychodziło. Ostatnio jego cierpliwość nadwyrężała się w obecności Caleba. Chłopak zachowywał się tak, jakby przechodził okres buntu, zamknięcia w sobie i załamania. Z wybuchami złości w małych ilościach.

Matt zauważył zależność w tych poczynaniach – miały miejsce tuż po rozmowach z Adamem. Na początku myślał, że ma to coś wspólnego z osiągnięciem przez Liama wieku, w którym może zajść w ciążę – Zmienny rudego lisa był niezastąpiony w kwestii uszczypliwości o dobrym lub złym sparowaniu, o czym on sam przekonał się dekadę temu. Jednak po głębszej analizie i jednej, słabo podsłuchanej rozmowie, dowiedział się, że Adam pilnie śledzi sprawę jakiejś krewnej Caleba, co rozwiązywałoby rozchwiane emocje chłopaka – jest daleko od domu, do którego już raczej nie wróci, a ktoś z jego bliskich może być w niebezpieczeństwie.

Apogeum miało jednak dopiero nadejść…

W piątkowy wieczór, dzień przed spotkaniem Adama z jednym z Przywódców sąsiedniej watahy, Caleb dosłownie zamilkł. Nie chciał z kimkolwiek rozmawiać, a wszelkie próby kwitował zirytowanym spojrzeniem. Każdy pomysł rozweselenia go, wyciągnięcia informacji, a nawet zdenerwowania – czego dzielnie podjął się Ben – spełzły na niczym. Trzy pary oczu skupiły się zatem na jedynej osobie, która do tej pory ignorowała sytuację. Dopiero teraz, pod naciskiem intensywności ponaglających spojrzeń, Liam zdecydował się zadziałać.

Tak naprawdę i jemu zaczęło ciążyć grobowe nastawienie Caleba, którego znał raczej z szyderczych uwag, pewności siebie i silnej osobowości.

Pod wieczór, kiedy słońce powoli chowało się za horyzont, wyszedł z domu, zostawiając za sobą Evansów i brata. Gdy znalazł się na progu, wciągnął nosem świeże powietrze, jeszcze wilgotne po popołudniowym deszczu. Uwielbiał do miejsce, choć od urodzenia przyzwyczajony był do zimowych widoków. Teraz nie chciałby go nawet za grube pieniądze, pławiąc się w cieple słońca i z przyjemnością otaczając się zielenią. Kochał drzewa. Właśnie mijał jedno z nich, kiedy do jego nozdrzy doleciał znajomy zapach. Zaskoczony, zmienił kierunek i ruszył w lewo, mijając utartą ścieżkę prowadzącą do lasu za domem. Musiał przeskoczyć przez ogrodzenie – jedno z dwóch, które otaczało Westmore. To konkretne oddzielało dom Alf, w razie gdyby jakiś zabłąkany człowiek zapragnął dostać się nie tam, gdzie powinien.

Tylor z łatwością znalazł się po drugiej stronie. Nigdy tam nie był, a jednak zapach Caleba stawał się coraz wyraźniejszy. Najwidoczniej chłopak znalazł sobie swój azyl, do którego nie chciał nikogo zapraszać. No cóż, będzie musiał pogodzić się z tym, że jego kryjówka została zdemaskowana.

Gęsto rosnące sosny przysłaniały mu widok i w pewnym momencie mocno zwątpił w swoje umiejętności Zmiennych. Dopiero szmer wody zaintrygował go na tyle, by się nie poddawać. Po kilku minutach nie wierzył swoim oczom. Przed nim roztaczała się wąska, piaszczysta plaża, którą od szerokiej rzeki odgradzało pasmo okrągłych kamieni. Widok był po prostu przepiękny. W oddali widać było wysoko pnące się góry, które, niczym fale, nakładały się na siebie lub nieco wybijały ponad poziom, tworząc wrażenie, jakby między nimi znajdywały się inne wioski. A może faktycznie tak było? Być może zainteresowałby się tym bardziej, gdyby nie siedząca w oddali postać. Liam podszedł jeszcze bliżej, wkładając dłonie do kieszeni. Z odległości dwudziestu metrów mógł być już pewien, że jego nos się nie mylił.

- Chciałeś czegoś ode mnie?

Zielone tęczówki zwęziły się nieco, kiedy Caleb nawet na niego nie spojrzał. Puścił to jednak w niepamięć, przysiadając się do chłopaka.

- Pogadać.

Miał do niego sporo pytań, ale nie wiedział, od czego zacząć. Przedłużające się milczenie nie wpływało na nich niekorzystnie, a nawet pozwoliło przyzwyczaić im się do nowej sytuacji. Liam postanowił podejść lisa z innej strony.

- Skąd wiedziałeś o tym miejscu?

Sly prychnął cicho, bawiąc się piaskiem, który przesypywał między palcami.

- Nie jestem zbyt mile widzianym gościem, a ty reagujesz na mnie jak na zapach dziwidła*. Wolę się usunąć.

Liam zmarszczył brwi, obracając się w jego stronę. Oparł lewą dłoń na piaszczystej ziemi, obserwując uważnie profil Alfy.

- Daleko ci do smrodu padliny. – Spróbował zażartować, ale białowłosemu nawet nie drgnął kącik ust. – Może właśnie dlatego tutaj jestem. Żebyśmy chociaż spróbowali oczyścić atmosferę.

Te słowa wywołały minimalną reakcję Caleba. Chłopak sięgnął po jeden z kamieni i zważył go w dłoni. Wraz z wypowiedzeniem kolejnych słów rzucił nim w wodę i podparł się rękami, aby wstać.

- Nie martw się, niedługo nie będziesz musiał znosić mojej obecności.

Obserwujący go Tylor nakrył jego dłoń swoją, zmuszając go do tego, by ponownie usiadł.

- Przestań być takim zadufanym dupkiem, Cal! Co chcesz ode mnie usłyszeć? Że jestem wściekły na to, jak mnie traktowałeś? Że boli mnie twój popieprzony układ z moim bratem? Albo, że mam ochotę wyrwać ci twoje rodzinne klejnoty, aby już nigdy nie posłużyły Connorowi? – zielone tęczówki ciskały gromami. – Kochałem cię, do szaleństwa. – zamrugał szybko, odganiając łzy. – Kiedy na ciebie patrzę, wszystko mi się przypomina, ale jesteśmy partnerami więzi i-

- Nie jesteśmy oznaczeni. Kiedy wyjadę, twój problem się skończy.

Tlen wyparował z płuc Liama. Nie potrafił sobie wyobrazić momentu, w którym Caleb znika. Raz go stracił, za drugim porzucił, a teraz chłopak sam wymykał mu się z rąk. Skądś dobył sił, by zaczerpnąć powietrza.

Białowłosy zdążył wykorzystać jego chwilową niedyspozycję i teraz oddalił się od niego na kilka kroków.

- Czy w naszych rodzinach zawsze musi dochodzić do tragedii i wyrywania serca z korzeniami?

Cichy, pokonany szept Liama zatrzymał go w miejscu. Normalnie puściłby te słowa mimo uszu, ale coś w drżącym głosie poruszyło pewną strunę. Nie wiedział, czy jest bardziej zaciekawiony czy zły i choć chciał odejść, dla dobra bruneta, nie mógł tego zrobić. Nie przeszkadzało mu, że okrzyknięto by go tym najgorszym. Spełnił swoją rolę i nie zamierzał siłą więzi uwiązywać do siebie Liama. Jednak skoro jeszcze tu jest, może dowie się czegoś, jako nagrodę za danie mu wolności.

- Tylko nie mów, że jacyś nasi przodkowie wymordowali się wzajemnie na jakiejś wojnie. – Założył dłonie na piersi, potrząsając błyszczącymi w słońcu białymi włosami. Mimo późnej pory promienie odbijały się od nich jak od lustra.

- Nie udawaj głupiego. – Teraz to Liam zacisnął pięści w złości, wstając zamaszyście. – Przecież to twój ojciec zabił moją matkę! Porwał ją i znieważył. – Zatrząsł się, wzburzony ponownym zanurzeniem się w przeszłość.

- Co ty pieprzysz?

- Nie dało się jej uratować! – Głośny krzyk rozniósł się po okolicy niczym przeszywający niebo grzmot. – Nosiła jego dziecko, a on ją pobił, przez co poroniła i zmarła. – Cofnął się, gdy Caleb chciał złapać go za ramiona. Roześmiał się gorzko, wycierając mokre oczy. – W waszym stadzie niszczenie związków i pieprzenie się z kimś na boku to chyba rodzinna tradycja, co?

Narastająca w Calebie frustracja zamieniła się w coś przypominającego głęboko zranione uczucia. Pięść, którą podniósł, rozwinęła się tuż przed uderzeniem. W ten piekący, siarczysty policzek przelał całą gamę kłębiących się w nim emocji. Także tych, o których Liam miał się wkrótce dowiedzieć. Jednocześnie wraz z wykonanym czynem przyszło odrętwienie, szok i natychmiastowe poczucie winy.

Mimo szczerych chęci, Sly nie zdołał powiedzieć na głos swoich przeprosin. Przez chwilę myślał, że chłopak skuli się i ucieknie, jednak tak bardzo się mylił. Liam nie tylko wyprostował się dumnie, podnosząc zadziornie brodę, ale także obdarzył Caleba tak mocnym i opanowanym spojrzeniem, że Alfa sam poczuł się tak, jakby to od został uderzony.

- Od lat słyszałem tę śpiewkę i bardzo długo w nią wierzyłem. Ale kto normalny niby cierpi po stracie żony i jednocześnie nie ma oporów przed połączeniem się z tym stadem, które pozbawiło zajęcy Przywódczyni? Dlaczego zawsze jestem okłamywany, Cal? Chociaż ty miej nade mną litość, proszę. – Pod koniec jego twarda, sztywna postura zaczęła się łamać. – Nie chcę, żebyś odchodził.

Trudno było patrzeć na tak roztrzęsionego Liama. Pełne nadziei oczy, zielone, ufne, kurczyły serce Caleba. On by nie wybaczył, gdyby ktoś zrobił mu taką krzywdę, dlatego chciał chronić chłopaka przed samym sobą. Owszem, był arystokratycznym, zadufanym dupkiem, ale jeżeli w grę wchodził Liam, miał ochotę rozłożyć nad nim parasol, otoczyć ochronną barierą, a najlepiej zamontować w ubraniu elektrycznego pastucha. Nawalił, cholernie nawalił i odchodził od zmysłów, kiedy Tylor uciekł z wioski, a jednocześnie cieszył się, że wreszcie nie będzie obiektem drwin. I przede wszystkim – nikt nie zmusi go do bycia Omegą dla masowej reprodukcji. Tylko dlaczego nie potrafił powiedzieć mu tego wprost? Z westchnieniem ułożył dłoń na zaczerwienionym już policzku, który uderzył.

- Nie mogę ci tego wyjaśnić. – Wytrzymał moment, kiedy twarz Liama stężała, a oczy straciły blask. – Jeszcze nie wiem wszystkiego na pewno. Ale jeżeli koniecznie chcesz usłyszeć o moich domysłach, spełnię twoją prośbę. – Nie mógł powstrzymać delikatnego uśmiechu, gdy brunet uniósł opuszczoną nieco głowę, a mimika jego twarzy wyrażała najczystsze szczęście. Nie sądził, że taka lekka sprawa wywoła aż tak dużą reakcję. – Usiądźmy.

Liam posłusznie przysiadł na piasku, bokiem do Caleba. Przyszedł tutaj, aby zwyczajnie porozmawiać, dogadać się. Nie sądził, że wreszcie jakaś tajemnica jego stada zostanie mu ujawniona. Gdy był członkiem stada, pomijano go niemal w każdej kwestii. Dopiero niedawno dowiedział się od Connora, że przecież jakakolwiek wiedza miała być mu zbędną, gdyż przygotowywano go do roli uległego kochanka zdolnego rodzić dzieci. Czy jego mama też miała być kimś takim? Niewiele ją pamiętał, bo zmarła, gdy skończył dwa lata. Podzielił się swoimi przemyśleniami z Calebem.

- Nie jestem pewien. Sądząc po tym, że między tobą a Connorem są tylko dwa lata różnicy, nie można tego wykluczyć. – Wolał zacząć delikatniej, niż rzucić od razu wielką bombę. – Według moich informatorów Przywódczyni zajęcy chciała uciec od twojego ojca. Miała pomocnika – wstrzymał oddech i spojrzał szybko na Liama – mojego tatę. Mieli romans. Dlatego tak ostro zareagowałem na twoje oskarżenia. On nie mógł jej skrzywdzić… byli partnerami więzi.

Liam zamrugał, otwierając usta. Czy on się właśnie przesłyszał? Nie, to było coś naprawdę trudnego do uwierzenia. Niepewnie utkwił wzrok w Calebie, ale chłopak nie patrzył na niego. Ugiął kolana i położył na nich przedramiona, wpatrując się w cicho szemrzącą rzekę, więc Liam ostrożnie położył mu dłoń na ramieniu. To wszystko miało sens. Poza tym odkąd pamiętał, jedynym opiekunem Sly’a był jego wujek, brat Przywódcy.

- Powiesz mi, co się stało z twoimi rodzicami?

Bardziej wyczuł pod palcami niż zobaczył, jak Cal wzrusza ramionami.

- Kiedy miałem cztery lata, matka nas zostawiła, bo znalazła swoją prawdziwą miłość. Nie pamiętam jej za bardzo, ale podobno mam jej oczy i książniczkowate zachowanie. – Uśmiechnął się, gdy Liam zachichotał, wytykając mu arystokratyczny gen rozstawiania ludzi po kątach. – Z moim ojcem była związana rytuałem, dlatego tak bardzo brzydziłem się propozycją połączenia nas w ten sam sposób.

- I dlatego mnie unikałeś, bo nie chciałeś, abyśmy byli razem na siłę.

Caleb skinął głową, patrząc mu w oczy.

- Jakiś rok po tym, jak nas opuściła, tata przypadkiem spotkał się z twoją mamą i mocno między nimi zaiskrzyło. Mówiąc to mam na myśli zbliżenie i-

- Dobra – Liam wyciągnął rękę, krzywiąc się nieznacznie – oszczędź mi szczegółów. Twierdzisz, że zaszła w ciążę z twoim tatą?

- Tak. Niestety, o wszystkim dowiedział się Alfa zajęcy, jednak pozwolił jej donosić ciążę. Okazało się, że trzeci poród w kolejnym, dwuletnim odstępie to za dużo i nie dość, że doszło do poronienia, to jeszcze na domiar złego pojawiły się powikłania i twoja mama zmarła. A mój – głos mu się załamał, więc odkaszlnął cicho, przymykając oczy – mój tata bardzo to przeżył. Nie mógł sobie wybaczyć, że był bezpośrednią przyczyną śmierci ukochanej partnerki, a na dodatek nie mógł jej zobaczyć, ani pochować. – Tym razem przerwa w mówieniu trwała dłużej. Pomimo upływu lat nadal trudno przechodziło mu to przez gardło. – W szybkim czasie dał o sobie znać ból po stracie. Zwłaszcza, że się zatwierdzili. Wiesz, że twój ojciec nigdy tego nie zrobił? – Uniósł powieki, by zobaczyć przeczące kiwanie głową Liama i zdziwienie wymalowane na jego twarzy. – Niedługo później zjawił się wujek i przejął dowództwo, bo tata nie był zdolny do czegokolwiek. Pogrążył się w cierpieniu i zaczął dziczeć, aż wreszcie w moje ósme urodziny znalazłem go martwego na podłodze przy kuchni. Zmarł z tęsknoty. Nie wytrzymało serce.

Liam zakrył dłonią usta, gryząc mocno wargi, aby się nie rozpłakać. Całe życie narzekał, jakie to miał okropne dzieciństwo, strasznego ojca, a potem kłamliwego brata, a okazało się, że nie było tak źle. Owszem, ojciec nie należał do najlepszych autorytetów, a wielu braci Zmiennych uprzykrzało mu każdy dzień, jednak sama obecność i świadomość posiadania Connora była jak zdjęcie ciężaru z pleców. Może i Caleb też nie miał lekko ze zdrowo rąbniętym wujkiem, ale niepodważalnym był fakt, że nie posiadał rodzeństwa. Dlatego tak ciągnęło go do braci Tylor. Widział w nich kuzynów lub kogoś bliższego, a z czasem Liam awansował na sam szczyt. Jako dzieciak nie dostrzegał wielu rzeczy i teraz wręcz kipiał ze złości. Nie miał prawa nazywać Caleba egoistą, bo sam nim był.

- Cal, jeżeli chcesz, nie będę cię zatrzymywał, ale… żebyś nie myślał, że kieruje mną więź… chcę, abyś został. – dokończył kulawo, nadal mocno ściskając ramię chłopaka.

- Nie rozumiem Liam. Złamałem cię, nałożyłem rytuał, tak samo na Connora. Spałem z nim. Jak możesz mi tak łatwo odpuścić? Ja nie potrafię. Gryzie mnie to, rozumiesz? Potrzebuję chwili, aby to przemyśleć. Ty tutaj jesteś bezpieczny. Uczysz się, odbywasz staż. Wszyscy cię lubią. Nie jestem ci potrzebny.

Zielone tęczówki zapłonęły zrozumieniem, jakiego dotąd nie doznał Liam. Cały czas widział w Calebie chłodnego złośliwca, który uwielbia ranić, a tymczasem odkryła się przed nim karta z bardzo uczuciowym, w pełni poważnym chłopakiem. 

Connor odpychał od siebie Adama, bo w Mistissini musiał odgrywać rolę posłusznego syna skupionego na zawodzie. On sam był odludkiem i buntownikiem, więc nie przesiąkł zasadami, które stworzył jego ojciec. A Caleb? Od wielu lat zmagał się z dwoma rytuałami, które odbierały mu siły. Pilnował się na dwóch frontach – lisim i zajęczym – aby godnie reprezentować grupy. Szkolił się do roli przywódcy i najwyraźniej… jeszcze zanim odkrył, co łączy go z Liamem, zaparł się rękami i nogami, by brunet się do niego w pełni nie przekonał. Porażka oznaczałaby zwycięstwo wujka i taty Tylorów, którzy zmusiliby młodszego z braci do seksu z Calebem. I choć sami robili to, nie afiszując się wszem i wobec, Sly bronił go przed rolą żywego inkubatora.

Zrozumienie spłynęło na niego tak mocno, że przestraszyła go reakcja dudniącego w piersi serca. Miał wrażenie, że zaraz wyskoczy mu ono uszami. I on miał teraz pozwolić Calebowi odejść?

- Nie chcę, abyś zrobił to, co ja. Ucieczka niczego nie zmieni, wiem coś o tym. Nie oferuję ci prześwięcenia, odpuszczenia win i tak dalej. Po prostu jesteśmy młodymi ludźmi, którzy doświadczyli problemów osób dorosłych. I cholera z tym, Cal. Nie przywiążę cię do drzewa, nie oznaczę bez zgody, a już na pewno nie wymuszę na tobie decyzji, ale wiedz, że masz przed sobą perspektywę odwdzięczania mi się za wszystkie niespędzone ze mną noce, a do każdego z takich dni doliczam odsetki, więc nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. Co ty na to? Piszesz się?

Calebem targały silne emocje. Jednocześnie nie mógł uwierzyć w swój uśmiech losu i równie mocno chciał, by Liam był szczęśliwy, a według niego mogło się to udać tylko wtedy, gdy Cal będzie daleko stąd.

- Jestem nieznośny, wybredny, humorzasty i wkurzam ludzi. Mam cały bagaż. Wiesz, na co się piszesz?

Liam przechylił głowę, ignorując szczypiące go z gorąca policzki.

- Dodaj do tego, że bijesz swojego potencjalnego partnera i łatwo robisz się zazdrosny. – zauważył celnie, śmiejąc się na wywrócenie oczami à la panicz w wykonaniu Caleba. – Im więcej mam na ciebie haków, tym lepszą ugruntowuję sobie pozycję. Zawsze mogę wykorzystać twoje słabości i ci je po prostu wytknąć, a ty z pokorą przyjmiesz to na klatę. – szeroki uśmiech dosięgnął oczu. – Idealnie.

Caleb przechył się w stronę Liama. Otrzepując z piasku dłoń umieścił ją w miejscu, w którym wcześniej spotkała się z policzkiem. Teraz musiał mieć chłodną skórę, gdyż Zmienny zająca z pomrukiem aprobaty wtulił się w nią, mrużąc oczy.

- Niedługo dowiem się jeszcze kilku informacji na temat naszych Rodzin. A później… zobaczymy. Może uda mi się znaleźć pracę.

Brunet słowem się nie odezwał na te słowa. Nie wyobrażał sobie Caleba w roli innej niż Przywódcy i zrobi wszystko, aby tak właśnie się stało. Musi obmyślić plan. Ale zanim przyszłość uśmiechnie się do nich, albo wręcz przeciwnie – skopie po tyłkach, została mu jedna rzecz, której realizacji nie może sobie odmówić. Ostrożnie uchylił powieki, wpatrując się wprost w Caleba. Miał szczerą nadzieję na to, że chłopak domyśli się wszystkiego i wcale się nie zawiódł. Przez głowę przemknęło mu, że Sly potrafi porozumiewać się z nim niewerbalnie, jednak kilka chwil później nie miał czasu na takie wewnętrzne monologi, niezdarnie oddając pierwsze dorosłe, ale wciąż niewinnie słodkie pocałunki.


* Dziwidło olbrzymie - wyjątkowa roślina w kolekcji Ogrodu Botanicznego UW. Okazały kwiatostan można podziwiać raz na kilka lat. Znane także jako "trupi kwiat" - jego zapach przypomina rozkładające się mięso. (źródło UW.)

10 komentarzy:

  1. Hej. Wszystkiego najlepszego: zycze Ci dużo dużo weny i czasu oraz samych radości w życiu:) .
    Szczeze nawet poznając historie Caleba mam dalej do niego mieszne uczucia. niby lubie go coraz bardziej, to jednak gdzies mnie irytuje . no I do tego przegioł policzkujac liama .ja rozumiem emicje, no ale uderzyć liamka to nie ładnie. Choziaz postawa liama bardzo mi sie spodobala to mam nadzieje , że Cal bedzie sie jednak musiał natrudzic choć troche i że liam jednak mu gdzies ta delikatna szpile wbije . pozdrawiam w

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka! xD
      Dziękuję ślicznie za życzenia. ;3 Wena zawsze się przyda, czas mógłby być moim sprzymierzeńcem, a radość - niech mnie nie opuszcza. xD Dzięki! :*
      Hahaha, no i bardzo mnie to cieszy, że Cię Caleb irytuje. Taki miałam zamysł, aby mimo wszystko choć ciut-ciut działał na nerwy. xD
      Oj tak, spoliczkowanie nie było zbyt fajne, choć - no dobra, raz go usprawiedliwię - trzeba pamiętać, że Caleb był z Connorem bardziej z przymusu i też nie do końca mu się to wszystko podobało.
      No ba, pewnie, że Liam wbije mu jeszcze szpilę. xD W sumie to nawet wpadłam na pewien pomysł rozbudowania sceny... Nie wiem dlaczego, ale z jednej strony chcę, aby Cal był odbierany jako wkurzający złośnik, a jednocześnie chcę go wybielić. xDD Ewidentnie mam do niego słabość. xD
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  2. Witaj Akemi, moja stara dobra przyjaciółko od pióra !! Wszystkiego najlepszego z okazji jakże pięknych 30 urodzin !! Mineły lata od kiedy ostatni raz coś pisałam, a co dopiero od śledzenia twoich opowiadań. Przyznaje się bez bicia życie i lenistwo (oraz przeklęty onet) sprawiły że zapomniałam ile radości sprawia pisanie. Życze ci więc jak najwiecej weny, sprośnych pomysłów i wele czasu na dalsze pisanie !!! Pozdrawiam i mam nadzieje że uda mi się nadrobić twoje opowiadania w najbliższym czasie.
    ~Lunitari~Luni-chan !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka, Luniś!
      O raju, ależ mi zrobiłaś niespodziankę i przyjemność!
      Pięknie dziękuję za życzenia. ;3
      Haha, wiem, co czujesz. Ja miałam tak samo - poprzednie opowiadanie pisałam kilka lat. xD O dokończyłam je, bo to obecnie cisnęło mi się pod pióro. xD
      O tak, pomysły i wena mile widziane. ;3
      Trzymam za Ciebie kciuki - a ja mam nadzieję, że uda mi się Ciebie zainteresować moimi opowiadaniami. ;3
      Pozdrawiam Cię serdecznie! xD

      Usuń
  3. Hejeczka,
    to nie komentarz do rozdziału nie zdążyłam przeczytać (całkiem możliwe że bedzie tygodniowe opóźnienie), ale wróciłam bo przypomniało mi o czym miałam jeszcze wspomnieć pod poprzednim, ale przeczytałam twój komentarz pod komciem Basi i och myśl mi znów wyparowała...
    spóźnione ale naj naj lepsze życzonka zdrówka, radości spełnienia wszelkich pragnień... i stawiam picolo bo to trzeba uczcić...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka, hejka. ;3
      Hahaha, może jeszcze Ci się przypomni.
      O widzisz, będziesz miała dwa rozdziały pod rząd. xD To też w sumie dobry pomysł - chociaż ostatnio staram się grzecznie nie urywać rozdziału w połowie. xD
      Uuu, picolo chętnie rozlewam dla każdego! Ja stawiam tort i możemy rozkręcić imprezę! xD
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  4. Hejeczka, hejeczka
    wo, no wiele naprawdę się tutaj wyjaśniło, Celeb naprawdę nie miał łatwo, musiał się pilnować na każdym kroku... a to jednak nie było łatwe, jeszcze Connor którym musiał pomagać ukryć kim jest... Liam nie chce go stracić...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka, Basieńko. XD
      Cal tak naprawdę chętnie poświęca swoje dobro, choć z charakteru niezła z niego zaraża. XD Musi jakoś nadrabiać dobre uczynki prawda? XD
      Liam z kolei ma jeszcze w sobie dzieciaka, którego odebrano mu możliwość być w dzieciństwie. Ale jest takim typem osoby, która zrozumie, przetłumaczy sobie i odpuści. Nie jest to zbyt dobra cechą, bo może ktoś mu wejść na głowę, no ale to jego sposób na akceptację jego samego - w końcu do tej pory jego stado wbijało mu do głowy, że nie jest kimś ważnym i go olewali.
      Dzięki. XD
      Pozdrawiam serdecznie. XD

      Usuń
  5. Hejeczka,
    uwielbiam taką dużą ilość przyjemności... Caleb ty no nie uciekaj Liam nie chce abyś odchodził, ma dobre serduszko, wszystkie te tajemnice go zabolały, ale jednak... cieszę się że z Mattem i maleństwami wszystko w porządku...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka! ;3
      Hahaha, Caleb woli sobie coś odpuścić - niby dlatego, że nie będzie się przemęczał - a tak naprawdę nie chce, by ktoś mu bliski był stratny. Taki z niego cichy bohater. XD
      Dzieciaczki są całe i zdrowe. :3
      Dzięki. XD
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń