poniedziałek, 28 czerwca 2021

20. Wrogowie w miłości

Hej, hej, ho! xD

Przepraszam za obsuwę. Miałam coś do załatwienia, a nie spodziewałam się, że aż tyle czasu mi to pochłonie. A potem okazało się, że moja szybka chęć schłodzenia się przy nisko opuszczonej szybie samochodu skończyła się przewianiem stawów w prawej ręce... Dawno tak nie płakałam z bólu... Niech będą dzięki wynalazcy maści niedźwiedzia, bo choć dostałam mega uczulenia (no bo po co ma być od razu dobrze?), to ból zniknął po godzinie. ;3

Dlatego Akemi radzi - unikajcie przeciągów!

No powiem Wam, że od połowy pisałam jak natchniona. xD Teraz piszę na bieżąco - trudno mi spiąć pupkę, by zrobić zapas. Z drugiej strony to też jest dobre - muszę się pilnować z każdym szczegółem. Dlatego gdyby coś nie grało, dajcie znać. ;3

Pozdrawiam serdecznie i zapraszam na dwudziesty już rozdział "Wrogów w miłości". Raju... jak to zleciało! Przepraszam za błędy!

-----------------------------------------------------------------------------------------

 

Postanowienie Connora w sprawie uspokojenia się i trzymania emocji na wodzy było tak abstrakcyjne, jak nauczenie starego psa komend. Praktycznie niemożliwe. Chłopak obwiniał o to swój stan przed rują, choć wiedział, że spory wkład ma w tym jego aktualizowana na bieżąco natura. Dziwnie było mu jednocześnie obserwować i przeżywać zmiany, które działy się w nim, ale brał to za dobrą kartę.

- Nikt nie mówił, że będzie łatwo. – wymruczał do siebie, przypisując sobie winę za nieumiejętność okazywania uczuć w sposób choć pozornie kontrolowany. Póki co jego wybuchy uczuć przypominały stan nastolatka, w którym buzują hormony. Od kilkunastu minut pędził skrótem w kierunku jeziora Willoughby, skąd – dzięki interwencji Adama – miał przedostać się wraz ze swoim motorem na drugą stronę. Dzisiejsza rozmowa przez telefon zakończyła się zachęcającą prośbą lisa dotyczącą przyjazdu Connora jako podrywacza-motocyklisty.

- Przyznaj się. Kręcisz na boku filmy dla dorosłych i potrzebujesz mnie do tej roli. – powiedział wtedy Connor, parskając do głośnika. Gdy otrzymał swoją odpowiedź, nie było mu już tak bardzo do śmiechu, a ucisk na splocie słonecznym odebrał mu mowę na jakiś czas.

- Ujęcia z twoim udziałem byłyby zakazane dla szerokiej publiczności. Zachowałbym je w prywatnej kolekcji jako biały kruk.

Adam od razu przechodził do konkretów. Wyraźnie dawał mu do zrozumienia, że jest w jego typie i nie tracił czasu na podchody. Tylor obawiał się nieco, że Zmiennemu chodzi tylko o aspekt fizyczny, dlatego z dodatkowym wigorem zabrał się do realizacji planu odszukania winowajcy, który robił szkody na terenie lisów. W ten sposób – bez świadków, muzyki, podtekstów i życzliwych przyjaciół – mógł bliżej przyjrzeć się zachowaniu Harrisa i sam stwierdzić, co mu chodzi po głowie i czego oczekuje. Przy okazji może dowie się o nim czegoś nowego?

Z tą myślą jakiś czas później parkował obok ciemnoszarej piętrówki ze skośnym dachem obitym zieloną dachówką. Niski budynek nie prezentował się wyniośle i bogato, a jednak należał do Przywódcy Zmiennego lisa. Connor był zaskoczony. Spodziewał się czegoś bardziej… okazałego, ale zaraz zbeształ się za te myśli. Nie, żeby był specjalistą i znał Adama na tyle, by go oceniać, jednak podczas tych kilku dni rozmów telefonicznych i jednego spotkania mógł stwierdzić, że ostatnią rzeczą, która obchodziłaby mężczyznę, byłaby opinia innych na jego temat. I nie chodziło tutaj o konstruktywną krytykę czy ocenę jego poczynań na tle zawodowym, bo tych wręcz wymagał. Wielu miało go za rozwiązłego i narcystycznego, a on nie wyprowadzał nikogo z błędu. Działał w myśl zasady – jeżeli ktoś ocenia mnie po pierwszym wrażeniu i nie zmienia zdania później, nie będę tracić na niego energii.  

Connor naprawdę pogratulował sobie w duchu i jednocześnie podziękował w myślach Mattowi, że jednak nie stchórzył – wczoraj, ani dziś.

Obszedł drewnianą altanę robiącą za wiatrołap i wszedł pod nią, pukając w czarne, metalowe drzwi do domu. Odczekał chwilę i już miał spróbować opcji z dzwonkiem, kiedy za jego plecami rozległ się tak dobrze mu znany, niski głos.

- Nie musiałeś aż tak poważnie brać sobie do serca mojej prośby. – Adam oparł przedramiona na okienku w altanie, przesuwając powoli wzrokiem od białych trampek, przez czarne, skórzane spodnie, kończąc wędrówkę na ciemnej koszulce z logo Aerosmith na piersi Connora. Tam jego wzrok pozostał na dłużej i dopiero ciche chrząknięcie towarzysza skłoniło go do przesunięcia dwukolorowych tęczówek na czerwieniejącą już twarz Tylora. – Będzie ci za gorąco… A tak przy okazji – zawiesił głos, skupiając spojrzenie na prawej nodze chłopaka – Jak twoje kolano? Mogę je obejrzeć? – mrugnął do niego przekornie zza kratek altany, przechodząc dookoła, by znaleźć się na tyle blisko, by dotknąć rudzielca. Bokiem palca wskazującego przesunął po jego gładkim policzku, mrucząc z zadowoleniem na przymknięte oczy Connora i błogi wyraz jego twarzy. Rozciągnięte ku górze usta kusiły go, jednak zdołał się powstrzymać.

- Jesteś taki przewidywalny. Żeby akurat mnie potraktować tak słabym tekstem na podryw? Wstydź się – wbrew swym słowom przysunął się do Alfy i pocałował go w policzek na przywitanie. – Mógłbyś się zdecydować, czy wolisz odgrywać scenkę ze mną, jako lekarzem, a może raczej na dziś zaplanowałeś leśne poszukiwania z rockowym chłopakiem. Na to pierwsze już raczej za późno… Mogłeś uprzedzić, zabrałbym kitel i stetoskop – ostatnia część zdania została zagłuszona niecierpliwymi wargami Adama, który przywłaszczył usta Connora, jakby od dawna należały tylko do niego. Wstrzemięźliwość przy Tylorze przestawała istnieć.

Na jęk protestu Harris odsunął się zaledwie o kilka centymetrów, dając Zmiennemu zająca czas na zastanowienie. Kiedy jednak piwne tęczówki roześmiały się wraz z kącikami oczu, mężczyzna nie wahał się ani trochę. Z premedytacją przesunął językiem między dolną a górną wargą, rozdzielając je ostrożnie, jakby postępował z dzikim wilkiem, a nie z w miarę oswojonym zającem. Ujął w prawą dłoń szczękę chłopaka, masując opuszkami palców jego szyję. Rozluźniał go w ten sposób i uspokajał, nadal całując zachłannie. Miał doskonały widok na wpatrzonego w niego Connora, a raczej podziwiającego jego dwubarwne oczy. Piwne tęczówki śledziły unoszące się powoli rzęsy, wygładzone brwi i czarną jak smoła źrenicę, dopatrując się w nich fałszu. Ale Adam nie żartował, ani tym bardziej nawet nie pomyślał, by użyć tak tanich sztuczek w celu spełnienia swojej zachcianki o pocałunku.

Connor przygryzł delikatnie język Alfy. Nie chciał się zapomnieć, a przy Adamie czas zdawał się nie istnieć. Dlatego, jakby w ramach rekompensaty, przyssał się mocno do lewego kącika ust, zadziornie trącając czubkiem języka wessane miejsce, po czym odsunął się i wyminął mężczyznę. Zakładając ręce z tyłu pleców ruszył tanecznym krokiem w kierunku furtki, przy której czekał wyprowadzony samochód Harrisa. Serce ściskało mu się w piersi. Wręcz nie mógł uwierzyć, że do niedawna targały nim aż tak sprzeczne emocje. Kiedy był z dala od Adama, zapierał się rękami i nogami, byleby tylko zakończyć tę znajomość. A teraz, stojąc obok niego, jednocześnie dziwił się i nieco panikował, jakim cudem w tak krótkim czasie zdołał usychać z tęsknoty. Nie było mowy o tym, by byli partnerami więzi – takie coś jest od razu wyczuwalne. Najwyraźniej ich człowiecze strony dopasowały się tak, jakby oni sami należeli do siebie co najmniej kilka żyć wcześniej. A przynajmniej Connor tak to widział.

Kiedy jednak z pewną dozą ciekawości, ale i niepewności spojrzał na Adama, domyślił się, że nie jest osamotniony w swoich przeżyciach. Czuł obowiązek bycia uczciwym wobec niego. Zwłaszcza, gdy posiadł wiedzę na temat jego dwóch ważnych, zakończonych fiaskiem związków. I może to było dziwne, nawet głupie i nie do uwierzenia, ale marzył o tym, by zrekompensować mężczyźnie wszystkie te przykre chwile i wymazać je z pamięci. Dosłownie strzelił go piorun uczuć. A po rozmowie z Mattem i Benem – o zgrozo, ten drugi naprawdę mu pomógł – wydawało mu się, że ciężar obowiązków i strachów, jakie sam sobie nałożył na barki, rozszedł się jak ból po dobrym masażu.

Siadając na miejscu pasażera, zapiął się pasami i bez pytania sięgnął po jedne z dwóch par okularów przeciwsłonecznych.

- Pasują ci. – Stojący przy samochodzie Adam pociągnął za klamkę i płynnym ruchem opadł na ciemnoszary fotel. Poszedł za przykładem Connora i również przysłonił oczy, odgradzając się od intensywnie świecących promieni słonecznych. Wybrali świetny dzień na przejażdżkę. I choć miał ochotę wsiąść na motocykl rudzielca, w jego głowie zrodził się chytry plan z wykorzystaniem wolnego miejsca na tyle. Nie, żeby tak nagle chciał wypływać na głębokie wody, jednak miły odpoczynek po akcji detektywistycznej nawet dla niego brzmiał dobrze.

- Dokąd jedziemy?

Na zadanie pytanie nie udzielił odpowiedzi. W efekcie Connor zmarszczył brwi na tajemniczy uśmieszek Adama. 

Chłopak nie wiedział, czy mu się on podoba, bo widział w nim coś złośliwego. A może mu się to przywidziało?

Około dwudziestu minut później doszedł do wniosku, że jest naprawdę bardzo spostrzegawczą osobą. Zostało mu wyjaśnione, że kilkoro Zmiennych lisa śledziło dwóch lub trzech nastolatków, którzy wydali im się nieco podejrzani. Z relacji sklepikarzy miasteczka wynikało, że ginęły im raczej drobne rzeczy, głównie warzywa i owoce, co tylko potwierdzało podejrzenia Adama. Mężczyzna uważał, że kilkoro uciekinierów z Mistissini musiało odłączyć się od grupy i samemu dbać o swój los. Z uwagi na ciepłą porę roku było to nawet łatwe do zrealizowania. A teraz stał z Connorem pod rozłożystym dębem otoczonym mniejszymi drzewkami i krzakami. Za nimi znajdowało się ogrodzenie zakończone ostrym szpicem. Ktoś najwyraźniej wybudował się nieco dalej od skupisk innych domostw.

- Byłem tu już kilka razy i zauważyłem, że jakiś chłopak znikał w gęstwinie i na pewno nie wspinał się na płot. Zapytałem właściciela domu, czy ma syna, ale ten stanowczo zaprzeczył. Więc wróciłem z powrotem w to miejsce i zobacz, co znalazłem. – Uklęknął na jedno kolano i odsunął liście paproci, odsłaniając niewielkich rozmiarów dziurę. Dosyć dawno wykopaną. Adam odwrócił głowę w stronę Tylora i popatrzył na niego sugestywnie.

Olśnienie przyszło nagle.

- Ty chyba nie mówisz poważnie. – Connor machinalnie zrobił krok do tyłu, choć doskonale zdawał sobie sprawę z roli, jaką zaplanował dla niego Adam.

- Jak najpoważniej. – Poklepał mokrą od rosy trawę. – Wskakuj. Hop, hop.

Pełne kąśliwości spojrzenie posłane znad zmrużonych oczu tylko rozbawiło Harrisa. Zdawał sobie sprawę, że prosił o wiele, ale jednocześnie czuł satysfakcję z tego, jak świetny plan wymyślił.

- Jeżeli uważasz, że stchórzę, to się grubo mylisz. – Connor nawiązywał do dwóch rzeczy. Pierwszą było to, że naprawdę okazało się, iż sprawcami zaginięć musieli być Zmienni zająca, którzy zrobili podkop, a więc Tylor za nich odpowiadał. I potrafił przyznać się do winy. Druga sprawa odnosiła się do przemiany. Dlatego bez zbędnych słów złapał brzeg koszulki i pociągnął ją w górę, przeciągając przez głowę. Dwoma kopniakami pozbył się swoich trampek i dotknął guzika skórzanych spodni. W tym samym czasie dłonie Adama zatrzymały go przed rozpięciem rozporka. Wzrok Connora skupiony na wykonywanej czynności przeniósł się wyżej, powoli sunąc po sylwetce mężczyzny. Gdy jego oczy spotkały się z piwno-zielonymi tęczówkami, już wiedział, że wydarzy się coś niezwykłego. Niemo skinął głową, jakby dodając Adamowi odwagi. Ostatnio taką adrenalinę czuł wtedy, gdy wymykał się cichaczem ze swojej wioski. Zadrżał lekko. Skórzany materiał zsunął się z jego bioder, a zaraz potem Connor z trudem przełknął ślinę, wpatrując się hipnotyzująco w mężczyznę przed nim.

Adam zgrabnie i cholernie wolno zniżył się do klęku, kontynuując swoją jakże przyjemną pracę. Miał plan, by zawędrować na tył samochodu, ale nie wyobrażał sobie teraz, by przerwać choć na minutę. Ze spokojem szarpnął skórzany materiał, zsuwając go aż do kolan. Na razie starał się nie patrzeć na wprost, dzielnie omijając swój obiekt zainteresowania. Gdy wreszcie odrzucił zbędne spodnie, objął dłońmi kostki Connora i niespiesznie dotykał ich coraz wyżej i wyżej. Z mieszanką zaskoczenia i żywego zainteresowania zarejestrował, że chłopak nie ma na sobie bielizny. Kiedyś nazwał go prowokatorem. Och jakże się nie mylił. Wygłodniały, przysunął usta do pachwin i zaciągnął się jego zapachem. Od razu wyczuł charakterystyczną woń Omegi. Omegi przed rują. Jego wewnętrzna Alfa zatrzęsła się z przyjemności. Jednak kiedy język spotkał się z trzonem męskości Connora, na jego barkach znalazła się dłoń chłopaka, który niepewnie, lecz stanowczo odsunął go od siebie. Adam westchnął, owiewając ciepłym oddechem prężącego się przed nim członka, ale posłusznie wstał, uśmiechając się na swój lisi sposób. Nie chciał działać pospiesznie, a przede wszystkim ostatnim, na co miałby ochotę, było przestraszenie Tylora.

- Przepraszam – połowa wyrazu zaginęła w obiecującym pocałunku, który wynagrodził mu brak możliwości posmakowania chłopaka. Zgodnie z wolą Connora, przesunęli się tak, by młodszy z mężczyzn mógł oprzeć się o samochód. Gdy to nastąpiło, Adam niemal stracił nad sobą panowanie. Zwłaszcza dlatego, że rudzielec wypchnął swoje biodra i nakrył swojego penisa dłonią Zmiennego lisa. Wkrótce później obydwie ręce Tylora ujęły szczękę Harrisa, a palce wsunęły się w jego gęste, ciemne włosy. Twardy już i nabiegły krwią członek idealnie dopasował się do uchwytu Adama. Długie, chropowate palce z wprawą przesuwały się po całym trzonie, jednak największe wrażenie robiło na Connorze to, gdy na pulsującym penisie zakleszczały się wskazujący i środkowy. Druga, póki co bezrobotna dłoń Alfy bez pytania odsunęła Tylora od drzwi samochodu, aby za moment zacisnąć się na jednym z pośladków. Adam biodrami docisnął Connora z powrotem, zupełnie nie zważając na jęk chłopaka, gdy opuszek palca zawadził o śliską już dziurkę. Uroki Omegi. Bez pytania wtargnął do jego wnętrza, nie przestając zabawiać się jego członkiem. Nabrzmiałe usta walczyły ze sobą. Zupełnie nie zważali na otoczenie. Choć mogli mieć potencjalnie jednego ewentualnego obserwatora, zapomnieli o nim. W tej chwili liczyły się doznania, przyjemność i szybkie oddechy, które w przypadku Connora zaczęły mieszać się z pojękiwaniami i niezrozumiałymi prośbami. Mimo tego Adam zdawał się je precyzyjnie odczytywać, bo niedługo później przytrzymywał mocno Omegę, celowo wyciągając z niego palec mało delikatnym ruchem. Został przez to nagrodzony ugryzieniem w ucho. Connor był na tyle słaby, że nie zrobił mu zbyt wielkiej krzywdy. Oddychał z trudem, trzęsąc się za każdym razem, gdy duża dłoń Adama z uporem rozsmarowywała po jego członku pozostałe krople spermy. Przełknął mocno ślinę, zmuszając gardło do normalnej pracy.

- Jeżeli chciałeś odprężyć mnie przed przemianą, wyszło ci kapitalnie. – Z nieukrywaną przyjemnością oparł się o chłodną blachę samochodu, rozpierając plecy na zamkniętej szybie. W doskonałym nastroju przeciągnął się sugestywnie, powoli odzyskując utracone siły. Oboje pędzili na złamanie karku ze swoim związkiem, więc podzielił się swoją myślą ze Zmiennym lisa.

- Nie odpowiada ci to?

Connor dostrzegł w oczach Adama nutę niepewności. Sam chyba nie do końca był pewien, ale minęło już kilka chwil, a on wcale nie żałował.

- A czy ktoś tak powiedział? – zaśmiał się, przysuwając do ubranego mężczyzny. – Chciałbym ci się odwdzięczyć. – otarł się swoją pachwiną o wyraźne wzniesienie w spodniach Adama. Póki co nie paliło mu się do skończenia w łóżku, kotłując się w pościeli, a nawet spróbowanie mężczyzny wydało mu się na ten moment zbyt odważne, dlatego nieco zmartwił się, czy zdoła odpowiednio się zrewanżować.

- Jeszcze nie raz to zrobisz. Póki co chciałbym, abyś pomógł mi w innej sprawie, chyba słyszę jakieś głosy.

Obydwaj natychmiast spoważnieli, nasłuchując. Connor szybko przemienił się w zająca, unosząc do góry krótkie, ciemnoszare uszy. Jednak to nie one wyłapywały intruzów, lecz szybko poruszający się, mały nos. Zajace polarne charakteryzowały się doskonałym węchem.

Nie mieli szans ukryć samochodu, dlatego Adam zdecydował się wsiąść do niego i poczekać na rozwój sytuacji. Miał głęboką nadzieję na powodzenie akcji. Początkowo planował odnaleźć wylot zajęczego tunelu, ale Connor wybił mu ten pomysł z głowy, zwracając uwagę na to, że zające miały łapy przystopowane do kopania i w chwili zagrożenia z powodzeniem zrobiłyby wyjście awaryjne. W tej sytuacji mogła zadziałać jedynie siła perswazji Tylora. 

Adam nie ruszył się nawet o centymetr, gdy z niskich krzaków wychynął niewielki, dużo mniejszy od Connora zajączek, a zaraz za nim pojawiły się dwa kolejne. Zbiły się w ciasną grupkę, szybko dostrzegając pobratymca stojącego na dwóch łapach. Poza miała symbolizować władzę, kogoś ważniejszego od nich, a ustawione na boki uszy oznaczały brak wrogich zamiarów. Całe szczęście, że po przemianie jego futro nie było niczym ubrudzone, bo teraz, odsłaniając swój brzuch, mógłby mocno zszokować.

Po wielkości trzech zajęcy wynikało, że w ludzkim ciele mogli mieć od ośmiu do piętnastu lat. Trudny orzech do zgryzienia. Rozmowa z małolatami nie będzie taka łatwa. Adam syknął językiem o zęby, zaczynając się nieco martwić. Nie chciał, by w jego miasteczku dochodziło do kradzieży, a już zwłaszcza, gdy domyślano się rasy opryszków. Daleko mu było do uspokajania rodowitych mieszkańców i prowadzenia ugodowych rozmów, bo na pewno do takich by doszło, gdyby ktoś zapragnął usunięcia z miasta nowo przybyłych ocalonych. Zacisnął mocno kciuki, w duchu irytując się na swoją niemoc i konieczność wysługiwania się Connorem. To miał być jego obowiązek, a tymczasem rozjemca stał przed maską samochodu i co chwila poruszał noskiem, wprowadzając w ruch długie wąsy. W pewnym momencie Omega spojrzał na niego, a trzy pary wystraszonych, acz pełnych determinacji oczu podążyły w ślad za nim. Adam był ogromnie ciekawy przebiegu rozmowy i mógłby odsunąć szybę, by wszystkiego wysłuchać, jednak obawiał się, że to mogłoby zestresować zające. Dlatego spokojnie czekał.

Jakiś czas później zerknął na zegarek i zauważył, że minęło już dziesięć minut, a sprawa stała w martwym punkcie. Musiał się wtrącić! I w tym samym momencie Connor odwrócił się i w dwóch podskokach znalazł przy drzwiach. Adam sięgnął ręką po spoczywający obok koc i otworzywszy drzwi, okrył nim całą zajęczą postać. Ze słabo skrywanym zachwytem obserwował szybko nabierający objętości kształt. Kilka sekund później Connor stanął przed nim w całej okazałości.

- Okazało się, że chłopcy faktycznie odłączyli się od swojej grupy. Nie ufali lisom, a zające, które spotkali, traktowali z rezerwą, bojąc się, że ktoś zabierze ich z powrotem do Mistissini. Dlatego koczują tutaj. – powiedział na jednym wydechu, odgarniając rude włosy z oczu. – Wyjaśniłem im całą sytuację. Poza tym dobrze wiedzieli, że to ja organizowałem ucieczki, więc szybciej zaufali. – Poprawił zsuwający się z niego materiał, owijając się nim szczelnie. – Jeden z nich pojedzie z nami, jako zabezpieczenie, a dwaj pozostali sprowadzą kolejną parkę. Dałem im namiary na najbliższą Omegę w okolicy, a za jakiś czas powinni się u ciebie pojawić. – Zebrał pospiesznie zrzucone ubrane, wciskając je na miejsce pasażera. Wcześniej wyjął ze spoceni paczkę nawilżanych chusteczek, ostrożnie wycierając się nimi na brzuchu. Koszulkę złożył na pół i odwrócił się tyłem do Adama, by po chwili kucnąć. Pozwolił małemu zajączkowi wskoczyć na bawełniany materiał i otuliwszy go nim, obszedł samochód. Zanim dotarł do drzwi, Harris otworzył mu je od środka, jednocześnie posyłając powątpiewające spojrzenie.

- Masz zamiar tak jechać? – zapytał, lustrując chłopaka z zaciekawieniem. Nie, żeby Connor ubrany tylko w koc stanowił jakąś przeszkodę.

Chłopak wzruszył ramionami, ostrożnie zapinając pas. Poprosił tylko o podjechanie pod dom wcześniej ustalonej do opieki Omegi i wcisnął się w fotel. Jego policzki nie mogły być bardziej czerwone.

Kilkanaście minut później jechali już we dwójkę pod dom Adama. Do tej pory mężczyzna nie miał okazji podziękować Connorowi za pomoc, dlatego, gdy tylko zaparkowali, oparł głowę na jego barku i posmyrał nosem szczupłą szyję.

- Dziękuję. Za wszystko.

Cichy jak dotąd Tylor roześmiał się nieco nerwowo, pozwalając sobie na zmierzwienie ciemnych włosów Adama.

- To nie twoi Zmienni wprowadzili zamęt w miasteczku, tylko moi. Przeze mnie omal nie wybuchła jakaś mała wojna… dlatego czuję się zobowiązany do uspokojenia twoich nerwów. – Odsuwający się od niego Adam chciał zaprotestować, lecz nie zdążył. Connor przyszpilił go spojrzeniem i mocnym głosem nakazał ciszę. Nie odrywając od niego wzroku rozsupłał koc, którym był okryty i skopał go do nóg. Trudno mu było klęknąć w swoim fotelu, a jeszcze gorzej poszło mu ulokowanie się przodem na kolanach Alfy. Kilka razy zawadził to nogą, to bokiem o kierownicę, ale ostatecznie, przy pomocy szybko łączącego fakty Adama, który pociągnął za wajchę odsuwającą jego fotel do tyłu, udało mu się rozsiąść wygodnie tuż na mocno wypukłym już kroczu mężczyzny. – Nie lubię być zbyt długo dłużny, wiesz? – wymruczał wprost do jego ucha, podkulając nogi, by ułożyć je obok ud Harrisa. – I nigdy nie działam na pół gwizdka, dlatego załatwiłem nam w miarę prywatne zaplecze. – Z premedytacją usiadł tyłkiem tuż przy pachwinach mężczyzny i nie odrywając się od niego, przesunął powoli do przodu. – Jako lekarz, nie mogę pozwolić na to, by cierpiący pacjent wyszedł z mojego gabinetu niezadowolony.

O ile to możliwe, penis Adama urósł jeszcze bardziej. Wyobrażenie sobie Connora w stroju medyka wywoływało w nim przyjemne dreszcze, a dodanie do tego pomysłu o tym, by chłopak mógł go „leczyć” w jego samochodzie, prawie doprowadziła go do szczytowania. Tylor nie zamierzał przestawać.

- Jeszcze mógłby powiedzieć innym, że jestem nieudolnym doktorem.

Na te słowa coś złego poruszyło się w bestii drzemiącej w Adamie. Zapałka zawieszona nad rozszczelnionym gazem upadła, wywołując pożar. Connor jęknął z bólu, gdy jego rude włosy zostały mocno ściśnięte w pięści Alfy. Już miał mu coś powiedzieć, lecz głos uwiązł mu w gardle. Patrzył prosto w żółte, lisie ślepia i, do cholery, znowu się podniecił.

Adam przybliżył ich usta do siebie i z pełnym pasji głosem wysyczał prosto w te należące go Tylora:

- Zapamiętaj to sobie, Conny. Ja się, kurwa, nie dzielę.

Pocałunek był gwałtowny i ostry. Z pogryzionej wargi rudzielca spłynęła niewielka kropla krwi, ale nie przejmowali się tym. Biodra wychodziły naprzeciw siebie i ocierały się mocno, zwierzęco. Nie liczyły się niedogodności, ciasne miejsce i możliwość nakrycia. Oni musieli to zrobić. Czuli się tak, jakby zależał od tego los całego świata. Spijając westchnienia, doszli w swoich ramionach, spoceni, zmęczeni i przeraźliwie uśmiechnięci. Rozciągnięte szeroko usta mogłyby przerazić, jednak oni odczytywali to jako cudownie zapowiedziany prolog.

- Mam nadzieję, że oprócz fantastycznego seksu, masz do zaoferowania o wiele więcej.

Connor wiedział, że Adam się z nim droczył, więc nie zamierzał pozostawać w tyle.

- Jeżeli wrócisz ze mną, oczaruję cię co najmniej z dwóch dziedzin. Kulinarnej i słowotwórczej. – Podał mężczyźnie chusteczki, jednak ten wyciągnął przed siebie rękę, oznajmiając, że wykąpie się w domu.

- Jestem  w stanie zrozumieć tę pierwszą, ale dlaczego nie możemy u mnie przetestować tej drugiej? – Na wesoły uśmieszek Tylora zareagował uniesieniem lewej brwi.

- Bo kiedy jestem z tobą sam na sam, intensywnie chce pracować nie ta głowa, co potrzeba. – Dużą przyjemność sprawiały mu subtelne gesty w wykonaniu Adama, na przykład taki jak teraz, gdy mężczyzna ostrożnie gładził wnętrzem dłoni jego zranione w wypadku kolano. – Poza tym chętnie przewiozę cię motorem. – kusił, pogrywając nieczysto. – Ale skoro nie chcesz… – zaczął przesiadać się na swoje miejsce, by wyjść z samochodu. Nie powstrzymał się przed rzuceniem Alfie długiego, rozczarowanego spojrzenia.

Och, do diabła z tym. Czy można było wygrać z zajęczym wzrokiem?

- Daj mi te chusteczki. – Adam przewrócił oczami, tylko w ten sposób godnie kwitując złośliwy uśmiech Connora.

8 komentarzy:

  1. Hej. Rozdział rewelacja , aż iskry lecą ;). Chodź Connor miał obawy to dobrze ,że w dużej mierze pomogły mu słowa Bena. Prawda jest taka ,że każdy się boi nowych uczuć i tego kto co ma w zamiarze . Ale jak widac u naszych chłopców się dzieje. Jest gorąco :). Uwielbiam ich coraz bardziej i trzymam mocno kciuki żeby było u nich jeszcze goręcej :) pozdrawiam i weny życzę. W

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka. ;3
      Dzięki. xD Jakoś tak powoli mi się te chłopaki rozkręcały i porzuciłam nieco drwa do paleniska. xD Zresztą Adam ma taką uroczą siłę przebicia.
      Bardzo chciałam pociągnąć ich relację, bo uwielbiam Adama. xD Ale muszę dać trochę atencji Liamowi, bo póki co jest w impasie z Calebem. A u nich też planuję zwroty akcji... Trzymaj za mnie kciuki, by się udało. ;3
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  2. Hejeczka, hejeczka,
    no i wyjaśniła się nam ta sprawa z kradzieżami, mali się bali po prostu i sami sie zajęli sobą.... och jak to jest że od "wskoczenia do dziury" skończyli w taki sposób ;) ale Adam nie ma zamiaru wypuszczać z łap swojego zajączka...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka, hejka. xD
      Koniec końców wyszło na rację dla Adama. xD Detektyw jak się patrzy. xD Miał zdecydowanie za dużo czasu na ogarnianie spraw miasteczka, no ale teraz pojawił się Connor... ;> I Adas odkryje powołanie w postaci wyręczania się innymi w drobnych sprawach, dzięki czemu urwie trochę minut dla zajączka. xD
      Hahaha, widzisz, nosiło ich już od spotkania w klubie, więc tydzień wstrzemięźliwości można uznać za próbę czasu. xD
      Oj nie, Adam ma silny uścisk. xD Dałaś mi fajną myśl... muszę to zapisać.
      Dzięki. ;3
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  3. Hejeczka, hejka,
    aż obgryzałam paznokcie zerkałam a tutaj brak rozdziału...
    niech Adam nie wypuszcza z łap swojego zajączka... najlepiej niech odstrasza innych... no i wyjaśniła się ta sprawa z kradzieżami... "wskakuj do dziury" a skończyli w taki sposób ;)
    a jak bym przywiązała do krzesła i nic by nie rozpraszało :) no i red bulla bym postawiła, ponoć dodaje skrzydeł, tylko bez odlatywania ;)
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka, hejka. XD
      Haha, no tak, mały poślizg był z tym rozdziałem. XD Teraz też może być, bo jestem w trakcie pisania rozdziału, a w sobotę mam urodziny i mogę z zadyszką zdążyć lub trochę się spóźnić. XD
      Adam jest zaborczy. XD Na pewno wypuściłby zajączka, gdyby Connor się bronił, ale że jemu to odpowiada... XDD A pewnie, chłopaki od razu przechodzą do konkretów. XD
      Dobre masz pomysły. XD
      Adam ma sporo na głowie, bo swoje stado, dodatkowe zające, coś sprawdza dla Caleba... Zapracowany jest chłopak. :3
      Dzięki. XD
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  4. Hejo,
    ej czemu nic nie mówiłaś ;) trzeba zrobić fieste... imprezka do białego rana ;)
    Wwszystkiego naj, naj lepszego, zdrówka bo to najważniejsze, aby marzenia i pragnienia się spełniły... no i oby pomysły pojawiały się tak jak za pstryknięciem...
    Trzymaj się cieplutko Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejo, hejo. :D
      Hahaha, impresja z Wordem w tle. xD
      Dziękuję Ci ślicznie, Basiunia! ;3 Oby się spełniło. ;3
      Ściskam mocno. ;3

      Usuń