niedziela, 13 czerwca 2021

18. Wrogowie w miłości

Hejeczka! xD

Ha, zatem odłożone spotkanie na długo takim nie pozostało. xD Niecierpliwa jestem...

Cóż to ja wam dzisiaj zaserwuję... Oj, będzie raczej spokojnie, choć pojawią się starzy znajomi. A oni, jak to z takimi bywa, rozkręcą sytuację w try miga. xD

Ta historia żyje swoim życiem, naprawdę. Biorąc się za nią, miałam z góry ustalony plan, a teraz na bieżąco wpadają mi nowe pomysły, wielkie opisy i tak dalej. Ale może to i dobrze, bo chłopaki nabierają swojego charakteru i nie są tacy jednolici. A przynajmniej mam nadzieję, że mi się to udaje. Dajcie znać! <3

Pozdrawiam serdecznie, zapraszam na osiemnasty rozdział "Wrogów w miłości" i przepraszam za błędy!

-----------------------------------------------------------------------------------------

 

Miejsce spotkania zostało zasugerowane przez Adama. Mężczyzna zaproponował, że to on będzie kierowcą, skoro Connor kategorycznie odmówił wożenia go za sobą na motocyklu. Zdecydowany sprzeciw takiej bliskości rozbawił Zmiennego lisa, zważywszy na fakt, że ich docelowym punktem był klub. A skoro to on miał być tym trzeźwym, żywił głębokie nadzieje na rozluźnienie się Connora zarówno w rozmowie, podczas picia, jak i w tańcu. Nie, żeby chęć pójścia do łóżka jawiła mu się jako zakazany owoc, bo nie byli dziećmi, jednak miał swoje zasady i zamierzał się ich trzymać. Jedna z nich brzmiała – seks na pierwszej randce jest dopuszczalny, lecz nie konieczny. Zwłaszcza, gdy w grę wchodzi Omega. Był przywódcą swojego Klanu, u licha. Nie mógł sobie pozwolić na brak odpowiedzialności. Ostatnim, czego potrzebował, byłoby dziecko z przypadkowo napotkaną osobą. Choć z drugiej strony bycie ojcem – w towarzystwie Connora – nie wydawało mu się takie złe.

- Starzenie się i desperacja. Brawo, stary, nie umoczyłeś już tak dawno, że ci odbija. – Przetarł dłonią zmarszczone czoło, opierając się plecami o swój samochód. Od kilku minut czekał w umówionym miejscu przy molo, do którego podpływały statki i łódki przeprawiające chętnych przez jezioro Willoughby. Ustalili, że Connor znajdzie chętnego na dostarczenie go na brzeg znajdujący się po wilczej stronie, a następnie wsiądzie na wodny transport i bezpiecznie dotrze tutaj, skąd Adam go przejmie.

- Dodaj jeszcze mówienie do siebie i ukryty seksoholizm, a ucieknę z krzykiem i przepłynę jezioro wpław.

Roześmiany głos wyrwał Adama z rozmyślań. Z nieukrywanym uznaniem obrzucił sylwetkę swojej randki, największą uwagę poświęcając dolnej części ciała ciasno wbitej w czarne, skórzane spodnie. Leżały jak cholernie dobrze przylegająca druga skóra – zwłaszcza, że cienka, granatowa bluzka z kaszmiru oraz luźna ramoneska w kolorze khaki delikatnie dodawały objętości, wysmuklając biodra i nogi. Apetyczne i zakończone zgrabnie zaokrąglonym tyłkiem, nogi – należałoby dodać. Alarm anty-łóżkowy wył jak syrena strażacka.

- Nie wiedziałeś, że lisy są znakomitymi pływakami i łowcami? Swoje ofiary mogą łapać nawet na środku rzeki. – Ostrożnie położył dłoń na plecach mężczyzny i sięgnął po pocałunek, kończąc go na gładkim policzku. – Zdecydowanie bardziej podobasz mi się suchy, w tym skórzanym wdzianku.

Connor parsknął śmiechem, wywracając oczami. No tak, dobrze zapamiętał, że Adam był fetyszystą motocyklowych ubrań, dodatków, a przede wszystkim posiadaczy tych maszyn.

- Nie żałujesz teraz, że zostawiłem Yamahę w garażu? – Schlebiało mu spojrzenie mężczyzny, który trzymał kulturalny dystans, nie majstrując bezwstydnie przy jego rozporku. Jednak nieco zaskoczyła go odpowiedź, gdyż mimo wszystko spodziewał się innej.

- Wcale. – Adamowi nie umknęła zdziwiona mina Tylora, więc przytrzymał go w niepewności aż do momentu, gdy otworzywszy mu szarmancko drzwi do samochodu, pochylił się w jego kierunku, gdy chłopak opadał na siedzenie. – Rzucenie się na ciebie i zdarcie ubrań wolałbym zachować do prywatnego użytku.

Dziesięć sekund – tyle potrzebował Adam, by obejść auto i siąść na miejscu kierowcy. Tyle samo musiało wystarczyć Connorowi, by uspokoić swoje ciało po solidnym dreszczu, który przebiegł po jego ciele. Plan kuszenia mężczyzny tymi obcisłymi spodniami niemal spalił się samoistnie, gdy Tylor uświadomił sobie, że praktycznie strzelił samobója, walcząc z długością kurtki, która średnio przykrywała jego delikatnie zaznaczony wzwód. Ręce aż rwały mu się do oplecenia ich wokół karku mężczyzny i tylko paniczne uświadomienie sobie swojej gorliwości zdołało go powstrzymać przed odważniejszymi krokami. Odetchnąwszy bezgłośnie, skupił spojrzenie na Adamie.

- Nie chcę wyjść na kompletnego nudziarza, ale naprawdę jestem kiepskim tancerzem.

- I mówisz mi to, bo…? – Zmienny lisa zerknął na niego kątem oka.

- Jeżeli uszkodzę cię w jakikolwiek sposób, nie będę ponosił za to odpowiedzialności.

Adam roześmiał się głośno, zmieniając bieg.

- Zgodziłeś się na wyjście do klubu. Niestety, próby wywinięcia się od tego nie wchodzą w grę. Poza tym – zawiesił tajemniczo głos, w duszy skręcając się w rozbawieniu – nie zmuszaj mnie, bym przywoływał jakieś anegdoty o tchórzostwie i zającach. – Z chwilą wypowiedzianych słów poczuł pięść Connora przyjacielsko wbijającą się w jego bok. – Lubimy łamać stereotypy i bić bezbronnego lisa, hm?

Policzki Tylora tylko na moment przybrały czerwony odcień. Przyjemne ciepło rozlało się w okolicy klatki piersiowej, gdy zdał sobie sprawę, jak bardzo cieszy się na to spotkanie. Nie sądził, że przypadkowo poznany mężczyzna wzbudzi w nim aż tyle emocji na raz. Chciałby wierzyć, że nie miała z tym wspólnego jego zbliżająca się ruja, ani to, że jego geny Omegi zaczęły się aktywować. Nigdy tak w pełni nią nie był, więc nie wiedział, czy tak samo reagowałby na każdego innego Alfę… Chwila. Co?

- Ty jesteś Alfą? – postarał się, by głos nie zdradzał zbyt wiele emocji. Najwyraźniej słabo mu to wyszło, bo Adam zatrzymał na nim wzrok na dłużej, po czym ostrożnie zjechał na pobocze.

- Czy to jakiś problem?

Nie, skądże! – krzyczał w myślach Connor, mocno zdezorientowany.

- Ostatnio wydawało mi się, że jesteś Betą. Miałeś taki stłumiony, uległy zapach.

Adam nie odpowiedział od razu. Nie widział powodów, by Connor obawiał się go tylko dlatego, że byli potencjalną parą działającą na siebie ze względów gatunkowych, o czym poinformował Tylora.

- W klubie będziesz otoczony zarówno Omegami jak i innymi. Wspominałeś, że nieczęsto zdarzało ci się wychodzić w bardziej tłoczne miejsca. Jeżeli to dla ciebie kłopot-

- Nie, nie – zapewnił gorąco rudzielec. – To będzie dla mnie nowość, ale chętnie spróbuję. Poza tym jestem twoją randką. Powinieneś o mnie dbać – mrugnął mu przekornie.

Atmosfera wyraźnie się oczyściła, a Adam z zadowoleniem ponownie włączył się do ruchu, nie omieszkując przypadkowo pomylić uda chłopaka z dźwignią zmiany biegów.

Pół godziny później byli już w połowie piwa, wciśnięci w róg średnio zaludnionej sali. Kilka osób tańczyło do wolnych kawałków Red Hot Chili Peppers, tuląc się do siebie lub wykonując swój własny układ wykonywany w grupce. Connor był pod wyrażeniem.

- Byłem pewien, że będę musiał przekrzykiwać jakieś dudniące dźwięki, a tu takie miłe zaskoczenie. – Wzniósł szklaną, zieloną butelkę w geście toastu, uśmiechając się lekko, gdy Adam stuknął się z nim swoją. – Cudowna odskocznia.

- A właśnie, wcześniej wspominałeś, że coś zepsuło ci dzień.

Na samo wspomnienie Connor skrzywił się delikatnie, upijając jeszcze łyk bursztynowego piwa.

- Nie wiem, czy chcesz tego słuchać – ostrzegł, jednak zachęcający pomruk towarzysza przyjął z nieskrywaną radością. – Mam spięcie z takim jednym idiotą z twojego stada. Pewnie go znasz, bo jest głównym Alfą. Nie mogę zdradzić ci zbyt wiele, ale żebyś nie uznał mnie za jakiegoś wariata i bufona, muszę nakreślić całą historię. – Pewna ilość procentów we krwi nie przyćmiła mu zdolności myślenia, ale z pewnością pozwoliła rozwiązać język. Mimo tego udało mu się zatrzymać dla siebie co ważniejsze informacje. Nie podejrzewałby Adama o ewentualną możliwość zdrady lub powiadomienia zajęczego stada o jego pobycie w Westmore, ale wolał dmuchać na zimne. Nie powstrzymywał się jednak w innych kwestiach. Z przyjemnością wyrzucał z siebie coraz to bardziej wymyśle epitety, obrzucając swoje nemezis błotem. Zupełnie nie zwracał uwagi na tajemniczy uśmieszek Adama, który wyglądał tak, jakby świetnie się bawił. – Wiesz, ja rozumiem jego obawy. Przyjęcie na swój teren zupełnie obcych mu Zmiennych to nie jest jakaś błaha sprawa. Jestem mu za to ogromnie wdzięczny, naprawdę. Ale dlaczego uważa, że za wszystkie zło, które się dzieje, są odpowiedzialne zające? Chciałem się z nim spotkać w tej sprawie, a nawet zaproponować wspólne objeżdżenie tych terenów, na których zdarzają się kradzieże, ale, oczywiście, szanowny pan jest wiecznie zajęty. Znów gdzieś wyjechał. Mógłby mieć chociaż na tyle przyzwoitości, by kontaktować się ze mną bezpośrednio, a nie przez innych. Uch, co za sztywny kołek. – Connor miał wrażenie, że uzewnętrznienie się bardzo mu pomogło. Co prawda skazał Adama na wysłuchiwanie jego utyskiwań i narzekań, ale mężczyzna sam się na to pisał. – Co zrobiłbyś na moim miejscu?

- Wiesz, nie jestem chyba na tyle kompetentny, by doradzić ci w tej sprawie, ale na twoim miejscu czatowałbym na niego w dniu jego przyjazdu i sam doprowadziłbym do konfrontacji. Wolałbym nie dać mu możliwości ponownego wymigania się od problemu.

- Złota myśl. – przyznał Tylor, opierając przedramiona na blacie stolika. – To nie tak, że jestem do niego uprzedzony. Wiem, co to znaczy odpowiedzialność za swoje stado. W końcu praktycznie obsadzono mnie do roli następcy po moim ojcu. Nie chcę podejrzewać swoich o jakieś głupie wybryki, jednak nie mogę też od razu stawiać na nich krzyżyk, co z miejsca zrobił ten facet. Twój imiennik, zresztą. – Wskazał na Adama słonym paluszkiem.

- Jawna zbrodnia, by ktoś taki jak on mógł nosić takie imię, jak ja.

Connor prychnął, kręcąc głową.

- Nie narzekasz na brak pewności siebie. Uważaj, bo jeszcze uznam, że twoje ego wyskoczyło w kosmos, a tamten facet jednak nie jest taki zły. – W tle zabrzmiały pierwsze dźwięki „Footloose”*. – Ten klub to czysta poezja. Obiecuję, że jeżeli puszczą „Time of my life”** nie odmówię ci tańca.

Oczy Adama zabłyszczały i rozciągnęły się na swój uroczy, lisi, przebiegły sposób.

- Trzymam za słowo. – Sięgnął do kieszeni spodni po paczkę papierosów, ale nie zdążył jej dobrze wyjąć, gdy tuż za nim rozległ się dobrze znany mu głos.

- No proszę, Adaś w klubie. Dajcie kalendarz, zaznaczę to kwiatuszkiem, tak jak ważną uroczystość moich urodzin, na których się nie pojawiłeś.

Connor z zaciekawieniem przyjrzał się dwójce mężczyzn, która przywitała się wylewnie z jego randką. Ciemnoskóry mężczyzna bez pytania zabrał wolne krzesło stojące bezpańsko, po czym podstawił je drugiemu chłopakowi o bladej jak ściana cerze. Widać było, że doskonale znają Adama, który początkowo nieco się spiął, koniec końców, wzdychając i dając rozwinąć się sytuacji.

- Arthur, chyba przeszkadzamy. – Musiała minąć minuta żywiołowego monologu Mulata, by jego towarzysz mógł wreszcie dojść do słowa, wskazując głową w kierunku Connora. Intensywność trzech par spojrzeń nieco onieśmieliła Tylora, ale starał się nie dać tego po sobie poznać. Spokojnie wyciągnął rękę, by się przywitać.

Adam poczuł się w obowiązku wyjaśnienia Connorowi, z kim ma do czynienia.

- Ten tutaj to Arthur, pławiący się w samozachwycie swych genialnych pomysłów wieczny lekkoduch, który nadal myśli, że krótko ścięte włosy go odmładzają. – udał, że nie słyszy epitetu „świnia” rzuconego w jego stronę. – A ta piękność to James, oaza spokoju i mózg tego cudownego tandemu.

- Weź nie podrywaj mojego chłopaka, okej? – W głosie Arthura nawet na moment nie zabrzmiała nuta złości. Zamiast tego pochylił się nad siedzącym partnerem, całując go szybko w usta.

- Nie zwracaj na nich uwagi – powiedział bezgłośnie Adam, machając ręką, jakby odganiał muchę, a już na głos oświadczył: Są żywym przykładem na to, że stare małżeństwa zdarzają się wśród homo. – Nie uniknął pięści boleśnie zderzonej z jego barkiem. Znał się z nimi już od przeszło dziesięciu lat i choć w młodości nie uważał ich za przyjaciół, teraz spokojnie zaliczyłby ich do rodziny.

- Powiedział ktoś, kto do niedawna żył w przekonaniu, że najlepszą rozrywką jest udział w konkursie pod tytułem „Ile par uda mi się rozbić”. I tak, wiem, psuję ci reputację, ale wolałem uprzedzić chłopaka, bo mu dobrze z oczu patrzy.

- Artur? – przymilny głos Adama nie wróżył niczego dobrego. – A tobie nie marzy się przypadkiem grzechotka z własnych zębów?

Connor obserwował mężczyzn z rosnącym zaciekawieniem. Miał okazję zobaczyć inne oblicze swojego towarzysza i całkiem mu się ono podobało. Jak dotąd Zmienny dał mu się poznać jako raczej opanowany, zwyczajny mężczyzna z celnymi uwagami, a teraz doszły do tego: cięta riposta, długoletnie przyjaźnie – czyli da się z nim wytrzymać, a także intrygująca przeszłość, która wywoływała w nim ukłucie zazdrości pomieszane z chęcią dowiedzenia się więcej.

- Przepraszam za nich. – odezwał się cichy jak dotąd James, przeczesując długie, czarne włosy. – Rzadko się widujemy, więc kiedy już dochodzi do konfrontacji, muszą nadrobić stracony czas.

Connor uśmiechnął się, odprężając na krześle.

- Nic nie szkodzi. Gdybyście wpadali na siebie częściej, Adam mógłby chcieć spełnić te swoje wymyślne groźby, a tak postaram się, żeby o wszystkim zapomniał. – Uniósł lewy kącik ust w geście pełnego cwaniactwa uśmiechu. Wiedział, że jego słowa mogą zostać zrozumiane nad wyrost, ale w tym momencie o to nie dbał. Wytrzymał kontakt wzrokowy z Arthurem, który ostatecznie poklepał Adama po plecach.

- Punkt dla ciebie, serduszko. Pokładam w tobie wszelkie nadzieje.

- Postaram się – zasalutował Connor, przykładając dłoń do czoła, nawiązując tym do krótkiej fryzury mężczyzny. Zachichotał pod nosem, gdy w zamian Mulat pogroził mu palcem.

- Łatwo to ty nie masz. Musisz wbić się w grafik Pana Sumiennego. – Miał zamiar dodać coś jeszcze, ale zmroziło go napastliwe spojrzenie przyjaciela. Nieomal jęknął z frustracji, gdy zdał sobie sprawę, że Adam znów ukrywa przed kimś to, kim jest. Oj nie, tym razem mu się to nie uda. Złapał za rękę swojego partnera, przytulając go do swojego boku, po czym wspólnie pożegnali się uprzejmie, nie oszczędzając Connorowi pocałunków w policzek. Na odchodnym Arthur odwrócił się, przemycając na twarzy chytry uśmieszek. – Adam, pamiętaj, że masz się zjawić za dwa tygodnie na spotkaniu Przywódców. Punkt piętnasta w biurze naszego Wodza. – Oczami wyobraźni zobaczył uniesioną w jego kierunku zwiniętą dłoń z wystawionym środkowym palcem, ale nic takiego się nie stało, mimo płonących złością dwukolorowych oczu przyjaciela. Z poczuciem spełnionego obowiązku i rugającym go partnerem u boku mógł wreszcie oddalić się spokojnie, zostawiając za sobą pożogę i zgliszcza. Był pewien, że przyjaciel jest bliski wybuchu, ale rozliczy się z nim później.

Tymczasem Adam wcale nie był aż tak wzburzony. Bardziej dotknęło go to, że sam nie powiedział Connorowi o sobie w dogodnym dla niego momencie, ale mówi się trudno. Pospiesznie spojrzał na chłopaka, nie chcąc, by choć jeden grymas umknął jego spostrzegawczym oczom. I wcale się nie zawiódł. Twarz Connora była na przemian biała jak płótno i czerwona jak zachodzące słońce. Chłopak ewidentnie nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Ale czemu mu się dziwić? Przez ostatnich kilka długich chwil wylewał wiadro pomyj na, jak się okazało, swojego rozmówcę, nie kryjąc się z żadną negatywną myślą. A teraz na zmianę zamykał i otwierał usta, lecz ostatecznie nie wydostał się spomiędzy nich nawet cichy jęk. Z kolei piwne oczy wyrażały więcej niż słowa mogłyby wyrazić. W głównej mierze zdawały się pytać: „Dlaczego mi nie powiedziałeś?”

Chęci do tego, by Adam pomęczył go dłużej brakiem odpowiedzi, rozpływały się niezauważalnie. Nie był sadystą.

- A chciałbyś przeprowadzić ze mną normalną, spokojną rozmowę, gdybyś wiedział wcześniej?

Connor zastanowił się chwilę, marszcząc przerwę między brwiami. Dopiero po chwili był w stanie wykrztusić cokolwiek.

- Raczej nie zrobiłeś zbyt dobrego pierwszego wrażenia, ani drugiego, cały czas posługując się posłańcami i bez dowodów oskarżając moich Braci. – zauważył rzeczowo, z całych sił starając się nie skrzyżować ramion w zamkniętej, obrażonej postawie. Nie chciał się kłócić, a już zwłaszcza po tym, jak nieświadomie opieprzył obiekt swoich ostatnich złości. Teraz mógł być co najwyżej obruszony i czekać na to, co zrobi jego rozmówca.

- Masz rację, nie zaczęliśmy najlepiej. Ale najwyraźniej los chciał, abyśmy wyłożyli karty na stół i poznali się w dosyć pokrętny sposób. – Wyciągnął jeden z papierosów, podpalając go postawioną na stoliku zapalniczką. Zignorował pełen dezaprobaty wzrok Connora, wzruszając ramionami. – No dobrze, ja miałem nad tobą przewagę, ale sam mi się wystawiłeś. Podałeś tyle informacji na swój temat, że domyśliłem się, kim jesteś. Zwłaszcza, że to ja wyraziłem zgodę na przyjęcie części twojego stada. – Z premedytacją użył sarkazmu, aby przekazać chłopakowi, że był nieuważny w udzielaniu mu szczątków wiedzy, które mogłyby narazić go na niebezpieczeństwo.

Connor nie mógł się z tym nie zgodzić. Z jednej strony wiedział, że to najprawdopodobniej kiedyś wyjdzie na jaw, ale zdecydowanie zbyt bardzo kontrolę przejęła nad nim ekscytacja nowo poznanym mężczyzną i chlapnął za dużo. Potrafił przyznać się do błędu, choć czuł, że wina leżała po dwóch stronach. Niemniej nie od niego zależało zachowanie Adama. Ze swojej strony mógł tylko przeprosić, co zrobił, spuszczając nieco głowę. I chwilę później uniósł ją gwałtownie, słysząc początek dobrze znanej mu piosenki z Dirty Dancing. Roześmiał się, czując opadające emocje i wstał, patrząc na Adama z wyzwaniem w oczach. Tym samym mógł wyjąć spomiędzy jego warg w połowie wypalony papieros.

- Coś ci obiecałem. A my, zające, dotrzymujemy słowa. – zaznaczył dobitnie, wskazując głową na parkiet. – Tylko nie próbuj ze mną unoszenia, bo źle skończysz.

Adam wyglądał na więcej niż zadowolonego. Dawno nie spotkał kogoś, kto tak wprost wymieniał jego wady, nie licząc jego przyjaciół. I celnie go punktował. A zarazem był oczywisty w swych działaniach – najwyraźniej nie przepadał za nikotynowym zabójcą i właśnie dobitnie pokazał to Adamowi, nie używając ani jednego słowa.

Ten dzień zaczynał się mężczyźnie coraz bardziej podobać. Pozwolił poprowadzić się Connorowi w strefę osób tańczących i w przebłysku kaprysu obrócił go dookoła własnej osi, ostatecznie kładąc lewą dłoń na jego biodrze. Palce prawej ręki wplótł w rude włosy chłopaka, zaskoczony ich miękkością. W zachwycie przesunął po półdługich, ognistych pasmach, uśmiechając się subtelnie, gdy usłyszał ciche pomrukiwania. Nabrał ogromnej ochoty na zobaczenie Connora w jego pośredniej postaci, ale wiedział, że na razie nie jest to zbyt rozsądne – w miasteczku mimo wszystko przebywali także zwykli ludzie. Nagły cosplay mógłby nie być łatwy do wytłumaczenia.

- Naprawdę lubisz moje włosy.

No i został przyłapany na gorącym uczynku. Zamiast skruchy w tym względzie, zdobył się na zgoła inne darowanie win. Będąc wyższym od Connora, pochylił się nad nim, niemal stykając usta z jego uchem. Czując delikatnie wydzielane zapachy Omegi zadrżał z przyjemności. W tym samym czasie przez ciało obejmowanego przez niego chłopaka również przetoczył się spory wstrząs, ale Connor nic z tym nie zrobił, więc Adam także nie zamierzał tak gwałtownie zmieniać ich relacji. Nadal pod tym względem był bliższy wstrzemięźliwości. Zwłaszcza po pamiętnym rozstaniu z Benjaminem, które gdzieś daleko kłębiło mu się w głowie. Kochał go, to było pewne, dlatego rozstanie tak bardzo bolało. Później jeszcze raz przeżył coś takiego i teraz był więcej niż ostrożny ze swoimi uczuciami. Nie oznaczało to jednak, że będzie odmawiał sobie flirtu, a tak się składało, że Tylor był naprawdę obiecujący. Pod wieloma względami.

- Przepraszam. – wyszeptał, ocierając ich skronie o siebie.

Piosenka zmieniła się na szybszą, zmuszając ich do oderwania się od siebie. Oboje zrobili to z lekką ulgą, mimowolnie posyłając sobie delikatne uśmiechy.

 - Every day is like a survival. You’re my lover, not my rival***.

Connor wybuchnął niepohamowanym śmiechem, zataczając się w ramionach Adama. Chętnie podsunąłby te słowa swojemu bratu, ale teraz to on tańczył swobodnie bez nadzoru jego stada, mogąc się wreszcie wyluzować. I choć wiedział, że jutro rano zacznie panikować, teraz dał się ponieść chwili. Wbrew pozorom jego pewność siebie była tak słaba jak ta u podmiotu lirycznego z piosenki, która teraz podziałała na wszystkich jak jakiś afrodyzjak. Z zaskoczeniem uskoczył w bok, gdy ktoś na niego wpadł, tym samym niechcący popychając inną, obściskującą się parę, która z wiadomych przyczyn nie była zbyt zadowolona „brutalną’ napaścią. Adam pospieszył mu z pomocą jak prawdziwy rycerz na białym koniu, przyciskając go do siebie mocno. Szybka myśl o odepchnięciu przebiegła przez głowę Connora, ale równie nagle zgasła.

- Ach, do cholery, niech się dzieje. – Objął go ramieniem wokół talii, wciskając głowę pod brodę mężczyzny. 



* Kenny Loggins - Footloose. - Singiel wydany w 1984 roku. Piosenka została umieszczona na ścieżce dźwiękowej do filmu Footloose oraz musicalu o tym samym tytule. (źr. Wikipedia).

**  Piosenka z 1987 roku, nagrana na potrzeby ścieżki dźwiękowej do filmu Dirty Dancing. (źr. Wikipedia).

*** Culture Club - Karma Chameleon.

6 komentarzy:

  1. Hej. Rozdział cudo. Na samym początku normalnie się zaśmiałam. Adam i jego starość połączona z desperacja i brakiem zamoczenia padłam. Podziwiam Connora za to,że tak potrafił się ogarnąć i nie zdzielił Adama za to ,że go okłamywał. Mam jednak nadzieję ,że Connor wróci jednak do tej sytuacji i gdzieś mu dowali za te oszukiwanie go. Pozdrawiam i życzę weny . W

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, no hejka. xD Najpierw przeczytałam cały Twój komentarz i aż mi się uśmiech na ustach nie zmieścił. xDDD
      Adaś to taki zapracowany mężczyzna. Nie ma czasu na sytuację typu "wracam skądś-tam, a w domu czeka na mnie partner". Niby lisek, niby cwaniak, a miękkie serduszko aż drży.
      No ba, Connor to pamiętliwa istota. xD
      Dzięki bardzo. ;3 Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  2. Hejeczka,
    cudownie wyszła ta randka ;) a ja myślałam, że wyciąga telefon aby wysłać smsa, żeby puścili tą piosenkę ;) ale Artur go wkopał, ale dobrze że nie mają już tajemnic... a może nasze wilczki będą czekały na Connora w kuchni z kawcią (soczek dla Matthewa) i wyglądali przez okno...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka, hejka. XD
      Eee, Adaś liczy na pomoc od losu. XD Arthur już się kiedyś pokazał, tak jak James - a dokładnie 10 lat temu w barze, gdy Ben przedstawiał im Matta. XD
      Hehe, zobaczysz. Na pewno Ben nie będzie siedział cicho. Nie ma szans. Języczek za bardzo go swędzi. 😂 XD
      Dzięki. ;3 Pozdrawiam serdecznie. XD

      Usuń
  3. Hejeczka,
    uwielbiam to opowiadanie... ale Artur wkopał Adama wyjawiając kim jest, ale dobrze się stało, fajki blee (nie znoszę je i wkurza mnie jak ktoś obok mnie pali, ale jak rodzina to mi nie przeszkadza ;D)... ale wspaniale wypadła ta randka...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka! XD
      Dzięki, hahaha. XD O, to ja mam podobnie - jak rodzina pali, to też mo to nie przeszkadza. Chociaż niewielu pali... Może dlatego nie robi mi to różnicy. XDD
      Hah, Connor już ustawia sobie Adama. No, ale nie może być zbyt długo różowo. Taki spoiler. ;)
      Dzięki bardzo. ;3
      Pozdrawiam serdecznie. XD

      Usuń