niedziela, 23 maja 2021

15. Wrogowie w miłości

Hejka! xD

Jak ostrzegałam tydzień temu - dzisiaj mamy opis, opis i jeszcze raz opis. Zamiast "15. Wrogowie w miłości" powinno być "Orzeszkowa tu była". xDDD Mam nadzieję, że to nie będzie zbyt wielką przeszkodą. Wolałam nakreślić historię dłuższym opisem, niż pozostawić wszystko w rękach dialogu. I na niego przyjdzie pora. xD

Troszkę się dowiecie, może zdziwicie. xD Na pewno wiele się rozjaśni. ;) Dziękuję za wszystkie komentarze i za to, że jesteście. ;3

Zapraszam na piętnasty "Wrogów w miłości". Pozdrawiam serdecznie i przepraszam za błędy!

-----------------------------------------------------------------------------------------

 

Konsternacja, zaskoczenie i niedowierzanie były tylko kilkoma z wielu emocji, jakie przewijały się na twarzach Bena i Matta. Niczego nie ułatwiał fakt, że Caleb zdecydowanie odmówił złożenia jakichkolwiek większych wyjaśnień do czasu przybycia Liama i kategorycznie zabronił informować go o tym, co się wydarzyło. Nie trzeba było posiadać tytułu geniusza, by wiedzieć, że miało to związek ze Zmiennym białego lisa. Aby uciąć wszelkie pytania, Connor zajął się sporządzaniem leku, do którego wreszcie miał wszystkie składniki. Chciał podziękować przywódcy sąsiedniego miasteczka, ale dowiedział się, że mężczyzna ponownie wyjechał w celach zawodowych i zjawi się dopiero w piątek lub sobotę. Nie było wyjścia, musiał poczekać. Zresztą ważniejsze było dla niego spotkanie z Panem Narcyzem, jak, według niego trafnie, zapisał w telefonie mężczyznę, który o mało co go potrącił. Od tamtego czasu wymienili ze sobą kilka wiadomości, w których Connor upewnił się, że błyskotliwe zjadliwości nie ugrzęzły na prymitywnych żarcikach z kręgu seksualnych podtekstów. Lubił te chwile, kiedy porcja leku gotowała się niespiesznie, a on, musząc jej pilnować, sięgał po telefon i zatapiał się w rozmowie. Było to naprawdę przyjemne, zważywszy na napiętą atmosferę w domu. Cal zachowywał się jak książę, nie kłopocząc się z nawiązywaniem konwersacji z – jak by nie było – właścicielami domu, w którym mieszkał. Był cichy, wręcz małomówny i potrafił przesiedzieć w pokoju cały dzień. Connorowi brakowało jego obecności, zwłaszcza teraz. Cierpiał, wiedząc, jak wiele chłopak poświęcił zarówno dla niego, jak i Liama, ale zamykając się w sobie nie poprawiał swojej sytuacji. Ben i Matt uważali go za zagrożenie i wiedzieli o nim tyle, ile dowiedzieli się od jego brata, czyli tak naprawdę niewiele. A prawda mogła zwalić z nóg.

Najbardziej istotnym było to, że gdyby nie szybka reakcja Caleba, Connor najprawdopodobniej już dawno zostałby przeznaczony do kopulacji z Alfami. Tylko sprytny rytuał pozwolił zamaskować prawdziwą naturę chłopaka, dzięki czemu wszyscy błędnie myśleli, że jest Alfą. Był młodszy od Sly’a o dwa lata, więc bardziej świadomy wszystkiego lis szybko podjął decyzję uratowania go przed zgubnym losem. Świetnie orientował się w obrzędach Pradawnych, wychowany w znacznej mierze przez fanatycznego wujka. Wtedy był mu naprawdę wdzięczny za nudne wykłady, które, wbrew jego wątpliwościom, naprawdę mógł wprowadzić w życie. Jedynym minusem był fakt okłamywania tego, na którym mu zależało, czyli Liama. 

Ich początki nie były łatwe. Z racji podobnego wieku, Caleb spędzał dużo czasu z Connorem, dlatego szybko złapali wspólny język. Obydwaj byli pretendentami do roli przywódców w swoich stadach, dlatego bardzo pochwalano ich dobre stosunki. W momencie postanowienia o związaniu go z Liamem, był gotowy wytoczyć wojnę swojemu wujkowi. Nie znosił przymusu, a jeszcze bardziej irytował go długouchy zając. Jak to często bywa z rodzeństwem przyjaciół, Liam trzymał się blisko Connora, a Caleb miał dosyć niańczenia chłopaka. Jednak wraz z dorastaniem, zachowanie młodszego Tylora zaczęło ulegać zmianie. Odciął się od rodziny, wyalienował i stał się kimś podobnym do samotnika. Zresztą trudno było mu się dziwić. Wyśmiewanie się z jego wyglądu i jawne prześladowanie nie nastrajały pozytywnie. I, o ironio, właśnie wtedy, gdy spełniły się prośby Caleba o tym, by Liam wreszcie się od nich odczepił, jego brak zaczął mu mocno doskwierać. Stało się to drażniące i uciążliwe, więc drwił z bruneta, posyłając w jego kierunku drobne uszczypliwości. Ich opiekunowie obrali to za dobry znak „końskich zalotów” i nie pytając o zgodę, związali rytuałem. Chcąc, czy nie, obydwaj musieli się do siebie zbliżyć. Siła tak zwanych ślubów, jakie na nich nałożono, wymagała bliskości. Dłuższa rozłąka odbijała się na nich złym samopoczuciem i stanem podobnym do lekkiego przeziębienia. Mówiąc wprost, usychali z tęsknoty. Jak łatwo się domyślić, ani jeden, ani drugi nie byli zbyt zadowoleni. Przynajmniej na początku. O ile po młodym, nastoletnim Calebie od razu było widać, że wyrośnie na wysokiego, mężnego Zmiennego i dobrego Alfę, o tyle Liam wyglądał ni mniej ni więcej jak patykowaty wypłosz. I wtedy nastąpił okres dojrzewania. Ciało Tylora ustabilizowało się proporcjonalnie. Choć nadal nie był zbyt wysoki, nie można mu było odmówić zgrabnej figury. Dziecięce rysy pozostały delikatne na długi czas. Sercowata twarz dopiero później jakby schudła, a jednak nieodparty urok z każdym rokiem przybierał na sile. Och jakże Caleb lubił żartować z niego, że wygląda dziewczyńsko, napawając się zaciekłą miną i dłońmi zwiniętymi w pięści. 

Kwestią czasu było, gdy doszło między nimi do pierwszej poważniejszej wymiany zdań. Zadbali o to, by nie mieli zbyt wielu świadków – w końcu należeli do znamienitych rodów. Dlatego też cieszyli się z tego podwójnie, gdy rzucili się na siebie, szybko przechodząc do głębokich pocałunków. Nieobserwowani przez natrętnych Zmiennych, popuścili hamulce, dotykami doprowadzając się do najczystszej przyjemności. Żadnego poczucia winy. Nikt nie wiedział o ich małej „wpadce”. Dopiero za czwartym razem ich ostrożność wyparowała. Nęcący zapach Liama w pewien słoneczny, letni dzień, sprawił, że Caleb odrzucił na bok obecność osób wokół. Do tej pory pamiętał dokładnie, w co ubrany był młody Zmienny zająca. Rybaczki do pół łydki odsłaniały wciąż szczupłe nogi, a luźna koszulka zabarwiona małymi plamami potu zdawała się delikatnie powiewać, roznosząc dalej i dalej zapach parującej od gorąca skóry. Coś wstąpiło w Caleba. Choć stał daleko, dokładnie widział, jak Liam wyczuł jego spojrzenie i w momencie zetknięcia się srebrnych tęczówek z zielonymi, napięcie seksualnie dosłownie wybuchło. Świat zatrząsł się w posadach, a oni, w pośrednich postaciach, całowali się zajadle na oczach co najmniej tuzina swoich braci. Później zgodnie ustalili, że to nie był zbyt dobry pomysł, tak jakby ktokolwiek byłby w stanie ich wówczas rozdzielić lub zatrzymać. Jednak od tamtej pory wzajemne zainteresowanie okazywali sobie w bardziej prywatnych warunkach, oficjalnie docinając sobie i ignorując. Młody Liam, zafascynowany tym wszystkim, był o wiele bardziej otwarty dla Caleba, dlatego bardzo cierpiał, gdy białowłosy niekiedy traktował go ostro lub powiedział coś, co przeczyło zupełnie jego zachowaniu sprzed chwili. Jak na zawołanie potrafił obejmować go czule, aby w momencie ukąsić go zjadliwym komentarzem. Nastoletnie hormony robiły swoje, a Cal mimo wszystko nie traktował Liama poważnie. Dlatego przerażało go to, jak bardzo go do niego ciągnęło, więc reagował atakiem. A Tylor, jak to młodziak, szybko mu to wybaczał. 

Mijały lata i na wszystko przychodziła pora. Na tolerancję Liama także. Zdawał sobie sprawę, że coś jest na rzeczy między Calebem a jego bratem, jednak długo oszukiwał się, że chodziło o „męskie sprawy”, cokolwiek to znaczyło. Chłopak wrzucał wszystko to tego worka: bliskie kontakty z powodu bycia Alfami, wspólne tematy o kierowaniu stadami, wypady wieczorami w celu naradzenia się w kwestii rozwoju ich wioski. Każda wymówka była dobra. Do czasu, aż pchany ciekawością, trafił za nimi do hotelu o wdzięcznej nazwie Rozkoszy Lotosu. Akurat przebywał wtedy w mieście oddalonym od peryferii jego miasteczka o kilkanaście kilometrów. Znajome postacie znikające za rogiem mocno go zaintrygowały, więc pobiegł za nimi. Prawda okazała się okrutna i tak nieprawdopodobna, że musiał katować się swoją szpiegowską rolą niemal rok, aby wreszcie do niego dotarło, co się dzieje. Choć wewnętrznie skręcał się i drżał w płaczu, obiecał sobie, że tym razem nie wybaczy. I w swym postanowieniu wytrwał. Niedługo później nastąpiła ta nieszczęsna Noc Pełni i nareszcie uwolnił się od konieczności patrzenia i przebywania w towarzystwie dwóch osób, które kochał i znienawidził.

Caleb nie mógł powiedzieć mu o jego małym sekrecie. Bał się, że chłopak zdradzi się, nawet niechcący, a wtedy zarówno Liam jak i jego brat znajdą się w poważnych tarapatach. To nie tak, że mu nie ufał. Gdy jego czuły zmysł odkrył, że Connor jest Omegą, szybko podzielił się swymi przemyśleniami z samym zainteresowanym. Jak mógł przypuszczać, chłopak nie od razu mu uwierzył. Musiało minąć trochę czasu, by wspólnymi siłami połączyli comiesięczne gorączki ze zbliżającym się terminem ustalenia przynależności do danej grupy. Connor bez dwóch zdań był Omegą. Jego sylwetka nie miała charakterystycznych cech Alfy. Może i było to głupie, jednak różnica między nim a Calebem była na swój sposób znacząca. Zmienny lisa był wyższy i już po swojej Nocy Pełni wyraźnie emanował aurą przywódcy. Nie miał sztampowych szerokich i umięśnionych pleców, ani nie był mocniej zbudowany. Po prostu w jego postawie, twardo stawianych krokach i wydzielanemu zapachowi ciężkiego nasienia, nie do pomylenia z niczym innym, dało się od razu stwierdzić, kim jest. Z kolei Connora ciągnęło do medycyny, zajmowania się innymi. Choć starał się, był dobrym strategiem, to raczej tę umiejętność wykorzystywał w łączeniu leków i pomysłów uzdrawiania. Brakowało mu dyrygowania innymi, co dla Caleba było już od najmłodszych lat czymś tak naturalnym jak oddychanie. Nie pachniał tak, by być „niewidocznym”, by Sly go nie wyczuwał. Wręcz przeciwnie, Zmienny lisa często pytał go, czy używał jakichś babskich żeli do mycia. W efekcie wykorzystali te sztuczne perfumy. I póki nimi można było zatuszować niewygodną prawdę, usypiając czujność podejrzliwych Alf, zyskali na czasie, by coś wymyślić. Gdyby to wyszło na jaw, mogli sobie tylko wyobrazić wściekłość przywódców. Zważywszy na to, jak rzadkim okazem były Omegi, chłopcy z przerażaniem boleśnie zdali sobie sprawę, jak skończy Connor. Nie miało znaczenia to, że był synem Wodza. Konserwatywnego Wodza. Dobrze wiedzieli, jaki był z niego skurczybyk i nie mieli zamiaru podporządkowywać się choremu planowi, istnej rzezi rozpłodowej. Mieli dwa wyjścia. Mogli poprosić o zerwanie rytuału między Calebem a Liamem na rzecz Connora, tłumacząc się związkiem dwóch silnych Alf. Niestety, w późniejszym czasie, gdy starszy z braci naprawdę okazałby się Omegą, byłoby to dla niego równie niebezpieczne – na pewno zostałby zmuszony do masowej reprodukcji. Poza tym Cal nie chciał rozstawać się w ten sposób z Liamem. Był świnią, owszem, i zasługiwał na najgorsze, ale nie mógł wyobrazić sobie, że nic go już nie łączy z młodym Zmiennym

Dlatego wymyślili inny plan, który zakładał nałożenie na Connora skomplikowanego uroku, rytuału. Jego efektem było całkowite zamaskowanie prawdziwej natury. Najwyraźniej Pradawni też nie byli tacy święci. Zapisana przez nich Książeczka zawierała historię o tym, jak oszukać partnera. Możne rody zawsze dążyły do tego, by łączyć się w pary z kimś bardziej majętnym. Dlatego niektórzy celowo posługiwali się dobrze znanym im obrządkiem. Dla przykładu – pewna kobieta koniecznie chciała poślubić bogatego władcę dalekiego stada, jednak wiedziała, że jako Alfa nie ma szans, gdyż tradycja jej lubego zakładała związanie się wyłącznie z Omegą zdolną do wydania na świat dziedziców. W swej postaci także mogła zajść w ciążę, choć było to rzadziej spotykane i na wstępie dyskwalifikowało ją w oczach tamtej Rodziny. Z tego powodu poddała się ceremonii i używając konkretnych składników, „przemieniła się” w Omegę. Kilka lat po ślubie, gdy była już szczęśliwą mamą długo wyczekiwanego dziecka – trudy zajścia w ciążę tłumaczyła zmianą otoczenia, klimatu i czego się dało – zdecydowała się dezaktywować rytuał.

Oczywiście zdarzały się też odwrotne przypadki zamiany Omegi w Alfę i z tym też chłopcy mieli do czynienia. Dobrze przygotowani i skrupulatnie otoczeni zapleczem piśmiennym w postaci notatek, przeprowadzili własny rytuał z pozytywnym skutkiem. Cieszyła ich zwłaszcza możliwość wycofania wszystkiego w najbardziej odpowiednim dla nich momencie, choć nie przypuszczali, z jak wielkim obciążeniem będzie się to wiązało. Okazało się bowiem, co doczytali znacznie później, że rzucający rytuał nie mógł być osobą, która chciała zmian. W przypadku kobiety z Książeczki, jej pomocnicą była owdowiała matka. Dlatego to na Caleba spadł obowiązek doprowadzenia akcji do szczęśliwego finału. Z racji tego, że on sam miał nałożony na siebie inny urok, wynikł pewien konflikt magiczny. W efekcie Connor co miesiąc przechodził ruję, w zaspakajaniu której ktoś musiał mu pomagać. Skoro sekret znał tylko on i Cal, nie było innej opcji. Zmienny lisa zmuszony był pomagać przyjacielowi i żyć z zżerającym go poczuciem winy zdrady Liama. I choć wmawiał sobie, że żaden głupi rytuał nie ukształtuje jego uczuć, nie przywiąże w silnym i stałym uczuciu, sam w to nie wierzył. A potem przyszedł ten nieszczęsny moment, w którym okazało się, że Liam także jest Omegą. Na szczęście dla nich wszystkich, zdołał wykorzystać chaos i uciekł, zanim przywódcy, z pewnością oszołomieni, zdołali zareagować i go złapać. Nie, żeby go nie szukali. Kto by się spodziewał, że nabyte przez lata umiejętności chłopaka do wynajdywania skutecznych kryjówek, a także spryt, wyciszanie swojej aury przed dokuczającymi i prześladującymi go członkami stada, okażą się dla niego ratunkiem.

Tylko jedna osoba pośród wszystkich Zmiennych stała wówczas na środku w bezruchu, potrącana przez innych. I choć duszę rozpierała ulga i spokój, serce rwało się na strzępy. Caleb do tej pory pamiętał, jak przyjaciel położył mu dłoń na ramieniu, ściskając je w wiele mówiącym geście wsparcia. Odwzajemnił go, pokrywając drżące palce własnymi. Obydwaj stracili kogoś bliskiego. Sly dobrze wiedział, że cały czas dawał Liamowi powody do tego, by go znienawidził. Gdy byli sami, zachowywał się spokojniej, bardziej naturalnie, ale z tyłu głowy tkwiła mu myśl, że w każdej chwili ktoś może ich nakryć, dostrzec, usłyszeć. Był między młotem a kowadłem. Niby rody lisów i zajęcy połączyły się, ale on nadal mimo wszystko był rozliczany ze swojej roli prawowitego przywódcy. Jego bracia patrzyli mu na ręce i cały czas obserwowali, czy poddał się swojemu partnerowi nikt nawet nie brał pod uwagę tego, że Liam okaże się Omegą. Oczywistym było, że chcieli, aby Caleb był mimo wszystko dominującym Alfą w związku. Dlatego też on wykreował dla nich kogoś takiego, publicznie degradując młodego Zmiennego, naśmiewając się z niego lub głośno myśląc, na jakie sposoby może go zniewolić w łóżku. Nieśmiały wówczas Tylor nie miał na tyle odwagi, by sprzeciwić się takiemu traktowaniu. Z czasem zaczął się do tego przyzwyczajać, a nawet puszczać mimo uszu. Był niczym ofiara przemocy domowej. Pozwalał partnerowi kpić z niego na forum innych, wybaczając wszystko, gdy Caleb całował go do utraty tchu, kiedy wreszcie byli sami. Dopiero po dłuższym czasie, mając około siedemnastu lat, czyli na krótko przed ucieczką, powiedział sobie zdecydowane „dosyć”. Był już nieco bardziej dojrzały i choć kochał, a serce bolało, wolał znikać z domu na długie godziny, włócząc się po okolicy. Praktycznie zaprzestał spotkań z rytualnym partnerem. Wiedział, że gdy nadejdzie odpowiedni moment, będzie zmuszony do zatwierdzenia związku, jednak nie zamierzał tego ułatwiać. Czasami pozwalał sobie na użalanie się nad sobą i płacząc, zagryzał wargi, zadając sobie pytanie: Dlaczego to on został wybrany do tej roli? Odpowiedź była banalnie prosta. Jego ojciec miał nadzieję, że Connor zwiąże się z kimś „ważnym” i tym samym powiększy stado, łącząc je z tym drugim. Liam miał tylko scementować pakt między zającami a lisami. Pionek idealny. Nie oczekiwano od niego wielkich rzeczy. Odrzucany przez własną Rodzinę, ignorowany przez ojca, wykorzystywany przez partnera. Dlatego prawdziwym szokiem była dla niego zmiana otoczenia i ciepłe przyjęcie zupełnie obcych mu osób w Westmore. Powiedzenie, że obcy nierzadko jest lepszy od rodziny, nabierało bogatego sensu.

Caleb miał szansę przekonać się, co do tego, że Liam był w dobrych rękach i żaden "zły lis" tego nie zmieni – czego Sly doświadczał na każdym kroku. Cały czas przywódcy sfory dawali mu odczuć, jak bardzo są mu niechętni. I mimo wiedzy Evansów która była wybrakowana i dziurawa, czego był pewien z zasłyszanych informacji, podpuszczając ich nieco na temat zażyłości między nim a zającem, nie mógł zaprzeczyć, że są gotowi rozerwać mu gardo, jeśli powie coś niewłaściwego o chłopaku. Nie miał nawet takiego zamiaru, ale lubił ich denerwować, sprawdzając, czy i kiedy pęknie struna, którą sukcesywnie naciągał. Miał wrażenie, że już kilka razy udałoby mu się nawet pobić z Benjaminem, lecz czujny Connor z niedorzecznym radarem w sobie, idealnie wyczuwał punkt kulminacyjny i wkraczał między nich.

Caleb zmęczony tą bezowocną walką wyszedł na zewnątrz, siadając ciężko na jednym z drewnianych schodów prowadzących z werandy na podwórko. Nareszcie nadeszła środa, a wraz z nią szansa na spotkanie się z Liamem. Sly nie wątpił, że rytualny partner został już poinformowany o jego obecności. Partner, zaśmiał się cicho, rozluźniając nienagannie surowe rysy twarzy. Nikt na niego nie patrzył, więc mógł poczuć się sobą. Tacy z nas partnerzy, jak z koziej dupy trąbka, warknął, zginając lewe kolano, które oparł o bok domu. Objął je ramionami i przytulił do niego policzek. 

Od dnia, w którym Liam dostał swojej rui, rytuał, który został nałożony na niego i Caleba stracił swą moc. W normalnych okolicznościach, o ile za takowe można uznać pobyt w Mistissini, nakazano by im wzajemne oznaczenie się. Tym samym zostaliby związani naprawdę, bez możliwości zerwania więzi. Teraz jednak nie było mowy o czymś takim. Z kolei Connor, choć przezornie spryskiwał się dostępnymi w sklepach hormonami Alfy, zaczął wydzielać właściwe Omedze zapachy. Jeżeli wilcze Alfy cokolwiek zauważyły, były w tej kwestii bardzo skryte i zachowawcze. Sly wyraźnie czuł, że ich eksperyment zaczynał wymykać się spod kontroli.

Ucieczka od despotycznego ojca, brak napięcia spowodowanego pilnowaniem się i dbaniem o to, by się nie zdradzić, a także jawne zainteresowanie Connora niedawno spotkanym mężczyzną – to wszystko razem sprawiało, że rytuał zaczął się sam wymazywać. Caleb nie miał pojęcia, że te dwie sprawy nałożą się na siebie, a przez to sprawią, że jego moc zacznie wrzeć mu w żyłach. Przez wiele lat dzielił ją na dwa wyczerpujące go magicznie obrzędy, więc kiedy spora jej część znów zaczęła należeć do niego, czuł ją w każdym mięśniu i najmniejszej nawet kosteczce. Dlatego wolał wyjść na zewnątrz, nie musząc okazywać swej słabości innym.

Było już późne popołudnie. Po Liamie nie było ani śladu, ale Connor dyskretnie poinformował go, że chłopak przyjedzie lada chwila. I faktycznie, minęło dziesięć minut po osiemnastej, gdy na posesję wjechał srebrny samochód prowadzony przez nieznanego Calebowi mężczyznę. Zmienny lisa wpatrywał się uporczywie z aroganckim uśmieszkiem w szybę, po stronie której widział zarys sylwetki Tylora. Niespiesznie wstał i skrzyżował ramiona na klatce piersiowej w wyzywającym geście. Przypominał kowboja czekającego na pierwszy ruch swojego przeciwnika. Nie ruszył się z miejsca nawet wtedy, gdy właściciele domu minęli go, szybkim krokiem kierując się ku swojemu ulubieńcowi. Connor stanął za nim, ciekawy rozwoju sytuacji. Rytuał między jego przyjacielem a bratem przeterminował się, jednak on miał dziwne wrażenie, że to nie miało znaczenia, a wręcz pomogło. Intuicja rzadko kiedy go zawodziła. Dlatego niemal wstrzymał oddech, gdy Liam, po serii ostrzegawczych spojrzeń w kierunku Caleba, wreszcie odważył się do niego podejść.

- Proszę, proszę, a któż to wreszcie się tu pofatygował? Znudziło ci się leżenie i bycie pasożytem u krewniaków lisa? – Liam podszedł do linii schodów, jednak został na trawie. Niepokoiło go ciepło, jakie zapłonęło w jego wnętrzu na widok blondyna. A może miało to coś wspólnego z zapachem? Czego on używał, do cholery?

- Powiedział to ktoś zwijający się na łóżku w podnieceniu przez ostatnie siedem dni. – Odgryzł się sprytnie Cal, unosząc prawą brew. W odbijaniu piłeczki był mistrzem i nim też się poczuł, dostrzegając zwężające się w złości zielone oczy Liama. Dwaj przywódcy stali w bezpiecznej odległości, ale w każdej chwili byli gotowi interweniować, co wnioskował po ich napiętych sylwetkach. Głupcy, jakby mogli sprzeciwić się Pradawnemu – pomyślał, przenosząc zainteresowanie z powrotem na bruneta. Nie spodziewał się zbyt wielkiej zadziorności po chłopaku. Zapamiętał go raczej jako spokojnego i ułożonego, dlatego mocno wstrząsnęły nim słowa wypowiedziane z pewnością i zaczepnością.

- W tej kwestii miałem akurat doskonałą pomoc.

Pośrednia lisia forma chyba jeszcze nigdy tak szybko nie wyszła na wierzch z Caleba. Gdy patrzył na zaskoczonego sytuacją Kyle’a swoimi płonącymi gorącym złotem oczami z pionowymi kreskami, nie panował nad wydobywającą się z niego przytłaczającą aurą.

Benjamin spiął się, dyskretnie wysuwając przed młodego Betę. Był pewien, że w razie konieczności przebywający w przybudówce Thomas błyskawicznie przybędzie partnerowi z odsieczą. Nie był zwolennikiem konfrontacji Liama i Cala już teraz, ale odwlekanie tego nie miało najmniejszego sensu. Poza tym Zmienny zająca nie był przestraszoną, cichą kupką szaro-burej sierści. Gdyby teraz Ben wtrącił się wraz z Mattem, mógłby oberwać rykoszetem, więc wolał pełnić rolę uważnego słuchacza. Drgnął lekko, kiedy silna aura zelżała nieco. Caleb najwyraźniej się uspokoił, jednak przeczyło temu jego ciało. Chłopak zdecydował się zejść tych kilka schodów w dół, by z poziomu jednego stopnia obserwować Liama z góry.

- Kłamiesz, zajączku. – wymruczał gardłowo. Bez skrępowania wyciągnął dłoń i owinął nią kark Tylora, przyciągając go do siebie. Wykorzystując element zaskoczenia, wsunął nos w jego czarne jak noc włosy i zaciągnął się zapachem. – Jesteś przyjemnie chłodny, więc nie robiłeś tego z nikim. Pachniesz jak kwiaty wiśni, ale to twój naturalny zapach, nie jego. – Zauważył słusznie, popatrując na Kyle’a znad ramienia Liama. – I dobrze wiesz, co to znaczy. – Odsunął się, by objąć wzrokiem całą twarz bruneta. Kciukiem pomasował kość policzkową chłopaka, opuszkami palców masując okolice karku. Dobrze pamiętał czułe punkty na ciele Liama i teraz wykorzystywał tę wiedzę. Z przyjemnością obserwował walkę, jaka rozgrywała się w szalenie szmaragdowych tęczówkach, dlatego póki szala nie przechyliła się na jego niekorzyść, zaszarżował, gotowy ponieść konsekwencje. Nie przerywając kontaktu wzrokowego, pochylił się i zrównał poziomem z lekko otwartymi ustami Tylora. Nie czekał na jakikolwiek przyzwolenie. Po prostu zbliżył ich do siebie i sekundę później całował Liama z dawno uśpionym pragnieniem. Obezwładniający dotyk warg sprawił, że nieostrożnie przymknął oczy i to go zgubiło. Stanowcze odepchnięcie posłało go boleśnie na schody. Nie mógł pozwolić sobie na okazanie zaskoczenia, dlatego roześmiał się złośliwie, siadając. Nie przestał chichotać nawet wtedy, gdy wszyscy, jeden po drugim, mijali go, wchodząc do domu.

Przesadziłeś, usłyszał tuż przy swoim uchu, rozpoznając głos Connora. Czy faktycznie to zrobił? Pospieszył się i zaszedł za daleko? Cóż, miało to swoje dobre strony. Na własnej skórze przekonał się, że nałożony na niego niegdyś rytuał był tak naprawdę niepotrzebny. Między nim a Liamem było coś więcej. Gdy powiedział o tym, że chłopak emanuje słodkim, kwiatowym zapachem, reakcja Alfich przywódców była aż nazbyt czytelna. Niedowierzająca, ale jednak nabierająca podejrzeń. Był pewien, że oni nie wyczuwali od Liama żadnego zapachu. Z jednej strony rytuał sam o to zadbał. Gdy połączył ich razem, automatycznie inne Alfy nie miały dostępu do Tylora, a także jego feromonów. Jednak teraz nic nie stało na przeszkodzie, by Ben czy Matt dostrzegli w nim Omegę pełną piersią. Tym bardziej po przejściu przez niego rui. A jednak zapach nadal był dla nich niedostępny.

Caleb wsparł się na dłoniach, wstając. Konfrontacja jawiła mu się w kolorowych barwach.

6 komentarzy:

  1. Hej. Rozdział świetny. Mogłabym czytać i czytać. Dużo się wyjaśniło i juz wszystko wiadomo.ale żeby nie było zbyt nudno ,to Caleb musiał pokazać tą swoją przewagę i pewność siebie. Dobrze ,że Liam się mu nie dał i go odtrącił. Myślę ,że Caleb będzie musiał się bardzo postara,żeby zdobyć Liama. Pozdrawiam i czekam da dalszy rozwój wypadków .w

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka! xD
      Dziękuję. ;3 Oj tak, Caleb jest bardzo pewny siebie. Ma słabsze dni, ale raczej nie wychodzi ze swojej roli chłodnego dupka. xD
      Liam nie jest taki łatwy, ale ma miękkie serce. Koniecznie muszę przedstawić tę sytuację w jego oczach. Wtedy łatwiej będzie mi ograć jego zachowania. Mimo wszystko stara miłość nie rdzewieje. xD
      Pozdrawiam serdecznie! xD

      Usuń
  2. Hejka,
    nigdy nie zdążam z komentarzem w poniedziałek... ale mogłam trochę dłużej pomyśleć nad komentarzem...
    no co ty? daleko Ci do Orzeszkowej xD po za tym zamiast trzech minut czytania miałam pięć i pół ;D
    wiesz co? zdałam sobie sprawę, że to piętnaście a w zasadzie szesnaście tygodni temu opublikowałaś pierwszy rozdział "Wrogowie w miłości", jak ten czas leci...
    "Chciał podziękować przywódcy sąsiedniego miasteczka, ale dowiedział się, że mężczyzna ponownie wyjechał w celach zawodowych i zjawi się dopiero w piątek lub sobotę." - o tak podziekujesz Adamowi Connor już nie bawem... ale też wyjaśniło się dlaczego Adam był na tej drodze, bo wracał od nich... no i właśnie mamy nakreśloną sytuację co działo sie w przeszłości Caleba, Connora i Liama, jak tutaj miały się wszystkie sprawy, o tak Caleb zabrakło Liama kręcącego się obok to już odczuwałeś jego brak... ;) ale podoba mi sie taki zadziorny Liam i więcej go poproszę...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka, hejka! XD
      Oj, tam. Spontaniczny komentarz to dobry komentarz. A gdy mogę poczytać sobie wiadomości w różnych dniach, to też jest super. ;3
      Gdybym puściła wodze opisu, to mielibyśmy jakiś reportaż. XD Byłam mistrzem w laniu wody, a na studiach to się tylko pogłębiło - filologia polska uczy płodzenia wielkich elaboratów. XD
      Haha, a wiesz, że gdy dodawałam ten rozdział, pomyślałam dokładnie o tym samym? Biorąc pod uwagę to, jak wolno szło mi dodawanie notek 'Właściwej drigi', obecna sytuacja jest wręcz zjawiskowa. XD
      Adam nie wracał od Evansów. On ma zadanie do wykonania, dlatego tak kursuje. Ale wszystko się wyjaśni. Jeszcze nie teraz i nie w najbliższym czasie. Ależ jestem tajemnicza. XDD Adam już wcześniej dał się poznać Connorowi - nie bezpośrednio. Jednak teraz Tylor go nie poznał... Nawet nie wywąchał. ;> I na to też będzie wytłumaczenie.
      Liam ma pazur, oj tak. Postaram się mu go nie podciąć. Choć może być trudno w obliczu snującego się za nim Caleba.
      Dzieki!xD
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  3. Hejeczka,
    oj nie było tak źle, miałam dłuższą przyjemność czytania, a nie tak jak zawsze ledwo zaczynam, a tu już koniec rozdziału... xD jak dla mnie mogą być i dłuższe ;)
    och Connor podziekujesz, podziekujesz Adamowi i to już nie bawem, ciekawa jestem tego ich spotkania, reakcji, że przywódca sąsiedniego miasteczka jest tym "panem narcyzem"... wspaniale przedstawiłaś tą przeszłość naszej trójki, całkiem nie ciekawa sytuacja, można porównać do "między młotem a kowadłem", ale właśnie Connor mógł liczyć na pomoc Caleba, tylko że Liam cierpiał na tym najbardziej, tym bardziej że nic nie mówili więc wnioski sam wyciągnął sobie, och zadziorny Liam... więcej go poproszę... niech nie pozwoli Calebowi wejść sobie na głowę, niech okaże się diabełkiem o angielskiej twarzy ;) i tak nasze alfy będą bronić zajączka...
    jeszcze tylko czwartek, piątek, sobota i znów będzie niedziela ;)
    Dużo weny życzę i pomysłów...
    Pozdrawiam serdecznie i cieplutko Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejeczka! XD
      Hahaha, okej, zapamiętam, że nie masz nic przeciwko dłuższym opisom. XD Powiem Ci, że nawet fajnie mi się to pisało. Myślałam, że będzie gorzej, że zabraknie słów lub zamotam się w tym wszystkim, ale chyba nie wyszło źle. Zawsze jest to jakieś poboczne rozwiązanie na wyjaśnienie sytuacji. XDD
      Póki co chłopaki się nie zorientują, że oni to oni. Będą mieli lepszy start. Mam już taki szkic ich spotkania. Sama jeszcze nie wiem w stu procentach, jak ich poprowadzę, ale wena rządzi się swoimi prawami. Lepiej nie mieć wielkich planów, bo spontaniczny pomysł czasami bywa lepszy. XD
      Tak jest, na tym wszystkim najbardziej cierpiał Liam. Stado z niego drwiło, brat niezbyt się nim interesował - raczej spędzał czas z przyjacielem, a Caleb też nie kwapił się do bliższych kontaktów. No, ale dorośli, wyjaśnili sobie trochę rzeczy. Nie muszą sobie wybaczać, ale sytuacja zmusiła ich do przebywania blisko siebie, więc trzeba jakoś w swoim towarzystwie żyć i się nie pozabijać. XDD
      Hahaha, szybko leci tydzień. Dopiero co wrzucałam rozdział. A muszę ruszyć do przodu z pisaniem. XD
      Dzięki. ;3
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń