niedziela, 4 kwietnia 2021

9. Wrogowie w miłości

Hejka! xD

Jak się macie? U mnie OK! xD

Wpadłam w dziki szał oglądania Boku no Hero Academia. xD Dlaczego tak późno odkryłam to anime? Deku jest super. xD Zielone włosy rządzą!

Dobra, dobra, trzeba poskromić emocje, bo dla naszych chłopaków nie wystarczy. Choć tak patrząc na dzisiejszy rozdział... Od razu muszę Was przeprosić za przerwanie rozdziału w - być może - bardzo niefajnym momencie. Zazwyczaj tego unikam, ale... Tak wypadło. Przepraszam! xP

Korzystając z okazji chciałabym Wam życzyć spokojnych, udanych Świąt spędzonych w rodzinnym gronie. Dużo ciepła, radości, a przede wszystkim zdrowia i nie poddawania się! A w poniedziałek świetnych wodnych akcji bitewnych z sukcesami na Waszym koncie! 🐣 Wszystkiego najlepszego życzą też nasi Zmienni: 🐰 🦊 🐺 

Zapraszam Was na dziewiąty rozdział "Wrogów w miłości". Przepraszam za błędy i pozdrawiam Was serdecznie!

-----------------------------------------------------------------------------------------

 

Tymczasem Matt udał się do dużego pokoju, w którym przebywali jego rodzice. Chciał poinformować o przebudzeniu się ich gościa. Odkąd Ben się odnalazł, musiał znosić ich rozbawione spojrzenia i ciche rozmowy, które wygasały, gdy tylko pojawiał się w pobliżu. Tak jak teraz, więc jedynie nacisnął nasadę nosa, uspokajając się.

- Obudził się. Sugerując się jego zachowaniem śmiem twierdzić, że odmrożenia nie spowodowały większych szkód ani na jego ciele, ani umyśle. – Nie umknął mu chichot matki, która chyba zbyt wiele sobie wyobraziła. Ojciec jedynie poklepał go po ramieniu, wskazując ręką skórzaną kanapę obitą w ciemną zieleń. Z westchnieniem opadł na miękki mebel, przypominając sobie fotel, który tak polubił w Westmore. Ależ za nim tęsknił. – Mam nadzieję, że szybko wytłumaczy się z powodu swojej wizyty i zdąży odjechać, zanim jeziora będą całkowicie nieprzejezdne.

Mina Josuy mówiła coś w stylu „I mam uwierzyć, że tego chcesz?”, więc odwrócił od niego wzrok, skupiając się na szklanym stole. Był mu wdzięczny, że o nic nie pytał podczas ich niedawnej drogi do domu. Pozwolił mu na łzy, potem szloch, ciche łkanie, a nawet pewną apatię, która trwałaby dłużej, gdyby nie lekkomyślność Benjamina. O wilku mowa – pomyślał przewrotnie, widząc wchodzącego do pokoju mężczyznę. Ubrania, które dla niego przygotował, były nieco przykrótkie, ale nie mógł mu dać tych, które znalazł w samochodzie Bena, gdyż obecnie suszyły się po praniu. Mocno opięta koszulka w kolorze granatu podkreślała ładną sylwetkę Zmiennego, odsłaniając dekoltem kawałek szyi, na której, z trudno ukrytą radością, dostrzegł wisiorek, który mu podarował. Automatycznie jego wzrok powędrował na nadgarstek mężczyzny i tym razem nie opanował delikatnego uśmiechu. Szare oczy skierował niżej, na trzymaną w dłoni bruneta książeczkę i rozpoznając tytuł, uniósł zdziwiony wzrok na Benjamina. Szary wilk wykrzywiał wargi w taki sposób, jakby coś go bolało i dopiero teraz dotarł do Matta zapach krwi. Pospiesznie wstał, chcąc sprawdzić, co się stało, ale brunet powstrzymał go ruchem dłoni, nakazując pozostanie w miejscu, w zamian odwracając się w stronę pary Alf.

- Zapewne wiecie, w jakim celu tutaj przybyłem. I nie będziecie zdziwieni, gdy powiem, jakim sposobem trafiłem do tego pokoju, nie będąc tu nigdy przedtem. – Jego głos nie zdradzał ani krztyny zawahania. Był świadomy i pewny tego, co chce zrobić, a raczej, co już zaczął. Ze spokojem sięgnął do kieszeni spodni, wyjmując pierścień Samuela. – Nie zostawiłby mi go pan, gdyby nie wiedział, że darzę Matta szczerym uczuciem, więc nie zamierzam nikogo rozczarować. Korzenny zapach, jaki u niego czuję od naszego pierwszego spotkania, kusi mnie i mówi, że znalazłem kogoś ważnego. A wilk we mnie pragnie połączenia równie mocno, jak ja. – Odważył się spojrzeć partnerowi w oczy i zrobić kilka kroków w jego kierunku, stając przed oszołomionym Mattem. – Mam nadzieję, że ty także odczuwasz te sensacje na mój widok i wiesz, co one znaczą. Możemy nie być Alfą i Omegą, ale to nie oznacza, że nie jesteśmy partnerami, którzy odkryli w sobie nierozerwalną więź, emocje… miłość. – Opadając na jedno kolano wyciągnął pierścień w ten sposób, by włożyć go na palec blondyna. Dopiero teraz jego ręce lekko zadrżały. Nie wiedział jak nazwać uczucie, które ogarnęło go, gdy młody Zmienny przytaknął i zakrył dłonią usta, a szare oczy zwilgotniały ostrzegawczo. Och, a może to było wzruszenie? – Dlatego, Matthew Davisie, synu Samuela i Victorii, Alf i przywódców watahy wilka białego, zgodnie z prastarym rytuałem połączenia powołuję się na jego słowa i za cenę życia przysięgam wypełniać je do końca swych dni. Staję się twoim i tylko twoim. Podążę za tobą wszędzie, zaufam ci i prócz własnego serca, oddaję w twe ręce moją duszę, która cię umiłowała. Wszystko wygłaszam bez przymusu, z własnej woli, zgodnie z prawdą. – Z ulgą przyjął wyciągniętą w jego kierunku dłoń Matta, którą ujął mocno, by na serdeczny palec wsunąć ciężki, srebrny pierścień. – Jeżeli słowa to tylko wstęp, przyjmij też, jako pełną lojalność, moją żywą służbę twej osobie – powoli, aby nie urazić bolącego miejsca, zdjął koszulkę, ukazując pod nią prowizorycznie założony plaster. Zacisnął zęby i zerwał go, a zapach krwi rozniósł się po całym pokoju. Wykwitające na policzkach Matta rumieńce i jawne już łzy były dla niego najwspanialszymi emocjami. Pozwolił mężczyźnie na podniesienie go do góry, by obaj mogli spojrzeć sobie w oczy. Z fascynacją śledził czuły dotyk opuszków przesuwających się wokół zaognionej rany, którą niedawno sobie zrobił. Niegdyś rytuał przeznaczony był tylko dla Pradawnych Rodów, jednak z czasem jego moc rozprzestrzeniła się dalej, a kochankowie pragnęli składać sobie wieczyste przysięgi, by nikt nie mógł ich rozdzielić. Wiązało się to z tworzeniem herbów rodowych każdego stada, które partnerzy wypalali na ciele. Nie miało znaczenia, czy obaj wzajemnie przyjmą te ważne insygnia, gdyż wystarczyła inkantacja lub, jak w przypadku wilków, ugryzienie w szyję drugiej osoby, aby para była sobie oddana po kres ich dni. Z czasem zaprzestano tak drastycznych środków rytualnych, zarówno ze względu na krótsze życie Zmiennych, jak i to, że większość gatunków była sobie naprawdę wierna. Ci, którzy preferowali otwarte związki i tak nie pozwoliliby sobie na „zaobrączkowanie”. Jednak zdarzały się przypadki, takie jak tutaj. Ben nie chciał kogoś innego, a jednocześnie pragnął, by Matt nigdy w niego nie zwątpił. Nie znał innego sposobu, aby mu to udowodnić.

Łkający nadal blondyn złożył delikatny pocałunek obok wypalonego znaku, jakim były wpisane w okrąg kontury wilka na tle gór. Takie same, jakie znajdowały się na ich skarbie rodzinnym, szabli założyciela ich watahy. Nie był w stanie powiedzieć chociażby słowa, gdy mocno ściśnięta krtań szczypała go boleśnie od wybuchu płaczu. Ilekroć próbował wyznać Benowi, że ten jest kompletnym szaleńcem, zwariowanym wilczurem i jego najwspanialszym przyszłym mężem, głos wiązł mu w gardle. Dlatego spojrzał w te cudne, jasnoniebieskie oczy, przesyłając w swoich szarych tyle uczucia i miłości, ile był w stanie. Najwyraźniej było tego całkiem sporo, gdyż nawet Benjamin nie wygrał ze wzruszeniem.

- Ben – wyszeptał tak cicho, że sam ledwie to usłyszał, po czym jedną ręką odgarnął swoje niesforne loki na bok, naprężając zachęcająco szyję. Dla pewności skinął głową, zapraszając mężczyznę, by ten podwójnie przypieczętował ich związek. I kiedy obok swego ucha usłyszał głośne i wyraźne „Kocham cię”, a zaraz po nim mocne ukąszenie i towarzyszące temu mrowienie wpuszczanej esencji partnerstwa, ugięły się pod nim kolana. Jak przez mgłę miał świadomość tego, że Benjamin go podtrzymuje, a na wpół wilcze i ludzkie kły zagłębiają się bardziej w jego kark. Słyszał swój przeciągły jęk i dosłownie oślepł od ekstazy, jaką wywołała w nim eksplozja uczuć. Miał ochotę krzyczeć i szlochać, zemdleć i biegać w wilczej postaci, zanurzyć się w lodowatej wodzie i wejść w ogień, a przede wszystkim rozebrać się i oddać temu mężczyźnie. Resztkami świadomości docierało do niego, że przecież wciąż byli tu jego rodzice i choć nie byli im przeciwni, raczej nie chcieli zostać i oglądać swojego syna podczas stosunku. Kiedy więc był w stanie znów coś zobaczyć, ucieszył się, że w pokoju zostali sami, co oznajmił jękiem palącej potrzeby na ustach. Zatrząsł się na specyficzne uczucie, gdy Benjamin wyciągał swoje kły, liżąc opiekuńczo zabliźniającą się powoli ranę. Miał nadzieję, co przyznał przed sobą ze wstydem, że symbol na piersi Evansa nie zagoi się bez śladu, ale gdy na niego spojrzał, zauważył, że zaczerwienienie lekko przybladło, lecz kontury były wyraźne. Najpewniej był to wynik rytuału, gdyż w innych okolicznościach umiejętność regeneracji uleczyłaby skaleczenie. Z dziką satysfakcją zdał sobie sprawę, że jego oznaczenie także nie zniknie. Ben był jego, a on był Bena. Na zawsze!

- Matt, należysz do mnie…

Drżące z podniecenia słowa wstrząsnęły ciałem mężczyzny po koniuszki włosów. Elektryzujący dotyk chropowatych dłoni naznaczonych pracą stolarską pobudził członka w jego spodniach, wypychając je mocno. Musieli zmienić pokój. Koniecznie! Tylko jak to zrobić, gdy pożar płonący w jasnoniebieskich oczach wwiercał jego nogi w podłogę? Zdecydował się na prowokację, bo jak inaczej podkręcić napiętego i gotowego do ataku drapieżnika, jednocześnie kryjąc go przed wzrokiem niepożądanych osób?

Ostrożnie wycofał się, utrzymując kontakt wzrokowy.

- Masz ochotę na zabawę w berka? Czuję niedosyt twojej gonitwy za mną. Wtedy zabrakło ci sił, a teraz… Pospiesznie rzucił się w stronę drzwi, gdy Ben zawarczał ostrzegawczo. Udało mu się ominąć stół, jednak brunet był o wiele sprytniejszy, dopadając go z drugiej strony. Krzesło, do którego został przyciśnięty, wbijało mu się w żebra, a głośny protest zagłuszył brutalnie wciśnięty w jego usta język. Bóg jeden wiedział, jak bardzo pragnął poddać się tym męskim dłoniom, które bezwstydnie zakradały się pod jego ubranie, obejmując plecy. Starał się nadążyć za tempem pocałunku, ocierając się o biodra Evansa, jednocześnie niepostrzeżenie zmieniając ich pozycję tak, bo to on był tym, który więził. Wysunął udo w górę, wyczuwając pod nim twardy członek i zaczął go delikatnie stymulować. Miał nadzieję, że uśpi tym jego czujność, choć sądząc po jękach, bliżej temu było do rozbudzania bestii. Dlatego musiał działać. Uniósł powieki, które nawet nie wiedział kiedy przymknął i z satysfakcją zauważył, że Ben nieco się uspokoił, zadowolony oddaniem kontroli. Z jednej strony czuł rozczarowanie, że muszą poczekać jeszcze chwilę, ale z drugiej gra wstępna lub kara, jaką otrzyma, z pewnością wszystko mu wynagrodzą. Już bez przykrości przerwał pocałunek, nie odsuwając się jednak daleko. Gdy szeptał, ich usta ocierały się o sobie.

- Już raz ci się wywinąłem. Zastanawiam się, czy jesteś zdeterminowany na tyle, by znów mnie złapać? – Nie czekał, aż mężczyzna zrozumie sens tych słów. Ze zwinnością godną baletnicy wywinął się z uścisku i w kilku krokach pokonał odległość dzielącą go do wyjścia. Gdy znalazł się na korytarzu, usłyszał mocne przekleństwo i już wiedział, że Ben tak łatwo mu nie odpuści. Mijając rzędy kwiatów ustawionych w wysokich, betonowych donicach obejrzał się przez ramię i bezgłośnie jęknął, widząc depczącego mu po piętach partnera. W przebłysku świadomości zdołał dostrzec płonące złotem tęczówki. Dreszcz ekscytacji skumulował się w jego lędźwiach. W tym momencie, gdyby Ben zdołał go złapać, nie przejmowałby się nakryciem ich przez kogokolwiek. Po prostu rozłożyłby przed nim nogi na jednym z długich i szerokich parapetów i błagałby o więcej.

Biorąc ostry zakręt nadział się na kant ściany i syknął, czując piekące otarcie. Łzy zakręciły mu się w oczach, ale jego główny pokój był tuż tuż! Wyciągnął rękę w kierunku klamki i raz jeszcze spojrzał za siebie. Tych kilka sekund dekoncentracji kosztowało go poniesienie porażki, gdy wraz z mężczyzną wpadli razem do wnętrza pomieszczenia. Zawirowało mu w głowie, gdy roztrzęsiony z pragnienia Ben pchnął go na białe, drewniane drzwi. Uderzył w nie z taką siłą, że plecami zamknął je głośno, a huk ogłuszył go na kilka sekund. Nie zdążył wykonać najmniejszego ruchu, przygnieciony silnym ciałem partnera. Świszczący oddech naznaczony jeszcze biegiem owiewał twarz Matta, a wilcze oczy zwęziły się niebezpiecznie.

- Mój posiłek nigdy nie ucieka. – Gwałtowność, z jaką zaatakowane zostały usta blondyna, rozbudziła w nim dawno skrywane pragnienie pełnej wolności. Chciał się zatracić w tym uczuciu i móc zapomnieć się, pozwolić odzierać z wstydu i hamulców. Benjaminem kierowało teraz wiele rzeczy na raz. Przede wszystkim dzika żądza, która aktywowała się z chwilą połączenia z partnerem. Drugą istotną kwestią było to, że z dużą mocą dotarły do niego zapachy, jakie emanowały z Matta. Delikatna, rodzicielska nuta nęciła ego Alfy, krzycząc mu w myślach Chcę go zapłodnić, chcę go posiąść! Wszystko w nim zdawało się drżeć na samą myśl o rozlaniu się we wnętrzu mężczyzny, dlatego siłą rozwarł jego uda i przesuwając nim po drzwiach, uniósł go wysoko. Nawet się nie zachwiał, przyciągając Matta do siebie i wykonując półobrót, skierował się do stojącego pod oknem łóżka. Na zaskoczony okrzyk zareagował prychnięciem, rzucając blondyna na posłanie, w pośpiechu pozbywając się swoich spodni. Podejrzewał, że gdyby miał je dłużej na sobie, musiałby je rozerwać na strzępy. Odrzucił na bok granatowy koc ułożony w nogach łóżka, zrzucając go na podłogę w kolorze dojrzałej wiśni. Nie miał zamiaru ekscytować się teraz zapachem mężczyzny unoszącym się z każdego kąta, mebla czy przedmiotu, ani tym bardziej podziwiać wystroju wnętrza. Przecież czekała go uczta!

Z wprawą wszedł na miękki materac, uginający się pod jego ciężarem. Z zadowoleniem patrzył na pozbywającego się górnej części ubioru Matta, jednak gdy dłonie zacisnęły się na spodniach, zainterweniował. Miał pewien plan, a nie mógł okazać się miękkim, gdy jego własny partner wolał bawić się w berka. Powoli nacisnął na klamrę paska, zwalniając mechanizm, po czym pociągnął za całość. Matt musiał unieść biodra, by skórzany dodatek wyszedł ze wszystkich szlufek. Nie zwrócił uwagi na to, kiedy duże ręce dobrały się do zamka spodni, z zachwytem ponawiając ruch bioder, gdy materiał jeansów opuszczał jego talię. Czuł, że uzależni się od tego głodnego wzroku spoczywającego na nim podczas jego wygięć i skrętów lędźwiami.  Benjamin działał na niego jak afrodyzjak. Zwłaszcza po ugryzieniu czuł się wyjątkowo złączony z tym szarym wilkiem, bezbłędnie odczytując jego pragnienia. Mimo że wiedział, co go zaraz czeka, nie mógł zapanować nad odchyleniem głowy do tyłu z krzykiem rozkoszy na otwartych lekko ustach. Palce naciskające go na żebra,  obojczyk, bawiące się i skręcające włoski pod pachami, a następnie wędrujące do nadgarstków posłały impuls do sączącego soki penisa. Wiedział, że przy tak intensywnym pożądaniu nie minie długo, by osiągnął spełnienie. Dlatego też po chwili przyjemności otworzył szeroko szare oczy, patrząc niepewnie w znów jasnoniebieskie tęczówki.

- Wilk we mnie jest ważny i uwielbia cię całego, ale to nie on, lecz ja chcę się z tobą kochać. – Szczęśliwy uśmiech na wargach partnera dodał mu pewności siebie. To, że na powrót był w ludzkiej formie, nie równało się z mniejszą namiętnością i gwałtownością. O czym miał wkrótce przekonać Matta. Pochylił się do niego, składając czułe pocałunki na szczęce i skroni, jednocześnie unieruchamiając jego dolne partie, gdyby przyszło mu do głowy odrzucenie jego planu. Szybkim ruchem sięgnął po skórzany pasek Matta i sprawnie przewiązał go wokół metalowego, kratowanego zagłówka. Owinął nim nadgarstki mężczyzny, po czym zacisnął automatyczny mechanizm, rozkoszując się chwilą. – Nie szarp się tak, bo zrobisz sobie krzywdę. – Pieszczotliwie pogładził go po policzku, z uśmiechem wytrzymując gromy cisnące się z szarych oczu. – Spokojnie, to tylko mała kara. – Przysunął się do ucha Matta, obejmując wargami miękki płatek. – Zniewolony, wyglądasz tak cholernie ponętnie. – Ustami powtórzył wędrówkę swoich rąk, zaczynając od nadgarstków, a skończywszy na pachwinach Davisa. Nimi zajął się w szczególności, raz za razem wciskając szczękę we wrażliwe punkty. Teraz, kiedy blondyn był unieruchomiony, mógł wreszcie zdjąć z niego spodnie, które wcześniej zostawił na wysokości połowy ud. Oswobodził długie, mocne nogi ze zbędnego materiału i ścisnął je w silnym uścisku dłoni. Może i Matthew dąsał się na niego w tej chwili, ale na pewno nie będzie żałował. Zresztą, nie pozwoli mu na takie myśli. A raczej nie da mu zaprzątać sobie tej uroczej główki zbędnymi informacjami.

Na początku Matt poczuł się nieco niepewnie, co starał się ukryć pod warstwą złości. Jednak z każdą chwilą jego oddech przyspieszał, a skurczone mięśnie twarzy rozpogadzały się, ustępując miejsca rozluźnieniu. Z niecierpliwością oczekiwał dalszych kroków, prosząco wypatrując, aż Benjamin wreszcie zajmie się nim odpowiednio. Jeżeli miał zamiar torturować go delikatnym kąsaniem i drażniąco muskać podbrzusze, to faktycznie był perfekcyjnym katem. Starał się wypychać ku niemu biodra, choć za każdym razem dłonie mężczyzny przyciskały go do materaca.

- Proszę… Ben, proszę – Zdołał zainteresować go na tyle, by spojrzał w górę. I tylko tyle się zmieniło. Subtelne pocałunki wokół pępka pobudzały go niemiłosiernie, a sączący się z twardego członka śluz łączył się cienką nitką z brzuchem. Niemal zakwilił, gdy bujne loki bruneta zniknęły niemal całkowicie między jego nogami, które Ben ochoczo rozchylił. Towarzyszący temu dotyk wokół wrażliwej dziurki odebrał Mattowi oddech. Tak bardzo chciał złapać się pod kolanami i otworzyć szerzej. Zamiast tego mógł jedynie unieść nieco tyłek, wypinając się zachęcająco. – Błagam, Ben, poduszka!

Zawadiacki uśmiech Benjamina rozjaśnił mu twarz, gdy rozciągając się na łóżku, zanurkował pod wspomniany przedmiot, wyjmując spod niego słoiczek z lubrykantem.

- Lubimy się niegrzecznie bawić, co? – Nie miał pojęcia, skąd czerpał opanowanie, którego brakowało mu jeszcze chwilę temu. Odkręciwszy pojemnik, nabrał na niego sporą ilość maści i zapatrzył się na otwierające się na niego wejście. Ostrożnie wsunął w nie jeden palec, badając kąt, pod którym najlepiej byłoby mu pracować. Ciche postękiwania odebrał jako pozwolenie do dalszej penetracji, więc bez zbędnych pytań dodał drugi palec i pochylił się do drgającej męskości Matta. Krzyk, jaki doleciał do jego uszu, był najwspanialszą melodią. Na przemian ssąc i pieprząc go palcami, obserwował każdy grymas, każdą zmarszczkę na twarzy blondyna. Dlatego też jego chciwość i gwałtowność sprzed chwili znów ożyła. Jednym szarpnięciem zaprzestał rozciągania, tym samym wypuszczając spomiędzy ust gotowego do orgazmu członka.

Matt był mu dozgonnie wdzięczny. Nie był w stanie ostrzec go przed osiągnięciem spełnienia, zdolny jedynie do przeciągłych jęków. Kiedy zauważył, co się święci, przyjął to z wielką ulgą. Wilgotny penis Bena zetknął się z nim i w tym samym momencie wdarł głęboko, wyrywając z jego gardła pojedynczy krzyk. Zdradziecka łza wypłynęła z prawego oka, a on zakołysał biodrami, poruszając się na zatrzymanym w bezruchu twardym penisie Bena.

- Tylko… nie p-przestawaj. – Zająknął się. Gdy silne ramiona objęły jego szyję, a mężczyzna, naparł na niego mocno, zmieniając pozycję na taką, by wbijać się w niego szybkimi, głębokimi pchnięciami, zatracił się zupełnie. Niemal zgięty w pół, niezdolny do okazania mu najdrobniejszych pieszczot, wił się niedbale pod partnerem, ocierając nadgarstki. Przeklęty pasek uniemożliwiał mu ruchy. Z udręczeniem rejestrował dotyk dłoni Bena na swoich sutkach, a gdy zajęły się jego penisem, zapłakał otwarcie.

- Jesteś okrutny, tak bardzo okrutny. – Szlochał, mocując się z zapięciem na rękach. Dorobi się przez to siniaków, tego był pewien, ale desperacko pragnął dotknąć mężczyzny, odwdzięczyć się pieszczotami, a nie był w stanie! Równocześnie raz za razem Ben trafiał w jego prostatę, dogadzając mu ręką, a on mógł tylko leżeć i czerpać przyjemność. Rozmazany pod powiekami obraz nie mógł mu jednak przysłonić zmartwionej miny Evansa. Spocona twarz czerwona z wysiłku przesunęła się w górę, gdy mężczyzna oderwał ręce od ciała Matta i ostrożnie go oswobodził. Wypuszczone, zaczerwienione nadgarstki natychmiast owinęły się wokół jego szyi, a zgrabne dłonie nacisnęły na jego kark, przyciągając go do miażdżącego pocałunku. W tym momencie świat blondyna przysłoniła mgła, a on zajęczał wprost w wargi mężczyzny. Z wąskiej szparki na jego penisie wytrysnęła sperma, sięgając jego szyi, znacząc białymi śladami także tors Benjamina. Musiało minąć kilka chwil, by drżący członek plasnął na lewą pachwinę, wciąż nieco pobudzony. Matt oddychał głęboko, uspokajając szaleńczy oddech. Dlatego nie od razu zauważył bardzo istotny szczegół, o który musiał zapytać kochanka. – Dlaczego nie doszedłeś?

Utkwiona w szyi blondyna głowa zakołysała się, a z krtani Evansa wyszedł nerwowy śmiech.

- Prawie ci się udało, Matty, ale chciałem zachować siły na drugą rundę.

Brwi Matthew zmarszczyły się groźnie. Na razie był zbyt zmęczony, by odpowiedzieć, więc pozwolił Benowi opaść obok niego, przekrzywiając szyję tak, by mógł na niego spojrzeć. Uspokajające głaskanie po brzuchu wprawiło go w senny nastrój, ale nie mógł pozwolić na to, by ktokolwiek uważał, że jest kiepskim kochankiem, który nie potrafi zaspokoić własnego partnera. Dlatego zebrał w sobie wszystkie siły i obrócił się przodem do Bena.

- A skąd ta pewność, że będę miał ochotę? – Odparował ostro na wcześniejsze słowa.

Mina Evansa mówiła, że właśnie czekał na te słowa. Niespiesznie wyciągnął dłoń, kładąc ją na gładkim policzku Matta i z czułością przejechał po nim, zatrzymując się na klatce piersiowej, w miejscu, gdzie nadal szybko biło serce. Miłość, jaką przelał na swe oczy i ciepły uśmiech, rozlała się gorącym żarem w blondynie, który miał wrażenie, że zakochał się na nowo.

- Bo chcę, abyś był moim pierwszym.

8 komentarzy:

  1. Hej. No powiem ci ,że ten rozdział był bardzo gorący.chociaz moment, w którym Ben wyznawał dlaczego tu jest i wykonał rytuał był taki romantyczny. Matt ma zadziorna nutę, ale wydaje mi się,że bardziej jest jednak romantykiem. Za to widzę ,że Ben lubi trzymać w napięciu. Ciekawe kto jeszcze tak lubi robić ? Serio w takim momencie ,to było bardzo okrutne;). Życzę ci również wesołych świąt. Co do dzisiejszego dnia to raczej 1:0 dla pogody. Deszcz na zmiane ze śniegiem:(. Pozdrawiam w.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka! xD
      Haha, Ben poruszył w sobie nutę romantyka. ;) Oj zgadzam się z Tobą, że Matt potrafi pokazać pazurki, ale tak naprawdę jest absolutnym miśkiem. Oczywiście ma swoje zdanie, potrafi postawić na swoim, ale woli oddać swoje światło reflektorów na partnera. I za to go uwielbiam. ;3 Ben z kolei lubi niekiedy pokazać miękko stronę, ale tylko w przypadku sam na sam z partnerem. Ale kiedy popuści wodze swojego wilka... oh, girl! xD
      O, to ja się łączę! U mnie do południa było pięknie, po południu ruszył wiatr, a obecnie mam białe podwórko i śnieg zacina jak oszalały.
      Dziękuję Ci ślicznie i pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  2. Hejka,
    Ben och tak pokazałeś, że zależy Ci bardzo na Matt'hcie, ale za skończone w takim momencie to normalnie powinnam... tak przysięga, a potem mała gonitwa dodała pikanterii...
    Multum weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka! xD
      *ukrywa się* No ja wiem... przerwałam w złym momencie. Ale nadrobię to w przyszłym rozdziale, obiecuję. xD Haha, chłopaki chcieli trochę pobiegać. Taka gra wstępna przed gubieniem kalorii... xDDD
      Dziękuję! ;*
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  3. Hejeczka,
    no wiesz co... w takim momencie kończyć... agrh... ale trzy dni tylko, więc może wytrzymam... ale postawa Bena mi naprawdę się spodobała, widać że o Matt'cie myśli poważnie... bo ta przysięga i sama końcówka...
    no jaka tam u Ciebie pogoda, bo u mnie wczoraj poladał śnieg... tulipany mi wyszły, a tutaj takie coś...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka! xD
      Haha, wiem, jestem niedobra. xD Ale uroczyście przysięgam, że warto czekać na kolejny rozdział. xD Ben musiał zagrać w ten sposób, bo Matt byłby w stanie go sobie odpuścić, głuptas jeden.
      O kochana, u mnie wczoraj sytuacja pogodowa wyglądała tak, że co 20 minut miałam zimę, jesień i wiosnę. xD Lata zabrakło, niestety. Mnie magnolia zaczęła wypuszczać, a tu śnieg. Mama kupiła dwa krzaczki borówek i chyba zbyt szybko ich nie wsadzi w ziemię. xD
      Dziękuję. ;3
      Pozdrawiam serdecznie! xD

      Usuń
  4. To było piękne. Moment przysięgi doprowadził mnie do łez wzruszenia, a potem to już było jedno długie westchnięcie. Podobała mi się ta zabawa w berka. I jak dobrze, że mogę od razu czytać kolejny rozdział. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka. XD Sama radość, jak ma się kilka rozdziałów na raz. XD
      Chłopaki postanowili trochę wrócić do czasów dzieciństwa i pobawić się w berka. A że są dorośli, to go urozmaicili. XD Super, że Ci się podobało. ;3

      Usuń