niedziela, 25 kwietnia 2021

12. Wrogowie w miłości

Hejka! xD

Dzisiaj znów troszkę później. # ubiegłym tygodniu jakoś udało mi się dodać rozdział. Teraz już mam nowy router, więc jest super. 

Mam dla Was małe ogłoszenie - być może za tydzień nie pojawi się rozdział. Nie jest to pewne, jednak wolę Was wcześniej poinformować. Nałożyło się kilka spraw, więc możliwe, że na szczęśliwą trzynastkę (13 rozdział) poczekacie 2 tygodnie. Może jakoś uda mi się pogodzić te rzeczy, ale, jak wspominałam, istnieje ryzyko. ;) Do piątku będę piętnasty dzień w pracy ciągiem i podejrzewam, że sobotę prześpię. xD A i zostało mi tylko kilka rozdziałów na zapas, więc w weekend majowy chcę trochę podgonić historię. Z góry bardzo Was przepraszam.

Zapraszam na dwunasty rozdział "Wrogów w miłości". Przepraszam za błędy i pozdrawiam Was serdecznie!

-----------------------------------------------------------------------------------------

 

Wbrew ogromnej niechęci, Matt musiał przyznać, że ich gość naprawdę znał się na medycynie, choć był dosyć młodym Zmiennym. W końcu szkolił się od najlepszych, był Pradawnym i odziedziczył po nich wiele notatek. Podczas badań uprzedził Bena o tym, że muszą przebrnąć przez część ginekologiczną. Nie było innego sposobu. Pomimo szczegółowych notatek Harper, mężczyzna chciał postawić własną diagnozę, a przy okazji upewnić się, że nowe życie formujące się w Matthew jest bezpieczne i prawidłowo się rozwija.

Przy pomocy starszego Alfy przenieśli ukryty w bagażniku sprzęt, podłączając go w wolnym pokoju. Niedługo później aparatura szumiała cicho, a chłodny żel wylany na brzuchu przyszłej mamy rozpływał się po odsłoniętej skórze, rozmazywany za pomocą głowicy podobnej do słuchawki podłączonej do niewielkiego komputera. Badanie USG wykonywali w całkowitej ciszy. Dopiero pod koniec Connor mruknął cicho, jakby aprobująco. Podał Mattowi kilka kawałków papieru, samemu biorąc jeden, by oczyścić narzędzie pracy. Sprzęt zapiszczał i po chwili Connor trzymał w palcach wydrukowane zdjęcie dziecka.

- Chcecie znać płeć? – Uśmiech zagościł na jego twarzy, tym samym dając znać przyszłym rodzicom, że póki co wszystko jest w porządku. Widział po ich minach, że nie są przekonani i wcale im się nie dziwił. W międzyczasie zdążył przeprowadzić z nimi krótki wywiad, z którego dowiedział się o poprzednich poronieniach. – Niespodzianka to też świetna opcja. Choć z jednej strony rozumiem wasze obawy przywiązania się do pociechy – i strach o utratę jej, dodał w myślach – z drugiej jestem zdania, że to może was wzmocnić psychicznie. Wiedza i poczucie więzi napędzi chęć przetrwania. Poza tym myślenie, że dziecko to nie „ono” lecz „on” lub „ona” uruchomi pragnienie życzeniowe. Z psychologicznego punktu widzenia pacjent może wmówić sobie, że mu się poprawia, a organizm zareaguje regeneracją. To jak?

Mężczyźni wymienili między sobą spojrzenia. Kryły się w nich strachy i lęki, ale teraz także stanowcza decyzja. Dlatego gdy skinęli w kierunku Connora, złapali się mocno za ręce.

- Gratuluję, panowie. Będziecie szczęśliwymi rodzicami chłopca – wyciągnął przed siebie dłoń ze zdjęciem, wręczając je Benowi – i dziewczynki – sięgnął po kolejne wyniki badań, tym razem podając je Mattowi.

Bliźnięta w przypadku Zmiennych wilka nie były jakoś wyjątkowo rzadkim zjawiskiem… o ile chodziło o Omegi przystosowane fizycznie do mnogich ciąż. Zatem ryzyko w przypadku Evansów było naprawdę spore.

- Uspokójcie się, proszę. – Connor wzdrygnął się, czując nagłe natężenie ciężkiego nasienia, jakie intuicyjnie musiało uruchomić się w przywódcach, reagując na stres. – W Mistissini może i nie miałem możliwości wykazania się swoimi lekarskimi umiejętnościami, lecz z powodzeniem przyjąłem wiele porodów ludzkich. No i… – zająknął się, spuszczając głowę – bez wiedzy swojego stada prowadziłem ciąże brzemiennych mężczyzn innych gatunków, którzy wydali na świat więcej niż jedno dziecko. Rekordem był poród ośmioraczków u partnerów więzi. Z kolei inne, podobne wam przypadki, uświadomiły mi, że szczerze podziwiam Alfy za ich poświęcenie. – Powoli, nieśmiało jak na niego, odważył się unieść wzrok, napotykając nieodgadnione spojrzenia mężczyzn. Cokolwiek sobie myśleli, nadal byli do niego wrogo nastawieni. I nie był pewien, czy czuł się z tym dobrze. Porody, które zdarzały się w jego stadzie, były traumatyczne. Omegi traktowano chłodno, jeżeli chodziło o uczucia. Troszczono się o nie do momentu wydania na świat potomstwa, dawano tydzień odpoczynku i przekazywano w ręce innej Alfy, by znów zapłodnić. Nic dziwnego, że nowym dzieciom zanikały cechy Omegi, skoro matki były słabe i wyeksploatowane. Głównie rodziły się Bety, co w oczywisty sposób nie zadowalało ojca Liama. Teraz jednak Connor miał do czynienia z wilkami, które przeszły bardzo wiele i to na nich musi się skupić. Był więcej niż pewny, że może im pomóc, jednak to wiązało się z monitorowaniem stanu zdrowia Matta i dziecka aż do momentu rozwiązania. Gdy podzielił się z mężczyznami tą rewelacją, nie wyglądali na przesadnie szczęśliwych. No tak, czego mógł się spodziewać po tym, co usłyszeli z ust Liama? Że przyjmą go z szeroko rozłożonymi ramionami? Trudno, musieli przełknąć jego sprawy z bratem i pomyśleć o sobie, jeżeli wreszcie zamierzali zostać rodzicami.

- Nie jesteś tutaj zbyt mile widziany i gdyby nie obecna sytuacja, wyprosiłbym cię nawet przez okno. – Benjamin nie krył się ze swoją niechęcią. Wiedział jednak, że nie powinien wtrącać się między Tylorów. – Opowiedz nam, jakim sposobem nasza lekarka, utalentowana zresztą – poczuł się w obowiązku do stanięcia po stronie Harper – nie potrafiła poradzić sobie z ciążą Matta, a ty z taką pewnością twierdzisz, że dasz radę?

Connor wzruszył ramionami, zakładając nogę na kolano.

- Nie mnie oceniać, dlaczego ona nie była w stanie tego dokonać. Z mojej strony wynika to z dosyć nieprzyjemnego obowiązku patrzenia na nasze zajęcze Omegi wycieńczone porodami i ratowanie przyszłych wszelkimi możliwymi sposobami. Uwierzcie, że bycie pod presją dwóch szalonych przywódców potrafi odkryć w sobie niebywałe zdolności. – Patrzył wojowniczo na Bena, czując się pewniej z wiedzą, że może tu zostać. Na razie nie przejmował się tym, jak załatwi sprawę ze swoim stadem w kwestii nieobecności. – Zarówno w przypadku naszych Omeg jak i w twojej – zwrócił się w stronę Matta – chodzi o słabą krzepliwość krwi. I choć wasza sytuacja wiąże się z ograniczeniami Alf, które raczej mają jedno potomstwo, wniosek jest wspólny. U ciebie organizm nie wytrzymuje obciążenia, podobnie jak u naszych Omeg, choć, jak wspominałem, u nich chodzi o zbyt częste… dopuszczanie. – Skrzywił się mocno na to zwierzęce określenie, prostując się na zajmowanym krześle. Sięgając po długopis i bloczek papieru ukryty w przepastnej kieszeni białego fartucha, który założył przed badaniem, zaczął sporządzać notatki. – Muszę dopasować do siebie odpowiedni lek i zdecydowanie potrzebuję informacji, czy w waszych Rodzinach miały miejsce podobne przypadki. Mam nadzieję, że znajduję tutaj sklep z ziołami? – Podniósł głowę tak gwałtownie, że jego przydługawa grzywka wpadła mu do oczu. Pozbył  się jej eleganckim ruchem długich palców.

- W centrum jest niewielki sklep, ale szczerze powiedziawszy nasi sąsiedzi, rude lisy, są bardziej zaopatrzeni. Z natury interesują się biologią, zielarstwem… Sam rozumiesz.

Connor odetchnął z ulgą. Musiał przeczekać niedzielę, ale jego zapał nie ostygł. Niezbyt uśmiechało mu się szukanie potrzebnych składników w trudno dostępnych jaskiniach, na bagnach lub pośród górskich szczytów. Oby lisi Zmienni interesowali się zielarstwem na przyzwoitym poziomie. Będzie musiał skontaktować się z tamtejszym przywódcą. Liczyła się każda chwila. Z tego, co zdołał się dowiedzieć, do poronień Matta dochodziło najczęściej w połowie trzeciego miesiąca, więc teoretycznie mieli dwa tygodnie. Czternaście dni pracy i przebywania pod jednym dachem z nienawidzącym go bratem. Czy mogło być piękniej?

~o~

Oczywiście, że mogło. Na prośbę Connora w kwestii powrotu Caleba do Mistissini, biały lis zareagował delikatnie mówiąc negatywnie, po czym rozłączył się w środku rozmowy telefonicznej. Od tamtej pory nie odbierał nawet wiadomości, albo czytał je, nie zamierzając odpowiadać, choć pisał z telefonów Alf. Rezultat był ten sam.

Rudowłosy wielokrotnie usiłował zagaić rozmowę ze swoim bratem, jednak najwyraźniej los postanowił wypiąć się na niego także i w tej sprawie. Na domiar złego zbliżały się urodziny Liama, więc kumulacja trudnych zdarzeń wydawała się wzbierać na sile. Chyba dopiero teraz dotarło do niego, że za kilkanaście dni jego brat nabędzie zdolności rozrodczych. W piękny, słoneczny poranek informacja ta szarpnęła jego żołądkiem tak intensywnie, że piekący przełyk i napad bólu głowy wykluczyły go ze śniadania. A co, jeśli Alfy wilka celowo przetrzymywały Liama tutaj, by w razie niepowodzenia z ciążą wykorzystać go do roli surogatki? Na pewno na to nie pozwoli! Siłą sprowadzi Caleba i będzie walczył. Nasilającemu się bólowi głowy zaczęły towarzyszyć kolejne fale nudności, tym razem wywołane dziwnym zapachem, który roznosił się po jego tymczasowym pokoju. Na szczęście dosyć szybko się ulotnił, zabierając ze sobą idiotyczne pomysły i migrenę. Przez chwilę pomyślał, że zbliżała mu się ruja, ale przeliczył w pamięci kolejny termin i westchnął w poduszkę, oddychając z ulgą. Rozluźnił się i oczyścił umysł, podając przyjemnemu ciepłu. Dopiero czyjaś dłoń na jego czole wyrwała go z odrętwienia. Lekko nerwowym ruchem odsunął się od niespodziewanego dotyku. Zobaczywszy pochylonego nad nim Bena, zaklął pod nosem i podniósł się do siadu. Nie był na wakacjach. Miał szukać składników medycznych, a nie wylegiwać się w łóżku. Choć po dwóch dniach prób wytłumaczenia się bratu nie osiągnął żadnych pozytywnych wyników, planował odwlec tę rozmowę w czasie i wyruszyć wreszcie po składniki na lek.

- Nie chciałem cię wystraszyć. – Benjamin wsunął ręce w kieszenie spodni. – Nie zszedłeś na śniadanie, a wyglądasz dosyć mizernie. – Był niemal pewien, że za ten stan w większości odpowiada Liam i jego krucjata przeciw bratu. I zupełnie szczerze cicho mu kibicował. Choć patrząc na podkrążone oczy Connora i zroszoną potem twarz, zaczął mu współczuć. Tylko odrobinę.

- To nic – machnął ręką, jakby przeganiał muchę. – Przesilenie wiosenne – zażartował, wychodząc z łóżka ubrany w błękitną piżamę w paski. – Zaraz doprowadzę się do porządku i odwiedzę waszych sąsiadów. Nie ma czasu do stracenia. – Nie zauważył delikatnego uśmiechu wpływającego na usta Alfy.

Umknęło mu też coś jeszcze. Do tej pory nie powiadomił stada o swoim przedłużającym się pobycie poza granicami Mistissini. Fakt nieobecności Caleba również nie został wyjaśniony. Kark zamrowił subtelnie, nie wzbudzając u niego żadnych podejrzeń.

~o~

Po śniadaniu okazało się jednak, że Connor musi przełożyć swoją wizytę co najmniej o dwa dni z powodów zawodowych przywódcy stada lisów. Nie wdawał się w szczegóły, ale chodziło o Pradawne Rytuały i ich skutki. O ile dobrze pamiętał, sąsiednia wioska nie należała do tej grupy, ale nie zamierzał się nad tym zastanawiać. Skontaktował się z Calebem, aby w jego imieniu odnalazł sklep z ziołami i dostarczył mu tych potrzebnych. Wcale go nie obchodziło niezadowolenie mężczyzny. Sam planował zdobyć jakieś informacje na własną rękę, wyruszając w podróż do centrum. Potrzebował przewodnika i choć Liam opierał się i wymyślał niezgorsze wymówki, w końcu zrezygnowany zajął miejsce pasażera, zagłębiając się w fotel Chevroleta Impali. Musiał przyznać bratu wyczucie smaku, co do samochodów. Silnik mruczał przyjemnie, gdy ruszyli asfaltową drogą. Odkąd Matt zadomowił się w Westmore, za punkt honoru obrał doprowadzenie swojego planu do szczęśliwego końca. Jeszcze w tym samym roku z powodzeniem udało mu się przekonać sąsiadów graniczących ze sobą w linii bardziej lub mniej prostej aż do jego rodzinnego domu, by skonstruować porządny środek komunikacyjny. Z miesiąca na miesiąc każdy dokładał swoją cegiełkę. Takim sposobem prócz dwupasmówki, na której koszta każdy wyłożył swoją część, powstały też mosty, jedno lotnisko i transport wodny. Dzięki temu ostatniemu nikt, kto do brzegu jeziora bądź rzeki dojechał własnym samochodem, nie musiał go porzucać. Ogromne statki mieściły samochody i pokaźną liczbę pasażerów, czyniąc z tych miejsc ciekawski obiekt turystyczno-handlowy.

Skupienie się na tych celach nie przysłoniło Alfom wspierania lokalnych przedsiębiorstw, zatem istniejąca dziesięć lat temu fabryka samochodowa oraz zakład stolarski nie tylko nadal funkcjonowały, ale też rozwinęły swą gałąź przemysłu, promując najwyższej klasy meble, domki, motocykle i cztery kółka na całe hrabstwo.

Mimo tego spokojny, leśny krajobraz pozostał w większości nietknięty i choć był niewątpliwie piękny, Liam wydawał się dostrzegać w nim coś nadzwyczaj interesującego, gdyż uparcie wpatrywał się w szybę, nie zaszczycając brata choćby jednym spojrzeniem. Mimo że początkowo było im to na rękę, Connor pierwszy przerwał ciszę, dostrzegając swą szansę.

- Chciałbym porozmawiać o tym, co ostatnio powiedziałeś. – Zaczął spokojnie, wymijając grupkę rowerzystów.  Na krótkie A ja nie wypuścił powietrze z głębi płuc, wypatrując miejsca parkingowego. Istniała obawa, że Liam ucieknie, ale nie zamierzał robić sceny przed obcymi ludźmi. – Nie mogę powiedzieć ci wszystkiego, ale proszę, wysłuchaj mnie. Potem możesz mnie nienawidzić, ile ci się żywnie podoba. – Przepuścił cofający samochód i wjechał na jego miejsce, wyłączając silnik. Stanęli obok fryzjera, co przypomniało rudzielcowi, że jego włosy powinny wreszcie spotkać się z nożyczkami.

Liam nie wyglądał na bojowo nastawionego, ale nie tryskał też radością. Z obojętną miną ustawił się przodem do brata, wpatrując się w niego wyczekująco. A Connor jak na złość milczał, tocząc ze sobą wewnętrzny dialog. Nie chciał zdradzać wszystkiego, lecz bał się, że to, co wyjawi, nie będzie wystarczające. W końcu wziął się w garść i również spojrzał na bruneta.

- Owszem, nie wypieram się tego, że sypiałem z Calebem. – Nie chciał dodawać, że nadal to robi, ale mina brata wyraźnie pokazała mu, że ma prawdę wypisaną na twarzy. Cóż, nigdy nie był dobry w kłamstwach. – Wiem, że łączyło was coś więcej i naprawdę nie było mi lekko zrobić to, do czego doszło.

- Tak, jasne.

Connor przygryzł dolną wargę, tracąc grunt pod nogami, gdy ramiona brata owinęły się ciasno wokół siebie – nieodzowny znak, że chłopak jest bliski wybuchu lub wyważenia drzwi w jego samochodzie, byleby znaleźć się jak najdalej stąd.

- Nie chcę niczego przed tobą ukrywać, ale lata mieszkania pod jednym dachem z ojcem nauczyły mnie, by nikomu nie ufać. Zwłaszcza rodzinie.

Gorycz wylewająca się z tych zdań sprawiła, że Liam uważniej skupił się na bracie, przebiegając zaintrygowanym spojrzeniem po spiętej sylwetce. Coś było nie tak i nawet on potrafił to wyczuć. Z wahaniem wyciągnął przed siebie dłoń i położył ją na ramieniu Connora.

Mężczyzna drgnął, lecz nie zmienił pozycji. Jak on miał ugryźć ten temat bez wyłożenia wszystkich kart?

- Stało się coś, jeszcze gdy byłeś w wiosce, co mogło stanowić dla mnie poważne zagrożenie. I wtedy z pomocą przyszedł Caleb. Nałożył na mnie rytuał, ale jego... efektem jest, powiedzmy, że okresowa ruja, o której nikt nie może się dowiedzieć. Nikt – dodał ostro, wbijając palce w skórzaną tapicerkę. Gdyby jego prawda wyszła na światło dzienne, prędzej skończyłby swój żywot, niż wrócił z powrotem do ojca. Tym bardziej po tym, co od niego usłyszał przed swoim wyjazdem. Mężczyzna kompletnie oszalał. – Liam, ja... Twój telefon… – plątał się, opierając głowę o kierownicę. – Ojciec chce zmodyfikować Prawo Pradawnych i nałożyć na dzieci sztuczne wywoływanie popędu płciowego. On je zniszczy, rozumiesz? – Gwałtownie usiadł, wbijając szkliste oczy w brata. – To o wiele gorsze od Nocy Pełni. Przecież ich ciała tego nie wytrzymają...

Liam, zaskoczony nagłą zmianą tematu, wciągnął ze świstem powietrze. Dlaczego Connor nie skontaktował się z nim wcześniej? Och… no tak, pozbył się wszystkich możliwych urządzeń, które były w stanie go namierzyć. Czy jego rodzinny dom będzie go prześladował do końca życia? Z zamyślenia wyrwał go cichy, stanowczy głos.

- Li, ja chcę tam wrócić, aby uratować te dzieci. Dlatego też przystałem na twoją propozycję. Wiedząc, że jesteś bezpieczny i opiekują się tobą dwie potężne Alfy, zyskałem nadzieję, że może mi pomożesz. Wspólnymi siłami wywieziemy tych, którzy pozostali przy życiu, a potem… – urwał, milknąc. Miał już wszystko zaplanowane. Tak bardzo bał się o te wszystkie maluchy, które jego ojciec obrał na cel. To się musiało skończyć. Fanatyczna drogą, którą podążał przywódca Zajęcy oraz jego równie stuknięty wspólnik, Zmienny białego lisa, wujek Caleba, prowadziła do zagłady dwóch wspaniałych rodów z historyczną przeszłością.

W tę noc, gdy dowiedział się, że jego brat jest Omegą, ogarnęło go paniczne przerażenie. Nie mógł pozwolić na to, by Liam stał się ofiarą ślepo zapatrzonych Alf, które rzuciłby się na niego ku radosnej aprobacie przywódcy.

- Ty wiedziałeś już wtedy?

Connor pobladł, zdając sobie sprawę, że wypowiedział swoje myśli na głos. Nie sądził, że z pozoru kontrolowana rozmowa zamieni się w rozdrapywanie starych ran z przeszłości. Jednak miał, na co zasłużył. Gdy otworzył usta, by przytaknąć, dziwne mrowienie na karku odebrało mu głos. Pomasował się w tym miejscu, z przerażeniem przypominając sobie o tym, że nadal nie poinformował stada o przedłużającej się wizycie. Jego telefon został w pokoju, rozładowany. Wyczuwana pod palcami obróżka z elektrycznym timerem miała go karać za każdy dzień zwłoki. Przykrywana przez golf, nie wzbudzała podejrzeń.

Przedłużająca się cisza została odebrana przez Liama jak potwierdzenie na zadane pytanie.

- Słuchaj… Nie zapomnę ci zdrady, nawet o tym nie marz. Ale może jestem w stanie ci to wybaczyć. Krok po kroku, po jakimś czasie, nie od razu.

W normalnych okolicznościach Connor byłby bardziej wylewny, teraz ograniczając się do niepewnego uścisku.

- Wiem, że wszystkiego mi nie mówisz. – Podjął rozmowę Liam. Nadal trzymał go w objęciach, szepcząc do ucha. – I dowiem się, jaką tajemnicę skrywasz. – Zapewnił. – Do tego czasu wolałbym unikać konfrontacji z Calebem, ale po twoim wyznaniu jestem skłonny nie złamać mu szczęki. – Odsunął brata, nadal przytrzymując jego ramiona w mocnym uścisku. – Zraniliście mnie, wyrwaliście serce i zdradziliście. Jednak nigdy mnie nie okłamałeś. Po prostu ukrywałeś prawdę dla siebie. I tylko dlatego jesteś jeszcze w jednym kawałku, Connor. Wierzę, że wpakowałeś się w niezłe gówno, które tylko ten popieprzony lis mógł wymyślić, ale jeżeli był w stanie cię ochronić, to seks na boku nie jest raczej wygórowaną ceną, jaką musiałem zapłacić. – Uśmiechnął się oszczędnie, lecz bez złośliwości, co było swego rodzaju milowym krokiem. – Mam nadzieję, że kiedyś się przede mną otworzysz i opowiesz o wszystkim, a teraz ruszaj tyłek. Czeka na nas misja i im żwawiej zaczniemy ją realizować, tym szybciej porozmawiam z Mattem i Benem o akcji ratunkowej.

Liam sam nie wiedział, skąd czerpał spokój. Kiedy pierwszy raz zobaczył brata wyginającego się w ramionach jego nemezis, poczuł, jak zamarza mu serce. Owszem, nie darzyli się z Calebem miłością. Nie mógł jednak zaprzeczyć, że połączyła ich specyficzna, nietypowa i dziwna więź. Wieloletnie przebywanie ze sobą w bliskim towarzystwie w pewien sposób zmusiło ich do bliższego poznania. Mogli rzucać w siebie obelgami, wymienić się ciosami, by w następnej chwili całować się do utraty tchu. Tylor często w takich momentach wyrywał sobie w pamięci każdy czuły gest, całus w skroń, pieszczotę sprawiającą mu przyjemność. Caleb zawsze najpierw dbał o niego, dopiero później zajmując się sobą. Dlatego zdrada zabolała go tak dotkliwie. Nie pojmował tego za grosz. I z jednej strony nie powinien odczuwać upokorzenia, bo nie był z nim w związku, latami uciekając przed nim, świadomy fałszywego rytuału, jaki na niego nałożono. Z drugiej miał wrażenie, że siła przyciągania z każdym rokiem nabierała nowego znaczenia, lecz nie potrafił znaleźć je źródła. Czasami myślał, że może naprawdę są partnerami więzi, ale wtedy jego ruja przyszłaby zdecydowanie szybciej. Po za tym nie pachniał w ten specyficzny sposób. Teraz przebiegła mu przez głowę myśl, że może tak naprawdę przywiązał się do Caleba, bo był jedynym, który się nim interesował. Gdyby taka była prawda, nie miał prawa naskakiwać na brata. Z nikłym bólem w piersi zdecydował nie ingerować w sprawy między Calem a Connorem. Przecież na niego też w końcu gdzieś czeka miłość, prawda? Jeżeli nie była mu pisana przyszłość u boku lisa, poczeka na właściwego partnera i wyda na świat tyle potomstwa, ile razem zapragną. I nikt nie zmusi ich do masowej reprodukcji, choć zdecydowanie będą się pieprzyć jak króliki.

Zaśmiał się w głos, wywołując mocne zaskoczenie u swojego brata, gdy przekraczali próg sklepu z ziołami. Nie, nie powie mu tego. Godność zająca nie pozwoliłaby mu przyznać na głos, że uszaci kuzyni byli dużo gorliwsi w tych sprawach.

6 komentarzy:

  1. Hej. Jeszcze na sto procent nie wiadomo czy nie bedzi rozdziału a ja już tęsknię . Mam nadzieję ,że brat Liama uratuje Bliźniaki alf. Tam to dopiero będzie się działo , podwójne szczęście. Co do rozmyśleń Liama mam nadzieje , że spełnia się jego myśli o pieprzeniu się jak króliki ;). No i oczywiście o cudownym partnerze.w końcu mu się należy. I sama zliczowalabym przywódcę zajęcy. Co za gośc? Jakie on ma myślenie ? Droga autorki liczę na to ,że zrobisz z nimi porządek. Pozdrawiam w.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka! xD Tak, chciałabym nadrobić rozdziały, bo ostatnio niewiele pisałam. Taki mały przerywnik... jak w sezonach serialu. xD Oj tak, Connor będzie się starał. W końcu chłopaki zasługują na szczęście. Liam byłby wujkiem. ;3
      Hahaha, a żebyś wiedziała! Caleb działa na niego jak magnes. ;3
      Z ojcem Liama i Connora oraz wujkiem Caleba raczej nie da się już nic zrobić. To tacy konserwatywni Malfoyowie. Tylko gorsi. Nie wiem, czy ich ruszę, ale na pewno nie pozwolę, by kogokolwiek skrzywdzili. Taka wojownicza jestem. xD
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  2. Hejeczka,
    rozdział cud, miód... naprawdę liczę, że wszystko bedzie dobrze i Matt donosi ciążę, ma Matt trudnej bo to będą bliźniaki, ale właśnie myślenie o dziecku nie jako "ono" tylko już "ona, nasza dziewczynka, nasza córeczka" / "on / nasz chłopczyk / nasz synek" może właśnie dać tą siłę... och alfy bronia naszego zajączka, ale widać że Connorowi przyświeca większy cel a to się uznaje... może da się nasłać watachę prawdziwych wilków na ojca Liama i Connora oraz wujka Celeba :)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka! xD
      Dzięki. ;3 Tak właśnie sobie pomyślałam. Fakt, że to działa też w dwie strony, bo gdyby Matt wiedział, jakiej płci były dzieci, które poronił, pewnie byłby mocniej z nimi związany i bardziej uderzyłaby w niego ta strata. A raczej czułby taki głębszy żal... tak myślę.
      Szkoda byłoby ewentualnych strat wilków, gdyby doszło do walki. Bardziej się ich zrani, gdy całe stado się od nich odwróci.
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  3. Hejka, hejka,
    wspaniale, widać że Connorowi przyświeca większy cel... mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze i Matthew  donosi ciążę, ma tutaj trudnej bo to będą bliźniaki, ale właśnie myślenie o dziecku jako nasz synek czy nasza córeczka moze właśnie dać tą siłę do walki... nasze alfy bronią Liama, ale liczę też, że między braćmi się ułoży...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejeczka! xDD
      Connor przechodzi wewnętrzną walkę, bo napatrzył się na to, co dzieje się w jego stadzie, ale i chce być wierny ojcu. Rodzina vs dobro stada.
      Oj tak, Matt ma w sobie wielką siłę, którą dodatkowo daje mu Ben. Lata minęły, a Matt nie był w stanie wydać na świat potomstwa i mocno go to dołuje i złości jednocześnie. No ale Ben nigdy nie dał mu powodów ku temu, że go o cokolwiek posądza lub jego uczucie do blondyna zmalało, więc jest dobrze. ;3
      Oj, między braćmi... będzie... gorąco? W sensie rewelacji i zaskoczeń. Tylko muszę to dobrze opisać...
      Dziękuję! <3 Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń