niedziela, 31 stycznia 2021

14. Właściwa droga. Koniec

Hejo. :D Nawet nie wiem, kiedy upłynęły te dwa tygodnie. Ha, dla mnie dwa tygodnie, a dwa Was długie lata czekania na zakończenie. Nie mam prawa narzekać.

Jestem bardzo ciekawa tego, jak Wam się spodoba zakończenie i ogólnie całe opowiadanie. Mimo wszystko zachęcam do przeczytania wszystkich czternastu rozdziałów. 

Myślę, że około środy/czwartku zacznę zmieniać szatę graficzną bloga pod nowe opowiadanie. Póki co mam 2 rozdziały, więc myślę, że obecny dzień dodawania na razie się nie zmieni. Jednak od razu piszę i przypominam swoje słowa sprzed poprzedniego tygodnia - może zdarzyć się tak, że rozdziały wychodzić będą co dwa tygodnie. Zależy, jak szybko będę pisać. ;) Muszę to pogodzić z pracą, no ale - urzeczywistnianie swoich myśli na blogu po ośmiu godzinach pracy wydaje się być jak ożywczy deszcz. xD

Coś jeszcze chciałam Wam napisać... Ach tak! Szczegółowy opis nowego opowiadania znajdzie się przed nową notką. Na teraz mogę powiedzieć, że będzie to historia Zmiennych - jeśli czytanie opowiadania Luany (ukłon głęboki w Twą stronę, Luanko), to wiecie, o co chodzi. Cztery główne postaci będą w bocznym panelu w formie skanów zdjęć... to moje prace. Refki również zamieszczę. 

Z ogłoszeń parafialnych to chyba tyle (brr, ale ziąb na dworze! -14 stopni). Nie przedłużając, zapraszam na 14 rozdział i przepraszam za błędy.

-----------------------------------------------------------------------------------------

 

Oddanie – ▪ lojalność ▪ wytrwałość, ▪ ofiarność.”

Emocje – stres, ▪ sentyment

Adrenalina i chęć obrony potrafię uskrzydlić człowieka. Dlatego dobrze jest mieć przy sobie kogoś obiektywnego, kto ochroni plecy, gdy będziemy się unosić.

 Koniec – ▪ epilog, ▪ finał, ▪ początek nowego.”

 

Ryota

Biegłem tak szybko, że moje płuca zdawały się płonąć. Skąd mogłem wiedzieć i jak przewidzieć, że nic nie pójdzie gładko?

Nie miałem pojęcia, jak wyglądało odbicie młodszego z bliźniaków, ale podejrzewałem, że porywacze raczej nie byli już w jednym kawałku. A jednak… komuś udało się wywinąć i teraz prawdopodobnie w akcie zemsty chciał dokończyć dzieła.

Słyszałem, że Etsuya krzyczał coś w moją stronę, ale jeżeli planował jechać ze mną, musiał się pospieszyć.

Pieprzone schody – syknąłem, gdy na ostatnim stopniu noga wygięła się delikatnie w złą stronę.

Dlaczego nie wziąłem go ze sobą? – krzyczałem w myślach, jednym szarpnięciem otwierając drzwi posterunku. Ten cały Inuzuka nie chciał tak szybkiej konfrontacji, ale po co to wszystko odwlekał? Mogłem go nie posłuchać.

Z jękiem opadłem na siedzenie samochodu i ledwo rejestrując łapiącego oddech pasażera, od razu z piskiem opon włączyłem się do ruchu.

Oby nie było za późno. Inaczej sam strzelę sobie kulkę w głowę… zanim zrobią to za mnie.

Sygnalizacja była po mojej stronie. Szczęście, że nikogo nie potrąciłem, gdy na ostatnim skrzyżowaniu wjechałem w mocny zakręt, przybierając pobocze. Dzięki niebiosom, że Etsuya siedział cicho. Gdy tylko zahamowałem pod klubem, obaj równocześnie wypadliśmy z samochodu, biegnąc, znów.

Minęliśmy rejestrację i już niemal byliśmy przy odpowiednich drzwiach, gdy poczułem szarpnięcie równoczesne z odgłosem wystrzału. Pospiesznie nacisnąłem na klamkę, nieco oszołomiony i odwróciłem się za siebie. Nie... Jęknąłem, zaciskając szczękę. Nie bacząc na coraz głośniejsze świsty pocisków – o dziwo z obydwu stron korytarza – przyciągnąłem do siebie Etsuyę, ze zmrożonym sercem widząc plamę krwi rozkwitającą na jego biodrze. Celowali w mój brzuch, cudownie.

- Schowaj się! – wrzasnąłem do Keitou wciśniętego w róg pomieszczenia. – I zabierz go ze sobą. – dodałem, sięgając po własną broń.

- Ani się waż – warknął na mnie Etsuya. – Jestem postrzelony, ale jeszcze nie umieram, kretynie.

Uroczo, ma nawet siły by się kłócić. Przynajmniej dzieciak mnie posłuchał, zaszywając się w innym pomieszczeniu, zapewne łazience.

Nie było czasu, aby obmyślić plan. Gdybyśmy zostali na posterunku, teraz pewnie byłoby już za późno. Chociaż pieski yakuzy też wykazały się szybkością… albo cały czas obserwowali teren pod naszą nieobecność. Nie mogłem się rozpraszać!

- Idź do niego – powiedziałem już spokojniej. – Nie możemy się wystawiać jak kaczki do odstrzału. – Ja sam kopniakiem przewróciłem łóżko, robiąc z niego tymczasową tarczę. – Ktoś musi być ostatnią linią obrony. – Tym razem Etsuya skinął głową i w tym samym momencie drzwi wypadły z zawiasów. Uchyliłem się, a pocisk ominął mnie o kilka centymetrów. Oddałem szybki strzał, a szczupły chłopak opadł na kolana, wrzeszcząc dziko. Jego rzepka wybrała się na wakacje.

Nie mogłem jednak pozwolić sobie na odetchnięcie, bo do środka wbiegło trzech następnych, z czego jeden – o zgrozo – przedostał się tam, gdzie przed chwilą wchodził Etsuya. Przesunąłem się szybko w prawo i mocno odepchnąłem łóżko, podcinając nogi napastnikom, samemu jednak tracąc ochronę. Krótka chwila zawahania wystarczyła, by moi niedoszli oprawcy leżeli obok siebie, zapoznając się z chłodem podłogi. Kurwa, gdzie ta yakuza, warczałem do siebie, zrywając się na nogi. Głośny, znajomy krzyk zmroził mnie w miejscu, ale sekundę później już byłem przy Keitou. Odwrócony tyłem do drzwi. Brawo, idioto. Akcja potoczyła się szybko, gdy Etsuya wycelował w moją stronę, a ja nie ruszyłem się nawet na milimetr, gdy łuska opadła przede mną z głośnym brzękiem. Napastnik, który zaszedł mnie od tyłu, wykrwawiał się u moich stóp. Uśmiechnąłem się z wdzięcznością do partnera, rejestrując jego rozciętą wargę i limo pod okiem, które niedługo pewnie będzie sine. On także poradził sobie ze swoim wrogiem, bezlitośnie strzelając mu między oczy. Lata działania pod przykrywką nie przytępiły niewątpliwych zdolności, chociaż patrząc na jego rany nie można było nie zauważyć, że nie obyło się bez walki. I wreszcie do pokoju zaczęli wchodzić ci, którzy byli po naszej stronie. O ile yakuzę można nazwać „naszymi”.  Oblężenie zakończone. Etsu z jękiem usiadł na podłodze, opierając plecy o wannę.

- Jak myślisz, zapłacą nam z góry za dzisiejszy dzień?

Parsknąłem śmiechem na słowa partnera.

- Taa, powinniśmy targować się, co do ceny. – Wyszczerzyłem się, szczęśliwy, bo Kei wreszcie był w moich ramionach, a odgłosy strzelaniny powoli cichły. Nie byłem głupi, dobrze znałem naszywki na kurtkach napastników. W końcu szkoliłem się, by rozpoznawać konkurencję yakuzy, a ci akurat byli tymi najbardziej niebezpiecznymi. Mieliśmy szczęście, że nie trafiliśmy na mocniejszych członków grupy. Co innego, że – jak wynikało z mojego dochodzenia i przeprowadzonej niegdyś rozmowy z Inuzuką – jednym z dalszych członków była matka bliźniaków. Chciała wrócić do yakuzy, być ‘panią’ i niebezpieczną kobietą… Biedna, pewnie podzieliła już los swojego partnera w ucieczce. Mafia nie wybacza. Nawet rodzinie. A zwłaszcza teraz.

Przytuliłem mocniej drżące ciało, opierając brodę na głowie Keitou. Jak dobrze – niemal zamruczałem, przeczesując długie, czarne włosy chłopaka.

- Przepraszam – szepnąłem mu do ucha, całując jego płatek. – Nie powinienem cię tu zostawiać. Zwłaszcza tutaj… narażając wszystkich w klubie. – Teraz to do mnie dotarło. Dopuściliśmy do tego, aby w niebezpieczeństwie znaleźli się pracownicy, klienci i właściciele. Może i wczesna pora dnia ułatwiała wiele, bo klub ożywał nocą, ale jednak… Niepotrzebni niewinni nie byli na mojej check-liście. Z drugiej strony wątpiłem, by Shigeru senior nic z tym nie zrobił. Oh, już on to widział, jak w rezerwach ochroniarskich klubu pojawiają się goryle yakuzy. To mogło mieć swoje plusy. Jeśli wiadomość o mocnych zabezpieczeniach lokalu dotrze do właściwych osób, niedługo zaroi się tu od chętnych na używki, a takich łatwiej złapać. Z drugiej jednak strony chyba nie takie założenie mieli właściciele, gdy rozkręcali biznes… a tak szczerze to mam to gdzieś. Pogładziłem plecy Keitou, odsuwając się, gdy odchylił głowę, by na mnie spojrzeć.

- Rai… Raitou – wychrypiał, gryząc wargi z powstrzymywanego płaczu – Co z nim?

Kiedy już otwierałem usta, by zapewnić go, że najprawdopodobniej niebezpieczeństwo jest już zażegnane, uprzedził mnie silny, męski głos.

- Niedługo go zobaczysz.

Chłopak wywinął się z moich objęć, patrząc wprost na swojego ojca. Z uniesionymi brwiami obserwował jak odpala swojego papierosa od zapalniczki innego mężczyzny, zaciągając się dymem. Szef yakuzy obdarzył mnie zdawkowym spojrzeniem, dziwnie ostrym, gdy niepewny Kei oparł się o mnie, łącząc nasze dłonie. Po chwili przeniósł uwagę na wciąż leżącego na podłodze Etsuyę i podszedł do niego, wyciągając rękę.

- Witamy w naszym świecie. – uśmiechnął się, podciągając Mizuno na nogi.

 

***

 

W ciemnym, przytulnym pomieszczeniu słychać było ciche jęki i sapnięcia. Oszczędne światło księżyca pieściło szybko unoszące się w ekstazie ciało, na którym lśniły krople potu. Mężczyzna wyglądał jak tryton obmywany leniwymi liźnięciami wody. Prawe ramię ulokował na oczach, aby zaraz przenieść je niżej, by podgryzać kostki palców z przyjemności. Lewa dłoń ugniatała prześcieradło, gdy wygięte w łuk plecy unosiły się w rytm doznawanej przyjemności. Musiał się czegoś przytrzymać, bo inaczej nie opanowałby swego ciała i spadł z łóżka. Kolana wysoko podwinięte do góry niemal ocierały się o zagłówek, a uda drżały od skumulowanego pożądania.

Kolejne pchnięcie doprowadziło mężczyznę do kolejnego mocnego wygięcia się w łuk. Był pewien, że przed oczami zobaczył konstelacje.

- Tutaj… jeszcze raz…

I Etsuya krzyknął, wczepiając palce lewej ręki w ramię Raitou, jakby łapał się deski ratunkowej. Ulga, która zalała jego dręczone od godziny ciało, spłynęła na niego niczym deszcz meteorytów. To było za dobre. Z trudem łapał powietrze, lecz z uśmiechem dostrzegł, że jego kochanek do samego końca jest rozważny i troszczy się o niego. Choć napięcie powoli z niego schodziło, nadal zaciskał mięśnie, aby sprawić przyjemność chłopakowi, który skrzętnie unikał naciskania na jego prawy bok. Rana po kuli jeszcze się nie zabliźniła, lecz nie narzekał. Tyle razy, ile ciepłe usta muskały ją z czułością, a różowy język pieścił ostrożnie, nie mógł opanować drżenia i pieczenia w oczach.

Odsłonił oczy, by patrzeć, jak Rai przygryza mocno dolną wargę, a następnie otwiera szeroko usta w niemym krzyku, wypełniając go ciepłem. Z jękiem zaskoczenia objął wiotczejące ciało, które przylgnęło do niego mocno, niezdolne do niczego, prócz głośnego łapania powietrza na pograniczu hiperwentylacji. Jego długie nogi objęły talię Shigeru. Połasił się o bok jego głowy, wplątując palce w wilgotne włosy. I po co on tyle zwlekał? Mało brakowało, a… otrząsnął się nieznacznie, odsuwając natrętne myśli. W zamian przypomniał sobie wydarzenie sprzed dwóch tygodni, pozwalając na rozciągnięcie ust w uśmiechu.

 

Około 2 tygodnie wcześniej

Minęły trzy dni, odkąd trafił do szpitala. Nie mógł już bardziej czuć się niepotrzebnie. Z drugiej strony ominęły go wyjaśnienia i próby (skuteczne) uciszenia całej sprawy. Sporą zasługę miał w tym szef z agencji modelowej bliźniaków. Po tym, jak gruchnęła wieść, że jego małżonka spodziewa się dziecka, niemal wszystkie media masowo wypluwały coraz to nowe wiadomości, przykrywając słabnące na popularności teksty o „zamieszaniu na Czerwonej Ulicy”.

Z tego, co doniósł mu Ryota, bliźniacy byli mocno zszokowani całą sytuacją. Boże… a kto by nie był na ich miejscu? W przeciągu jednego dnia byli narażeni na śmiertelne niebezpieczeństwo, a także dowiedzieli się niewygodnych rzeczy o swojej matce i odkryli, że ich rodzina nie ogranicza się tylko do nich i ojca (włączając w to Takumich oraz Radka, a przede wszystkim Inuzukiego). To mogło robić wrażenie.

Gdy więc Raitou usłyszał, że Etsuya jest ranny, nie wytrzymał. To był jego limit. Po kilku silnych torsjach i jednej utracie przytomności trafił do tego samego szpitala. Przynajmniej jakiś czas później nikomu nie wydało się dziwne, że odwiedzał kogoś w innej sali.

Gdy po raz pierwszy mógł dłużej porozmawiać z Mizune, starał się z całych sił, by nie podnosić głosu. Etsuya bardzo to doceniał. Widział złość w ciemnych tęczówkach i nieustępliwość, lecz póki mężczyzna był pod opieką medyków, Raitou obchodził się z nim wręcz troskliwie, ze sporą dawką dystansu.

 

Obecnie

Dopiero dwa dni temu Etsu wreszcie mógł zostawić za sobą kroplówki, niewygodne łóżko, okropne jedzenie i jeszcze wstrętniejszą piżamę. I jeszcze tego samego dnia wrócił do klubu, aby zabrać wszystkie swoje rzeczy. Od teraz miał być ochroniarzem chłopców (a przynajmniej jednego z nich – nie zamierzał zbytnio wtrącać się w sprawy starszego bliźniaka… On już miał dobrą opiekę). Otrzymał stanowczy nakaz przeprowadzenia się w bliskim sąsiedztwie i bycia pod telefonem 24/7. To mu akurat nie przeszkadzało.

 Nie wiedział, na co się pisał, gdy zgodził się, aby Rai towarzyszył mu podczas jednej z ostatnich wizyt w klubie. Mieli tylko zebrać jego rzeczy, ale chłopak uparł się, że wreszcie są na osobności i żąda, tak, żąda wyjaśnień. Był dosyć stanowczy jak na kogoś, kto ostatnimi czasy cierpliwie znosił humorki Mizune. Postawiony pod ścianą Etsuya westchnął głęboko i wyrzucił z siebie wszystko. Mówił mu o pracy w policji, nierozważnej wzmiance o nim w gazecie, pracy pod przykrywką. Nie szczędził mu opowieści o najbardziej ogólnych akcjach pozyskiwania wiadomości, w sferze domysłów pozostawiając bardziej szczegółowe opisy. Opowiedział mu nawet o rozmowie z Radkiem i mocnych wątpliwościach, jakie targały nim na myśl o młodszym Shigeru. Czuł się jak na spowiedzi… albo i gorzej, bo nie wiedział, jaka będzie pokuta. I czy nadejdzie wybaczenie. Wyszedł do niego z otwartym sercem, niczym nie osłoniętym i podatnym na zranienie, a Raitou wziął je w swe ręce i otoczył ochronną barierą. Etsuya chyba jeszcze nigdy tyle nie płakał. Na nowo odtwarzał w pamięci wydarzenia z pożaru, trzęsąc się, gdy mówił, jak bardzo się bał. Rozumiał, że dla Kamui nie był tak ważny jak synowie, jednak porażała go znieczulica pozostałych osób i łatwe pogodzenie się z zostawieniem kogoś na pewną, bolesną śmierć.

Nie pominął ich powtórnego spotkania po latach i szoku, jaki wywołał w nim widok osoby, która wielokrotnie nawiedzała go w snach. Dopiero po zmoczeniu ramienia Raitou i uspokojeniu się na tyle, by normalnie oddychać, Etsuya zapytał sam siebie, dlaczego tak uparcie uciekał od uczucia. Owszem, nie chciał narażać chłopaka na niepotrzebne plotki, jednak prasa w końcu dowiedziałaby się, czyim jest synem. I to nawet byłoby mu na rękę – Rai mógł swobodnie przemieszczać się do klubu, którego byłym współwłaścicielem był jego ojciec. Co prawda mogłoby to nadszarpnąć reputacją modela, ale szczerze wątpił, by agencja, w której pracował chłopak, aż tak ingerowała w jego prywatność. Mizune po prostu bał się spróbować. Nigdy z nikim nie był… Jego doświadczenie było zerowe. Pierwsza miłość, Radek, była odległym, choć pięknym, nieuchwytnym marzeniem. Przyzwyczajony do samotności, drżał na myśl o obecności kogoś przy nim. I w imię czego, u licha? Durnych przekonań, które nie były prawdą.

Dlatego gdy teraz wprowadził się do nowego mieszkania, złapał za telefon i w przypływie niemal gryfońskiej odwagi zadzwonił do Raitou, by go odwiedził. Z początku znów rozmawiali, więcej było uśmiechów i rozluźnienia. Aż w pewnym momencie ich oczy spotkały się na dłużej i przepadli w swych objęciach. Nieporadne pocałunki, uczniowskie, niewinne, przeradzały się w coś głębszego. Uczyli się swoich reakcji i wprowadzali w życie drobne udogodnienia, gdy dostrzegli, że wrażliwe miejsce za uchem lub podszczypywanie jasnej skóry w zgięciu szyi wywołuje nieziemskie sensacje.

Etsuya nie wahał się ani na moment, gdy padał na kolana przed kochankiem, rozsuwając jego spodnie. Zachęcany palcami wplątanymi w jego włosy, pomrukiwał drażniąco, gdy wspomagając się dłonią, doprowadzał Raitou do zatracania się w przyjemności. Z uśmiechem obserwował skurcze jego podbrzusza, ciesząc się jak dziecko, gdy chłopak jęczał przeciągle, dociskając jego głowę do nabrzmiewającego krwią penisa. W pewnym momencie o mało się nie zakrztusił, lecz Shigeru wybawił go z opresji, stanowczo odsuwając go od siebie.

- Pragnę cię… proszę.

Tlił się w nim jeszcze jakiś bezpodstawny lęk, jednak o ile przez chwilę planował się wstrzymać, o tyle gdy tylko spojrzał w oczy Raitou, nie był w stanie zrobić niczego innego, jak pospieszne zrzucenie z siebie spodni, wdrapania na łóżko i wypięcia się do niego tyłem. Pociemniałe z podniecenia oczy dosłownie pieściły każdy zakamarek jego ciała. Chwilę później – jedno potknięcie się o nogawki, nerwowe zrzucenie skarpetek, agresywne wyłączenie światła i siłowanie z koszulką – Raitou wspiął się na łóżko. Ze zmarszczonymi brwiami obserwował pozycję kochanka, na moment postanawiając się na nią zgodzić.

I, na bogów, jakie to szczęście, że Etsuya, chichocząc z nerwowego pozbywania się ubrań przez chłopaka, zdążył nieco zmięknąć, bo to, co ten bezwstydny język wyprawiał na jego pośladkach, doprowadziłoby do gwałtownego orgazmu. Bez oporów rozsunął swoje nogi, przylegając brzuchem do pościeli, byle niżej, aby ułatwić głębszą penetrację. Prawie zaskomlał, gdy do języka dołączył najpierw jeden, a następnie dwa palce.

- Nie…e… tylko na tyle było go stać, szlochając do poduszki z powodu słodkiego cierpienia.

Na szczęście Rai nie był sadystą. I dzięki temu teraz, wyczerpani i szczęśliwi,  leżeli w swoich objęciach – Rai z głową na piersi ukochanego, z uśmiechem wsłuchując się w jeszcze nadal przyspieszone bicie serca. Powinni się umyć, ale gdyby Etsuya mu to zaproponował, z pewnością mruknąłby mu nadąsanym tonem, że nie chce, aby tak szybko pozbywał się jego zapachu z siebie. Niemal parsknął, wtulając się mocniej.

- To było… mocno szalone. – Urywany, chrapliwy głos wydostał się spomiędzy zmaltretowanych i opuchniętych warg Mizuno. – Nie, nie żałuję. – dodał, gdy głowa Shigeru uniosła się, a mężczyzna dostrzegł to spojrzenie. – No może… że odmawiałem sobie tego tyle czasu, mając pod ręką takiego napaleńca. Ała! – Rozmasował ramię z oburzeniem, czując powoli ogarniające go rozleniwienie i senność. Jutro pewnie poniesie skutki szarży na swoje tyły, a o bezpiecznym seksie na pewno będą musieli jeszcze pogadać, ale… To jutro. Mają czas. Natomiast teraz, tak, teraz jest jeszcze coś, co odpływający do krainy snów Raitou musi usłyszeć.

- Rai… Rai? – uśmiechnął się, gdy dotarł do niego niewyraźny pomruk. – Chcę, żebyś wiedział, że jako twój ochroniarz, będę bronił cię do ostatniej kropli krwi. – Starał się mówić pewnie i wzrokiem nakazać chłopakowi ciszę, gdy ciemnowłosa głowa uniosła się ponownie, a zasnute mgiełką zmęczenia oczy wpatrzyły się w niego z lękiem. – Ale jako twój kochanek zrobię wszystko, by z każdej akcji wychodzić cało i wracać w twoje ramiona. Ja… Ja kocham cię.

Jakże przyjemnie było patrzeć na – nie bał się tak myśleć – miłość swojego życia, która z trudem hamowała łzy, wciskając zimny nos w jego szyję.

- Ja ciebie też kocham, Etsu, bardzo.

Mężczyzna skinął delikatnie głową, czując rozlewające się ciepło w okolicach klatki piersiowej. Przyciągnął kochanka bliżej siebie, wciągając cytrusowy zapach perfum i nutę czegoś, co należy tylko i wyłącznie do Raitou. Z namysłem przesunął koniuszkami palców po jego kręgosłupie.

- Taa, moje udo czuje, jak bardzo. – Rozbrajającemu chichotowi towarzyszył drugi, równie wesoły i już wiedzieli, że opary snu, które jeszcze krążyły wokół nich, rozwiewały się na frywolnym wietrze pożądania. Ono z kolei krętymi ścieżkami prowadziło ich dłońmi, odgrywając najpiękniejszy koncert na ich ciałach. W zaskakującym tempie pozwalało odnaleźć czułe punkty, wyrywać jęki i ciche przekleństwa, trafnie nawigując pod odpowiedni adres. Na właściwą drogę.

 

Bronienie się przed czymś, to niekoniecznie zawsze dobry pomysł, bo obok może przejść szansy na coś, co dwa razy się nie zdarzy. Ryzyko podjęte po latach brzmi jak odgrzewany kotlet, ale kto powiedział, że potrawa ta nie smakuje wtedy wybornie?

 

           Koniec

 

6 komentarzy:

  1. Hejka,
    miałam się odezwać pod poprzednią notatką, ale nie zdążyłam... ale mam za to więcej do czytania ;)
    bardzo mnie cieszy Twój powrót i pomysły na nowe opowiadania...
    tak, tak nazwijmy jestem nową czytelniczką, choć znam ten blog od dłuższego czasu, jednak zawsze brak czasu sprawiał, że czytałam sporadycznie i w ogóle nie komentowałam, ale zebrałam się w sobie, że każdy tekst przeczytam i skomentuję... jak na razie idzie mi to całkiem nieźle ;)
    co do Drrary jestem jak najbardziej za :) nie wiem co wymyślisz, ale ostatnio zafascynowałam się Harrym takim ślizgonskim...
    czasu i pomysłów i weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie i cieplutko Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka! :D
      Wiesz, ostatnio nie byłam tak regularna w dodawaniu notek. Wcale nie dziwi mnie niepewność i nieufność, kiedy wstawię nową notkę. xD
      Pomysły pomysłami - gdyby ktoś je spisywał za mnie, miałabym zapas tekstu na jakieś dwa lata. xD
      Haha, wiem, Aguś, że czytasz moje opowiadania już od jakiegoś czasu (po odświeżeniu wiedzy jak działa interfejs bloga dopadłam do komentarzy jak spragniony wody i zauważyłam Twoje wpisy w starszych notkach. xD). Bardzo Ci dziękuję za każdy komentarz oraz za to, że czytasz! <3 Wcześniejsze opowiadania były raczej krótkie... to znaczy - notki były krótkie. xD Teraz postawiłam na opisy i obecnie przeraża mnie rozrost rozdziału nowego opowiadania... Bo choć początkowo miała to być osobna historia, wolałam umieścić ją w głównej, w góra dwóch notkach. A raczej się nie wyrobię. xD
      Całym sercem polecam Ci Drarry Zagubione serce i część drugą Pogrążeni w szarości oraz Związani. Ubóstwiam. Bardzo kusi mnie napisanie ff drarry, ale jakoś zawsze wolałam swoim postaciom nadawać cech innych bohaterów, aby mieć ten parasol bezpieczeństwa, że nie zniszczyłam np Draco. xD Dlatego będzie blondyn o srebrnych oczach i brunet o trawiastych... ;3 I niech wena ma mnie w swojej opiece, bym z bruneta nie zrobiła kluski, tylko Chłopca z Pazurem... (co wydaje się być zabawne z wiedzą, że ma być zającem - taki spoiler. xD).
      Dziękuję, dziękuję i również pozdrawiam cieplutko. Serce rośnie, wiedząc, że ma się czytelników. <3

      Usuń
  2. Hejka,
    o tak kolejny rozdział... no wiesz co jestem oburzona jak bym mogła porzucić ten blog? chyba tylko meteoryt by musiał we mnie walnąć (chociaż czy powstrzymało by mnie to?) to nie wiem tego... cieszę się, że rozdziały tak szybko się pojawiają... i nie martw się chwilowym brakiem moich komentarzy... czas, czas jest winowajcą... ten komentarz miał być pod trzynastką, no ale widzisz sama...
    coraz bardziej podoba mi się to Drarry ;)
    o widzisz nawet pogoda uhonorowała to opowiadanie :D
    Multum chęci życzę, nowet oddaje swoje abyś miała pod dostatkiem...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejo! ;D
      Hahaha, dzięki, Basiu! Tak, czas zweryfikował wiele na tym blogu, w tym liczbę czytających, ale aż przypominają mi się początki. Obecnie mam wolne w pracy, więc tym bardziej daję się ponieść podekscytowaniu i odświeżam bloga kilka razy dziennie. xD
      Ach, kochana, to nie będzie Drarry. Choć pewnie mocno chciałabym. I widzę teraz, po tych moich postaciach, że póki co rozchodzą się charakterystyką na boki, ale na razie zajęłam się pobocznymi. Główny wątek - mam nadzieję - uda mi się spiąć na tyle, by wycisnąć z nich wewnętrznych Gryfonów i Ślizgonów. Jednak będą to całkiem inne postaci. ;)
      Hahah, pogoda wpisuje się w opowiadanie. Jestem strasznie ciekawa, co powiesz po pierwszej notce. No i jak Ci się podoba wygląd bloga? Wcześniej było dosyć mrocznie. xD
      O, dziękuję, każde chęci przygarniam i zamykam w szczelnym pojemniku, wypuszczając trochę co jakiś czas. :D
      Pozdrawiam Cię serdecznie!

      Usuń
  3. Hejeczka,
    ok, ok teraz mogę się przyznać kiedy pojawił się dwunasty rozdział "Właściwej drogi", wzięłam się jeszcze bardziej spiełam i zabrałam się za czytanie, skomentuje oczywiście każdy osobno, ale właśnie chciałam tak teraz ogólnie...
    postacie są wspaniale ukazane, cała historia och i jaki zwrot akcji, wszyscy wiedzieli ze dziala pod przykrywką to wszystko było ustawione...
    cieszę się, że moje komentarze sprawiły Ci przyjemność, i czekam z niecierpliwością na nowy tekst... a teraz idę chiciachociaż przeczytać jeden rozdział z "Szkolnej historii", bo będę z około tygodnia odcięta od internetu....
    nadmienię jeszcze, że nowy wygląd bloga mi się bardzo podoba...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka, hejka! xD
      Ułoo, super! Hahah, wiesz, kiedy "Właściwa droga" nareszcie ma zakończenie, można z ulgą pod tytułem "No wreszcie" czytać na spokojnie. Ogólna ocena jak najbardziej pożądana. ;3
      Co do przykrywki - no właśnie chciałam, aby część postaci wiedziała, że Etsu "działa" na dwa fronty. Jego historia dobrze mi szła w wymyślaniu, aż trafiłam na mur. Postać młodego yakuzy pojawiła się w mojej głowie nagle i jakoś dopasowała się historii. Można uznać, że Inuzuka uratował opowiadanie. xD
      Oczywiście, że Twoje komentarze sprawiają mi przyjemność. Popychają do działania. To świetnie uczucie, gdy jest reakcja zwrotna na tekst, jak powrót do domu rodzinnego - tak, to coś bardzo podobnego.
      Hahah, ja nie wiem, co ta "Szkolna gra" ma w sobie, że jest najczęściej czytana. xD Sama lubię opowiadania z dużą ilością dialogów, choć muszę przyznać, że sama ostro wzięłam się za dłuższe opisy. Sama nie wiem... A to najnowsze opowiadanie, to już w ogóle pisane jest tak, jakby Orzeszkowa się do niego dobrała. xD No okej, przesadzam. xD
      Oj, tydzień bez internetu? Współczuję - pod względem wygody i relaksu, ale i zazdroszczę - odpoczęcia od monitora i rozejrzenia się po realnym świecie. Tak czy inaczej mam nadzieję, że za tydzień nie zawiodę Cię nowym, pierwszym rozdziałem. ;3
      Dziękuję! Również pozdrawiam. ;3

      Usuń