Hejka. :D Proszę, proszę, wywiązuję się z obietnicy. ;D Przed Wami trzynasty, przedostatni rozdział "Właściwej drogi". Po małych potyczkach z edycją Blogga, doszłam do kompromisu. Nie wiem, czy tak mieliście, ale ja, gdy wchodziłam w zakładki z opowiadaniami, nie mogłam przenieść się na konkretny rozdział. Teraz już mogę. Dajcie znać, jak jest u Was.
Zaczęłam pisać nowe opko, więc w najbliższym czasie zmieni się wygląd bloga. Ciekawa jestem jego długości. xD Teoretycznie mierzyłabym w kilkanaście, ale nie wiem, jak się rozpiszę. Cóż, grunt, by co tydzień/co dwa tygodnie pojawiała się nowa notka. ;)
Dziękuję, że tutaj zaglądacie (statystyka jest dosyć zadowalająca, jak na taki długi okres wegetacji). Serdeczne pozdrowienia dla Basi, kochanej, ciągle wierzącej we mnie. Odpisałam Ci, kochana, pod poprzednią notką.
Pozdrowienia także dla Agi, która jest chyba nową czytelniczką, bo dostrzegam komentarze w początkowych opowiadaniach. Mam nadzieję, że pozostaniesz z nami. xD
Nie przedłużając, zapraszam na 13 rozdział i przepraszam za błędy.
-----------------------------------------------------------------------------------------
„Desperacja – ▪ rozpacz, ▪ beznadzieja, ▪ utrata nadziei.”
„Historia – ▪ przeszłość, ▪ zajście”
Przeżywanie sytuacji na nowo może rzucić nowe fakty na z pozoru wybaczone i zagojone wydarzenia.
„Plot twist – ▪ zakręt, ▪ zaskoczenie, ▪ zwrot akcji.”
Etsuya niemal miotał się po pokoju, co rusz posyłając złe spojrzenie w kierunku szefa i jego gościa. Był wściekły.
Nie, był cholernie wkurwiony, bo zrobiono z niego pionka na pieprzone pięć lat. Mało tego – wszystko to, w co wierzył, okazało się kłamstwem. Chyba że to on był tak naiwny, wierząc, że w tym świecie stróże prawa są praworządni i pozbawieni wad. Jedyne, co powstrzymywało go przed rzuceniem czymś szklanym o ścianę, odwróceniem się na pięcie i wyjściem było to, że mimo wszystko lata spędzone w klubie na zbieraniu informacji faktycznie przynosiły korzyści. Szkoda, że wiązało się to z uwikłaniem go w pracę dla ziewającego w tym momencie mężczyzny w czerni.
- Szefie, myślałem, że masz mnie za mądrego funkcjonariusza. Może nie spodziewałem się, że policja aktywnie wymienia uściski ręki z yakuzą, ale nie jestem idiotą, by zawalić robotę pod przykrywką. Masz mnie za żółtodzioba? – Och, jakże był ślepy i moralny do przesady. Ręka rękę myje, prawda?
- Wybacz, że przerwę twoje potoki łez. – Ciemnowłosy mężczyzna oparł się wygodnie, splatając dłonie na brzuchu. Jak na trzydziestokilkulatka sprawiał wrażenie dużo młodszego, lecz bardzo dojrzałego człowieka. – Nie mam w zwyczaju ufać komuś ze względu na jego ładne oczy. Kiedy twoje gumowe ucho wyłapywało ważne informacje, on – wskazał ruchem brody na Ryotę – zajmował się zamykaniem śmiałków, którzy zadarli z prawem i… ze mną. – Rozciągnął usta w przyjemnym uśmiechu. – W Tokio, a także na terenie całej Japonii pojawia się coraz więcej grup, które myślą, że mogą bawić się w panów i władców.
- A tobie nie w smak, że masz konkurencję, o panie nad panami. – Etsuya nawet nie starał się być uprzejmy, choć ostrzegawcze sygnały dwójki „ochroniarzy”, którzy uchylili poły marynarek, ukazując lśniącą broń, robiły na nim wrażenie. On także był uzbrojony, ale wątpił, by miał z nimi szansę. Nie uszedł mu zniesmaczony wyraz twarzy szefa yakuzy, który – co mogło budzić podziw – pofatygował się osobiście.
- Oni stąpają po cienkiej linii. Robią rzuty zanieczyszczonych prochów, sprzedają nielegalną broń, handlują naszymi kobietami, wysyłając je na Środkowy Wschód. Stamtąd nie ma powrotu. Giną dzieci.
W tym ostatnim zdaniu było tyle lodu, że Mizune odniósł wrażenie, jakby mężczyzna właśnie mu się zwierzył. Nie mógł zaprzeczyć, że nie słyszał o przemytach kobiet, ale nie sądził, że ich przyczyną są jacyś psycho-naśladowcy japońskiej mafii, którzy tak naprawdę poszli o krok za daleko.
- Co nie zmienia faktu, że nie jesteście aniołkami. – Miał ochotę dać sobie mentalnego kopniaka. Jeszcze kilka chwil, łapiących za serce słówek i będzie gotowy uznać, że yakuza to tylko zbuntowane łobuzy z berłem króla podwórka, jakim jest Japonia.
- Nigdy tego nie powiedziałem. To prawda, że dawanie komuś do ręki broni nie usprawiedliwia nas z tego, co z nią zrobi, ale przynajmniej mamy na niego oko, by nie wpadł na idiotyczny pomysł. Ale jeżeli ktoś chce nas oszukać lub zwleka ze spłatą – zawiesił głos, dając do zrozumienia, że nie warto zachodzić mu za skórę.
- No tak, i właśnie dlatego porwaliście niewinnego chłopaka?! Czego chcesz? Mam dla ciebie pracować, zabijać? Czego chcesz w zamian za Raitou? – Cholera, zabrzmiał dosyć desperacko. Ale nie chciał już uciekać przed uczuciem. Kochał tego młodego, narwanego idiotę, który podłożył się, aby uratować brata. Gdy będzie już po wszystkim, to najpierw go udusi, potem ożywi i mocno przytuli. Tak, to jest dobry plan. Wzdrygnął się, gdy do jego uszu dotarł głośny śmiech.
- Oho, nie sądziłem, że byłbyś w stanie pozbawić kogoś życia na moje życzenie. – Yakuza złapał się za brzuch, lewą ręką ocierając łzę. Długo nie mógł się uspokoić, zwłaszcza, gdy patrzył na zaciętą minę Mizune. – Pozwól, że ci wytłumaczę… – zerknął w stronę drzwi – Albo niech zrobi to ktoś inny. – Wstał i podszedł do klamki, naciskając na nią. Momentalnie na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmieszek.
Zarówno Ryota jak i Etsuya z niemałym zainteresowaniem i zaskoczeniem obserwowali, jak mężczyzna łapie kogoś za przegub ręki, wprowadza do pokoju i sadza na fotelu, który dotychczas zajmował. Zdziwienie było tym większe, gdy niespodziewanym gościem okazał się Kamui Shigeru, który zmierzył złym wzrokiem szefa yakuzy, gdy ten przysiadł na podłokietniku, opierając się plecami o jego bok. Nie był jego cholerną własnością, a tak teraz to wyglądało.
- Możesz…? – zapytał, unosząc brew w ponaglającym geście. Nie dość, że miał przed sobą byłego pracownika i ex-pseudo-kochanka w jednym, to jeszcze łasił się o niego facet z mroczną przeszłością… i teraźniejszością. – Minoru? – swój błąd zrozumiał w momencie wypowiedzenia imienia. Mężczyzna obrócił się gwałtownie i z sykiem szepnął coś do jego ucha.
Obserwujący ich policjanci zmarszczyli brwi. O co tu chodziło? Owszem, Kamui miał synów i jednocześnie nie krył się z podwójną orientacją, ale żeby umoczyć w mrocznym półświatku?
Etsuya wydawał się tym bardziej zszokowany, gdy Shigeru na ewidentną groźbę ze strony yakuzy nie tyle, co ją zlekceważył, a wręcz uśmiechnął zachęcająco i pocałował mocno, lecz krótko, zaciśnięte usta Minoru.
Po tym krótkim przedstawieniu ojciec bliźniaków westchnął głęboko i już spokojniejszy, gdy jego kochanek oddalił się nieco, opierając o jedną z biblioteczek, skupił spojrzenie na dwójce policjantów.
- Przede wszystkim chciałbym cię przeprosić za wydarzenie sprzed lat… – przeniósł ciemne oczy na Mizune. – Zostawiłem cię tam na pastwę losu i…
- Kei wszystko mi wyjaśnił, nie mam żalu.
Shigeru ożywił się na wzmiankę o starszym synu.
- Gdzie on jest? Czy wszystko z nim w porządku? Dlaczego nie zabrałeś go tutaj?
Pięści policjanta zacisnęły się mocniej. Powoli, aby się opanować, wysyczał jadowicie, że chłopak jest w bezpiecznym miejscu. I nagle zdał sobie z czegoś sprawę.
- Pan o wszystkim wiedział? O tym, że pracuję w klubie pod przykrywką? – Oczy rozszerzyły się w niemym zdziwieniu, gdy mężczyzna delikatnie skinął głową, potwierdzając jego przypuszczenia. Pewnie dlatego zrezygnował ze współprowadzenia lokalu.
- Nie, chłopcze. – Kamui uśmiechnął się do Etsuyi, który zapewne tylko głośno myślał. – Wycofałem się nie ze strachu przed policją, lecz wiedząc, że ty lepiej sobie poradzisz. Otóż widzisz… – zerknął niepewnie w prawo, napotykając nader ciepłe spojrzenie szefa yakuzy – matka bliźniaków i Min… Inuzuka – poprawił się szybko. Kochanek nie lubił, gdy wymawiano jego imię. Chyba, że w łóżku. – to rodzeństwo. Wiele lat temu nasze rodziny, które przyjaźniły się od małego, zaaranżowały małżeństwo między mną a Hokuto. Pobraliśmy się młodo, potem na świat przyszli chłopcy. Z uwagi na to, że pan Inuzuka senior był tokijskim yakuzą i znanym biznesmenem, a mój z kolei siedział w polityce, to biznesy obydwu kręciły się naprawdę rewelacyjnie. Kryzys nadszedł wtedy, gdy urodzili się bliźniacy. Nalegałem, aby nie mieszać ich w mroczne interesy, zwłaszcza, że nowopowstałe grupki samozwańczych buntowników z giwerami zaczęły panoszyć się na ulicach. Bałem się… przeraźliwie bałem się tego, co mogłoby stać się chłopcom. Owszem, może nie wysyłano by ich na misje, ale już sama świadomość tego, że są wnukami yakuzy, raczej nie zapewniała im bezpiecznego azylu społecznego. Dlatego zdecydowałem się odciąć od Inuzukich. Tożsamość Hokuto też łatwo podrobiono, lecz dla pewności nie ujawniałem istnienia dzieci. Wysłałem je na obrzeża, gdzie żyły razem z matką, a ja zajmowałem się klubem. Później wydarzył się ten przeklęty pożar. – Mimo tylu lat nadal drżał na samą myśl o tym, jak źle mogło się to skończyć. – Chwilę przed nim otrzymałem telefon, że niedaleko mojego mieszkania znaleziono ciało Inuzuki seniora.
- To dlatego pobiegł pan do chłopaków, zostawiając mnie w loży. Myślał pan, że ktoś odkrył pochodzenie bliźniaków, a pożar to żaden zbieg okoliczności.
Udręczone spojrzenie spoczęło na Etsuyi.
- Tak, masz rację. Byłem pewien, że coś im grozi. Zwłaszcza, że już wtedy zaczęli karierę modelów i byli pod moją opieką, więc wycofanie ich z biznesu mogłoby być nieco podejrzane. Pomyślałem wtedy, że są jak podane na tacy, jeszcze niezarżnięte, prosięta. Gdy mieli szesnaście lat, matka chłopców, być może znudzona byciem „zwyczajną”, a nie kobietą mafii, popełniła błąd, który może ją wiele kosztować. Podsłuchała moją rozmowę z Minoru – zignorował prychnięcie – w której informowałem go o postępach sprawy. Już wtedy uważnie słuchałem klientów, cudownej skarbnicy wiedzy, dowiadując się o różnych machlojkach, kradzieżach, a z czasem, zyskując ich zaufanie, o przemytach. Wyłapywałem nazwiska samozwańczych dilerów i założycieli konkurencyjnych grup tokijskiej yakuzy. I właśnie podczas jednego z raportów, Hokuto dowiedziała się o akcji, której celem było przewiezienie większej partii narkotyków i skradzionych obrazów. Nie wiem gdzie poznała jakiegoś idiotę, który z chęcią zdecydował się pomóc i tuż przed konfrontacją obydwu grup: yakuzy i buntowników, sprzątnęli towar wszystkim sprzed nosa i uciekli. Istna groteska. Niedługo później dowiedziałem się o tobie, więc zacząłem wycofywać się z biznesu. Nie przypuszczałem jednak, że mój głupi, starszy syn uzna, że mam jakieś długi u handlarzy i zechce im pomagać go spłacać. – podniósł głos, uderzając pięścią w skórzany podłokietnik.
Etsuya domyślił się, że Kei trafił na zbuntowaną grupę, a nie tę należącą do czarnowłosego szefa mafii, obecnie ściskającego ramię szwagra. Podczas niewielu rozmów telefonicznych z Raitou dowiedział się, że starszy brat nie odmawiał sobie używek, choć mimo początkowego ciągu do droższego towaru, po jakimś czasie mocno spasował, głównie dzięki młodszemu bliźniakowi. Hulaszczy tryb życia był zatem zbliżony do historii Shigeru seniora. Niedaleko pada jabłko od jabłoni – prychnął pod nosem. To dało mu też wiele do myślenia i musiał podzielić się swoimi spostrzeżeniami, zanim wciąż zaciśnięte pięści znajdą się na szczęce Kamui.
- No dobra, jestem w stanie zrozumieć cały ten zdrowo rąbnięty plan, ale jakim, u licha, sposobem był pan w stanie sprowadzać do domu, pod nosem chłopaków, tylu kochanków, nie narażając się na odstrzał z jego strony – Etsuya skinął głową na Minoru.
Na moment zapanowała cisza, po której młody Inuzuka roześmiał się w głos, opierając ramię o oparcie fotela, na którym siedział Kamui.
- Właśnie w bardzo subtelny sposób go wydałeś. – Drugi raz tego dnia otarł łzę rozbawienia, tym razem nie przejmując się złym wzrokiem Shigeru, gdy siadał mu bokiem na kolanach. – Zabawny z ciebie chłopak, naprawdę – udał, że nie widzi zmieszanej miny Etsu. – Jakby ci to powiedzieć… Bliźniacy raczej nie wiedzą, że mają wujka, a ja jestem całkiem przekonujący w roli aktora. Zapewniam cię, że strój potrafi zdziałać cuda, a urok osobisty i gra na krawędzi to moje niewątpliwe atuty.
Etsuya skrzywił się na myśl, że na oczach Raia jego własny ojciec zabawiał się z jego wujkiem.
- Boże – jęknął – i co dalej? Dlaczego tu jestem… jesteśmy – dodał, przypominając sobie o obecności Ryoty… swoją drogą bardzo spokojnego. Natarczywa i nagła myśl przebiegła mu przez głowę, ale nie chciał jej dopuszczać do świadomości. Ta jednak nie dawała za wygraną. – Kurwa mać – przeklął, odwracając się do byłego partnera z pracy. Spojrzał na niego zmrużonymi oczami i po chwili już wiedział. – Ty o wszystkim widziałeś. Udawałeś, że nie znasz bliźniaków, a tymczasem pieprzyłeś się z jednym z nich!
Ryota poruszył się niespokojnie pod nagle twardym wzrokiem zarówno Kamui jak i szefa yakuzy. Uśmiechnął się lekko, wzruszając subtelnie ramionami w geście bezradności, jakby tym gestem chciał jednocześnie przeprosić i wyrazić skruchę.
- Od lat byłem wtyczką. Nie wyróżniałem się, więc miałem większe pole manewru. Podczas jednego z przemytów wywiązała się większa akcja. Okazało się, że tamci mieli zakładników. Udało mi się ocalić wszystkich, oprócz jednego dziecka… jednego z dwóch przybranych synów Inuzuki seniora. Miał jedenaście lat. – zamilkł na moment, gdy obrazy z tamtego dnia zabłysnęły mu w głowie. – Dostałem grupę, wraz z którą wyśledziliśmy handlarzy, a ja otrzymałem awans w postaci wdzięczności szefa yakuzy. Później wszystko potoczyło się szybko. Potrzebowałem kogoś, kto dostarczałby mi wiadomości od wewnątrz… kogoś takiego jak ty i dlatego zaproponowałem twoją kandydaturę.
- Mogłem zginąć! – Etsuya zamachnął się i przyłożył mężczyźnie w szczękę. Z żalem stwierdził, że niewiele szkód narobił na jego twarzy. – Wiem, że praca policjanta to nie sklep z pamiątkami, ale… cholera, Ryota! Przez pięć lat siedziałem w tym klubie. Za skrawki informacji musiałem wielokrotnie znosić facetów dobierających mi się do majtek i… Możesz sobie pieprzyć, że to ryzyko zawodowe gościa pod przykrywką, ale dlaczego mi, kurwa, nie zaufałeś? – Niemal trząsł się ze złości. Być może dotychczasowy on nie zgodziłby się od razu na współpracę z mafią, ale nie był dzieckiem. Przecież to, że był niczego nieświadomy, nie oznaczało, że posiadając tę wiedzę nie zachowałby się równie dobrze, a może nawet lepiej. Ze złością wpatrywał się z milczącego przyjaciela, ostatecznie kręcąc głową. W końcu to nie była jego piaskowca… on był tylko zabawką w rękach ‘większych’. Odwrócił się powoli w stronę siedzących na fotelu mężczyzn i tłumiąc złość, zapytał – Czy ktoś mi może wytłumaczyć, dlaczego tu jestem i po co mam o tym wszystkim wiedzieć?
Obecny w pokoju szef komendy chrząknął cicho, zwracając na siebie uwagę Mizune.
- Cóż, sprawy przybrały nieco niewygodny przebieg z uwagi na porwanie Raitou. Jakoś tego… nie przewidzieliśmy – zmrużył oczy na prychnięcie podwładnego. – Wspólnie z panem Inuzuką doszliśmy do wniosku, że prędzej czy później dowiesz się o wszystkim… choćby od Raitou.
Etsuya przeczuwał, że chłopak pewnie jest już odbijany z rąk porywaczy. Raczej nie chciał być w ich skórze.
- Dlatego właśnie uznaliśmy, że jest to najlepszy moment, abyś zniknął z klubu. Przede wszystkim nie chcemy narażać państwa Takumi na niepotrzebne kłopoty, skoro ostatnimi czasy kręci się koło nich policja w umundurowaniu – spiorunował wzrokiem Ryotę, nieco podnosząc głos. – I choć Kamui zrzekł się swojej części klubu, zostawiając ją w rękach przyrodniego brata, a ty, jako doskonała przynęta, świetnie się tam wpasowałeś, muszę cię stamtąd wyciągnąć. Jesteś tam spalony. Dlatego – uniósł palec, gdy Mizune chciał mu wejść w słowo – przywracam cię do służby. Nie mogę ryzykować, że ktoś cię rozpozna, gdybyś znów miał pracować pod przykrywką. – Na dowód swych słów sięgnął do biurka i wyjął z niego odznakę Etsui.
Chłopak poczuł się tak, jakby dostał w twarz. Pozbywali się go, jak uciążliwej metki na karku. Miałby znów wrócić do policji i biegać za przestępcami po ulicach? Może i chciał wcześniej wrócić do ‘normalności’, ale teraz… po tylu latach całej tej szopki wątpił, czy się tam odnajdzie. Miał nadzieję… w sumie nie wiedział, co się stanie, gdy doprowadzi akcję do końca. Może liczył na przeniesienie do innego miasta? Jednak rozłąka z Raitou nie wydawała mu się najlepszym pomysłem. Myślał gorączkowo nad propozycją szefa, ale nie mógł wymyślić niczego mądrego. Nie, nie chciał znowu wplątywać się w udawanie kogoś, aby zdobyć informacje… nie, kiedy jawiła się wizja narażenia Raia na niebezpieczeństwo. I nagle go olśniło. Kiedy podnosił udręczone spojrzenie na siedzącego nieopodal szefa yakuzy, ten jakby już czekał na jego uwagę, uśmiechając się lekko uniesionym kącikiem ust.
- Cóż. – Minoru poprawił się na kolanach starszego kochanka, owijając ramię wokół jego szyi.– Skoro policja chce cię mentalnie wykastrować, nie widzę problemu, abyś przeszedł do nas. Akurat pojawił się nowy etat na stanowisko ochraniarza moich narwanych siostrzeńców. Co ty na to? – uniósł lewą brew, cicho mrucząc, gdy dłoń Kamui pomasowała go po udzie.
Etsuya poczuł na sobie wiele spojrzeń wypalających w nim różnego kalibru spojrzenie – od ciekawości, przez zaskoczenie, po mocny objaw niepokoju. Nie licząc ochroniarzy szefa yakuzy, którzy stali nieruchomo, niezainteresowani sytuacją. Dlatego też nie mogli dojrzeć ulgi jawnie pojawiającej się na mocno ekspresywnej twarzy Mizune.
- Mogę zacząć od teraz, a chyba nawet tak się składa, że byłbym potrzebny – zaśmiał się, gdy z ust komendanta usłyszał przekleństwo. Pewnie i tak będzie pracował pod jego skrzydłami, składając drugą kopię raportów na ‘ciemną stronę mocy’. Zresztą… w obecnej sytuacji miał głęboko w poważaniu, dla kogo pracował, skoro do tej pory był pomagierem dwóch stron. Przynajmniej będzie miał na oku zakochanego szczeniaka. Swojego szczeniaka, dodał w myślach, uśmiechając się lekko. Z rozmyślań wyrwał go dźwięk nieznanej melodii. Zmrużył oczy, gdy dostrzegł, jak jeden z mężczyzn z pistoletem odbiera telefon i milczy, po czym rozłącza się i podchodzi do Inuzuki, pochylając się do jego ucha. Drań nawet nie był skrępowany tym, że jego szef siedzi na kolanach innego mężczyzny… Chociaż kto wie, jakie widoki ochroniarze yakuzy musieli oglądać na co dzień.
- Jednak nie dzisiaj, skarbie – Minoru przeczesał czarne jak noc włosy i nieco kręcąc się na swoim miejscu, wstał niespiesznie. Podszedł do stołu, wziął odznakę i rzucił nią w stronę Etsui. – My swoje sprawy załatwiamy do końca. Nietaktem byłoby, gdybyś zakończył coś, co my tak zgrabnie rozpracowaliśmy.
- Chyba niekoniecznie.
Dotychczas nikt nie zwracał uwagi na to, jak Ryota ze zmarszczonym czołem sięgał po swój telefon. Teraz, nieco pobladły, niemal wstrzymywał powietrze. Bez słowa podał aparat Inuzuce, dostrzegając, jak bardzo i boleśnie można ściągnąć brwi. Gdy chłodny wzrok szefa yakuzy znów na nim spoczął, poczuł skurcz całego ciała.
- Gdzie go zostawiliście?
Etsuya wzdrygnął się mimowolnie. „Ryo, oni wiedzą, że to nie ja.” – brzmiała treść wiadomości. Boże, jakim trzeba być debilem, żeby zostawiać Keitou w tak oczywistym miejscu. Byli idiotami.
Założenie z góry pewnych zdarzeń może przynieść tragiczne w skutkach wyniki. Pozostanie w tłumie w celu ukrycia nie oznacza, że nie jest się łatwym celem, gdy przeciwnik jest nieobliczalnym szaleńcem. Zwłaszcza, gdy jest nim członek rodziny, który już raz zawiódł …
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, co za zwrot akcji, nic nie jest takie jakie się wydawało... wiedzieli o tym że Etsuya jest gliną...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga