27 listopada 2010
Witam Elfiaczki ;3 Rozdział jest chyba ciut dłuższy, bo podłapałam wenę ;P Zauważyłam, że ostatnio moje pisanie rozdziałów jest podobne do dnia szkolnego - najpierw nie chce mi się zacząć, guzdram się i marudzę, później trochę się zmuszam, a na końcu nie chciałabym przerywać, tylko pisać i pisać xD
Odpowiedzi:
Fusae-Chan - Mruf, mruff xD Znów byłaś pierwsza xD No wiesz... może Baal lubi podduszać... a może wręcz przeciwnie - lub być podduszany? To są dobre wskazówki dla tego, który ma na niego chrapkę xD Mleczne łzy są póki co objawem głodu... a może i tego, że Misiek za długo przebywa w Piekle ;P Krótki komentarz? Fusae, no! Bo Ci nie pozwolę przytulic Michaela... xDDD
Aq - xD Lucek nie może dobierać się do Michaela... Razem mu współczujemy, co? Mieć tak blisko taki kąsek, a nie móc dotykać... ehh ;P
Star 1012 - Mleczne łzy będą jeszcze wyjaśnione... a w sumie wyjdzie szydło z worka xD Póki co to przejaw braku Nieba i głodu xD Miałam już kiedyś zapytać... "1012" oznacza, że urodziłaś się 10 grudnia? ;P
Sonietta - Zgadza się - Michael jest całkiem niezłym ciasteczkiem, a Lu może tylko popatrzeć... A świadomość tego, że jego podwładni mogą sobie bardziej pofolgować musi być lekko dobijająca xD - Notki dodaję w soboty... po prostu ostatnio nie miałam kiedy przepisać. ;)
Isei - No wreszcie mnie odwiedziłeś ;>
Ja, bo niby kto? - Dzięki za wszelkie rady xD Muszę przyznać, że zaczęłam zwracać większa uwagę na styl mojego pisania - nie ma to jak pobudzony móżdżek xD Dotleniał się, kiedy musiałam poprawiać to, co już napisałam - mam nadzieję, że choć trochę to widać... po obecnym rozdziale, który wyszedł mi dłuższy o 200 słów xD Co do bohaterów... wiesz... Każdy kreuje sobie takowego wedle uznania. jak do tej pory nie miałam słów zażalenia, a wręcz przeciwnie, więc pozostanę przy tym, co mam i co chcę umieścić ;)
Zielona Strefa.
Pada, jest biało, zimno, chusteczki są w modzie... A ledwie spadł pierwszy śnieg, dało się zauważyć opóźnienia autobusów lub ich brak na przystankach xD
Serdecznie witam Ja, bo niby kto? (mnie, bo niby kogo?) xD
--=Nie zdążę powiadomić.=--
EDIT 28.11.2010r. 02:07 - W Spisie postaci umieściłam te, należące do obecnego opowiadania, więc zapraszam wszystkich do przejrzenia ;)
Zapraszam do czytania ;)
--------------------------------------------------------------------------------
Zazwyczaj strach o kogoś bliskiego wydaje się być czymś normalnym.
Wśród bliźniąt wygląda to ciut inaczej – jak
wykazują relacje takich par rodzeństwa, owe osoby potrafią wyczuć, że
drugiemu coś dolega, nawet, jeżeli dzielą ich setki kilometrów.
Co
więc ma znaczyć taka kombinacja, w której ludzie nie są ze sobą
związani, a mimo to wiedzą, że coś jest nie tak? Oczywiście muszą się
znać – nawet przelotnie – a w pewnym momencie przypomina im się twarz
danego osobnika i wiążące się z tym wyobrażeniem myśli zakrawające na
bojaźń, a niekiedy także ochotę dowiedzenia się, czy z tą osobą jest
wszystko w porządku.
Jeżeli
brać pod uwagę anioły i diabły, to tutaj sprawa nabiera innego obrotu.
Od zawsze istniały grupy tychże istot, które miały za zadanie
powiadamiać swych przełożonych o ataku, napaści, czy złym samopoczuciu.
Dodatkowo organizowano kręgi, gdzie zarówno jedna, jak i druga strona
miała zakodowane dostarczanie bodźców na przemian swych ras, czyli
skrzydlaci czuli się jak bliźniaki demonów. Akcja ta została wprowadzona
na wszelki wypadek, gdyby sytuacja była podbramkowa, a czas na pomoc –
najważniejszy.
Dlatego
właśnie Lu pędził prosto do komnaty Astrota, skąd dolatywała go aura
falujących feromonów morskookiego. Im bliżej był celu, tym bardziej jego
ciało przyjmowało na siebie odczucia, jakie przeżywał blondyn. Gdy
wreszcie kruczoczarna klamka z motywami dziwnych, być może gotyckich
wzorów, znalazła się w uchwycie Księcia, poddała się jego naciskowi,
zwalniając drzwi ku przodowi.
Nim
Lucyfer zdążył zadać standardowe pytanie dotyczące jego niepokoju o
stan archanioła, wzrok, a raczej soczyście bursztynowe tęczówki
załatwiły tę kwestię.
Przy innej okazji obraz wykończonego fizycznie Michaela mógłby
wprawić hordę diabłów w niesamowitą radość i pragnienie świętowania,
lecz teraz nikt nie ośmieliłby się nawet uśmiechnąć, czy pomyśleć o tym
inaczej, jak tylko ze współczuciem. Stwierdzenie, że anioł był słaby, to
tak, jakby komuś powiedzieć, że słońce jest ciepławe, a nie gorące.
Rozłożony
na łóżku blondyn nie miał w sobie sił na przekręcenie głowy w bok.
Leżał na plecach, walcząc z zamykającymi się powiekami, a zaschnięte
ślady śnieżnych łez niekiedy odżywały na nowo, nawadniając skronie.
Astrot
nie był zdziwiony przybyciem Księcia. Gdy zabrał Michaela do zamku,
miał niejasne wrażenie, że coś jest nie w porządku. Być może pomagał mu w
tym dar, jaki posiadał? Wystarczył dotyk drugiej osoby, aby diabeł miał
niejakie pojęcie o przyszłości tegoż osobnika.
Ledwie
otworzył drzwi do pokoju, a blondyn wyrwał się przed niego, wbiegając
do łazienki. As ruszył za nim, w międzyczasie nawiązując kontakt z
Gabrielem, który obecnie zagradzał Lucyferowi dostęp do morskookiego.
-
Nie podchodź do niego! – warknął anioł, mimo wszystko starając się
zachować zimną krew. Zawsze traktował Michaela jak młodszego brata,
którego trzeba bronić przed starszymi kolegami, jacy chcą mu dokuczać. –
Już wystarczająco go zraniłeś, a ja na więcej nie pozwolę.
- Gabi, przymknij się.
Białowłosy
prychnął z niedowierzaniem, mrużąc wściekle oczy. Nie tego oczekiwał po
Astrocie. Co prawda nigdy szczególnie za nim nie przepadał, ale czasami
odnosił wrażenie, że demon jest po jego stronie. Chciał mu zwrócić
uwagę, co do sposobu odnoszenia się do niego, ale rudzielec, który
kombinował na rożne sposoby, aby dostać się do blondyna, wydawał się być
poważniejszym problemem. Kiedy w końcu zdecydował się zająć Lucyferem,
odkrył, że chłopak klęczy obok archanioła.
- On i tak nie pozwoli ci się dotknąć! – syknął, zrzucając dłoń Asa z własnego ramienia.
Piwnooki
objął wzrokiem twarz blondyna, kładąc rękę na jego chłodnych palcach.
Spróbował ogrzać jego ciało, które zareagowało drgnięciem i otwarciem
zaspanych oczu.
- Cześć, aniołku. – nieco wymuszony uśmiech uspokoił wybudzonego z transu Michaela. – Co to się z tobą dzieje?
- Niedobrze mi. – wyznał morskooki, zaczynając drżeć jakby z zimna, kiedy ciepła dłoń odsunęła się od gładkiej skóry.
-
Wierzę. – rudzielec przypuszczał, że blondyn zawdzięcza sobie obecny
stan mocnym balowaniem, jednak coś innego bardziej zaprzątało mu głowę.
Mianowicie mleczne łzy. – Zabieram cię w pewne miejsce. – oświadczył
ostatecznie, podkładając chłopcu ramię pod kark i kolana.
Morskooki, wbrew przypuszczeniom Gabriela, niemal wczepił się w Księcia, kuląc w jego objęciach. Świat mu wirował, żołądek urządzał dzikie hulanki, a głowa pulsowała niesamowitym bólem.
Po
chwili obraz zafalował na moment, a sceneria zmieniła się na dosyć
mroczną. Jedynym źródłem światła była wielka, przypominająca jajo, kula.
Od góry przykryto ją fioletową czapą z naszytymi na niej srebrnymi
śladami łap wilków. Z kolei baza wyglądała jak rozszerzony trójząb.
Michael
momentalnie zeskoczył na ziemię. Przylgnął do szklanej powierzchni,
rozpościerając przezroczyste skrzydła, aby w pełni połykać wydobywające
się promienie.
Piekielny uśmiechnął się pod nosem, stając nieopodal blondyna.
Dla anioła istniały tylko dwie formy pokarmu.
O jednej można było się przekonać nie tak dawno... a raczej o skutkach
łakomstwa, a kolejna miała miejsce tuż przed oczyma Lucyfera, który z
przyjemnością podziwiał oblepiające aniołka świetliki.
- Może już wystarczy? – zapytał, patrząc sugestywnie na oblizującego się s krzydlatego. –Smakowało?
- No pewnie. Od razu mi lepiej.
Sercem
Piekła był Lucyfer, gdyż jego własne leczyło troski. Niestety nie mógł
być przy każdym potrzebującym, więc skonstruował pojemnik, w którym
umieścił część swej mocy. W ten sposób ułatwił obywatelom szybkie
uzyskiwanie potrzeb zdrowotnych. Można pokusić się o twierdzenie, że Lu
byłby doskonałym pracownikiem NFZ-u, a zarazem pierwszym w historii
politykiem, który pomaga ludziom, błyskawicznie realizując ich
zamówienia na leki – i to bez recepty! Może gdyby zajął się branża
budowlaną, polskie drogi wreszcie wyglądałyby jak trzeba? Póki co, te
marzenia pozostaną w sferze płonnych nadziei.
- To dobrze. – mrugnął do niego. – Martwiliśmy się.
- Uważaj, bo uwierzę. – morskooki prychnął mu w twarz.
- Myślałem, że od tego właśnie jesteś.
Michael
miał spora dawkę cierpliwości, ale przy tym czorcie nie dało się
czasami wytrzymać, dlatego używał nieczystych zagrań, które choć trochę
ruszały sumienie diabła. I choć kłóciło się to z istotą anielskości, nie
było innej możliwości na temperowanie rogatej duszy. Z boku mogło to
wyglądać na branie Lucyfera pod pantofel i w rzeczy samej tym było.
-
Twój miły gest nieco złagodził to, co wcześniej mi powiedziałeś. –
zachował kamienną twarz. W życiu nie posądziłby się o skłonności do
chłodnego traktowania innej osoby, czy też sztyletowania jej tak
lodowatym spojrzeniem, które odbijało się w szerokich źrenicach demona.
Płomiennowłosy
stracił rezon, przytakując towarzyszowi. Sam wpadł na to, że nie był
zbyt miły, ale, u licha, jaki miał być? To diabeł, a nie miś pluszowy,
którego można tarmosić za uszko i bawić się beztrosko, aby w późniejszym
okresie strącić ze swego życia, wrzucić do pudła i zapomnieć.
Lucyfer – do rany przyłóż. Dobre sobie.
-
Skoro ty tak namiętnie rozpamiętujesz każda pierdółkę, to co ma
powiedzieć ktoś wygnany z Nieba, co? – uniósł wysoko brwi, oczekując na
odpowiedź, której był ciekaw.
-
Żartujesz sobie? Sam do tego doprowadziłeś, szydząc z ludzi. – Michael
nie mógł uwierzyć, że pozwala na kontynuowanie tak bezsensownej rozmowy.
Z drugiej strony miał jeszcze niejasne
przeczucie, nadzieję, że piwnooki potrzebuje czegoś takiego. Stulecia
podczas których trzymał w sobie te wszystkie żale, musiały mocno
skruszyć mur powstrzymujący wybuch emocji.
-
Odezwał się ten, który uważa się za lepszego. – skrzywił się Lu,
krzyżując ramiona na piersi. – Nie jestem kimś szczególnie ważnym, ale
przynajmniej dbam o swoich, a ty? Starasz się ugrać jak najwięcej dla
siebie.
Słowa
smagały powietrze, jednocześnie uderzając prosto w oniemiałego
morskookiego. Chłopak rozumiał złość diabła oraz to, że przykre epitety
spoczywają na jego osobie, bo przecież zajął jego miejsce w Królestwie
Niebieskim. On dostąpił zaszczytu występowania po prawicy Boga i w końcu
to on objął za niego rolę archanioła.
- Skończyłeś, tak? Więc teraz mnie wysłuchaj. – wytknął go palcem, pochylając się do przodu. –
Może i jestem niesprawiedliwy i niegodny twego stanowiska, ale! –
podniósł głos, widząc jak piwnooki przewraca oczyma. – Kiedy
powiedziałeś mi o tym, że dałeś swe piórko jakiemuś nieznajomemu
osobnikowi, nie pochwaliłem twojej decyzji. To prawda, że chodziło mi o
bezpieczeństwo tylko i wyłącznie Nieba, jednak czy ty nie dostrzegasz
podobieństwa z tym, co sam wyznajesz i przeprowadzasz? Ja również dbam o
swoich mieszkańców. Przecież Niebo nie ogranicza się tylko do mnie, Lu!
Przejrzyj na oczy. Ty oddałbyś życie za Teppeia, a ja za nowo- i
jeszcze nienarodzone aniołki. Czy coś nas w takim razie różni? My, wy?
To jedność odgrodzona światami! – blondyn żywo gestykulował, patrząc
prosto w roziskrzone tęczówki rudzielca. Kiedy skończył mówić, zastygł w
bezruchu, jedynie mrugając powiekami. Wyraz twarzy i na wpółotwarta
prawa dłoń mogły niewerbalnie wyrażać coś na wzór pytania, co o tym
wszystkim sądzi diabeł, którego mimika wyrażała absolutny spokój.
Ten jednak westchnął głośniej, prostując się nieco.
-
Dojrzałeś, wiesz? Czasami uda ci się powiedzieć coś mądrego. –
uśmiechnął się delikatnie, przeczesując palcami przydługawą grzywkę.
Blondyn
wydobył z siebie krótkie parsknięcie, uderzając dłonią w czoło.
Ostatecznie zdecydował się podziękować za komplement, lecz przeszkodziło
mu dziwne uczucie monitorowania jego osoby. W tym celu rozejrzał się
dyskretnie, w końcowej fazie patrząc na Lu.
- Chodźmy stąd. – poprosił. – Znów mamy widownię.
Tym
razem piwnooki prześledził teren, marszcząc brwi. Dałby sobie róg
uciąć, oczywiście gdyby go posiadał, że nie ma wokół nich żadnej istoty.
Ba! Według niego najbliższa forma życia przebywała trzy kilometry na
zachód. Podzielił się tą informacją z blondwłosym.
-
Nie będę poddawał w wątpliwość twoje zdolności empatii i intuicji, ale
na obszarze piekielnym nie możesz mieć tak dobrze wyostrzonych zmysłów. –
drgnął, kiedy Michael złapał się za jeden z dłuższych kosmyków,
zawijając go na palec. Lu może i nie przebywał z nim często, ale
wiedział, że gesty, takie jak ten, zdradzają stany emocjonalne anioła i
to, czy kłamie. A teraz, jak wskazywał wzrok utkwiony w lewą stronę,
blondyn ewidentnie mówił prawdę. – No dobrze. – Książę objął go
ramieniem, po raz wtóry lustrując okolicę, jednak tak, jak poprzednio,
nie wyczuł czegoś niepożądanego.
Gdy
zniknęli, a niewielkie, złote drobiny teleportacji opadły na dół,
ciemna postać ugasiła je zupełnie, ciągnącym się po ziemi płaszczem.
Hej,
OdpowiedzUsuńczyli co? ktoś jednak ich obserwował, czemu Lu nic nie wyczuł i jak się martwi o Michaela...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejka,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, czyli jednak ktoś ich obserwował, czemu Lu nic nie wyczuł... bardzo się martwi o Michaela...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia