21 listopada 2010
Witam moje Elfiątka ;) Na początku pragnę wyjaśnić, dlaczego wczoraj nie pojawiła się notka. Otóż problem był natury technicznej - nie miałam kiedy przepisać rozdziału. A raczej nie miałam jak przepisać, gdyż komputer był w posiadaniu braci oraz ich kolegi, który świętował imieniny mojego Aniki xD Dziś udało mi się wcisnąć (brata nie ma w domu xD), więc natychmiast dodaję ;)
Odpowiedzi:
Fusae-Chan - Łohoo, ileż komentarzy xD Ty moja mądra bestyjko ;3 Oczywiście, że tak. Co prawda mogło zmylić to, że na miotłach zazwyczaj latają czarownice, a ja wspominałam o mężczyźnie... To mogło zasiać ziarno niepokoju, no bo w końcu nie tego spodziewał się Misiek. ;P Ale przynajmniej się przewiózł, pozwiedzał, zobaczył jak miły jest Lucek, że tak dba o wszystkich ;3 A co do dedykacji, to należała Ci się ;3 A! Dzięki za głosowanie w sondzie. Ależ jestem ucieszona z wyniku xD Mruf, Mruf ;3 Oj tak, cmokali się, a Lucek w dzisiejszej notce wszystko zmaścił, zakała jedna xD Ja, Lucek i Michaś czujemy się zaszczyceni Twoją miłością xD Oby gardło boleć przestało, a mego bloga ciągle było Ci mało xDDD
Aq - Już dodaję rozdział ;) Przepraszam, że musiałaś czekać.
Sonietta - Misiek będzie gdybał, tak jak Lu, a Ukyo pojawi się jeszcze raz xD (a może dwa? ;>)
Star 1012 - Lu nie umie kłamać (a to może być dziwne xD) A potem cierpi, jak powie za wiele, a wcale tak nie myślał... On ma dziwny humor xD
Mary Alice - Pozdrów M. xD Cieszę się, że tutaj jesteś i będę Cię oczywiście powiadamiać. Świadomość tego, że to czytasz jest dla mnie naprawdę bardzo ważna ;)
Zielona Strefa.
Chwalę się - dostałam 4 z gramatyki opisowej xD I zamieszczam informację - CIĄŻA WYGRAŁA XD Wyniki Dziękuję za Wasze głosy ;*
Serdecznie witam Mary Alice ;3
Notka dedykowana wszystkim, którzy głosowali ;>
PS; Prawdopodobnie nie zdążę powiadomić.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Absolutna niedorzeczność
prośby Piekielnego była tak wielka, że sam Lucyfer nie mógł zdobyć się
na wyjaśnienia. Przez chwilę zdawało mu się nawet, że albo słyszał głos
swego podwładnego, albo ktoś zawładnął jego ciałem. Żadna z możliwości
nie wydawała mu się wiarygodna, dlatego postanowił udać, że nic nie
powiedział.
- O co ci chodzi? Musiało ci się coś przesłyszeć.
Michael
nie wyglądał na przekonanego. Zresztą kto by uwierzył w tak kiepską
wymówkę? Uszy chłopaka były w jak najlepszym stanie, a wokół niego
akurat nie znajdywały się inne osoby, którym można by (z dużym
przymrużeniem oka) przypisać te słowa.
-
Nie rób ze mnie głupca. Wiem, co słyszałem i nie myśl, że tak łatwo się
wywiniesz. Mam nadzieję, iż zdajesz sobie sprawę z tego, że nasze
pocałunki są niczym więcej jak przejawem wzajemnej przyjaźni i...
-
I tego, co na co dzień zakazane. – piwnooki dodał kąśliwie, odgarniając
z czoła rdzawe kosmyki. – A że akurat się napatoczyłem... Przecież nie
mógłbyś zainteresować się jakimś zwykłym demonem, bo jakże by to zepsuło
twoją doskonałą reputację. – palnął zupełne głupstwo, nie zastanawiając
się w ogóle nad tym, co mówi. Przy każdej okazji atakował go podobnymi w
treści zdaniami, jakby był ich pewien czy też przyłapał anioła na
gorącym uczynku, a tak przecież nie było.
- Jesteś niesprawiedliwy.
-
A ty cholernie irytujący i dwulicowy. – zdał sobie sprawę, że
przesadził i to zaraz w chwili wygłoszenia tych oszczerstw. Nie wiązało
się to może bezpośrednio z poczuciem winy i wiedzą o charakterze
Michaela, a z zaciskającą się dolną szczęką blondyna, grymasem
niezadowolenia i nutami rozgoryczenia w lekko szklących się oczach.
-
Posunąłeś się za daleko. – zduszony głos wydobył się ze szczelnie
ściśniętego gardła, które póki co skutecznie pełniło rolę tamy dla
próbujących wydostać się łez. Chłopak pokręcił jeszcze głową, zawzięcie
gryząc wargę, aby po chwili umknąć postępującemu naprzód Lucyferowi,
który chciał go złapać, utrudnić wyrywanie się, przytulić i przeprosić,
czyli załatwić sprawę od ręki.
No niestety nie ma tak dobrze.
Michael
zdołał się wywinąć, przyspieszając swe kroki. Wiedział, że rudzielec
nie podda się tak łatwo, a nawet nie zrezygnuje w ogóle, więc przeszedł
do biegu. Tutaj kończyła się jego ucieczka. Poczuł na sobie zaklęcie i
już po sekundzie gwałtownie przystanął na szeroko rozstawionych nogach,
starając rozerwać lub chociaż poluzować wiązy ciasno oplatające
czerwieniejącą już szyję. Nie mógł oddychać, a zapas zaczerpniętego
powietrza szybko się kończył. Spróbował dostrzec aurę atakującego go
osobnika, w efekcie pomyślnie wyłapując płomyk duszy. Kilkakrotnie
spróbował wyciągnąć rękę, aby odparować napaść, lecz gdy tylko odsunął
dłoń czuł mocniejszy zacisk.
Lucyfer
początkowo nie wiedział, co się dzieje, lecz wrodzony instynkt czujnego
stratega podziałał na niego jak na zaszczute, pozbawione wolności
zwierzę, które czeka na nadarzającą się okazję do ucieczki. Uwolnił
obolałą szyję blondyna, czując wzbierające w nim emocje.
- Baal! Co ty do cholery wyprawiasz?! – sztyletował wzrokiem dowódcę armii zbrojnej, który zmierzał do niego spokojnym krokiem.
-
Ależ Panie! Ten anioł ośmielił się tobie sprzeciwić, obrazić i nie
wysłuchać do końca tego, co masz do powiedzenia. – piękny młodzieniec
wydawał się być oburzony zachowaniem Michaela. Od zawsze przejawiał
dozgonną wierność rudzielcowi oraz niestety bezwzględność dla wrogów. O
ile na wojnie, czy podczas tłumienia buntów owe cechy były niezwykle
ważne, przydatne i cenne, o tyle w obecnej sytuacji grubo przekraczały
granice zdrowego rozsądku.
- Ah tak? – przesłodzony głos nie był zapowiedzią pochwały.
Baal
nie rozumiał następnego ruchu swego władcy, ale ten z kolei pospieszył z
wyjaśnieniami, podczas gdy niemal zbielałe palce brutalnie oplotły
wcześniej zaatakowaną przez dowódcę armii część ciała, podduszając go.
-
To ja jestem od wydawania rozkazów. Ty nie możesz nawet kichnąć bez
mojej zgody! Jak śmiałeś podnieść rękę na Michaela! – wysyczał Lucyfer,
stykając się nosem z policzkiem poczerwieniałego z wysiłku demona.
Piwnooki zawsze podziwiał swego poddanego za umiejętności podczas przesłuchań, jednak nie okazywał tego zbyt często.
- Lu! Lu przestań!
Ktoś
próbował odciągnąć go od siniejącego chłopca, lecz dopiero widok
zapłakanych, białych od mlecznych łez policzków zdołał nim odpowiednio
wstrząsnąć.
Wczepiające
się w Astrota ciało spoglądało na niego z przestrachem pomieszanym z
szokiem, który automatycznie spowodował odskoczenie od Baala.
Tym,
który przytulał blondyna był As. Doskonale wyczuwał stany, w jakich
znajdował się rudzielec, a także posiadał umiejętność przewidywania
niedalekiej przyszłości. Dodatkowo trzeba wspomnieć, iż martwił się o
Michaela. Wbrew pozorom nikt nie zmuszał go do ochrony morskookiego. Sam
As nie traktował anioła jako gościa specjalnego, a po prostu
przyjaciela.
Czuł, jak i tak mocno napięte mięśnie spinają się jeszcze bardziej, gdy ich właściciel zaobserwował zbliżanie się Lucyfera.
Blondyn się bał...
Po takim widoku nie ma się co dziwić.
Astrot przekazał gestem, że idzie do zamku, lecz zabierze ze sobą roztrzęsionego Michaela.
Kiedy
chłopcy oddalili się, piwnooki rzucił kulą ognia w ziemię, wzbijając w
przestrzeń iskry. Przeklął cicho, przeczesując nerwowo włosy i podszedł
do Baala, kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Przepraszam, Panie. To wszystko moja wina. – brunet skłonił się lekko, stykając opuszki palców z klatką piersiową.
Przez
twarz Księcia przebiegł delikatny uśmiech. Przysunął się do demona,
okazując swą skruchę uleczeniem rany na ciele poprzez ucałowanie tego
miejsca. Dzięki temu zaczerwienienie momentalnie zniknęło.
Taki
czyn zaserwowany prosto od kogoś tak ważnego należał do miana
zaszczytu, więc Baalczuł się kimś ponad innymi nawet, jeżeli chwilę
wcześniej dostąpił tak złego potraktowania.
-
To ty mi wybacz. – wyszeptał Lu, gładząc głowę posiadacza czarnych
włosów, u których intensywna czerwień przeplatała się gdzieniegdzie ze
szkarłatem. – Zajmij się wszystkim, bo ja... Potrzebuję chwili
samotności. – wyjaśnił, odchodząc ku własnej kwaterze. Mijał niezliczone
ilości kolumn i witraży przedstawiających obrazy upadłych aniołów. Gdy w
końcu odnalazł swą siedzibę nie zamknął drzwi. Czuł potrzebę
zagłębienia się w pracę, odseparowania myśli od wydarzeń i być może
złudnej nadziei, że to pomoże. Wypełniał zaległe papiery i podbijał
pieczątki, ale owe zajęcie, które zazwyczaj strasznie się dłużyło, teraz
pochłonęło zaledwie kwadrans. Męczył się ze sobą, wzdychał, a w końcu
toczył bitwy z własnymi myślami.
Nagle
usłyszał ciche skrzypnięcie klamki. Ucieszył się, że uwolni się od
ciężkich chwil, jednak musiał obejść się smakiem. Do pomieszczenia
wsunął się zielonowłosy mężczyzna ubrany w oliwkowa tunikę o trawiastych
wykończeniach.Płynnym krokiem przemierzył odległość do krzesełka przy
dębowym biurku, spoczywając na nim i zakładając nogę na kolano. Po tych
kilku zakłócających spokój gestach zapanowała nieskazitelna cisza.
Zdumiony
Lu spojrzał mu w oczy, w których niejednokrotnie odkrywał intencje
Rafaela. Łatwo domyślił się, o co chodzi i postanowił przyjąć to z
godnością.
Minuty ciągnęły się, czas płynął, a oni nadal nie rozpoczynali rozmowy.
Oskarżycielska
głusza paliła każdy skrawek duszy rudzielca, który przegrał pojedynek
na wzrokowe potyczki. Skłonił głowę, aby po chwili ukryć ją w chłodnych
dłoniach, przecierając twarz.
-
Nie wiem, co mam robić. – wyznał Książę, błądząc spojrzeniem po pokoju.
– Wystraszyłem go... nie rozumiem...siebie. On mnie drażni, a za chwilę
nieświadomie prowokuje zaciągnięcie go najbliżej znajdującej się
komnaty i rozpoczęcie sam wiesz czego. – powstrzymał się od wulgaryzmów.
Rafael
spokojnie wysłuchiwał wszystkich żalów, lekko unosząc brew przy
ostatniej informacji. Zarówno on, jak i Lu wiedzieli, że długo poszczące
diabły są niezwykle wrażliwe na drobne dotyki, toteż tuż przed
konfrontacją z aniołami wysyła się je do świata ludzi, aby tam mogły się
uspokoić, rozładować i później nie naruszać niewinności Skrzydlatych.
Jednak inaczej miała się sprawa z Lucyferem, który potrafił poskromić
swoje żądze przez naprawdę długi czas, więc dziwnym wydawały się jego
obecne reakcje.
-
Posłałem anons do portalu, aby Michael mógł wrócić do Nieba. Tutaj –
zaciął się. – tutaj może nie być bezpieczny. I źle się czuję, widząc
jego łzy. – dodał niekoniecznie z chęcią, choć głębia źrenic wskazywała
na coś innego.
-
Lucyferze. – głos anioła przypominał szum kołyszących się do snu łanów
zboża. – Zastanów się, czy tego właśnie chcesz. A nawet jeśli, to czy
dobrym rozwiązaniem będzie rozstanie w gniewie? Serce może podpowiadać
właściwą drogę...
Rudzielec
odetchnął, uśmiechając się szczerze. Musiał przyznać rację swojemu
towarzyszowi. Ponadto trzeba było mieć na uwadze to, że jeśli odejdzie
Michael, to jego podwładni wyruszą za nim – niekoniecznie skłonni
opuszczać przyjaciół.
Jakże wielkim egoista się okazał!
- Dziękuję ci za wszystko.
- Nie mnie bądź wdzięczny, gdyż to Mefisto poprosił o rozmowę z tobą.
Lucyfer zachichotał. Mógł się spodziewać, że to urocze diablątko maczało w tym palce.
Oh, od teraz postara się zmienić i być dobrym dla własnych sprzymierzeńców.
- Martwią mnie łzy Michaela... One były mleczne, a tak być nie... – przez głowę przebiegł impuls ostrzegawczy.
Obydwoje wymienili spojrzenia i razem wybiegli z pomieszczenia, pchani dziwnym uczuciem niepokoju.
Hej,
OdpowiedzUsuńno no Michael się przestraszył zachowania Lu, no i co z tymi jego łzami...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejka,
OdpowiedzUsuńcudownie, Michael się nsm przestraszył zachowania Lucyfera ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia