29 maja 2011
Witam moje kochane Elfiątka ;3
Dziś mam dla Was dalszą część konfrontacji Kio z Baalem i na tym na
razie z nimi kończymy. Tymczasowo, oczywiście, ale na nich świat się nie
kończy xD Poza tym szybko wrócą xP Tak sobie myślę, że zostało nam
jeszcze około 10 rozdziałów. Troszkę się męczę z obecnymi rolami
bohaterów, więc czekam z upragnieniem na końcówkę... choć może mi się
jeszcze coś zmienić XD
Odpowiedzi:
Noodle: Pozwolisz, że odpiszę Ci tutaj. Dokładnie o to mi chodzi, bo gdybym miała te cztery postaci, to "zapominanie" o jednej parze nie raziłoby zbyt mocno, a u mnie jednak przewija się sporo pobocznych istot. Z tego powodu realizuję program wykorzystania postaci głównych, aby potem od nich trochę odsapnąć, znów powrócić, zająć się lepiej, aby były na same, a potem ciut odstawić, aby kolejna para mogła wejść na ich miejsce, ale to pod koniec. Aż się boję, bo kolejne opowiadanie, jakie planuję, będzie miało jeszcze więcej postaci... ale w tym wypadku wszyscy będą ważni, więc może lepiej to wyjdzie? Misiek jest potężny i władczy... ale póki co działa pod wpływem hormonów. Choć z sumie i tak nie może równać się (w tym moim przypadku) z Luckiem, który w pewnym okresie opowiadania całkowicie weźmie go pod pantofel... a potem będzie żałował i to cholernie. Co do syna chłopaków - Orion. On namiesza i będzie szybko rosnąć... bardzo szybko, ale jeszcze nie teraz. Poza tym Misiek będzie się go bał XD Dzięki za takie słowa. Człowiek aż czuje, że nie jest sam w tym, co robi ;3
Fusia ;3 - Aniołki nie mają zdolności regeneracji... im jest potrzebny medyk ;P Rozwaliłaś mnie XDD Oj tak, Lucek to perwersyjny podglądacz i nie omieszka nie wspomnieć o całym zajściu XD Nie były sobą, no weź! xD Baal jeszcze dostanie po kuprze i odechce mu się (minimalnie, ale jednak) nazywać Kio - mieszańcem czy odmieńcem. Szczególnie, że sam nim jest. Mruff, Mruff ;3
Sonietta - Oj iskrzy między nimi, iskrzy, ale Baal po prostu potrzebuje chłopa, a Kicia lubi się miziać, więc wspólnie mogliby na sobie polegać... bynajmniej w łóżku, a czy tak na polu uczuć... to się jeszcze okaże ;> O Miśku i jego dziecku będzie w następnym rozdziale, obiecuję. Muszę poświęcić im więcej czasu, bo kurcze zabraknie mi czasu - w końcu brama do Nieba ma się otworzyć lada dzień.
Violet;) - Mrr ;3 Humoru dziś będzie ciut mniej, ale jest, no XD Dokładnie - rozgryzłaś Baala, który naprawdę jest niewyżyty seksualnie XD Trzeba mu .... wiesz czego, a Kioś, jak to kociak - lubi to i owo... w sumie to na Ziemi jest teraz prawie wiosna, a koty mają swój miesiąc.. hy hy xD
Star 1012 - Nieszczęścia chodzą parami, a Kamio cały czas ma takie sytuacje xD Baal to cwana bestia - zawsze znajdzie sposób, aby poszperać w umyśle Kio, który jest dla niego niczym otwarta księga... ale dlaczego, to się jeszcze okaże xP Teksty elfia biorę ze swojej codzienności... tak, tak - jam Ci takie zboczone stworzenie xD Będę czekać z niecierpliwością na Twój komentarz ;3 Miłej zabawy i bezpiecznego powrotu ;3
Serdecznie witam Yaoistkę ;3 Cieszę się, że czytasz te moje bazgrołki xD Między Baalem a Kio coś zaiskrzy - mianowicie wspólny interes dawania sobie przyjemności, bo Baal nie ma z kim się dopieścić, a Kio... na Ziemi jest marzec, a on jest kotem... ;>
Zielona Strefa
Kochani moi. W tym tygodniu powinna pojawić się notka dodatkowa ze względu n urodziny mojej kochanej Grelci - siostrzyczki przyszywanej, ale siostrzyczki, no ;3 Kotku, czekaj jutro na z edytowanie notki, gdyż złożę Ci wtedy życzenia ;3
Dziś [30.05 także] raczej nie powiadomię, to dwa sępy stoją mi nad głową ;P
EDIT [30.05.2011r.]
Grelciaczku, kocurku mój kochany! Dziś obchodzisz urodziny. W Twoim przypadku rosnąca liczba lat = coraz większa dojrzałość. Zobaczysz, że niedługo popukasz się w głowę, słuchając moich wypowiedzi, spojrzysz na mnie i powiesz: "Co ten dinozaur mówi? Przecież to głupie" XD Zawsze podnosisz mnie na duchu i sprawiasz, że widzę to, czego oczy niekiedy nie są w stanie dojrzeć. Jesteś ze mną od dawna (łoo, powiało romansem ;>) i nie masz mnie dosyć (bierzemy ślub!) Cóż mogę Ci życzyć? Na pewno wytrwałości w tym, co robisz i łapania się rękoma(nogami... zębami... a nawet ogonami Nanusia, a co! Jak szaleć, to szaleć! xD) wszelkich możliwych prób spełniania marzeń. Zdrowia końskiego, aby mieć dużo sił do realizacji planów, wielu pogodnych dni i spokoju w domu - oazie, która ma być dla Ciebie miejscem odprężenia. I... dalej mnie koffaj xD
Tobie dedykuję tą niedzielną notkę, a na prezent... musisz troszkę poczekać ;*
---------------------------------------------------------------------------
Kamio
Zapoznawanie
się ze sobą przeważnie powinno rozpoczynać się od rozmowy, dawania
sobie wzajemnej przyjemności ze spędzanego razem czasu, a dopiero
później można przejść do konkretów.
W
moim i tego zdemoralizowanego diabła przypadku okazało się, że ten kurs
przeszliśmy w wersji przyspieszonej. Szkoda, że nie zapamiętałem jego
imienia, bo mógłbym przerobić kilka klątw, tak, aby pasowały do
inkantacji, a wtedy miałbym go w ręku. Zamiast tego zmuszony zostałem do
polegania na nim! No wiecie co?
Nie
miałem jednak innego wyboru. Dzwoniło mi w uszach, duszność zawładnęła
płucami, a nogi uginały się w każdą z możliwych stron... Przecież on
sobie jeszcze pomyśli, że robię to specjalnie, niby coś mu sugerując.
- Prowokujesz mnie.
Mówiłem! Chyba, że ta bestia znowu szpera mi w głowie. Wyłaź mi stąd, ale to już!
- Nie krzycz.
A
co ja, psem jestem? Weź mnie nie obrażaj, do diaska. Komendy mi będzie
wydawał, patrzcie państwo. Ratuje go jedynie fakt, że znowu zaczynam
czuć się fatalnie. Przeczuwam, co może być tego źródłem, ale póki co
muszę zastosować własne zdolności leczenia.
- Pomóż mi... – głos mi zadrżał. To nie tak miało wyglądać. Co mam zrobić, aby domyślił się, czego mi trzeba...
Słuchaj
mnie uważnie. Rozmowa wiele mnie teraz kosztuje, a bezpośrednia
telepatia odbiera mi moc, więc będę się streszczał. Ułóż mnie tak, abym
mógł zwrócić leki, jakimi mnie naszpikowaliście. Choćby nie wiem, co się
stało, nie próbuj przerywać, ani regenerować kruszących się tkanek, bo
tylko to wszystko pogorszysz. Resztę wyjaśnię ci później. Pospie...
Tylko
tyle byłem w stanie przekazać, na chwilę tracąc świadomość, którą
przywrócił mi diabeł, przy okazji wypełniając moje polecenie. Nie minęło
pół minuty, a mym ciałem wstrząsnęły potężne torsje. Wiedziałem, że coś
jest nie w porządku. Feyth wiła się we mnie, oznajmiając tym samym, że
coś mi zagraża, dlatego w przypływie siły pozwoliłem jej na opuszczenie
zajmowanego we mnie miejsca, tym samym ujawniając się przed szerszą
publicznością.
Baal
Nie
mogłem pojąć pobudek, którymi się kierował, aczkolwiek wiedziałem, iż
chłopak jest magiem, więc wie, co robi. Zastanawiał mnie sens jego słów,
bo jak miałem rozumieć bezprzyczynowy rozpad jego organów? Nie sądzę,
aby wiązało się to z niedawno przeżytym orgazmem. Rozsadzająca go
przyjemność nie wyrządziłaby aż tylu szkód.
Niemniej
zaniepokoiłem się słusznością i prawdziwością zakładanej przez niego
tezy. Zaskoczył mnie też biały słup światła, który wydobył się z jego
ciała, odbijając się od ścian, aby na koniec wypaść przez okno, sądząc
po głośnym trzasku spadających na podłogę odłamków szkła. Sprawdzenie
tego pozostawiłem sobie na później, hamując chęć pomocy elfowi, której
zobowiązany byłem udzielić, zważywszy na kodeks diabelski, a w nim
artykuł piąty, punkt dwunasty ustawy wymienionej w przypisie pierwszym
na temat zastosowania doraźnych środków wszczęcia opieki nad zranioną
istotą każdej z żyjących ras. Nie znałem się na elfach, dlatego
zastosowałem się do jego nakazu, aczkolwiek w gwoli wyjątku – nie
wypadało uśmiercać gościa samego Lucyfera tylko z tego powodu, iż za nim
nie przepadałem.
Z
ogromnym trudem muszę przyznać, iż martwiłem się zmianami zachodzącymi w
tym odmieńcu. Posiadałem bowiem zdolność przenikania wzrokiem przez
grube mury, więc prześliźnięcie się wgłąb jego ciała nie sprawiło mi
problemu, a widok zaprawdę nie był ciekawy.
Ograniczę
się tylko do opisu oględnego, informując, iż chłopak przeszedł
doszczętną odbudowę niemal każdej komórki i tkanki, a ja ciągle nie
znałem przyczyny, co niezmiernie mnie irytowało.
Odnowa
trwała nie dłużej, niż pięć minut. Domyślałem się, że po czymś tak
wyczerpującym organizm wyraźnie się zbuntuje, więc na wszelki wypadek
mocniej objąłem talię elfa, abym później nie musiał zbierać go z
podłogi.
Całe
szczęście, że myślę przyszłościowo. Omdlały chłopak nie był jednak zbyt
ciężki, więc bez przeszkód odłożyłem go na łóżko – tym razem
delikatniej, aby nie doczepił się znów, że źle go traktuję. Wiem, że
jest nieprzytomny i nie będzie o tym pamiętał, ale artykuł ósmy, punkt
trzydzie...
- Ja pierniczę! Przestań nawijać o tych ustawach, bo mi w końcu łeb rozsadzi.
Proszę, proszę. Moja ofiara nabrała rumieńców.
Kamio
Mam
nadzieję, że niedługo pozostawałem w stanie nieważkości. Kto wie, co to
zwierze planuje ze mną zrobić, ale ja mu w tym nie pomogę! Tego by
jeszcze brakowało, aby zostawić mu zielone światło. Nie dla psa
kiełbasa!
- I kto tu jest narcyzem. – aż bałem się na niego spojrzeć, ale ciekawość zawsze była mi bratnią duszą.
-
Nie zawiodłeś mnie. – prychnąłem, dostrzegając jedną z jego
gwiazdorskich min. – Zestaw Małego Skurczybyka opanowałeś do perfekcji. –
tym razem pozwoliłem sobie na dosadniejsze określniki. – Na Miss Świata
nie masz szans, ale za doklejany uśmiech litującego się Kena powinieneś
dostać brylantową koronę. – zakpiłem, poprawiając się na poduszkach.
Wszystko mnie bolało, co było zrozumiałe przy takiej wymianie narządów.
Właśnie! – Twa chęć dowiedzenia się więcej o tym, co zaszło przed
chwilą, aż z ciebie kipi.
-
Po co mam się przemęczać? Od razu widać, że nie utrzymasz języka za
zębami... – nagle jego wyraz twarzy uległ zmianie, przeobrażając się w
iście drapieżny i przypominający mi Jokera ze sławnej już serii o
Batmanie. – Jego nadgorliwość możemy jeszcze wykorzystać w inny sposób,
nieprawdaż?
Zadrżałem
pod wpływem jasno czerwonych oczu, odczuwając nagłą potrzebę
skorzystania z oferty. Natura kota obdarowała mnie wyłapywaniem
wszelkiej maści podtekstów oraz gestów, co nieraz przyprawiało mnie o
kłopoty i konieczność wykaraskania się z nich. Jestem strasznie czuły na
pieszczoty i wręcz potrzebuję ich do egzystowania.
-
Może kiedy indziej. – wychrypiałem, zamykając oczy, aby przypadkiem nie
ulec ogromnej pokusie. Co, jak co, ale nie będę łatwym celem. Poza tym
wypadałoby zachować wstrzemięźliwość, skoro gdzieś tutaj czeka na mnie
partner życiowy.
Ręka,
która już zdążyła ponownie zadomowić się w obeznanym jej terenie,
zatrzymała się niespodziewanie. Miauknąłem cicho, gryząc wargę, jednak
tak było lepiej.
- Nie mów, że czujesz się obrzydzony i żałujesz.
Wzdrygnąłem
się na dźwięk szorstkiego tonu jego głosu. To dziwne, że tak pomyślał.
Przecież nie należę do tego typu osób, które wiedząc, co sprawia im
przyjemność, później odseparowują się od tych, którzy im ją zadali.
-
Co do tego pierwszego, to tutaj powinieneś wypowiedzieć się ty, bo
miałeś okazję oglądać moje zmielone śniadanie, które raczej nie
prezentowało się zbyt apetycznie. – uniosłem powieki, pozwalając sobie
na rozleniwiony uśmieszek. – Co się zaś tyczy wyrzutów sumienia, to tych
już z pewnością mieć nie powinienem, bo dostałem to, czego pragnąłem w
tamten chwili. – dodałem z naciskiem, aby wiedział, że nie ma co liczyć
na powtórki... Bynajmniej w najbliższym czasie.
Nie patrzcie tak na mnie! Nawet nie wiecie, co on tymi rękami wyczyniał...
-
Rumienisz się. – ciągle złe, aczkolwiek dające wrażenie rozbawionego,
spojrzenie, przez które przebijały się psotne iskry, lustrowało moją
klatkę piersiową. – Rozumiem, że póki co mam nie pytać o białe światło,
które wystrzeliło – zatrzymał się, otwierając szczerzej oczy, po czym
parsknął w rękę, aby wyglądało to na kichnięcie. – nie ono jedno,
zresztą, z twojego ciała.
Posłałem mu skrzywiony uśmiech, kiwając głową na boki. Oh, jakiż on jest dowcipny!
-
Załóż kabaret. – warknąłem. – Takie oblicze ci nie pasuje. – dodałem
kąśliwie, zauważając natychmiastową reakcję w postaci kamiennej wręcz
powagi, z czego niezmiernie się cieszyłem, mogąc porzucić niewygodny
temat, przez który o mało nie przypłaciłem ponownym wzwodem. – Nie będę
zarzucał Lycyferowi braku odpowiedzialności, ani winy, ale niewłaściwie
dobrał obsługę medyczną i...
- Ja tego dokonywałem.
Oops...
-
To nie jest istotne. – spojrzałem na niego surowo, starając się nie
zdradzać lekkiej niepewności. – Jeden z nich ewidentnie nie przestrzega
zasad. – widząc zainteresowanie w jego oczach, kontynuowałem. – Zapewne
wiesz, co to tojad mocny. – nie było sensu pytać, skoro okazało się, że
diabeł zajmuje się lecznictwem. – Jego ogólne zastosowanie nie jest
trujące, aczkolwiek trzeba uważać z dawką. Korzeń stosuje się między
innymi do ukojenia bólu, ale zazwyczaj rozciera się liście, aby uzyskać
odpowiedni efekt, prawda? – westchnąłem, ściągając z siebie spodnie od
pidżamy.
- O cholera.
Dokładnie.
W życiu nie widziałem tak intensywnego efektu po podaniu
nieodpowiedniego leku. Wewnętrzna strona zdrowej – jak dotąd – nogi
przedstawiała siedmio-średnicową plamę, która zaczynała już niemal
czernieć. Większość z pompowanej przez krew toksyny wydostała się wraz z
usuniętymi narządami, ale jądro ciemności pozostało. Mimo to czułem się
już niczym nowo narodzony jeleń, więc mogłem bez przeszkód zaimponować
demonowi własnymi umiejętnościami z dziedziny leczenia. Przytknąłem rękę
do objętego chorobą miejsca i przywołałem fioletową mgłę, która od razu
wpłynęła przez skórę. Chwilę później wydostała się stamtąd
przezroczysta kostka sześcienna, przez którą było widać kawałki płatków i
liści, jakie przyczyniły się do mego stanu zdrowia.
-
Śmiem wątpić w niekompetencję twojego zespołu. – mruknąłem, zaciskając
dłoń, dzięki czemu zniszczyłem trutkę, ścierając ją na proch.
- Zajmę się tym osobiście. – mówił całkiem serio.
-
Mam nadzieję, chyba, że chcesz mieć złą reputację. – puściłem mu oczko
i... o rany. A co ja jestem dla niego taki miły? – Dobra, wystarczy tej
przyjaźni.
Baal
Szczerze
zdenerwował mnie zaistniały fakt. Rozumiem pobudki moich pomocników,
ale zła opinia, jaka mogła się roznieść, oznaczała także konsekwencje w
moją stronę oraz sprowadzenie na siebie gniewu Lucyfera, czego nie
mógłby znieść.
Pozostawała
jeszcze sprawa tego elfa. Widać było, że jest zmęczony, a mimo to nie
zamierzał przy mnie zasnąć... Hmm, czyżby podejrzewał coś z mojej
strony?
-
Może nie zgodzisz się z tym, co teraz powiem, ale z chwilą
doprowadzenia cię do spełnienia zostałeś moim sługą i jeżeli najdzie
mnie ochota, zrobię z tobą co tylko zapragnę.
Kamio
Czy on musi być taki dosadny? I... przepraszam bardzo, ale co on miał na myśli?
-
Kpisz, czy o drogę pytasz? Jesteśmy wrogami, mamy ze sobą walczyć, a ty
wyskakujesz mi z tekstem, że mam być jakimś futrzakiem na smyczy?
Pomyliłeś gatunki, diable. Znajdź sobie psa, a mnie daj święty spokój.
Przybyłem tutaj z konkretnego powodu, a ty mi w nim nie przeszkodzisz,
więc bądź łaskach i sprawdź, czy nie ma cię za drzwiami. – dostąpiłem
zaszczytu wygłoszenia przemowy na jednym wydechu. Ależ się rozkręciłem,
no, no.
Baal
Mój
instynkt zawsze podpowiadał mi, co mam robić i nigdy się nie pomylił.
Tym razem także dokonał prawidłowego wyboru, stawiając na dorodnego,
trudno dostępnego ogiera z lśniącą grzywą, którego tak łatwo nie da się
osiodłać.
Dodam
jeszcze, że chłopak wyglądał dosyć prowokująco z tymi rozstrzępionymi
włosami i uszami postawionymi wzdłuż głowy. Od razu było widać, że jest
zdenerwowany, a może nawet wściekły, więc położyłem mu dłoń na gęstych
kosmykach, gładząc je spokojnym ruchem. Nie uszedł mi jego skupiony na
mej ręce wzrok, który pod wpływem dotyku powoli zaczynał łagodnieć.
Z
gardła zaczęły wydobywać się pojedyncze miauknięcia, aby przeistoczyć
się w ciąg miłego dla uszu mruczenia. Podejrzewam, że elf nie do końca
panował nad swoimi reakcjami, toteż łaszenie się o mój bok, a następnie
ułożenie brody na kolanach musiało być wynikiem ogromnej
niepoczytalności, której nie śmiałem nie wykorzystać. Przygarnąłem go
stanowczym ruchem, wyrywając z zapewne przyjemnego dla niego gestu, aby
zebrać to, co moje. Zaborczo dobrałem się do różanych warg, nie
pozwalając im na jakąkolwiek formę protestu.
Już
dawno nie pozwoliłem sobie na takie zachowanie, gdyż nie znieważyłbym
własnej rasy tak gwałtownym i napastliwym uczynkiem, a ten elf nadawał
się idealnie do odreagowania i dokonania na nim mojego popędu. Ktoś taki
nie mógł mieć mi tego za złe, bo przecież nie działa mu się krzywda, a
raczej nie narzekał na złą partię. Co, jak co, ale nie na darmo zostałem
okrzyknięty najseksowniejszym ze sług Lycyfera i... Co się dzieje?
Oderwałem
się od mieszańca i z niemym zaskoczeniem dostrzegłem równomiernie
opadającą klatkę piersiową. Czyżbym aż tak źle całował? To... to
przecież niemożliwe! Ja... To wina jego zmęczenia. Na pewno...
Teraz jednak nie miałem innej opcji, jak odłożenie go na poduszki i wycofanie się z komnaty.
- Jeszcze cię dorwę.
Kamio
Upewniwszy
się, że ten napalony borsuk znajduje się na tyle daleko, aby nie
wyczuć, że tylko udaję, roześmiałem się w głos. Muszę częściej
doprowadzać go do takich skrajności, bo wtedy jego myśli wręcz krzyczą,
co ułatwia mi przyswojenie wcześniejszych zdań, jakie ukrył w głowie.
- Jeszcze zobaczymy, kto tu będzie ofiarą.
Hej,
OdpowiedzUsuńco jest księciem, a ten mowi że ma być sługą, haha udawał, że zasnął...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział co jest księciem, a ten mówi że ma być sługą... haha udawał, że zasnął tutaj...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia