15 maja 2011
Witam Was, kochane Elfiki! xD Oddaję w Wasze ręce kolejny rozdział Przestrzeni, aczkolwiek muszę przyznać, że to takie... przepychanie. Pisałam to, ale myślami byłam w następnym rozdziale, więc nie bijcie za bardzo za kiepską jakość.
Odpowiedzi:
Fusia ;3 - Wróciłaś! ;3 *rzuca się i łasi, łasi, łasi* Ha, jak można się połasić, to czemu nie skorzystać xD Co do poszczególnych rozdziałów - 19-Baal jest zły, oj tak xD Ale ma swoje dobre strony.. których jeszcze nie odkryłam, ale dążę do tego, dążę XD Twój chrześniak ma różki, które w tym rozdziale bardzo mu się przydały ;> 20-Kamio et Mar... taki... zlepek wielu ras xD Ale jaki przystojny zlepek XD 21-22-23 - Misiek jest taaki niedoświadczony, ale to przez ciążę, która odbiera mu logiczne myślenie XD Niee, sprośne słowa to akurat Misiek tak sam z siebie... wiadomo, że hormony w nim buzują, ale przecież Lu nie musi o tym wiedzieć xD 24-Dziecko Miśka to diabeł wcielony... hyh xD Jeszcze się okaże, jak bardzo xD 25-A, to wiem xD Ciężko mi się pisało xD Kio to kotołak, pół-demon; pół-elf, mag bojowy, Książę Smoków i... anioł, no xD 26- Ty zboczona istoto XDD "Przeprowadził sondę", ale nie TAKĄ! XD Tęskniłam za Mruff, Mruff xD
Sonietta - Uff, to dobrze, że nie zaginęłaś xD Skrzat się martwił ;P Misiek za bardzo nie parł...e... nie prz... nie musiał przeć xD Jego syn odwalił kawał dobrej roboty xD
Star 1012 - Literki układały się przeważnie w takie 3/4 wyrazowe zlepki, które nasunęły mi takie właśnie zdanie xD Teraz też mam wizję na podobny zabieg, aczkolwiek jedna literka nie wyjdzie, bo nie ma wyrazów na "ń" XD Hahahaha XD Nie, synek Miśka nie będzie miał różowej sukienki.. bynajmniej nie przez ingerencję samego Miśka. xD Ale czy sam by był do tego skłonny... no nie wiem xD
Violet;) - Hejooo xD Znam ten ból - kolokwia, egzaminy, referaty i masakra po prostu XD Co do Twojego pytania - wiesz... Chyba mam ze 2/3 opowiadania, które nie zawierają treści yaoi *czyta* No... 3, bo 4 jest niedokończone i na poziomie przedszkolaka XD Pozostałe lawirują na etapie podstawówki xD
Zielona Strefa.
Ahh, Juwenalia ;3 Wolny czas (na naukę ==) i możliwość dłuższego spania. Jeszcze tylko miesiąc ;3
Tym, którzy jeszcze mączą się na maturach życzę samych sukcesów ;3
Zapraszam na rozdział i przepraszam za błędy (I bardzo dziękuję za komentarze!!!)
---------------------------------------------------------------------------------
Proces
porodu dobrze przyswoiły istoty płci żeńskiej, bo to one są zdolne do
wydawania na świat potomstwa. Związane z tym miesiące zmian nastrojów i
końcowej radości przez łzy upewniały je, czasami fałszywie, czy będą
chciały podjąć się powtórki z rozrywki.
Michael
miał to szczęście, że jego ciąża trwała bardzo krótko, a o możliwości
kolejnych dzieci nie mogło być (na szczęście) mowy. Choć nawet, gdyby
istniało takie prawdopodobieństwo, blondyn wolałby powyrywać sobie pióra
ze skrzydeł, niż przeżywać to na nowo. Rodził już od godziny, a jak
dotąd nie było widać postępu.
- Może trzeba przeciąć?
Przerażone
spojrzenia zebranych skupiły się na Lucyferze. Dla upewnienia się, że
diabeł tego nie zrobi, zbliżono się do niego, aby w razie czego
zainterweniować.
Spoczywający
na brzuchu archanioł fuknął głośno, rozrywając poszewkę poduszki w
wyrazie zniecierpliwienia. Mówi się, że jeżeli cierpienie jest duże, to
krótkotrwałe i szybko mija, a jeśli ból staje się uciążliwy to zazwyczaj
jest mały i da się go przetrzymać. Gorzej, gdy obydwie formy łączą się w
to najgorsze rozwiązanie.
-
Dziecko samo musi utorować sobie drogę. – mentorski głos Gabriela
dosięgnął także uszu szykującego się ku pomocy Asa, który machnął ręką,
wyrażając tym swoją dezaprobatę.
Nie
ma się co dziwić – przecież to diabeł. Nie raz określano go mianem
drwala, który wszystko rąbie, jeżeli jakaś część układanki mu nie
pasuje. Pewnie należał do tego typu dzieci, które wkładając klocki do
odpowiednio przypisanych im miejsc nie martwią się tym, że trójkąt nie
pasuje kształtem do wyciętego kwadratu.
Pod skórą pleców Michaela wyraźnie zarysował się kształt niewielkiej nóżki.
-
Kop, do cholery i wyłaź wreszcie! – donośny jęk oraz szpetny wulgaryzm
był tutaj jak najbardziej wskazany. Reszta niebiańskich istot nawet nie
zareagowała negatywnie, przyznając Michaelowi rację, bo i oni wyglądali
na mocno zmęczonych.
O
ile aniołowie jakoś się trzymali, o tyle Mefi drzemał spokojnie w
fotelu. Podkulił nogi pod siebie i obejmując się ramionami zasnął niemal
natychmiast. Nie śmiem nawet podejrzewać, co
mogło go tam umordować, bo przecież konsumpcja związku z zielonowłosym
była niemożliwa... Przynajmniej na razie.
W
pewnym momencie Lucyfer poderwał się z dotychczas zajmowanego miejsca i
ostrożnie rozwarł skrzydła blondyna. Gdy upewnił się w swych
przekonaniach, przywołał do siebie Gabriela, wskazując mu swoje
znalezisko, które nie pozostało bez echa.
-
Wiedziałem, że nasze porody należą do dziwnych, ale czegoś takiego się
nie spodziewałem. – białowłosy pokręcił głową w niedowierzaniu.
Faktem
było, iż narodziny dziecka nie mogły odbyć się tak jak u kobiet, bo i
niby jakim sposobem? Z tego powodu udoskonalono boskie istoty, dzięki
czemu tuż przed ostatecznym parciem uaktywniały w sobie funkcję szeroko
rozumianej teleportacji. Ciało noworodka stawało się przezroczyste, lecz
gdy tylko przeszło na zewnątrz i zetknęło się całym sobą z innym, niż
dotąd zajmowanym światem, materializowało się bezpiecznie w
wyciągniętych dłoniach przyjmującego poród.
Tym razem jednak miało być inaczej – nie pierwszy raz zresztą.
Mały diabełek posłużył się własnymi różkami, aby przeciąć skórę między piórami blondyna, tym samym ułatwiając sobie wyjście.
Gabriel
natychmiast wszczął akcję, jak najbardziej fizycznego i niemal
ludzkiego procesu, wybudzając tym samym Mefiego, któremu to przydzielono
podgrzanie zimnej już wody. Tymczasem Książę miał służyć jako główna
pomoc białowłosego. Musiał zakasać rękawy i ostrożnie, z maksymalną
delikatnością rozchylać skrzydła, aby Gabi mógł wyciągnąć chłopczyka bez
narażania morskookiego na dodatkowej cierpienie.
Serce
rudzielca biło jak oszalałe. Nie spodziewał się, że oczekiwanie na coś
takiego może kosztować go tyle nerw i strachu o życie dwóch osób, bo
przecież położenie dziecka oznaczało, że musiało ono lawirować między
sercem archanioła, którego utrata równałaby się końcowi istnienia.
- Ale się bestyjka kręci. – Gabriel posapywał cicho, rozkładając swe czyny na raty. – Zaraz będzie.
Z
chwilą wypowiedzianych słów po pokoju rozniósł się głośny, niemal
oskarżycielski płacz. Mefisto, przygotowany na taką możliwość wyregulował
temperaturę wody, obmywając nią ciałko noworodka. Wszelkie potrzebne
przedmioty wyczarowano już wcześniej, więc teraz skupiono się bardziej
na bladym i mocno rozpalonym Michaelu.
-
Tak powinno być? – niepokojące nuty zagościły w głosie Lu. Wydawał się
być zagubiony, ale i trzeźwo myślący. Nie raz przyszło mu podglądać
takie rzeczy i nie przypominał sobie, aby ich przebieg pokrywał się z
tym, co miał przed sobą.
- Nie. – Rafael potwierdził jego obawy. – Musisz go opatrzyć i posklejać.
Tego
piwnookiemu nie trzeba było powtarzać. Posługując się leczniczymi
umiejętnościami, które nabył – aż wstyd, że w taki sposób – tylko i
wyłącznie dzięki temu, że się nudził i nie miał co robić, oczyścił rany
blondyna, połączył niektóre żyły i niczym wybitny chirurg pozaszywał
plecy Michaela, nie zostawiając na nich ani śladu. Gdy tylko skończył,
odstąpił miejsce Astrotowi. Ten dostał za zadanie oczyszczenie skrzydeł
blondyna. Niby nic takiego, jednak zwłoka oznaczałaby wieczną czerwień
na śnieżnobiałych dotąd piórach.
- Jeszcze... nie... – bardzo słaby głos archanioła wskazywał na to, że faktycznie dzieje się z nim coś niedobrego.
- Nie mogę czekać, dobrze wiesz. – chwycił aksamitny materiał, zanurzając go w jakiejś nieznanej mu substancji.
-
Nie... – chłopak odsunął się na tyle, na ile pozwalały mu obolałe
kończyny. – Kiedy to zrobisz to... – w tym samym momencie wygiął się w
niewielki, koci łuk. Oblepiła go jasna poświata, przez którą wszyscy
obecni musieli zakryć oczy. Jedynie płacz dziecka oraz krzyk jego –
poniekąd – matki dał się wyraźnie rozróżnić i wychwycić pośród
wszechogarniającego światła.
Gdy było już po wszystkim od razu zauważono kolosalne zmiany.
- To chyba sen... – Gabriel opadł na fotel, otwierając usta w lekkim zdziwieniu. – To przekracza wszelkie pojęcie. Wiem,
że Misiek to specyficzny i jedyny w swoim rodzaju anioł, ale żeby coś,
co przydarza się tylko członkom Rady Boskiej, objawiło się też u
niego... – zamilkł, dostrzegając kolejną anomalię. Wychylając się do
przodu zdołał zauważyć malujący się właśnie na policzku dziecka tatuaż, o którym kiedyś już słyszał. Poddając się zupełnie uderzył plecami o oparcie. – Chcę urlopu!
Tymczasem
blondyn wybudzający się z chwilowego otępienia podniósł się do siadu.
Jego wydłużone o metr skrzydła leżały swobodnie na łóżku. Morskooki
próbował je podźwignąć, ale obecny ciężar, a także zmęczenie jego samego
dawało się we znaki, toteż szybko zrezygnował z kolejnej próby,
wtulając się w poduszkę.
- Gdybyś nałożył ten roztwór, prawdopodobnie rozsadziłoby mnie od środka. – mruknął w kierunku Asa, wywołując u niego natychmiastowe odłożenie średniej wielkości pudełka.
Nagle
drzwi komnaty otworzyły się niepewnie, a przez szparę między nimi można
było zauważyć głowę Teppeia. Chłopczyk miał dłoń na oczach, choć palce
nie bardzo pełniły powinność zasłaniania widoku, przez co wyglądał iście
uroczo.
- Nie podglądam, ale byłem ciekaw, czy już można wejść.
Gabriel
wyraźnie się rozbudził, uśmiechając się do siebie. Podszedł do
przyszłego syna i wziąwszy go na ręce zbliżył się wraz z nim do
spokojnego o dziwo noworodka.
- W domu pełnym dzieci diabeł traci swą moc. ¹ - Książę odgarnął włosy z mokrego czoła Michaela i nie zrażając się tym pocałował go delikatnie.
- Dlatego nie licz na więcej i podaj mi Anabiela.
Brwi Lucyfera zmarszczyły się momentalnie. Mężczyzna prychnął głośno.
- Chyba sobie żartujesz! Nie damy mu tak na imię!
Aniołowie
i demony ukryli twarz w dłoniach. Wiedzieli, że pozorny spokój musi się
kiedyś skończyć, ale z drugiej strony cieszyli się, że rudzielec
wykazuje chęci ojcostwa, a nie tchórzy po fakcie dokonanym.
Michael
wyraźnie poczerwieniał, nabierając dodatkowych sił. Zdołał się już
bowiem wyprostować i usiąść, aby przekonywanie Lu do swoich decyzji
mogło mu się w jakiś sposób udać – leżąc nie miałby zbyt wielu szans.
- Co proponujesz?
- Myślę, że Dagon brzmi dostojnie i…
-
Wybij to sobie z głowy! Nawet nie mam zamiaru o tym słyszeć. Chcesz,
aby śmiano się, że jest imiennikiem morskiego potwora o ciele rybim i
człowieczym?
Żyłka na skroni rudzielca zaczęła szybciej pompować krew.
- Miałby coś wspólnego z tobą. Ty masz morskie ślepia, a on... – machnął ręką, ustępując pola archaniołowi.
- Jamet ²
będzie wspaniałym wyborem. Jest takie... delikatne i z dobrą
przeszłością. – zaznaczył przedostatni wyraz, akcentując go wyraźnie.
- Eblis ³
też ma te cechy... no prawie. – jęknął Lu, jednak szybko się opanował,
nie chcąc pokazywać swoich słabości. – To prawowite imię mojego ojca,
więc nie masz się co czepiać. Wiesz, jaki to byłby dla niego zaszczyt? -
zawołał z wyrzutem.
Walka
na słowa rozgorzała na nowo. Kiedy jeden z nich przekonywał o
słuszności swoich poglądów, drugi od razu ripostował to kąśliwą uwagą na
temat przeszłości, bądź wciskania dziecku cech kryształowo dobrej
istoty. Różki chłopca działały na korzyść Lu, gdyż dobra istota mieć ich
nie powinna, ale Michael twierdził, że wyjątkowa istota musi się czymś
wyróżniać i tak w kółko.
Nie
byłoby końca tej zażartej, aczkolwiek w miarę spokojnej walki, gdyby
nie wejście kolejnego gościa, którym okazał się jeden z żołnierzy.
Pierwszym, co dało się zauważyć po zdjęciu hełmu to peleryna białych
włosów.
Widok
znajomego mężczyzny przyniósł ulgę zatykającym sobie uszy diabłom, a
także i noworodkowi, który od jakiegoś czasu popłakiwał, wyczuwając
napięcie między rodzicami.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale panicz Ismael kazał przekazać, że czeka na niejakiego Cadata.
Wysoki
pisk Teppeia świadczył o tym, że chodziło o niego. Na pytające
spojrzenie Astrota wyjaśnił naprędce, że to imię przenajczystszego
anioła, za jakiego uważał go przyjaciel. Nie zwlekając dłużej wyminął
przybyłego Daniela, uśmiechając się do niego szeroko i polecając mu
obejrzenie syna Lucyfera. Żołnierz krępował się nieco, jednak popychany
przez drobne rączki nie mógł się w żaden sposób wymigać.
Dzieciątko zwróciło na niego uwagę i wyciągając drobną piąstkę zerkało na niego wyczekująco.
Mefi
od razu domyślił się zamiarów małego diabełka i nie zważając na
protesty żołnierza przekazał mu malca, który w momencie się uspokoił.
Nawet
kiedy Michael zdawał relację z przebiegu obrad na temat wyboru imienia,
ciemnowłosa istotka wydawała się być zauroczona Danielem.
- ... i teraz powiedz mi, mój drogi, które jest lepsze. Eblis,czy Jamet?
Mężczyzna przeniósł wzrok na stworzonko spoczywające w jego ramionach, uśmiechając się ciepło do pyzatej buzi.
-
Masz różki, a jesteś aniołem… Niczym upadły serafin. – na te słowa
Lucyfer niemal zaklaskał z radości. – Jednak na Eblisa jesteś zbyt
dobry... Tak czuję. Hmmm... – zastanowił się, muskając opuszkami palców
jasne policzki. – Jedyny w swoim rodzaju, z dużą mocą, niczym
najjaśniejsza gwiazda na niebie... Orion.
Po
ciele Michaela przeszło niewielkie wyładowanie elektryczne. Tak. On już
wiedział, że to imię jest najwłaściwsze, a Daniel... Prawdopodobnie
okaże się kimś w rodzaju nauczyciela i opiekuna, kiedy przyjdą niepewne
czasy, a archanioł zostanie zmuszony kajać się przed obliczem Rady
Boskiej.
Mówią - anioł z rogami. Kiedyś zrozumieją że rogi są potrzebne by aureola nie spadła. ⁴
Hej,
OdpowiedzUsuńto kłócenie się o imię dziecka, było cudowne, a Tappei uroczy...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcusnoe, to kłócenie się o imię dla dziecka, było cudowne, naprawdę wspaniale wyszło, a Tappei jest bardzo uroczy...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudownie, to kłócenie się o imię dla dziecka, było cudowne... wspaniale to wyszło, a Tappei jest uroczy...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia