08 maja 2011
Witam moje kochane Elfiątka po tak długiej przerwie! Co prawda jeszcze nie jestem na swoim komputerze, ale laptop brata jakoś daje radę. Co się stało, już pisałam. Trafiło w transformator (nie uziemiony przez elektrownię), więc chwała za to, że przynajmniej telewizor jest cały.
Stęskniłam się za Wami ;3
Dziś wypadają imieniny mojego taty, więc notkę zaczęłam pisać już wczoraj, aby dziś nie musieć się martwić, że nie dam rady ;D
Mam nadzieję, że Wam się spodoba... Po dwóch tygodniach nieobecności mogłam zapomnieć, jak się pisze xD
Odpowiedzi:
Violet;) - Nie wiem, czy odczytałaś xD *łasi się* Ostatnio tylko się łaszę XD Jakiś fetysz chyba... Może kiedyś byłam kotem... tiaa, chyba dachowcem XD Postaram się na niedzielę xP Powinnam znaleźć trochę czasu i ruszyć tyłek, no! Ahh, ta własna mobilizacja xD
Star 1012 - Lu to prawdziwy cwaniaczek xD Korci go wszystko, co nieznane xD Kio to pół-elf, kotołak, Smoczy Książę, pół-demon, mag bojowy... i chyba tyle xD A, i anioł, oczywiście xD
Sonietta gdzieś nam zaginęła xD
Serdecznie witam Kanashii i Katamarę ^^ Nie pamiętam dokładnie, czy witałam Hauru, więc witam tak na zapas xD Ponownie miło mi widzieć Astrę. ;3
Kimże jest Naburmuszona? XD
Zielona Strefa
Bardzo
dziękuję za życzenia Wielkanocne i te dotyczące trzymania kciuków za
szybko powrót do komputera i Internetu ;3 Dzięki, że o mnie nie
zapomnieliście =*
Wolne
nam się kończy, więc trzeba powoli wracać do pracy/szkoły, dlatego
życzę Wam, aby wszystkie zadania, jakie dostaniecie, udało się Wam
rozwiązać bardzo szybko. NIECH MATURY I SESJE ZOSTANĄ ZDANE NA MAXA! xD
Dziękuję za komentarze i zapraszam do czytania ;3
PS: Powiadomię jutro ^^
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mało
kiedy zdarza się, aby władca kraju tak skrupulatnie badał przeszłość
nowego gościa. Raz, że mogło się to odbić nieprzychylną opinią ze strony
państwa, do którego należał przybysz, a dwa – Lucyfer znał już przecież
maga, więc zdawał sobie sprawę z jego nieszkodliwych zamiarów. Po cóż
więc była ta cała procedura?
-
Tak, masz rację. Moje prawdziwe i pełne imię to Kamio et Mar. –
mężczyzna pozwolił ustom na delikatny uśmiech, przypominając sobie
sondę, jaką diabeł na nim przeprowadził, gdy spotkali się po raz
pierwszy. Nie spodziewał się wtedy tak piekielnie dobrych umiejętności,
które Lu niewątpliwie posiadał, wkradając się do jego myśli bez
jakiegokolwiek znaku przebywania. – Nie widzę jednak powodów do
zmartwień, czy niepokojów.
Niestety
Książę nie był tego samego zdania i wydawał się być zły na sytuację, w
której się znalazł. Odkąd wszedł do pomieszczenia, jego aura wirowała
niespokojnie, wahając się między tym, co właściwe i
słuszne a humanitarne i czysto przyjacielskie, choć sam rudzielec
najwyraźniej powziął ostateczną decyzję.
-
Mylisz się. – nie udało mu się ukryć nut rozczarowania w głosie. Sam
był sobie winien. Zbyt wielka fascynacja nietypową istotą nie pozwalała
mu przestać odkrywać informacji na jej temat, toteż prędko okazało się,
że ciekawość to naprawdę pierwszy stopień do Piekła, a kto szuka, ten
najczęściej coś znajduje, niestety czasem zgoła nie to, czego mu
potrzeba.¹
Takim
sposobem Lucyfer pluł sobie w brodę ze swej gorliwości i teraz, zamiast
cieszyć się z odwiedzin dorównującego mu siłą i magią mężczyzny
zmuszony został – przez ostre rygory regulaminu – do natychmiastowego
wysiedlenia tegoż osobnika.
Kio
nie rozumiał, co się dzieje. Domyślił się, że to może mieć związek z
jego rasą, ale czyż to nie Królestwo Piekielne przyjmowało wszystkich
bez względu na pochodzenie, czy płeć? Nie było miejscem ostatecznym,
wdzięcznym za każdą nową duszyczkę?
- Mylisz się. – powtórzył Książę, podchodząc bliżej łóżka. – Jesteś elfem.
Przysłuchujący
się temu Michael spojrzał na spoczywającego obok przyjaciela, posyłając
mu mocno zszokowane spojrzenie. O niczym takim nie został
poinformowany, a z tego, co pamiętał, mag miał tylko i wyłącznie cechy
anioła, więc skąd te przypuszczenia?
-
Jestem elfem, ale nie jedynym tutaj, jak niewątpliwie zdążyłeś
zauważyć. – pomimo, że Kamio mówił to do Lu, jego oczy wpatrywały się w
blondyna.
On
jeden powinien pojąć jego dotychczasowe losy bez wymówienia chociażby
słowa i tak się rzeczywiście stało. Nim zdążył stanąć w jego obronie,
mag złapał go na nadgarstek, w tej samej chwili żałując szybkiego ruchu.
Gwałtowne reakcje kiedyś go zgubią, jeżeli nie będzie na siebie uważał.
Obolały
jeszcze bark zapiekł żywym ogniem, wyrywając z tego gardła bolesne
jęknięcie. Nie chciał tego okazywać i cały czas powtarzał sobie w
głowie, że choćby ziemia się waliła, on nie pójdzie na łatwiznę,
wymuszając litość i podarowanie czasu na regenerację. Najwyraźniej
zapomniał o tym, otumaniony obcymi czarami leczniczymi, które nie
wyparowały jeszcze z jego ciała. Przetrzymując falę bólu wczepił palce w
zaognione teraz miejsce i przymknął oczy. Niemal natychmiast poczuł
gładzącego go dłonie, które wysyłały w źródło męki przyjemnie chłodne
prądy magii.
Po chwili Kio znów mógł skupić się na rozmowie, ówcześnie posyłając archaniołowi wdzięczne spojrzenie.
-
Nie jestem tutaj przypadkowo, ale bądź pewny, Książę, że nie mam
zamiaru Ci szkodzić. Bynajmniej poszukuję osoby, która jest mi
przeznaczona. Pokonałem wiele tysięcy kilometrów, więc nie zakazuj mi
dalszych działań.
Lucyfer
wyglądał na nieugiętego, lecz w jego wnętrzu toczyła się piekielnie
zażarta walka. To prawda, że ziemie jego ojca zamieszkiwało wiele
istnień z rasy Kio, ale jak już kiedyś zauważył sam Książę – większość z
nich podszywała się pod demony i utrudniała normalne egzystowanie
pozostałych dusz. Wyrabiali złą opinię o Piekle i dokonywali wielu
mordów na niewinnych, – o ile można tak mówić o osobach trafiających do
tego miejsca – za których oczywiście obrywały diabły. Z tego powodu
wprowadzono zakaz przyjmowania gatunku Szpiczastouchych, ograniczając
się także do możliwości wiązania się jedynie z aniołami.²
- Przykro mi, Kio, ale reguły zabraniają pozyskiwania nowych istot z klasy elfiej. Zbyt wiele przez was wycierpieliśmy i...
-
Wy? – głośne prychnięcie i gorycz w tym jednym słowie zmusiły rudzielca
do przerwania swej wypowiedzi. – To nie ty, ani żaden demon nie
zostaliście tak skrzywdzeni, tak dotkliwie... wyklęci jak ja! – nie
opanował targającego nim wulkanu emocji, który od tak dawna tłumił w
sobie. Musiał, po prostu musiał wykrzyczeć to, co leżało mu na sercu. –
Bóg nie powiedział mi o tym, że mogłem zostać tym, kim jestem. Dopiero
niedawno się o tym od niego dowiedziałem. Ja... ja nie powinienem być
aniołem. – nie uszedł mu zdziwiony wyraz twarzy Michaela. – Kochałem
cię, wiesz? Ale nie takie było nasze przeznaczenie. Wyruszyłem na
poszukiwania siebie, a nie, jak wam wiadomo, wygnanie. Ja... mam w sobie
kilka ras. Dwie już znacie. Moja matka była elfką, a ojciec diabłem,
ale uprzedzając wasze pytanie od razu wyjaśnię, że go nie poznałem i
poznać nie chcę. – zamyślił się, jak takie spotkanie mogłoby wyglądać,
jednak czując wilgoć zbierającą się pod oczyma, potrząsnął głową,
odganiając od siebie te myśli. – Ogromne pokłady energii, jakie we mnie
drzemały, a które Stwórca tak pieczołowicie zablokował, zostały przez
niego uwolnione, lecz zbyt szybko. Przez to dorobiłem się kolejnej fazy
rozwoju magicznego i zostałem kotołakiem. – zastrzygł dodatkowymi
uszami, wzbudzając delikatny uśmiech u Michaela, który pogładził go w
tamtym miejscu. Kio należał do typowych sierściuchów, więc natychmiast
zamruczał, wtulając głowę w mile drapiącą go dłoń. To jednak nie
przeszkodziło mu w kontynuowaniu. – Ród mi podobnych dawał subtelne
znaki, aluzje, że nie chce mieć ze mną nic do czynienia, więc odszedłem,
póki się dało. – wyciszył głos, po raz enty przeklinając się w duszy za
swą słabość. Mimo upływu czasu mówienie o tym ciągle przyprawiało go o
smutek, toteż przypomniawszy sobie o czymś rozweselił się nieco. – Na
szczęście nie byłem sam. – na wyjaśnienie odchylił okrywający go
materiał, ukazując ciemny wzorek na klatce piersiowej. – To Feyth, moja
smoczyca.
Na
wzmiankę o kolejnej cesze Kamio, Książę wraz z archaniołem uchylili
nieco usta, zastanawiając się nad jednym – jak wiele mag musiał posiadać
energii i mocy, skoro aż tyle ras nie utrudniało mu normalnego
bytowania? I ile jeszcze czekai ch niespodzianek, bo coś im się
wydawało, że to nie koniec przygód mężczyzny.
Ten,
widząc ich stan nie mógł się nie roześmiać, jednocześnie dopominając
się u Michaela o ponowienie swych delikatnych ruchów na jego głowie.
-
To chyba wszystko... Prócz tego, że ostatecznie znalazłem się w
prawowitej ojczyźnie. Dopiero tam zaznałem szczęścia, lecz nie na długo.
Okazało się bowiem, że znów muszę udać się w podróż. Tym razem nie z
przyczyn prześladowań, a własnego losu, który na mnie czekał. Otóż... –
zarumienił się. – Muszę odnaleźć drugą połówkę, a że wszystkie możliwe
miejsca zostały przeze mnie pieczołowicie przekopane, zostało mi Piekło.
Gdy się już tutaj znalazłem, natrafiłem na tego waszego kanibala... Nadmienię,
iż strasznie skromnego, co do swej osoby. – skrzywił się, kładąc kocie
uszy po sobie w wyrazie zdenerwowania. – W taki sposób znalazłem się
tutaj i nie mam zamiaru się stąd wynosić. Jak więc widzisz, Lu, nie
jestem stu procentowym elfem. – zakończył, ukazując chłopcom dwa, nieco
dłuższe kiełki. Uśmiech nieco zbladł, gdy Książę, zmrużywszy oczy
zapytał go o pewną interesującą go kwestię.
- W takim razie musiałeś być także u mego brata, Nosferatu, prawda? – uważnie śledził zmianę mimiki twarzy mężczyzny.
Ten jednak szybko się opamiętał, rozleniwiając się.
-
Owszem. Muszę przyznać, że jego pupilki są strasznie narwane i lubią
zrywać się ze smyczy. Szkoda, że nie wiedziały, iż posiadam zdolności
maga bojowego. – psotne iskierki poczęły na dwóch sztyletach lśniących w
promieniach wpadającego do komnaty światła. – Nie ma to jak
odziedziczenie po matce pewnych zdolności. – zaśmiał się, dając tym do
zrozumienia, że pokonanie kilku wampirów nie sprawiło mu kłopotu.
Lucyfer postanowił podręczyć go jeszcze trochę.
-
Oni, to co innego. – przerwał, nie wiedząc jak podjąć się
wyartykułowania czegoś, co z trudem przechodziło mu przez gardło. –
Nadal jest taki... napastliwy? – wykrztusił wreszcie, zaciskając mocno
pięści. Kilka stuleci temu znakomicie się dogadywali, ale czas przyniósł
zmiany, a wraz z nimi podwójną nieśmiertelność Nosferatu i jego fetysz
na punkcie pożywiania się krwią i zabawianiem się młodymi chłopcami,
których później przemieniał w swe liczne sługi. Ileż to jemu podobnych
błagało o dostęp do Piekła, nie mogąc wytrzymać tortur ich stwórcy,
który uważał, że dobra zabawa nie może obejść się bez bólu, który i tak
zaleczą się szybko dzięki regeneracji. Niestety matka Lu i Nosferatu
pogwałciła wszelkie możliwe prawa i nawet skore do grzeszków diabły nie
wyobrażały sobie, aby ich krainę zamieszkiwały tak bezlitosne istoty.
-
Tak... – spojrzenie maga wyraźnie spokorniało, umykając w bok. – Ale
nie martw się... Skutecznie wyperswadowałem mu, że lepiej dla niego, aby
się do mnie nie zbliżał. Poza tym krew zwierzęca podobno go postarza. –
udał smutek, co pomogło w rozluźnieniu atmosfery.
Oh, tak. Kio bardzo przyda się w odświeżeniu monotematycznych rozmów.
Nie odzywający się od dłuższego czasu archanioł chrząknął cicho, zwracając na siebie uwagę.
-
Nie chcę wam przerywać tej uroczej pogawędki, ale ja chyba będę
rodził... – jego brzuch poruszał się wyraźnie. Chłopiec podtrzymywał go
delikatnie, drugą ręką próbując odepchnąć się od łóżka, jednak silne
skurcze wcale mu w tym nie pomagały.
Lu,
jak to przyszły ojciec, który znalazł się w nietypowej i nie
zaplanowanej chwili, zaczął panikować, jednak ogromnym opanowaniem
wykazał się elf, przywołując Księcia do porządku.
-
Przenieś go do swojej komnaty! Telepatycznie roześlę wici do Gabriela.
Już on będzie wiedział, co należy robić. – w innej sytuacji roześmiałby
się, patrząc na niezdecydowanie w oczach rudzielca, ale teraz pomyślał,
że przydałaby mu się jakaś pałka do bejsbola. – Jeszcze tu jesteś?! –
wrzasnął na niego.
Dopiero
wtedy diabeł otrząsnął się z szoku, podkładając ręce pod kolana i plecy
Michaela, nakazując mu spokój i oddychając wraz z nim z jednym rytmie,
opuścił pomieszczenie.
- Co oni by beze mnie zrobili. – głębokie westchnięcie Kio pozostało bez odpowiedzi.
Tymczasem
gdy Lucyfer siłował się z klamką od własnego pokoju, ktoś wybiegł zza
zakrętu, spiesząc z jego stronę. Białe włosy oraz delikatny zarys
jasnych piór wskazywały na Gabriela. I rzeczywiście, to był on. Otworzył
drzwi przed chłopakami, wchodząc zaraz za nimi.
-
Dawaj go tutaj. – polecił demonowi, ówcześnie wygładzając rozkopane
posłanie na łożu. – Reszta zaraz powinna się zjawić z potrzebnym
przyrządami i... – przygryzł wargę, gdy Michael wykrzywił się w bólu. –
Podłóż mu poduszkę pod głowę... ale nie tak! – warknął, samemu
zabierając się do działania. Odsunął archanioła, przewracając go na bok.
– Wiesz, jak wygląda nasz poród? No nie wiesz... – wymruczał. – Nie jesteś mi potrzebny, więc wyjdź.
- Nie! – morskooki zaprzeczył stanowczo, łapiąc diabła za rękę. – Zostań, proszę. – ciemne tęczówki ponawiały błaganie.
Książę
spojrzał pytająco na Gabriela, ale ten wzruszył tylko ramionami,
nakazując mu siedzenie w jednym miejscu i nie przeszkadzanie. Mężczyzna
przysiadł więc obok Michaela, splatając z nim palce, które powoli
odbierały mu normalne krążenie.
- Teraz na zawsze i na wieki.³
– wyszeptał, być może nie zdając sobie sprawy z istoty słów, które
wypowiedział. Przysięga, jaką złożył stała się ostatecznością,
zapieczętowaniem ich związku.
Do
tej pory nie interesowały go sprawy tego typu wagi, gdyż był
przekonany, że zwiąże się z kimś ze swej rasy, a więc to, czy
rzeczywiście przeczytał o tej w pewnym sensie inkantacji, pozostanie
niewyjaśnione.
A może jednak nie?
Hej,
OdpowiedzUsuńno i już Michael rodzi, to Lucyfer wypowiedział tą przysięgę, może jednak pozwoli mu zostać...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Michael już rodzi... może pozwoli mu zostać...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia