06 marca 2011
Hejo xD Elfiaczki moje xD Podaję Wam kolejny rozdział, choć sama nie wiem, co o nim myśleć. Łapię lenia, więc zamiast pisać w zeszycie, wyręczam się komputerem... Ale jak szybko przychodzą mi do głowy pomysły! XD Muszę się jakoś zdyscyplinować w przyszłym tygodniu... już to kiedyś mówiłam do siebie, hehe xD
Odpowiedzi:
Sonietta - Haha, tak Lu dostanie ochrzan, ale w przyszłej notce xP Gdyby Misiek miał bliźniaki, to Lu chyba wytargałby sobie włosy z głowy xD O niee, zdecydowanie. To byłoby zbyt wiele, zbyt duża kara nawet dla niego. xD Dziecko wysysało moc z Lucka, aby...no przejąć po części moc diabelską. Co on się będzie ograniczał do tego, że jest pół diabłem, pół aniołem i ma moc anielską... nie lepiej jest mieć także demonią? XD
Star 1012 - Pewnie, że Rafael ma złośliwy charakter ;> On jest inny tylko dla Mefiego... no i Miśka, bo ich traktuje jak - odpowiednio - braciszka i najmilsze i najukochańsze stworzenie na świecie i nie tylko. Faktycznie, Misiek powstrzymał się przed powiedzeniem imienia Lu... ;> Ale, spokojnie, będzie je mruczał po kilka razy, gdy.. dojdzie do... konieczności xD
Zielona Strefa.
Cały tydzień był zdrowo porąbany. Jak nie dzielenie się na grupy do technologii, to dzielenie się na grupy do nauk, albo do gramatyki, bo trzeba ją był odrobić... A w sobotę powiadomiono mnie (telefon z dziekanatu, mraau, ależ zaszczyt xD), że zgubiono mój indeks xD Koniec, końców znaleziono go (podałam im jego rysopis, hah xD Ehh, a miałam go w okładce... XD).
Przepraszam za błędy i możliwe utykanie w kwestii stylistycznej ^^'
Dziękuję za komentarze ;3
UWAGA!!! W NIEDZIELĘ NOTKI NIE BĘDZIE, PRZYJEŻDŻA MÓJ (ZNIENAWIDZONY) KUZYN, WIĘC NIE BĘDĘ MIAŁA KIEDY NAPISAĆ ROZDZIAŁU. UWIERZCIE, ŻE MNIE TO WCALE NIE CIESZY ;/
------------------------------------------------------------------------------
Kobieca intuicja to naprawdę dobra rzecz. Ostrzeże przed niebezpieczeństwem, podpowie, doradzi... Czasami się myli.
Michael
miał nadzieję, że ta, która należy do niego i z pewnością jest męska,
nie zawiedzie i pomoże na czas. Korzystając z jej zasobów zaczął
pocierać kamień broszy.
-
Oby mnie nie zawiódł. – szepnął, zbiegając po pałacowych schodach.
Żałował, że nie wysłuchał pełnego raportu żołnierza, bo wtedy być może
nie musiałby szukać Kio po całym Piekle. Z tego powodu, pamiętając o
obietnicy przywódcy łowców, liczył na szybsze odnalezienie. W końcu, co
kilkadziesiąt głów, to nie jedna.
Kamio
Widziałem go! Na pewno się nie mylę!
Oh,
wcale się nie zmienił. Odkąd pamiętam, byliśmy dla siebie niczym dwoje
rozbrykanych, ale bardzo szanujących się braci. Jednak z czasem nasze
relacje zaczęły przekształcać się w coś innego, głębszego. Na nasze
nieszczęście nie było nam dane rozwijanie tego uczucia. Muszę przyznać,
że zabolało mnie, kiedy Bóg nakazał mi zachować umiar i pokorę,
jednoznacznie zakazując kochania Michaela inaczej, niż przyjaciela.
Oczywiście
nie było mowy o natychmiastowym powodzeniu tej prośby, więc metodą prób
i błędów powoli udawało mi się wybudować w sobie mur i dystans. Wiele
razy został zburzony, a to wszystko przez te pytające, morskie tęczówki.
Nie sposób im odmówić czegokolwiek, a już na pewno nie miłości.
Dopiero
po dłuższym czasie dotarło do mnie, że ja tak naprawdę nie kochałem
Michaela i zastanawiając się nad tym dłużej, wydedukowałem, iż Bóg chyba
to przewidział.
Nie
od razu pogodziłem się ze swoimi sprzecznościami, jakie walczyły w mej
głowie. Kiedy pojawił się Lucyfer, dodatkowo przekonywałem siebie, że
nie mogę pozwolić na odbicie mi archanioła... Tyle, że widziałem już
własną przegraną. Ich spojrzenia były tak inne od naszych!
Ja,
nieco szalony, drapieżny i w pewien sposób wulgarny oraz on,
dystyngowany, troskliwy i nieco niebezpieczny. A jednak czułem od niego
coś dobrego, tajemniczego i magnetycznego. Nie miałem z nim szans.
Powiedziałem o tym Michaelowi i, jak to bywa, zostałem wyśmiany.
„Nie
mów głupstw. Przecież wiesz, że ty jesteś dla mnie najważniejszy.” –
deklarował za każdym razem, a ja czułem się podle, nie mówiąc mu o
nakazie Boga.
Postanowiłem go przygotować na te słowa, które prędzej czy później musiały nastąpić.
Nie chodzi o to, że tak po prostu ulotniło się całe uczucie. Tu chodziło o coś bardziej skomplikowanego.
O
ile połowę tego sekretu mogę zdradzić bez problemów, o tyle dalsze
wątki muszą, że tak to ujmę, same się wykształcić bez mojej pomocy.
Dostąpiłem
bardzo ważnego zaszczytu i jednocześnie brzemienia w postaci woli
Boskiej. Otóż... Ja i Michael stanowilibyśmy wręcz idealną parę i nasz
związek byłby jak najbardziej wskazany – wiadomo, anioł plus anioł równa się doskonałość.
Z
racji tego, iż Bóg kocha bezwarunkowo i nas sprawdza, najpierw
zrzucając cierpienie, to później odpłaca to z nawiązką. To miało nas
czekać, ale jak do tego dojść... nie wie nikt – nawet Najwyższy.
Po
wielu próbach powiedzenia blondynowi o tym, co mnie czeka, gdy nie
wyrzeknę się jego miłości, dałem sobie spokój. Byłem samolubny, wiem,
ale nie umiałem inaczej.
Dziwiłem się, że Bóg nic w tej kwestii nie robi, aż wreszcie pewnego dnia zjawili się jego wysłannicy.
O
ironio. Przybyli wtedy, gdy Michael śpiewał dla przyszłych aniołków, a
ja wsłuchiwałem się w te piękne dźwięki, samemu czując w sobie rosnące
ciepło.
Traciłem życie w Niebie, a w tym samym czasie młodzi skrzydlaci otrzymywali je.
Przedstawili wyrok, który skazywał mnie na wygnanie.
Poprosiłem
posłańców o kilka minut, w których mógłbym pożegnać się z Michaelem, a
jakie, ku ogromnej uciesze dostałem. To dziwne, że w kryzysowych
sytuacjach człowiek potrafi dostać takiego kopa, aby był w stanie
wyjawić największą tajemnicę, czy najgorsze grzechy, a ja przecież
miałem żyć dalej, nie traciłem życia... Jednak bałem się utraty
przyjaciela, a nie chciałem, aby do tego doszło.
To
był cios dla nas obydwóch, ale nie było odwrotu. Chłopak przyjął to
mężnie, mówiąc, że będzie mnie szukał, choćby miało to trwać całe
stulecia.
Nie sposób go nie uwielbiać, prawda?
Domyślałem
się, że to nasze spotkanie nie nastąpi zbyt szybko, o ile kiedykolwiek,
ale do tego czasu Michael zrozumie, że nie byliśmy sobie pisani.
Teraz
był mi potrzebny... Dlaczego? Wiązało się to z drugą częścią wiadomości
od Boga. Musiałem znaleźć się w pobliżu blondyna, aby mógł poprowadzić
mnie ku mojemu własnemu szczęściu.
Błądząc
pomiędzy światami dowiedziałem się wreszcie, gdzie jest morskooki. Na
początku byłem szczerze zdziwiony, ale zaraz uprzytomniłem sobie, czego
może tam szukać. Potem wynikły komplikacje – odkryto mnie i zablokowano
dostęp do Nieba, na czym ja mogłem skorzystać. Gdyby udało mi się
dotrzeć w progi Szatańskie, zaszyłbym się tam na okres przywracania
normalnego ruchu w Niebie, który umożliwiłby powrót Michaela.
Gdy
spotkałem go na Ziemi, nie mogłem uwierzyć własnemu szczęściu! Jednak
już czułem, że coś jest na rzeczy... Te niebezpieczne iskry w oczach
Lucyfera niosły ze sobą magiczne wyładowania, które w przypadku
normalnego człowieka mogłyby go mocno poturbować, o ile nie zabić.
Wycofałem się więc, nie czując porażki, a szczęście, że mój cherubin
znalazł miłość.
O, przepraszam, już nie mój.
Mając
w garści pióro Lucyfera mogłem swobodnie przemieścić się do jego
pałacu, aczkolwiek pozostanie niezauważonym stanowiło dosyć spore
wyzwanie... któremu nie podołałem.
Wpadłem jak śliwka w kompot.
Już
od momentu zbliżenia się do zamku na odległość nie większą, niż sto
metrów, poczułem silne uderzenie mocy czającej się gdzieś na mnie. Po
postawieniu kilku kroków upewniłem się, że chyba ktoś ma zły dzień, albo
lubi znęcać się nad innymi... Choć połączenie tych propozycji wydaje
się najlepszym rozwiązaniem.
Zdążyłem mrugnąć powiekami, w ostatniej chwili umykając fali płomieni, jakie zaatakowały mnie z prawej strony.
Cholera,
musiano mnie śledzić, skoro bez nakazu ujawniania mej twarzy zdołano
rozpoznać we mnie inną, niż przeważającą tutaj, rasę.
Wskoczyłem
na dach jakiegoś domu, umykając kolejnym kulom krwistego żywiołu, do
których dołączyły też czarne. Tych drugich wolałbym unikać, gdyż z tego,
co zdołałem dostrzec, pochłaniały każdy możliwy do zniszczenia skrawek.
Z tego powodu musiałem pozbyć się płaszcza. Nie powiem, aby mnie to
specjalnie martwiło – miałem dzięki temu większe pole manewru, ale i
byłem bardziej odsłonięty – jednak posiadałem jeszcze jedną, choć
krótszą pelerynę.
Przebywałem tutaj już około dwóch dni ziemskich, więc byłem obyty z zakamarkami budynków, które mogły zapewnić mi schronienie.
-
Cholera! – że też w takich miejscach musiało być tak wilgotno! Przecież
to Piekło, do diaska, a nie piwnice, więc czemu... O... No ładnie.
Teraz to mnie zaskoczyli. Diabły umiejące władać wodą? Musieli przejść
ostre treningi, skoro przeważnie reagowali na ten żywioł tak jak koty. –
Nie chcę wam nic zrobić!
Taaak, na pewno mnie posłuchają.
Rozejrzałem
się na boki, poszukując jakichś pomocnych mi źródeł, jednak jedyne, co
było mi dane ujrzeć, to ciemność uliczek i pozamykane okna. Przymknąłem
oczy, dzięki którym mogłem „zobaczyć” ewentualne magiczne przedmioty,
które powinny mienić się na fioletowo. I kiedy już coś takiego
wypatrzyłem, dotarcie do tego uniemożliwiła mi przeszkoda w postaci, jak
mniemam, diabła. Odbiłem się od niego dosyć mocno, potykając się i
staczając z dachu. Nie było mowy o podaniu mi pomocnej dłoni, kiedy
zwisałem z rynny, więc mając za sobą cztery metry wysokości, a przed –
nieprzychylnego mi wroga, wybrałem to drugie, z sykiem przyjmując
prawdopodobne złamanie kostki.
Zawyłem
cicho, chwilowo nie mogąc ruszyć się z miejsca i plując sobie w brodę
przez własną nieuwagę, kiedy na twarz padł mi cień demona. Podniosłem na
niego wzrok, nie starając się w nim ukazać jakiejś formy bólu czy
poddaństwa i... Gdyby to były inne okoliczności, pomyślałbym, że
trafiłem na bardzo przystojnego faceta.
Cóż, realia są inne.
- Myślałeś, że mi uciekniesz? Ty, nic nie znaczący i słaby?
Dobra… ktoś tu ma wysokie mniemanie o sobie.
-
Pogadamy, jak stoczysz ze mną uczciwą walkę. – wysyczałem, przyglądając
się stojącym wokół mnie łowcom. Nie ma co, chyba uznali mnie za bardzo
groźnego przestępcę, skoro zaangażowali w to tak liczną grupę. Czułem,
że muszę coś zrobić, jeszcze bardziej zbliżyć się do zamku, więc
przykładając prawą dłoń do klatki piersiowej, przytuliłem drżące
zwierzątko, jakie towarzyszyło mi od dłuższego czasu. Wiedziałem, że się
boi, dlatego nie bacząc na stan zdrowia, jaki uniemożliwiał mi chód,
zebrałem resztki sił, wybijając się nad zszokowanym pyszałkiem.
Kiedy
przesadziłem całą długość budynku i upadłem na podłoże, wykonując
przewrót w przód, usłyszałem niemiłe chrupnięcie w ramieniu. To było już
ponad moje siły, których nie miałem okazji wykorzystać w pełni.
***
Wybiegający
z pałacu Michael usłyszał przeraźliwy wrzask. Wzdrygnął się, nerwowo
przeszukując wzrokiem najbliższą okolicę. Coś mu się wydawało, że
znajdzie Kio szybciej, niż sądził, ale na pewno nie chciał zrobić tego w
taki sposób, jak ten.
Widząc
zbierającą się w grupkę brać łowców oraz szykującego się do zadania
ostatecznego ciosu Baala, pobiegł w tamtą stronę, gotów zasłonić własnym
ciałem tego, kto ma ponieść tą straszną karę. Domyślał się, że tą osobą
może być jego najdroższy przyjaciel, więc przyspieszył, krzycząc z
daleka, aby powstrzymano się z wydaniem wyroku. Niemal rzucił się na
opartego o mur Kio, zamykając oczy, aby w jakiś sposób ulżyć sobie w
przyszłym ciosie, jaki przyjmie na siebie.
Jednak nic takiego się nie stało, pomimo, że upłynęło kilka dobrych sekund.
Blondyn niepewnie otworzył jedno oko, widząc przed sobą żołnierza, który poinformował o przybyciu Kio do Piekła.
Daniel
stał tyłem do Michaela z wyciągniętą przed siebie ręką, którą
podtrzymywała w nadgarstku druga dłoń. Młodzieniec blokował atak Baala,
choć widać było, że coś jest z nim nie w
porządku. Nogi ugiął w kolanach, coraz bardziej na nich klękając.
Niespodziewanie opadł z sił, jednak ktoś nie pozwolił mu upaść.
- To ty!
-
Verrier, do usług, piękny aniele. – przywódca łowców uśmiechnął się do
morskookiego, posyłając kulę ognia w stronę niezamieszkałego domu,
którego jedna ze ścian od razu runęła. – Przepraszam, że tak późno, ale
twe myśli były tak rozproszone, że zanim je rozszyfrowałem, minęło
trochę czasu.
Pozostający z tyłu Lucyfer zatrząsł się z wściekłości.
-
Baalu… Ostatnimi czasy bardzo mi podpadasz. Rozumiem, że nie celowałeś w
Michaela, ale gdyby coś mu się stało... Gdyby coś stało się naszemu
dziecku, bądź pewien, że już bym cię zgładził.
Łowcy przezornie wycofali się o kilka kroków, widząc stan ich Księcia.
Ten,
jakby starając się opanować, przeniósł spojrzenie na leczonego przez
Verriera żołnierza. Podszedł do niego, uderzając go delikatnie w głowę.
-
Nie masz wystarczającej mocy, aby zablokować cios Baala, ale udawało ci
się to przez jakiś czas… I gdyby nie to, że twa poprzednia rana nie
została całkowicie zagojona, być może udałoby ci się tego dokonać.
Jestem z ciebie dumny. – pogładził jego białe jak śnieg włosy. – A ty...
– zaśmiał się, widząc przestraszone spojrzenie morskookiego. – Uważaj
na nasze maleństwo. – spojrzał sugestywnie na wypukły brzuch archanioła,
po chwili marszcząc brwi. – Co ci jest?
Usta Kamio rozjechały się ku górze.
-
Albo zaraz będzie rodził, albo... wchodzi w ostatni etap ciąży. –
rozbawione spojrzenie spoczęło na Lucyferze. – No, panie ogier, bierz
się pan do pracy, bo stajnia stoi otworem, a tor wyścigowy czeka na
start.
Hej,
OdpowiedzUsuńczyli to przyjaciel Michaela jest odpowiedzialny, ostatnie zdania mnie rozbawiły... jak dobrze jest mieć pomoc łowców...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ostatnie zdania mnie rozbawiły, i jak się okazuje to przyjaciel Michaela...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia