20 marca 2011
Witam, moje Elfiątka ;) Po dwóch tygodniach rozłąki wreszcie jestem. Z rozdziałem... takim sobie xD Ale jest tego przyczyna, gdyż następny będzie taki... konkretny, no xD Miał się mieścić w tym obecnym, 21., ale wyszło inaczej.
Odpowiedzi:
Sonietta - Tak, Kamio to Kio xD Ale nie martw się... wkrótce poznasz pełne imię Kio xD Co do jego zwierzątka (bez skojarzeń! XD), to jeszcze się okaże ;> To znaczy, ja wiem, co to będzie, ale jeszcze nie ujawnię xD Zdradzę tylko, że będzie to istota żeńskiego rodzaju xD
Mitsuko - Dziękuję za ocenę bloga ;3 I bardzo się cieszę, że tutaj zaglądasz ;>
Star 1012 - Hahaha XDD W takim razie, skoro wstajesz o 3 i ja Cię rozśmieszam... to dobrze XD Przekaż tą pozytywną energię! XD A tak serio - na ostatnie zdanie wpadłam kilka chwil przed dodaniem notki xD
Violet;) - Zawstydziłaś mnie XD Przez dobre pięć minut wczytywałam się w to, co napisałaś i zastanawiałam się, czy ja naprawdę czytam komentarz do swojego bloga! ;3 Strasznie mi miło. Jak założyć bloga... Zależy gdzie - jeżeli na onecie, to wchodzisz na www.onet.pl i na górnym pasku, obok "poczty", "czatu" i innych dodatków masz "blogi". Wklikasz ikonę i postępujesz zgodnie z instrukcją ;) Osobiście polecałabym Ci bloggera, bo na nim nic się nie wiesza - a z onetem bywa różnie. Jeżeli chcesz zobaczyć, jak owy blogger wygląda, wejdź w moje linki i ... na przykład ZoeRocks. ;)
Ogłoszenie do Patience - dziękuję za powiadamianie mnie o nowych notkach xD Z wielką chęcią zabrałabym się za czytanie, ale... nie podałaś mi adresu xD Chyba, że zrobiłaś to we wcześniejszych rozdziałach - jeżeli tak, to przepraszam za nieuwagę.
Serdecznie witam Mitsuko, Patience, Violet i Ulubienicę ;D
Zielona Strefa.
Tygodni dni pełne szaleństw część dalsza - są dwie listy na zajęcia i tylko Bóg jeden raczy wiedzieć, kogo moja grupa ma słuchać - wykładowczyni tego przedmiotu, czy opiekunki roku xDD
Rozdział dedykuję Łapie, która pozwoliła mi na wykorzystanie zdania (troszkę go przekształciłam - chodzi o ostatnie zdanie), jakie umieściła w swoim opowiadaniu i Grelci - za Ukyo ;3
NIE POWIADAMIAM
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Im więcej możliwości, tym zabawa będzie lepsza.
Jak
do tej pory Lucyfer zdawał się być w miarę opanowanym, lecz nie
pozbawionym możliwości szaleństwa, czy swawoli. Rola, jaką miał pełnić w
niedalekiej przyszłości, musiała zostać okraszona spora dawką
dojrzałości i pewną dozą stanowczości.
Wiadomo,
że aniołowie byliby zdolni rozbestwić swoje dzieci, podtykając im
wszystko pod nos, a syn Lu z pewnością nie będzie miał przyjemności tego
dostąpić.
Jednak jeszcze przyjdzie czas na musztrę. Teraz pojawiły się dużo pilniejsze i wymagające natychmiastowej reakcji problemy.
Rudzielec już od dobrych pięciu minut stał pod drzwiami swego pokoju, przemierzając długość progu po raz kolejny. Gdy
słaniającego się Michaela przyniesiono prosto na łóżko, Rafael
kategorycznie zabronił mu tam wchodzić. Jedyne, co było pewne to, to, że
anioły spróbują przebadać blondyna i uzgodnić, co ma się teraz
wydarzyć. I czy aby nadeszła odpowiednia godzina na nieunikniony
proceder, którego wymagano do poczęcia się dziecka.
Lucyfer
bardzo obawiał się reakcji Gabriela, który, zaniepokoiwszy się hałasem
na zewnątrz, kiedy toczyła się walka Kio z Baalem, postanowił to
sprawdzić, przez co napatoczył się na orszak wnoszący morskookiego do
pomieszczenia. Od tamtej pory, oczywiście zostawiając wszystko na potem,
nawet nie przebierając się w nowe, świeże ubranie, siedział razem z
Michaelem.
Dla
Księcia była to cisza przed burzą. Pokonując następną już rundkę został
zmuszony do zatrzymania się i przytrzymania ramion białowłosego, który
rzucił się na niego z pięściami.
-
Jak możesz, ty draniu! Słyszałem twoją rozmowę z Rafaelem. – potrząsnął
głową, prychając raz po raz. – Umiesz tylko zwlekać i udawać jaśnie
pana z kijem w tyłku! Choć raz weź w ręce własne życie i uporaj się z
dorosłością.
Piwnooki
spiorunował go wzrokiem. Miał dosyć słów, które wypowiedział Gabriel,
gdyż coraz częściej się z nimi spotykał. Jakim prawem traktowano go tak
pogardliwie? Przecież on też miał serce, a wszyscy, zdawać by się mogło,
sądzili inaczej.
-
Postaw się w mojej sytuacji. – przyciągnął anioła, zmuszając go do
spojrzenia sobie w oczy. W ten sposób czuł się pewniej, mając wewnętrzną
siłę przebicia.
- Jestem w podobnej, bo adoptuję Teppeia i nie wyobrażam sobie, abym miał go zostawić, czy...
- W mojej! Nie twojej. – szarpnął nim.
Gabriel
odetchnął głębiej, siląc się na uspokojenie. On wszystko rozumiał,
naprawdę, ale jak tu się nie denerwować, kiedy napalony Michael dobiera
mu się do spodni, rozpościerając wokół tak silne feromony, że tylko nie
reagujące na to inne diabły, zdołały go powstrzymać przed rzuceniem się i
wykorzystaniem chętnego na nowe doznania archanioła.
- W takim razie – rozpoczął na nowo. – bądź słowny w kwestii zapewniania dobrobytu każdemu obywatelowi i zaopiekuj się jednym z nich. Szczególnie, jeżeli zapewni ci powiększenie ludności.
Szczerze
powiedziawszy Lucyfer nie wiedział, co tak właściwie powinien uczynić.
Bał się, ale nie chciał wyjść na tchórza. Tak bardzo pragnął być
stuprocentowo przekonany, co do słuszności podejmowanych decyzji, a nikt
nie mógł mu tego zapewnić.
Krzyk
Mefistofelesa stał się przyczyną pospieszającą rudzielca do wejścia za
próg swej komnaty. Na początku nie wiedział, o co chodzi, ale gdy jego
wzrok spoczął na rozpostartych skrzydłach Michaela, domyślił się, że to
one spowodowały zamieszanie. Ich krańce zabarwiły się na czarno, co ewidentnie wydarzyć się nie powinno.
-
Ooo, kogo widzą me piękne oczy? – zachrypnięty i bardzo dziwny głos
należał do archanioła.Chłopak leżał wygodnie na łóżku, układając plecy
na jego oparciu. Nieznajomy wyraz twarzy niepokoił wszystkich obecnych,
tak samo jak przeraźliwie czarne tęczówki, które zlewały się ze źrenicą i
rozszerzały swój okrąg, zalewając białka.
Lucyfer
spojrzał na Rafaela, pytając go niemo o przyczynę zmiany blondyna.
Czyżby to był wynik ciąży? Jednak zamiast opanowanego zielonowłosego,
diabeł napotkał drżącego przeraźliwie anioła, który cofał się, jakby
zobaczył coś strasznego. Ręce szukały ściany, a kiedy ją wreszcie
znalazły, Rafael przesuwał nimi, zmierzając ku drzwiom. Zanim zdołał
uciec, nie wyjaśniwszy dziwnego zachowania, młody, jasnowłosy mężczyzna
zastawił mu drogę.
-
Nadszedł czas ostateczny. Dusza dziecka zaczyna przejmować kontrolę nad
ciałem. Niedługo pożre duchową aurę anielską i wtedy... wtedy Michael
zniknie na wieki.
-
Ukyo... – Książę nie wiedział, czy podejść do morskookiego i spróbować
mu pomóc, czy też przemocą zmusić niepokornego czarownika do wyjawienia
mu wszystkich informacji na temat jego doskonałego rozeznania w
sytuacji. W efekcie pozostał na swoim miejscu, rozdarty wewnętrznie.
Biorąc na logikę cały ten ambaras oraz wiedzę chłopaka, można było
wywnioskować, skąd się to wszystko wzięło. Wadą Lucyfera była słabość do
archanioła, dlatego, gdy nadarzyła się nietypowa i zagrażająca jego
życiu chwila, rudzielec zdawał się tracić głowę i zdrowy rozsądek. Bo
jak inaczej nazwać zapomnienie o najistotniejszym darze czarownic, jakim
było przepowiadanie przyszłości?
Po
pokoju rozeszło się ciche westchnięcie, wydobywające się z piersi
piwnookiego, który potarł czoło i policzek, odwracając się przodem do
całej zgrai.
-
Wyjdźcie. Myślę, że to już czas... – zawiesił głos, przenosząc
spojrzenie z jednego przyjaciela na drugiego, zatrzymując się przy
Gabrielu. U niego zauważył mocne zaniepokojenie, które sam rozumiał, bo
także je odczuwał. – Nie martw się, Rysiu. – mrugnął do niego. Dosłownie
chwilę później obrócił głowę w kierunku spokojnego, o dziwo,
archanioła.
Zdrobnienie, jakie zostało użyte, bardzo rozwścieczyło tego,
którego imię okrojono, ale złość szybko mu minęła, gdy zobaczył wesołe i
ciepłe iskry w oczach Księcia, kiedy ten puścił mu oczko. Przez to
pojął wlot, co ten gest miał oznaczać, więc biorąc za rękę Astrota i
Rafaela wyprowadził ich na zewnątrz.
Jego śladami poszedł też Mefi i czarownik, odgradzając innych od dostępu do widowiska, jakie w niedługim czasie miało nastąpić.
Tymczasem
przyszły Władca Podziemi stanął oko w oko z młodzieńcem, który
ostatnimi czasy mocno namieszał w jego poukładanym życiu. Wiadomo, że
nie zawsze należało ono do najspokojniejszych, ale dało się przewidzieć,
co zaraz nastąpi oraz, że będzie to pod dyktandem diabłów, a teraz...
Lu podejrzewał, że tylko Najwyższy znał odpowiedź na jego pytania.
Nie, żeby uwłaczał własnemu ojcu, ale... W sprawach narodzin należało kierować się właśnie do Boga – Stwórcy.
- Jesteś sobą, czy przyjdzie mi zabawiać własnego syna?
-
Wydaje mi się, czy jesteś uszczypliwy? – nadąsana mina i róż na
policzkach dawały wystarczającą odpowiedź, ale, żeby przysłowiu
„przezorny, zawsze ubezpieczony” było zadość, należało się jeszcze
bardziej upewnić.
-
Wolałbym mieć pewność, czy dasz radę wytrzymać grę wstępną. Wiadomo...
młodsza dusza, to lepsza sprężystość ciała. – Lu okrążył łoże, siadając
bokiem do blondyna. Jego warg nie opuszczał uśmiech, który powiększył
się, kiedy słowa dotarły do jego rozmówcy, wywołując na jego twarzy
istną rozsypankę uczuć. Wiedział, że to, co zaraz nastąpi, będzie trudne
dla nich obydwu, ale... gdzieś tam, wewnątrz siebie nie potrafił
dopuścić myśli, że mógłby stracić Michaela. Co z tego, że lubił go
denerwować? Czyż to nie jedna z wielu zalet, które łączą przyjaciół i
pary? Nie ma miłości bez złości.
Odgarnął opadającą na oczy grzywkę i powoli przesunął rękę na dłoń blondyna.
- Nie powiem ci „wystarczy jedno słowo, a przestanę”. Zdajesz sobie z tego sprawę?
Oszczędne
skinięcie musiało mu służyć za pewnik. Teraz nie było odwrotu. Gdy
archanioł będzie protestował – weźmie go siłą, bo jeżeli ma zadecydować
pomiędzy zbrukaniem go a patrzeniem na ulatujące z niego życie, wybór
był prosty.
-
Łaskoczesz! – Michael roztarł ramię, które tak czule gładził diabeł.
Serce biło mu jak oszalałe, a on sam drżał jak galareta. Pomyślał sobie,
co na to wszystko powiedzą aniołowie w Niebie. Pewnie padnie kilka
suchych słów, które na pewno nie będą pochlebne. „Wystarczyło spuścić
się z oczu na kilka dni, a ty co? Dorobiłeś się dziecka! Straciłeś
cnotę. Nie tak wyobrażaliśmy sobie najczystszego z nas.” Takie i podobne
wyobrażenia kłębiły się w jego głowie. Zaczął nawet przypisywać co
poniektóre wyrażenia dla danego skrzydlatego, kiedy przerwał mu napór
czyichś ust na jego własne.
-
Teraz masz myśleć wyłącznie o mnie… Już ja o to zadbam. – drapieżny i
nieco groźny pomruk zabrzmiał tuż przy uchu blondyna, a rdzawe kosmyki
splatały się z tymi jasnymi.
Lucyfer
już wiele razy miał przyjemność rozprawiczać młodych chłopców, ale tak
ponętny jeszcze mu się nie trafił. Misiek kusił go, wabił, a
jednocześnie potrafił skutecznie przystopować, doprowadzając go do
istnego szaleństwa. A przecież to był dopiero początek! Nie zdążyli
nawet zdjąć ubrań.
Zdawać by się mogło, że każdy skrawek ciała pokrywa niesamowicie wrażliwa skóra.
Mimo tych zabiegów, dotyków wywołujących gęsią skórkę, Lu nie był podniecony.
Może
inaczej – natężenie przyjemności nie uwydatniało się tam, gdzie zawsze
powinno. Zamiast tego, zwykły obserwator mógł podziwiać akt miłosny
dwóch kochanków, którzy doczekali się swego happy endu, a teraz nie mają
zamiaru tak szybko się sobą nacieszyć.
Michael
odsunął okrywający go materiał, drugą ręką oplatając kark piwnookiego.
Drażnił czuły punkt, chichocząc za każdym razem, gdy dostrzegał
przechodzące przez Lucyferaf ale dreszczy. Nie spuszczał z niego wzroku,
jakby zauroczyły go ogniki w brązowych tęczówkach. Kiedy koc opadł na
ziemię, trzymająca go dotąd kończyna ulokowała się na kokardach
wiążących przód bluzki. Wiązania rozplątały się pod wprawnym
szarpnięciem długich palców, które umknęły szybko, aby nie przeszkadzać w
pieszczotach, jakie rudzielec tak chętnie ofiarował.
Czyż był ktoś, kto oparłby się takim doznaniom? Jeżeli tak, to na pewno nie należał do nich morskooki.
- Smakujesz owocami.
Dwa
słowa, siedem sylab, dziewięć spółgłosek, siedem samogłosek, a
podziałały na archanioła jak potężne wyładowania elektryczne. Między nim
a Lu niemal skwierczały iskry, jakie przeskakiwały przez ich ciała.
Trzeźwe
myślenie? Owszem, cały czas je mieli. Nie wpadli w trans rozrywanych w
szale ubrań, choć pożądali się z wzajemnością. Wrząca w nich krew nie
przyspieszała aktu.
Paradoksem tych zdarzeń była szybka akceptacja tego, co teraz się działo.
Michael
powinien się bronić, czy choćby przejawiać nieśmiałość, lęk, a on
tymczasem wręcz wyginał się ku wargom diabła, które skubały
brzoskwiniowa skórę.
Czyżby lata wstrzemięźliwości spowodowały tak wielki wybuch uczuć i emocji?
Chyba, że to Lucyfer miał w sobie to coś, co nie pozwalało na sprzeciw?
A może... A może jest to wynik czegoś innego? Czegoś, co do tej pory ciężko byłoby przypisać tej dwójce?
Czegoś... co jest nienawiścią odwróconą plecami?
Hej,
OdpowiedzUsuńoch pięknie, dziecko zaczynało pożerać aure Michaela, Lu jest taki czuły, bosko...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudnie, och no pięknie, dziecko zaczynało "pożerać" aurę Michaela, a Lucufer taki czuły...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia