11 października 2010
Witam Was serdecznie, Elfiaczki ;3. Z góry przepraszam, że tak późno - dokańczałam rozdział... Tak, teraz jestem na bieżąco i nie mam rozdziałów w zapasie.
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
W związku z tym, iż poniedziałek jednak mi niezbyt pasuje w kwestii dodawania notek, przenoszę termin na soboty. Zwyczajnie nie mam kiedy przepisać swoich notek. Informuję też... że w przyszło poniedziałek nie będzie rozdziały, gdyż plan, jaki wcześniej przedstawiłam, zamierzam zastosować od przyszłej soboty... to znaczy nie tej najbliższej xD
Odpowiedzi:
Sonietta - Nie ma co liczyć na szybki koniec tej pasjonującej lektury serialowej (Mody na Sukces) Jesteśmy około 5 lat do tyłu, jeżeli chodzi o odcinki ;) Obecny rozdział był jeszcze w stanie dokańczania zaledwie 20 minut temu... więc nie mam pojęcia, jak to wyjdzie w praniu xD
Fusae-Chan - Ha, kochana, Kio będzie nie lepszy xD Taki... dziki, jak na mój gust XD Hehe, cieszę się, że rozśmieszyłam - nie wiem, czy i tutaj jest coś takiego, bo notkę pisałam dwa dni... xD
Star 1012 - Otóż to - będzie nawiązanie do snu Subaru xD To jest taka.. myśl przewodnia, choć tylko pozornie, aby rozegrać akcję XD Z ta latarnią, to właśnie można różnorako odbierać - portal mógł być pod latarnią oraz w ogóle mógł być nią xD
Zielona Strefa.
O ludzie, ludzie... Jak nie urok, to sraczka xD Człowiek wychodzi z domu, para oddechu zamarza mu w powietrzu, więc psioczy na takie zimno, które z kolei bardzo chciałby mieć, kiedy taka miła pani zechce na zajęciach porozmawiać właśnie ze mną... A ja się wstydzę publicznych wystąpień, no xD Ale jakoś poszło...
UWAGA, UWAGA, UWAGA!
Chciałabym polecić blog Boa Hancock - ONE PIECE Nie ma strasznie wielu rozdziałów do nadrabiania, więc szczerze polecam lekturę, przy której można się uśmiać... Umm, ten spławiany Sasuke... A, no właśnie! Bo tematyką bloga jest w większej mierze One piece, ale można doszukać się tam także postaci z Naruto, Bleacha, Bladebreakers oraz kilku innych. Zapraszam serdecznie ;3
Ogromnie dziękuję za komentarze i do 23ego ;)
Dedykowane Yuuki oraz Grelce.
Energia... Ciepło... Miękko... Wygodnie... Poczucie obserwowania... Cisza... Gorąco... Ciemność... Odgłos strzelających drewien... Dłoń na jego ręku...
-
Zostaw! Ał, Ał... – Michael złapał się za głowę, czując w niej
pulsujący ucisk przez wrażliwe na dźwięki, uszy. Pospiesznie zakrył oczy
przedramieniem, nasłuchując uważnie, lecz ostrożnie, z której strony
może spodziewać się obecności nieznanej mu osobistości. Wiedział, że nie
przebywa wśród niebiańskich przestworzy, gdyż wyczuwał odmienne
wibracje. Pewnie wszystko się wyjaśni, kiedy zdecyduje się na otworzenie
oczu, ale na to akurat nie miał ochoty. Nie raz zdarzyło mu się
przeholować z mlekiem, więc przeczuwał, co wyniknie z podniesienia
powiek. Mimo to, musiał to zrobić, chcąc ratować swój honor archanioła,
jednocześnie nie okazując po sobie oznak uwłaczających jego postaci.
Gałki
oczne zapiekły, niemo krzycząc o przyciemnienie otoczenia, a gardło
upomniało się o gram wody. Michael jęknął, zagłuszając się poduszką.
Nie.
Zdecydowanie nie miał sił na zachowanie się tak, jak nakazywała mu
pozycja. Nakrył się ciepłym materiałem, obracając na brzuch, niestety
czyjś nieustępliwy dotyk ponownie ustawił go twarzą do sufitu.
Niewyraźny wzrok miał kłopoty z ustaleniem odpowiedniej ostrości i ilości głów, jakie wirowały mu przed nosem.
-
Przestań tak szybko biegać... Jak jakiś shinigami. – zakrył usta
wierzchem dłoni, a także przymrużył oczy, wstrzymując odruch wymiotny.
Po chwili usłyszał szum przesuwanych żabek w karniszu, a intuicja
podpowiedziała mu, że wszystko jest już w porządku. I było... W miarę.
Chłodna materia szklanki zetknęła się z jego policzkiem.
-
No bierz to wreszcie. – zniecierpliwione warknięcie ponaglało do
wypicia zawartości przygotowanego płynu, którzy szczerze powiedziawszy
nie zachęcał ani zapachem, ani wyglądem. Jak się okazało - smakiem też
nie.
Blondyn
zakrztusił się mocno, podciągając do pozycji siedzącej. Zaczął klepać
się po klatce piersiowej, stopniowo niwelując napady, które porywały
jego ciałem. Łapczywie chwytał powietrze, chwilowo będąc niezdolnym do
mówienia. Jedynie gromiący wzrok zaszklonych oczu okazywał przyzwoitą
skalę trzeźwości i zdolności wykonania.
-
Dziękuję za pomoc. Nie trzeba było się tak spieszyć, bo przecież tylko
się dusiłem. – sarknął, ocierając kąciki ust z resztek płynu, jaki
wydostał się pod wpływem kaszlu. Dopił pozostałości, starając się
ignorować kwaśny smak. Odstawił szklankę z ogromna ulgą, układając się
na poduszkach. Było mu wygodnie, choć starał się sobie wmówić, iż
chwilowy dobrobyt jest nieporównywalny z jego ciepłym łóżkiem. Przecież
nic nie może się równać z puszystymi piórami... Prawda?
-
Niei ronizuj, skarbie. Ciesz się, że zabrałem cię ze sobą. Hmm... –
zamruczał, uśmiechając się drapieżnie. – Skoro uratowałem twe jestestwo,
to równie dobrze mogę to sobie jakoś odbić. –
przysunął się do blondyna, sunąc dłonią po nieco obnażonym udzie.
Niestety, jego nadgarstek został szybko przechwycony. Morskie oczy
znalazły się na równi z piwnymi, skrząc się niebezpiecznie.
-
Ani się waż. – poważny chłopak nie był kimś łatwym do pokonania. O ile w
bezpośrednich sytuacjach utrzymywał się w normach zwykłego,
przeciętnego anioła, o tyle kiedy wymagała tego potrzeba chwili, Michael
zdawał się być dość potężny i władczy. Nawet najsilniejszy demon musiał
podporządkować się temu, co powie blondyn, choć takie wydarzenie
wiązało się jedynie z obroną konieczną, naruszającą jego niewinność,
istotę duchową. Gdy ktoś próbował przerwać więzy czystości, Michael
wpadał niejako w trans, uzyskując formę najpiękniejszego serca.
-
Uratowałem cię. Powinieneś mi się odwdzięczyć. – niechętnie wycofał
rękę, ograniczając bliskość do zajęcia miejsca tuż przy brzegu łóżka. –
Czyżby to, co o was mówią, okazywało się nieprawdą? – specjalnie go
podpuszczał, chcąc się podroczyć.
Zazwyczaj
nie miał czasu na narady, jakie zwoływał Zarząd Królestw, więc i
widywanie się z punktualnym i systematycznym aniołem kurczyło się do
nielicznych spojrzeń, spotkań. Charakter podpowiadał mu, aby jak
najczęściej dawać Michaelowi powód do wściekłości. Natura diabelska
miała w sobie dużo z krnąbrności i dokuczania na zawołanie. Rude włosy
także ukazywały cechę Lu. W końcu to od niego zaczęły się tworzyć
anegdoty, co do koloru tychże pasemek.
- Co masz namyśli? – chłopak był podejrzliwy. Jeszcze nie do końca ogarniał to, co się wokół niego działo.
-
Nie wiesz,jakie stereotypy o was krążą? Podobno jesteście mili, pięknie
i co najważniejsze – przerwał i podniósł wyżej powieki, uśmiechając się
szelmowsko. – honorowi.
Blondyn
momentalnie poczerwieniał i to nie z gorąca, lecz zawstydzenia. Zdawał
sobie sprawę, iż ludzie ich idealizują i przeceniają, a bezpośrednia
uwaga ze strony Lucyfera zabolała bardzo mocno.
No kto, jak kto, ale on? Książę Piekieł wyciągający na wierzch przywary aniołów?
Prawda
była taka, że Niebiańskie istoty czyniły dobro, lecz były bardzo
wrażliwe na krytykę. Po każdej z nich szlifowały samych siebie, by być
godnymi do miana pięknych i niewinnych.
- Co takiego byłoby cię w stanie usatysfakcjonować?
Oh, na to czekał Lu. Domyślał się, że nie dostanie tego, co szeptała mu jego dusza, ale... Nie od razu Rzym zbudowano, a już
fakt tego, że rudzielcowi będzie dane dostać cokolwiek od morskookiego,
było jakąś rekompensatą. Przez ten cały cyrk na Ziemi nie mógł pozwolić
sobie na takie rarytasy jak duszyczki aniołów, a ta, należąca do samego
archanioła na pewno smakowała o wiele lepiej.
-
Może zanim udzielisz odpowiedzi, wyjaw mi, gdzie jestem i co się ze mną
działo. I tak, wiem że w tym momencie podkopuję pod sobą dołek.
Lu
zaśmiał się cicho. Z przyjemnością opowiadał o tym, jak blondyn się
upił, romansował, ośmieszał się przed ludźmi i w ostateczności usnął w
ramionach piwnookiego, zaśliniwszy mu szyję.
-
Oh, mówię ci! Miałeś tak boską... o przepraszam. – zreflektował się. –
uroczą minę! – rechotał otwarcie. – Nie mogłem przenieść cię
bezpośrednio do Nieba... Nie w takim stanie. Skoro pofatygowałeś się za
mną, aby ukrócić mą zabawę, uznałem, że w jakiś sposób odpowiadam za
ciebie. – wyznał, wzdychając głębiej.
Byli
już dorośli, więc ukrywanie prawdy byłoby czymś głupim. Pomimo
wrogości, czy też też unikania siebie nawzajem, mogli przebywać ze sobą w
tych samych pomieszczeniach, nie pozabijawszy się nawzajem. Mieli prawo
sobie nawrzucać, obrzucić się błotem, ale nigdy, zaprawdę nigdy nie
byliby w stanie skrzywdzić drugiego. Co prawda taki przepis został
ulokowany w kodeksie, ale zarówno demony jak i anioły nie musiały
pieczętować tych słów, wiedząc do czego doprowadziłaby wojna… A w
dodatku, dziwnym trafem, zawsze działo się tak, że jedni mieli słabość
do drugich. Oh, nie w kwestii wzajemnego przyciągania... Po prostu...
Lubili swoje towarzystwo. Gdy diabeł przeholował z mocą, anioł czuwał
nad nim, naprawiając szkody. Nawet Piekielni posiadali swoich Stróżów.
Blondyn
słuchał wszystkiego z pokorą, czując upokorzenie. Zbłaźnił się, więc
był przygotowany na docinki i kpiny. Co go podkusiło do takiego
zachowania? Przecież wiedział, że ma słabą głowę...
Najgorsze
było to, że gdyby nie interwencja Lu, obecnie plułby sobie w brodę za
to, jak łatwo się poddał i... Stracił pozycję archanioła. Tak, nie ma
tutaj pomyłki. Skalany anioł równa się wykopaniu z szeregów biało-skrzydlatych.
Inaczej miałaby się rzecz, gdyby doszło do ataku na ciało, ale w tym
przypadku byłoby to dość naciągane... Można by powołać się na stan
upojenia delikwenta, choć tutaj owy osobnik jeszcze bardziej by się
pogrążył.
Michael
wiedział, że nie odwlecze tego, co nieuniknione. Kiedy zbierał się w
sobie, aby wreszcie wyartykułować obietnicę spełnienia prośby
rudowłosego, ten wydawał się być nieobecny myślami. Patrzył w bok,
oblekając na twarz maskę zadumanego i intensywnie nad czymś
rozmyślającego.
-
Wiesz... Mam pytanie. – odezwał się po chwili. – Ale nie jest związane z
moją nagrodą. – dodał zaraz, zmazując zadowolony uśmiech Michaela,
który cieszył się, że szybko odbębni swoje zadanie. – Spotkałem tam
maga... chyba dość potężnego. To ten, do którego się kleiłeś. –
zaznaczył złośliwie. – Wydaje mi się, że należał do grona aniołów, ale
mogę się mylić, chociaż jego dusza wyraźnie przesiąkała „krainą
szczęśliwości”. – skrzywił się, jakby przebywanie w Niebie było dla
niego czymś na wzór kamieniołomów w Korei. – Dałem mu swoje pióro,
aby...
Blondyn stężał na te słowa, nabierając powietrza w płuca.
-
Oszalałeś? A jeżeli to było dla zmyłki? Przecież równie dobrze może w
tej chwili werbować druhów do podboju Królestwa Podziemi! – wydawał się
być szczerze wzburzony.
-
Odkąd to tak przejmujesz się Piekłem? – prychnął głośno, wyrażając tym
pobłażanie. Nagle wpadł mu do głowy ów powód zamartwienia. – A no tak...
Myślisz naprzód. Jeżeli mag zniszczy moje ziemie, to potem dobierze się
do Nieba. Pięknie. – wysyczał, odsuwając się od blondyna, jakby ten był
zakaźnie chory lub trędowaty. Dodatkowo obrzydził go fakt uciekającego spojrzenia morskich tęczówek.
-
Ja tego nie powiedziałem. – szepnął na usprawiedliwienie, lecz widząc
wzrok Lucyfera umilkł gwałtownie. Potrzebował chwili czasu, aby
zorientować się, że dalsze, jakiekolwiek słowa nawet nie związane z
obecnym tematem, nie spowodowałyby wybuchu wściekłości. – Jak miał na
imię? Ten czarodziej. – zaznaczył.
Lu westchnął uspokajająco. Jak się okazywało – aniołki umiały się ustawić.
- Kamio.
Dotychczas
spuszczona głowa blondyna poderwała się do góry, a oczy pojaśniały
momentalnie. Chłopak wyskoczył z łóżka, łapiąc rudzielca za poły szaty.
Sam zainteresowany był niezmiernie ciekawy owego przejawu nagłych
emocji.
- Na pewno? Nie przesłyszałeś się? Skąd wiesz, że właśnie tak się nazywa?
Piwnooki
miał ochotę parsknąć śmiechem, ale ostatnio przyswojone przez niego
metody aniołów wciąż powracały do jego myśli, studząc pozytywne uczucia.
- Sprawdzaliśmy się wzajemnie... A wiesz, że jestem dobry w te klocki.
Jakże przyjemnie było obserwować naburmuszonego Michaela.
- To, co wtedy myślałem na twój temat było absolutną prawdą.
Kruczoczarne źrenice rudzielca zwęziły się w tempie natychmiastowym.
- Tak? Więc nie sprawi ci problemu powtórzenie tegoż epitetu?
I tu go miał... Lecz blondyn nie miał zamiaru dawać za wygraną.
- Jesteś d... du... du... – jąkał się, ostatecznie rezygnując. – No dobra, wygrałeś. A teraz mów, czego oczekujesz.
Lucyfer
ani myślał porzucać sprawy Kio, ale tymczasowo ją od siebie oddalił. I
miał świadomość tego, że blondyn nieco się zdziwi.
- Sprowadź tutaj Gabriela i Rafałka.
-
A... Ale to raczej ucieszy twoich pomocników, a nie ciebie. – Aż trudno
mu było uwierzyć w takie poświęcenie i dobro tego paszkwila.
- Ale dla mnie buziaczek. – dokończył myśl, nadstawiając policzek.
Czy ktoś ma jeszcze wątpliwości co do tego, że diabły tylko czekają na zachętę?
Hej,
OdpowiedzUsuńoch Lu chciał tylko buziaczek, coraz badziej podoba mi się to opowiadanie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, coraz badziej podoba mi się to opowiadanie... och och Lu chciał tylko buziaczek ;) bosko...
weny, weny życzę i wszystkiego dobrego w Nowym Roku...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, np coraz badziej podoba mi się opowiadanie (choć jestem na samym początku)... uuuu Lucjusz chciał tylko buziaczek ;) ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza