23 października 2010
Witam moje Elfiątka w nowym dniu dodawania notek xD Bardzo podoba mi się ta zmiana, bo po przyjściu w piątek ze szkoły mam czas na napisanie całego lub dokończenie już rozpoczętego rozdziału ;3
Mam dla Was dwie wiadomości:
Zachęcam do przeczytania bloga Boa Hancock (link umieszczony notkę wcześniej)
Przejrzyjcie dwie poprzednie notki, gdyż podkreśliłam w nich najważniejsze zdania, które później łatwiej będzie wyłapać, gdy o nich wspomnę, a nie będę od nowa przepisywać ;)
Odpowiedzi:
Sonietta - Ha, można się upić mlekiem xD Tylko Aniołowie to potrafią, ale spokojnie, ja wszystko wyjaśnię... z czasem xD Kio to skrót od Kamio - było mi potrzebne, aby od razu nie odkrywać kart, a to czy jest wrogiem, czy też może przyjacielem... aa, zobaczysz XD Kochana, my jesteśmy tylko 5 lat w tyle z Modą na sukces - gdyby nie to, że emitują teraz po dwa odcinki, być może dopiero nasze wnuki zobaczyłyby ostatnie napisy końcowe xD
Star 1012 - Tak, tak to było samo mleko xD Nikt mu nic nie dolał... czyste, prosto od mućki xD Lu to kwestia prosta - on może upić się alkoholem, do którego aniołowie nie mają dostępu. Co do pomocników, to ujawnią się za tydzień... Choć w sumie... Są to ci sami, o których mogłaś czytać (sen Subaru) xD
Fusae-Chan - Kio będzie dziki, ale troszkę spotulnieje... no ja mu się wcale nie dziwię XD Heheh pukanie Lucusia XD Postaram się coś zrobić, bo w sumie planowałam taki mały epizodzik... ale nie od razu. *Lucek daje buziaka* Proszę bardzo xD
Serdecznie witam Kotka_Tsuki vel Nana oraz Geass xD
Zielona Strefa.
Oby dotrwać do pierwszego semestru, oby dotrwać... XD Ogólnie starsze roczniki albo mój rok straszą, albo mówią, że będzie łatwiej - bynajmniej na mojej specjalizacji... Chyba najwiarygodniejszym świadkiem będziemy my sami xD
Po stokroć dziękuję za komentarze i zapraszam do czytania ;3
-------------------------------------------------------------------------------
Różni ludzie powiadają,
że najgłębsze uczucia można dostrzec w oczach. Zdarza się jednak, iż
tak drobne szczegóły, jak kierowanie wzroku w lewo, gdy kłamiemy lub
drganie powiek w chwilach zdenerwowania są przez nas pomijane, bądź
wprost przeciwnie – nabierają dodatkowych mocy, wyostrzając te emocje.
Tak też było z Michaelem, który usłyszawszy wymagania piekielnego
księcia, zmarszczył nasadę nosa, ściągając usta w wąską linię. Twarz
nabrała nic nie wyrażającego wyrazu, lecz właśnie wargi i poziome
zmarszczki poniżej czoła zdradzały głęboką dezaprobatę.
-
Mam nadzieję, że z tym pocałunkiem to był tylko żart. – wymruczał
gardłowo, przechylając głowę lekko w bok. Wyglądał niczym żywcem wyjęty z
filmów pokroju „Dumy i uprzedzenia”, czyli pełen elegancji i
dystyngowanej postawy. Oparł się o wezgłowie łóżka, mając jednocześnie
niemalże idealnie wyprostowane plecy.
- Nie. – ostatnia samogłoska została przeciągnięta i podwyższona o kilka tonów.
Lu
był nad wyraz pewny swych słów. Nie wymagał czegoś niezwykłego,
drogiego, naruszającego zasad moralności. Ot, przyjacielskie oddanie
przysługi.
-
Dobrze wiesz, że jako anioł nie mogę... – widać było, że chłopak
zamierza wyprowadzić poważne argumenty, jakie uzmysłowiłyby rudzielcowi
jego błędy.
Skoro
wysoko postawiony Skrzydlaty zaczyna swój wywód od „dobrze wiesz,
że...”, należy przygotować się na co najmniej godzinny wykład.
-
Zanim rozgadasz się niczym ksiądz na kazaniu pozwól, że coś ci
wyjaśnię. Rzecz w tym, że ja chcę tylko buziaka. Nie dobieram ci się pod
kuper, wzrokiem nie rozbieram... ani tym bardziej rękoma. – zrobił
pauzę, wpatrując się w niego kpiąco. – Jest po Wielkanocy, a więc
szukanie jajeczek także mnie nie obowiązuje.
Blondyn nie był w stanie powstrzymać uśmiechu cisnącego mu się na usta. Lu zawsze potrafił go rozbawić, lecz Michael mógł śmiało
stwierdzić, iż takie coś nie miało miejsca na początku ich znajomości.
Wcześniej na podobne żarciki reagował wielodniowym obrażaniem się na
rudzielca, unikaniem go, lecz z czasem zaczął przywykać. Mało tego!
Powoli, krok po kroku krzywy grymas zaczął przeobrażać się w leniwy
uśmieszek, aż wreszcie dotarł do obecnego stadium – chichotu.
- Daj ten policzek i miejmy to już za sobą, jeżeli mam sprowadzić moją dwójkę aniołów. –
w sumie sam nie wiedział, dlaczego wybrał taką kolejność. Kiedy
pochylił się nad piwnookim, ten stanowczo go powstrzymał, machając tuż
przed nim wskazującym palcem.
-
Nu, nu, nu. Kto ci powiedział, jaki to ma być pocałunek? – doprawdy
odznaczał się sporą dawką wredoty i podstępności. – To, że nadstawiłem
policzek nie oznacza, że to tam chciałbym dostać nagrodę, prawda? –
zmieniał się jak stan skupienia płatka śniegu, który roztapiał się,
lądując na rozgrzanym przez słońce parapecie okiennicy, obserwowanej
przez cieszące się z zimy dziecko.
Trzeba
było przyznać, że umiał tak pokrętnie dobrać słowa, aby wyszło na jego.
To był jego atut, a zarazem przekazane przez rodziców talenty oraz
geny. Musiał pokazywać, kto tu rządzi, trzymając mieszkańców żelazną
ręką, ale i dawać im poczucie bezpieczeństwa. Przez powagę, jaką trzeba
było zachowywać na co dzień, starał się odprężać na jakiś czas, a dobrą
rozrywką było dokazywanie z aniołami, jednak szczególnie upatrzył sobie
Michaela. To, że widywał go rzadko, wzmagało diabelski apetyt. Z tego
powodu posuwał się do przodu drobnymi kroczkami, czerpiąc coraz większą
przyjemność. Odkąd się poznali, ich usta zdążyły zetknąć się ze sobą
wiele razy, lecz tylko rudzielec wiedział o tym, że za każdym razem cały
proces przedłużał się o kilka sekund. Tak też było i teraz, kiedy te o
delikatnym odcieniu brązu objęły grubszą wargę pokrytą słabym już
smakiem mleka i kwaskiem witaminy C z dodatkiem soku grejpfrutowego.
-
Zawsze stawiasz na swoim? – niewielki języczek prześliznął się od
lewego do prawego kącika chyba bez udziału świadomości jego właściciela,
z czego Lucyfer był niezwykle zadowolony.
Dla
niego oznaczało to kolejną zdobytą bazę. Takie kąski trzeba
przyzwyczajać, oswajać i umiejętnie obchodzić na około, aby w efekcie
wykorzystać. Szkoda tylko, iż nie wiedział, że Michael miał dokładnie
takie samo zdanie o nim.
Piwnooki
zdawał się chyba zapomnieć o szachrajstwie archanioła względem Kio,
choć z drugiej strony reakcja blondyna na samo imię zakapturzonego była
na tyle niezwykła i zajmująca, że mogło to mieć wpływ na zakłopotanie i
roztargnienie rudzielca.
Oboje
byli siebie warci, gdyż przebywając w swoim towarzystwie, aktualizowali
i uzupełniali własne charaktery, ucząc się jeden od drugiego. Oh, to
nie to, że Michael awansował do miana szerzącego zło tyrana, a Lu
spotulniał i zaczął odprawiał poranną modlitwę! Nie! Tu chodziło o coś
innego.
Morskooki
nauczył się kombinować w celach dobra. Sprawiał wrażenie doskonale
wygimnastykowanego w konwersacji. Niejeden akwizytor mógłby brać od
niego lekcje, dzięki zdolnościom krasomówczym tak pojętnego Michaela. Z
kolei Książę Podziemi podszkolił się w tłumieniu buntu pośród ludu.
Korzystał z własnych doświadczeń, które przypominały mu o wypędzeniu z
Nieba. Tutaj, w Piekle nie było mowy o strąceniu na samo dno. O ile w
krainie Szatana można było poprawić samego siebie i dostać przepustkę do
życia na Ziemi lub – w szczególnych przypadkach – na sam szczyt, czyli w
progi Królestwa Niebieskiego, o tyle niżej nie można było upaść. Zadośćuczynienie
ograniczało się do trzech grzechów, karygodnych postępków. Jeżeli limit
został wyczerpany, delikwenta czekała tylko śmierć. I tutaj wkraczał
Lu. Nigdy nie robił sobie z tego jakiegoś problemu, ale w końcu dotarło
do niego, że tak być nie może. Na jego czarnej liście górowało kilku
zupełnie spaczonych diabłów, którym nie pomogłaby jakakolwiek forma
resocjalizacji, toteż niezbyt ubolewał nad tym, gdy posłużyli jako
przykład dla swych braci sióstr. Ich brak nie wpłynął ujemnie na resztę,
a jednocześnie ostrzegał, co się stanie, gdy demony stracą umiar.
W zamian za dobre sprawowanie lud otrzymywał wejściówki na Ziemię, by się zabawić. Niekiedy nawet
trafiali do miejsca koczowania aniołów, w celach odreagowania
przemożnej chęci zalezienia komuś za skórę. Zazwyczaj bywało tak, że
przyjmowali niewidzialne otoczki, więc z powodzeniem mogli obserwować
reakcje ludzi na zmiany położenia przedmiotów, które nie tak dawno
znajdowały się w zasięgu wzroku.
Lu
działając w ten sposób dorobił się popularności, uwielbienia i niemalże
służalczego, lecz nie zupełnie zniewolonego społeczeństwa, które było
mu oddane i co najważniejsze – posłuszne. Oczywiście poza sztywnym
trzymaniem się reguł i nagrodami za przykładanie się do zaleceń
organizowane były także imprezy na dosyć dużą skalę. I także na tym
podłożu Książę Podziemia zdawał się coraz wyżej punktować.
Ale wracając do obecnego stanu rzeczy...
Blondyn
zsunął okrywający go materiał, rejestrując tym samym obecność stroju, w
jakim przybył w poszukiwaniu diabła. Przysiadł bokiem na łóżku,
wyciągając nogi do przodu.
To,
co dla niego było czymś wiadomym, w oczach rudzielca nabierało nut
podejrzliwości – zwłaszcza, gdy morskie tęczówki zniknęły za cienką
błoną powieki.
-
Co ty robisz? – machnięcie ręki, które miało skłonić go do uciszenia,
raczej nie spełniło swojej funkcji. Lu jeszcze bardziej natrętnie zaczął
wypytywać, zakłócając koncentrację blondyna.
-
Nie ma z ciebie pożytku. – nieudanie rzucone zaklęcie odbiło się na
twarzy chłopca w postaci lekkiego grymasu bólu. – Nauczyłem się nowego
przywoływania osób. – entuzjazm w jego głosie był aż nadto wyczuwalny.
Prawdą było, że aniołowie nabywali wielu różnych rodzai mądrości, poszerzając tym swe umiejętności. Takim sposobem radzili sobie z wszelakimi przeciwnościami i pomagały ludziom, mając wszechstronne możliwości.
Demon nie wydawał się być zdziwiony tymi słowami.
- Tym razem za pomocą pluszowych króliczków, sailorkowych bereł, ich
okrzyków: „Mocy Księżycowego Pryzmatu. Przemień mnie!”, czy innych
makenajów? – oparł jedną z nóg na belce krzesełka, które zajmował i
objął w łokciach wysunięte do góry drewniane brzegi oparcia.
Przedstawiał sobą obrazek buntowniczego paniczyka, któremu wszystko
wolno.
Jego kąśliwa uwaga została puszczona w niepamięć, ale Lucyfer nie pozostawał przez to w zbyt długim szoku.
- Za pośrednictwem wody. – wokół dłoni Michaela przepłynęła niewielka smuga kryształowo czystej cieczy.
-
Ha, czyżbyś wziął sobie do serca moje uwagi, gdy odsyłałem cię z
kwitkiem, kiedy ty dążyłeś do mego nawrócenia? Czekaj, czekaj... Jak to
było? – prychnął ze śmiechu, udając, iż intensywnie przeszukuje
wspomnienia. – Ah, już wiem! Spływaj!
Anioł
przeszył go wzrokiem, momentalnie uciszając. Odciął się od wszelkich
otaczających go dźwięków i przełączył swe myśli na jeden tor. Wyobraził
sobie swoich przyjaciół, powtarzając w kółko, iż chce ich ujrzeć. Kiedy
on lewitował będąc wprowadzonym w trans, Lu mógł zaobserwować
materializujące się dwie osoby na środku pokoju, które zaczęły nabierać
kolorów, aż wreszcie zupełnie zsynchronizowały się w jedność, czyli w
doskonale przeniesione istoty.
-
Gdzie my jesteśmy? – pierwsza z nich nie zamierzała bawić się w
podchody. Dopiero widok Michaela znacznie go uspokoił, jednak nie było
mu dane ponowne zabranie głosu.
-
No, aniołeczki. Wzywają mnie obowiązki, a moi chłopcy zaraz tu będą,
więc nie liczcie na nudę. – Lu wstał, wygładzając fałdki na spodniach.
Zbliżył się do Michaela i cmoknąwszy go przelotnie, przemieścił się
szybko w stronę wyjścia. – Dzięki. – zerknął na nowo przybyłych i
mrugnął jeszcze, znikając na zamykającymi się drzwiami.
Dwójka Skrzydlatych spojrzała na siebie znacząco, aby po chwili utkwić wzrok w archaniele.
- Coś między wami zaszło?
Blondyn westchnął głośno i opadając na plecy przykrył głowę poduszką, zapoczątkowując tymczasową ciszę.
O pionową linię futryny opierał się zadowolony diabeł.
A jego oczy zdawały się uśmiechać.
Hej,
OdpowiedzUsuńno taki Lucyfer mi się bardzo podoba, no, no buziak cudnie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, o tak taki Lucyfer to mi się bardzo podoba, no, no buziak cudnie... coraz bardziej mnie ciekawi jak to się rozwinie...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Lucyfer to mi się bardzo podoba, ten buziak cudnie... coraz bardziej mnie ciekawi jak to się rozwinie wszystko...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza