04 października 2010
Cześć Elfiki ;) Wita Was umordowana Akemi. Czeka mnie miła przeprawa z dwoma paniami, które będą miały mnie pod swymi skrzydłami, ucząc mnie. Tia... Wszystkie roczniki współczują mojemu kierunkowi, więc jest miło xD Ale o szkole jeszcze napiszę... Tymczasem, moi drodzy, mam przed Wami nowy rozdział ;) Średniej jakości... I ogólnie obawiam się, czy będę wyrabiać z pisaniem notek... ale sądzę, że tak, powinnam. I chyba nie zmieni się dzień ich dodawania, bo poniedziałek wciąż najlepiej mi pasuje.
Odpowiedzi:
Sonietta - Z wielką chęcią pociągnęłabym opowiadanie z Aoim i Misakim na czele, ale, jak ktoś już tutaj wspominał, zrobiłaby się z tego Moda na sukces xD I to prawda, bo w sumie o czym mogłabym teraz napisać? A tak... ucięło się w odpowiednim momencie ;)
Star 1012 - Hmm, hmm... W epilogu chodziło o przedstawienie nowych postaci (moment, gdy Tenshi wystraszył się odgłosu uderzenia w szybę, to był właśnie wynik Lucka, który chciał przejść przez okno, ale mini postać to uniemożliwia. xD
Kirhan - Wybacz, że tutaj, a nie na blogu xD Na filologii polskiej xD I zaczynam przypuszczać, że na budowlance byłoby o wiele łatwiej xD
Fusae-Chan - Ostatni będą pierwszymi xD No bo raz tylko wszedł... Ale.. kto wie, co się działo, gdy urwałam fragment? Może była masowa orgia xD Co do zdjęć Lucka i Michaela, to właśnie tak szukałam postaci, aby miały w sobie podobną dzikość XD To spojrzenie, które pozwala sobie na więcej xD
Chieko i Lilian - przepraszam, że zwlekam z odpowiedzią, ale mam lekkie zamieszanie i proszę Was o cierpliwość ;*
Ogromnie dziękuję Wam za tak soczystą ilość komentarzy ;3
Zielona Strefa.
Szkoła... To zło. Ludzi od groma, dwie kosy za nauczycielki, plan podziurawiony i 2 godziny tenisa stołowego, bo inne zajęcia są o godzinach, które gryzą się z ww planem. Ha. Ha. Wymagania spore... może chcą trochę postraszyć, co im się udaje, ale mam nadzieję, że za miesiąc jakoś się już tam wdrożę i będę wiedzieć, jaki jest dany psorek xD
Notka dedykowana wszystkim studentom, a w szczególności tym z pierwszego roku xD
Dziś wyjątkowo nie powiadamiam... Chyba, że później ;)
Tak ciemne
pomieszczenie przytulnego lokalu zapewniało dyskrecję każdemu, kto
tylko zapragnąłby usiąść w narożnikach ustawionych tam mebli. Mdłe
światło rozjaśniało się ku najważniejszej części budynku – ladzie z
różnego rodzaju trunkami. Stara szafa grająca wydawała z siebie
rytmiczne dźwięki zapomnianej piosenki country.
W
pewnym momencie jaskrawy blask słońca odbił się od czarnych stolików, w
które wtopione zostały maleńkie, błyszczące kwadraty. Nowy klient
rozejrzał się po wnętrzu, poszukując kogoś i gdy wreszcie zdecydował
podejść do barmana w celu nabycia informacji, doznał dziwnie
niepokojącego przeczucia.
- Siemka, młody. Widziałeś może blondyna z całkiem ładną buzią? – podał mu rękę, pochylając się nad stołem.
Około
osiemnastoletni brunet o nienaturalnie jaskrawych oczach i dwóch
granatowych, dłuższych niż reszta, pasemkach ciągnących się od skroni,
skupił wzrok na gościu.
-
Wielu tu takich. – uśmiechnął się, mrugając do niego. – Ale tobie
pewnie chodzi o tamtego. – dyskretnie skinął głową w lewą stronę,
utrzymując kontakt wzrokowy z nowo przybyłym chłopakiem, jednocześnie
pocierając energicznie kolorową ścierką o wypolerowany blat.
Lucyfer
odepchnął się od baru ze słowami podziękowania na ustach. Pospiesznie
podszedł do odpowiedniego stolika, chcąc mieć już za sobą rozmowę i
odesłanie kolegi... Choć „znajomy” byłby tutaj lepszym określeniem.
Niestety, miało się okazać, że to nie będzie takie łatwe, gdyż Michael
nie siedział sam. Towarzyszył mu zakapturzony osobnik, który, w
przeciwieństwie do rudowłosego, miał cierpliwość do paplania blondyna,
kiedy ten był czymś przybity.
-
Cześć. – rudy rzucił oszczędnie, zatrzymując wzrok na niebieskookim. –
Schlałeś się. – prychnął, nie panując nad pełnym niedowierzania
spojrzeniem. – I to czym? – złapał za kufel chłopaka będącego tuż przed
nim, wąchając zawartość. – Mlekiem. Rany boskie. – jęknął, wlewając
resztę do doniczki z jakimś kwiatem.
-
Nie... nie szanujesz... Nie... ten... Nie wolno tak! – Michael czknął i
wskazał palcem na osobę, która zabrała mu życiodajny płyn, chcąc mu
pogrozić, ale wyszły mu z tego niekreślone ruchy i wzorki w powietrzu. –
Nie ruszam się stąd i... Barman! – wrzasnął, próbując pstryknąć, ale
poddał się szybko.
-
Nic mu nie dawaj. – Lucyfer zwęził oczy, kładąc dłonie na oparciu
krzesła towarzysza. – On już wychodzi. – wyciągnął rękę, aby podjąć się
dźwignięcia lekko bezwładnego ciała, lecz skończyło się na próbach, gdyż
blondyn wczepił się w nieznajomego, obdarzając rudowłosego przerażonym
spojrzeniem.
Cierpliwość
chłopaka powoli zaczęła się kurczyć. Starał się dobrze zachować, co
biorąc pod uwagę jego wysoką pozycję i to, jak musiał płaszczyć się
przed jakimś aniołem, było rzeczą dosyć cudaczną.
-
Mam to gdzieś. – prychnął, rozkładając ramiona. – Tylko pamiętaj, co
obecnie robisz, aby wytłumaczyć wszystkim, że to Twoja głupota
sprowadziła na ciebie niespodziankę w postaci bólu głowy i nie tylko. –
przeniósł wzrok na centrum zainteresowania zakapturzonego osobnika,
który nie zrażony obecnością Lucyfera błądził dłońmi po udach blondyna,
odsłaniając spod długiego materiału zaostrzone paznokcie.
Nagle,
pomimo chęci zabrania się z tego lokalu, rudy poczuł jakiś magnetyzm,
coś, co uniemożliwiało mu odejście. Wiązało się to z oglądaniem
przedstawienia, jakie zaprezentował nieznajomy. Nim jego ręka zadomowiła
się tam, gdzie byłoby najcieplej, zostało jej odebrane dotykanie nawet
kawałka szaty blondyna.
Ostrzegający
błysk brązowych oczu nie mógł pochwycić spojrzenia zakapturzonego, ale
skutecznie odebrał mu chęci na dalszą rozrywkę. Zamiast tego,
zamaskowana postać przysunęła się do płomiennowłosego, kładąc rękę na
jego kości policzkowej.
-
Uważaj na niego, bo ktoś może nie był tak uprzejmy jak ja i odbierze ci
tę ptaszynę. – lekko zachrypnięty głos drżał nieznacznie w ten sposób,
jakby był perfekcyjnie wyuczoną lub wrodzoną cechą, odwracając uwagę
słuchaczy od czynów mężczyzny, który korzystając z chwilowego zamyślenia
rudzielca, owiał jego policzek ciepławym oddechem, szybko składając na
nim pospieszne muśnięcie. Kiedy się odsunął, piwne tęczówki zmieniły
barwę na soczyście ognistą, wyrażając w ten sposób gniew i chęć
wszczęcia walki za jawnie okazaną zniewagę. Jednak nie było mu dane
wypowiedzenie słów wyzywających na pojedynek, ponieważ nieznajomy
odsunął się nieco, odsłaniając obserwujących ich ludzi.
Było blisko.
Głęboki wdech, przymknięcie powiek i pobudzone emocje zdołały zdusić się w zarodku.
- Nie jesteście z gatunku człowieka. – gardłowe mruczenie wprawiło Lucyfera w
dziwne odczucia i wizje, jakoby rozmawiał z dzikim zwierzęciem. – Do
tego od ciebie wyczuwam aurę piekielnego. – celnie trafił, nadal
pozostając w ukryciu.
- Słusznie. – przyznał diabeł, poprawiając usypiającego Michaela.
Za
wszelką cenę próbował prześwietlić sylwetkę mężczyzny, lecz za każdym
razem dziwny mrok owijał się wokół niego, uniemożliwiając identyfikację.
Sonda umysłu też na niewiele się zdała, gdyż tutaj z kolei trafiało się
na gruby mur. Osobnik poddający się dyskretnym badaniom przez cały
zabiegu stał spokojnie, choć Lu odnosił wrażenie, że tamten się
uśmiecha, szydząc z niego. I rzeczywiście, kiedy płomiennowłosy dał sobie spokój, „Robin Hood” rozwiał jego wątpliwości, parskając z rozbawieniem.
-
Przykro mi. Nie otwieram się przed nieznajomymi. – zachichotał,
bardziej naciągając kaptur. Przez chwilę pocierał dolną wargę, po czym
ponownie skupił się na Lu. – Zapamiętaj mnie, bo jeszcze nie raz
przyjdzie nam się spotkać, a teraz wracajcie już. Nie kuś losu i tych
opryszków za nami, którzy oprócz popitki chcieliby dostać jeszcze deser w
postaci morskookiego skorupiaka o blond włosach.
Piwnooki
musiał się z tym zgodzić, a prawo demonie wyraźnie zakazywało używania
magii na terenach człowieka. Ciekawiło go, co mag, bo do tego nie miał
wątpliwości, czując specyficzną aurę, robi w takim miejscu.
- Szukam kogoś.
Lucyfer
zmrużył oczy, momentalnie stając się bardziej ostrożnym. Nie podobało
mu się czytanie w jego myślach, ale uznał to za odwet.
- Znalazłeś? – zapytał, powoli kierując się z nim do wyjścia.
Mężczyzna nie odpowiedział od razu. Dopiero kiedy od progu dzieliły ich zaledwie cztery kroki, zdecydował się na przytaknięcie.
Podczas
otwierania drzwi, mocny podmuch rozwiał długi płaszcz, ukazując dwie
zdobione klingi sztyletów z burgundowym kamieniem wtopionym w ich
czubek. Czarodziejowi nie uszedł uwadze szybki, przemyślany ruch
rudowłosego, który ułatwiał od parcieataku i osłonięcie ciała
bezwładnego już Michaela.
- Kiedy zawiedzie magia, trzeba polegać na sile, bo nigdy nie zna się dnia, ani godziny, a wsparcie okazuje się jednostką wroga. – słowa przepełnione były życiowym zawodem i przekonaniem się na własnej skórze, co do ich słuszności.
Diabeł rozluźnił się, wpatrując w nasłoneczniony skrawek brzoskwiniowej skóry.
- Umiesz liczyć, licz na siebie. – przyznał rację. – Ale gdybyś potrzebował pomocy, wiesz, gdzie mnie szukać.
- Nie potrzebuję wizytówki. – pokusił się o żart, wyobrażając sobie obkrojony na kształt płomienia kartonik z napisem: Jest
Ci zimno? Nie masz pieniędzy? Nie mogłeś lepiej trafić! Darmowe
ogniska, pokaz stosów i piekielna woda prosto ze wschodu, bardzo szybko
rozgrzeją atmosferę. Adres naszej miejscówki to minus pierwsze piętro.
Zapraszamy! Działamy całodobowo.”
- To zaszczyt rozmawiać z tobą, Synu Podziemi.
Lucyfer prychnął pogardliwie, wznosząc brwi w geście zrezygnowania.
-
Jestem demonem, jak każdy inny. Dbam o swych obywateli i jeżeli tylko
dzieje im się krzywda, reaguję. – mówił powoli, poważniejąc wraz z
kolejno wypowiedzianym wyrazem.
Silny
wiatr rzucił drzwiami, blokując dostęp przypadkowej widowni
przyczajonej przy futrynie. W tym samym momencie mag zdjął kaptur,
ukazując swą twarz.
-
Nie mogę dostać się do twojego świata. – wyznał, nie spuszczając go z
oczu. – Nie pozwolą mi na to oczy oraz rasa, dlatego nie... – umilkł,
obserwując otaczającą ich barierę. Rozejrzał się dookoła, a kiedy
ponownie utkwił wzrok w Lucyferze, dostrzegł na jego dłoni czarne pióro.
- Przepraszam, że tak bez ostrzeżenia, ale nikt, podkreślam, nikt nie może widzieć mych skrzydeł, przebywając poza światami nieba
i piekła, a ukrycie nas magią nie zadziała tutaj. – zwolnił ochronny
krąg, którego głównym celem było przechwycenie wzroku osobnika i
odciągnięcie go od tego, który rzucał czar. – To zapewni ci azyl, ale
musisz liczyć się z łowcami. – ostrzegł, kierując się w stronę
pobliskiego murku z oświetloną lampą, która kryła w sobie portal. W
końcu był tym, który daje światło, prawda? – Powodzenia, Kio. – uśmiechnął się pod nosem.
Mag zaśmiał się i kręcąc w niedowierzaniu głową, zakrył się ponownie. – Niezły jest. – mruknął, mocno zaciekawiony.
●●●☼●●●
Młoda dziewczyna tupała nogą, wściekając się niesłychanie.
- O mało nie straciłabym nosa! – narzekała, odsuwając się przezornie od drzwi.
- Trzeba go było nie wkładać tam, gdzie cię nie chcą. – moralizatorski ton tylko dolewał oliwy do ognia.
Trzeci osobnik, dostrzegając możliwość rychłej kłótni, natychmiast wtrącił się między towarzyszy, chcąc ich jakoś zająć.
- Przynajmniej Michael jest bezpieczny, a plan się powiódł.
Pomimo sypiących się z oczu iskier, oderwali się od siebie, przytakując.
- Racja. Wreszcie brat będzie miał trochę rozrywki. Baal się spisał.
Z chwilą wypowiedzianych słów ktoś popukał ich w ramię, wprowadzając w kompletne zdumienie.
- Panienka Mediusa wzywała?
Trójka
przyjaciół spojrzała na siebie, po czym rzuciła się do klamki, jednak
kiedy gorączkowo przeszukiwali wzrokiem najbliższą okolicę, nie
zauważyli żywej duszy.
- Chłopaki... Jeżeli to nie był Baal... To kto?
Hej,
OdpowiedzUsuńbardzo mnie zaciekawiło to opowiadnie, początek interesujący, bardzo wciągający...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały początek, bardzo mnie zaciekawiło, początek interesujący, wciągający...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały początek tej historii, bardzo mnie zaciekawiło... początek bardzo wciągający...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza