poniedziałek, 29 października 2012

26. Przestrzeń między magnesami.

08 maja 2011

Witam moje kochane Elfiątka po tak długiej przerwie! Co prawda jeszcze nie jestem na swoim komputerze, ale laptop brata jakoś daje radę. Co się stało, już pisałam. Trafiło w transformator (nie uziemiony przez elektrownię), więc chwała za to, że przynajmniej telewizor jest cały.

Stęskniłam się za Wami ;3

Dziś wypadają imieniny mojego taty, więc notkę zaczęłam pisać już wczoraj, aby dziś nie musieć się martwić, że nie dam rady ;D

Mam nadzieję, że Wam się spodoba... Po dwóch tygodniach nieobecności mogłam zapomnieć, jak się pisze xD

Odpowiedzi:

Violet;) - Nie wiem, czy odczytałaś xD *łasi się* Ostatnio tylko się łaszę XD Jakiś fetysz chyba... Może kiedyś byłam kotem... tiaa, chyba dachowcem XD   Postaram się na niedzielę xP Powinnam znaleźć trochę czasu i ruszyć tyłek, no! Ahh, ta własna mobilizacja xD

Star 1012 - Lu to prawdziwy cwaniaczek xD Korci go wszystko, co nieznane xD Kio to pół-elf, kotołak, Smoczy Książę, pół-demon, mag bojowy... i chyba tyle xD A, i anioł, oczywiście xD

Sonietta gdzieś nam zaginęła xD

Serdecznie witam Kanashii i Katamarę ^^ Nie pamiętam dokładnie, czy witałam Hauru, więc witam tak na zapas xD Ponownie miło mi widzieć Astrę. ;3

Kimże jest Naburmuszona? XD

Zielona Strefa

Bardzo dziękuję za życzenia Wielkanocne i te dotyczące trzymania kciuków za szybko powrót do komputera i Internetu ;3 Dzięki, że o mnie nie zapomnieliście =*
Wolne nam się kończy, więc trzeba powoli wracać do pracy/szkoły, dlatego życzę Wam, aby wszystkie zadania, jakie dostaniecie, udało się Wam rozwiązać bardzo szybko. NIECH MATURY I SESJE ZOSTANĄ ZDANE NA MAXA! xD

Dziękuję za komentarze i zapraszam do czytania ;3

PS: Powiadomię jutro ^^

----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mało kiedy zdarza się, aby władca kraju tak skrupulatnie badał przeszłość nowego gościa. Raz, że mogło się to odbić nieprzychylną opinią ze strony państwa, do którego należał przybysz, a dwa – Lucyfer znał już przecież maga, więc zdawał sobie sprawę z jego nieszkodliwych zamiarów. Po cóż więc była ta cała procedura?
- Tak, masz rację. Moje prawdziwe i pełne imię to Kamio et Mar. – mężczyzna pozwolił ustom na delikatny uśmiech, przypominając sobie sondę, jaką diabeł na nim przeprowadził, gdy spotkali się po raz pierwszy. Nie spodziewał się wtedy tak piekielnie dobrych umiejętności, które Lu niewątpliwie posiadał, wkradając się do jego myśli bez jakiegokolwiek znaku przebywania. – Nie widzę jednak powodów do zmartwień, czy niepokojów.
Niestety Książę nie był tego samego zdania i wydawał się być zły na sytuację, w której się znalazł. Odkąd wszedł do pomieszczenia, jego aura wirowała niespokojnie, wahając się między tym, co właściwe i słuszne a humanitarne i czysto przyjacielskie, choć sam rudzielec najwyraźniej powziął ostateczną decyzję.
- Mylisz się. – nie udało mu się ukryć nut rozczarowania w głosie. Sam był sobie winien. Zbyt wielka fascynacja nietypową istotą nie pozwalała mu przestać odkrywać informacji na jej temat, toteż prędko okazało się, że ciekawość to naprawdę pierwszy stopień do Piekła, a kto szuka, ten najczęściej coś znajduje, niestety czasem zgoła nie to, czego mu potrzeba.¹
 Takim sposobem Lucyfer pluł sobie w brodę ze swej gorliwości i teraz, zamiast cieszyć się z odwiedzin dorównującego mu siłą i magią mężczyzny zmuszony został – przez ostre rygory regulaminu – do natychmiastowego wysiedlenia tegoż osobnika.
Kio nie rozumiał, co się dzieje. Domyślił się, że to może mieć związek z jego rasą, ale czyż to nie Królestwo Piekielne przyjmowało wszystkich bez względu na pochodzenie, czy płeć? Nie było miejscem ostatecznym, wdzięcznym za każdą nową duszyczkę?
- Mylisz się. – powtórzył Książę, podchodząc bliżej łóżka. – Jesteś elfem.
Przysłuchujący się temu Michael spojrzał na spoczywającego obok przyjaciela, posyłając mu mocno zszokowane spojrzenie. O niczym takim nie został poinformowany, a z tego, co pamiętał, mag miał tylko i wyłącznie cechy anioła, więc skąd te przypuszczenia?
- Jestem elfem, ale nie jedynym tutaj, jak niewątpliwie zdążyłeś zauważyć. – pomimo, że Kamio mówił to do Lu, jego oczy wpatrywały się w blondyna.
On jeden powinien pojąć jego dotychczasowe losy bez wymówienia chociażby słowa i tak się rzeczywiście stało. Nim zdążył stanąć w jego obronie, mag złapał go na nadgarstek, w tej samej chwili żałując szybkiego ruchu. Gwałtowne reakcje kiedyś go zgubią, jeżeli nie będzie na siebie uważał.
Obolały jeszcze bark zapiekł żywym ogniem, wyrywając z tego gardła bolesne jęknięcie. Nie chciał tego okazywać i cały czas powtarzał sobie w głowie, że choćby ziemia się waliła, on nie pójdzie na łatwiznę, wymuszając litość i podarowanie czasu na regenerację. Najwyraźniej zapomniał o tym, otumaniony obcymi czarami leczniczymi, które nie wyparowały jeszcze z jego ciała. Przetrzymując falę bólu wczepił palce w zaognione teraz miejsce i przymknął oczy. Niemal natychmiast poczuł gładzącego go dłonie, które wysyłały w źródło męki przyjemnie chłodne prądy magii.
Po chwili Kio znów mógł skupić się na rozmowie, ówcześnie posyłając archaniołowi wdzięczne spojrzenie.
- Nie jestem tutaj przypadkowo, ale bądź pewny, Książę, że nie mam zamiaru Ci szkodzić. Bynajmniej poszukuję osoby, która jest mi przeznaczona. Pokonałem wiele tysięcy kilometrów, więc nie zakazuj mi dalszych działań.
Lucyfer wyglądał na nieugiętego, lecz w jego wnętrzu toczyła się piekielnie zażarta walka. To prawda, że ziemie jego ojca zamieszkiwało wiele istnień z rasy Kio, ale jak już kiedyś zauważył sam Książę – większość z nich podszywała się pod demony i utrudniała normalne egzystowanie pozostałych dusz. Wyrabiali złą opinię o Piekle i dokonywali wielu mordów na niewinnych, – o ile można tak mówić o osobach trafiających do tego miejsca – za których oczywiście obrywały diabły. Z tego powodu wprowadzono zakaz przyjmowania gatunku Szpiczastouchych, ograniczając się także do możliwości wiązania się jedynie z aniołami.²
- Przykro mi, Kio, ale reguły zabraniają pozyskiwania nowych istot z klasy elfiej. Zbyt wiele przez was wycierpieliśmy i...
- Wy? – głośne prychnięcie i gorycz w tym jednym słowie zmusiły rudzielca do przerwania swej wypowiedzi. – To nie ty, ani żaden demon nie zostaliście tak skrzywdzeni, tak dotkliwie... wyklęci jak ja! – nie opanował targającego nim wulkanu emocji, który od tak dawna tłumił w sobie. Musiał, po prostu musiał wykrzyczeć to, co leżało mu na sercu. – Bóg nie powiedział mi o tym, że mogłem zostać tym, kim jestem. Dopiero niedawno się o tym od niego dowiedziałem. Ja... ja nie powinienem być aniołem. – nie uszedł mu zdziwiony wyraz twarzy Michaela. – Kochałem cię, wiesz? Ale nie takie było nasze przeznaczenie. Wyruszyłem na poszukiwania siebie, a nie, jak wam wiadomo, wygnanie. Ja... mam w sobie kilka ras. Dwie już znacie. Moja matka była elfką, a ojciec diabłem, ale uprzedzając wasze pytanie od razu wyjaśnię, że go nie poznałem i poznać nie chcę. – zamyślił się, jak takie spotkanie mogłoby wyglądać, jednak czując wilgoć zbierającą się pod oczyma, potrząsnął głową, odganiając od siebie te myśli. – Ogromne pokłady energii, jakie we mnie drzemały, a które Stwórca tak pieczołowicie zablokował, zostały przez niego uwolnione, lecz zbyt szybko. Przez to dorobiłem się kolejnej fazy rozwoju magicznego i zostałem kotołakiem. – zastrzygł dodatkowymi uszami, wzbudzając delikatny uśmiech u Michaela, który pogładził go w tamtym miejscu. Kio należał do typowych sierściuchów, więc natychmiast zamruczał, wtulając głowę w mile drapiącą go dłoń. To jednak nie przeszkodziło mu w kontynuowaniu. – Ród mi podobnych dawał subtelne znaki, aluzje, że nie chce mieć ze mną nic do czynienia, więc odszedłem, póki się dało. – wyciszył głos, po raz enty przeklinając się w duszy za swą słabość. Mimo upływu czasu mówienie o tym ciągle przyprawiało go o smutek, toteż przypomniawszy sobie o czymś rozweselił się nieco. – Na szczęście nie byłem sam. – na wyjaśnienie odchylił okrywający go materiał, ukazując ciemny wzorek na klatce piersiowej. – To Feyth, moja smoczyca.
Na wzmiankę o kolejnej cesze Kamio, Książę wraz z archaniołem uchylili nieco usta, zastanawiając się nad jednym – jak wiele mag musiał posiadać energii i mocy, skoro aż tyle ras nie utrudniało mu normalnego bytowania? I ile jeszcze czekai ch niespodzianek, bo coś im się wydawało, że to nie koniec przygód mężczyzny.
Ten, widząc ich stan nie mógł się nie roześmiać, jednocześnie dopominając się u Michaela o ponowienie swych delikatnych ruchów na jego głowie.
- To chyba wszystko... Prócz tego, że ostatecznie znalazłem się w prawowitej ojczyźnie. Dopiero tam zaznałem szczęścia, lecz nie na długo. Okazało się bowiem, że znów muszę udać się w podróż. Tym razem nie z przyczyn prześladowań, a własnego losu, który na mnie czekał. Otóż... – zarumienił się. – Muszę odnaleźć drugą połówkę, a że wszystkie możliwe miejsca zostały przeze mnie pieczołowicie przekopane, zostało mi Piekło. Gdy się już tutaj znalazłem, natrafiłem na tego waszego kanibala...  Nadmienię, iż strasznie skromnego, co do swej osoby. – skrzywił się, kładąc kocie uszy po sobie w wyrazie zdenerwowania. – W taki sposób znalazłem się tutaj i nie mam zamiaru się stąd wynosić. Jak więc widzisz, Lu, nie jestem stu procentowym elfem. – zakończył, ukazując chłopcom dwa, nieco dłuższe kiełki. Uśmiech nieco zbladł, gdy Książę, zmrużywszy oczy zapytał go o pewną interesującą go kwestię.
- W takim razie musiałeś być także u mego brata, Nosferatu, prawda? – uważnie śledził zmianę mimiki twarzy mężczyzny.
Ten jednak szybko się opamiętał, rozleniwiając się.
- Owszem. Muszę przyznać, że jego pupilki są strasznie narwane i lubią zrywać się ze smyczy. Szkoda, że nie wiedziały, iż posiadam zdolności maga bojowego. – psotne iskierki poczęły na dwóch sztyletach lśniących w promieniach wpadającego do komnaty światła. – Nie ma to jak odziedziczenie po matce pewnych zdolności. – zaśmiał się, dając tym do zrozumienia, że pokonanie kilku wampirów nie sprawiło mu kłopotu.
Lucyfer postanowił podręczyć go jeszcze trochę.
- Oni, to co innego. – przerwał, nie wiedząc jak podjąć się wyartykułowania czegoś, co z trudem przechodziło mu przez gardło. – Nadal jest taki... napastliwy? – wykrztusił wreszcie, zaciskając mocno pięści. Kilka stuleci temu znakomicie się dogadywali, ale czas przyniósł zmiany, a wraz z nimi podwójną nieśmiertelność Nosferatu i jego fetysz na punkcie pożywiania się krwią i zabawianiem się młodymi chłopcami, których później przemieniał w swe liczne sługi. Ileż to jemu podobnych błagało o dostęp do Piekła, nie mogąc wytrzymać tortur ich stwórcy, który uważał, że dobra zabawa nie może obejść się bez bólu, który i tak zaleczą się szybko dzięki regeneracji. Niestety matka Lu i Nosferatu pogwałciła wszelkie możliwe prawa i nawet skore do grzeszków diabły nie wyobrażały sobie, aby ich krainę zamieszkiwały tak bezlitosne istoty.
- Tak... – spojrzenie maga wyraźnie spokorniało, umykając w bok. – Ale nie martw się... Skutecznie wyperswadowałem mu, że lepiej dla niego, aby się do mnie nie zbliżał. Poza tym krew zwierzęca podobno go postarza. – udał smutek, co pomogło w rozluźnieniu atmosfery.
Oh, tak. Kio bardzo przyda się w odświeżeniu monotematycznych rozmów.
Nie odzywający się od dłuższego czasu archanioł chrząknął cicho, zwracając na siebie uwagę.
- Nie chcę wam przerywać tej uroczej pogawędki, ale ja chyba będę rodził... – jego brzuch poruszał się wyraźnie. Chłopiec podtrzymywał go delikatnie, drugą ręką próbując odepchnąć się od łóżka, jednak silne skurcze wcale mu w tym nie pomagały.
Lu, jak to przyszły ojciec, który znalazł się w nietypowej i nie zaplanowanej chwili, zaczął panikować, jednak ogromnym opanowaniem wykazał się elf, przywołując Księcia do porządku.
- Przenieś go do swojej komnaty! Telepatycznie roześlę wici do Gabriela. Już on będzie wiedział, co należy robić. – w innej sytuacji roześmiałby się, patrząc na niezdecydowanie w oczach rudzielca, ale teraz pomyślał, że przydałaby mu się jakaś pałka do bejsbola. – Jeszcze tu jesteś?! – wrzasnął na niego.
Dopiero wtedy diabeł otrząsnął się z szoku, podkładając ręce pod kolana i plecy Michaela, nakazując mu spokój i oddychając wraz z nim z jednym rytmie, opuścił pomieszczenie.
- Co oni by beze mnie zrobili. – głębokie westchnięcie Kio pozostało bez odpowiedzi.
Tymczasem gdy Lucyfer siłował się z klamką od własnego pokoju, ktoś wybiegł zza zakrętu, spiesząc z jego stronę. Białe włosy oraz delikatny zarys jasnych piór wskazywały na Gabriela. I rzeczywiście, to był on. Otworzył drzwi przed chłopakami, wchodząc zaraz za nimi.
- Dawaj go tutaj. – polecił demonowi, ówcześnie wygładzając rozkopane posłanie na łożu. – Reszta zaraz powinna się zjawić z potrzebnym przyrządami i... – przygryzł wargę, gdy Michael wykrzywił się w bólu. – Podłóż mu poduszkę pod głowę... ale nie tak! – warknął, samemu zabierając się do działania. Odsunął archanioła, przewracając go na bok.  – Wiesz, jak wygląda nasz poród? No nie wiesz... – wymruczał. – Nie jesteś mi potrzebny, więc wyjdź.
- Nie! – morskooki zaprzeczył stanowczo, łapiąc diabła za rękę. – Zostań, proszę. – ciemne tęczówki ponawiały błaganie.
Książę spojrzał pytająco na Gabriela, ale ten wzruszył tylko ramionami, nakazując mu siedzenie w jednym miejscu i nie przeszkadzanie. Mężczyzna przysiadł więc obok Michaela, splatając z nim palce, które powoli odbierały mu normalne krążenie.
- Teraz na zawsze i na wieki.³ – wyszeptał, być może nie zdając sobie sprawy z istoty słów, które wypowiedział. Przysięga, jaką złożył stała się ostatecznością, zapieczętowaniem ich związku.
Do tej pory nie interesowały go sprawy tego typu wagi, gdyż był przekonany, że zwiąże się z kimś ze swej rasy, a więc to, czy rzeczywiście przeczytał o tej w pewnym sensie inkantacji, pozostanie niewyjaśnione.



A może jednak nie?


¹ John Ronald Reuel TolkienHobbit (Rozdział 4 Górą i dołem)
² Czyt.rozdział 23 (pogrubiona czcionka)
³ Przeczytajcie pierwsze litery we wszystkich rozdziałach tego opowiadania ;) Kilka zmieniłam, ale w większości to czysty przypadek. Jakoś tak niedawno to zauważyłam xD
Akemi (14:47)

2 komentarze:

  1. Hej,
    no i już Michael rodzi, to Lucyfer wypowiedział tą przysięgę, może jednak pozwoli mu zostać...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, Michael już rodzi... może pozwoli mu zostać...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń