poniedziałek, 29 października 2012

25. Przestrzeń między magnesami.

17 kwietnia 2011

Witam moje Elfiątka! xD Jakoś udało mi się przeżyć miniony tydzień, ale zapowiadają mi się dwa dni lekkiej masakry, ale... no ja nie dam rady? XDD Niedługo święta... a ja mam wolne od czwartku ;3 Nareszcie ogarnę pokój xDD A! Zapomniałabym! Mamy nową-starą postać - zajrzyjcie w postaci po lewej ;3

Odpowiedzi:

Violet;) - Mrrr, to pewnie, że chcę o nich przeczytać! Głównie to Twoja zasługa - w końcu wena i sama Ty pracujesz na własne opowiadania... ja co najwyżej szprycuję Cię demoralizowaniem XDD Mój adres... a wiesz, pisz na ksenia666@op.pl  (ah, cóż za demolizm xD), bo wtedy wreszcie będę miała po co tam zaglądać i Onet mi poczty nie zabierze XDD

Sonietta - Haha, w moim przypadku też by tak było - jak się takie dziecko może odnosić do własnego ojca-matki, prawda? I do tego deklarować chęć pofolgowania sobie z drugim tatą! Na szczęście zmieni się chłopak ;) Gdyby urodziły się bliźnięta, to jedno pewnie wdałoby się w Miśka, a tak... będzie mały miks z naznaczeniem na cechy Lu xD Dziękuję ;3 Piątka zawsze się przyda xD

Star1012 - Cechy anielskie uwydatnią się po urodzeniu dziecka... no i raczej w pierwszym/drugim etapie, choć i trzeci nie będzie specjalnie "Lucyferowaty" XD Dziś pokazuję jednak Kio, który pociągnie się jeszcze trochę, choć właśnie nie wiem, czy będzie jeszcze w następnej notce, czy też raczej wplotę coś innego, a dopiero później znów ukażę Kio... Hmm XD

Zielona Strefa

Czy Wy też tak macie, że ostatnimi czasy chcielibyście wyłącznie spać? XD

Ogłoszenie parafialne:

 Za tydzień notki nie będzie (24.04.) niestety. Obawiam się, że nie miałabym kiedy jej dodać ^^'

Obecny rozdział dedykuję Vergithii, która obchodzi dziś swoje urodziny ;3 Oraz moim rodzicom, którzy wczoraj mieli rocznicę ślubu, bratu, który ma dziś imieniny i... sobie, bo swoje miałam wczoraj xDDD

Dziękuję za liczne komentarze ;3

UWAGA - Dziś nie powiadamiam!

-------------------------------------------------------------------------------

Erich Fromm Człowiek tylko wówczas jest szczęśliwy, kiedy interesuje się tym, co tworzy.
Istnieje przesąd, że jeżeli śpimy na nowym, innym niż własne, łóżku, to sen, jaki nas najdzie spełni się w ciągu najbliższych tygodni.
Nikt jednak nie wymyślił, co może oznaczać czarna plama, która malowała się w umyśle pewnego, nieco poturbowanego maga. Być może zapowiadała ciężkie czasy? A może nakazywała zostać w obecnym miejscu i czekać na nową marę senną?
W dużym pokoju, który mieścił w sobie średniej wielkości szafę, łoże, stojak na broń białą oraz zdobione krzesło z czerwoną pufą, na jakiej spoczywał asortyment bitewny przykryty muślinowym materiałem, leżał powoli wybudzający się ze snu mężczyzna. Potarł policzek o jedną z poduszek, prawdopodobnie chcąc jeszcze przedłużyć drzemkę, lecz uprzytomniwszy sobie, że takowych wygód, jak spokojny, ożywczy sen nie miał od dawna, zerwał się na nogi, czy też odpowiedniej byłoby użyć słowa „próbował”. Bolesny ucisk usztywnionego barku dawał o sobie znać po każdym gwałtowniejszym ruchu. Jak się okazało – lewa noga także odmawiała posłuszeństwa oraz współpracy, dlatego jedyne, co pozostało owemu jegomościu, to wytężenie umysłu, który dopiero teraz odzywał się przytłumionym pulsowaniem.
Osoba ta należała do racjonalnie planujących wcześniejszy przebieg wydarzeń, więc nim pierwsza czarownica wystrzeliła snopem czerwonego światła, oznajmiając godzinę dziesiątą, mag przypomniał sobie wszystko, co miało miejsce dnia poprzedniego.
Opadając na poduszki pomyślał sobie, że lepiej trafić nie mógł, bo raz, że odnalazł tego, kogo szukał, a dwa – ta sama osoba ochroniła go przed łowcami, więc mógł liczyć na jakieś wsparcie, protektorat, czy też jak kto wili – immunitet.
Niebo już mu podziękowało, na Ziemi nie miał czego szukać, więc jedyną i ostatnią opcją pozostawało przeciwieństwo Krainy Niebieskiej.
Fakt, że nie miał zbyt dobrego wejścia, ale, jak to się mówi – nie ważne jak mężczyzna zaczyna, ważne jak kończy... A może chodziło o ogół, a nie tylko osobnika płci męskiej... Mniejsza o to – liczy się sens.
Zaraz za uzmysłowieniem sobie wszystkich potrzebnych informacji, w jakich skład wchodziła obecna lokalizacja, stan zdrowia i tymczasowe, ale jednak bezpieczeństwo, mag zamarł na moment, wstrzymując oddech. Zważając na rany podniósł się do siadu, rozglądając się uważnie, aby niczego nie przegapić. Zaczął odczuwać niepokój w związku z niezarejestrowaniem ważnego i cennego dla niego przedmiotu. Musiało minąć kilka minut, aby względny przypływ mocy – mocno skompresowanej – odwiódł go od przekonania o własnej ślepocie. Z miejsca odetchnął z ulgą, dotykając białego wzoru na klatce piersiowej, który schodził się ku jednemu z dwóch guziczków na jego ciele. Uwagę przykuł mu rozmazany kolor niewielkiej części tatuażu.
- Znów się przemęczasz, Feyth. – mruknął do siebie i opadając na poduszki, przymknął oczy. Regeneracja obydwojga musiała potrwać trochę dłużej, gdyż najwyraźniej pomocnica maga odrzuciła leczenie na rzecz swego pana i przyjaciela, spychając własne zdrowie na drugi plan.
Mężczyzna pogrążył się z myślach, wspominając, jak doszło do tego, że jest teraz tym, kim jest.
Odkąd opuścił Niebo wydawało mu się, że ręka boska jeszcze go dotknie. I nie mylił się.
Wystarczył jeden dzień, aby jego życie wywróciło się, pogmatwało, poplątało... i tak już zostało. Wiele razy zadawał sobie pytanie – dlaczego on – i w końcu ktoś się nad nim ulitował i opowiedział zasłyszaną legendę. Owy nieznajomy nie był jakimś potężnym władcą, ani bogatym królem, choć niejeden mógłby pozazdrościć tak świetnej gospodarności i szacunku ze strony ludu. Rzecz działa się na Ziemi, co mogło wydawać się dziwne, ale takowym nie było. Ot, przesądy i wierzenia ludzi miały w sobie ziarno prawdy, a w tym przypadku – chyba całą garść.
Kio, bo to o nim mowa, posiadał w sobie ogromne pokłady energii, których nie mógł – z wiadomych przyczyn – używać w Niebie. Jak by to wyglądało? Poza tym Królestwo Niebieskie nie potrzebowało hołubienia się własnym potencjałem, dlatego moce maga zostały w nim zapieczętowane. Niestety, długotrwałe ograniczenia mogły być bardzo niebezpieczne dla młodego anioła. Jak się później okazało mężczyzna miał dwie drogi wyboru – stać się skrzydlatym, albo tym, kim jest obecnie. Z racji przypadku przydzielono go do tej pierwszej grupy, skazując na późniejsze nieudogodnienia. Z tego powodu Bóg zdecydował się kontrolować Kio i jednocześnie szukać ewentualnych możliwości ratunku, które w rezultacie odnalazł. Bił się z myślami, czy należy uświadomić maga, co do jego rasy i wtedy niespodziewanie pojawił się Lucyfer wraz z zaczątkami na dobrego partnera Michaela. Jak było wiadomo, Kio także lgnął do blondyna, więc nakazanie mu pokory i odszukania szczęścia gdzie inaczej – czego Stwórca musiał być pewny, bo nie wysłałby mężczyzny na pewną niedolę i nieszczęście – było ułatwione.  Z czasem odblokowywał co poniektóre pieczęcie, martwiąc się możliwymi efektami ubocznymi. Tylko raz spróbował pospieszyć proceder, a uświadczył się w przekonaniu, że pośpiech nie popłaca. Przez to wydarzenie Kio otrzymał kolejny zalążek innej rasy, choć nie wydawał się tym faktem szczególnie oburzony. Ba! Kiedy Bóg wreszcie odważył się przyznać do wszystkiego, mag wykazał maksimum spokoju, przyjmując wszystko z kamienną twarzą i godząc się na swój los.
Ileż razy zdolności uzyskane przez niecierpliwość Stwórcy przyniosły mu ratunek? – nie był w stanie zliczyć. Wiedział tylko, że nie dałby sobie rady bez swojej Fey, gdyż to ona dodawała mu sił w walce. Tak, tak, Kio stał się Smoczym Księciem i to nie byle jakim, o czym przekonał się w krótkim czasie po dołączeniu do członków bractwa. Oczywiście tę informację zachował dla siebie, nie chcąc wszczynać niepotrzebnego zamętu, jaki najprawdopodobniej powstałby w wyniku jego decyzji, jaką podjął, a która została przyjęta z głośną dezaprobatą.
Nie znajdując zrozumienia wśród nowego ludu, postanowił go opuścić, póki mieszkańcy nie byli jeszcze zbyt srogo wobec niego nastawieni.
 Wygnany już z dwóch krain podążył do prawdziwej ojczyzny. To tam zaznał spokoju i po raz pierwszy od dłuższego czasu – miłości. Nie traktowano go gorzej, niż rodowitych mieszkańców, współczując mu tułaczki i pomagając na wszelkie sposoby. Nawet mała smoczyca, która po ostatnich wydarzeniach wolała się nie ujawniać, wreszcie odważyła się pokazać kilkutysięcznej społeczności – ku uciesze dzieci, które obchodziły się z nią ostrożnie, ale ich zabawom nie było końca, więc ruchliwa istota spała później jak kamień.
Na początku wszystko toczyło się normalnym torem. Dopiero z czasem ciało Kio zaczęło dziwnie reagować, drżeć i sprawiać wrażenie pulsującego wulkanu. Jednak to musiało się stać. Wszyscy mieszkańcy szczycili się posiadaniem specyficznego dodatku w postaci kocich uszu – i tylko ich. Nie było żadnego ogona, wąsików czy dłuższych kłów. Niewielką przemianę przeszły jedynie paznokcie, które nabrały ostrzejszego kształtu.
Ponadto matka Kio była potężną elfką-kapłanką, więc i syn odziedziczył po niej niektóre cechy. Trzeba przyznać, że mag był jedynym takim mieszańcem, który posiadał w sobie aż tyle ras. Niemniej one wszystkie uratowały mu życie, gdyż każda wymagała konkretnej mocy, a tej Kio miał aż w nadmiarze.
Kilka miesięcy przed spotkaniem z Lucyferem, Kio przeszedł poważną rozmowę z sędziwym rządcą wioski, jakiego liczne pokolenia posiadły wiedzę przyszłości.
Szczerze powiedziawszy mag obawiał się kolejnego odrzucenia, więc wyrażając swe podejrzenia został potężnie zrugany i uderzony w głowę.
- Gdybym mógł, przywiązałbym cię do posągu twej matki, ale nie taka jest przyszłość znakomitego wojownika, jakim się stałeś. – dało się zobaczyć wyraźne zasmucenie starszego, aczkolwiek nie wyglądającego na swoje lata wodza. – Musisz podążać za kolorem ognia, ale widzianego oczyma, nie duszą. Zamknięte powieki nie ukażą jego magii, dlatego uważnie obserwuj! – głos mu drżał, nie chcąc zgodzić się z wyrokiem przepowiedni. Przecież dopiero co go odzyskali, a już muszą oddawać… wydawać za kogoś innego. – U boku tej istoty zaznasz szczęścia, które nie sprzyjało ci przez wszystkie lata, jakie przeżyłeś... Ale obiecaj – policzki pokryły się wilgotnymi strumieniami – że nas odwiedzisz.
Wtedy Kio po raz pierwszy usłyszał tak gorliwe chęci przyjęcia go z powrotem – wręcz nakazujące. Zrozumiał, że dobrze zrobił odnajdując to miejsce i poprzysiągł samemu sobie na własne życie, iż prędzej zginie, aniżeli nie spełni prośby wodza, który był mu niczym ojciec, jakiego nie było mu dane poznać.
Lud płakał za nim, kiedy opuszczał bramy miasta. Oni naprawdę nie życzyli mu źle!
Tak właśnie potoczyły się jego losy. Od tamtej pory poszukiwał opisanego przez przywódcę osobnika, z czasem przestając zarzucać sobie wyłącznie płeć kobiecą. Fortuna bywa przewrotna, więc nie należało dać się jej przechytrzyć. Kio nie rozumiał jedynie kwestii o oczach...
Jak można kogoś nie widzieć, mając ukryty w nich dar, który namierzał magiczne przedmioty i istoty?
Być może będzie miał szansę sprawdzić to tutaj, w Piekle? Przecież ludność demonów i diabłów liczyła sobie kilka miliardów, a więc jest w czym wybierać. Ponadto kto, jak nie te stworzenia lubowały się w ogniu i czerwieni, prawda?
Kiedyś przypadkiem usłyszał, że w tych rejonach przebywa jego dawny przyjaciel, więc licząc na łut szczęścia, sądził, że zostanie szybciej odnaleziony przez niego, a nie skatowany z woli łowców.
Miał nadzieję, że uda mu się szybko załatwić tę kwestię, aby powrócić do niewątpliwie tęskniącej za nim wioski. Bez nich czuł się odrobinę niepewnie. To tam nauczył się sztuki fechtunku, czarowania i posiadał pozwolenia na wybuchy energii, jakie kumulowały się w Niebie. Nikt nie ganił go za zniszczone pole treningowe – po części i dlatego, że nigdy nie objawiała się w nim cecha lenia i nieroba, dlatego zepsute przyrządy od razu naprawiał, ucząc się w ten sposób przeciwieństwa niszczenia.
Trzeba przyznać, że wędrówka, jaką obecnie poniekąd zakończył, zabrała mu sporo sił, dlatego chwilę wypoczynku przyjął z istnym namaszczeniem i błogosławieństwem. W końcu smoczyca także przebyła wiele krain, które niekoniecznie służyły jej zdrowiu.
Aby móc się tutaj dostać, obydwoje przemierzyli kraje lodu, wody, bagien, burz i innych żywiołów, a skłonna do wyczerpania istota męczyła się niezmiernie. Za jej stan po części odpowiadał sam Kio, bo nawet najmniejsze jego urazy zostały od razu wyleczone. Z tego powodu zaczął na siebie bardzo uważać, aby troszczące się o niego zwierzątko nie musiało się aż tak wysilać.
Ponownie pogładził wyostrzającą się już część tatuażu, uśmiechając się do niego.
W tym samym czasie drzwi do zajmowanego przez niego pokoju otworzyły się delikatnie. Prawdopodobnie ten, który chciał zajrzeć do Kio, nie miał zamiaru go budzić, jednak zauważywszy, że mężczyzna już wstał, popchnął mocniej trzymaną w dłoni klamkę i szczerząc się od ucha do ucha dopadł łóżka Kio, obejmując go za szyję.
- Mikuś, słońce, dusisz mnie. – mag przeczesał jasne włosy przyjaciela, obserwując roziskrzone spojrzenie morskich tęczówek. – Sądząc po maślanych ślepiach i ogromnym rumieńcu, Lucyfer musiał się dobrze spisać. – skulił się, kiedy oberwał z pięści w głowę. – Pięknie, Mikuś! Bijesz leżącego! – pogroził mu, udając oburzenie.
Michael westchnął głęboko.
- Mogłeś dłużej spać... Zdecydowanie dłużej, Kio. – mruknął, siadając na brzegu legowiska.
W głębi serca cieszył się, że temu zwariowanemu chłopakowi nie stało się nic złego. Co prawda potrzebna była szybka interwencja najlepszych lekarzy Piekła, ale obyło się bez poważniejszych urazów. Od razu wyregulowano magiczne uszczerbki, więc Smoczy Książę był jak nowo narodzony.
- Raczej Kamio et Mar, prawda?
Chłopcy odwrócili się w stronę progu, w którym ze skrzyżowanymi ramionami stał Lu. Wyglądał na poważnego, więc i mina maga wyraźnie się zmieniła.
Akemi (18:31)

2 komentarze:

  1. Hej,
    kto jest przeznaczony Kio? a może chodzi o syna Lucyfera i Michaela? jak się okazuje Kio jest smoczym księciem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    cudnie, kto jest przeznaczony Kio? a może chodzi tutaj o syna Lucyfera i Michaela? Kio jest smoczym księciem jak się okazało...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń