10 kwietnia 2011
Witajcie Elfiątka! xD Muszę się Wam przyznać, że dzisiejszy rozdział był pod wielkim znakiem zapytania, bo dorwał mnie leń xD Ale to i dobrze, bo notka miała być uzupełniająca, ale mało zmieniająca w tekście i taki... mały gniotek został zrealizowany xD Nastrój był odpowiedni, hah xD Dzisiaj mogłabym nawet dać tytuł obok numeru notki - Rozmówki ojca z synem xD
Odpowiedzi:
Violet;) - Kochana Violet, która skomentowała jako pierwsza ;3 Dla mnie te niedziele przychodzą tak szybko, że nawet się nie obejrzę, a już jest ten dzień, a ja nie mam ani jednego zdania. Ba, zdania - wyrazu! I od razu jest panika, że nie zdążę xD Jeżeli kiedyś nie pojawi się notka to znak, że prawdopodobnie nie miałam pojęcia, co napisać xD
Star1012 - Dziecko urodzi się najprawdopodobniej za dwie lub trzy notki xP Zależy, jak mi się rozrośnie temat Kio... Być może zrobię tak, że napiszę 1 rozdział o nim, potem opowiem o narodzinach, a następnie pociągnę dalszą część o Kio xD Bo o nim to jednak chcę się rozpisać xD Pojawią się jeszcze 2 pary, ale ciii XD I... że tak powiem, jesteśmy w połowie opowiadania... chyba ^^'' Bo jeszcze sporo się nie wydarzyło xD
Sonietta - Jak napisałaś o wyjmowaniu słownika, to się przestraszyłam, że mnie złoisz za kiepską notkę xD Lu mdlejący podczas porodu... hy... hy... to niegłupi pomysł! xD Może połączę to jakoś z tym, że Lu będzie musiał siedzieć z Miśkiem, aby utrzymywać jego poziom mocy i kiedy już nie będzie potrzebny i dojdzie do końcówki porodu, zemdleje ... sam z siebie, z widoku, z napięcia XDD
Zielona Strefa.
Hah, przejęłam za koleżankę referat z historii Polski, bo ona była na konkursie recytatorskim... i dostałam 5 XD Hah, a miałam 2 dni na przygotowanie xD (normalnie ma się 2... ale tygodnie xD)
Bardzo dziękuję za liczne komentarze!!! ;3 Jest ich już ponad cztery i pół tysiąca! *___* Jesteście niesamowici ;3
Rozdział dedykuję Jess - z bloga Vergithii - z okazji jej urodzin ^^
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Zewsząd ogarniała
go ciemność. Jasne pasma włosów zasysała czerń, pochłaniając barwę.
Chłopak starał się przedrzeć przez gęstwinę namacalnej, wilgotnej mgły,
która wywoływała w nim dreszcze i chęć ucieczki od odrażającego dotyku.
Był sam – to wykrywały jego przeczucia, intuicja oraz znakomite
umiejętności wyszukiwawcze. Niemniej wiedział, że ten stan nie będzie
trwał zbyt długo...
Zbliżało się coś małego, ale wielkiego siłą.
Czym musiało być, skoro młodzieniec nie wiedział, czy dopasować je do kategorii osób lub rzeczy?
Nie ważny jednak gatunek – spotkanie wymusi walkę i to jest istotne.
Musi uciekać.
-
Dlaczego tu jestem? – jego głos odbił się echem wokół smolistej
przestrzeni, jakby dochodził z daleka i powracał z większym natężeniem,
zmuszając go do zatkania uszu. Na to pytanie nie umiał odpowiedzieć.
Przecież nie tak dawno leżał u boku istoty, którą obdarzył
najwspanialszym z ludzkich – i nie tylko – uczuć.
Myśli go nie raniły, więc nastawił się na wewnętrzną rozmówkę z samym sobą.
Wiadomości,
jakie przepływały przez jego głowę prześcigały się między sobą. Długo
trwały dyskusje, wyłuskiwanie wiadomości, jakich chłopak nauczył się w
szkole, do której musiał uczęszczać każdy nowy anioł.
Z
tego, co zdołał sobie przypomnieć, doszedł do wniosku iż znajduje się w
czyim śnie. Ta osoba musiała celowo go tutaj zwabić, ale nie mogła mieć
złych intencji, gdyż zaatakowałaby od razu, nie dając mu szans na
kontratak. Ponadto bliskość realna obydwojga nie powinna mieć więcej,
aniżeli kilka metrów, więc zostało niewielu, którzy mogliby tego
dokonać. W grę nie wchodziły niższej rangi diabły, gdyż te nie posiadały
wystarczających umiejętności przywoływania tak mocnego i wymagającego
wielu pokładów energii zaklęcia.
Rozmyślania
nad ewentualnymi agresorami, czy też raczej chętnymi do rozmowy, które
poprzedził osąd w kierunku Kio, pochłonęły chłopaka w całości.
- Udało ci się.
Michael
zamarł na moment, zaraz jednak reagując odskokiem i zgrabnym upadkiem
na dwie nogi, obracając swe ciało ku źródłu dźwięku, a jednak natrafił
na pustkę.
Nie
podobało mu się to, zwłaszcza, że sceneria nie uległa zmianie, a
kolejna próba wypowiedzenia jakiegokolwiek słowa zakończyła się tym
samym, co wcześniej.
Rozbawiony
chichot, który falami przesuwał się po niejakich ścianach czerni,
drażnił blondyna, rozpraszając go. Przysłaniając uszy rękoma, wykrzyczał
swoją dezaprobatę.
- Nie baw się, do cholery! – odczekał chwilę, aby nie narazić się na zwielokrotniony wrzask jego słów.
- Nieładnie mówić tak w obecności dzieci.
Oczom
archanioła ukazał się tak nieoczekiwany dla niego widok, że młodzieniec
zastygł w bezruchu, czując zamarzające mu chwilowo serce. Choć osoba
przed nim była wprawdzie kilkuletnim chłopcem, Michael od razu rozpoznał
w nim własnego syna.
- Ty jesteś... – tym razem dźwięki rozpłynęły się właściwie.
- Tak. Dobrze myślisz. Z łaski swojej, nie myśl tyle, bo można oszaleć.
Jakże dziwnie było słyszeć takie wyrazy z ust, co najwyżej czteroletniego szkraba!
Chłopiec
był naprawdę urodziwym dzieckiem o zlewających się z tłem włosach,
dużych, krwistych oczach i wystających, lekko kręconych różkach.
Archanioł dostrzegł szpiczaste uszy i nieznacznie, ale jednak ujawnione skrzydła przypominające smocze, a także znak odpowiadający specyficznym cechom, które ujawniają się na przyszłość.
- Co ja tutaj robię?
Malec
prychnął krótko. Ileż było w tym złości i niezadowolenia! Jakby
obwiniał się za coś i jednocześnie nie chciał przyznać do porażki.
-
Gdybym się pospieszył, to ty byłbyś panem tego mrocznego miejsca i
nigdy nie ujrzał światła dziennego, a tak... Zdążyłeś w ostatniej
chwili, więc moje życie należy do ciebie. – wypluł te słowa, krzywiąc
się przy nich. – Nie myśl sobie, że gdy mnie urodzisz, od razu stanę się
potulny i miły! – dodał z satysfakcją, przelatując obok Michaela.
Ten
z kolei, otrząsnąwszy się z niewątpliwego szoku, posłał mu subtelny
uśmiech. Owy gest wzmocnił czujność w dziecku, które poczuło się nieco
niepewnie.
-
Bądź tym, kim chcesz być. Nie mógłbym patrzeć na umieszczanie cię w
jakichś szablonach, ramach. Ja... – zająknął się. Trudno mu było o tym
mówić, zważywszy na jego pozycję w Niebie, a także samo to, że był i
jest aniołem. – Każdy rodzic dba o swoje dziecko i stara się mu pomagać
jak najlepiej. Nie zaręczam, że na wieczność dam ci wolną rękę, ale i ja
nie zawsze mogę decydować o swoich krokach w dalszym życiu.
Poniekąd
ta wymiana zdań nie należała do typowych i codziennych, ale bez
wątpienia była ważna. Kto wie? Może zadecyduje o czymś ważnym?
-
Przestań gadać takie głupoty. – chłopiec nie wyglądał na przekonanego.
Wręcz przeciwnie - miotał się i prychał, mrużąc wściekle oczy. – Gdybyś
mi nie przeszkodził, teraz zabawiałbym się z tym rudym.
Palce blondyna zacisnęły się w pięść, co zostało zauważone przez kłopotliwego diabła.
- I co? – zaśmiał się archaniołowi w twarz. – Uderzysz mnie?
Jak
świat, światem, Michael jeszcze nie miał do czynienia z tak krnąbrnym
kilkulatkiem. Oddychając głęboko, aby się uspokoić, zastosował
najsilniejszą broń, jaką w tej chwili posiadał.
- Poczekam, aż się urodzisz i ubiorę cię w różowe sukieneczki.
Błoniaste
skrzydełka przestały na chwilę przecinać powietrze, przez co malec o
mało nie zderzył się z… właściwie, to z czym? Morskooki czuł grunt pod
nogami, więc spotkanie z nim musiało wywoływać takie same reakcje, jak z
ziemią.
-
Nie zrobisz mi tego... – już nie był tak pewny siebie, jak wcześniej. –
A nawet jeśli, to zanim osiągnę pierwszy etap wiekowy nie zapamiętam
niczego, co stało się wcześniej.
-
Nie musisz. Jak coś ci założę, nie zdejmiesz tego... chyba, że wolisz
paradować w negliżu? – wiedział, że wygrał tą niewielką bitwę. Dobrze,
że As podszkolił go w kwestii rozwoju wiekowego dzieci, bo teraz
prawdopodobnie zbłaźniłby się przed własnym synem, gdyby go o to
zapytał.
Otóż
czasy niemowlęce określane były mianem wstępnych i najlepszych, gdyż
noworodki zawsze były grzeczne, urocze, mało płakały, a dużo się
uśmiechały. Ten stan miał wynagradzać długi i bolesny poród. Cały
proceder szybkiego rośnięcia dziecka trwał od pięciu do dziesięciu dni.
Następnie
rozpoczynał się pierwszy etap i trwał on zależnie od rodziców i ich
mocy, a także od właściwego odżywiania, dlatego najgorzej mieli
mieszańcy muszący się ukrywać. Wejście na drugi poziom kształtowało
myśli i przyszłość malców, którzy sami wybierali sobie cechy, które
bardziej im odpowiadały, a rolą rodzica było pilnowanie, aby skłonne do fantazji szkraby nie wykreowały się na berserka,
lalusia, czy też inne skrajne istoty. Ostatnia poprzeczka to krok przed
dorosłością. Po niej nie ma już skoków w latach, a magiczne osóbki
rosną własnym tempem, starzejąc się bardzo wolno. To tutaj pojawiał się
okres młodzieńczego buntu i wyrywania włosów z głów przez rodziców,
którzy najchętniej oddaliby swoje pociechy. Tak się jednak nigdy nie
przytrafiło.
- Wiesz, co, tatuśku? Może jest jeszcze szansa na pochłonięcie twojej duszy?
Michael zadrżał, widząc obserwujące go, drapieżne tęczówki.
- Nie sądzę. – a jednak głos mu się załamał, wywołując iście szatański uśmiech na twarzyczce chłopca.
- Ja wolę to... sprawdzić! – ruszył na niego, wyciągając przed siebie ręce.
Krzyk sprzeciwu ponownie rozbrzmiewał powielonym echem, a tymczasowo nieobecna mgła powróciła, oplatając wyrywające się ciało.
- Nie... Nie! NIE!!!
Morskooki
podniósł się do siadu, dysząc zawzięcie. Rozszerzone do bólu oczy
poraziło dzienne światło, a nagrzane policzki smagnął przyjemnie chłodny
wiatr.
W tym samym momencie, po prawej stronie archanioła coś zakotłowało się, odsunęło i upadło z jękiem na podłogę.
Mamrotanie
spod cienkiego materiału prześcieradła zostało początkowo zlekceważone,
ale nie na długo. Michael zreflektował się, wychylając zza brzegu łoża,
aby ujrzeć zaplątanego po samą szyję Księcia.
-
Lu! Co ty tu robisz? – zapytał, jednak widząc gromiące go spojrzenie i
przypominając sobie swój... sen, szybko pojął przebieg sytuacji. –
Przepraszam. – nie zdołał opanował cisnącego mu się na usta chichotu,
kiedy zmierzwione i sterczące kosmyki elektryzowały się, gdy kolejny
węzeł materiału przesunął się po nich. Kiedy wreszcie każda fałda
okrycia została zepchnięta z róg, blondyn ujął w dłonie policzki piwnookiego,
wyciskając na jego ustach przeciągły pocałunek. – Tak się cieszę, że
nic ci się nie stało, że udało mi się obudzić i… - opuszek palca
wylądował na jego wargach.
- Uspokój się i wyjaśnij, o co ci chodzi.
No tak, przecież Lucyfer o niczym nie wiedział i należało mu wszystko opowiedzieć, ale zanim do tego dojdzie...
- Wczoraj... Te słowa... Ja...
-
Też byłem zdziwiony. Archanioł i takie perwersje? – rudzielec zacmokał,
kręcąc głową w niedowierzaniu. – Teraz mam dowód na to, że życie w
celibacie to przeżytek i niepotrzebne męki. – wiedział, naprawdę
wiedział i czuł całym sobą, że Michael miał co innego na myśli, ale miał
też świadomość, że za wcześnie na takie uzewnętrznianie się. Jeszcze
sam nie był pewien, czy zechce wychowywać dziecko, a co dopiero mówić o
jakichś głębszych, czy jakichkolwiek emocjach, uczuciach względem
blondyna. – Już się nie mogę doczekać, kiedy spotkam Gabiego i mu o tym
powiem. – coś ścisnęło go za gardło, gdy ujrzał smutek i rozczarowanie
spoczywające na dnie morskich tęczówek.
-
Tylko spróbuj! – zamachnął się poduszką, w ostateczności poślizgując
się i lądując na torsie rudzielca. Michael wstrzymał oddech, nie
wykonując żadnego ruchu. Może gdyby nie przytoczona przez niego
sytuacja, która, jak chłopak się domyślił, została specjalnie przez
Lucyfera przeinaczona, teraz zaczęliby się całować, a tak... Wystarczyło
zwykłe „nie mówmy o tym... jeszcze nie”, albo „nie jestem gotowy”, czy
coś podobnego...
Książę
widząc, o co chodzi, sam postąpił krok do przodu. O dziwo nie reagował
spontanicznie, a wręcz zaplanował, zaaranżował początkowo niewinne
muśnięcie warg, które z czasem zaczęły się wzajemnie obejmować.
A w jego oczach widać było wszystkie uczucia.
A w jego sercu zapanował sztorm i... spokój.
Hej,
OdpowiedzUsuńten sen, to dziecko, czym jest jest straszne, a Michael powinien powiedzieć o tym śnie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńten sen, to dziecko, czym jest jest straszne, a Michael jednak powinien powiedzieć o tym śnie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia