niedziela, 2 stycznia 2022

3. Zaklęte usta

Hejka, hejka!

Znów poślizg - nieduży, ale jest. Jak tylko zaczęłam pisać, to końca nie było widać. xD Wydłużył się o całą stronę, a nawet półtorej, także... to chyba dobrze? xD

Cieszę się, że nie będzie Wam przeszkadzało przejęcie historii przez Collina. Jego doroślejsza wersja jest tak urocza... ale też nie bez przyczyny, co jest akurat smutne... No, jednak finalnie przecież nie mogę zostawić go w dołku i bez ukochanej osoby, prawda? xD

Na komentarze odpowiem tutaj, żebyście nie musiały wracać się nawet o dwie notki.
Basia - Hmm, dzieci Matta i Bena raczej się pojawią, ale nie w tej części. Muszą podrosnąć. xD Scott... ech... Powiem tak - znielubisz go jeszcze bardziej, ale spokojnie, ktoś mu przestawi nos. xD Bardzo dziękuję za życzenia. ;3

Aga - Oj tak, Alex i Collin nadają na podobnych falach, a już zwłaszcza pokaże się to w obecnym rozdziale. xD Flynn ma mocny atak, póki co mało skuteczny, ale taki jego urok... Zdobywca bez doświadczenia. xD Taki niociosany słupek. xD Dziękuję Ci pięknie za życzenia. Haha, zawstydzasz mnie, nooo! xDDD

W - Bardzo Ci dziękuję za te słowa. <3 Mocne wsparcie, naprawdę. Co do Flynna... stara się na swój kulawy sposób, ale to nie jest pora. W końcu książę ratuje swoją księżniczkę dopiero pod koniec bajki... xD Alex wygłupia się dzięki Collinowi. Normalnie były raczej spokojny, a tak nareszcie może poczuć się dzieckiem i nastolatkiem jednocześnie. xD Ślicznie dziękuję Ci za życzenia. ;3 Haha, w pracy byłoby krócej, gdyby nie to, że tuż przed zamknięciem zjechali ludzie... i trzeba było zostać. No ale w końcu dotarłam do domu. xD

Monika - Haha, dzięki. xD Świat Zmiennych bardzo mi przypadł do gustu. Chłopaki są przekochani i chcą współpracować *taak, patrzę złym okiem na parkę z poprzedniego opowiadania*. xDD Jeszcze zaskoczą. ;3
 
Lucy - Dziękuję po stokroć za życzenia i cieszę się, że nadal jesteś. ;3
 
Przy okazji życzę Wam, Kochane moje, Kochani moi, abyście ten Nowy Rok rozpoczęli i przeżywali jak najlepiej - z pompą lub spokojnie, na wariata lub poważniej, jak tylko chcecie. Po prostu bawcie się dobrze, pokonujcie trudności, zdobywajcie cele, spełniajcie marzenia, cieszcie się z bliskimi. No i abyście w kolejny rok wchodzili bez żadnych strat. Szczęśliwego Nowego 2022 Roku!!! 😘 🎉🎆

Nie przedłużając, zapraszam na trzeci rozdział Zaklętych ust. Przepraszam za błędy i życzę miłego czytania. ;3

PS: Nowy rozdział dodam w środę, żeby ten bez problemu przeczytali wszyscy, którzy są na bieżąco. xD


-----------------------------------------------------------------------------------------
 

Konfrontacje dawno nie widzianych znajomych, których ostatnie wspomnienie nie należy do najbardziej udanych, budzą różne emocje. Wszystko odżywa na nowo i w zależności od osób, ich charakteru i chowanej urazy, kolejne spotkanie może mieć różnoraki przebieg.

W przypadku Alexa i Dylana nie chodziło o jakąś wielką krzywdę. Jednak z uwagi na młody wiek – tych kilka lat wcześniej byli dziećmi, więc zrodzony między nimi konflikt wciąż wydawał im się ogromnym – obaj wzdrygnęli się, wykrzywiając usta w pełnym odrazy uśmiechu.

Trudno było nie stanąć po stronie obydwu. W przypadku Cartera, chłopak wciąż doskonale pamiętał kłótnię swojego ojca z rodzicami Zmiennego zająca, którzy siłą chcieli wżenić starszego syna w jego rodzinę. On miał wtedy szesnaście lat i nie spieszyło mu się do związku, a tym bardziej aranżowanego z góry i na całe życie. W jego rodzinie utarła się niejako tradycja posiadania partnera Alfy, aby obaj mogli dobrze poprowadzić swoje miasteczko. Dlatego jakaś Omega nie wchodziła w grę.

Być może, gdyby na tej jednej wizycie się skończyło, jego zdanie o Alexie byłoby neutralne, ale natarczywe wizyty Morganów skutecznie obrzydziły Dylanowi widok nieopierzonego, choć ładnego chłopaka.

Dlatego też teraz, stojąc przed nim w małej odległości, nie mógł pozbyć się tego lepkiego wrażenia niesmaku. Nie rozumiał natomiast, dlaczego Alex patrzy na niego w bardzo podobny sposób. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że dla chłopaka o tych bujnych, czerwonych włosach, ówczesna sytuacja też mogła być trudna, ale czy Omegi nie były do tego stworzone?

- Skąd to oburzone spojrzenie?

Dylan zamrugał, powracając ze wspomnień do teraźniejszości. Nawet nie wiedział, jak długo musiał wpatrywać się w nastolatka, ale najwyraźniej robił to w dosyć intensywny sposób. Nie zamierzał pozostawać biernym na jego zaczepkę.

- Patrzysz na mnie tak, jakbym wyrządził ci krzywdę. Nie przypominam sobie, aby doszło do czegoś takiego z mojej strony. – zupełnie ignorował obecność przyjaciela i stojącego obok Morgana drobnego chłopaka, którego nie znał. Pasował mu co prawda do opisów „wkurzającego krasnala”, jakimi zasypywał go Flynn, ale nie miał teraz zamiaru zaprzątać nim sobie głowy. A już zwłaszcza po tym, co usłyszał w odpowiedzi od Alexa.

- Może i miałem szorstkich rodziców z kontrowersyjnymi poglądami względem Omeg, ale nie sądziłem, że Wódz i jego syn, promujący się jako ci postępowi, będą równie ograniczeni, o ile nie bardziej. – Alexander nie zamierzał przerywać swojego wywodu nawet wtedy, gdy w turkusowych tęczówkach błysnęła złość. – Miałem wtedy dwanaście lat. Dwanaście, Dylan! – podniósł głos, podchodząc do blondyna na odległość jednego kroku. – A ty zgodziłeś się ze swoim ojcem, mówiąc, że nie tolerujesz handlu Omegami, a potomka możesz spłodzić z inną Alfą lub wynajmując surogatkę. W jednym zdaniu zdegradowałeś mnie do niegodnego towaru przetargowego i sprowadziłeś do roli odpłatnego inkubatora. Jak myślisz, czy dla dziecka takie słowa są czymś normalnym?

Carter zmniejszył dystans do chłopaka, czując złość kumulującą się w żyłach.

- W Stannard Omegi nie są traktowane jak podrzędni Zmienni. Szanujemy je. – niemal zazgrzytał zębami na cyniczny uśmieszek Morgana.

- Czy ty siebie słyszysz? A może masz problemy z pamięcią? Nie umniejszacie roli Omeg, owszem, ale tolerujecie parowanie się tylko ze sobą, między Alfami, jakbyśmy byli jakimś wybrakowanym elementem, słabym ogniwem. Obronić obronicie, ale to nie oznacza, że traktujecie nas równo, o wielki Wodzu z klapkami na oczach! – z chwilą wypowiedzianych słów dostrzegł, jak palce Dylana zwijają się w pięść. Nabyte umiejętności gimnastyczne wyrobiły w nim dosyć szybką reakcję obronną, co w połączeniu z refleksem sprawiło, że nie tylko uniknął ciosu, ale i sam zadał go prosto w brzuch chłopaka. Może i nie zrobił mu zbyt wielkiej szkody (tak naprawdę jego dłoń pulsowała mu tępym bólem, podczas gdy Dylan tylko nieco się skrzywił), ale i tak poczuł się jak bohater. Do czasu, aż stojący spokojnie Flynn nie rzucił się w jego kierunku.

Zaskoczony Dylan w pierwszej chwili zaniemówił, doznając mieszanki podziwu dla odwagi chłopaka i niedowierzania nad podniesieniem ręki na Wodza. Na szczęście w porę zorientował się, co zamierza zrobić Flynn, więc zablokował go wyciągniętym ramieniem, odgradzając go od Alexa odciąganego w tył przez Collina.

Trudno było mu się zgodzić ze słowami chłopaka, bo on zupełnie inaczej widział całą sytuację. Prawdą było jednak to, że znał tylko obraz nakreślony z perspektywy Alf. Z góry przyjmował, że chronienie Omeg przed przymusowymi związkami rozwiązuje ich problemy, ale nie brał pod uwagę tego, że tym samym w dużym stopniu wykluczano je ze społeczeństwa. Nie było to oczywiście regułą, a nawet zdarzały się przypadki małżeństw dwóch grup… Jednak partnerzy byli wnikliwie i długo obserwowani. Jego ojcu przyświecała idea wyeliminowania opcji związków opartych na wysługiwaniu się Omegami, a także oddawaniu się za pieniądze. I to był naprawdę szczytny cel… Tylko czy słusznym była ta przesadna podejrzliwość i uważanie za jedynie słuszne rozwiązanie łączenie Alf i Bet w główne pary?

Mały trybik zazgrzytał nieprzyjemnie, uwierając Dylana niepewnymi myślami i wątpliwościami.

Tymczasem Alex nie zamierzał poprzestawać na fizycznym ataku. Zawziął się, mogąc wreszcie wyrzucić z siebie wszystko, co kumulował od tamtego czasu.

- Wysłaliście mnie do sierocińca, separując od rodziny. Mojego małego brata potraktowaliście jak zbrodniarza, zdając na łaskę innego miasteczka. – Na wspomnienie o kilkulatku, z oczu Alexa wypłynęły dwie, duże łzy. – Czy choć raz zainteresowałeś się, co się z nim stało? Urodził się w Stannard, jest obywatelem twojego miasta, ale ciebie nie obchodzi jego los, bo mierzysz go miarą czynu, którego dokonał mój ojciec. – Za wszelką cenę starał się wyszarpać z uścisku Collina, ale chłopak miał niesłychanie kleszczowy uścisk, owijając ramiona wokół jego własnych i klatki piersiowej. Nawet przewyższając go wzrostem, Alex niewiele był w stanie zrobić, więc skłonił się nieco, pozwalając na to, by długie włosy opadły mu na twarz. – Ja jestem dorosłą Omegą i jakoś sobie poradzę, ale co jeśli mój brat również nią jest? Twoje prawo zakazuje handlu, ale czy możesz spojrzeć mi w twarz i zapewnić, że mój brat jest bezpieczny?

Jeszcze nigdy w swoim życiu Dylan nie poczuł tak namacalnego bólu od drugiej osoby. Miał wrażenie, że to jego serce ktoś mocno ścisnął w dłoni, pogłaśniając powolne, zamierające uderzenia. Zamarzał od środka, patrząc na osuwającego się Alexa, który drżał w płaczu jak dziecko. Wyglądał przy tym tak samotnie. Nawet stojący nad nim Collin głaszczący go po plecach wydawał się być mało znaczącym punktem, niewielkim plastrem niezdolnym do zabandażowania ran chłopaka.

W oczach Dylana klęczący na podłodze Alex sam był taką otwartą raną. Chciał do niego podejść, położyć dłoń na ramieniu, ale jego rozsądek mocno się buntował. W ostateczności nie zrobił nic, by pocieszyć chłopaka. Zresztą, jak niby miałoby to wyglądać? Może i nie miał rodzeństwa, ale gdyby był na miejscu nastolatka, a los Flynna byłby mu nieznany, oszalałby. Nie należał do osób wylewnych i wiele trzymał w sobie, lecz kwestie rodziny i przyjaciół zawsze miały u niego status priorytetowy.

Żył w rodzinie, która wpoiła mu zasadę parowania się z Alfami i nie roztrząsał tej sprawy aż do tej chwili. Wciąż nie widział, by poglądy jego ojca uwłaczały Omegom, choć pewne ziarno niepewności dotyczące odsuwania ich od podejmowania decyzji zostało zasiane. Może faktycznie pochopnym było roztaczanie nad nimi zbyt opiekuńczego klosza? Z drugiej strony, gdyby nie środki, jakie podjęto w sprawie Alexa – zmiana jego feromonów, nadanie innego nazwiska – prawdopodobnie jego dzieciństwo nie byłoby zbyt kolorowe. Nie zamierzał dłużej z nim dyskutować. Powoli odwrócił się do niego tyłem i ruszył w głąb korytarza z towarzyszącym mu Flynnem.

Tymczasem Alex niespiesznie dochodził do siebie, tłumiąc rękawem głęboki szloch. Dylan był dla niego niebezpiecznym osobnikiem. W jego pobliżu uruchamiały się w nastolatku wszystkie wspomnienia i smutki, które siedziały głęboko, załatane w prowizoryczny sposób.

Użyczył Collinowi resztek sił, które pochłonęła rozmowa z Dylanem, po czym wyprostował się, odgarniając na tył splątane włosy.

- Widzisz? – zwrócił się do przyjaciela w dosyć niezrozumiały sposób, więc rozwinął swoją myśl. – Mogę się założyć, że według niego tylko dzięki sprytowi Alf udało mi się przeżyć w sierocińcu bez wyzwisk i wytykania palcami. – z ulgą przyjął od chłopaka otwarte opakowanie po chusteczkach, zabierając jedną z nich, rumiankową. – Nie dociera do niego prosta oczywistość. Abym był bezpieczny, zrobiono ze mnie Betę na jakiś czas. Może i w jego oczach przedstawia się to jako środek zapobiegawczy i uratowanie Omegi, ale ta Omega najpierw musiała przestać być sobą, bo najwyraźniej inni mieliby problem. – Ostre, przenikliwe spojrzenie utkwił w miejscu, gdzie do niedawna przebywał Dylan. – Więc niech nie chrzani, że jego stado szanuje Omegi.

Collin był więcej niż zmieszany. Do tej pory to on opowiadał o sobie, mając w Alexie wiernego słuchacza. Teraz, zamieniając się z nim rolami, czuł się jak idiota. Jego problemy zdawały się maleć z każdym wypowiedzianym przez Morgana słowem. Nie rozumiał jednak, czemu chłopak nie wygarnął wszystkiego tamtemu Wodzowi. Przecież był na wygranej pozycji.

- Bo mi nie zależy na jego opinii. Niech dalej żyje w swojej złotej klatce. – Alex delikatnie uśmiechnął się, gdy wyraźnie zmartwiony przyjaciel zaczął mówić coś cicho do siebie. Ostatnie dwa zdania zdołał całkiem dobrze zrozumieć, więc odpowiedział na nie, pewny tego, że zaskoczy Collina.

I nie mylił się.

Brunet wyglądał na skruszonego, przestępując z nogi na nogę. Zmęczenie meczem, przełomowe wiadomości w sprawie przyjaciela i drżące z zimna ramiona nie zdołały zająć go nawet na sekundę, gdy stojąc w obliczu nowych informacji miał ochotę zerwać się z lekcji i wypytać o więcej szczegółów.

- Chcesz o tym pogadać? – zapytał ostrożnie, odkręcając butelkę wody, którą dostał od Flynna. Nie był przekonany, czy chłopak się zgodzi, bo nie wyglądał na przekonanego.

Do tej pory Alex zwierzył się tylko Calebowi i Liamowi ze swojej przeszłości. Był im wdzięczny za wyrozumiałość i słowa wsparcia, ale tych kilka tygodni z Collinem uświadomiło mu, że choć jeden i drugi Sly byli w podobnym do niego wieku, to traktowali jego sprawę bardzo poważnie i spokojnie, a on chyba potrzebował wyładowania emocji i takiej nastoletniej „dramaturgii”. Nie chodziło o użalanie się nad sobą. Po prostu czuł, że Collin… może jakoś inaczej go zrozumie? Dlatego zgodził się na jego propozycję.

- Idź się przebrać, a ja zawiadomię Liama, że będę później.

- Powiedz mu, że podwiozę cię do domu. – Collin niemal podskakiwał, biegnąc w stronę szatni. Tuż przed zakrętem odwrócił się jeszcze na chwilę. – Poczekaj na mnie przy bibliotece!

Pół godziny później dojeżdżali czerwoną Dacią Duster do niedużego jasnoszarego domu porośniętego bluszczem. Podwórze wyglądało równie niepozornie, ale tak naprawdę rodzina Collina była tą bardziej zamożną, lecz nie obnoszącą się z tym. Z boku mogło wydawać się, że gospodarze, czyli mama Trey'a oraz jej rodzice po prostu dbają o swoje domostwo, gustownie je upiększając. Na Alexie największe wrażenie zrobiła drewniana studnia wykonana w bardzo drobiazgowy sposób. Od bruneta dowiedział się, że dziadek chłopaka zamówił ją na specjalną prośbę od Wodza Westmore.

- A tam – Collin wskazał na okno balkonowe wmontowane na poddaszu – jest moje królestwo.

 Prosto od drzwi weszli do obszernego salonu. Nad ustawionym w kącie narożnikiem wisiały liczne zdjęcia rodzinne i kilka dyplomów Collina. Po lewej znajdowały się białe, oszklone od góry drzwi, ale nie trzeba było ich otwierać, by wiedzieć, co się za nimi kryje. Szeroki zaokrąglony otwór w ścianie dawał doskonały widok na sprzęty kuchenne, a krzątająca się tam kobieta ubrana w kraciasty, szaro-biały fartuszek właśnie wkładała pieczeń do piekarnika. Alex przywitał się z nią, posyłając swój promienny uśmiech. Krótka rozmowa, jaką odbył z panią domu, zaowocowała podaniem mu talerza z zupą rybną, którą uwielbiał.

- Mam wrażenie, że moja mama zacznie robić dla nas zapasy jedzenia na kilka dni. – widząc u chłopaka minę pełną niezrozumienia, przystanął przy drewnianych schodach prowadzących na poddasze. – Raczej nie widziała, abym przyprowadzał tu kogokolwiek od czasu – zamyślił się, przystając w połowie drogi – gdy chodziłem do podstawówki. – Kilka kroków później wszedł na piętro, kierując się w prawo. Alexowi wskazał na jedne z drzwi, samemu idąc w przeciwnym kierunku. – Wchodź jak do siebie. Przyniosę nam jakiś stolik, żebyś mógł spokojnie zjeść.

Alex miał okazję rozejrzeć się po pokoju przyjaciela – Collin stawał się dla niego coraz bliższy. Ściany wyłożone połówkami grubych belek robiły wrażenie, a jednocześnie stwarzały przytulny klimat. Naprzeciwko wejścia było okno, za którym znajdowała się balustrada. Łatwo można było dostrzec zwisającą z niej pościel Collina. Po obydwu stronach parapetu ustawione były dwie duże szafy w kolorze białym i ciemnozielonym. Oprócz tych mebli, w pokoju stała jeszcze złożona kanapa przesunięta pod okno w taki sposób, by można było swobodnie przejść na balkon, a także jedno krzesło obite zamszowym materiałem oraz solidny, ciemny kufer, na którym ustawiono lampę z abażurem. Powyżej zawieszono zdjęcie w złotej ramce, przedstawiające kobietę, którą poznał na dole, dwójkę starszych ludzi – zapewne dziadków Collina a także mężczyznę o kruczoczarnych włosach, który obejmował bruneta. Uderzające podobieństwo między tymi ostatnimi sprawiło, że Alex domyślił się, kto jest na zdjęciu. Nawet podszedł bliżej, by upewnić się, co do swoich przypuszczeń.

- To mój tata. – wchodzący do pokoju Collin trzymał w mocnym uścisku metrowy stolik ze szklanym blatem, po chwili stawiając go równolegle do kanapy. – Był stolarzem amatorem i ta skrzynia to jego dzieło. Trzymam w niej wszystkie medale i nagrody z konkursów siatkówki. – Na potwierdzenie swoich słów odchylił wieko do góry. – Jestem jedynakiem, więc traktował mnie naprawdę wyjątkowo, ale ty wspominałeś coś o tym, że masz brata. – Choć smutek, który pojawił się w jego oczach na wspomnienie o rodzicu, ścisnął mu na moment gardło, nie pozwolił sobie na rozgrzebywanie starych ran.

Alex zmieszał się nieco, siadając wygodnie. Początkowo planował przedłużyć rozmowę i wyłgać się jedzeniem posiłku, ale ostatecznie dał sobie z tym spokój.

- Tak, Charlie obecnie ma około dziewięć lat. – uniósł nieznacznie głowię, aby spojrzeć na Collina. – Wiesz, o co chodzi z moją rodziną, prawda?

Chłopak wzruszył ramionami, siadając obok przyjaciela. Owszem, słyszał o nim wiele, ale nie zamierzał go oceniać, ani tym bardziej uważać za pewnik wszystko, co mówili inni.

- Jakiś taki ogólny zarys mam, a co?

Kąciki ust Morgana uniosły się nieznacznie.

- Mój ojciec był samotnym, czarnym Wilkiem. W przypadku tych Zmiennych, tylko stado jest w stanie zapewnić bezpieczeństwo. Poza tym pojedynczy osobnik to raczej rzadkość, a wynika to raczej z jego winy. W każdej rodzinie znajdzie się taka czarna owca. – uśmiechnął się, widząc, że takie porównanie rozbawiło Collina. – Tata jest cholerykiem. Może budować modele statków i oddzielać ziarna piasku od siebie, ale w kontaktach z ludźmi musi być tak, jak on zechce, bo inaczej praktycznie wpada w szał. Mama dobrze radziła sobie z jego humorami. W końcu to Zmienna zająca… urodzona oaza spokoju. Po zdarzeniach z tamą – wzdrygnął się na samo wspomnienie – przekonała go, że nie będę zbyt użyteczny, a już zwłaszcza, gdy Wodzowie wioski, do której ich zesłano, nie spuszczą z nich wzroku. – Dopiero długie rozmowy z Liamem zdołały mu to uzmysłowić. Przynajmniej mógł podejrzewać, że jego matka zadbała o to, by mógł żyć bez piętna wygnańca. Nie mogła mieć wpływu na zachowania innych, którzy wytykali do palcami, ale przynajmniej nie był kontrolowany. – Mój brat był zbyt mały, by mógł trafić ze mną do sierocińca… choć tak naprawdę wydaje mi się, że ojciec Dylana okazał łaskę w tym względzie i pozwolił jej wychowywać Charliego.

Collin przysiadł na swoich piętach, odwracając się przodem do Alexa.

- Nie widziałeś go od tamtej pory?

Stanowcze zaprzeczenie i zaciśnięte w wąską linie usta dawały jednoznaczną odpowiedź.

- Też jesteś Omegą, Collin. Może jeszcze nie do końca wykształciły się u nas instynkty macierzyńskie, ale gdybyś miał rodzeństwo, które wyjechałoby na kilka lat z mocno nieodpowiedzialnymi dorosłymi, uwierzyłbyś, że wszystko jest w porządku tylko dlatego, że opiekują się nim jego rodzice?

To pytanie było bardzo trudne i Collin czuł jego ciężar. Długo zastanawiał się nad odpowiedzią, skubiąc frędzle poduszki, którą trzymał na kolanach.

- Myślę, że w tamtej wiosce raczej mają na uwadze dobro niewinnego dziecka, ale z drugiej strony ojciec Dylana był tym, który zrzucił na nich całą odpowiedzialność. Rozsądnie byłoby, gdyby zainteresował się tematem i udostępniał ci wiedzę na temat brata. Przecież to nie zbrodnia.

W tym momencie Alex jeszcze bardziej upewnił się w przekonaniu, że rozmowa z Collinem była świetną decyzją. Nie pamiętał już, ile razy zwracał się z prośbą do Wodza Stannard, aby powiedział mu, co wie o Charliem. Każda z tych prób kończyła się rzucaniem grochu o ścianę i zdawkowym komentarzem, by nie robił zbędnego szumu, chcąc wprawić w zakłopotanie uprzejmych Przywódców, którzy przyjęli pod swoje skrzydła jego rodzinę. A niby skąd on miał pewność, kim byli ci „uprzejmi” Zmienni, skoro nigdy ich nie poznał?

- Alex? – Collin poklepał chłopaka po kolanie, dostrzegając, że ten mocno się zamyślił. – Pamiętasz tego chłopaka z naszej klasy, któremu jakiś czas temu prawie przyłożyłeś pod szkołą?

O, doskonale pamiętał. Kolejna po Flynn’ie znakomita persona z buntowniczym charakterem. Od farbowanego blondyna różniło go jednak bardziej agresywne zachowanie. No i nie widział, by Flynn zaczepiał młodsze roczniki, a już tym bardziej dzieci.

- Mówisz o tym, który szarpał za ramię tego małego chłopca, który płakał? – upewnił się.

- Tak. On jest ojcem tego dziecka. Podobno zaliczył wpadkę z dziewczyną z East Haven, koleżanką swojej siostry i póki co odgrywają rodzinę. Może nie jest to sytuacja jeden do jednego z tym, przez co ty przechodzisz, ale nasi Przywódcy zainteresowali się tematem i przynajmniej dwa razy w tygodniu wysyłają kogoś z Opieki Społecznej, aby sprawdził, czy wszystko jest w porządku. Nawiązali też współpracę z rodzinnym miasteczkiem tamtej dziewczyny. Dlatego uważam, że wystarczy chcieć. Przecież nie masz zamiaru porywać brata, a karanie cię za to, że jesteś Omegą, którą ojciec chciał wcisnąć w ręce „bogatego” synusia Wodza, podchodzi pod jakiś skrajny idiotyzm.

Jedyną reakcją ze strony Alexa było przysunięcie się do przyjaciela i oparcie głowy na jego ramieniu. Czuł, że napływają do niego nowe siły i był wdzięczny Collinowi za każde słowo wsparcia. Nie podda się i choćby miał siłą wedrzeć się do Stannard pod groźbą karalną, spotka się z ojcem Dylana i wygarnie mu wszystko prosto w oczy.

~ o ~

Dokładnie tydzień później Alex był całkiem przekonany co do tego, że nawet piesza wędrówka nie odwiedzie go od jego planu. Mało tego, los mu sprzyjał, bo Dylan wciąż pozostawał w Newark. Nie miał pojęcia, jaki był powód tej długie wizyty, ale skoro Carter ma tutaj zajęcie, nikt nie oskarży Alexa o to, że jego wizyta w Stannard spowodowana jest samozwańczą próbą podjęcia tematu zaczętego przez jego ojca.

Mhm, jakby kiedykolwiek miał zamiar tknąć tego grubiańskiego Niedźwiedzia! Dobre sobie. Mało tego. Wręcz starał się go unikać, by nie dawać innym powodów do tego, by jeszcze bardziej go wyśmiewano.

Dlatego po kilku dniach zgrabnych dywersji niemal do perfekcji opanował wyczuwanie aury Dylana, w porę unikając z nim konfrontacji. Dziwiło go to, że chłopak tak często pojawiał się w zasięgu jego wzroku, ale w końcu szkoła nie była duża.

Popołudniowe zajęcia nareszcie dobiegły końca i ostatni uczniowie wypełnili niewielki dziedziniec, w mniejszym lub większym tempie opuszczając teren szkoły. Alex wraz z Collinem byli jednymi z ostatnich, wzajemnie wspierając się w ubolewaniu nad trudnym testem, który właśnie napisali.

- Myślisz, że tym razem poprawki będzie można zaliczyć na tych dodatkowych zajęciach? Nikt nie radzi sobie najlepiej z tym tematem. – Czerwone włosy Alexa pięknie błyszczały w promieniach zachodzącego słońca. Pod odpowiednim kątem miało się wrażenie, że niektóre pasma płoną żywym ogniem. Chłopak poprawił opadający mu z ramienia plecak. – Widzisz, mówiłem ci, że w piętnastym miało być A i tu masz dowód – wskazał palcem na fragment książki, którą Collin trzymał w dłoniach, pastwiąc się nad nią, jakby była źródłem jego problemów.

Obaj byli mocno zaangażowani w wyszukiwanie odpowiedzi zawartych w podręczniku, ignorując wzdychających z rozpaczą kolegów. Niektórzy kazali im przestać się torturować, ale oni woleli się nie łudzić. Dlatego, gdy po raz kolejny Alex usłyszał swoje imię wypowiedziane przez jakiś męski głos, machnął tylko ręką, aby mu nie przeszkadzać. Sytuacja powtórzyła się raz jeszcze z tą różnicą, że ten ktoś złapał go za przegub, ciągnąc w swoją stronę.

Zaskoczony Alex uniósł wzrok znad zapisanej drobnym druczkiem kartki, krzyżując spojrzenie z lodowym, szaro-niebieskim odcieniem oczu. Zupełnie nie spodziewał się spotkać Dylana o tej porze i teraz przeklinał się za swoją nierozwagę. Głos uwiązł mu w gardle, gdy chciał zapytać, czego chłopak od niego chce. Na szczęście Collin nie miał z tym problemu i wyręczył przyjaciela.

Dylan nawet nie spojrzał na niskiego bruneta, który nadpobudliwym, poszczekującym komentarzem przypominał mu ujadającą chihuahuę. W trzymaną dłoń Alexa wsunął szaro-burą, cienką teczkę i odsunął się, gdy chłopak zacisnął na niej palce.

- To jedyny raz, kiedy robię coś takiego. Zapamiętaj to sobie. – Pozwolił sobie raz jeszcze spojrzeć w tak niezwykłe, fiołkowe oczy Alexa i odwrócił się w stronę czekającego na niego Flynna, znikając za zakrętem.

Zdezorientowany Alex tępo wpatrywał się w trzymany w dłoniach przedmiot. Nie, żeby nie był ciekawy, co Dylan mu podarował, ale z drugiej strony podejrzliwość nakazywała mu to wyrzucić. I może nawet by to zrobił, ale słowa chłopaka nie dawały mu spokoju. Co takiego mogła zawierać ta teczka?

Z mocno bijącym sercem odchylił pierwszą stronę i pierwszym, co zobaczył, było zdjęcie. Ale nie jakieś zwyczajne, przedstawiające krajobraz, o nie. Fotografia nie była ekstra wyraźna, lecz łatwo dało się dostrzec kontury niewysokiej postaci ubranej w ciemny mundurek. Alex gorączkowo chwycił ją w dłoń i dostrzegł, że pod nią znajdują się kolejne, które przykrywają kilka kartek papieru zapisanych ładnym, równym pismem.

Charlie Morgan, lat 9. Dobrze uczący się, wysportowany, nieco zadziorny chłopiec. Jasnoróżowe włosy to ewidentna cecha odziedziczona po matce, podobnie jak w przypadku starszego brata, Alexandra. Sto czterdzieści trzy centymetry wzrostu, szczupła sylwetka.

To był tylko kawałek z całości, którą Alex niemal zgniatał w kurczowym uścisku. Na jednym z ostatnich zdjęć fotograf uchwycił twarz uśmiechającego się chłopca. Zawijające się, jasnoczerwone włosy nie sposób było pomylić z nikim innym. Alex właśnie patrzył na swojego brata. Gdy zaraz po tej rewelacji dotarło do niego, kim był rzeczony fotograf, wybiegł na chodnik, nie oglądając się na nawołującego go Collina. Oddalająca się już postać była w tym momencie najważniejszą osobą. Na szczęście świetnie biegał i zrównanie się z Dylanem nie zajęło mu więcej, niż dziesięć sekund. Z lekkim wahaniem dotknął jego ramienia, obchodząc go w taki sposób, by stanąć przed nim. Wzbierające w oczach łzy utrudniły mu stwierdzenie tego, czy chłopak jest zadowolony z takiego dotyku, ale był zbyt wdzięczny i wzruszony, by przejmować się takimi rzeczami. Ledwie panował nad zaciskającą się krtanią, ale musiał to powiedzieć.

- Nie wiem, dlaczego to zrobiłeś, ale nigdy ci tego nie zapomnę. – gdy pierwsza łza znalazła ujście i spłynęła po policzku, z zapartym tchem obserwował rękę Dylana, która uniosła się na wysokość jego twarzy. Po chwili poczuł delikatny dotyk szerokiego kciuka, który nieudolnie starł bezbarwną strużkę łez. – Dziękuję. – odzyskując zdolność mówienia, przebiegł obok Dylana, po drodze ciągnąc za sobą osłupiałego całą sytuacją Collina.

Tymczasem nad podziw spokojny Flynn podszedł do swojego przyjaciela, posyłając mu znaczące spojrzenie.

- Gdyby to dotarło do twojego ojca, miałbyś niezłą przeprawę. – Nie raz odbyli wzrokową potyczkę na to, kto pierwszy odpuści. Tym razem Flynn szybciej niż zwykle wycofał się z tej gry, klepiąc chłopaka po ramieniu. – Ale że mnie tu nie było, a tamten „krasnal” usłyszy ode mnie kilka słów ostrzeżenia, chyba nic złego się nie stało. Zero świadków. Dylan w czepku urodzony.

Carter, podobnie jak Flynn, nie otaczali się grupką znajomych i kolegów. Wystarczyło, że mieli po jednej osobie, na której zawsze mogli liczyć – siebie.

10 komentarzy:

  1. Fajny odcinek czekam na ciąg dalszy, serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka. ;D
      Dziękuję ślicznie! Bardzo się cieszę. Serce mi biło, gdy go dodawałam, bo wydawało mi się, że jednak jest zbyt spokojny. xD
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  2. Hej kochana. Powiem ci ,że taki Alex mi się podoba, jest odważny i dzielny (ten unik i oddanie rewelacyjne,nik nie będzie mu podskakiwał :)). Dobrze ,że chłopak powiedział wszystko co leżało mu na sercu napewno zrobiło mu się lżej . Biedny Alex naprawdę dużo przeszedł ,ale teraz już będzie pod górkę. Jednen wielki plus to posiadanie dobrego przyjaciela ,a Collins jest rewelacyjny stara się nie oceniać ,słucha i ogólnie próbuje zrozumieć .razem tworzą naprawdę niezły team. Za to w tym wszystkim zaskoczył mnie Dylan ,nie spodziewałam się po nim takiego postępowania,chociaż czuł ten ból jaki przepływał przez Alexa to i tak jestem w szoku . Ciekawe co z tego dalej wyniknie ??? Ps. Już chciałabym przeczytać następny rozdział ,a potem następny:) podejrzewam ,że ile byś nam nie napisała zawsze będzie mało ;) życzę weny i czasu pozdrawiam w

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejeczka! xD
      No ba! Alex tak łatwo się nie da. Poza tym trochę się zahartował, bo uczniowie ze szkoły raczej go nie oszczędzali.
      Teraz będzie z górki. xD No... w sumie to tak średnio. xDDD
      Oj tak, teraz ta przyjaźń powoli się rozwija, ale w przyszłości... Cóż, naprawdę połączy ich silna więź. ;3
      Dylan bardzo polega na ojcu. Nie chce go zawieść... no i jest Niedźwiedziem, ubzdurał sobie, że musi być twardy, niezłomny, więc potrzebuje u boku kogoś podobnego, a nie delikatnej Omegi. Ech... brak mi na niego słów, ale i tak go uwielbiam. ;3
      Hahaha, dziękuję, naprawdę. ;3 Bardzo podnosisz mnie tymi słowami na duchu i aż czuję werwę do pisania (no może tak średnio o 3 nad ranem, ale energia się kumuluje i nic nie przepada. xD). Następny rozdział dodam we wtorek, żeby reszta dziewczyn mogła czytać na bieżąco. xD
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  3. Hejeczka,
    wspaniale, Alex no tak pokazał pazurki ten jego wybuch, ale właśnie chyba coś dotarło do Dylana bo ta teczka wow... chociaż coś wie o swoim bracie
    weny, weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka. xD
      Dylan musi sobie trochę rzeczy przemyśleć i, że tak powiem, trochę żył pod kamieniem... Ale to się zmieni. Z jakim skutkiem? No cóż... ocenisz sama. xD
      Brat jest przekochany. xD Taki słodziak - póki co. xD
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  4. Hejeczka,
    cudowne, bardzo mi się podobała gest Dylana, Alex wow ten twój wybuch, chyba właśnie coś uzmysłowił Dylanowi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka. xD
      Dylan ma przebłysk dobroci. xD Ech... wyrośnie na takiego wielkoluda... a serduszko takie cieplutkie... xD
      Alex gromadzi pewność siebie. Poza tym ma Collina i to już mu daje plus dwadzieścia do poczucia bycia lubianym.
      Dzięki pięknie. ;3
      Pozdrawiam serdecznie. ;3

      Usuń
  5. Hejeczka, hejka,
    Alex w końcu wybuch, bo to się w nim kumulowało cały czas, ale dzięki temu właśnie chyba coś dotarlo do Dylana bo ta teczka... wow, chociaż coś wie o swoim bracie, ale może dało by się sprowadzić go i aby zamieszkał z Alexem i z Celebem i Liamem...
    i wow pozytywnie zaskoczona jestem następny rozdział... idę czytać ;)
    weny, weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejo, hej. xD
      Hmmm, kwestia sprowadzenia Charliego jest... raczej... niemożliwa? xD Wszystko ma swoje powody, ale spokojnie, dobijemy do brzegu. xD
      Hahaha, obiecałam ten dodatkowy rozdział. xD Ten najbliższy będzie we wtorek... tak myślę. Najpóźniej w środę. xD
      Przed Dylanem i Alexem jeszcze daleka droga... ale mam w głowie coś w okolicach zakończenia i może to głupie, ale sama się wzruszam. xDDD
      Dzięki pięknie. ;3
      Pozdrawiam serdecznie. xD

      Usuń