09 stycznia 2011
Witam moje Elfiki ;) Ehh... Należą się Wam przeprosiny i to solidne. Ostatnio bardzo zaniedbałam Wasze blogi, a zapowiada się, że i przyszły tydzień nie będzie zbyt kolorowy. W ciągu przyszłego tygodnia, jak już wspominałam tydzień temu, skumulowały mi się kolokwia... Trzy - nie cztery, jak miało być na początku, jednak to wymaga sporych pokładów czasu... a raczej nauka na nie. Na nadrobienie Waszych rozdziałów musicie trochę poczekać i uzbroić się w cierpliwość, o co bardzo Was proszę. Przepraszam także za to, że dziś nie powiadamiam. Tak się złożyło, że musiałam nanieść poprawki na one shota i trochę go upiększyć, więc zabrało mi to trochę czasu. Czuję się tak, jakby ktoś wyssał ze mnie wszelką energię, a nawet nie jestem w połowie nauki. Cóż, studia ;P Codziennie postaram się "zaliczyć" któregoś z blogów, aby być na bieżąco i Was nie zawodzić, jak tym razem. Mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone.
Odpowiedzi:
Star 1012 - Na szczęście nie został zamknięty na długo - młody hrabia ma w sobie jakieś poczucie winy... jakieś xD I niecne plany xD Sama nie chciałabym być zamknięta w takim pomieszczeniu... Łee. Wystarczy, że co jakiś czas wchodzę do zoologicznego, który naprzeciwko drzwi ma umieszczonego wypchanego orła ;/
Fusia xD - Gdyby na Ziemi stacjonowały jeszcze Anioły i Diabły, to potrzeba by nam było drugich Chin xDD Łaa, tylko mnie nie uduś ;P Tak, będziesz siostrą Lu xD Gościnnie, ale zawsze, prawda? ;P Zebra jest w biało-czarne paski xD Dobre xD Sasek ma swoje plany co do tego wszystkiego... To taka kalkulująca bestia! xD Mruff, Mruff ;3 Na szczęście oszczędziłam sobie i Wam czytania szczegółów wnętrza tego pokoju ;D
Zielona Strefa
Jak pewnie zauważyliście, zmienił się napis na belce xP Mam nadzieję, że się podoba.
Raz jeszcze bardzo przepraszam tych, którzy mają nowe rozdziały, a póki co ja ich nie odwiedzę oraz przepraszam też, że nie odpiszę na komentarze - póki co. No i nie powiadamiam... ehhh.
Notkę dedykuję wszystkim czekającym na mnie ;)
----------------------------------------------------------------------------
Podczas
gdy Sally walczył z samym sobą oraz coraz większym lękiem, jeden z jego
wrogów natrafił na całkiem ciekawy obiekt do obserwowania. Już od
samego początku nie podobał mu się pomysł z zaproszeniem szatyna, a
raczej namawianiem go, powołując się na wieloletnią przyjaźń ich ojców.
Wyraźna nieszczerość w głosie Sasuke i tak ogromna chęć, napawały do
zastanowienia się, co do tychże słów, i powiązanymi z nimi kosztów.
Jak
się okazało – obawy były istotnie słuszne. Kiedy Letto Kansen dostrzegł
parę kolegów, którzy zmierzali do tak bardzo znajomego mu
pomieszczenia, zaczął ich śledzić. Z tego, co pamiętał, szatyn stronił
od wszelkiego rodzaju przejawów agresji na zwierzętach, które
skumulowano właśnie w ulubionym pokoju bruneta.
Jakże
by inaczej – duma z poskromienia jakiegoś niedźwiedzia może świadczyć o
sile i doświadczeniu myśliwego, co młody Asatio starał się wszystkim
udowodnić.
Wzmożona ilość czarnych myśli pojawiła się wtedy, gdy Sasuke wyszedł z tego przeklętego miejsca bez obecności towarzyszącego mu ówcześnie Salliego.
To
było zdecydowanie podejrzane, więc chłopak zakradł się przed dom,
odtwarzając w pamięci plan willi. Dzięki temu już po chwili wiedział,
gdzie ma się kierować, aby dotrzeć do uwięzionego Woodlth’a. Uważał, aby
nie zostać nakrytym przez kręcącego się w pobliżu dziedzica, przez co
zmuszony był do przedzierania się przez niezbyt współpracujące krzewy
oraz posiadające kolce kwiaty, a więc jego ubrania prezentowały się
nieco mniej wykwitnie, lecz nabrały łobuzerskiego wyrazu – tak odpowiedniego dla kogoś pokroju mafijnego dziecka.
Gdy
dotarł pod właściwą ścianę, rozejrzał się, czy aby nikt go nie śledził i
upewniwszy się, że wypracowany, koci krok po raz kolejny odniósł
upragnione efekty, wyszeptał imię szatyna.
-
Ej, Młody.– wiedział, że Sally tam jest, jednak musiał się liczyć z
jego szokiem, pod jakim najpewniej był, zważywszy na okoliczności. Nie
zaprzestał więc na pojedynczym nawoływaniu. Dopiero po szóstym razie
udało mu się usłyszeć chrobotanie przypominające wstawanie z podłogi.
- Kto tam jest?
Letto skrzywił się lekko, kiedy panika w głosie szatyna wymieszała się z nadzieją na ucieczkę.
- Letto.
- Oh...
Jęk
zawodu chłopaka musiał być spowodowany tym, że jego szansa na
wyciągnięcie z pułapki okazała się całkowitą klapą, przez wzgląd na
osobę, jaka do niego przemawiała.
-
Nie jęcz. – syknął blondyn, mimowolnie lekko się uśmiechając. Nie
wiedzieć czemu odetchnął z ulgą, kiedy uświadomił sobie, że z
dzieciakiem wszystko w porządku. – Oczywistym jest fakt, kto cię tam
zamknął i z jakich pobudek. Sasuke jest coraz lepszy w wymyślaniu ci
różnych kar. – zignorował wściekłe parsknięcie. – Co nie znaczy, że
zgadzam się z obecnym stanem rzeczy... Głupek przesadził. – dodał
ciszej, aby Sally tego nie usłyszał. Doskonale zdawał sobie sprawę z
tego, że zabawianie się kosztem szatyna nie było czymś dobrym, ale owe
igraszki traktował jako wprawianie się w przyszły fach, jaki miał
przejęć po ojcu. Jednak, gdy dane mu było zakosztować smaku misji,
powziął ostateczną decyzję zaprzestania nagabywań Salliego. Pech chciał,
– a może przeznaczenie – że trafiło mu się zadanie zlikwidowania
niebezpiecznego, psychopatycznego mordercy. Niby zwykły przykład, jednak
gdy blondyn dowiedział się, w jaki sposób działał owy jegomość, stracił
zapędy do jakiegokolwiek dręczenia swej uroczej ofiary. Otóż zbrodniarz
ten szczycił się wyławianiem najlepszych kąsków do swego prywatnego
burdelu. Miał dosyć pokaźną kolekcję, uznanie na rynku, lecz sława i
pieniądze zaczęły go zmieniać – jak zapewne połowę grubych ryb. Każdego,
kto wyrażał niechęć do przyjęcia danego klienta, traktował bez szacunku
– obniżał wynagrodzenia, wyznaczał niższe racje żywnościowe, zabierał
prezenty, jakie takowy pracownik otrzymywał, wywieszał jego zdjęcie na
tablicy nisko opłacalnych towarów. Z czasem zaczął stosować gorsze kary –
cielesne, jednak nie tak duże, aby wywoływały znaczny uszczerbek na
zdrowiu. Później ujawniła się w nim tendencja do sadyzmu – zmuszał do
stosunków, organizował orgie, na których główną atrakcją były przeważnie
gwałty dokonywane przez te okazy pracowników, które przeznaczone były
do brutalnych aktów miłości fizycznej. Ostatnią fazą wymierzenia braku
dyscypliny była śmierć...
To
tak bardzo wryło się w pamięć blondyna – i, co tu dużo mówić,
przypominało mu jego własne doświadczenia z Sallim – że obiecał sobie,
iż nigdy więcej nie będzie pastwił się nad słabszymi, niewinnymi
osobami. I zaczął od zaraz.
- Pomożesz mi?
Długotrwała
cisza ze strony Letto musiała nieco zaniepokoić szatyna, który pomyślał
sobie, że tamten chłopak zapewne drwi z jego obecnej sytuacji.
- Otwórz szerzej okno i wyskakuj. Na pewno cię... – umilkł, gdy usłyszał szczęk otwieranych drzwi. – Niech to szlag... spóźniłem się. – przysunął się jeszcze bardziej do chłodnej materii budynku, jednak głosy były przytłumione.
^^^
-
Księżniczka zapragnęła pooddychać świeżym powietrzem? – Sasuke zaśmiał
się gardłowo. Uwielbiał napawać się strachem innych i widokiem ich
niższości, która nigdy nie przerośnie jego własnej potęgi. Był hrabią, a
więc kimś wysoko postawionym. Miał władzę, dlatego mógł robić, co mu
się żywnie podobało. Tym razem przemyślał sobie wszystko i doszedł do
wniosku, że chyba faktycznie zaczyna posuwać się zbyt daleko, zacierając
granice dobrego wychowania – jednak nie pokaże tego dosłownie! Co to,
to nie! Niech Sally czuje respekt i szacunek. – Skoro tak bardzo zależy
ci na zaznajomieniu się z przyrodą, zaraz postaram się to umożliwić.
Nudzi mnie pogrywanie z tobą... Przestałeś mnie interesować, dlatego,
aby móc się uwolnić, wyznaczam ci zadanie. – ciemne oczy błysnęły
otwarcie ukazanym zadowoleniem i jakąś dzikością, satysfakcją. –
Pójdziesz do lasu, przyniesiesz mi króliczą łapkę i będziesz miał spokój
do końca swych dni. Na mój honor, obiecuję, – przyłożył prawą dłoń do piersi – że gdy wykonasz to, co ci poleciłem, już nigdy nie zaznasz przykrości.
Sally
otworzył oczy w zdumieniu, chcąc wykrzyczeć, że się na to nie zgadza.
To było niesprawiedliwe – przecież Sasuke wiedział, iż szatyn nie będzie
w stanie dokonać czegoś tak okrutnego... a może właśnie o to chodziło?
By się upokorzyć i błagać o spokój? Nie! Do tego na pewno nie dojdzie.
Jednak
młody Woodlth nie wiedział, że nie ważne, jaki będzie wynik, brunet i
tak da sobie spokój z Sallim, więc odetchnąwszy głęboko, zmagając się ze
sobą, przyjął wyzwanie. I tak czuł, że nie podoła, jednak, a nuż uda mu
się uciec, zagubić, zniknąć?
Kiedy
wychodził, zauważył niepomiernie szczęśliwą minę Asatio, który
pieszczotliwie gładził pysk wypchanego tygrysa. Szatyn nie mógł na to
dłużej patrzeć, więc czym prędzej opuścił otwarte teraz pomieszczenie,
zabierając ciepłe ubranie – na szczęście, przed dotarciem do willi
Sasuke, zabrał z domu sweter i grubszą kurtkę.
Tymczasem
młody hrabia czekał cierpliwie kilka minut, napawając się zwycięstwem,
które ostatecznie musiał jeszcze nieco podrasować.
-
Trzeba jeszcze powstrzymać tą małą pijawkę, aby zbyt szybko nie ruszyła
w pogoń. – ruszył w kierunku ogrodu. Ha! Wielokrotne polowania nauczyły
go bezszelestnego poruszania się w najbardziej kiepskich warunkach,
jakie można było sobie wyobrazić, więc jakież było zdziwienie Letto, gdy
ktoś zatkał mu usta dłonią, jednocześnie stanowczo unieruchamiając. –
Głupiutki ignorant z ciebie, wiesz? Myślisz, że nie domyśliłem się, iż
ruszysz Księżniczce na ratunek? – otarł się policzkiem o jego ucho. –
No, nie szarp się, złotko. Twoja dama powinna niedługo wrócić. –
poluźnił uścisk, pozwalając na to, aby blondyn mógł się wygadać.
- Oszalałeś! Dobrze wiesz, że chłopak boi się takich pomieszczeń, jak to, w którym go przetrzymywałeś.
Asati
pokręcił głową w geście zrezygnowania. Nie było mowy, aby sobie tego
nie przekalkulował. Kwestia naskarżenia na niego była zupełną abstrakcją
– Sally nie był na tyle podstępny, aby się tego dopuścić... Nie, to co
Sasuke. Po drugie – był młodym hrabią, więc w jego gestii było
obdarowywanie innych bezinteresownością i przyjaźnią – jeżeli chodziło o
zaufane osoby, jakimi na pewno byli państwo Woodlth – dlatego nikt nie
uwierzyłby w przypuszczalne słowa Letto, gdyby zechciał napomknąć o tak
rozmijających się z kodeksem panicza zachowaniach.
- Wiem, wiem. – oparł brodę na ramieniu blondyna. – Ja też czasami potrzebuję rozrywki.
- Kup sobie PlayStation. – burknął Kansen, uspokajając się odrobinę.
Nie
co dzień słyszy się uczucia w głosie Sasuke... a gdy jego właściciel
zapomina ukryć smutku, każdy wróg zaczyna zastanawiać się nad tym, czy
aby te wszystkie zakazy, nakazy, dyscyplina i surowość są w życiu tak
bardzo potrzebne...
Brunet
zaśmiał się cicho, wtulając w plecy kolegi. Nigdy by nie przypuszczał,
że to niegdyś małe, rudowłose, pyskujące ustrojstwo, którego nie mógł
ścierpieć, awansuje do miana jego przyjaciela.
- Odsuń się wreszcie, bo jeszcze ktoś nas zobaczy.
-
Nie kuś mnie. Nawet nie wiesz, jaki byłbym ciekawy ich reakcji. – zanim
Sasuke wypuścił szczypiącego go po nadgarstkach Letto, klepnął go w
tyłek, uśmiechając się psotnie i... szczerze. – Idź ratować swą
Księżniczkę zanim mnie posłucha i popełni mord na jakimś zającu.
-
Co?! – pytanie skutecznie odwróciło uwagę od wcześniej wykonanego
czynu? – I z łaski swojej nie pchaj rąk, gdzie cię nie chcą. – nie,
zdecydowanie nie. – Zresztą… nieważne. Sam się przekonam... Gdzieś ty go
wysłał?
Brunet zmierzył go chłodnym spojrzeniem.
-
Twoje pośladki na pewno by mnie chciały, ignorancie. A co do Salliego…
Pobiegł gdzieś w las w poszukiwaniu króliczej łapki, więc radzę ci się
pospieszyć... Robi się późno i, nie! Nie zamierzam ci pomagać.
-
Jakiś ty uprzejmy. – parsknął Kansen, odbiegając kilka metrów. Jednak
zanim zniknął za pierwszymi drzewami, odwrócił się na chwilę. – Matthew też przyszedł.
Na twarzy Asatio wykwitł niesamowicie szatański uśmieszek.
^^^
Letto
To,
że Sasek ma nierówno pod sufitem, wiedziałem nie od dziś, bo sam nie
byłem lepszy, ale tym razem chyba miał napad zwariowanych pomysłów. Już
od czterech godzin łażę po lesie i szukam tego małego osła. Spodziewałem
się u niego nieco większych pokładów inteligencji, jednak chyba się
przeliczyłem.
Dobrze,
rozumiem, że coś musiało stać za podjęciem się tej idiotycznej próby i
byłbym w stanie poręczyć głową, że Młody dostał zapewnienie azylu, jeśli
pokona własny strach i upoluje szaraka. I tylko z tego powodu jestem w
stanie jako tako to wszystko ogarnąć.
Gdybym
nie znał Asatio, pomyślałbym, że to wszystko jest ukartowane według
jego widzi mi się... Chociaż kto wie, co siedzi mu w tej pustej makówce.
Gdzie
ten obrońca lasu mógł pobiec... Może i byłem szkolony w wykrywaniu
śladów, ale, do licha, co ja jestem? Pies? Albo jakiś kocur?
Mmm,
kociaczek... Taki uroczy, mruczący i niewinny... Z tym może ciut
przesadzam.Cnota to wartość przeze mnie utracona, choć nie powiem, abym
był tym szczególnie przejęty. Stałoby się tak, gdybym pełnił jedynie
wersję uległego – co w sferze tego typu związków i tak nie jest zawsze
przestrzegane – a tak się nie stało, dzięki czemu Sasek ma do mnie jako
taki szacunek. Wiem, wiem, eksperymenty z płcią są wskazane, ale nie
moja wina, że akurat ja dostałem gen, który wykształcił we mnie pociąg
do mężczyzn. Zresztą brunet nie był lepszy – choć on nabył także jakiejś
dziwnej, masochistycznej skłonności oraz perwersji przekraczającej
średnią krajową.
Wracając
do meritum – zauważyłem sporych wielkości wgłębienia, jakby ktoś wpadł w
śnieg, delikatnie ponaginane gałązki oraz białe ślady zapewne po
kredzie, ale żadnego złamanego drzewka. Słowo daję, ten chłopak coraz
bardziej mnie zaskakuje.
Patrząc
za siebie widzę niewielkie zniszczenia flory, ale takie znaki mam we
krwi – aby nie wzbudzić podejrzeń i jednocześnie wiedzieć, jak wrócić z
labiryntu, a przecież Sally rzadko bywał w lesie, by móc się tak
swobodne po nim poruszać. Dobrze chociaż, że pamiętał wykłady swego
ojca, aby zawsze nosić przy sobie coś, czym oznaczyłby swą trasę.
Chwała Niebiosom.
Las
był ogromny, drzewa posadzone dosyć gęsto... Słońce świeciło jako tako,
więc Młody musiał być gdzieś w pobliżu leśniczówki... O ile do niej
trafił. Zazwyczaj towarzyszył mu pan Woodlth, a teraz sytuacja była
nieco skomplikowana. Jednak postanowiłem w niego wierzyć.
Pamiętając
o wszystkich zasadach dostrzegania niebezpieczeństw i obserwowania
symboli wyznaczających kierunki świata, ruszyłem na północ.
Minąłem
kilka wiewiórek, szaraków – na szczęście o czterech łapkach. Udało mi
się ukryć przed węszącymi w pobliżu wilkami oraz uśpionymi w jaskini
niedźwiedziami, które mimo wszystko były bardzo czujne – podobno w tym
roku miały obfity miot.
I
w końcu, kiedy słońce chyliło się ku horyzontowi, dostrzegłem dach
chatki leśniczego. Nie, żebym bał się nocy, ale ucieszyło mnie to, że
znalazłem schronienie. Ciemność niosła niebezpieczeństwo, a tego akurat
wolałem uniknąć – pomimo przylegającego do łydki sztyletu.
Wszedłem cicho, nie dostrzegając oznak życia. Nawet kominek był nietknięty.
Jednak
coś mi ewidentnie nie pasowało, a gdy usłyszałem ciche piśnięcie,
upewniłem się co do swych przeczuć. Nadal stykałem się z drzwiami, więc
miałem doskonały widok na całe pomieszczenie, więc gdy oczy
przyzwyczaiły się do mroku, zdołałem dostrzec wpatrujące się we mnie
punkciki. Natychmiast oświeciłem światło.
Znałem ten domek jak własną kieszeń, więc dziękowałem Bogu za to, że niekiedy ulegałem namowom pana Woodlth’a.
Kiedy pokój zalała fala jaskrawej żółci, mogłem wreszcie zobaczyć, kim jest mój towarzysz.
Na podłodze, pod grubym kocem kuliła się postać o brązowych oczach.
-
Zgaś! – krzyknął chłopak, więc posłusznie spełniłem prośbę. – Wilki są w
rui, więc kręcą się w poszukiwaniu pokarmu... a ja nie chce skończyć
jako danie główne. – wyjaśnił mi, poprawiając coś na rękach.
Wkrótce było mi dane zobaczyć owe zawiniątko.
-
Tylko mi nie mów, że uchatrałeś mu nogę. – jęknąłem, siadając przed
nim, krzyżując nogi. Pośród ciemnicy zdołałem dostrzec lampę naftową,
więc zapaliłem ją, nieco poskramiając płomień.
Sally pokręcił głową, głaszcząc łaszącego się do niego zająca. Poczwarka umiała zaskarbiać sobie wdzięczność zwierząt.
-
Nie mogłem. Ale próbowałem... Sasuke obiecał, że da mi spokój, jeżeli
przyniosę mu łapkę, o czym pewnie ci powiedział... Bo niby skąd mógłbyś
wiedzieć, gdzie mnie szukać. Nigdy nie byłem dobry w orientowaniu się,
gdzie jestem, a co dopiero w lesie. Pamiętałem o gwieździe polarnej,
która wskazuje północ, jednak w dzień nie jest zbyt widoczna... Szukałem
mrowiska, ale żadnego nie znalazłem, z kolei słoje drzew oblepione były
czymś czarnym. Zacząłem panikować, ale przypomniały mi się jeszcze dwie
możliwości – mech od strony północnej i kora brzóz, która jest
jaśniejsza od południa. Takim sposobem dotarłem tutaj, ale gdyby było
ciemno, na pewno bym się zgubił. – dodał skruszony.
I
co ja miałem z nim zrobić? Starał się chłopak i nawet dobrze mu to
wyszło. Wiedziałem, że martwi się swym dalszym losem, więc wykrzesując z
siebie jakieś resztki sumienia, poinformowałem go o swoich
przypuszczeniach.
-
Sasuke powiedział, że gdy przyniesiesz mu tą łapkę, to będziesz miał
spokój, tak? – zaśmiałem się, widząc zaciekawione spojrzenie. – Ale czy
mówił coś o rozdzielaniu jej z właścicielem?
Jakże pięknie było obserwować go takim zaskoczonym i zażenowanym jednocześnie.
- A ja cię chciałem okaleczyć. – wtulił się w pyszczek zająca.
Może
i był przyjacielem zwierząt, ale do przesady! W dodatku... w… W dodatku
Sasuke to diabeł wcielony. On naprawdę to wszystko zaplanował!
Wstałem,
kierując się do drugich drzwi w tym pomieszczeniu, oświecając sobie
lampą. Gdy znalazłem to, co mnie interesowało, zabrałem Salliemu jego
pupila i umieściłem w wyłożonej sianem klatce, ówcześnie rozkładając tam
marchewkę.
- Zapomniałem, że tata trzyma tutaj jedzenie dla zwierząt.
-
Zdziwiłbym się, gdybyś pamiętał. – mruknąłem kąśliwie, pakując mu się
pod koc. – We dwóch będzie nam raźniej. – taa, jasne. Cóż za tandetny
tekst... ale może podziała. Hormony mi buzują, bo w końcu jestem w wieku
nasilonej chcicy, a Młody na pewno nie miałby nic przeciwko
odstresowaniu się po tak męczącym dniu.
- Letto... Czemu twoja ręka maca mnie po brzuchu?
- Żeby zobaczyć, czy ci w nim burczy.
- A dlaczego całujesz mnie po szyi?
- Co to, kurcze, jest? Czerwony Kapturek? – też sobie wybrał moment do paplania.
- Odpowiedz.
- Sprawdzam ci puls.
- Aha. – umilkł na chwilę, robiąc mi dostęp do karku. – A... po co odpinasz mi spodnie i dotykasz… ah...
- Żeby cię zjeść. – zachichotałem, zajmując się póki co rozluźnionym organem. Już ja go odpowiednio ulepię!
Smak
Młodego był całkiem przyjemny, a sam chłopak wydawał się wahać pomiędzy
tym, czy jest to dla niego dobre, czy też może bolesne. Ostatecznie
wybrał to pierwsze. Też bym tak zrobił, gdyby ktoś wchłonął część mnie,
jednocześnie pieszcząc od zewnątrz.
- Tak mi ciepło... – jęknął zaciskając pięści na podłodze i odchylając się nieco do tyłu, wciąż patrząc mi w oczy. – Dlaczego...
-
Przestań zadawać tyle pytań. Pogadamy, gdy będziemy wracać. – syknąłem,
karząc go podgryzieniem jąder. Efektem było wciągnięcie ze świstem
powietrza i wypchnięcie bioder ku górze.
Myślał by kto, że Sally to typ podobny do Sasuke... Rany, gdzie się takie rodzi?
Miałem
na niego coraz większą ochotę, więc nie krępowałem się z okazywaniem mu
tego. Co nie znaczy, że byłem dla niego oschły czy brutalny!
Gdy pierwszy palec zagłębił się w chłopaku, od razu wychwyciłem znane mi miękkości i coś jeszcze.
-
Ooo, aniołek robi sobie dobrze pod prysznicem? – wymruczałem mu do
ucha, nie zaprzestając swych działań. – Niegrzeczny chłopczyk. –
naparłem na niego dwoma palcami, wiedząc, że wystarczą do przygotowania
go. Szkoda, że nie był na tyle ciasny, na ile się tego spodziewałem, ale
przecież da się to nadrobić.
Rumiana
twarzyczka i spłoszone spojrzenia były dla mnie wystarczającą
odpowiedzią. Zamieniłem się z nim miejscami, teraz opierając się o
ścianę. Zsunąłem spodnie na tyle, aby nie przeszkadzały nam więcej.
Nie musiałem mówić Salliemu, co ma zrobić, gdyż sam nabił się na mnie, niemal natychmiast przylegając do mego torsu i szyi.
Musiał się przyzwyczaić, a wiadomo, że palce to nie to samo, co mój dorodny kompan wielu zabaw… Już nie samotnych.
Gdy
udało nam się dopasować rytm, Młody oparł ręce na moich barkach,
unosząc się na nich i mocno opadając. Pomimo zgromadzonego w oczach
pragnienia, otępiającej przyjemności i zapewne pierwszej penetracji tego
typu, o czym świadczyła lekkość w poruszaniu się, spowodowana zapewne
uronieniem kilku kropel krwi, on stale patrzył mi w oczy z jakąś...
przyjaźnią. Uczuciem?
Nie może być, że się we mnie zakochał... Dajcie spokój... To nie romantyczna telenowela, no!
Dobra...Niech
będzie. Mnie też do niego ciągnie, ale on na pewno wybrał mnie ze
względu na to, że jestem taki dobry w tych klockach...
Gadaj zdrów, głupku. Przecież dziś jest nasz pierwszy raz.
Dajcie mi siłę...
Łooh, na tak silny orgazm też!
Nawet
Sasuke nie doświadczył czegoś podobnego. Toż to wybuch wulkanu!
Wezuwiusz to jakiś niewypał przy tym, co tu się teraz odgrywa. A
zapewniam, że Sally był nie gorszy ode mnie... co muszę przyznać z
bólem.
-
Nie będzie żadnych deklaracji, aby obietnic. Póki co jest czas
teraźniejszy i... i my. –t aki jestem fajny! A jak! Niech wie, że nie
mam zamiaru się wiązać i...
- Mnie to wystarczy... Bylebyś był ze mną.
To chyba lekko niebezpieczne wyznanie... Prawda?
-
Podobasz mi się od dwóch lat, ale przecież nie mógłbym ci tego
powiedzieć. – dodał, próbując ze mnie zejść, jednak zastane i zmarznięte
nogi odmówiły mu posłuszeństwa, przez co ponownie usiadł na gotową do
działania męskość i jęknął...
Ale jak! Ta mała bestia trafiła w swój punkt erogenny!
-
Zboczeniec. – pogładziłem go po policzku, muskając opadające na oczy
kosmyki. – W takim razie dołączasz do nas... Do mnie i Sasuke, czyli
niewyżytych gejów. A teraz zostań na miejscu, skoro już pokwapiłeś się
ze zdobyciem tak wielkiego szczytu.
Chłopak spojrzał na mnie lekceważąco, prychając jak kot.
- Chyba pagórka. – parsknął, posyłając mi nieco ciekawe spojrzenie. – Sasuke też woli chłopaków?
- Tak, ale to nie znaczy, że ma dostęp do ciebie.
I powiedziałem. A kopnijcie mnie w kuper, może wreszcie zmądrzeję!
- Się wie. – pocałował mnie mocno, kręcąc biodrami kółeczka.
Cicha woda… Eh...
Kiedy nastał świt, chłopaki wyruszyli w drogę powrotną. O dziwo do willi Asatio dotarli po dziesięciu minutach...
Zmartwiony ojciec Salliego siedział przed wejściem, mierzwiąc i tak rozczochraną już czuprynę.
Kiedy usłyszał nawoływania tak znanego mu głosu, poderwał się na równe nogi, krzycząc, że chłopcy się znaleźli.
Pan domu, jego dziedzic oraz głowa mafii ruszyli naprzeciw powracającym.
-
Tato! Nie uwierzysz, co się stało! – krzyczał rozentuzjazmowany szatyn.
– Sasuke wymyślił mi zadanie, dzięki któremu nauczyłem się poruszać po
lesie! Oczywiście towarzyszył mi Letto, ale szedł z tyłu, abym nie
kierował się jego doskonałą orientacją. – posłał blondynowi dwuznaczne
spojrzenie.
Pan
Asatio spojrzał na syna z zaskoczeniem, jednak nie dostrzegając na jego
twarzy żadnych oznak niepokoju czy chociażby niepewności, delikatnie
się uśmiechnął, klepiąc go po plecach.
Letto
mrugnął porozumiewawczo do bruneta, gładząc dłoń Salliego ukrytą pod
kocem, spod którego wystawały uszy. Na ten widok ciemne oczy Sasuke
nieco się powiększyły.
-
A tak! Przyniosłem ci pamiątkę z lasu! – szatyn wręczył mu białego
futrzaka, który wspinając się przednimi łapkami na tors chłopaka,
obwąchał go, po czym jak gdyby nigdy nic położył się i zasnął na
posłaniu. – Udało mi się go złapać, bo błąkał się koło leśniczówki,
którą sam znalazłem. – wyszczerzył się dumnie. Mina lekko mu zrzedła,
gdy zza pleców Sasuke wyłonił się Matthew. Nie chodziło o niego samego, a
o to, co miał na szyi, a teraz skrzętnie przykrył kołnierzem golfa.
Roziskrzone tęczówki Letto podpowiedziały mu, że blondyn maczał w tym palce.
- Jesteś okropny. – syknął do niego, szczypiąc w pośladek.
- Uważaj, bo pomyślę, że jeszcze ci mało. Niech no tylko Sasek dowie się o twoich zboczeniach.
Młody Woodlth fuknął, obrażony na niego. Wyminął go, kierując się ku odśnieżonej ścieżce.
- Idę do domu! – założył ręce na piersi, twardo stąpając po utwardzonym trakcie.
- Ehm...Sally... Twój dom jest w tamtą stronę. – Letto zakrył usta, przypominając sobie wcześniejsze słowa szatyna.
-
Przecież wiem! Sprawdzałem, czy się nabierzesz! – warknął, jednak kiedy
przechodził obok Kansena, złapał go za rękę. – A teraz w prawo, prawda?
Mogę zdradzić, że Letto czeka ciężkie życie...
łał, w końcu wszystko tutaj pododawałaś i mogę na spokojnie komentować na blogu, jakaż ulga. onet to jest po prostu jakaś porażka, do której nie chcę nigdy więcej wracać. blogspot jest taki przejrzysty, aah.
OdpowiedzUsuńjako, iż jestes osobą której ufam i jak ci się kiedyś będzie nudzić, zapraszam na bloga http://paradokksu.blogspot.com prowadzonego przeze mnie, dei i dosiaę. będzie to zlepek one shotów. pisanych wspólnie, osobno, po prostu różnorodność tego, czego nie chcę np. ja publikować na swoim blogu.
hahaa, spoooko. ja się nie wnerwiam, bawią mnie tacy ludzie i tylko dla nich potrafię być wredna. po prostu nie mogę pojąć jak takie istoty spokojnie mogą żyć, skoro niczego nie rozumieją - spece od wszystkiego tylko nie od siebie samego.
nie mam naprawdę pojęcia, dlaczego spora ilość czytelników po tym rozdziale płacze... ale skoro ja, pisząc że taisho wchodzi na scenę stresowałam się jak on, czułam presje, a także trzęsły mi się ręce z przejęcia... nie dziwię się wam, potrafię to zrozumieć. dziękuję. dawno nie dostałam od ciebie tak długiego komentarza.
ah, bałam się tej piosenki. tworzyłam ją sumując od lipca. przeszła wiele poprawek i do teraz nie wiem czy jest odpowiednia - w końcu nie każdy postrzega słowa tak samo jak ja i być może nie zrozumie. nie wiem. podziwiam artystów, którzy tak pięknymi słowami mogą jednak dotrzeć do większości osób.
jeju, jak napisałaś, że mam dar po raz pierwszy od kilku lat poczułam, że coś mi w życiu wyszło. że ta cholerna praca nie poszła w końcu na marne. dziękuję, nawet nie wiesz ile taka opinia znaczy... a także coraz częściej słyszę, że sprzedałabym z 50 egzemplarzy książki, gdybym ją wydała, bo tylu jest chętnych... to również mi niezmiernie schlebia.
dziękuję...
mam tylko jeszcze jedno pytanie - domyślam się, że jeszcze kopiujesz one shoty, prawda? bo jak na razie znalazłam tylko u ciebie atasuke x natsume oraz gilbert x oz, a jeszcze były bodajże dwa albo jeden więcej. tak, raczej dwa. ten z tym który umierał oraz tamten w którym był opis z dwóch stron.
Usuńmatko jaka ja dzisiaj nieogarnięta. piszę o tym chorym chłopaku a to przecież atasuke i natsume. dobra, to zostaje tylko tamten jeden.
Usuńnie wiem czy tutaj mam dawać komentarze, czy nie (pewnie nie tutaj bo nie widzęnnych) ale wybacz nie mam d tego głowy jak dasz mi linka to będę pisała tam gdzie trzeba żebyś zauważyła.
OdpowiedzUsuńspoko. tam możesz podać nawet mój nick, po prostu nie chcę tego bloga dawać do linków z mojego bo rozmawiałam z dziewczynami no i no, ustaliliśmy pewien zakres naszych 'zasad'.
już są takie odzywki. ' bo co? - bo tak' ' dlaczego - no.'. także świat stacza się coraz bardziej. irytują mnie dziewczynki biegające i śpiewające gangnam style w mojej szkole i zapewne wszędzie na świecie. jakby nagle zainteresowali się azją. jeden. wielki. shit.
mną telepało we wtorek, kiedy weszłam na swoją stronę z tabami, na której one ok rock - c.h.a.o.s.m.y.t.h. jeszcze nie ma, a patrzę, a tam the beginning... myślałam, że umrę. piosenka sprzed niecałych dwóch miesięcy, przesłuchana przeze mnie z pewnością ponad 1,3tys. jak mierzy mi scrobbler na laście no i kurczę, moja ulubiona ze wszystkich. dosłownie fruwałam. a co najlepsze, tak zaje.biś.cie brzmi, a taka prosta do grania, że od razu umiałam, aż nie chce się wierzyć co moze zdziałać gitara razem z perkusją, basem czy śpiewem. wszystko nabiera innego wydźwięku.
ah, dziękuję. jestem za bardzo samokrytyczna i bałam się, że piosenka nie przypadnie do gustu, będzie mieć jakieś tanie gesty czy coś, sama nie wiem.
to dobrze pamietałam, tak więc jak dodasz wszystko to mi daj znać.
spoko, błędy to nic. ja mam znowu doła i to strasznie wielkiego jak nigdy, tak więc płuca czy nie obie nie mamy/miałyśmy fajnie.
tanie teksty*
Usuńu mnie news :)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńjednak Sasuke okazał serce, biedny Sally naprawdę chciał to zrobić aby ten dał mu spokój...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga