24 sierpnia 2011
Witam moje kochane Elfiątka ;3 Środa to zdecydowanie dobry dzień na dodawanie rozdziałów i tak chyba pozostanie... Bynajmniej do października xP Uhh, w następnej notce będzie wreszcie to nieszczęsne otwarcie bram i cztery rozdziały w Niebie. Potem... myślę, że na 10 się skończy. (odkąd ja to piszę xD) Może 8. Zobaczymy.
Odpowiedzi:
XandraT - Witam serdecznie ;3 Kochana, to ja powinnam dziękować za komentarz ;3 Cieszę się, że rozdziały trafiają w gust i nie nużą. Pomyśleć, że Przestrzeń miała zawierać się w 15 rozdziałach xD
Sonietta - No, pisałam, że będziesz miała ze mną na pieńku, niedobra Ty! xD Czy tęskniłam - a nie widać? *rzuca się, przywiązuje Soni do kaloryfera i kategorycznie zabrania wychodzenia* Szlaban xD Ha, ja też mieszkam na wsi, więc doskonale Cię rozumiem. Co prawda nie mamy żniw - już mało kto zajmuje się polem... ale ziemniaki mam własne, kapustę, kalafiory.... trruskawki ;3 Niemniej w domu też jest sporo pracy, bo przecież trzeba być okna, żeby tak mniej było na święta, a skoro jestem w domu, a nie mam szkoły - trzeba mnie... no nas wykorzystać xDDD Wybaczam ;3 To tak: 1-Orion to rozkoszny maluch... do czasu (zajrzyj w Spis postaci xP) 2-Że Rafi ma Mefiego, to pewne, ale czy Kio ma Baala... po dzisiejszym rozdziale nie byłabym tego taka pewna xP 3- Gabi i As będą dziś na początku. No trochę ich zaniedbałam... tak to jest, jak ma się bohaterów od zarąbania xD 4- Brama - w następnej notce ;P 5-Aaa, to na razie tajemnica. Jeszcze się zobaczy, co to pytanie (o pobyt Mefiego w Niebie) miało wnosić :P 6-Ło jak mi dobrze XD Myślałam, że za mało przybliżyłam Rafiego i Baala, przez co nic nie wyjdzie z dalszej historii... to mi było potrzebne - na dziś ;P Oł... ja też się rozpisałam xD
Vampirka_15 - To zaszczyt witać nową osobę ;3 Uff, to dobrze, że mój styl zmienia się na lepsze. Czasami odnoszę inne wrażenie xD Nie wiem czemu, ale Wigilijny czar uważam za moje najdoroślejsze opowiadanie (pod względem właśnie stylu, lekkości, nie historii) xD
Churi^^ - Misiek będzie miał fajnie. No, w Niebie trochę go wymęczą, ale czy Lu wygląda na takiego, który pozwoli komuś obrażać jego blondyneczkę? xP Co do koleżanki - poczytałam trochę jej notek i poprzeglądałam obrazki, które są świetne. Mają w sobie duszę, choć potrzeba im jeszcze ćwiczeń (mnie brakuje obydwu tych cech, więc wiesz... xDD)
Yaoistka^^ - Orion ma oddać serce Gabrielowi? A to czemu xD Podejrzewam, że As by mu na to nie pozwolił xDDD
Star1012 - Oj będzie żałował, będzie. Za tydzień dodam coś z perspektywy Kio właśnie, więc on poopowiada, co się działo, kiedy ja urwałam rozdział xD.
Zielona Strefa
Ja się na błędach nie uczę - sfajczyłam sobie plecy xD Co prawda nie bolą, ale szczypią... i robią się brązowe, więc dobrze jest. Oby tylko nie było u mnie burz... hyh...
Serdecznie witam XandręT ;3 Obyś się tu zadomowiła i czuła dobrze ;3
A teraz zapraszam na rozdział.
Tak nawiasem - czy ktoś czyta pierwsze litery notek? xD
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Zaproszenia
dla gości nie były potrzebne. Kiedy mamy do czynienia z rozradowanym i
szczęśliwym archaniołem, nagle uzmysławiamy sobie, że kilometry drogi
wyznaczającej cel okazują się zaledwie codzienną przebieżką dla zdrowia.
Już od samego rana rozgorzała niewielka rywalizacja w tym, kto zdoła powiadomić więcej przyjaciół.
Dwaj
– od kilku minut poinformowani – mężczyźni, których upolował morskooki,
przyglądali się nieco nieuczciwemu wyścigowi. Nie sądzili, że ich
poranna wizyta zmieni się w zabawę w „kto pierwszy ten lepszy”. Gabriel
chciał tylko odwiedzić doroślejszą wersję Oriona – o fakcie tym siłą
rzeczy musiał się prędzej czy później dowiedzieć, skoro pocieszny
Baranek wyspawszy się należycie, nie zamierzał jedynie leżeć i płakać,
jak to robił w wieku niemowlęcym. Kilka godzin po przemianie szalał wraz
z nadążającym za nim Danielem, nie bojąc się wcale nowego otoczenia.
Nawet łowcy nie byli mu straszni! Żołnierz tak łatwo nie zapomni
strachu, jaki odczuł, gdy wpadając do ich podziemnej twierdzy chwilę po
niesfornym dziecku, ujrzał je na kolanach Verriera.
Całe szczęście, że malec miał na sobie wisior swego tatusia, bo w
przeciwnym wypadku dowódca mrocznych demonów z pewnością nie wiedziałby,
z czyją pociechą ma do czynienia i potraktowałby ją na równi z innymi
ciekawskimi, a tego bezsprzecznie nie potrafiłby sobie później wybaczyć.
Co
zaś tyczy się porannego spotkania, białowłosy anioł w rzeczy samej miał
przyjemność przywitania się z Orionem i niezmiernie cieszył go widok
Księcia zakochanego w synku. Nie chciał rozgłaszać swych wątpliwości,
ale nosił w sercu obawę o przyszłe zachowanie rudzielca względem
szybkiego ujarzmienia i obarczenia go ojcostwem, ale jak widać na próżno
tracił kilka godzin bezsenności. Gdy usłyszał o wystawianym przyjęciu
na cześć dziecka, owładnęła go tak silna fala wesołości, iż nie mógł
powstrzymać się przed rzuceniem żartobliwego pomysłu-stwierdzenia.
Zdawał sobie sprawę z tego, że jeżeli coś przypadnie archaniołowi do
gustu, to nawet głodówka na mleko nie powstrzyma go przed podjęciem
wyzwania.
Początek
walki na samym wstępie pozbawiony był czystej gry. Dlaczego? Otóż po
słowach anioła, które nawiązywały do urządzenia niewielkiego turnieju, w
którym nie dość, że proszeni goście dostaliby zaproszenie z pierwszej
ręki, to jeszcze ich zapewnienie o przyjściu załatwiano by od razu,
Michael postanowił zadziałać ekspresowo. Oszczędność papieru i czasu
najwyraźniej mu konweniowała, bo rzucając się do Gabriela i Asa
wykrzyczał potrzebną formułkę, wysuwając się tym samym do przodu. Niczym
koń na wyścigach – ruszył z kopyta, paląc podkowy.
Oniemiały
z początku rudzielec ruszył w ślad za nim, zostawiając Oriona pod
skrzydłami Astrota oraz anioła o tak upodobanym przez małego diabełka
kolorze włosów, który posiadały także długie pasma Daniela. Mężczyźni
mogli podziwiać znikających za drzwiami tatusiów – niekiedy prawie
zderzających się ze sobą i wyraźnie warczących na lepszy refleks tego
drugiego, gdy rozpoczynając nauczone na pamięć słowa, zmuszeni byli
zamilknąć, słysząc zdziwione głosy i następujące po nich deklaracje
otrzymania cudownych wici.
-
Pal sześć Michaela. On nigdy nie miał czegoś... lub kogoś na własność,
więc niech się wyszaleje do woli, ale żeby Lucyfer? – Skrzydlaty oparł
się plecami o bark demona, przygarniając do siebie Baranka. Zdecydowanie
brakowało mu Teppeia. Oddał go w dobre ręce, bo Ismaela, ale jak to on,
nie byłby sobą, gdyby trochę nie pomarudził. Zamiast cieszyć się
możliwościami na nowe metody pieszczot z ukochanym, on wolał uprzykrzać
sobie życie. Niemniej Astrot powoli zaczynał rozpracowywać ten system i
jak do tej pory większość czasu upływała im nad wyraz przyjemnie. Warto
dodać, że ta rozkosz była na tyle wielka i obezwładniająca, iż całkiem
skutecznie przyćmiła sprawę z Kamio, a jak wiadomo Gabi nigdy nie
przepuszcza podobnych sensacji, więc należy oddać pokłon Asowi za
całkiem spory kawał pięknie wykonanej pracy.
-
Jak dotąd jego istnienie polegało na trójkącie bermudzkim. – pytające
spojrzenie brązowych tęczówek skłoniło go do kontynuacji. – Sen, posiłki
i wypełnianie dokumentów. Nie dziw się mu, że tak szybko dał się
wciągnąć w tę dziecinadę. Każdy czasami potrzebuje odetchnięcia od
codziennych prac, a uwierz mi, że gdy was tutaj nie ma, Lucyfer
przeobraża się w mrukliwego, zamkniętego na świat demona. Skąd niby
znałby wszystkich mieszkańców? Przecież nie chodzi od drzwi do drzwi...
Nauczył się tego na pamięć. – wyczuwalna w głosie troska skłoniła jego
towarzysza do głębszych przemyśleń.
Gabriel
nie wątpił w pracowitość piwnookiego. Po prostu nie sądził, iż sprawami
administracji i, jak się okazuje – pozostałymi, które bazują na robocie
papierkowej, zajmuje się właśnie Książę.
- Nie macie jakiegoś pomocnika, czy kompetentnego diabła, zdolnego do ogarnięcia tych wszystkich dokumentów?
Pytaniu
towarzyszył politowany, ale i wyrozumiały uśmiech ze strony słuchacza.
Dwa światy – Niebo i Piekło – zawsze działały inaczej, a więc brak
wiedzy w tym, czy innym aspekcie był całkowicie zrozumiały. Tym razem
jednak chodziło o coś innego.
- Powiedz mi, słońce, jak zachowuje się Rafael, kiedy niema obok siebie Mefiego?
Mężczyzna
gotów był od razu udzielić odpowiedzi, jednak zamyślił się,
przypominając sobie przygnębienie przyjaciela i branie udziału w każdej
nawet błahej misji. Wiążąc te fakty w całość otrzymał prosty wynik –
zielonowłosy najzupełniej w świecie tęsknił i aby zająć czymś głowę,
angażował się w te zadania, które wymagały długotrwałej i najlepiej
pochłaniającej myśli, pracy.
Gdy
wreszcie białowłosy przetrawił to wszystko, sapnął lekko, kręcąc
delikatnie głową. Że też nigdy sam na to nie wpadł. Zaraz jednak
uzmysłowił sobie pewien fakt, który wygłosił ze słabo ukrywanym żalem.
- Czemu mnie nie podałeś jako przykładu? – jednocześnie owładnęła nim ciekawość, jak i swego rodzaju smutek.
Astrot
spojrzał na niego poważnie, obracając przodem do siebie. Nie mógł
zaprzeczyć swym oczom, które wyraźnie pokazywały mu zafrasowanego i lekko
obrażonego anioła, który patrzył na niego z lekko wydętą wargą. Gdyby
nie to, że miał miejsce w pierwszym rzędzie, nie uwierzyłby osobom
postronnym, rozpowiadającym, iż ten zawsze dystyngowany, rozważny, o
kamiennej twarzy Gabriel może tak bardzo złagodnieć… A to wszystko przez
Teppeia... Prawda?
-
Przecież ty nigdy za mną nie tęsknisz. Za każdym razem, gdy opuszczałeś
Piekło, niemal zaczynałeś się uśmiechać, więc o co masz jakieś
pretensje?
Przechodzący obok Michael przystanął na chwilę, wysłuchując wszystkiego do końca, aby chwilę później dodać swoje trzy grosze.
-
Poker face, Asiu i uśmiech przez łzy. Dosłownie. Po przejściu przez
Bramę zamykał się w swoim pokoju i płakał, a tyle razy mówiłem mu, że...
Rosnący
gniew i czerwień na policzkach anioła zaczynał kumulować się, niczym
gotowa do wystrzału lawa. Zanim jednak wulkan wybuchł, wygasł
momentalnie, poskromiony solidną dawką jadu, którego mężczyzna raczej
sobie nie żałował.
-
Ten, kto przegra konkurs zaproszeń, będzie musiał zrobić coś wyjątkowo
przyjemnego dla zwycięscy… I, tak, nagroda mieści się w kręgu doznań
seksualnych. Jak widzę, Misiaczku, mina Lucyfera mówi mi, że odbił sobie
naszą dwójkę, a może i nawet zdołał cię wyprzedzić. – po raz pierwszy
cieszyła go blednąca z przestrachu twarz przyjaciela, który zadziwiająco
szybko znalazł się poza zasięgiem wzroku, zapewne nie chcąc łatwo
sprzedać skóry.
-
Jesteś straszny. – musiała minąć pełna minuta, nim As otrząsnął się z
szoku. – Poza tym blondasek nie może teraz kochać się z Lu.
- Ba, wiem o tym, ale robótki ręczne nie są zabronione.
Diabeł
chyba zaczynał się go bać... Z początku nie chciał wierzyć w plotki,
rozwodzące się o charakterze Gabiego, jakoby miał zakrawać na iście z
piekła rodem, ale przebywając z nim dłużej, sam dochodził do takich
wniosków. Niemniej połechtało go to, że anioł naprawdę za nim tęsknił.
-
Zaskakujesz mnie. – mruknął i nie pozwalając mu na kolejny ruch, wsunął
prawą dłoń między jego kark a policzek. Czułe, oddające wiele uczuć
spojrzenie zakotwiczyło w brązowej przystani, a równie spragnione
miłości usta nakryły te drugie na uśmiechaniu się w sposób pasujący do
opisu zawstydzenia zaistniałą sytuacją.
***
Wynik
pojedynku – sto siedemnaście do osiemdziesięciu trzech dla Lucyfera.
Przegrany blondyn miał adekwatną do końcowego rezultatu minę, jednak
ucieszyła go obietnica rudzielca... bynajmniej jej początek. Do tej pory
mężczyzna wzdrygał się, gdy tylko spojrzał na zadowolonego Księcia.
„
Na razie nie będę cię tym męczył. Poczekam, aż Rada ogłosi swoje
niezadowolenie, każąc mi odejść, gdyż spełniłem swoją misję, a wtedy
zażądam ostatniego życzenia. Wówczas ty wkroczysz do akcji i zrobisz to na ich oczach”. Piwnooki potrafił być straszny, kiedy tego zapragnął...
***
Głośny
śmiech rozniósł się po ogromnym salonie, który Władca Piekieł
specjalnie powiększył i udostępnił, aby wszyscy goście mogli swobodnie
się pomieścić. Czego nie robi się dla jedynego wnuczka, prawda?
W
tej chwili przy prostokątnym stole siedziało około dwustu mężczyzn i
kobiet. Wieloraka kadra przemieszała się nieco, dzięki czemu mijające
się na co dzień istoty, teraz mogły ze sobą porozmawiać, a już dało się
poznać po niektórych, iż ten, czy tamta przypadła do gustu komuś o
zupełnie innej profesji.
Poczynając
od żołnierzy, łowców, medyków, zielarzy, zwykłych obywateli, czy nawet
zaprzyjaźnionych elfów, skończywszy na elicie pałacu – każdy bawił się
nad wyraz dobrze, a sam Orion chyba nie mógłby wyobrazić sobie bardziej
wystawnego przyjęcia.
Jednak
w obliczenia wkradł się niewielki błąd – dwa elementy ewidentnie
odstawały humorem od reszty. Z racji imprezy oraz sporych ilości
lejącego się alkoholu lub mleka – zależnie od grupy – wszelka jednostka
odpowiadała za siebie, więc Mefi, korzystając z tego fantu postanowił
się opić i bezkarnie przystawiać do Rafaela – ku niezadowoleniu Kamio.
Brunet
nie mógł na to nic poradzić, bo zasada próby obejmowała takie wypady,
ale jakoś nigdy nie słyszał, aby podobne zdarzenie miało miejsce.
Mag
był pierwszym z tych, którzy prezentowali sobą wisielczy humor. Drugą
istotą okazał się natomiast Baal. Mężczyzna starał się za wszelką cenę
zachować bezpieczną przestrzeń prywatną, odsuwając się odprawie
stykającego się z nim łokcia,
należącego do kotołaka. Właśnie tak przesiedzieli większość popołudnia,
nie obdarzając się chociażby spojrzeniem. Czort jeden wie, dlaczego
Kamio zdecydował się to przerwać.
Rozpoczął
nieudolnie, mrucząc coś pod nosem o trudnościach związanych z
usidleniem Mefistofelesa i z każdym wypowiedzianym słowem nabierał
jakiejś siły, jednocześnie odczuwając ulgę. Gdyby wiedział, jak wielkie
ściągnie na siebie kłopoty, najpewniej ugryzłby się w język, wytrzymując
do końca imprezy, ale to prawdopodobnie nie było mu pisane.
-
Myślałem, że diabły są bardziej rozwiązłe, chyba, że mam do czynienia z
wyjątkiem. On jest naprawdę miły, ale nie pozwala się tknąć. Przy
jakimś bliższym kontakcie zaczyna drżeć i pocić się, niemal mdlejąc mi w
rękach. Aż tak na niego działam? – prowadzony monolog, póki co nie
doczekał się odzewu. – U nas nie było żadnych problemów. Przecież ja mu
nie każę być na dole, do cholery. Mógłby przestać odkrywać rolę
pokrzywdzonego, ale chyba nie to mu w głowie, więc może... jakoś temu
zaradzisz?
Dopiero
teraz Baal obdarzył go swym zainteresowaniem,mrużąc oczy, jakby nie
dowierzał w to, co słyszy i jednocześnie miał jeszcze nadzieję, że mag
jedynie używa źle dobranych słów.
- Co sugerujesz? – chciał się upewnić. Może i mało go znał, ale byłby ostatnim głupcem, gdyby posądził go o haniebne zagrania.
Wystarczyło
jednak porozumiewawcze mrugnięcie długich rzęs okalających wrzosowe
tęczówki i kuszące rozłożenie nóg w zapraszającym geście, by zupełnie
zmienić jego punkt widzenia do maga, odczuwając w ustach gorycz, a w
sercu rozległą niechęć i sporych wielkości zadrę spowodowaną tym jakże
wymownym uczynkiem.
Kio,
widząc kumulujące się na twarzy żołnierza negatywne emocje, postanowił
wyjaśnić, co miał na myśli, odnosząc przeciwny do zamierzonego skutek, w
rezultacie dolewając oliwy do ognia.
- No wiesz... Pomożemy sobie wzajemnie, prawda? Ty sobie poużywasz, a ja zaspokoję pragnienie.
Gdyby
podobne słowa zostały użyte w innych okolicznościach, Baal nawet by się
nie wahał. Niestety, minione wydarzenia nadszarpnęły zranioną dumą
diabła. Utrata potencjalnego kochanka, który tak łatwo przestawił się na
inny obiekt, to nic przyjemnego. Do tego doszły jeszcze te obraźliwe
słowa i pożar trawiący wnętrze jasnookiego rozszedł się po nim, zajmując
wszystkie organy, jakby stworzono je z papieru. Mężczyzna wstał
gwałtownie, mówiąc coś w niezrozumianych dla gości języku. Wszelkie
rozmowy zostały stłumione, a chwilę później komnata wypełniła się ciszą
jak makiem zasiał.
- Um ná
vea scortum!* – wykrzyczał, czując zbierające się pod powiekami łzy. O
nie! Nie będzie okazywał słabości. Przetrzymał jakoś bolesne pieczenie
oczu, wbijając paznokcie dłoń, po czym nabierając powietrza, jakby znów
chciał wyrzucić z siebie złość, dodał zdecydowanie ciszej, ale nie mniej
boleśnie, wręcz sycząc - Pervola te ipsum.**
To
zdanie rozszyfrowali wszyscy, patrząc w szoku na wybiegającego Baala.
Znalazło się też kilku takich, którzy zaczęli szeptać między sobą,
rzucając potępiające spojrzenia w kierunku nie potrafiącego odnaleźć się
w nowej sytuacji kotołaka. Brunet przez krótką chwilę miał nadzieję, iż
demon po prostu z niego kpi i zaraz roześmieje się, nakazując iść za
sobą w wiadomych celach. Gdy jednak nic takiego – bo jakże by mogło –
nie miało miejsca, czułe na najmniejsze drgania uszy zaczęły siłą rzeczy
wyłapywać pytania dosyć często powtarzające się wśród świadków
zdarzenia.
„Co takiego musiał powiedzieć, skoro Baal, wytrzymujący wiele obelg, zareagował tak gwałtownie?”
Zaraz jednak dochodziła do tego odpowiedź: „Nie mam pojęcia, ale na pewno było to coś raniące jego godność.”
Godność?
Jak to... przecież sam żołnierz wiele razy proponował niezobowiązujący
seks, więc co takiego tym razem go ugryzło? Mag śmiał wątpić w nagłe
pojawienie się uczuć, dozgonną miłość i uwielbienie do swej osoby,
dlatego przypomniał sobie przebieg rozmowy, którą przeprowadził z
demonem. Gdy dokonywał „przewijania” dialogu do tyłu, cichy głos w
głowie próbował przebić się przez gruby mur niedostępności. Kilkukrotne
podejścia przyniosły efekt i nakładając się z uzmysłowieniem sobie, jak
okropnie zachował się elf, dodały jeszcze kolejnego rzutu kamieniem w i
tak zszarganą wyzwiskami duszę.
Do
tej pory mężczyźni nie żałowali sobie seksu, wymyślając coraz to
ciekawsze metody.Wielokrotne igraszki gwałtownie zamarły, gdy na
horyzoncie pojawił się Mefistofeles – rzekoma druga połówka maga – przez
co Baal został odsunięty na bok, jak cukierek, z którego dziecko
wyjadło krem, wyrzucając brudzącą mu palce czekoladę, jaka
przeszkadzałaby mu w innych, ciekawszych zajęciach. Z kolei teraz, gdy
owe „zajęcia” nie przejawiały podobnej fascynacji, Kio zapragnął
powrócić na stare śmieci, ale wyłącznie na jego warunkach. To dopiero
narcystyczne i egoistyczne nastawienie.
Diabeł miał pełne prawo do ostrych słów.
Kamio
zastanawiał się nawet, dlaczego nie został uderzony. Zaraz jednak
przyszedł porozum do głowy, zrywając się z miejsca. Tak bardzo chciał
przeprosić, wyjaśnić, lecz gdy dobiegał do drzwi, ktoś szarpnął nim,
zatrzymując przed wyjściem. Mógł przypuszczać, że znajdzie się osoba,
która nie będzie zachwycona z jego decyzji, ale żeby Rafael?
-
Nawet nie waż się do niego iść. Jeżeli zrobisz chociaż krok w stronę
drzwi, zapewniam, że gorzko tego pożałujesz. Słyszałem waszą wymianę
zdań. – uśmiechnął się cynicznie, dostrzegając wyraźne drgnięcie i
panikę we wrzosowych tęczówkach. – Nie zasługujesz na miano anioła.
Jeszcze dziś napiszę zażalenie do Nieba i złożę je Radzie. Postaram się
też, aby druga strona, czyli Piekło zastosowało wobec ciebie odpowiednią
karę. Pożałujesz tego. – w jego głosie pobrzmiewały nuty upodabniające
się do warkotu wściekłego zwierzęcia. Zielone oczy błyszczały wrogo i
utrzymywały taki stan, póki ich właściciel nie pobiegł za oddalającym
się Baalem.
Nie
tylko kotołak z trudem dochodził do siebie po tym ataku. Nawet
Mefistofeles z powrotem zajął swoje miejsce, które w chwili zamieszania
opuścił. Odkąd znał ukochanego, nigdy nie przyszło mu spotkać się z
podobnym zachowaniem. Owszem,gdy wymagała tego sytuacja, bronił diabła,
podnosząc głos, ale zazwyczaj „zabijał” przeciwnika opanowaniem i tą
nieznośną, przepełnioną winą – ciszą.
Czyżby
przez te kilka dni rozłąki a przebywania w innym otoczeniu dowiodły
Rafaelowi, że tonie z demonem chce być... że to Baal jest tym... Nie,
nie powinien tak myśleć. Tylko... to wszystko przez zazdrość. Zawsze
miał jasno ustalone zasady i klarowne sytuacje – kocha zielonookiego, a
on jego i ot cała filozofia. Teraz pojawiły się komplikacje i choć
bardziej skłaniały się ku zabawie, to jednak upewniły Mefiego, co do
tego, że okazywanie uczuć to nie tylko pieszczoty i przebywanie ze sobą,
ale także wyznawanie drugiemu, co się do niego czuje. Zwłaszcza, gdy ta
druga osoba daje o tym znać na każdym kroku, a on, nieposkromiony
diabeł woli czasami stosować gry słowne, pytania o miłość, niż samemu
dać dowód własnej. Tak być nie mogło. Może i chwila, którą wybrał, nie
należała do najlepszych, ale już postanowił.
Zbierając w sobie siły na – o ironio – odwagę, której diabeł powinien
mieć w nadmiarze, wstał gwałtownie, z miejsca przechodząc w bieg.
Tymczasem Kamio podszedł niepewnie do okna, wyglądając przez nie na plac zamkowy. Chwilę później pojawił się na nim Baal.
To
był przełom. Kontrola opuściła ciało elfa, rzucając nim o ścianę
nieopodal parapetu. Przytrzymał się go, prawie wisząc w powietrzu. Fala
wspomnień zalewała go od środka, wywołując potworny ból skroni i
pieczenie nasady nosa,doprowadzając do zjawiska równego uderzeniu
obuchem.
Gorąco mi...
Przymknąłem
oczy, dzięki którym mogłem „zobaczyć” ewentualne magiczne przedmioty,
które powinny mienić się na fioletowo. I kiedy już coś takiego
wypatrzyłem, dotarcie do tego uniemożliwiła mi przeszkoda w postaci, jak
mniemam, diabła.
Nim ostatni wyraz zabrzmiał w korytarzach pałacu, Kio wylądował płasko na ścianie, nie mając możliwości sięgnięcia po broń.
Baal
nie dał się wyczuć. Jego aura pozostawała zagadką od samego początku.
Dotyk jego ciała parzył, a dusza nie płonęła magią... Właśnie teraz
Rafael usiłował ostudzić jego emocje, które zapewne wrzały w korytarzach
żył.
Elf patrzył na to z przejmującą paniką i cierpieniem.
On już wiedział.
Jasnoczerwone
tęczówki wyczuły czyjś wzrok, więc podążając za intuicją, skrzyżowały
się z ich wrzosowymi odpowiednikami. To od nich odbijała się łuna ognia,
jaki owinął się wokół ciała demona.
Musisz podążać za kolorem ognia, ale widzianego oczyma, nie duszą.
Tym
razem słowa przepowiedni odnalazły prawdziwego odbiorcę i kotołak nie
musiał pytać kogoś o zdanie. Wystarczyło tylko poczekać na reakcję
serca, a niezniecierpliwionej natury.
Zakryte
coraz intensywniej drżącą dłonią usta oraz opadające bezsilnie ciało
najlepiej wyrażały, jak czuł się były anioł, który dokonał największej
pomyłki w swoim życiu i być może nie będzie mu dane jej naprawić. Nim
mentalny krzyż podtrzymywany jeszcze zmaterializowanym współczuciem
całkowicie opadł mu na barki, zdążył podzielić się przepełnionym
szczerością i własną głupotą oznajmieniem, któremu akurat teraz daleko
było do pytania. Szept roznoszący się po ogromnej sali mimo wszystko
dotarł do uszu zaproszonych, którzy z zapartym tchem obserwowali zmiany
kolorów na twarzy Kio.
- Co ja najlepszego zrobiłem.
____________________________________________________________________
*Nie jestem męską dziwką!
** Przeleć się sam.
Hej,
OdpowiedzUsuńpodobało mi się, Ball i ta jego reakcja, tak te słowa bardzo w niego ugodziły, w końcu zrozumiał, że to cały czas chodziło o Balla...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga