03 sierpnia 2011
Witam kochane Elfiątka xD Dziś rozdział przedwczesny... to znaczy dodany z jednodniowym wyprzedzeniem (ha, mistrzu jestem xD) Przyczyna jest, i owszem - cholera wie, czy jutro wejdę na komputer, a jeżeli do przyszłego piątku nie pojawi się rozdział, to znaczy, że zamordowałam czwórkę dzieci i siedzę w więzieniu. To bardzo realne, uwierzcie... sami myślelibyście podobnie myśli. Mając w domu 6 ludzi łącznie ze mną, nagle dorobić się jeszcze ósemki, to wiecie... seppuku to taki delikatny wymiar kary na siebie (albo uwolnienia xD). Tsa... Mam nadzieję, że wyjedzie to to szybko, bo inaczej, jak już komuś pisałam, kupię sobie własną planetę z internetem i na niej zamieszkam. Dajcie siłę...
Odpowiedzi:
Star 1012 - Umiejętnie się wygadałam XD A dzisiaj ciut, ciut o tym będzie (przy końcu). Rafael zorganizował sobie czas. Nawet chyba nie podejrzewał, że tak go spędzi. Orion i Daniel... przekonasz się za... w sumie chyba krótki czas. Czy wygadam się, pisząc, że niedługo planuję zmianę szablonu? XD Sławna osobistość - zawsze, jak czytam Twoje komentarze, to bije od nich taka powaga i mądrość, więc może ze sławną osobistością nie trafiłam, bo one teraz nie wykazują się tymi cechami, ale... taką osobistością poważaną, o. Twój komentarz był 5000 xD
Churi^^ - Widzisz, kochana moja xD Moją ulubiona parą jest teraz Kio i Baal, chociaż... Mefi i Misiek też byliby fajni *zerka na rozdział* Noooo, ale bardziej przypominają braci xP Orion i Daniel to póki co *konspiracyjny uśmiech* znajomi... opiekun i dzieciątko. Dziecko.. bobas... Bez zboczeństw, Ori musi dorosnąć! XDD Dziś też sielankowo xD Rozdział się pisał i pisał i... ma 2336 wyrazów O_O Rekord *wyrzuca ręce w górę, nadal mając taką minę : O_O) xD Pisz dużo ,pisz ;3 Misiek się cieszy xP
Fusiaczek ;3 - Mnie nie zryło.. mnie połamało.. ręce... ałaaa. XD Dwie godziny malowałam płot w lejącym się upale... padam na twarz... a napisałam rozdział, więc za odchyły nie odpowiadam *myje rączki w rzece* xD To opowiadanie ma mieć... że niby... tak plus minus... jeszcze...ee... 12 rozdziałów. No może upchnę w 10, bo padam już przy nim, a wręcz podniecam się następnym xD Dobrze, będę czekać z utęsknieniem ;3 Tylko, jak wyślesz, to napisz na dole "by Zygfrydziątko" ;3 Bingo - Mefi już jest z Kio... no nie na długo, ale zawsze coś xD Mruff, Mruff (niemal jak Ole! xD)
Yaoistka^^ - Dzisiaj będzie znów o Miśku. Kurde, trochę mi się rozpłakał, ale na korzyść, na korzyść xD I zdradzę Ci, że Baal zyskał bardzo dobrego kolegę, który kiedyś odwdzięczy mu się za dzisiejszego, mentalnego kopa w tyłek xP
Zielona Strefa
Słońce, słońce, jest gorące i świeci. Skaczą, cieszą, radują się dzieci... A nasz szanowny pan Kret z pogody powiedział, iż od piątku mamy burze, więc "może jesień będzie sucha", na co moja mam stwierdziła: "A może zima?" Heh. Nie ufajcie żyjątkom mieszkającym pod ziemią! XD
Dziękuję za komentarze ;3 Chcę też przeprosić Grelcię, że stale zwlekam jej z komentarzem i czytaniem blogów. Serduszko kochane, wybacz mi. Wrzesień okaże się dla mnie łaskawszy (larwy, to jest... dzieci pójdą do szkoły, więc żadna rodzina nie zwali mi się na głowę, więc nadrobię!)
Rozdział dedykowany Star1012 - napisała 5000 komentarz ;3
EDIT 4.08. Rozdział zedytowany, bo było trochę błędów xD
EDIT 8.8. Kochane Aniołki. W ciągu najbliższych dni(pewnie do niedzieli) prawdopodobnie nie będzie mnie na komputerze. Powód prosty - kuzyn znowu do mnie przyjechał. Słowo daję, w przyszłym roku, jeżeli będzie chciał przyjechał, powiem, żeby spadał na drzewo, albo spuszczę psa. Notki pewnie nie będzie - ta wesz pewnie nie opuści mnie na krok. Boże... za co... Tym razem ryzyko więzienia wydaje mi się rajem ==
Zapraszam do czytania. Na dole macie piosenkę do tekstu. Może nie każdy lubi takie klimaty, ale ja lubię wykonawcę xP
---------------------------------------------------------------------------
Trzymane
na wodzy wybuchy złości odzwierciedlały się powoli w szybkich ruchach
zbliżającego się anioła. Gwałtowne, jakby szarpane kroki były jedynym,
na czym mógł sobie pozwolić, nie zniekształcając swego charakteru. To,
że znalazł się w ciężkiej sytuacji i dane mu było dźwigać na barkach
próbę cierpliwości nie oznaczało od razu, iż musi obnosić się ze złym
humorem, aczkolwiek wyładowanie się na czymś pewnie przyniosłoby ulgę.
-
Przyszedłem powiadomić o tym, że Mefisto zjawił się w komnacie... elfa –
zaciśnięte pięści i tak znajome określenie na maga wywołało ponury
uśmiech na ustach Baala. – i na jego rozkaz ma tam przebywać cały dzień.
Spokojny
dotąd wiatr wzmógł się, szarpiąc długimi, zielonymi włosami. Cała jego
postać wydawała się być rozszalałym tornadem, a otaczające go istoty
przebywały najwyraźniej w oku cyklonu, które przemieszczało się z każda
chwilą, gotowe do ataku każdej napotkanej przeszkody.
Lucyfer
nie był głupi i mógł założyć się o własną pozycję, że wygłoszone przed
chwilą słowa należały do Kamio. Z racji tego, iż ich odbiorcą był także –
dosyć niefortunnie – Baal, wolał pozostawić go samego. Dobrze pamiętał
pierwszy z napadów wściekłości, który zakończył się odbudową pola
treningowego oraz podniszczonych lochów, do których dotarła fala
uderzeniowa. Nigdy jeszcze nie widział, aby czyjś gniew był widoczny i
płonął tak intensywnie jasnym ogniem. Miał nadzieję, że tym razem do
tego nie dojdzie, zwłaszcza, iż udało się odblokować elfią duszę, która z
pewnością dodawała mu mocy. Gdyby jednak doszło do najgorszego,
najlepiej byłoby, aby Rafael kręcił się w pogotowiu, gotowy do
uspokojenia energii dowódcy armii, bo kto, jak nie on posiada tą
umiejętność.
-
Jak widzę, świetnie sobie radzisz beze mnie. – po przemyśleniu
wszystkich za i przeciw, rudzielec doszedł do całkiem rozsądnych
wniosków. – Zostawiam was samych. Porozmawiajcie, poznajcie się
lepiej... Na chwilę obecną i tak nie macie nic lepszego do roboty, a my z
Michaelem udamy się na randkę. – mrugnął porozumiewawczo do
podwładnego.
-
Która i tak zakończy się w łóżku. – naburmuszona mina i nieznaczne
rumieńce zawładnęły jasnym obliczem archanioła. – Znając ciebie,
planowałeś to od początku, na pierwszym miejscu wysyłając tutaj naszego
syna. Na wstępie wiedziałeś, że Rafael nas odwiedzi, więc zostawisz go w
rękach Baala, tym samym przedłużając przerwę żołnierzy, dzięki czemu
Orion będzie pod stałą opieką. – prychnął, widząc lekkie zakłopotanie w
piwnych tęczówkach. – Nawet nie próbujesz zaprzeczyć, zboczony diable.
Mina Lucyfera była iście bezcenna. Mężczyzna potarł kark w zażenowaniu, łapiąc blondyna za nadgarstek.
-
Stanowczo za dużo mówisz, ale już ja się postaram, aby to zmienić. –
niebezpieczny błysk w hebanowych źrenicach był ostatnią rzeczą, jaką
ujrzeli ich towarzysze, póki przestrzeń przed nimi nie zafalowała,
przenosząc parę prawdopodobnie bezpośrednio do zajmowanej przez nich
komnaty.
Po
Danielu i jego uroczym ulubieńcu także nie było już śladu, więc
pozostawiona samym sobie dwójka nie przepadających za sobą istot
westchnęła równocześnie, obdarzając się kwaśnym spojrzeniem. Ich dystans
do siebie nie wynikał z powodów szczególnie trywialnych, bo nawet nie
doszło między nimi do bliższych kontaktów, które wywołałyby jakieś
scysje. Po prostu obydwoje nie mieli zbytniego humoru na rozmowy, a co
dopiero przebywanie w czyimś towarzystwie, zwłaszcza, iż przypominało im
ono o źródle zdenerwowania.
-
Nie będę ci przeszkadzał. – pierwszym, który zabrał głos był anioł. Nie
miał pojęcia, czy zdołałby utrzymać w miarę spokojną konwersację, poza
tym, co byłoby przedmiotem dyskusji?
-
Nie masz w czym. – zauważył demon, wpatrując się w niego i jakby
zastanawiając się nad czymś. Ostatecznie pozwolił sobie na rozluźnienie.
– Uważasz, że najlepszym rozwiązaniem jest użalanie się i samotne
skulenie w kłębek, psiocząc na okrutny los?
Zielonooki
zmierzył go uważnym spojrzeniem, analizując treść słów. Nie mógł nie
zgodzić się z tym, co powiedział diabeł, gdyż niewiele mijał się z
prawdą.
- Co więc proponujesz? – zapytał, postanawiając dotrzymać towarzystwa samotnemu teraz mężczyźnie.
- Zapraszam w skromne progi. – długie ramię wskazało odległy o kilka metrów namiot z białego materiału.
Zasuwane
na zamek wejście chroniło znakomicie, wspomagane zaklęciami obronnymi,
które w chwili ataku zmieniały pomieszczenie w twierdzę nie do zdobycia,
przyoblekając ją w gruby, skalny mur.
-
Nie powiedziałbym, że masz tu skromnie. – Rafael stanął tuż za progiem,
podziwiając wykwintnie zastawiony stół, w którym nie zabrakło jedzenia
dla aniołów. Kryształowy żyrandol mienił się wszelkimi kolorami,
rzucając blask na jasne policzki skrzydlatej istoty. Szczere
powiedziawszy wyglądał teraz zupełnie delikatniej z tymi czerwonymi
światełkami smagającymi go od stóp po głowę. Ponadto wystrój namiotu
urządzony był w ten sposób, aby dawał nieco mdłe odcienie na niemal całą
powierzchnię prócz wymienionego stołu oraz niewielkiego biurka pod
przeciwległą do wejścia ścianą.
Mężczyzna
zajął miejsce w fotelu, zauważając obserwujące go tęczówki diabła. Sam
też zachowywał czujność, jednak mało wzmożoną. W chwili skrzyżowania
spojrzeń, Rafael mruknął coś pod nosem i nie przejmując się brakiem
taktu, zdjął obuwie, krzyżując nogi i rozpierając się niechlujnie.
Wypielęgnowana
brew żołnierza powędrowała do góry, przyciągając z kąta drugi fotel i
ustawiając go naprzeciwko towarzysza przetwarzał spokojnie, acz sprawnie
wszystkie informacje na temat anioła.
O
ile było mu wiadomo, opanowanie, godność, honor, troskliwość,
rzetelność, dyscyplina, czujność, estetyka, kultura i savoir vivre to w
rzeczy samej dekalog przebywającego z nim osobnika, więc co się z nim
musiało dziać, skoro nie dbając o nic, najzwyczajniej w świecie mlaskał,
oblizując palce z płynącego po nich miodu, który Rafael skrzętnie
zbierał ze słoiczka. Gdy tylko Baal podał mu łyżeczkę, ciemno zielone
tęczówki błysnęły kpiąco, nie przyjmując pomocnego przecież sztućca.
Nawet to tak mocno nie zszokowało demona, jak głośne siorbanie mleka.
- Musisz być bardzo... zdesperowany? – pytający ton zawisnął w powietrzu wraz ze spowijającą ich teraz ciszą.
Ciemne
podkowy wokół oczu anioła nie mogły się przecież ukrywać, a umęczony
wzrok dopowiadał resztę. Nabiegłe łzami rzęsy skupiły się na jakimś
punkcie, a zwinięta dłoń maltretowała jedną z warg anioła.
-
To prawda. – cichy, niepokojąco wilgotny głos wydobył się ze
ściśniętego gardła. Prawa noga wyprostowała się, po chwili spoczywając
na podłokietniku siedziska, które zajmował.
Baal
niemal skrzywił się, widząc go takim. Rozumiał, że skrzydlaci to raczej
kruche istoty, ale zasłyszane informacje na temat tego konkretnego,
zdołały kreować go na miarę autorytetu... który gasnął w mniemaniu
diabła. Co się stało? Czyżby to wszystko było prawdą wyłącznie w kręgu
plotek?
- Słuchaj – zaczął, wpatrując się w niego
surowo. – To nie koniec świata. Poza tym próba ma trwać trzy dni, a
potem związek Owieczki i elfa ma zostać rozwiązany, tak?
- Owieczki?
-
Nie zwracasz uwagi na to, co ważniejsze. – głębokie westchnięcie
umęczonego demona to coś porównywalnego do silnej irytacji. Jeżeli już
ma miejsce, to znaczy, że delikwent ma ochotę kogoś uderzyć. – Mefi jest
taki... miękki, jak się do niego przytula. I nie martw się… czasami
potrzebowałem... przejawu sympatii. Wracając! – nie pozwolił na to, aby
Rafael zabrał głos, czując przebijające się na twarz rumieńce. Rany, do
czego doszło... Żeby on, pogromca swych żołnierzy pokazywał tak wadliwe
dla niego emocje. – On by cię nie zdradził. Już prędzej połamałby
Odmieńcowi kości, gdyby ten kocur dobierał się do niego. Poza tym, z
tego, co mi wiadomo, możesz tu przychodzić, kiedy cię się tylko zamarzy,
więc z lekką ręką poświęć te kilka dób na rzecz wieczności i, na Boga,
przestań rozpaczać, bo psujesz swój wizerunek. Nie znam cię dokładnie,
ale najwyraźniej masz rozdwojenie jaźni, skoro raz wyczyniasz takie
numery, a kiedy indziej kipi od ciebie spokojem i chłodną kalkulacją,
która zamraża wzrokiem i wzbudza skruchę. – potargał ręką włosy,
ostatecznie zaczesując je do tyłu. – Diabeł pocieszający i upominający
anioła... Astrot miałby ubaw. – opadł na oparcie fotela, przymykając
powieki i kładąc stopę na stół.
-
Sam nie jesteś lepszy, bo od jakiegoś czasu stępił ci się język, mój
drogi. Poza tym brud i kurz spod podeszwy niemal nabiera nóżek i pełza
po jedzeniu. Chyba nie wywiązujesz się z norm bezpieczeństwa i higieny
pracy... czy też raczej miejsca pracy.
Baal nie mógł powstrzymać uśmiechu, otwierając jedno oko, aby zauważyć nienagannie oraz kompletnie ubranego i arystokratycznie siedzącego anioła.
-
Witaj z powrotem. – mruknął, dźwigając się z miejsca. – A teraz chodź.
Oprowadzę cię po zamku, bo śmiem wątpić, mości muzyku, iż w ferworze
przyjemności czas wolałeś spędzać wyłącznie w komnacie należącej do
Owieczki. – skoro miał już towarzystwo, to marnotrawstwem byłoby z niego
nie skorzystać. Nim jednak zdołał wyjść z namiotu, zatrzymał go
delikatny uścisk na przedramieniu. Po chwili miał przed sobą twarz
okoloną zielonymi włosami.
- Kochasz Kamio?
Na
krótkie, zwięzłe pytanie, odpowiedzią była cisza i potyczka jasnych
oraz ciemnych tęczówek. Rafael nie był ciekawy. Po prostu, w jakiś
dziwny sposób zapragnął zaprzyjaźnić się z krnąbrnym diabłem, który w
gruncie rzeczy pomógł mu dojść do siebie i uświadomić, jak bardzo zależy
mu na Mefistofelesie i... jak straszne są dla niego rozstania z nim.
Niedawno przeprowadzona rozmowa jedynie upewniła go w swych zamiarach.
- Nie. – padła twarda, nagła odpowiedź.
Mimo
to anioł zauważył coś, co umknęłoby nawet archaniołowi. W końcu to on, a
nie Michael, Symiel, Orifiel, czy Zachariel, potrafił wyczuwać czyjeś
emocje, nawet te, których panicznie wręcz broniono.
-
W takim razie musi ci bardzo zależeć na Mefim, skoro jesteś aż tak
zaangażowany w całą sprawę. – nie uszedł mi nikły, ale jednak płomień na
dnie smolistej źrenicy.
***
W
innej części Królestwa niezadowolenie zadomowiło się na twarzy
prychającego z irytacji maga. Nie spodziewał się, że po kwadransie
przebywania sam na sam z wybrankiem przeznaczenia znów będzie miał
kontrolę i niezapowiedzianą wizytę.
-
Kogo znowu niesie. – nie kwapił się nawet z przyjaznym tonem. Dopiero,
gdy w przestrzeni między drzwiami ukazała się blond czupryna, jego
spojrzenie złagodniało, niemal zapraszając tym do środka.
-
Ja... tylko na chwilę... Do Mefiego. – pomimo wkładania archaniołowi do
głowy, że ich Owieczce nic nie grozi, on po prostu nie umiał przejść
obok tego bez żadnych środków ostrożności i wymierzenia sobie pokuty. –
Mogę?
Kotołak,
rad, czy nierad musiał opuścić komnatę, mrucząc nieco gniewnie i
opuszczając uszy płasko, niemal zlewając je z włosami. Był w rui, do
diaska, więc jak miał przekonać Mefistofelesa do tych spraw, skoro za każdym razem, gdy czuł bliskie podniecenie, ktoś bezpardonowo przeszkadzał mu i nadwyrężał cierpliwość.
Tymczasem
Michael usiadł sztywno na krześle, posyłając młodszemu diabłu niepewne
miny. Wciąż głowił się nad tym, co ma powiedzieć, zrobić, a w drodze do
niego żywił nadzieję, że pomysł sam jakoś się wymyśli. Realia jednak
okazały się nieco inne.
-
Wyglądasz, jakbyś szedł na skazanie. – brunet tak niewiele się mylił. Z
chwilą, gdy to powiedział, jasna głowa pochyliła się jeszcze bardziej,
zastawiając grzywką dostęp do rumianej twarzy.
-
Przepraszam, że musisz przez to przechodzić. Gdybym się nie zgodził,
pewnie teraz śmialibyśmy się z tego, a tak jesteś skazany na brak
obecności Rafaela. – cichy, jednak słyszalny głos dotarł do odbiorcy,
niemal łącząc jego brwi w geście zdumienia. – Ja cię naprawdę lubię.
-
Michaelu, nie wstydź się mnie. No popatrz mi w oczy. – zachęcał,
starając się coś dostrzec pod gęstwiną kosmyków. Kiedy delikatne
nawoływania przyniosły skutek, demon mógł wreszcie ujrzeć spływające
strumieniami łzy i zaczerwieniania wokół ich źródeł. – Oh... –
westchnął, wyciągając do niego rękę. – Chodź tu do mnie, ale na kolana. –
zastrzegł, gdy archanioł przysunął jedynie drewniane siedzisko.
- Jestem za ciążki.
-
I pociągający. – demon zaśmiał się, przyjmując na siebie o dziwo
lekkiego mężczyznę. – Czy ty czasem za mało nie jadasz? – zdecydowane
zaprzeczenie jedynie wzmocniło go w przekonaniu, że ma rację, ale o tym
będzie musiał porozmawiać sobie z Lu. I już on zadba, aby rudzielec
poniósł konsekwencje. – Dlaczego płaczesz?
To było jak czara goryczy, która właśnie się przelała.
-
Tak rzadko widzicie się z Rafaelem, a przez Kio, te relacje znacznie
się skrócą. Wiem, że gdyby nie zamknięcie Bram Nieba, w ogóle nie
mielibyście tyle czasu, ale skoro los już dał szansę, to powinniście ją
wykorzystać. Przez tą głupią próbę wszystko się posypało. W dodatku ty
nie czujesz się najlepiej, więc tym bardziej źle mi z tym, że nawet nie
braliśmy pod uwagę twojego zdania. Ja... nie chcę, żebyś rozstawał się z
Ra... faelem – zaszlochał, ścierając policzki. – Chcę, żebyście byli
razem i mogli bez przeszkód się kochać i... całować i... tulić i...
-
No już,cii. – diabeł położył go w zagłębieniu własnej szyi, gładząc
uspokajająco po plecach. – Ty naprawdę mnie lubisz... mnie i Asa,
prawda?
- O-czywiście! – wzburzenie połączone z łykaniem powietrza stworzyło całkiem urocze mruknięcie.
Mefi podniósł mu podbródek, zaglądając w świecące, przekrwione oczy.
-
Kochany aniołek. – ucałował go delikatnie, po chwili usuwając z
drżących w płaczu warg lepką ślinę. – Nie martw się niczym. Chcesz się
pokazać synkowi w takim stanie? Poza tym... – ponownie zetknął ich
wargi, tym razem w czulszym pocałunku. – Pewnie Lu mnie zamorduje,
jeżeli dowie się o tym, co robimy. – zmienił temat, powstrzymując się od
chichotu, gdy Michael stanowczo zaprzeczył, jakoby miał coś wygadać. –
Poza tym smutek na takiej twarzy to dopiero grzech. – przełożył jego
ciało w ten sposób, aby skroń archanioła przylegała mu do klatki
piersiowej. Byli co prawda tej samej postury, jednak to Mefi przewyższał
siłą fizyczną, dorównującą nawet Księciu.
Długie
firany zasłoniły dostęp do okien, a komnatę wypełniło światło licznych
świec, które pojawiły się za sprawą zaklęcia demona. Wkrótce ciche i
jakby zawstydzone dźwięki piosenki zaczęły nabierać głosu, aż wreszcie
dotarły do satysfakcjonującego poziomu, pozwalając Mefistofelesowi na
słowiczy śpiew.*
Pianino
zamierało cicho, a wtedy diabeł zamienił się w anielską istotę.
Przejmujące i chwytające za serce spoczywającego w jego ramionach
blondyna zamarło na ulotną chwilę, zakazując jakiegokolwiek ruchu.
Słuchał... uważnie słuchał, co ma mu do powiedzenia ten cudowny
mężczyzna i z każdym kolejnym słowem nabierał jakiejś duchowej energii i
radości z tego, że Rafael ma tak wspaniałego ukochanego, o którego dba
dokładnie tak, jak on na to zasługuje. Piosenka na teraz i dla nich
obojga, bo Michael nie wątpił, że do tego dążył kończący utwór demon.
Gdy zabrzmiały ostatnie takty melodii, morskooki odważył się spojrzeć na przyjaciela.
-
Masz.. .tak piękny głos. Mefi... czy ty... Chciałbyś mieszkać w Niebie?
– być może porywał się z motyką na słońce, ale miał intuicję i
przeczucie, że te dwie cechy tym razem go nie zawodzą.
- Czemu tak nagle...? – zabrakło mu odpowiedniego słowa, przekazując jego sens we własnym spojrzeniu.
- Odpowiedz, proszę. – nie musiał długo czekać.
-
Tak. – może i nie podobał mu się niepokojąco mocny blask zielonkawych
tęczówek, ale nie znał przecież myśli blondyna, aby wiedzieć, co chłopak
planuje.
W istocie Michael nic nie planował... on już podjął decyzję.
Nagle
do pokoju wpadł zdyszany Lucyfer, zatrzymując się jedynie na sekundę,
aby omieść wzrokiem dziwną scenerię. Zaraz jednak wygłosił słowa, które
drugi raz tego dnia zatrzymały serce archanioła…
- Coś się dzieje z naszym dzieckiem!
... tym razem ze strachu.
______________________
Hej,
OdpowiedzUsuńjak się okazuje to było zaplanowane przez Lucyfera, Rafael i jego zachowanie, a co to za pomysł? nie chciałabym aby dozstawał się z Lu, a ta taka szybka odpowiedź Balla i co z Orionem?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga