21 lipca 2011
Witajcie, moje piękne, kochane Elfiątka ;3 Mam dla Was kolejny rozdział ;) Mógł pojawić się wcześniej, bo skończyłam go wczoraj, ale dziś, jak to zwykle z moim szczęściem bywa, przyjechała do mnie kuzynka --'
Odpowiedzi:
Hotaru - Tak, wiem, czasami mam bardzo ciężką rękę do pisania i trudno coś zrozumieć, a poprzedni rozdział z lekka mi nie poszedł. Hm, dzisiaj... będzie coś ciekawego - mam nadzieję, że Cię zainteresuje xD A tak w ogóle, to gdzież moje maniery - Witam serdecznie w jaskini moralnego inaczej Skrzata xD
Churi^^ - Nie wiem, czy zauważyłaś wiadomość od Yaoistki ;P Zmiana nicku... Nie ma sprawy ;P Opis Baala faktycznie poniósł moją fantazję, choć ten fragment akurat mi się podobał xD (wzdychałam do wzorca xD) Oj tak, źle mi się pisało poprzedni rozdział. Był szarpany - chyba 4 dni go układałam, w tym większość rozszarpań dotyczyła walki, a lemon był... dla mnie cytryną, której wyciskałam ostatnie krople xD.
Star 1012 - Walka bardzo ich umocniła. Spojrzenia się spotkały, Baal zyskał moc, którą w sobie więził... Hah, to zobacz, co będzie się działo dziś... Baal się wkurzy xD Hahahaha XDDD No taak, skoro chłopaki urządzali sobie igraszki w gabinecie Lu (nawet pomimo zaklęcia oczyszczającego), coś mogło tam pozostać... Aż sobie wyobraziłam, jak Lu sięga po długopis z tu z niego zwisa coś białego... XDD
Yaoistka^^ - Jak Ty mnie potrafisz rozśmieszyć i optymizm we mnie wlać... XD Tia, Kio latał bez bielizny - a potem są skutki nadprogramowych namiocików w spodniach, taa xD I wtedy "Baal, pomóż". xD
Fusia ^^ - Orion... a w porządku xD Daniel go niańczy. Rany, kochana, jakiej ja niedawno dostałam weny! Jakiego ja mam pomysła! XD Oczywiście na Kio i Baala, bo za cholerę nie wiedziałam jak rozpracować ich dalsze losy xD Łaa, dla mnie one shot? Dla mnie? W ogóle, to pomyliłyście mi się z Fukuś... xD Podobnie nicki i do niej napisałam to, co miało iść do Ciebie xD No ale... obawiam się, że to ja mogę nie był godna tak fantastycznego opowiadania ;3 Mruff, Mruff xD
Zielona Strefa
Mogłam wrzucić notkę wczoraj, ale użarła mnie (chyba) osa (a ja jakoś nigdy nie czuję, gdy przyklejają się do mnie owady xD), przez co prawa ręka wyglądała w jednym miejscu jak samotna góra xP Nie byłam w stanie ruszyć nadgarstkiem przez kilka godzin.
Serdecznie witam Hotaru ;3
Zapraszam Was ja, Pastereczka yaoi (ehh, Shiro xD) na blog mojego kusiciela XD Shiro_san
Ślicznie dziękuję za komentarze i zapraszam na (mam nadzieję) lepszą notkę, niż ta sprzed tygodnia.
PS: Od dzisiejszej notki po wszelkie następne będziecie mogli odczytywać zdania czy słowa w języku elfickim, aczkolwiek większość będzie wymyślana przeze mnie lub podparta łaciną ;)
Energiczne
pukanie do drzwi nie zdołałoby w tym wypadku obudzić drzemiącego
spokojnie maga, choć z pewnością próbowano tego niejednokrotnie.
Czekający przed progiem goście zdążyli się już nieco nastać w jednym
miejscu, więc nie odkładając wizyty na później postanowili naruszyć
prywatność Kio. W końcu od czasu jego przybycia minęło kilka dni, które w
większości – dziwnym trafem – poświęcał nie Michaelowi, a swemu wrogowi
numer jeden. O ile ta wiadomość nie dziwiła Księcia, zresztą
wietrzącego spisek ze względu na potajemne spotkania tej dwójki oraz
wielokrotne zaginięcia, kiedy ich rzekome wykręty w postaci niedawnej
kąpieli przeciągały się do kilku godzin, o tyle archanioł popadał ze
skrajności w skrajność. Raz myślał, że jest to wynik czysto
przyjacielski, który ma zbliżyć warczących na siebie mężczyzn – w
dodatku po ich rozmowach pozostawali w nienaruszonym stanie – innym zaś
razem wyobrażając sobie najgorsze rzeczy, poczynając od hipnozy, na
zaklęciach paraliżu skończywszy. W dodatku oboje doskonale posługiwali
się zdolnościami medycznymi, a to z pewnością mogło pomóc w ranach,
jakie mogliby odnieść…
Nim
jednak wszyscy nowo przybyli zdołali ulokować się w przestronnej
komnacie, dobiegł ich nieco senny jeszcze głos osoby odwróconej do nich
tyłem.
-
Wasza gościnność to doprawdy godna pochwały cecha. Rozumiem, gdyby
Misiek chciał sprawdzić czy ze mną wszystko w porządku, ale po co mi aż
cała chmara? Więcej was matka nie miała? – mruknął gderliwie,
przecierając resztki znużenia ze współgrających z czarownikiem powiek,
które próbowały opaść, wznawiając regenerację ciała. – Wyciszyłem drzwi,
więc mogliście się dobijać, ile wlezie. – prychnął na jawną
niesprawiedliwość wobec niego, która nie pomogła mu w odpędzeniu
strudzonych czekaniem na odzew mężczyzn. Nie zaszczycając ich wzrokiem
skupił się magicznie na rozpoznaniu liczebności natrętów, jednocześnie
konstruując dla siebie ubranie. – Trzy osoby...? Czyżby – ziewnął
szeroko, zastawiając dłonią usta. – jakaś kontrola? – tym razem
przeciągnął się, słysząc w uszach delikatne szumy. Jak on uwielbiał
leniuchować... Gdyby ktoś wymyślił ósmy dzień tygodnia, to chłopak z
radością poświęciłby go na leżenie i wypoczywanie, a w ramach ruchu
korzystałby z toalety.
Spore
zdziwienie odbiło się na twarzach jego towarzyszy. Jedni przed drugimi
posyłali sobie spojrzenia nakłaniające do pytań, ostatecznie skupiając
się na Michaelu. Ten jedynie skinął głową.
- Jest nas czterech.
Kamio odwrócił się wreszcie ku nim, sprawdzając prawdziwość twierdzenia przyjaciela.
-
No faktycznie... Jeden w tę, czy w tę... – machnął ręką, odsuwając
okrywające go przykrycie. Spod pościeli wystrzeliły długie i zgrabne –
jak na mężczyznę – nogi odziane w kuse, granatowe spodenki oraz
zaczynające się od połowy łydki luźne skarpety wyraźnie podpatrzone w
czasie azjatyckich podróży maga. Jakby na przekór dołowi, bezrękawnik
miał śnieżnobiały odcień ze złotymi wykończeniami przy lekko stojącym
kołnierzu oraz kilkucentymetrowym dekolcie.
Gdyby tylko Baal to zobaczył...
Myśl
ta skłoniła kotołaka do rozejrzenia się pośród towarzyszy, próbując
doszukać się wśród nich czyhającego z boku demona, jednak po nim nie
było ani śladu. Zaintrygowany nagłym obrotem akcji – przecież nigdy nie
zdarzały mu się pomyłki, jeżeli sprawa dotyczyła korzystania z magii –
ponownie przymknął oczy, dostrzegając nimi jedynie trzy płomienie. I
wtedy przypomniały mu się słowa starego wodza wioski.
-
Musisz podążać za kolorem ognia, ale widzianego oczyma, nie duszą.
Zamknięte powieki nie ukażą jego magii, dlatego uważnie obserwuj!
Otrząsnął
się natychmiast, przypisując osoby do zaobserwowanych przez niego
ogników. Dwa niewątpliwie należały do Księcia i Michaela, a trzeci z
kolei do niebywale przystojnego, zielonowłosego osobnika, którego
przecież tak dobrze znał. W takim razie...
-
Jesteś moim przeznaczeniem! – wykrztusił z trudem, przyglądając się
równie zaskoczonemu, ale i rozbawionemu chłopcu o krwiście czerwonych
tęczówkach i takich samych, choć przeplatanych hebanem kosmykach. Nie
sądził, że odnalezienie drugiej połówki nastąpi tak nagle,
niespodziewanie i objawi się w postaci iście zjawiskowego młodzieńca. W
tym momencie cieszył się, że już dawno odrzucił jakiekolwiek nadzieje na
to, iż jego bratnia dusza będzie mieć biust.
Demon,
zarumieniony zasłyszanym wysokich lotów komplementem spuścił wzrok,
przygryzając wewnętrzną stronę wargi. Jeszcze nie wiedział, co siedzi w
głowie Kamio, więc nie czuł się w żaden sposób zagrożony, jednak gdyby
było inaczej, zapewne nigdy nie zgodziłby się towarzyszyć Lucyferowi w
odwiedzinach elfa.
Tymczasem
kotołak wymienił uprzejme pozdrowienie z dawnym towarzyszem długich
schadzek po Niebie, uśmiechem kwitując ciągle rosnące włosy Rafaela. Nie
przypuszczałby, że w ciągu tak krótkiego czasu spotka aż dwóch
znajomych z dawnego „podwórka”. Chwilę później znów wpatrywał się z
uwagą w zachwycającego go diabła.
Ten zdołał zebrać się w sobie, hamując łasą na pochlebstwa duszę.
-
Dziękuję za tak miłe słowa, lecz sporo się z nimi spóźniłeś. – pozwolił
się objąć nagle zaborczemu zielonowłosemu, wybuchając krótkim śmiechem.
Anioł
nie czuł się zbyt pewnie i przeczuwał, że coś jest nie tak.
Mefistofeles wyraźnie wpadł w oko magowi, a on przecież nie będzie się
nim dzielił. Bynajmniej nie uważał go za swoją własność, ale kochał go
całym sobą i nie zniósłby rozłąki. Wiedział, że gdyby tylko chłopak
zechciał od niego odejść, nie miałby zamiaru stawać mu na przeszkodzie,
ale też spróbowałby jakiegoś sposobu na przekonanie go do zmiany
decyzji. Rozum podpowiadał mu bardzo logiczne wyjaśnienia, lecz szybko
bijące serce rządziło się własnymi prawami.
Mag
zmarszczył brwi na widok dwójki tulących się do siebie istot. Czyżby to
urocze stworzenie było już zajęte? Jeżeli tak, wtedy wywiązałyby się
nieciekawe sytuacje, z drugiej jednak strony nie było mowy o podobnym
zaniedbaniu. Mimo wszystko musiał upewnić się co do swoich przypuszczeń,
aby później móc je jakoś rozwiązać i dopasować do siebie.
-
Chcesz mi powiedzieć, vanya moina*, że już kogoś masz? – zapytał
niepewnie, usiłując dojrzeć jego twarz ukrytą w ramieniu Rafaela. – Tir
ur nye. Um gaya Valaraucoar Elda Istari, valaina mellon.
Wypowiedziane
w elfickim języku słowa zupełnie zdekoncentrowały nie rozeznanego w
zamiarach Kio, zielonowłosego, nadwątlając jego cierpliwość. Wbrew
dotychczasowemu zachowaniu to on teraz potrzebował Mefiego, aby uspokoić
targające nim emocje.
-
Nie... nie rozumiem, co do mnie mówisz. – wyraźnie zagubione spojrzenie
dosięgło wreszcie wrzosowych tęczówek. Chłopiec zdecydowanie wolał
obecność kurczowo oplatających go ramion. Do tego nasilała mu się
prześladująca go od niedawna migrena i senność.
Czarownik
zdziwił się, iż przyszły partner nie pojmuje jego mowy... Wódz
opowiadał mu o całkowitym połączeniu z ukochanym, choć może przegapił
lekcję na temat długości docierania się, aby takowy stan faktycznie
wszedł w życie?
-
Nieważne. – machnął ostatecznie. – Przybywam z daleka w poszukiwaniu
dozgonnej i jedynej miłości. Mój mistrz i przywódca wioski wyjawił mi
skrawek losu, jaki mnie czeka i w jaki sposób mam szukać wybranka.
Główną cechą i zarazem najważniejszą ma być brak możliwości dostrzeżenia
tej osoby za pomocą moich czarów, które polegają na zobaczeniu oczami
niewidzialnego życia, czyli prześwietlania magicznego przy zamkniętych
powiekach. – wyjaśnił powoli, zmierzając ku końcowi. – Zanim tutaj
weszliście, zarejestrowałem tylko trzy jarzące się płomienie, a was jest
czterech... Tym brakującym jesteś ty.
Po
komnacie rozniosła się przejmująca cisza przerywana jedynie
pojedynczymi pomrukami dezaprobaty u głównego interesanta, do którego
kierowane były informacyjne słowa.
Trudno
byłoby wyjaśnić emocje, jakie dominowały teraz u każdego z osobna,
jednak najczęściej przejawiało się niedowierzanie i brak zgody na
akceptację tego szaleństwa. Dawno minęły czasy ustalanego przez rodziców
małżeństwa, a przyszła para mogła cieszyć się swobodą wyboru i w tym
wypadku Rafael nie zamierzał odstępować od reguły. Niby z jakiej racji
miałby od tak oddać swego ukochanego? Miłość w jego wypadku nie
oznaczała kilkudniowego zauroczenia, a gdyby istniał choć cień szansy na
legalne połączenie się z Mefistofelesem i uzyskanie błogosławieństwa od
Nieba, z pewnością nie wahałby się ani chwili, a teraz, co...? Ma
zapomnieć? Niee, przecież to niedorzeczne!
Zanim jednak zdążył się odezwać, głos zabrał Lucyfer, wyraźnie zainteresowany sytuacją.
- Mniemam, iż Kio nie ma zamiaru przeciwstawiać się woli mego przyjaciela, prawda?
Sugestia
podszyta groźbą nie wywołała ocieplenia atmosfery, a jeszcze bardziej
ją ochłodziła, wprowadzając zamęt w i tak szumiącej od nadmiaru wrażeń
głowie maga, który skinął mu potakująco. Dopiero wtedy Książę
rozpromienił się, rozciągając usta w leniwym uśmiechu. Planował coś
bardzo, ale to bardzo złego i ryzykownego, choć z pewnością w jego
gestii nie leżało rozdzielanie kochanków, a… drobna pomoc pewnemu
nabuzowanemu demonowi.
Będąc
diabelnie pewnym sukcesu, wygłosił słowa pieczętujące los na najbliższe
trzy dni dzielące wszystkich od otwarcia bram Królestwa Niebieskiego.
- Do tego czasu nic się nie stanie, a ja przekonam się co do moich podejrzeń.
– rudzielec wystąpił naprzód, rysując w powietrzu znak trójkąta i
zawartego w nim symbolu nieskończoności wraz z przebiegającą wzdłuż tego
linią. – Ten wzór nie jest ukończony, albowiem zdarzenie nie będzie
trwać wiecznie. Ponowne otwarcie Boskich Wrót gotowych na przyjęcie dusz
ludzkich równać się będzie końcu wspólnej historii splatanych tu istot.
– donośny i silny głos niósł się po murach zamku, docierając niemal w
każdy zakamarek.
Wiążące
zaklęcie wywołało niemoc na udręczonej twarzy Rafaela, zmuszając go do
pogodzenia się z wolą piwnookiego, aczkolwiek złość zaczynała rodzić się
w jego sercu, skruszając mury dobroduszności.
- Principatus
repetitiam, czyli zasada próby. Pamiętajcie, że macie tylko trzy dni.
Potem ty, Kamio, masz dać sobie spokój. – zastrzegł Lucyfer, czując
wbijające się w niego spojrzenie dwóch aniołów.
-
Ale... Po co mi trzy dni, skoro ja mam z nim spędzić wieczność! –
czarownik podniósł głos, nie rozumiejąc postanowień rudzielca.
Ten
jednak nie miał zamiaru odstępować od tego, co właśnie się stało.
Westchnął jedynie, zdając sobie sprawę z wagi problemu, jaki sam
stworzył.
-
Posłuchaj... – zaczął, szukając odpowiednich słów. – Nie sądzę, aby
Rafael pozwolił ci na odebranie mu Mefiego. Nawet nie wiesz... Jak
czystą i fantastyczną miłością potrafili się wzajemnie obdarować.
Zapewne miną wieki, nim ty czy ja zdołamy osiągnąć ich poziom. –
zatrzymał się, mimo wzbierających w nim potoków słów. Dopiero chwila
spokoju pozwoliła mu na kontynuowanie. – Przez te kilka dób masz szansę
zobaczyć to, co obecnie wydaje ci się namiastką przepowiedni. Jeżeli po
tym czasie nadal będziesz twierdził, że mój przyjaciel jest ci
przeznaczony, będę zmuszony... usunąć cię z Piekła. Wybacz, Kio – dodał
szybko, chcąc mieć to już za sobą. – ale mimo całej sympatii, jaką cię
niewątpliwie darzę, prędzej wyrzeknę się władzy, niż pozwolę na rozpad
ich związku.
Michael
nie wierzył w to, co słyszał. Jeszcze nigdy nie widział Księcia w
podobnym nastroju, a już nie śmiał wyobrazić sobie, że tego zbuntowanego
anioła będzie stać na podobne wyznanie. Pamiętał opowieści o licznych
eskapadach Baala i maga i domyślał się, że rudzielec chce uświadomić
obydwóm coś, czego, zdaje się, oni nie dostrzegają. Choć blondyn tego
nie popierał i w ogóle przez myśl mu nie przeszło, aby swatać akurat
ich, musiał także przyznać, że w planie Lucyfera nie ma zbyt wiele
niebezpieczeństwa mogącego zagrozić jednemu lub drugiemu. Co najwyżej – w
najlepszym wypadku dotrze do nich, że jednak darzą się iście żarliwym
uczuciem ulokowanym wewnątrz elfich ciał, a w najgorszym... Napalony
Baal zaharuje cały pułk żołnierzy, odreagowując brak chętnego na nocne
igraszki.
Chyba nie było tak źle...
Morskie
tęczówki zwróciły się ku przytulającym się mężczyznom, widząc
niepewność w każdym geście, ruchu, spojrzeniu. Dla nich te kilka dni
separacji będzie niczym całe wieki... W dodatku tak rzadko mają okazję
przebywać ze sobą, a i teraz zapewne ustalili już sobie harmonogram, w
którym zamierzali umieścić jak najwięcej chwil spędzonych w swoim
gronie.
I właśnie wtedy uderzyła w niego fala gniewu na regulamin boski.
Sprzeciwiający się archanioł to pociecha dla piekielnych.
Rafael
dostrzegł drobną zmianę, jaka zaszła w blondynie. Wyczuwał aurę
chłopaka, a także to, co myśli, jednak podobna rzecz miała miejsce
jedynie wtedy, gdy jakikolwiek skrzydlaty kwestionował odgórne nakazy.
Ponadto jasne włosy ściemniały przy końcach, nabierając spiżowej barwy,
kiedy jednak dotknął jego ramienia, wysyłając uspokajające prądy
energii, powróciły do poprzedniego stanu.
Wiedział,
że zasady próby nie można przerywać i podzielał zdanie Księcia, czując
do niego coraz większy szacunek, ale... obawiał się o Mefistofelesa.
W tym czasie Kamio jakby domyślał się lęków anioła, prychając cicho w jego stronę.
- Wyrocznia nie mogła się pomylić i ja tego dowiodę, lecz nie kosztem zdrowia czy życia vanya
vela***. Nie zabraniam wam odwiedzin, choć śmiem wątpić, czy będziesz
chciał patrzeć jak odbieram ci to cudo. – wyciągnął rękę w stronę
diabła, napotykając na opór z jego strony.
Lucyfer miał ochotę trzepnąć go i to porządnie.
- Czy do ciebie nie dociera, co ja... a zresztą. – ukrył twarz w dłoniach. – I tak sam się przekonasz.
Obyty w inkantacjach i znający te prawa obiekt sporów pociągnął Rafaela w stronę drzwi, spoglądając na maga.
- Od jutra... Proszę... daj mi czas na... oh...
Gdyby zielonowłosy nie stał tak blisko chłopaka, ten z pewnością runąłby na ziemię. Od razu wszyscy obecni rzucili się ku nim, chcąc zaofiarować pomoc, lecz stanowczy i nieco groźny wzrok anioła zatrzymał ich w miejscu.
- To... tylko migrena... – załzawione oczy skryły się w szyi ukochanego.
W
tym momencie pozostali mężczyźni poczuli się cokolwiek głupio. Do tej
pory nie zwracali uwagi na to, co ma do powiedzenia sam Mefistofeles,
nie reagując na jego złe samopoczucie. Przecież od kilku dni było widać,
że dzieje się z nim coś złego, bo zasypiał nagle, stawał się szorstki,
narzekał na bóle głowy, a oni, choć martwili się, teraz jakby
zlekceważyli i zapomnieli.
-
Oczywiście, piękny diabełku. Odpocznij, a od jutra ja się tobą zajmę. –
zwycięstwo i radość były wypisane na twarzy elfa, czego nie można było
powiedzieć o jego niejakim konkurencie.
^^^
W
międzyczasie Baal kierował się w stronę laboratorium. Shantal, jego
praktykantka miała sporządzić eliksir umożliwiający gojenie ran zadanych
przez elfy. Te pokrętne istoty na potęgę produkowały bardzo silne i
tragiczne w skutkach trutki, a on przecież nie mógł się sklonować, aby
leczyć każdego żołnierza czy obywatela.
Już
niemal otwierał drzwi, kiedy do jego wrażliwych teraz uszu dotarły
ciche z początku słowa. Gdy ich sens ukształtował się i diabeł złożył go w całość, zawładnęła nim w istocie przerażająca wściekłość i coś na kształt złości w stosunku do samego siebie.
Nie
wiedział jednak, skąd to mu się wzięło..., bo przecież nigdy nie
obiecywał, że ktoś otrzyma od niego jakiekolwiek uczucia.****
* piękny ukochany
** Spójrz na mnie. Nie lękaj się demonicznego/demoniego i elfiego czarownika, boski przyjacielu.
*** pięknego anioła
**** Słowa z rozdziału poprzedniego, nieco zmodyfikowane.
Hej,
OdpowiedzUsuńMefistoteles jest mu przeznaczony, a postępowianie Lucyfera nie chce ich rozdzielać...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga