sobota, 6 października 2012

7. Przestrzeń między magnesami.

21 listopada 2010

Witam moje Elfiątka ;) Na początku pragnę wyjaśnić, dlaczego wczoraj nie pojawiła się notka. Otóż problem był natury technicznej - nie miałam kiedy przepisać rozdziału. A raczej nie miałam jak przepisać, gdyż komputer był w posiadaniu braci oraz  ich kolegi, który świętował imieniny mojego Aniki xD Dziś udało mi się wcisnąć (brata nie ma w domu xD), więc natychmiast dodaję ;)

Odpowiedzi:

Fusae-Chan - Łohoo, ileż komentarzy xD Ty moja mądra bestyjko ;3 Oczywiście, że tak. Co prawda mogło zmylić to, że na miotłach zazwyczaj latają czarownice, a ja wspominałam o mężczyźnie... To mogło zasiać ziarno niepokoju, no bo w końcu nie tego spodziewał się Misiek. ;P Ale przynajmniej się przewiózł, pozwiedzał, zobaczył jak miły jest Lucek, że tak dba o wszystkich ;3 A co do dedykacji, to należała Ci się ;3 A! Dzięki za głosowanie w sondzie. Ależ jestem ucieszona z wyniku xD Mruf, Mruf ;3 Oj tak, cmokali się, a Lucek w dzisiejszej notce wszystko zmaścił, zakała jedna xD Ja, Lucek i Michaś czujemy się zaszczyceni Twoją miłością xD Oby gardło boleć przestało, a mego bloga ciągle było Ci mało xDDD

Aq - Już dodaję rozdział ;) Przepraszam, że musiałaś czekać.

Sonietta - Misiek będzie gdybał, tak jak Lu, a Ukyo pojawi się jeszcze raz xD (a może dwa? ;>)

Star 1012 - Lu nie umie kłamać (a to może być dziwne xD) A potem cierpi, jak powie za wiele, a wcale tak nie myślał... On ma dziwny humor xD

Mary Alice - Pozdrów M. xD Cieszę się, że tutaj jesteś i będę Cię oczywiście powiadamiać. Świadomość tego, że to czytasz jest dla mnie naprawdę bardzo ważna ;)

Zielona Strefa.

Chwalę się - dostałam 4 z gramatyki opisowej xD I zamieszczam informację - CIĄŻA WYGRAŁA XD Wyniki  Dziękuję za Wasze głosy ;*

Serdecznie witam Mary Alice ;3

Notka dedykowana wszystkim, którzy głosowali ;>

PS; Prawdopodobnie nie zdążę powiadomić.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Absolutna niedorzeczność prośby Piekielnego była tak wielka, że sam Lucyfer nie mógł zdobyć się na wyjaśnienia. Przez chwilę zdawało mu się nawet, że albo słyszał głos swego podwładnego, albo ktoś zawładnął jego ciałem. Żadna z możliwości nie wydawała mu się wiarygodna, dlatego postanowił udać, że nic nie powiedział.
- O co ci chodzi? Musiało ci się coś przesłyszeć.
Michael nie wyglądał na przekonanego. Zresztą kto by uwierzył w tak kiepską wymówkę? Uszy chłopaka były w jak najlepszym stanie, a wokół niego akurat nie znajdywały się inne osoby, którym można by (z dużym przymrużeniem oka) przypisać te słowa.
- Nie rób ze mnie głupca. Wiem, co słyszałem i nie myśl, że tak łatwo się wywiniesz. Mam nadzieję, iż zdajesz sobie sprawę z tego, że nasze pocałunki są niczym więcej jak przejawem wzajemnej przyjaźni i...
- I tego, co na co dzień zakazane. – piwnooki dodał kąśliwie, odgarniając z czoła rdzawe kosmyki. – A że akurat się napatoczyłem... Przecież nie mógłbyś zainteresować się jakimś zwykłym demonem, bo jakże by to zepsuło twoją doskonałą reputację. – palnął zupełne głupstwo, nie zastanawiając się w ogóle nad tym, co mówi. Przy każdej okazji atakował go podobnymi w treści zdaniami, jakby był ich pewien czy też przyłapał anioła na gorącym uczynku, a tak przecież nie było.
- Jesteś niesprawiedliwy.
- A ty cholernie irytujący i dwulicowy. – zdał sobie sprawę, że przesadził i to zaraz w chwili wygłoszenia tych oszczerstw. Nie wiązało się to może bezpośrednio z poczuciem winy i wiedzą o charakterze Michaela, a z zaciskającą się dolną szczęką blondyna, grymasem niezadowolenia i nutami rozgoryczenia w lekko szklących się oczach.
- Posunąłeś się za daleko. – zduszony głos wydobył się ze szczelnie ściśniętego gardła, które póki co skutecznie pełniło rolę tamy dla próbujących wydostać się łez. Chłopak pokręcił jeszcze głową, zawzięcie gryząc wargę, aby po chwili umknąć postępującemu naprzód Lucyferowi, który chciał go złapać, utrudnić wyrywanie się, przytulić i przeprosić, czyli załatwić sprawę od ręki.
No niestety nie ma tak dobrze.
Michael zdołał się wywinąć, przyspieszając swe kroki. Wiedział, że rudzielec nie podda się tak łatwo, a nawet nie zrezygnuje w ogóle, więc przeszedł do biegu. Tutaj kończyła się jego ucieczka. Poczuł na sobie zaklęcie i już po sekundzie gwałtownie przystanął na szeroko rozstawionych nogach, starając rozerwać lub chociaż poluzować wiązy ciasno oplatające czerwieniejącą już szyję. Nie mógł oddychać, a zapas zaczerpniętego powietrza szybko się kończył. Spróbował dostrzec aurę atakującego go osobnika, w efekcie pomyślnie wyłapując płomyk duszy. Kilkakrotnie spróbował wyciągnąć rękę, aby odparować napaść, lecz gdy tylko odsunął dłoń czuł mocniejszy zacisk.
Lucyfer początkowo nie wiedział, co się dzieje, lecz wrodzony instynkt czujnego stratega podziałał na niego jak na zaszczute, pozbawione wolności zwierzę, które czeka na nadarzającą się okazję do ucieczki. Uwolnił obolałą szyję blondyna, czując wzbierające w nim emocje.
- Baal! Co ty do cholery wyprawiasz?! – sztyletował wzrokiem dowódcę armii zbrojnej, który zmierzał do niego spokojnym krokiem.
- Ależ Panie! Ten anioł ośmielił się tobie sprzeciwić, obrazić i nie wysłuchać do końca tego, co masz do powiedzenia. – piękny młodzieniec wydawał się być oburzony zachowaniem Michaela. Od zawsze przejawiał dozgonną wierność rudzielcowi oraz niestety bezwzględność dla wrogów. O ile na wojnie, czy podczas tłumienia buntów owe cechy były niezwykle ważne, przydatne i cenne, o tyle w obecnej sytuacji grubo przekraczały granice zdrowego rozsądku.
- Ah tak? – przesłodzony głos nie był zapowiedzią pochwały.
Baal nie rozumiał następnego ruchu swego władcy, ale ten z kolei pospieszył z wyjaśnieniami, podczas gdy niemal zbielałe palce brutalnie oplotły wcześniej zaatakowaną przez dowódcę armii część ciała, podduszając go.
- To ja jestem od wydawania rozkazów. Ty nie możesz nawet kichnąć bez mojej zgody! Jak śmiałeś podnieść rękę na Michaela! – wysyczał Lucyfer, stykając się nosem z policzkiem poczerwieniałego z wysiłku demona.
Piwnooki zawsze podziwiał swego poddanego za umiejętności podczas przesłuchań, jednak nie okazywał tego zbyt często.
- Lu! Lu przestań!
Ktoś próbował odciągnąć go od siniejącego chłopca, lecz dopiero widok zapłakanych, białych od mlecznych łez policzków zdołał nim odpowiednio wstrząsnąć.
Wczepiające się w Astrota ciało spoglądało na niego z przestrachem pomieszanym z szokiem, który automatycznie spowodował odskoczenie od Baala.
Tym, który przytulał blondyna był As. Doskonale wyczuwał stany, w jakich znajdował się rudzielec, a także posiadał umiejętność przewidywania niedalekiej przyszłości. Dodatkowo trzeba wspomnieć, iż martwił się o Michaela. Wbrew pozorom nikt nie zmuszał go do ochrony morskookiego. Sam As nie traktował anioła jako gościa specjalnego, a po prostu przyjaciela.
Czuł, jak i tak mocno napięte mięśnie spinają się jeszcze bardziej, gdy ich właściciel zaobserwował zbliżanie się Lucyfera.
Blondyn się bał...
Po takim widoku nie ma się co dziwić.
Astrot przekazał gestem, że idzie do zamku, lecz zabierze ze sobą roztrzęsionego Michaela.
Kiedy chłopcy oddalili się, piwnooki rzucił kulą ognia w ziemię, wzbijając w przestrzeń iskry. Przeklął cicho, przeczesując nerwowo włosy i podszedł do Baala, kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Przepraszam, Panie. To wszystko moja wina. – brunet skłonił się lekko, stykając opuszki palców z klatką piersiową.
Przez twarz Księcia przebiegł delikatny uśmiech. Przysunął się do demona, okazując swą skruchę uleczeniem rany na ciele poprzez ucałowanie tego miejsca. Dzięki temu zaczerwienienie momentalnie zniknęło.
Taki czyn zaserwowany prosto od kogoś tak ważnego należał do miana zaszczytu, więc Baalczuł się kimś ponad innymi nawet, jeżeli chwilę wcześniej dostąpił tak złego potraktowania.
- To ty mi wybacz. – wyszeptał Lu, gładząc głowę posiadacza czarnych włosów, u których intensywna czerwień przeplatała się gdzieniegdzie ze szkarłatem. – Zajmij się wszystkim, bo ja... Potrzebuję chwili samotności. – wyjaśnił, odchodząc ku własnej kwaterze. Mijał niezliczone ilości kolumn i witraży przedstawiających obrazy upadłych aniołów. Gdy w końcu odnalazł swą siedzibę nie zamknął drzwi. Czuł potrzebę zagłębienia się w pracę, odseparowania myśli od wydarzeń i być może złudnej nadziei, że to pomoże. Wypełniał zaległe papiery i podbijał pieczątki, ale owe zajęcie, które zazwyczaj strasznie się dłużyło, teraz pochłonęło zaledwie kwadrans. Męczył się ze sobą, wzdychał, a w końcu toczył bitwy z własnymi myślami.
Nagle usłyszał ciche skrzypnięcie klamki. Ucieszył się, że uwolni się od ciężkich chwil, jednak musiał obejść się smakiem. Do pomieszczenia wsunął się zielonowłosy mężczyzna ubrany w oliwkowa tunikę o trawiastych wykończeniach.Płynnym krokiem przemierzył odległość do krzesełka przy dębowym biurku, spoczywając na nim i zakładając nogę na kolano. Po tych kilku zakłócających spokój gestach zapanowała nieskazitelna cisza.
Zdumiony Lu spojrzał mu w oczy, w których niejednokrotnie odkrywał intencje Rafaela. Łatwo domyślił się, o co chodzi i postanowił przyjąć to z godnością.
Minuty ciągnęły się, czas płynął, a oni nadal nie rozpoczynali rozmowy.
Oskarżycielska głusza paliła każdy skrawek duszy rudzielca, który przegrał pojedynek na wzrokowe potyczki. Skłonił głowę, aby po chwili ukryć ją w chłodnych dłoniach, przecierając twarz.
- Nie wiem, co mam robić. – wyznał Książę, błądząc spojrzeniem po pokoju. – Wystraszyłem go... nie rozumiem...siebie. On mnie drażni, a za chwilę nieświadomie prowokuje zaciągnięcie go najbliżej znajdującej się komnaty i rozpoczęcie sam wiesz czego. – powstrzymał się od wulgaryzmów.
Rafael spokojnie wysłuchiwał wszystkich żalów, lekko unosząc brew przy ostatniej informacji. Zarówno on, jak i Lu wiedzieli, że długo poszczące diabły są niezwykle wrażliwe na drobne dotyki, toteż tuż przed konfrontacją z aniołami wysyła się je do świata ludzi, aby tam mogły się uspokoić, rozładować i później nie naruszać niewinności Skrzydlatych. Jednak inaczej miała się sprawa z Lucyferem, który potrafił poskromić swoje żądze przez naprawdę długi czas, więc dziwnym wydawały się jego obecne reakcje.
- Posłałem anons do portalu, aby Michael mógł wrócić do Nieba. Tutaj – zaciął się. – tutaj  może nie być bezpieczny. I źle się czuję, widząc jego łzy. – dodał niekoniecznie z chęcią, choć głębia źrenic wskazywała na coś innego.
- Lucyferze. – głos anioła przypominał szum kołyszących się do snu łanów zboża. – Zastanów się, czy tego właśnie chcesz. A nawet jeśli, to czy dobrym rozwiązaniem będzie rozstanie w gniewie? Serce może podpowiadać właściwą drogę...
Rudzielec odetchnął, uśmiechając się szczerze. Musiał przyznać rację swojemu towarzyszowi. Ponadto trzeba było mieć na uwadze to, że jeśli odejdzie Michael, to jego podwładni wyruszą za nim – niekoniecznie skłonni opuszczać przyjaciół.
Jakże wielkim egoista się okazał!
- Dziękuję ci za wszystko.
- Nie mnie bądź wdzięczny, gdyż to Mefisto poprosił o rozmowę z tobą.
Lucyfer zachichotał. Mógł się spodziewać, że to urocze diablątko maczało w tym palce.
Oh, od teraz postara się zmienić i być dobrym dla własnych sprzymierzeńców.
- Martwią mnie łzy Michaela... One były mleczne, a tak być nie... – przez głowę przebiegł impuls ostrzegawczy.
Obydwoje wymienili spojrzenia i razem wybiegli z pomieszczenia, pchani dziwnym uczuciem niepokoju.
Akemi (16:59)

2 komentarze:

  1. Hej,
    no no Michael się przestraszył zachowania Lu, no i co z tymi jego łzami...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka,
    cudownie, Michael się nsm przestraszył zachowania Lucyfera ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń