wtorek, 30 października 2012

51. Przestrzeń między magnesami.

26 listopada 2011

Witojcie, Elfiki xD Znowu zaczynam nawalać w kwestii dodawania rozdziałów, ale naprawdę sobota to dla mnie czas idealny. Nie dość, że wyrabiam się wtedy z napisaniem rozdziału, ale i mam możliwość dodania go xD

Nie miejcie mi tego zbyt bardzo za złe... 

Odpowiedzi

Diablica - Narkotyk idealny... ;3 Czuję się w tym momencie po prostu fantastycznie ;3 O właśnie, co do niejasności... Strzępki informacji, jakie dawkowałam w kolejnych rozdziałach, byłyby pewnie bardziej zrozumiałe, gdybym wrzuciła od razu całe opowiadanie (gdybym je miała, hy hyy xD), bo ja pamiętam, co działo się w tym i tym rozdziale w środku, druga linijka od góry i tak dalej... xD Pamiętam - bo cały czas jestem na bieżąco, a i muszę pamiętać, aby o niczym nie zapomnieć. Czytelnik przeczyta rozdział, potem kolejne i ten, który był na przykład 20 rozdziałów wstecz nie jest już tak dobrze opanowany, bo każdy skupia się na obecnej akcji. To zrozumiałe, dlatego chciałam w jednym rozdziale zawrzeć jak najwięcej szczegółów, które spajałyby konkretną historię w całość xD Sefer będzie z Mediusą vel Fusae, ale o tym zostanie jeszcze napomknięte mimochodem xD Słodź mi tak, słodź, to spłonę żywcem xD Może, tak jak Sefer nie trafiłaś na tego jedynego? Może gdzieś się czai w ukryciu i jakaś nietypowa sytuacja go wyłoni? :> Oj taak... Baal będzie dobrym tatusiem xD

 

Yaoistka^^ - Hej, kochana xD Trafiłaś w dziesiątkę xD Kio nie chce dziecka. Nawet... a, zobaczysz w rozdziale. Ale będzie dobrze. W końcu Baal ma siłę perswazji xD

 

Star1012 - Czeeść ;3 Oczywiście, że nikt nie może się bez Miśka obyć, ba XD Mały Orion długo jeszcze będzie psocił, dokazywał, załamywał Miśka, potem Lu, a w szczególności Daniela. Jak to się mówi... Zapomniałam słowa... No, przejedzie się (dosłownie) na wielu aniołach, a i diabłom nie odpuści xD As jest załamany postawą Kio, ale nie tylko... a o tym w rozdziale xD

 

Churi ;3 - Niedobra istoto, tak mnie zostawiać! *grozi palcem* xD Miałam na celu umieścić w tamtym rozdziale to, co było wyjaśniane wcześniej, ale w sposób nieco strzępkowy. Hahah, ja niedobra, jaaa? Orion jest tym złym. Noo... wyjdzie, że jednak nie tak bardzo, ale mimo wszystko... wiesz... rozprawiczenie wielu aniołów to jednak nieco haniebne xD (aczkolwiek Ori nie narzekał). Podobnie będzie w piekle, więc Daniela czeka ciężka przeprawa. Chyba wywieszę jakiś szyld XDD Nie, nie zamierzam rozdzielać Miśka i Lu. Oni się jeszcze pokłócą, wyzwą... nie będą się bić, ale wiesz, o co chodzi - jednak nie zamierzam ich rozdzielać. To para przewodnia, najważniejsza i... byłoby głupotą gdybym nagle to zmieniła xP (no, może na krótki okres czasu w centrum będzie Ori i Daniel).

 

Zielona Strefa

Taka pogoda mi odpowiada xD Choć brakuje śniegu, to jednak... dobrze jest zdążyć na autobus, nie musząc uważać na oblodzenie xD

 

Bardzo dziękuję za komentarze i zapraszam do czytania ;3 


--------------------------------------------------------------------------------------------------



Wiadomości pojawiające się jak grom z jasnego nieba wywołują różne reakcje. Michael doświadczył już wielu rodzajów, jak na przykład obecność Kamio w Piekle, adopcja Teppeia przez jego najlepszego przyjaciela, ciąża, czy odebranie mocy. Można by się spierać z tym, która informacja niosła więcej emocji, ale z racji tego, iż wszelkie negatywy z nimi związane były już na szczęście za nim, nie musiał się nad tym głowić. Jednakże w obecnej sytuacji, gdy Gabriel wyjawił mu stan, w jakim obecnie znajdował się kotołak, od razu przypomniał mu się dzień, w którym i jego spotkało to cudowne odkrycie. Inaczej miała się sprawa z uświadomieniem tego drugiemu ojcu dziecka... Dobrze pamiętał swoją ucieczkę i trafienie pod przyjazne skrzydła Łowców.
Nie zamierzał, aby i Kio przechodził przez podobne męki. Zbyt wiele razem przeszli, aby teraz do ledwo odratowanego elfa dodawać kolejnych trosk.
- W jaki sposób dowiedział się o ciąży? – morskooki zapomniał nawet o przekazaniu wszystkim wspaniałych nowin związanych z wizytą w Niebie. Jakby na to nie spojrzeć, przecież i tak będzie miał sporo czasu na zrekompensowanie się. Odkąd zła aura i niewyjaśnione sprawy udało się szybko rozwikłać, Piekło stało dla niego otworem i mógł nawet teraz do niego wrócić. Obiecał sobie jednak, że bez przyjaciół tego nie uczyni.
Gabriel zamyślił się.
- Kiedy nasz zazdrosny ex czarownik poszedł pilnować Eryka, w domu pozostała tylko nasza czwórka. Byliśmy nieco głodni, a zważywszy na to, że nie jestem już aniołem, mogłem bez przeszkód jeść to, co oni. Gotowaniem zajął się As, a ja w tym czasie dowiadywałem się, w jaki sposób działa polityka Piekła. Temat niesamowicie się rozkręcił i nawet nie spostrzegliśmy, kiedy pojawiły się przed nami talerze z parującym daniem. Nie wiem, jak się nazywało, ale to podobno majstersztyk, jeżeli wykonuje go As. – szczegółowy opis potrzebny był mu do dalszego wątku, toteż starał się nie uronić ani jednej sekundy wydarzeń. – W pewnym momencie Kio stwierdził, że ma ogromną ochotę na mleko oraz miód i nie zamierza próbować niczego poza wymienionymi rzeczami. Poza tym talerze nagle stały się dla niego za mało wykwintne. Trochę nas to zdziwiło, choć wiadomo, że koty zdecydowanie przepadają za nabiałem, ale As jak to on obraził się okrutnie. Zaczął namawiać elfa, z czasem nawet nieco podnosić głos, wykrzykując, że brunet nie zna się na dobrej kuchni. Wcale nie zdziwił mnie fakt, iż zawartość talerza wylądowała na głowie diabła. Zrobiłbym podobnie, gdyby ktoś był tak namolny. – skrzywił się wyraźnie, zapewne przypominając sobie dokładny przebieg sytuacji. – Potem było już tylko gorzej. Rozwścieczony Astrot, którego duma została urażona wyrzucił zawartość dopiero co ugotowanej potrawy, twierdząc, że jeżeli jest złym kucharzem, to nie ma zamiaru tracić czasu na dokarmianie i mamy sami sobie radzić. Długo jeszcze robił mu wyrzuty, a na koniec stwierdził, iż takie zachcianki ma tylko ktoś będący w ciąży...
- Wtedy Kio pokazał pazurki? – Michael nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Dokładnie pamiętał swoje dziwactwa i sterujące nim hormony.
- To mało powiedziane. – udręczony mężczyzna przejechał ręką po twarzy. – Rzucił się na Asa z pięściami i zaczął go gryźć. – sam z trudem hamował chichot, choć w tamtej chwili czuł wyłącznie niepokój. – Nie zdawałem sobie sprawy z siły, jaką dysponuje elf... Baal złapał go w pół i z trudem odciągnął od Asa. To wyglądało jak walka psów skaczących sobie do gardeł. Gdyby nie to, że As to demon, pomyślałbym, że sam jest w ciąży, a tak chwilę później cuciliśmy omdlałego Kamio. Zwiotczał w ramionach, jakby ktoś wyssał z niego siłę. Może po minucie otworzył oczy i to wtedy zauważyliśmy jeszcze wilgotne ślady mleka na policzkach. Uwierz, Misiu, że także nie mam racjonalnej odpowiedzi na to zjawisko. Skoro Kio nie jest już aniołem, nie powinien mieć takich objawów, a już tym bardziej dalekim wnioskiem byłoby przypuszczenie, iż stanie się ojcem... czy też matką. Istnieje jakaś możliwość powiązania jego kociej rasy z odebraną skrzydlatą, choć nie wykluczam też roli Smoczego Księcia. Póki co nie to jest najważniejsze. As użala się nad sobą, że przez mylną diagnozę zmarnował tyle jedzenia, a Kamio... Byłoby dobrze, gdybyś z nim porozmawiał i jak najszybciej dostał się do pokoju, w którym przebywa, bo jeszcze coś strzeli mu do głowy.
Michael skinął głową, łapiąc za rękę Lucyfera. Nie wątpił, że przyda się każda pomoc. Czas w tym momencie pełnił istotną rolę, więc wstał, zmierzając ku sypialni. Przy jej drzwiach zastał szamoczącego się z klamką Baala.
- Pozwól mi spróbować. – położył dłoń na ramieniu diabła, posyłając mu pokrzepiający uśmiech. Przekonał go nawet do tego, aby odpoczął na powietrzu, zostawiając wszystko w rękach blondyna. – Kio? To ja, Michael. – rozpoczął rozmowę, upewniwszy się, iż został sam z Lucyferem. – Otwórz... Wiem, co przeżywasz. – niepewna mina zagościła na jego twarzy. Wiedział, ba, był przekonany, że kotołak nie od razu spełni prośbę. To byłby dosyć dziwne, gdyby przyjaznym gestem i rozpromienionym obliczem uraczył ich wspaniałymi nowinami, piejąc z radości. Raczej spodziewał się po nim wrzasków, rzucanych o ścianę przedmiotów i soczystych przekleństw. Jednak jeśli przyszłoby mu wybierać, wolałby już tę drugą opcję, niż rzeczywistość.
Zza drzwi nie było słychać nawet szmeru. Dopiero, kiedy archanioł ponowił negocjacje, dało się słyszeć dzikie, a wręcz iście diabelskie okrzyki i pomruki.
Mężczyźni spojrzeli po sobie, kiwając głową. Blondyn odsunął się, umożliwiając Lucyferowi pole do manewru i już chwilę później wywarzone drzwi leżały na podłodze, tak samo jak obezwładniony przez rudzielca kotołak. Rozłożony płasko na drewnianej posadzce prychał jak wściekły kot, oczywiście próbując się wyrwać, czy chociażby podrapać „agresora”, którego widział w Lu. Nienaturalnie zmieniony głos, jak i chrapliwe odgłosy wydobywające się z jego gardła przyspieszyły reakcję sparaliżowanego w progu Michaela. Mężczyzna w pośpiechu upadł przed przyjacielem, przymykając chwilowo oczy, aby po ponownym uniesieniu powiek ukazały bardzo jasny turkus. Celem tego zabiegu było uspokojenie nieokiełznanego elfa, sprowadzając go z powrotem.
- Kio... Jesteś opętany szokiem. Wiem, że to dla ciebie trudne, postaraj się przypomnieć sobie jakieś miłe chwile. – cofnął się, aby unieść głowę, tym samym posyłając rudzielcowi ostre spojrzenie, gdy kotołak szarpnął się do przodu. O mały włos ominęły go zęby Smoczego Księcia. – Jeżeli nie wrócisz do dawnego „ja”, możesz na zawsze pozostać dzikim kotem w ludzkim ciele. Proszę cię... uspokój się, wycisz. Ciąża to nic złego, naprawdę. Przeszukam wszystkie biblioteki, aby ustalić, co będzie najlepsze dla mieszkanki ras, które posiadasz, ale musisz mi w tym pomóc. Do tego potrzebuję Kamio, a nie pantery... – powoli zaczynało brakować mu nie tylko argumentów, ale i cierpliwości. Jeszcze przed narodzinami Oriona był zupełnie innym aniołem. Teraz, gdy stabilizowały się w nim hormony, powracała mu zadziorność i charakter. Kwadrans podchodów okazywał się jedynie stratą czasu, a jego wciąż coraz bardziej drażniła ta sytuacja. Musiał wybuchnąć. – Do ciężkiej cholery, zaraz cię uderzę! Martwię się, próbuję wszystkiego, a ty zachowujesz się jak rozkapryszony gówniarz! Na początku też myślałem, że jestem sam z rosnącym mi w brzuchu maleństwem, ale okazało się, że jednak otacza mnie wianuszek przyjaciół, którzy skakali wokół, aby tylko mi dogodzić. Z tobą nie będzie inaczej, więc weź się garść!
Kamio wyglądał tak, jakby faktycznie słuchał tego, co mówił do niego Michael. Wraz z ostatnimi słowami przechylił głowę, patrząc wprost na okno, powoli wyginając się w łuk. Równomierny oddech spłycał się, przekształcając w ciężko nabierane hausty powietrza, produkując na jego ciele krople potu. Trudność sprawiało mu nawet wpadające do środka światło, póki nie zostało zastawione kotarami. Wtedy to elf zastygł w chwilowym bezruchu, opadając na tors stojącego za nim Lucyfera.
Wrzosowe tęczówki wciąż utrzymywały kontakt wzrokowy z uprzednim miejscem, teraz jednak bardziej skupiając się na osobie stojącej za zasunięciem zasłon.
 - Coś ty mi, bydlaku, zrobił!? – wrzasnął do tej istoty, odtrącając pomoc podniesienia go z podłogi. Dziarskim krokiem, tak niemożliwym jeszcze przed momentem, podszedł do Baala, wymierzając mu precyzyjne uderzenie lewego sierpowego. Nie czekał na odzew ze strony diabła, szykując się do kolejnych ciosów, licząc się też z ich zablokowaniem.
Wkrótce poczerwieniałe kostki znalazły się w silnych dłoniach demona, choć kotołak nie wyglądał na zachwyconego obrotem spraw. Gwałtownie odsunął się, rozpoczynając demolkę pomieszczenia, skoro odreagowanie się na żywym worku treningowym było już niemożliwe. Na pierwszy ogień ruszyła lampa ze szklanką oraz szafka nocna. Nikt nie starał się go zatrzymać, pozwalając wyładować złość.
- Jak to sobie wyobrażasz?! Mamy być szczęśliwą rodzinką bawiącą dziecko? Pewnie powiesz, że to nie twoja wina, gdzie tam, przecież nie zrobiłeś tego specjalne, bo tyle razy już się pieprzyliśmy, a nie przydarzyła nam się wpadka!
Baal wyglądał tak, jakby chciał się wtrącić, ale powstrzymał go Michael.
- Masz cechy anielskie, a jak wiesz, one raz wżyciu zachodzą w ciążę, kiedy trafiają na właściwego partnera... – dalsze słowa zamarły mu na ustach.
- Co ty nie powiesz? – syczący elf przypominał gotowego do ataku grzechotnika. – Ty jesteś aniołem, więc dziecko to najprawdziwszy cud pomocy boskiej, jaki cię spotkał, a ja? Wyobrażasz sobie organicznego gluta z plemników? – zaśmiał się histerycznie, rozszerzając w przerażeniu oczy. – Gdzie on mi wyjdzie, co? Jestem facetem. Facetem! – podkreślił. – Oni robią dzieci, nie rodzą! Od tego są kobiety, a nie koty łażące swoimi drogami z syndromem seksoholika! – wrzasnął, szarpiąc gęste, czarne włosy. Długo krążył, mamrotał pod nosem i powtarzał, że to jakiś koszmar. – Nie urodzę tego dziecka .Prędzej... – urwał, orientując się, iż mówi na głos.
Przyglądający się temu mężczyźni mogli domyślać się wszystkiego, ale nie próby podziurawienia własnego brzucha długimi szponami. Elf rozszerzył palce, przybliżając je szybko do siebie, jednak kiedy od ciała dzieliły go milimetry, niespodziewanie dla samego siebie zatrzymał się. Nie potrafił dokonać wyroku... Gdzieś tam, wewnątrz niego formowała się nowa istota, która wraz z nim będzie jeść, oddychać, żyć... Podnosząc głowę, omiótł spojrzeniem podchodzących do niego mężczyzn, ukazując im uciekające z kącików oczu mleczne łzy.
- Będzie dobrze, prawda? – diametralnie się zmienił, niczym postać w dramacie, która odkrywała nowy wątek.
- Tak. – z odpowiedzą przyszedł archanioł, delikatnie ściskając spiętą jeszcze dłoń, zauważając też lekki grymas na twarzy elfa.
- Wolałbym, aby on to powiedział.
Wskazany przez niego Baal, westchnął, nie rozumiejąc, jak mąż brzemiennej kobiety wytrzymuje z nią aż dziewięć miesięcy.
- Nie łam się, mamuśka. – trzeba przyznać, że żołnierz nie posiadał  zbytniego wyczucia sytuacji. Zaraz jednak, wbrew prostolinijnym i nieco nietrafionym słowom objął fukającego Kamio. Wtuliwszy go w siebie, jakby chciał się z nim zespolić, ucałował zmarszczone czoło, koniuszkiem języka pozbywając się białych śladów łez.
- Nie rób tak...  mrucząca krtań zawsze doprowadzała żołnierza do silnych uniesień. – Dobrze wiesz, jak to na mnie działa. – sugestywnie mrugnął, powoli zjeżdżając wzrokiem na obszar w centralnych partiach ciała. Niestety widok, jakiego zapewne oczekiwał, nie spełnił wymagań. – Super! Nawet nie mam co liczyć na podniecenie się?
Tymczasem diabeł postanowił zignorować te słowa, choć w innych okolicznościach wykorzystałby je do pięknej riposty.
- Nie mogę cię zapewnić, że będzie kolorowo. Z rana witać się będziesz z łazienką, potem zaczniesz tyć, marudzić, jeść dziwne mieszanki. Przede wszystkim zabroni ci się czarować i uprawiać seksu... – wytrzymał mrożące spojrzenie elfa, nie wydając nawet jęku, gdy ten ugodził go pazurem. – Poza tym pamiętaj o pieluchach, kaszkach dla dziecka... Ja oczywiście będę na nas zarabiał, a ty zostaniesz wtedy w komnacie... – droczył się z nim, usypiając czujność, do której dążenie zostało nagrodzone zaskoczeniem elfa przez zakrawające na brutalność uniesienie brody i przylgnięcie go uchylonych w proteście warg. – Nie obiecam ci raju, ale z pełną świadomością i odpowiedzialnością zapewniam cię, że zjawię się zawsze, kiedy tylko tego zapragniesz, będę kochał nasze dziecko i ciebie, a w czasie porodu, jakikolwiek on by był, na pewno porzucę każdą pracę, a nawet misję, by być przy tobie.
Otwierające się i przymykane na zmianę usta wypuszczały tylko pojedyncze jęki zaskoczenia. Elf nie potrafił wymówić nawet słówka, czując się jak zwycięzca prestiżowego programu.
W takich chwilach los lubi przypominać o tym, iż długowieczne istoty mają przed sobą jeszcze wiele lat podobnych umizgów, toteż niekoniecznie od razu muszą to sobie okazywać.
- Przepraszam, że naruszam przyjemną ciszę, ale właśnie zjawił się wysłannik z Nieba. – jedno machnięcie ręki Gabriela, a zniszczone zawiasy stęknęły ciężko, przyjmując na bolcach naprawione drzwi. Tym samym zrobił miejsce dla zapowiedzianego osobnika, przepuszczając go do środka.
Jakież było zdziwienie reszty mężczyzn, gdy ujrzeli nie Sefera, Orifiela, czy innych archaniołów, ale równie przystojnego Daniela, który pokłonił się nisko z niepasującą do niego obojętną, pozbawioną uśmiechu twarzą.
Akemi (23:18)

1 komentarz:

  1. Hej,
    wspaniały rozdział, przepięknie Kiyo w ciąży, och zrobił totalną demolkę, a słowa Baala przepiękne...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń