wtorek, 30 października 2012

40. Przestrzeń między magnesami.

31 sierpnia 2011

Witam moje Elfiątka! Wiem, troszkę późno, ale to dlatego, że się rozleniwiłam xD Dopiero przed chwilą skończyłam pisać rozdział. Postanowiłam wam co nieco zdradzić, więc nie zdziwcie się, gdy przeczytacie o jakimś poważnym w skutkach... schorzeniu. Czy czymś za wzór xP

Odpowiedzi:

... - Tajemnicze trzy kropki xD Kio dzisiaj też się trochę opamięta - w sumie, to całkowicie xD Co do pozostałej dwójki, to ich jeszcze przeprosi, ale to tak jakby... później xD Nie mogę wyjawić, kiedy xP Cieszę się, że opowiadanie się podoba ;3

 

Churii^^ - Wariacie kochany xD Końcówka - to, co pisane jest kursywą, pojawiło się kiedyś w poprzednich rozdziałach. Kio przypomina to sobie, dochodząc do wniosku, że partnerem z jego przepowiedni jest Baal, a nie Mefi xP I się borok załamał xD Imiona mają wpływ na charakter dziecka, to prawda, choć zdarzają się wyjątki od reguły... ale rzadko... bardzo rzadko xD Plastyk? Łaaa, miałam iść, ale w końcu nic z tego nie wyszło. Wylądowałam na humanistyce, a teraz na dziennikarstwie xP Hah, mogę co najwyżej domalowywać wąsy w gazecie xD

 

Yaoistka^^ - Kochanie moje, oni tak będą, tylko poprzednio napisałaś, że Orion ma być z Gabrielem xD A to miał być Daniel xP Ale o nich to będzie inna historia i zacznie się za jakieś 8 rozdziałów - wtedy zmieniam szablon :P

 

Vampirka_15 - Internet jest zdradliwy, oj tak xD Dobrze, że już go masz, bo akurat dodaję nowy rozdział xD Obyś dziś także się nie zawiodła (boję się, że piszany szybko rozdział jest najeżony błędami). 


Sonietta - Hmmm.. no dobra. Dostaniesz jedzenie. Nawet mogę Ci coś ugotować xD 1-Lu się nie krępuje. On dosłownie wrzuciłby Miśka na stół, przy którym siedziałaby Rada i zwyczajnie zacząłby się z nim kochać xD 2-Kio dziś przejrzał na oczy xD 3-Baal się strasznie wnerwił. Ale Kio ma więcej winy. Głupiutkie to to było i zaślepione xP 4-Dokładnie! Do tego oni byli różnych ras i żeby tak między sobą obgadywać Kio... xP

 

Star 1012 - Misiek jest słabym graczem, choć nie poddawał się za szybko xD Oj... jeszcze nie. Póki co Orion jest naprawdę spokojnym dzieckiem... dopiero później Daniel będzie miał kłopoty, aż w końcu go zostawi. Gabi dzisiaj się odkryje ze swoimi łzami xD Owieczka jest zdezorientowana, to fakt, ale będzie miał jeszcze czas, aby opowiedzieć Rafaelowi o swoich przypuszczeniach i zazdrości. Dziś otwarcie bramy, a za tydzień... o Gabim lub Mefim xD Wiem, jestem zła xD Kio nie odzyska Baala zbyt szybko. Nawet w trudnych chwilach Baal spełni, co ma zrobić i sobie pójdzie, pokazując Kio, jak on się czuł.

 

Fusia - Gdziekolwiek jesteś xD Nie martw się, pamiętam, że Twoja imienniczka ma się pojawić w opowiadaniu i jak obiecałam, tak zrobię, tylko poczekaj jeszcze troszkę ;3


Zielona Strefa

Za niedługo zmienię szablon. Prawdopodobnie stanie się to za... hmmm... 7/8 rozdziałów. Kolorystyka będzie brązowa, ale chyba nie zrobi się zbyt ciemno xP Za tydzień dodam coś o Gabim i Mefim... tak myślę xD


Zapraszam do czytania i przepraszam za błędy.

--------------------------------------------------------------------------------------------------



 
Im dalej w las, tym więcej drzew – podobnie rzecz miała się z Kamio et Marem, gdyż im bardziej błądził w poszukiwaniu osoby z przepowiedni, w tym głębsze bagno problemów wchodził. Od początku przygody zarzucił sobie, że grzanie miejsca na dłużej z pewnością wiązać się będzie ze stratą czasu, więc szedł w zaparte, aż stało się to dla niego rutyną. Zamiast uzmysłowić to udręczonemu wieloletnimi niepowodzeniami rozumowi, wolał odpuścić, wykorzystując nadarzającą się okazję zabrania komuś partnera, usilnie dopasowując go do układanki. Zachował się jak niedoświadczony w układaniu puzzli człowiek, który podczas całego procederu woli na siłę wciskać daną część łamigłówki, zamiast cierpliwie szukać właściwego kawałka.
A przecież uzyskany na końcu obraz jest zawsze taki piękny...

Kamio
Ja... Nie wiem, co powiedzieć. Od kilku godzin męczę się, zadręczając głowę pytaniami bez odpowiedzi. Nie muszę chyba mówić jak bardzo wstyd mi za to, co zrobiłem.
Odkąd pamiętam, kierowały mną raczej samozwańcze i bardzo narwane plany, które przeważnie kończyły się lądowaniem na cztery łapy. Mimo to wiązały się raczej z pechem, niż sukcesem. Najpierw nieosiągalny Michael, potem ucieczka z krainy smoków. Przy okazji dowiedziałem się o swoim pochodzeniu, dorobiłem się kolejnej rasy i zostałem, delikatnie rzecz ujmując „wyproszony z Nieba”. Po tej ostatniej przygodzie pozostała mi jedynie względnie zachowana moc, skrzydła oraz pragnienie mleka – niekoniecznie uczciwie zdobytego, a na które obecnie mogłem tylko marzyć.
Gdzie więc byłem?
Hmm... może najpierw wyjaśnię, jak się tutaj znalazłem. Dodam jeszcze, że zabrano mi Feyth... słyszę jej nawoływania, ale umysłowy kontakt blokują grube mury pomieszczenia. Oby nic jej się nie stało... Oby nie musiała przechodzić przez to, co ja.
Poprzedniego dnia dotarło do mnie, kto jest moją prawdziwą i jedyną gwiazdą przeznaczenia. Pomyśleć, że miałem go pod samym nosem, a racjonalizm przyćmiła mi legenda, którą, jak się okazało, odbierałem w całkiem inny sposób, niż w efekcie powinienem. Z moich obraźliwych słów nie mogło wyniknąć nic dobrego, dlatego czekałem cierpliwie na wyrok, jaki miał paść. Długie minuty wlokły się w nieskończoność, a za oknem słuchać było kolejno wybuchające miejsca, w jakie Baal wyładowywał swój gniew.
Mijające chwile spożytkowałem na układaniu słów przeprosin, choć wiedziałem, że mogę ich już nigdy nie wygłosić. Wszyscy tutaj trzymali ze sobą. Mogli deklarować niechęć do drugiej istoty, czy rasy, ale jeden za drugim wskoczyłby w ogień, więc nie spodziewałem się „wystrzelania po łapkach”, pogrożenia palcem i słów dezaprobaty. W sumie czułem, że coś niedobrego wisi w powietrzu i niewiele się myliłem.
Pół godziny zamieniło się w prawie pełne czterdzieści minut, kiedy to Lucyfer wpadł do komnaty, wcześniej upewniając się, iż z Baalem jest już wszystko w porządku i nie doprowadzi do destrukcji zamku. Podciągnął mnie za przód bluzki i bez zbędnych uprzejmości rzucił wprost w ramiona czekających na rozkaz żołnierzy. Szczerze mówiąc niewiele kontaktowałem. Pogodziłem się z losem, oczekując najgorszego scenariusza z możliwych.
- Elfie z rodu et Mar, Kamio. Kierowany nieczystymi pobudkami naruszyłeś jeden z najważniejszych kodeksów życia w Piekle. Działałeś w pełni świadomie i z premedytacją zszargałeś dobre imię dowódcy armii, przez co skazuję cię na pozbawienie twych mocy i dożywotnie wygnanie z Królestwa Ognia. Wymierzenie kary odbędzie się jutro na placu zamkowym, tuż po otwarciu Bram do Niebios.
Dalsze słowa nie interesowały mnie wcale. Chciałem tylko wiedzieć, kiedy... Kiedy stanę się zwykłym śmiertelnikiem. Książę długo jeszcze coś mówił, jednak nie zwracałem na to uwagi, zagłębiony we własnych myślach. Ciekawe, czy utrata mocy źle wpłynie na moją smoczycę. Pewnie nie... jej towarzystwo było najlepszym, co mnie spotkało. Z tego, co opowiadał wódz elfów wynika, iż zamarcie magicznych zdolności posiadacza istoty zamienia smoka w kulę energii, która wędruje do kolejnego właściciela.
Mocne uderzenie w twarz przywróciło mnie wtedy do rzeczywistości. Wiem tylko, że  Lucyfer wysyczał na odchodnym coś na kształt: „Będziesz sam z tym cierpieniem”, po czym rozkazał wrzucić mnie do lochów.
Oto i jestem.
Zimno mi, w sumie zaczynam się już trząść, ale połowicznie odpowiada za to strach. Wiem, że nastał już nowy dzień i tylko godziny dzielą mnie od nowego, a głupio zasłużonego przeznaczenia.
Z drugiej strony mam jeszcze trochę czasu na przemyślenie, co będę robił w przyszłości. Może wyczaruję jakiś piękny dom w ekskluzywnej dzielnicy i będę pławił się w luksusie, drwiąc z... No tak… przecież pozbawiony mocy mag raczej nie potrafi niczego, prócz ziemskiego bytowania.
Przykra wizja.
Objąłem kolana zziębniętymi ramionami, próbując jeszcze ogrzać się za sprawą anielskich skrzydeł. O dziwo nie sczerniały, a nadal zachowywały śnieżny blask.
I na nic były myśli o wszystkim i niczym. Krótko trwały, a gdy zaczynałem tworzyć nowe, sekundy poświęcone na to wypełniała mi twarz Baala.
Nie kochałem go... O, nie ma to jak czas przeszły, ale przecież można to zmienić. W takim razie zacznę od początku.
Nie kocham... Nie...
Oszukiwanie samego siebie to bardzo marna sprawa. Od razu widać, że z chochlikiem szepczącym w podświadomości nie wygra nikt, a ta zaraza często lubi mówić samą prawdę. Całe szczęście, że nie kieruje głosem, bo najprawdopodobniej już dawno zginąłbym, albo... niepowołane osoby – czytaj: Baal – dowiedziałyby się czegoś nieodpowiedniego. Poza tym... on nie musi wiedzieć. Jutro zniknę z jego życia, a za miesiąc on o mnie zapomni.
Wiem... ja o nim nie.
Robię się straszliwie miękki, a może to miejsce wywołuje wyrzuty sumienia i odkrywa, tak w ironii, na ostatnie chwile, to, co siedzi głęboko zakorzenione i nigdy nie wydostałoby się na zewnątrz?
Gdzie podziałem się ja, ten pyskaty, samolubny, zdesperowany...? Ha, zostałem w sali pełnej oburzonych gości, niszcząc przyjęcie syna Księcia, a także przy okazji depcząc honor Baala.
Domyślam się, że jego duma została mocno poturbowana. Wiem także, dlaczego zareagował tak agresywnie.
Wszyscy się go boją, a więc starają się nie wchodzić mu w drogę, jednocześnie chwaląc i obrzucając wiwatami. Kiedy jednak pojawiła się z mojej strony niejaka krytyka, bo jak nazwać otwarte przyznanie, iż seks to dla niego zabawa, sparing, czy zwykłe zaspokajanie potrzeb prawdziwego mężczyzny, on poczuł się nie tyle dotknięty, co przerażony prawdą. A może mnie się tak wydaje?
Może... pochopnie go oceniam i tak naprawdę rozmijam się z prawdą? Co, jeśli w głębi duszy podobałem mu się... choć trochę.
Z wrażenia szerzej otworzyłem oczy.
Zostawiając go, a poświęcając się zupełnie Mefistofelesowi, postąpiłem bardzo niesprawiedliwie. Nawet nie porozmawiałem z nim, odrzucając jak zbędny balast. Może dziewczyny porzucają w ten sposób przygodnych lub byłych partnerów, ale my, mężczyźni jesteśmy bardziej honorowi. Zwykły uścisk ręki świadczy o tym, jak zgraną grupą jesteśmy, a ja to spartoliłem, zachowując się jak baba.
Ucieczka Baala po moich słowach wcale nią nie była – przecież na własne oczy widziałem, jak diabeł miotał zaklęciami na wszystkie strony, wyładowując złość. Gdyby został, prawdopodobnie trzeba by sporych nakładów pracy, aby odbudować połowę zamku, który przeistoczyłby się w ruinę.
Cholera... Kiedy tak myślę o minionych dniach, w których Mefi i Rafael byli oddzieleni przez moją głupotę, zalewa mnie krew. Jak można być tak ślepym?!
Przeszedłem się po celi, przeczesując nerwowo włosy i targając nastroszone uszy.
Muszę go przeprosić. Pewnie będzie chciał patrzeć, jak wyrzucają mnie z Piekła, więc wtedy wykrzyczę mu te słowa. Nie mam co liczyć na odbudowanie naszych więzi, a trzeba przyznać, że pasowaliśmy do siebie... Co prawda – jak pięść do oka, ale ogień nie zawsze musi parzyć.
- Dzień dobry.
Odwróciłem się gwałtownie w stronę krat, zauważając przy nich dwójkę chłopców. Obydwoje trzymali się za ręce i rozglądali nieco niepewnie na boki.
- Dzień dobry. Kim jesteście? – zbliżyłem się do nich, klękając. – Chyba nie powinno was tutaj być, hm?
Zakłopotali się wyraźnie, jednak po chwili ten drobniejszy rozwinął trzymany przy pasku materiał, przeciskając go między stalowymi rurkami odgradzającymi mnie od wolności.
- Ja mam na imię Teppei, a mój chłopak to Ismael.
Nie mogłam zareagować inaczej, niż uśmiechem. A to dopiero! Takie szkraby bawią się w partnerstwo?
- Przynieśliśmy panu koc. – duże oczy wpatrywały się we mnie niecierpliwie i ponaglająco. – Proszę go rozłożyć.
Mrużąc oczy przyjąłem podarunek, odwijając grube zawiniątko. W pewnej chwili usłyszałem uderzenie przypominające dzwonki, więc dokopując się do ostatnich kawałków koca, zauważyłem coś, co wywołało we mnie stan najwyższego szoku. Natychmiast przywarłem do krat, zniżając głos do szeptu.
- Czy wyście zwariowali? Komu to zabraliście! – trzymane w ręku klucze błyszczały jasno. – Chcecie sprowadzić na siebie kłopoty?
- Ale... – malec jęknął rozpaczliwie, łapiąc mnie za nadgarstek. – Pan jest niewinny! Baal to nieokrzesany dzikus. Tak mówi tata As, więc mu wierzę. Pan za to tyle  z nim wytrzymywał, a jemu ciągle mało!
Dobra... To chyba nie jest sen.
Na kocie uszy, żeby dzieci używały takich słów i pomagały więźniom... Ja się pytam, co się dzieje na tym świecie?!
Opanowując wszelkie chęci na wydostanie się stąd – choć dotąd były raczej nikłe, zważywszy na założony na szyi antymagiczny łańcuch, a teraz jawiły się niczym oszlifowany diament – parsknąłem śmiechem, wciskając Teppeiowi klucz do małej rączki.
- Szkrabie, gdybym siedział tutaj za niewinność, na pewno nie byłym taki spokojny, a szalałbym, prosząc o wizytę z waszym Władcą. To ja zawiniłem, naprawdę. – pogłaskałem obydwu po głowach, popychając w stronę wyjścia. – Zmykajcie, póki nikt jeszcze nie zauważył nieobecności dwóch partyzantów.
- Na...
- Tak, na pewno nie skorzystam. – przerwałem temu drugiemu, odprowadzając ich spojrzeniem.
Połaskotał mnie fakt, że nawet w obcym miejscu znajdą się osoby, które są skłonne pomóc mi w ucieczce i... O… cholera...
Zgiąłem się w pół, lądując na zimnej podłodze. Huk był niemały, zważywszy na to, iż ramię prawego skrzydła zagrało pieśń na żebrach krat, zapewne zwabiając drzemiące gdzieś straże. Ból był niesamowity. Promieniował od nerek, zatrzymując się na podbrzuszu.
Powodem ataku była... poranna erekcja, której musiałem się pozbyć. Jednak jak długo kot będący w rui może pomagać sobie jedynie ręką? W tym okresie stanowiłem łatwy kąsek dla handlarzy, którzy raczej nie obchodziliby się ze mną delikatnie, podczas gdy ja potrzebowałem wtedy dwudziestoczterogodzinnej opieki, litrów mleka i partnera, który bardzo ostrożnie spełniłby swą powinność. Do tej pory nie miałem nikogo, a więc ingerencja Baala zapoczątkowała we mnie etap seksu, który był konieczny podczas chcicy, a dotychczas obrazował się niczym wygasły wulkan.
Prócz własnego jęku usłyszałem krzyki i rozsuwanie drzwi celi. Czyjeś ręce podniosły mnie i rozkazywały otwarcie oczu.
Łatwo powiedzieć – gorzej wykonać. Jednak zmusiłem się do tego, napotykając na wciąż chłodną, lecz jakby nieco zatroskaną głębię zieleni.
- Ra... faelu... – stęknąłem, spoczywając na jego torsie. – Mleka…
Sięgnął gdzieś za siebie, po chwili podstawiając mi pod usta garnuszek z białą cieczą.
Piłem łapczywie, unikając pytającego wzroku. Nawet ostatnia kropla wydała mi się leczniczą, toteż nie krępowałem się, wylizując obrzeża naczynia.
- Twoja kara być może zostanie złagodzona. Słyszałem rozmowę z dzieciakami. – przerwał, wpatrując w moje, rozszerzające się oczy. – Nie martw się... Nic im nie będzie. W końcu to pupilki Gabriela. A teraz... powiedz mi, co ci jest.
Usiadłem ostrożnie, po czym podniosłem się, chwiejnie zmierzając do pryczy. Nie zamierzałem mu nic zdradzać. I – nie, nie chodziło mi o to, że zabronił mi iść wczoraj do Baala.
- Czy to coś zagraża zdrowiu? – drążył dalej, a ja uparcie milczałem. – Myślisz, że utrata mocy pozbawi cię dolegliwości? Jeżeli zachorujesz przed odebraniem ich, infekcja rozwinie się dużo szybciej. W końcu ludzie są od nas słabsi.
Gwałtownie uniosłem głowę. Czy to prawda? Myślałem… że pozbędę się tego raz na zawsze, a tak... A może to tylko pułapka?
- Nie kłamię.
Cholerny anioł. Idealnie dogadał by się z Baalem.
- Zasłużyłem sobie. Odejdź, Rafi. Nie... nie patrz na mnie... Nie obserwuj mnie podczas najbliższego tygodnia.
Wysłuchując wszystkiego do końca wstrzymał oddech, zatrzymując na mnie przerażone spojrzenie.
Wolałem go ostrzec... Dlaczego ma zmienić zdanie o kotołaku, który zhańbił swój ród? Po co to robić? Ze względu na litość...? I tak wiedziałem, co czeka istotę nie wypełniającą warunków rui i żadne lekarstwo nie będzie w stanie mnie wyleczyć. Chcę sam... chcę umrzeć sam.
***
Bramy Niebios miały otworzyć się za kilka minut. Napięcie było spore, zważywszy na liczne kłopoty spowodowane przez Kio. Mag został wyprowadzony z celi i czekał na to, aż jego przyjaciele znikną za jasnym otworem przenoszącym ich do Królestwa Niebieskiego. Dopiero wtedy jego wyrok był możliwy do zrealizowania.
Przyglądał się wszystkim, począwszy od wczepionego w bok Rafaela – Mefiego, który zerkał niepewnie w stronę maga, szepcząc coś zielonowłosemu. Ten natychmiast odwrócił się ku brunetowi, od którego długo nie spuszczał wzroku.
Smoczy Książę prezentował sobą obraz nędzy i rozpaczy. Tak bardzo zależało mu na tym, aby porozmawiać z Baalem, a on nawet się nie pojawił. Gnębiło go to i przyprawiało o smutek, bo co, jak co, ale skoro ma już nigdy nie ujrzeć diabła, to czy pragnienie zobaczenia go tuż przed wyrokiem jest zbyt wielkie?
Odpędzając przykre myśli zaczął obserwować obecnie otwierające się Bramy i podchodzących do nich Michaela, Lu oraz Daniela z uśpionym na rękach Orionem. Zaraz za nim ustawił się Gabriel. Mężczyzna zasłonił twarz długimi kosmykami, jakby chciał coś ukryć, po czym przepchnął się do przodu, niemal stykając się z taflą Wrót.
Elfa zdziwiło to, że anioł nawet nie pożegnał się z Asem, jakby już chciał opuścić Piekło.
W jednej chwili przejście zafalowało i nim białowłosy zdołał się odsunąć, mała, błękitna plama uderzyła go w ramię, po czym zaczęła piskliwym głosem błagać o wybaczenie. Zdezorientowany anioł potaknął, przyjmując przeprosiny. Zanim zdołał zrobić cokolwiek więcej, Astrot odwrócił go przodem do siebie, uśmiechając się złośliwie.
- Faktycznie za mną płaczesz. – starł nagromadzone w kącikach Gabriela łzy, całując go delikatnie w usta, póki mężczyzna nie zaczął marudzić i wypraszać sobie tych rzekomych kłamstw.
Kulka zmaterializowała się, przybierając kształt piernikowej gwiazdki. W jednym z pięciu ramion trzymała duży kwiat o długiej łodyżce. Rozglądając się po wszystkich twarzach, zatrzymała się przy Michaelu i wręczyła mu roślinkę. Ta, jak się okazało, była listem, który w dłoniach odpowiedniej osoby zamieniał się w wiadomość głosową.
- Nakazuję powrót wszystkich aniołów łącznie z Lucyferem i jego dwójką pomocników. Ponadto zarządzam, aby Kamio et Mar, który ukrywa się w Piekle wrócił do Nieba. Tam zostanie odpowiednio do swej kary osądzony. Zapewniam, iż Stwórca dopilnuje, aby jego występek nie uszedł mu na sucho. Tymczasowo stosuje środek zapobiegawczy. Dziękuję za wysłuchanie i proszę o jak najszybszy powrót. Członek Rady, Anael. PS: Misiu, dzieciaczki strasznie za tobą tęsknią.
Archanioł oblał się rumieńcem. No tak, zawsze był ulubieńcem Anaela.
Wiadomość została przerwana, a nad nagle zdenerwowanym Kio pojawiła się złota kłódka z łańcuszkiem. Zaczęła powoli spływać w dół, aby zaraz uderzyć w niego z całą siłą, pozbawiając oddechu, wzroku i sił do utrzymania równowagi.
Akemi (17:13)

1 komentarz:

  1. Witam,
    świetnie, co będzie z Kamio? dzieciaki chciały pomóc w ucieczce i co wyrok ma zapaść w niebie?
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń