09 września 2011
Witam kochane Elfiątka ;3 Muszę się Wam przyznać, że dzisiejszy rozdział był pisany w ogromnych bólach i cierpieniach. Żal mi go wstawiać, ale nic lepszego nie wymyślę. Gdybym miała go do czegoś przyrównać, powiedziałabym, że to filler xD Najgorszej jakości. Mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu (o ile będę w stanie) spłodzę coś lepszego. I wtedy też będzie o Gabim i Mefim... itd. Postaram się poświęcić im cały rozdział. Za to w kolejnym już będzie Rada. Na końcu rozdziału dodam Wam postacie, jakie dziś brały udział w notce.
Odpowiedzi:
Churi^^ - Moje Ty kochane xD Z Kio zawsze idzie mi tak gładko jakoś... xD Tak, Gabi naprawdę płakał. Nie udało mu się czmychnąć na druga stronę xD Dzisiaj też będzie mało Miśka. W ogóle ten rozdział jest wyjęty z kosmosu. Hahaha, no tak, przyznaję xD Wish jest super ;3 I masz małe postacie Kohaku i Koryu nad obrazkami bohaterów opowiadania xD I na samym początku też pisałam o tym, jak Lu i Misiek są takimi małymi, pulchnymi istotami xD O przemianach Oriona było już dawno napisane xP Trzy etapy - pierwszy, gdy dziecko jest kochane, drugi, gdy trzeba mu pokazać, jaki ma być i trzeci, po którym rośnie już normalnie. Zdjęcie Daniela pojawi się wkrótce... przy zmianie szablonu xP Mmm, będziesz mi piekła ciachaaa xD
Vampirka_15 - Oj, staram się dodawać co tydzień, staram. Jak widzisz w tym tygodniu trochę mi się nie udało, gdyż przed chwilą skończyłam pisać rozdział xD *rumieni się * Cóż za motywacja ;3 Aż od razu zachciało mi się pisać kolejne notki xD (PS: Tak, dobrze się skończy xD)
Yaoistka^^ - ;3 Kochanie, ja mam szkołę za miesiąc xD Dzielę los zombie studentów xD Mam nadzieję, że przy końcówce dzisiejszego rozdziału uznasz, że jednak nie całkiem spartoliłam rozdział xD
Star1012 - Kio... no... O karze to... jeszcze troszkę... się nie dowiesz. xD Co do zostawienia Oriona przez Daniela - Ori, podczas 3 (a nawet i w 2) przemianie zacznie przejawiać ciągoty do... czynienia zła, czy też... szlajania się. Coś jak Voldemort xD (tyle, że ze strony perwersji).
Sonietta - Tak. Bo widzisz. Do tej poty Kio nie miał możliwości przespania się z kimś, więc jego poprzednie okresy rui były dosyć łagodne. Odkąd jednak to zrobił... zaspokajanie się ręką to jak zalewanie wodą rany - przynosi ulgę tylko na chwilę. Lu po prostu się wkurzył... ale nie ma się co dziwić - Baala zna dłużej. Hahah XD Wszystkie yaoistki pójdą do specjalnego nieba - z biblioteką pełną mang xD
Zielona Strefa
Jeżeli w przyszłym tygodniu nie będzie rozdziału to znak, że moje nogi odsypiają sobotnie wesele xD PS: Ktoś wie, co się dzieje z Grelką?
Zapraszam do czytania i bardzo, bardzo przepraszam za błędy i słabą jakość odcinka.
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Elizejskie
pola różnie kształtują się w wyobraźni. Tak naprawdę ich wygląd
ogranicza tylko ona, a to, jak tam jest naprawdę poświadczyć może
jedynie ten, którego serce przestało bić.
Przeciętny
diabeł krzywi się, formując myśli w kotłowaninę pierza, fruwające
baranki, czy też owieczki, wiecznie uśmiechające się do siebie anioły i
muzykę przyprawiającą o ból zębów.
Dlatego tak rzadko odwiedzają Niebo.
Niemniej
raz na jakiś czas przeprowadzane są wizyty obowiązkowe – coś jak
wymiana informacji, podczas której obydwie strony, chcąc, czy też wręcz
przeciwnie muszą spędzić pełny dzień w przeciwnym królestwie. Ich
przyjęcie może i na samym początku przypomina miłą debatę, ale później
sprawa obraca się zupełnie. O ile Skrzydlaci raczej nie zbliżają się do
swoich gości, o tyle demony stanowią ich przeciwieństwo, czasami nawet
nadmiernie używając swych rąk.
Nie
raz zdarzyło się tak, że nowo odkrywane pragnienia anioła przyczyniały
się do zawierania związków z diabłami - aczkolwiek skrupulatnie to
zatajano.
Właśnie
z tego powodu pozostała trójka archaniołów tak bardzo obawiała się
tego, co zastanie po dotarciu do bram. Starali się być tam jako pierwsi,
co udać się mogło dzięki szeroko rozpiętym skrzydłom. Jednak do celu
nie doleciał żaden z nich – zmuszeni byli pomóc obywatelom Nieba w ich
codziennych obowiązkach. Nie oznaczało to, że goście zostaną przyjęci
cokolwiek chłodno. Komunikacja działała doskonale, więc podążający do
otwierających się wrót członkowie Rady – prócz tego głównego – przybyli w
samą porę.
Zdołali
ujrzeć przechodzących do ich świata mężczyzn, których w pierwszej
kolejności poraziło dużo jaśniejsze, niż w Piekle światło. Ilość osób
nieco przekraczała tą zawartą w liście, ale liczyli się z tym, iż
zostanie im to dokładnie wyjaśnione. Szczególną uwagę przykuwały dwie
osoby – złotooki blondyn oraz kilkuletnia istota oplatająca jego szyję.
-
Jak dobrze... – mruczenie dobiegające z lewej strony należało do
Gabriela. Anioł od razu rozłożył skrzydła, aby mogły wygrzać się w
przyjemnie ciepłym słońcu. Niemal w tej samej chwili pióra rozbłysły
złotym światłem, oczyszczając je z kurzu podróży.
Zaraz
za nim podobny gest uczyniła dwójka Skrzydlatych. Ich partnerzy
zaśmiali się, wyobrażając sobie jak mężczyźni merdają ogonami ze
szczęścia.
- Nareszcie jesteście.
Michael wszędzie rozpoznałby ten głos, toteż bez zastanowienia pozwolił zatopić się w obejmujących go ramionach.
Ciemnowłosy
członek Rady odetchnął z ulgą. Odkąd obwieszczono komplikacje wywołane
przez intruza, ze strachem oczekiwał dnia, aż wreszcie będzie mógł
otoczyć blondyna opieką.
Głośne
chrząknięcie zbiło go z tropu, a jakaś dziwna siła kazała mu się czym
prędzej odsunąć od Michaela. Miał wrażenie, jakby ogień podpalał mu
ciało.
- O... wybacz, Lucyferze, nie zauważyłem cię.
Rudzielec posłał mu niechętne spojrzenie.
- Za to ja ciebie widzę nadzwyczaj dobrze. – zaborczo przyciągnął morskookiego do siebie. – Jak widzisz, mamy się dobrze i...
-
Misiaczku, kochanie moje. – Anael nie zwracał zbytniej uwagi na diabła,
ujmując w dłonie twarz ulubieńca. – Wiesz, jak się martwiłem? Do tej
pory przecież nigdy nie stało ci się coś złego, a teraz...
- Teraz to ja za niego odpowiadam.
Książę
nie należał do tych, którzy nie dość, iż nie poddają się tak łatwo, to
jeszcze pozwalają sobą pomiatać. Jego przyjaciele doskonale o tym
widzieli. Nie dziwiła ich potyczka słowna, w której zwycięstwo odniósł
właśnie piwnooki.
Płonące żarem oczy nie przyjmowały kompromisu, więc ciemnowłosy skłonił się delikatnie, uznając swą porażkę.
-
Masz rację, Lu. Nikt nie będzie w stanie zrobić tego lepiej. –
diametralnie odmienna postawa zdziwiła jedynie demony. – Lubię
sprawdzać, czy ktoś jest godny drugiej osoby, bo w końcu jestem Gwiazdą
Miłości. Tym razem nie dość, że w tej próbie wypadłeś doskonale, to
jeszcze umiejętnie przysmażyłeś mi skrzydła. – wskazał ubrudzone sadzą
miejsce. – Nie przejmuj się. – dodał, widząc zakłopotanie, ale i daleko
skrytą dumę w czarnych źrenicach rudzielca. Po chwili drgnął wyraźnie,
odsuwając się na bok, aby pokazać stojącego za nim anioła. – Wybacz,
Kri. Zapomniałem o tobie.
Kolejny
członek rady – również ciemnowłosy – prychnął lekceważąco, głaszcząc
siedzącego mu na ramieniu błękitnego feniksa. Pięknie skrojony, biały
mundur rozcięty na brzuchu w ten sposób, aby ukazywał ściągnięte
niebieską szarfą spodnie, błyszczał w słońcu, a naszyta na przedzie
złota plątanina motywów roślinnych nadawała czarnym włosom niemal
pomarańczowej barwy. Mocno trzymane w ręku berło zostało oparte o
podłoże. Jego osobliwy kształt kulisty – gównie nastawiony na morskie
odcienie – wykończono pozłacanym metalem formującym się w niewielkie
skrzydła imitujące motyla w locie.
-
Nie dziwię się, mój drogi. W końcu Zachariel tak bardzo przypomina
Michaela... Straciłeś głowę i poczucie czasu, a tylko o tych dwóch
rzeczach zapominasz w jego obecności.
-
No wiesz! – mężczyzna sapnął z oburzeniem, krzyżując ramiona. –
Powinieneś mówić o sobie... A tak naprawdę, to czemu nie pytasz się o
zdrowie naszego aniołka? I... i mógłbyś być dla mnie odrobinę milszy i
bardziej przyjazny i... Znowu mnie nie słuchasz!
Kripon
machnął na niego ręką, nakazując odsunięcie się. Nie wyjaśniając
powodów nagłego roztargnienia wyminął diabły zdezorientowane dosyć
dziecinnym zachowaniem tak wysoko postawionego w hierarchii Anaela,
zatrzymując się tuż przed zielonowłosym aniołem. O dziwo skłonił się
przed nim i z delikatnością godną prawdziwego szlachcica ujął jego dłoń w
swojej, z namaszczeniem całując jej wierzch.
Mefistofeles
wiele w życiu widział, lecz po raz pierwszy miał okazję ujrzeć rumieńce
rozlewające się na policzkach Rafaela i chyba nie bardzo podobało mu
się to odkrycie. Tym bardziej, iż to nie on był ich sprawcą. Dlatego nie
przejmując się otoczeniem, ani możliwością konsekwencji zagrodził drogę
członkowi Rady, który przymierzał się do złożenia wylewniejszych uczuć.
-
Przepraszam bardzo, ale dosyć tego! Rafi jest mój, to ja go kocham. –
zapewnił żarliwie, rozstawiając szeroko ramiona, jakby chronił anioła
przez niebezpieczeństwem.
Anael zaniósł się śmiechem.
- Dobrze ci tak, Kri! – zawołał, zaraz jednak chowając się pospiesznie za Michaelem. – Orifiel będzie smutny.
Morderczy wzrok jaskrawo niebieskich tęczówek przeniósł się z powrotem na Mefiego.
- Zobaczymy.
Nie
tylko aniołowie odnieśli wrażenie, że pomiędzy tą dwójką rozegra się
jeszcze walka o Rafaela. Demony z pewnością stanęłyby po stronie swojego
pobratymca.
Atmosfera,
jak na Niebo, zrobiła się nieprzyjemnie chłodna, a niedawno
przemieniony Orion odczuwał jej aurę na własnym ciele. Drobne
wyładowania targały nim, wywołując gęsią skórkę. Chłopczyk przywarł do
Daniela i poprosił go, aby podgrzał powietrze. Kilka chwil później cała
postać demona falowała od różnicy temperatur, aczkolwiek Baranek był
wniebowzięty.
Użyta
magia zwróciła uwagę Anaela, który jakby dopiero teraz przypomniał
sobie o istocie, która zaciekawiła go na samym początku. W podskokach
znalazł się przy żołnierzu, bez krępacji wyciągając ręce do dziecka.
-
Chodź do mnie. – zażądał. Podszyte wrogością złote tęczówki ciskały w
niego gromy, jednak nie zamierzał się tym przejmować. – Należysz do
Nieba, więc jakiś tam diabeł nie ma prawa cię dotykać. – złapał chłopca w
pasie, ciągnąc ku sobie. – Radzę ci go puścić. – zwrócił się do
Daniela, dziwiąc się jedynie temu, że malec zaczyna płakać.
Nim ktokolwiek zdołał zainterweniować, członek Rady wyszarpnął małego diabełka.
- Tato! – Orion kopał nóżkami, bojąc się nowej sytuacji i utraty ciepła.
Tego, jak dotąd opanowany Lucyfer nie mógł wytrzymać. Zaciskając gniewnie usta zrobił krok naprzód i... stanął w osłupieniu.
Pędząca
szybko biało-szara plama zbliżała się z zawrotną prędkością, unosząc
się w powietrzu. Od razu było widać, że jej celem jest Anael, a donośny
krzyk nakazujący opamiętanie się nie wróżył niczego dobrego.
- Jak możesz traktować niewinne dziecko
w tak barbarzyński sposób?! Tyle razy mówiłeś jak bardzo lubisz
Michaela, a teraz odpłacasz mu się zastraszaniem jego syna? – długie,
brzoskwiniowe ramiona odebrały drżącego Oriona, gładząc kręcące się
kosmyki. – No już, dobrze. Nie płacz. Zaraz oddam cię tatusiowi, co? –
prawą dłoń wczesał w tył głowy chłopca, aby mógł spojrzeć na morką od
łez twarz.
-
Nie... – drobne rączki zacisnęły się na odsłoniętych ramionach
trzymającego go mężczyzny. Baranek łkał głośno, zaczerpując gwałtownie
powietrze. W ciągu ostatnich minut przerzucono go z rąk do rąk a, więc
miał prawo do pokazania strachu. Płaczliwy głos rozmywał się w zdartym
od krzyków gardle.
-
Malutka iskierka... – czuły uśmiech nieco rozpromienił smutne oczy
dziecka. – Powinienem się przedstawić, prawda? Ale ze mnie gapa. –
zaśmiał się, rozcierając zaczerwienione oczy chłopca. – Mam na imię
Orifiel, a ty?
- Ja... Ori...on. Orion. – załkał. – Podobnie, prawda?
-
Ha, bo wiesz, kochanie, twoje imię wiąże się z gwiazdami, a moje z
planetą, Saturnem. Jesteśmy podróżującymi w konstelacjach, a więc
pięknymi, trudno dostępnymi i jedynymi, gdyż nie ma drugich takich.
Malec
wyraźnie się rozweselił, bawiąc się długimi pasmami srebrnych włosów.
Gdy zdał sobie z tego sprawę, powiedział coś, co na nowo wzburzyło serce
archanioła, którym był Orifiel.
- Masz takie same włosy, jak Daniel, wiesz? I... tak samo pachniecie.
Mężczyzna
spojrzał we wskazanym przez Baranka kierunku, napotykając na mocno
zszokowane, złote oczy. Lekki jak dotąd Orion wydał mu się nagle
strasznie ciężki. W ostatniej chwili zauważył, że chłopiec zsuwa mi się z
rąk, więc odstawił go na podłoże, ponownie skupiając się na żołnierzu.
Obydwoje nie wiedzieli, czy oczy nie spłatały im figla. Tyle stuleci myśleli, że los na zawsze ich rozłączył, a teraz...
Padli sobie w ramiona – jeden wyższy, drugi drobniejszy i chudszy.
Dłuższą chwilę milczeli, jakby ciesząc się sobą. Dopiero interwencja Kripona zdołała ich rozdzielić.
- Co to ma znaczyć?
Orifiel jakby odzyskał rezon. Obrócił się przodem do bruneta, dźgając go wskazującym palcem w pierś.
-
Nagle stałeś się zazdrosny? Trzeba było o tym pomyśleć zanim zacząłeś
pchałeś ręce do Rafaela. – złość tamowała szczypiące od słonych łez
oczy. – Co? Myślałeś, że nie wiem? Zresztą... i tak zawsze byłem, jestem
i będą dla ciebie gorszym gatunkiem, który nie zasłużył na swoje
miejsce. Nawet nie dałeś mi Gwiazdy Akceptacji! – przygryzł wargę,
próbując uspokoić drgającą nagle brodę.
Michael
wciągnął głęboko powietrze. Doskonale wiedział, co oznacza brak tej
gwiazdy. Bez niej archanioł nadal pozostawał zwykłym aniołem, choć z
teoretycznym zatwierdzeniem wyższej funkcji.
-
Daniel... Pamiętam ostatni dzień z życia na ziemi. – pobudzone emocje
zniknęły, jakby ktoś zabrał płomieniowi świecy dostęp dotlenu. – To, jak
on nas traktował. Często upokarzał mnie słownie, ale nigdy nie podniósł ręki... a na ciebie owszem i to często. Kiedy jeszcze jego żona
wytrzymywała z nim... było nam dobrze. – nieobecny wzrok i towarzystwo
diabła obudziły w nim coś, co od dawna zagrodzone było grubym i twardym
murem. Archanioł nigdy nie otwierał się przed innymi, pieczołowicie
chroniąc zawiłej i ciemnej przeszłości... aż do teraz. – Wojskowy z
żelazną ręką, tak na niego
mówiliśmy. – zaśmiał się gorzko. – Wtedy, gdy po raz ostatni postawiłeś
mu się w mojej obronie i próbowałeś... – głos uwiązł w gardle, jakby
nawrót wspomnień był zbyt silny. – Butelka roztrzaskała się łatwo na
posiwiałej głowie, ale on nadal stał na nogach. Zamachnąłeś się drugi
raz i też dosięgnąłeś, ale nie miałeś szans z wykwalifikowanym
żołnierzem. Widziałem jak upadasz, a zanim twe ciało dotknęło podłogi,
zdążyło uronić kilka kropel ciemnego płynu spływającego z gładkiej dotąd
skroni. Nie byłem zdolny do ruchu. Szaleństwo w jego
oczach przywiązało i wypalało mi strach w nogach. Bałem się. Dopiero po
chwili zdałem sobie sprawę, że winę za gorąco ponosi zajęte ogniem
pomieszczenie. Butelka, jaką stłukłeś była wypełniona alkoholem, który
musiał dostać się do jednej z wielu świec na jego biurku.
Pamiętasz, jak bardzo je lubił? – ogarnięte niemal wariackim znamieniem
źrenice świeciły niezdrowo. – Uciekłem do bali z wodą i ukryłem się w
niej, ale i tam dotarł ogień. Kiedy wychyliłem głowę, dym wżerał się w
każdy zakamarek płuc. On leżał
nieprzytomny tuż obok mnie. Z nożem w ręce. Wiesz, tym myśliwskim,
zakończonym szarpanym ostrzem. Potem zawalił się strop. Było głośno.
Wszędzie czerwień, albo szary pył. Znów zanurzyłem się w wodzie.
Próbowałem to przeczekać... Już nie zobaczyłem powierzchni.
- Utonąłeś.
- Tak. – cichy szept dotarł do uszu Kripona.
- Dlaczego wcześniej o tym nie powiedziałeś?
Oczy srebrzystowłosego krzyczały, wołając o zrozumienie.
-
To nie należy do przyjemności. Wiesz, ile kosztowało mnie to
wyznanie... Jak bardzo to boli? Anioł może mieć jedną wadę, która
zabroni mu członkowska w Radzie, ale umożliwi należenie do grupy
archaniołów. Sądziłem, że wiedziałeś... traktowałeś mnie w ten sposób...
Mężczyzna
podszedł do niego, marszcząc brwi. Od dłuższego czasu zastanawiało go,
co Orifiel ma na myśli, bredząc o gorszym gatunku.
-
Jestem chłodny z innego powodu i ty dobrze o tym wiesz. Kiedy wreszcie
odkryjesz w sobie tę prawdę, zrozumiesz powód dystansu. Najwyraźniej
jeszcze nie dojrzałeś do bycia archaniołem.
Słowa boleśniejsze niż wymierzony policzek w taki sam sposób odrzuciły głowę mężczyzny.
- Jesteś taki jak jego żona.
Daniel drgnął wyraźnie. On wiedział, dlaczego Ori nie używa jej funkcji... czy chociażby imienia.
- On na pewno nie postąpiłby tak jak nasza mama.
Długie, szare kosmyki przeczesały powietrze. Widać było wyraźnie jak bardzo wściekły jest teraz archanioł.
-
Mama? Ona nie zasługuje na to miano! Uciekła, zwyczajnie uciekła,
zostawiając nas na pastwę losu... z nim, a ty dalej twierdzisz, że to
jest matka? Miała spokój, tak. Wielka mi rodzicielka.
- Orif...
-
Mogła nas zabrać ze sobą! Gdyby to zrobiła, nauczyłbym się odwagi, a
jedyne, co mi dała to podkulenie ogona! To przeze mnie zginąłeś!
- Co ty mówisz? – złote tęczówki były pełne pytań.
-
Gdybym wyszedł z wody... Miałem mokre ubrania, więc nie poparzyłbym
się! Mogłem cię wyciągnąć, żylibyśmy razem... Nie powinienem tu trafić i
Kripon zdaje sobie z tego sprawę. Nie zasługuję na Niebo. To ty
powinieneś być na moim miejscu. Broniłeś mnie! Po obudzeniu się tutaj
rozpocząłem poszukiwania. Nie znalazłem cię... i wtedy usłyszałem
rozmowę dwóch aniołów, którzy opowiadali o Piekle i o tym, jak tam
jest... Krzyki, cierpienie, powolne tortury... – tym razem przegrał z
płynącymi po policzkach łzami, osuwając się na kolana. – Odchodziłem od
zmysłów, a ty tak nagle pojawiasz się bez żadnej rany, czy chociażby
zadrapania. – przy końcu zdania jego głos przycichł, stłumiony
targającym nim szlochem. Nie na długo pozostał sam. Wkrótce objęły go
dwie pary rąk. Jedna z pewnością należała do Daniela. W końcu, jak
zauważył Orion, pachnęli identycznie. – Braciszku...
Drugą
osobą okazał się Kripon. O dziwo nie przejmował się tym, iż jego
nienagannie białe spodnie mogą się zabrudzić soczystą zielenią trawy.
-
Orifielu de Salvi... Ori, głupcze. Jak myślisz - dlaczego Stwórca
posyła anioły do Piekła? Właśnie przez tych niedoświadczonych
żółtodziobów, którzy nic nie wiedzą, a rozpowiadają plotki. Poza tym o
niczym nie wiedziałem, jednak domyślałem się, że gnębiąca cię przeszłość
utrudni stuprocentowe oddanie się funkcji, jaką miałeś pełnić. Po cóż
cała ceremonia miała odbywać się dwa razy, skoro mogłem się na nią nie
zgodzić do czasu, aż sam pogodzisz się ze sobą. Posłuchaj. Wyniesienie
prawie siedemdziesięciokilogramowego, rosłego mężczyzny z drugiego
piętra budynku przez prawdopodobnie tylko trochę, niż o połowę chudszego
dzieciaka jest dosyć abstrakcyjne, nie uważasz? Kiedy do tego dochodzi
płonący niczym pochodnia dom i to drewniany... sam dopowiedz sobie
resztę.
- Skąd…?
-
Powiedzmy... że wybrałem się kiedyś na przechadzkę po twojej rodzinnej
wiosce. – ta część nie była już tak chętnie wyjawiana, lecz uczyniła
zdecydowanie więcej, niż poprzednia. – A teraz, na mocy nadanej mi przez
naszego Stwórcę, mianuję cię pełnoprawnym archaniołem. – błękitny
feniks spoczął na ramieniu szarowłosego, aby jasnooki mógł zdjąć
osadzony pomiędzy oczami kryształ, który na moment zetknął się z
kącikiem ust Orifiela. Zaraz za nim podążyły wargi Kripona.
– Akurat to miejsce wyjątkowo mi się podoba. – odsunął się, podziwiając
mieniącą się złotem gwiazdę. – Zmarnowaliśmy wystarczająco dużo czasu. –
skrzywił się, dostrzegając przyczepione do kolan źdźbła trawy,
przywracając na twarz maskę zimnego drania. – Gabriel, Rafael i ich
towarzysze idą ze mną, a resztę oprowadzi nowy archanioł.
Orifiel wstał gwałtownie, łapiąc go za ramię.
-
O nie, mój drogi! Tylko Rafi ci w głowie. Tak dla jego i twojego –
zaznaczył dobitnie – bezpieczeństwa lepiej będzie, gdy się zamienimy.
Nigdy nie wiadomo, czy pozycja członka Rady nie uderzyła ci do głowy. I
owszem, jestem gotowy rozstać się z bratem na tą krótką chwilę. Nie
widzieliśmy się tyle czasu, to i kilak minut nie zrobi nam różnicy.
Drepczący niedaleko Orion skrzyżował nóżki, obracając się ostrożnie w kierunku Michaela.
- Tatusiu? To znaczy, że ani Daniel, ani jego brat nie zaprowadzą mnie na siku?
Gdyby Kripon mógł klaskać oczami, z pewnością dałby małemu diabełkowi owacje na stojąco.
Takim sposobem pokonany archanioł musiał dotrzymać towarzystwa grupie, którą wyznaczył mu wyższy rangą anioł.
Niemniej dzień otwarcia bram nie potoczył się tak źle, jak się zaczął. Jednak pozostała taka jedna… maleńka kwestia.
- A co z Kio?
Hej,
OdpowiedzUsuńz Oriona to uroczy chłopiec, po takim długim czasie bracia się odnaleźli, a właśnie co z Kio?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga