sobota, 6 października 2012

4. Przestrzeń między magnesami.

30 października 2010

Hejo, moje Elfiaczki kochane ;P Dziś dodaję późno i już wyjaśniam dlaczego. Otóż... Miałam lenia i nie napisałam notki. Dopiero przed chwilą ją przepisałam, a z racji tego, że zaraz brat mnie wykopsa, nie mam czasu Was powiadomić. I co gorsza, nie wiem kiedy będę mogła. (Wchodząc na bloga o mało nie wywinęłam orła ze strachu, bo Wujcio Onet znowu się bawi ><)

Ha, po raz pierwszy dostałam reklamę strony z filmami... zazwyczaj były to reklamy blogów xD Ale dobrze wiedzieć o istnieniu takiej stronki ;)

UWAGA! Musiałam (do czasu) usunąć postać Mediusy,

gdyż zabrakło mi uniwersalnych xD Postaram się to naprawić jak najszybciej ;)

Odpowiedzi:

Fusae-Chan - właśnie nie wiem, jak długo... Mój plan na obecną notkę nie zmieścił się w jednym rozdziale, więc wiesz... xD Kio nie będzie podobny do żadnego z wymienionych przez Ciebie. xD

Sonietta - Póki co - przelotnie ;> Aż się zarumieniłam ;3 Cieszę się, że podobał się opis panowania Lu ;3

Star 1012 - Haha, między ta parką faktycznie nie jest tak źle... Kiedyś napisałam takie zdanie - a co by było, gdyby się okazało, że ja (Lucyfer-Subaru) walczę z Michaelem tylko dla zabawy? ;) Lu się nie nawróci, oj nie xD

Chiekuś - no tylko mnie nie pogryź xP Z ręką na sercu - postaram się do wtorku odpisać xD

Boa - Oh kochana, ale mam nadzieję, że masz zapisaną tę historię i kiedyś znów ją pociągniesz. Oczywiście, że będę czytać ;3 Tylko do linków dodam...e... no... Chyba jutro... Choć nie wiem, jak to wyjdzie z czasem.

Zielona Strefa

Już wiem, kim jest człowiek... Jest bytem, ale nie może nim być, gdyż byt jest w bezruchu, a niebytu nie ma. Jest więc materią, ale jednak nie jest, bo więcej jest w niej pustki... Dlatego jest zlepkiem atomów, które poruszają się same, chaotycznie (szczególnie w pociągu xD). Filozofia... i człowiek ma nierówno pod sufitem xD

Dzięki za komentarze ;3 Życzę wszystkim, aby w poniedziałek mieli piękną, bezwietrzną pogodę i aby Święto Zmarłych było dniem refleksji i zadumy.

Dodaję piosenkę, której słuchałam, przepisując rozdział ;P Pectus

Zapraszam do czytania ;3

--------------------------------------------------------------------------------------------------
Anielsko nieskazitelny, biały pas kołdry tworzył na łóżku niewielki kopczyk. Można by to uznać za niedbale zaścielone łóżko, gdyby nie to, że w pewnym momencie dało się wyróżnić dwie ręce, które odcinały się na tle okrycia.
Przebywający w pokoju chłopcy prychnęli zgodnie, zachowując resztki powagi. Niższy z nich zmniejszył odległość między zakopanym w poduszkę Michaelem, zabierając mu ją. Miał ułatwione zadanie, gdyż jego dowódca nawet nie protestował, poddając się.
Oczom nowo przybyłych ukazał się obraz zagubienia i zakłopotania w postaci nieco  rozczochranego blondyna. Delikatnie sterczące kosmyki, bądź pojedyncze włoski rozczuliły ich, a lekkie rumieńce doczekały się komentarza w postaci pomruków na kształt chichotu.
- Michaelu, co się z tobą...
- Nie kończ, proszę. Okaż się przyjacielem, Gabrielu. – zwątpienie w głośnie jasnowłosego było tak wyraźne i pełne ubolewania, iż nie sposób było nie dostosować się do jego polecenia. Jednak, jako że archanioł posiadał cechy chłopca i miał jeszcze takowe myślenie, sam z siebie kontynuował swój przerwany wątek. – To tak samo... jakoś. – przygryzł wargę, podkulając nogi. – Nic nie znaczy, prawda?
Chłopcy pominęli odznaczającą się nadzieję w tym pytaniu. Często zastanawiali się, jak można być tak zaślepionym i jednocześnie zaangażowanym we wzajemne budowanie uczuć. Pomimo, że jedno nie wykluczało drugiego, dziwnie było przystawiać je obok siebie.
- To zależy tylko od was. – najbardziej dojrzały wśród wszystkich aniołów zawsze stawiał sprawę jasno. Nie mamił oczu i mogłabym pokusić się o stwierdzenie, iż był najbardziej święty... Przynajmniej jeżeli chodziło o powściągliwość w obnoszeniu się z uwielbieniem ulokowanym  w jakimś diable lub zupełnie innej postaci. Oczywiście, że potrafił się pośmiać. Sztywny anioł to coś abstrakcyjnego... Jakkolwiek dwuznacznie to brzmi.
- Tak myślałem. – westchnięcie prosto z głębi piersi nakreśliło wątpliwości i rozterki Michaela.
Chłopak był skołowany nową sytuacją. Jeszcze nigdy nie przebywał w Piekle tak długiego czasu, więc teraz to się na nim odbijało, wyciągając to, co na co dzień ukryte – niepewności, głębsze gdybania. Rozmyślania bombardowały mu głowę, wprawiając  w stan szeroko rozumianej apatii. Zdawać by się mogło, że brak obecności Lucyfera źle wpływał na samopoczucie blondyna. Aby morskooki odpędził się od niechcianych uczuć, spojrzał na swych przyjaciół, uśmiechając się lekko.
- Co się działo pod moją nieobecność?
Gabriel podszedł do okna, odsuwając krwistoczerwone firany. Widok za nim przedstawiał ogrom chmur na miarę wzniosłych gór otoczonych poświatą podobną do zachodzącego słońca.
- Smutek zagościł w progach Nieba. Cisza spowiła roślinności kwiat. A nam brak kogoś, Ciebie trzeba. By znów beztroski wydał się świat.
Archanioł roześmiał się ciepło, ku ucieszy towarzyszy, dla których nie był tylko przywódcą, lecz przede wszystkim kompanem.
Każdy z nas potrzebuje choć jednej osoby, aby przetrwać w społeczeństwie. Aniołów można było przyrównać do uczniów, jacy przechodzili, awansowali z klasy do klasy, mając wsparcie także poza bezpiecznymi murami domu.
- Odkąd to bawisz się w poezję? – prychnął blondyn, wpatrując się w jego profil. Niestety nie doczekał odpowiedzi, gdyż do pokoju wpadł czarny cień, który jak gwałtownie wbiegł, tak i się zatrzymał.
Osobnik zdjął narzutę, odkrywając tożsamość.
- R-Rafaelu... Naprawdę przybyłeś. – melodyjnie miękki głos przyjemnie połaskotał bębenki obecnych. Brunet o ciemno bordowych refleksach uśmiechnął się pełną buzią, błyskając rozradowanymi iskrami z jego oczu. Chciał wyprzedzić reakcję anioła, lecz i tym razem uległ refleksowi mężczyzny.
Zielonowłosy ujął jego nadgarstek, podstawiając go pod swe usta. Ucałował zewnętrzną stronę dłoni, zastygając w tej pozie na kilka sekund.  Z chwilą połączenia ich spojrzeń, wzrok obydwojga wyraźnie złagodniał, płonąc czułością i pełnią obietnic, które przy odrobinie szczęścia można byłoby spełnić.
Do pomieszczenia zajrzała jeszcze jedna istota, wkraczając weń majestatycznym krokiem.
- Cześć, stary byku. – zwrócił się w stronę białowłosego Gabriela, kłaniając się i z przesadną nabożnością dygając tuż przed nim.
- Cześć, stara krowo. – odparował tamten, nie bacząc na surowe spojrzenie archanioła, który w ostateczności machnął ręką, wiedząc, że nie ma sensu wtrącać się pomiędzy tych dwoje.
Ich wzajemne docinki, bitwy i potyczki były równie częste i namiętne, co wyrywane wręcz  cząstki pocałunków, jakimi właśnie się obdarowywali. W gruncie rzeczy stanowili całkiem zgraną parkę. Wielu nabrało się na ich gierki i nie rokowało im pomyślnych zadań w tym duecie, ale to ten dziecinny jeszcze i zarazem doskonale dostrzegający szczegóły duszy swych podopiecznych, Michael, zdawał sobie sprawę z prawdziwych intencji obydwojga. Gra pozorów nie istniała dla niego, choć nie potrafił wprowadzić tego w swoje zdrowo pokręcone bytowanie.
Blondwłosy archanioł wiedział, że iskrzy między tymi uparciuchami i jednocześnie bardzo im tego zazdrościł. Podczas gdy oni mogli widywać się, kiedy naszła ich ochota, on miał stanowczy zakaz... Od samego siebie, co prawda, ale przez nałożone przez Boga zadanie. Najważniejszym obowiązkiem Michaela była opieka w postaci śpiewu dla nowo narodzonych aniołków. Miał najczystszy, najsłodszy, najbardziej niewinny głos i wręcz kochał te maleństwa niczym własne dzieci. Zawsze czuł się przy nich tak swobodnie i lekko, a teraz... Brzuch uciska dziwna siła, która sygnalizuje, co się stanie.
Chłopak czym prędzej musiał udać się do toalety, lecz kiedy wstał, gwałtownie wykonany ruch objawił się w postaci zawrotów. Zachwiał się, strącając szklankę, z której wcześniej korzystał, jednocześnie upadając przed szafką, łapiąc jej brzegi, aby nie zrobić sobie krzywdy. Nie minęła chwila, a dwoje skrzydlatych podniosło osłabionego morskookiego.
- Michaelu!
- Nic... Nic mi nie jest. – wbrew tym słowom oparł się plecami o Gabriela, przymykając oczy. Przyłożył rękę do czoła, oddychając ciężko, chcąc pozbyć się ogarniającego go zmęczenia.
Diabły wiedziały, co miało miejsce, ale nie zamierzały wsypać kolegi, dlatego jeden z nich odebrał blondyna, prowadząc go w stronę łazienki.
- Dam mu coś na wzmocnienie. Zaufajcie Astrotowi. – mrugnął do białowłosego, który prychnął kpiąco, uśmiechając się z powątpiewaniem. Nadal obawiał się o stan zdrowia swojego przełożonego, ale wiedział też, że może liczyć na władającego ogniem demona.
W tym czasie blondyn został podprowadzony do muszli. Nie trzeba było długo czekać na efekty. Astrot wyciszył pomieszczenie, aby ukryć odgłosy mogące zdradzić działania młodzieńca. Podszedł do niego, odgarniając spływające na barki włosy i przytrzymując jego ramiona. Kiedy wszystko, co miało zostać oddane, wpuszczono do rur kanalizacyjnych, diabeł pogładził go delikatnie, podając kubek z wodą, aby chłopak opłukał usta.
- Dzięki. – dało się słyszeć cichy szept. – Za... wiesz.
- Wiem. Gabi ma złote serce, ale długi język, o czym często się przekonuję. – uśmiechnął się diabelsko. – Informacje, jakie byłyby tutaj odkryte, chyba nie przyczyniłyby się do twoich sukcesów. Ponadto... Lu coś wspominał. – powstrzymał chichot, obserwując powiększające się oczy blondyna.
- Nie musiałeś stosować się do jego poleceń. Zawsze istniała możliwość skłamania, że to ja...
- Daj spokój. – mruknął, otwierając przed nim drzwi. – W dodatku lubię cię, ale nikomu o tym nie mów. – pokazał mu język. – Nasz wspaniały słowiczek potrzebuje świeżego powietrza, więc pozwolicie, iż wyprowadzę go na balkon. – nie czekając na pozwolenie, popchnął chłopaka, chcąc zamienić z nim jeszcze kilka słów. – Słuchaj. – zaczął konspiracyjnym tonem. – Hamuj się i nie załamuj. Jeżeli czujesz presję, daj znać, a na pewno będziesz mógł liczyć na słowo wsparcia. Nie myśl, że pozycja diabła obliguje mnie do upokarzania aniołów.
Michael poklepał go po ramieniu i ze zdziwieniem dla siebie samego, pocałował w policzek.
Astrot zaśmiał się całym sobą, grożąc mu palcem.
- Uważaj, bo podpadniesz Lucyferowi.
Jasnowłosy zmarszczył brwi, nie wiedząc, co może to znaczyć, ale za moment miał się o tym przekonać.
Firany wygięły się ku wnętrzu pokoju, aby powoli powrócić na miejsce, tak samo jak prawie że wyrwane z futryny drzwi.
- O wilku mowa. – westchnął Astrot, kłaniając się lekko.
Książę Podziemi zmierzył go iście płomiennym, szerzącym grozę spojrzeniem, sycząc, aby się pilnował i liczył nie tylko ze słowami, ale i czynami, po czym zbliżył się do Michaela.
- Akurat znalazłem chwilę czasu. – zaczął od tłumaczenia, jakby był to komuś winny.
- Ta, jasne, a ten wielki wybuch magii, kiedy aniołek mnie... Dobra, nie było rozmowy. – As wycofał się pospiesznie, czując wbijające się w pierś ostrze miecza.
- No! – fuknął Lu, kiwając głową i odwrócił się w stronę morskookiego by zastygnąć w bezruchu. – Jesteś blady. – stwierdził całkiem poważnie, sprawdzając przepływ jego mocy. Gdy to zrobił, aż sapnął z irytacji. Złapał go za ramię, ciągnąc w stronę drzwi. – Chodź. Już ja wiem, czego ci trzeba. – machnął w stronę gwiżdżącego Astrota, zamykając mu usta... Dosłownie...
Zamieniając je w zamek.
Akemi (23:26)

2 komentarze:

  1. Hej,
    o tak to przywitanie, Ku tak bardzo zabiega o buziaka, a tu Michael sam daje buziaka Astrotowi i ten wybuch magii...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    fantastycznie, Ku tak bardzo zabiega o buziaka, a tu Michael sam daje buziaka Astrotowi i jeszcze ten wybuch magii... cudownie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń