06 listopada 2010
Oi, Elfiki xD Dziś także dopadł mnie leń, więc rozdział dodaję znów trochę później i póki co nie powiadamiam ;)
Odpowiedzi:
Fusae-Chan - Hahaah XD Jeżeli Tytaka jesteś, to muszę stwierdzić, że nas rozdzielono w szpitalu xD No tak.. Lu będzie mniej więcej taki (dodaj szczyptę zboczeństwa) xD As to mój as przestworzy xD Mój Wen (którego możesz obejrzeć w powiększeniu w tabelce "Coś o mnie" ;)) Miefi... hah, oh ten Mefi powyciąga za uszy Lucyferka xD
Sonietta - *pada na biurko i płacze w konwulsjach śmiechu* Niee, Misiek nie jest w ciąży, choć podsunęłaś mi pewną myśl... ;> Lu to zazdrośnik, jakich mało... szczególnie nie będzie mógł przeboleć Kio xD
Star 1012 - Jak ja uwielbiam punkty ;3 Oj taak, nie ma to jak przyjaciele... już oni odpowiednio zagospodarują Twoje samopoczucie xD Rafał i Mefi to taka... urocza para.Bynajmniej na takich ich kreować będę ;P Gabi i As to raczej stare małżeństwo xD As zawsze Miśka lubił... jakoś tak... stara się go dopchać do Lu ;P Lu jeszcze będzie zazdrosny ;3 Heh, mniej lenia, mniej lenia, prooszę XD
Studentka Effcia - Jee tam, talent xD Raczej zdrowo pokopany rozumek xD
Serdecznie witam Studentkę Effcię (oh, dzielę się z Tobą w bólu studenckim), oraz Katsumi, która wreszcie się ruszyła, zołza jedna xD I Boa, która ma nowego bloga ;)
Zielona Strefa.
Było wolne, nie ma wolnego xD Ale spokojnie, w przyszłym tygodniu znów jest czas na odsapnięcie. Ostrzegam Was, kochani, przed dziwnymi osobnikami w tramwajach, którzy korzystają z tłoku... Nawet nie chodzi o to, że kradną, co o to, że się dziwnie o człowieka ocierają O_o Normalnie zły dotyk...moja noga została skalana XD Ha, a na wfie grałam z trenerem, który przybił zemną piątkę (robi tak tylko ze swoimi ulubieńcami) i powiedział, że mam bardzo dobry styl gry - "świnie" i na rogi i nisko nad siatką ^_^
Zapraszam do czytania i ogromnie dziękuję za komentarze ^^
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Zyskiwanie wiedzy zawsze wychodzi nam na dobre, więc staramy się ją pogłębiać, docierając w różne rejony.
Lucyfer
znał słabości aniołów, ich drobne pokusy i rady na późniejsze skutki
tych lekkich wybryków. Specjalnie podał Michaelowi sporządzony przez
siebie napój, aby chłopak szybciej pozbył się kaca oraz nadwyżki
procentowego substytutu. Jak wiadomo, alkohol dla skrzydlatych równał się mleku prosto od łaciatej.
Nie mogło być mowy o kupowaniu czegokolwiek! To zostało zakazane, a
nieprzestrzeganie tej zasady oznaczało surowe konsekwencje.
- Jesteście strasznie ograniczeni.
- Powtarzasz się. – mruknął słabo blondyn.
Diabeł
zerknął na niego, zwalniając nieco, aby Michael nie miał problemów z
nadążaniem. Puścił jego nadgarstek, jednak w zamian za to podszedł
bliżej, gotów złapać osłabionego chorowitka. Wiedział, że anioły są
wrażliwe, wyczuwają niebezpieczeństwo oraz mają słaby żołądek,
ale że aż tak? Phie, księżniczki się znalazły... A raczej książęta.
Choć jeśli chodziło o walkę, dorównywały, a czasami nawet przewyższały
umiejętności demonów.
-
Nie masz czegoś lepszego do zrobienia? – nadąsany i butny blondyn był
doprawdy ciekawym okazem. Nie miał ochoty, aby przyznać się co do tego,
iż stan zdrowia znacznie mu się poprawił.
Piwnooki
prychnął prześmiewczo, poprawiając kołnierz zielonkawej koszuli, tym
samym odpinając resztę z pozostawionych guzików. Temperatura powietrza
nie ulegała zmianom i utrzymywała się na tym samym poziomie w ciągu
całego dnia i nocy, dlatego możliwość poszczucia anioła była
rozwiązaniem całkiem przyjemnym. Zwłaszcza, gdy wiązała się z potyczkami
na słowa, a Lu uwielbiał przegadywać się z morskookim.
- Dla twojej wiadomości, zaspokojenia ciekawości i wewnętrznego pragnienia dowiedzenia się o mnie czegoś więcej odpowiem,
iż nie. Nie mam innych zajęć jak aż, a może tylko oprowadzenie cię po
moim królestwie. – nie sprawiało mu kłopotów bezustanne wpatrywanie się w
zielone tęczówki.
- Jesteś bezczelny. – Michael oparł się o mur, dopasowując pozycję do wygodnego ulokowania swego ciała.
Chłopcy
obeszli siedzibę Szatana, więc teraz znajdywali się na jej obrzeżach,
czy też raczej podzamczu. Brama znajdywała się kilka metrów za nimi, a z
miejsca, jakie zajmowali, mieli widok na panoramę miasta. Głowice
kolumn miały kształt kwadratowych zębów, więc można było się między nimi
schować lub na nich usiąść. Chłód muru orzeźwiał lekko obolałego
blondyna, niewielki wiatr kołysał miękkimi pasemkami włosów, a gęste
chmury okrywały gładkie ramiona, zwilżając je ciepłą parą. W kilku
słowach – archanioł wyglądał wyjątkowo ponętnie.
- Dziękuję za troskę. – odezwał się po chwili, zaplatając na palec długawe pasemka. – To było naprawdę miłe z twojej... strony. –
dokończył wolniej, przenosząc wzrok na przechodzących obok demonów.
Zauważył, że kilkoro spogląda na niego, szepcząc między sobą, więc
odwrócił się, kontynuując rozmowę z diabłem. – Chyba jestem atrakcją.
Rudzielec
rozciągnął usta w uśmiechu. Przed oczyma przetoczyła mu się wizja
Michaela ubranego w lateksowy podkoszulek, skąpe spodenki i długie,
stojące na baczność królicze uszy.
- Lu?
Niepewna
nuta w głosie niebiańskiego towarzysza sprowadziła go z powrotem,
normując obraz, który szczerze powiedziawszy nie bardzo zadowolił jego
oczekiwania. Bo czy idealnie dopasowane, niemal podpadające w garnitur
spodnie oraz gładka, niczym wyjęta spod dotyku żelazka kamizelka, nie
sprawiały wrażenia przesadnej zapobiegliwości co do negatywnych uczuć
względem możliwych zaczepek czy też zawieszenia wzroku? A to wszystko
dlatego, że uparł się, iż trzeba się przebrać, gdyż wychodzi do
społeczności, do ludzi, więc musi prezentować się jak najlepiej i
najgodniej.
- Toż to marnotrawstwo i bezczeszczenie takiego ciałka! – jęknął w sobie ognistowłosy, jeszcze raz pożerając go wzrokiem od góry do dołu. – Ale to nie potrwa zbyt długo.
Michael
zadrżał, widząc go takim... niebezpiecznym. Już miał mu zwrócić uwagę,
gdy jakiś chłopiec podbiegł do Lucyfera, wtulając mu się w nogi.
W
tym momencie trzeba zdradzić, iż diabły mogły ze sobą kopulować i to
stąd obecność dzieci. Zdarzało się też i tak, że ktoś na Ziemi
przyczynił się do zamachu na życie nieletniego,
dla którego tymczasowym miejscem miał być Czyściec. Niestety ta opcja
była tak bulwersująca i straszna, iż nierealna do spełnienia. O ile
dorosły jakoś by sobie tam poradził, o tyle dziecko nie miałoby szans.
Możliwość pójścia do Nieba równała się zeru, a Piekło było zbyt wielką
karą… Choć przy Czyśćcu rosło do miana delikatności, toteż Lu przyrzekł
Stwórcy, iż zobowiązuje się przyjąć każdą duszyczkę na okres lat dwóch,
póki nie zawiąże się kontrakt pozwalający na swobodne i bezpośrednie
przeistoczenie się w anioła.
-
Braciszku, braciszku! – łkał chłopiec, wystawiając ku diabłu swą
zmoczona przez łzy twarzyczkę. Czarne tęczówki miały całkiem dużą
średnicę, więc wielkość jego ślepek od razu urzekła ceniącego piękno
Michaela, który wyczytywał z nich to, czy istotka jest niewinna. Grochy
lejące się po zaróżowionych policzkach można było przyrównać do tych
ronionych przez niemowlaki.
Jako,
że Lu odpowiadał za każdego w swoim królestwie, musiał interesować się
wszystkimi problemami, z jakimi się do niego zwrócono. I nie można było
powiedzieć, iż robił to z niechęcią. Od razu po przybyciu malca zniżył
się, kucając przy nim, aby wytrzeć rozgorączkowane lica.
-
Co się stało, Teppei? – aż dziw, że za każdym razem poprawnie zgadywał
imiona swoich obywateli, nie czytając im w myślach. Widział przejęcie
ogarniające chłopca, które utrudniało mu wysłowienie swojego problemu,
dlatego uśmiechnął się do niego na zachętę, dmuchając w zroszone potem
czółko.
Michael
jeszcze nigdy nie widział go w takiej odsłonie i dostąpił dziwnego
uczucia, jakoby chciał częściej obserwować reakcje tego typu.
-
Bo... Bo... – chłopczyk łapał powietrze, próbując się uspokoić, a czule
głaszczące go dłonie Lu całkiem sprawnie mu w tym pomagały. – Bawiliśmy się i to spadło i pobiegliśmy i...
Władca
Podziemi zachichotał, przyciągając go do siebie i szepcząc, że zaraz
coś poradzi na jego kłopoty, ale najpierw musi o nich usłyszeć. Wziął
czarnookiego na ręce, delikatnie nim kołysząc, więc chwilę później
dotarł do niego jeszcze nieco lepki od płaczu głosik.
-
Bawiłem się razem z Ismaelem, zrobionym przez niego samolotem. Kiedy
puszczaliśmy go w powietrze nagle zawiał mocniejszy wiatr i samolocik
poleciał w stronę granicy murów. Is podążył za nim i gdy już miał go
dosięgnąć... on... – chłopiec znów zaczynał łkać. – Wychylił się za
bardzo, potknął i wypadł. – tym razem jego uspokojenie będzie nie lada
wyczynem.
Lu położył mu rękę na plecach, odsuwając nieco od siebie.
-
Pamiętasz, co ci kiedyś mówiłem? – cmoknął go w skroń. – Jesteś tutaj
bezpieczny, dlatego gdybyś kiedyś znalazł się w podobnej sytuacji, jak
teraz Ismael, to co się stanie? – uniósł brew, wpatrując się w niego
wyczekująco.
Teppei
przytknął palec do buzi, gryząc paznokieć, a dosłownie kilka sekund
później jego twarzyczka rozbłysła promienistym szczęściem.
- Uratują mnie panie bez skrzydeł! – wykrzyczał, uradowany z tego, że nie musi się już martwić o swojego przyjaciela.
-
No właśnie. Teraz ładnie zapytamy Michaela, czy pójdzie z nami odebrać
Ismaela. – skinął głową w stronę anioła, który nadal pozostawał w lekkim
szoku, jednak widząc proszące go oczęta nie mógł dłużej trwać w
bezczynności.
-
W którą stronę, panie przewodniku? – zapytał chłopca. Znał potrzeby
dzieci i rozumiał ich tok myślenia, toteż kiedy dostrzegł iskry dumy i
zabawnie poważną minkę, od razu wiedział, że swym zdaniem połechtał łase
na pochwały serduszko.
Malec
zaskoczył z ramion Lu, idąc prosto przed siebie, a dwójka dorosłych
posłusznie trzymała się za nim, ufnie stawiając kroki. Gdy doszli do
południowego skrzydła, diabeł położył rękę na znajdującej się tam
figurce anioła z wystającymi z pleców nietoperzymi skrzydłami,
jednocześnie wypowiadając niezrozumiałe dla blondyna wyrazy. Kiedy
odsunął się, opierając biodrem o obwarowanie
skrzyżował ramiona na piersi, sycąc oczy widokiem dwóch uroczych istot,
które spokojnie można by posądzić o bliższe pokrewieństwo. Obydwoje
mrugali raz po raz, przekrzywiając głowy w tą samą, lewą stronę, niczym
ciekawe poczynań swego pana psiaki.
- Pozostaje nam czekać na ich przybycie.
Michael
po raz pierwszy był świadkiem takiego zdarzenia. W ogóle wszystko było
dla niego nowością, gdyż rzadko wychodził poza krąg Nieba, więc wiele
tracił. Z kolei Lucyfer często przesiadywał w Piekle, choć jego czas
zdawał się mieć dwadzieścia pięć godzin w ciągu dnia, gdyż zawsze
uszczknął z niego choć trochę, aby odwiedzić morskookiego, jednocześnie
nie naruszając gospodarki swego kraju oraz nie doprowadzając w nim do
trwałych zmian i uszczerbku. Lubił myśleć i spoglądać naprzód, co czynił
także i teraz, dostrzegając majaczące w oddali postacie.
-
Popatrzcie. Już tu lecą. – oświadczył, obracając się przodem do
bezmiaru gęstych obłoków. Podsadził chłopca na mur, trzymając go mocno,
aby nie spadł.
Z
kolei blondyn oparł dłonie na chłodnej powierzchni, muskając palcami
białe chmury. Zaabsorbowany migającymi gdzieniegdzie cieniami nie
zarejestrował obecności blisko przebywającego osobnika. Zanim zdążył
automatycznie się wycofać, gdy poczuł chód na ciele, czyjeś ręce złapały
za jego nadgarstki. Po chwili jak spod wody wynurzyła się postać
mężczyzny, który mając przewagę nad zdezorientowanym aniołem wybił go w
górę, sadzając na miotle przed sobą i odlatując z nim w przestworza.
Michael zdołał tylko wykrzyczeć imię piwnookiego zanim jego głos nie został pochłonięty przez próżnię ciszy Piekła.
Hej,
OdpowiedzUsuńpięknie, Lu troszczący się to był wspaniały widok dla Michaela...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejka,
OdpowiedzUsuńo tak wspaniale, troskliwy Lu to wspaniały widok dla Michaela...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia