wtorek, 30 października 2012

39. Przestrzeń między magnesami.

24 sierpnia 2011

Witam moje kochane Elfiątka ;3 Środa to zdecydowanie dobry dzień na dodawanie rozdziałów i tak chyba pozostanie... Bynajmniej do października xP Uhh, w następnej notce będzie wreszcie to nieszczęsne otwarcie bram i cztery rozdziały w Niebie. Potem... myślę, że na 10 się skończy. (odkąd ja to piszę xD) Może 8. Zobaczymy.

Odpowiedzi:

XandraT - Witam serdecznie ;3 Kochana, to ja powinnam dziękować za komentarz ;3 Cieszę się, że rozdziały trafiają w gust i nie nużą. Pomyśleć, że Przestrzeń miała zawierać się w 15 rozdziałach xD

 

Sonietta - No, pisałam, że będziesz miała ze mną na pieńku, niedobra Ty! xD Czy tęskniłam - a nie widać? *rzuca się, przywiązuje Soni do kaloryfera i kategorycznie zabrania wychodzenia* Szlaban xD Ha, ja też mieszkam na wsi, więc doskonale Cię rozumiem. Co prawda nie mamy żniw - już mało kto zajmuje się polem... ale ziemniaki mam własne, kapustę, kalafiory.... trruskawki ;3 Niemniej w domu też jest sporo pracy, bo przecież trzeba być okna, żeby tak mniej było na święta, a skoro jestem w domu, a nie mam szkoły - trzeba mnie... no nas wykorzystać xDDD Wybaczam ;3 To tak: 1-Orion to rozkoszny maluch... do czasu (zajrzyj w Spis postaci xP) 2-Że Rafi ma Mefiego, to pewne, ale czy Kio ma Baala... po dzisiejszym rozdziale nie byłabym tego taka pewna xP  3- Gabi i As będą dziś na początku. No trochę ich zaniedbałam... tak to jest, jak ma się bohaterów od zarąbania xD 4- Brama - w następnej notce ;P 5-Aaa, to na razie tajemnica. Jeszcze się zobaczy, co to pytanie (o pobyt Mefiego w Niebie) miało wnosić :P 6-Ło jak mi dobrze XD Myślałam, że za mało przybliżyłam Rafiego i Baala, przez co nic nie wyjdzie z dalszej historii... to mi było potrzebne - na dziś ;P Oł... ja też się rozpisałam xD

 

Vampirka_15 - To zaszczyt witać nową osobę ;3 Uff, to dobrze, że mój styl zmienia się na lepsze. Czasami odnoszę inne wrażenie xD Nie wiem czemu, ale Wigilijny czar uważam za moje najdoroślejsze opowiadanie (pod względem właśnie stylu, lekkości, nie historii) xD 


Churi^^ - Misiek będzie miał fajnie. No, w Niebie trochę go wymęczą, ale czy Lu wygląda na takiego, który pozwoli komuś obrażać jego blondyneczkę? xP Co do koleżanki - poczytałam trochę jej notek i poprzeglądałam obrazki, które są świetne. Mają w sobie duszę, choć potrzeba im jeszcze ćwiczeń (mnie brakuje obydwu tych cech, więc wiesz... xDD)

 

Yaoistka^^ - Orion ma oddać serce Gabrielowi? A to czemu xD Podejrzewam, że As by mu na to nie pozwolił xDDD

 

Star1012 - Oj będzie żałował, będzie. Za tydzień dodam coś z perspektywy Kio właśnie, więc on poopowiada, co się działo, kiedy ja urwałam rozdział xD.


Zielona Strefa

Ja się na błędach nie uczę - sfajczyłam sobie plecy xD Co prawda nie bolą, ale szczypią... i robią się brązowe, więc dobrze jest. Oby tylko nie było u mnie burz... hyh...


Serdecznie witam XandręT ;3 Obyś się tu zadomowiła i czuła dobrze ;3

A teraz zapraszam na rozdział.

Tak nawiasem - czy ktoś czyta pierwsze litery notek? xD


--------------------------------------------------------------------------------------------------




Zaproszenia dla gości nie były potrzebne. Kiedy mamy do czynienia z rozradowanym i szczęśliwym archaniołem, nagle uzmysławiamy sobie, że kilometry drogi wyznaczającej cel okazują się zaledwie codzienną przebieżką dla zdrowia.
Już od samego rana rozgorzała niewielka rywalizacja w tym, kto zdoła powiadomić więcej przyjaciół.
Dwaj – od kilku minut poinformowani – mężczyźni, których upolował morskooki, przyglądali się nieco nieuczciwemu wyścigowi. Nie sądzili, że ich poranna wizyta zmieni się w zabawę w „kto pierwszy ten lepszy”. Gabriel chciał tylko odwiedzić doroślejszą wersję Oriona – o fakcie tym siłą rzeczy musiał się prędzej czy później dowiedzieć, skoro pocieszny Baranek wyspawszy się należycie, nie zamierzał jedynie leżeć i płakać, jak to robił w wieku niemowlęcym. Kilka godzin po przemianie szalał wraz z nadążającym za nim Danielem, nie bojąc się wcale nowego otoczenia. Nawet łowcy nie byli mu straszni! Żołnierz tak łatwo nie zapomni strachu, jaki odczuł, gdy wpadając do ich podziemnej twierdzy chwilę po niesfornym dziecku, ujrzał je na kolanach Verriera. Całe szczęście, że malec miał na sobie wisior swego tatusia, bo w przeciwnym wypadku dowódca mrocznych demonów z pewnością nie wiedziałby, z czyją pociechą ma do czynienia i potraktowałby ją na równi z innymi ciekawskimi, a tego bezsprzecznie nie potrafiłby sobie później wybaczyć.
Co zaś tyczy się porannego spotkania, białowłosy anioł w rzeczy samej miał przyjemność przywitania się z Orionem i niezmiernie cieszył go widok Księcia zakochanego w synku. Nie chciał rozgłaszać swych wątpliwości, ale nosił w sercu obawę o przyszłe zachowanie rudzielca względem szybkiego ujarzmienia i obarczenia go ojcostwem, ale jak widać na próżno tracił kilka godzin bezsenności. Gdy usłyszał o wystawianym przyjęciu na cześć dziecka, owładnęła go tak silna fala wesołości, iż nie mógł powstrzymać się przed rzuceniem żartobliwego pomysłu-stwierdzenia. Zdawał sobie sprawę z tego, że jeżeli coś przypadnie archaniołowi do gustu, to nawet głodówka na mleko nie powstrzyma go przed podjęciem wyzwania.
Początek walki na samym wstępie pozbawiony był czystej gry. Dlaczego? Otóż po słowach anioła, które nawiązywały do urządzenia niewielkiego turnieju, w którym nie dość, że proszeni goście dostaliby zaproszenie z pierwszej ręki, to jeszcze ich zapewnienie o przyjściu załatwiano by od razu, Michael postanowił zadziałać ekspresowo. Oszczędność papieru i czasu najwyraźniej mu konweniowała, bo rzucając się do Gabriela i Asa wykrzyczał potrzebną formułkę, wysuwając się tym samym do przodu. Niczym koń na wyścigach – ruszył z kopyta, paląc podkowy.
Oniemiały z początku rudzielec ruszył w ślad za nim, zostawiając Oriona pod skrzydłami Astrota oraz anioła o tak upodobanym przez małego diabełka kolorze włosów, który posiadały także długie pasma Daniela. Mężczyźni mogli podziwiać znikających za drzwiami tatusiów – niekiedy prawie zderzających się ze sobą i wyraźnie warczących na lepszy refleks tego drugiego, gdy rozpoczynając nauczone na pamięć słowa, zmuszeni byli zamilknąć, słysząc zdziwione głosy i następujące po nich deklaracje otrzymania cudownych wici.
- Pal sześć Michaela. On nigdy nie miał czegoś... lub kogoś na własność, więc niech się wyszaleje do woli, ale żeby Lucyfer? – Skrzydlaty oparł się plecami o bark demona, przygarniając do siebie Baranka. Zdecydowanie brakowało mu Teppeia. Oddał go w dobre ręce, bo Ismaela, ale jak to on, nie byłby sobą, gdyby trochę nie pomarudził. Zamiast cieszyć się możliwościami na nowe metody pieszczot z ukochanym, on wolał uprzykrzać sobie życie. Niemniej Astrot powoli zaczynał rozpracowywać ten system i jak do tej pory większość czasu upływała im nad wyraz przyjemnie. Warto dodać, że ta rozkosz była na tyle wielka i obezwładniająca, iż całkiem skutecznie przyćmiła sprawę z Kamio, a jak wiadomo Gabi nigdy nie przepuszcza podobnych sensacji, więc należy oddać pokłon Asowi za całkiem spory kawał pięknie wykonanej pracy.
- Jak dotąd jego istnienie polegało na trójkącie bermudzkim. – pytające spojrzenie brązowych tęczówek skłoniło go do kontynuacji. – Sen, posiłki i wypełnianie dokumentów. Nie dziw się mu, że tak szybko dał się wciągnąć w tę dziecinadę. Każdy czasami potrzebuje odetchnięcia od codziennych prac, a uwierz mi, że gdy was tutaj nie ma, Lucyfer przeobraża się w mrukliwego, zamkniętego na świat demona. Skąd niby znałby wszystkich mieszkańców? Przecież nie chodzi od drzwi do drzwi... Nauczył się tego na pamięć. – wyczuwalna w głosie troska skłoniła jego towarzysza do głębszych przemyśleń.
Gabriel nie wątpił w pracowitość piwnookiego. Po prostu nie sądził, iż sprawami administracji i, jak się okazuje – pozostałymi, które bazują na robocie papierkowej, zajmuje się właśnie Książę.
- Nie macie jakiegoś pomocnika, czy kompetentnego diabła, zdolnego do ogarnięcia tych wszystkich dokumentów?
Pytaniu towarzyszył politowany, ale i wyrozumiały uśmiech ze strony słuchacza. Dwa światy – Niebo i Piekło – zawsze działały inaczej, a więc brak wiedzy w tym, czy innym aspekcie był całkowicie zrozumiały. Tym razem jednak chodziło o coś innego.
- Powiedz mi, słońce, jak zachowuje się Rafael, kiedy niema obok siebie Mefiego?
Mężczyzna gotów był od razu udzielić odpowiedzi, jednak zamyślił się, przypominając sobie przygnębienie przyjaciela i branie udziału w każdej nawet błahej misji. Wiążąc te fakty w całość otrzymał prosty wynik – zielonowłosy najzupełniej w świecie tęsknił i aby zająć czymś głowę, angażował się w te zadania, które wymagały długotrwałej i najlepiej pochłaniającej myśli, pracy.
Gdy wreszcie białowłosy przetrawił to wszystko, sapnął lekko, kręcąc delikatnie głową. Że też nigdy sam na to nie wpadł. Zaraz jednak uzmysłowił sobie pewien fakt, który wygłosił ze słabo ukrywanym żalem.
- Czemu mnie nie podałeś jako przykładu? – jednocześnie owładnęła nim ciekawość, jak i swego rodzaju smutek.
Astrot spojrzał na niego poważnie, obracając przodem do siebie. Nie mógł zaprzeczyć swym oczom, które wyraźnie pokazywały mu zafrasowanego i  lekko obrażonego anioła, który patrzył na niego z lekko wydętą wargą. Gdyby nie to, że miał miejsce w pierwszym rzędzie, nie uwierzyłby osobom postronnym, rozpowiadającym, iż ten zawsze dystyngowany, rozważny, o kamiennej twarzy Gabriel może tak bardzo złagodnieć… A to wszystko przez Teppeia... Prawda?
- Przecież ty nigdy za mną nie tęsknisz. Za każdym razem, gdy opuszczałeś Piekło, niemal zaczynałeś się uśmiechać, więc o co masz jakieś pretensje?
Przechodzący obok Michael przystanął na chwilę, wysłuchując wszystkiego do końca, aby chwilę później dodać swoje trzy grosze.
- Poker face, Asiu i uśmiech przez łzy. Dosłownie. Po przejściu przez Bramę zamykał się w swoim pokoju i płakał, a tyle razy mówiłem mu, że...
Rosnący gniew i czerwień na policzkach anioła zaczynał kumulować się, niczym gotowa do wystrzału lawa. Zanim jednak wulkan wybuchł, wygasł momentalnie, poskromiony solidną dawką jadu, którego mężczyzna raczej sobie nie żałował.
- Ten, kto przegra konkurs zaproszeń, będzie musiał zrobić coś wyjątkowo przyjemnego dla zwycięscy… I, tak, nagroda mieści się w kręgu doznań seksualnych. Jak widzę, Misiaczku, mina Lucyfera mówi mi, że odbił sobie naszą dwójkę, a może i nawet zdołał cię wyprzedzić. – po raz pierwszy cieszyła go blednąca z przestrachu twarz przyjaciela, który zadziwiająco szybko znalazł się poza zasięgiem wzroku, zapewne nie chcąc łatwo sprzedać skóry.
- Jesteś straszny. – musiała minąć pełna minuta, nim As otrząsnął się z szoku. – Poza tym blondasek nie może teraz kochać się z Lu.
- Ba, wiem o tym, ale robótki ręczne nie są zabronione.
Diabeł chyba zaczynał się go bać... Z początku nie chciał wierzyć w plotki, rozwodzące się o charakterze Gabiego, jakoby miał zakrawać na iście z piekła rodem, ale przebywając z nim dłużej, sam dochodził do takich wniosków. Niemniej połechtało go to, że anioł naprawdę za nim tęsknił.
- Zaskakujesz mnie. – mruknął i nie pozwalając mu na kolejny ruch, wsunął prawą dłoń między jego kark a policzek. Czułe, oddające wiele uczuć spojrzenie zakotwiczyło w brązowej przystani, a równie spragnione miłości usta nakryły te drugie na uśmiechaniu się w sposób pasujący do opisu zawstydzenia zaistniałą sytuacją.
***
Wynik pojedynku – sto siedemnaście do osiemdziesięciu trzech dla Lucyfera. Przegrany blondyn miał adekwatną do końcowego rezultatu minę, jednak ucieszyła go obietnica rudzielca... bynajmniej jej początek. Do tej pory mężczyzna wzdrygał się, gdy tylko spojrzał na zadowolonego Księcia.
„ Na razie nie będę cię tym męczył. Poczekam, aż Rada ogłosi swoje niezadowolenie, każąc mi odejść, gdyż spełniłem swoją misję, a wtedy zażądam ostatniego życzenia. Wówczas ty wkroczysz do akcji i zrobisz to na ich oczach”. Piwnooki potrafił być straszny, kiedy tego zapragnął...
***
Głośny śmiech rozniósł się po ogromnym salonie, który Władca Piekieł specjalnie powiększył i udostępnił, aby wszyscy goście mogli swobodnie się pomieścić. Czego nie robi się dla jedynego wnuczka, prawda?
W tej chwili przy prostokątnym stole siedziało około dwustu mężczyzn i kobiet. Wieloraka kadra przemieszała się nieco, dzięki czemu mijające się na co dzień istoty, teraz mogły ze sobą porozmawiać, a już dało się poznać po niektórych, iż ten, czy tamta przypadła do gustu komuś o zupełnie innej profesji.
Poczynając od żołnierzy, łowców, medyków, zielarzy, zwykłych obywateli, czy nawet zaprzyjaźnionych elfów, skończywszy na elicie pałacu – każdy bawił się nad wyraz dobrze, a sam Orion chyba nie mógłby wyobrazić sobie bardziej wystawnego przyjęcia.
Jednak w obliczenia wkradł się niewielki błąd – dwa elementy ewidentnie odstawały humorem od reszty. Z racji imprezy oraz sporych ilości lejącego się alkoholu lub mleka – zależnie od grupy – wszelka jednostka odpowiadała za siebie, więc Mefi, korzystając z tego fantu postanowił się opić i bezkarnie przystawiać do Rafaela – ku niezadowoleniu Kamio.
Brunet nie mógł na to nic poradzić, bo zasada próby obejmowała takie wypady, ale jakoś nigdy nie słyszał, aby podobne zdarzenie miało miejsce.
Mag był pierwszym z tych, którzy prezentowali sobą wisielczy humor. Drugą istotą okazał się natomiast Baal. Mężczyzna starał się za wszelką cenę zachować bezpieczną przestrzeń prywatną, odsuwając się odprawie stykającego się z nim łokcia, należącego do kotołaka. Właśnie tak przesiedzieli większość popołudnia, nie obdarzając się chociażby spojrzeniem. Czort jeden wie, dlaczego Kamio zdecydował się to przerwać.
Rozpoczął nieudolnie, mrucząc coś pod nosem o trudnościach związanych z usidleniem Mefistofelesa i z każdym wypowiedzianym słowem nabierał jakiejś siły, jednocześnie odczuwając ulgę. Gdyby wiedział, jak wielkie ściągnie na siebie kłopoty, najpewniej ugryzłby się w język, wytrzymując do końca imprezy, ale to prawdopodobnie nie było mu pisane.
- Myślałem, że diabły są bardziej rozwiązłe, chyba, że mam do czynienia z wyjątkiem. On jest naprawdę miły, ale nie pozwala się tknąć. Przy jakimś bliższym kontakcie zaczyna drżeć i pocić się, niemal mdlejąc mi w rękach. Aż tak na niego działam? – prowadzony monolog, póki co nie doczekał się odzewu. – U nas nie było żadnych problemów. Przecież ja mu nie każę być na dole, do cholery. Mógłby przestać odkrywać rolę pokrzywdzonego, ale chyba nie to mu w głowie, więc może... jakoś temu zaradzisz?
Dopiero teraz Baal obdarzył go swym zainteresowaniem,mrużąc oczy, jakby nie dowierzał w to, co słyszy i jednocześnie miał jeszcze nadzieję, że mag jedynie używa źle dobranych słów.
- Co sugerujesz? – chciał się upewnić. Może i mało go znał, ale byłby ostatnim głupcem, gdyby posądził go o haniebne zagrania.
Wystarczyło jednak porozumiewawcze mrugnięcie długich rzęs okalających wrzosowe tęczówki i kuszące rozłożenie nóg w zapraszającym geście, by zupełnie zmienić jego punkt widzenia do maga, odczuwając w ustach gorycz, a w sercu rozległą niechęć i sporych wielkości zadrę spowodowaną tym jakże wymownym uczynkiem.
Kio, widząc kumulujące się na twarzy żołnierza negatywne emocje, postanowił wyjaśnić, co miał na myśli, odnosząc przeciwny do zamierzonego skutek, w rezultacie dolewając oliwy do ognia.
- No wiesz... Pomożemy sobie wzajemnie, prawda? Ty sobie poużywasz, a ja zaspokoję pragnienie.
Gdyby podobne słowa zostały użyte w innych okolicznościach, Baal nawet by się nie wahał. Niestety, minione wydarzenia nadszarpnęły zranioną dumą diabła. Utrata potencjalnego kochanka, który tak łatwo przestawił się na inny obiekt, to nic przyjemnego. Do tego doszły jeszcze te obraźliwe słowa i pożar trawiący wnętrze jasnookiego rozszedł się po nim, zajmując wszystkie organy, jakby stworzono je z papieru. Mężczyzna wstał gwałtownie, mówiąc coś w niezrozumianych dla gości języku. Wszelkie rozmowy zostały stłumione, a chwilę później komnata wypełniła się ciszą jak makiem zasiał.
- Um ná vea scortum!* – wykrzyczał, czując zbierające się pod powiekami łzy. O nie! Nie będzie okazywał słabości. Przetrzymał jakoś bolesne pieczenie oczu, wbijając paznokcie dłoń, po czym nabierając powietrza, jakby znów chciał wyrzucić z siebie złość, dodał zdecydowanie ciszej, ale nie mniej boleśnie, wręcz sycząc - Pervola te ipsum.**
To zdanie rozszyfrowali wszyscy, patrząc w szoku na wybiegającego Baala. Znalazło się też kilku takich, którzy zaczęli szeptać między sobą, rzucając potępiające spojrzenia w kierunku nie potrafiącego odnaleźć się w nowej sytuacji kotołaka. Brunet przez krótką chwilę miał nadzieję, iż demon po prostu z niego kpi i zaraz roześmieje się, nakazując iść za sobą w wiadomych celach. Gdy jednak nic takiego – bo jakże by mogło – nie miało miejsca, czułe na najmniejsze drgania uszy zaczęły siłą rzeczy wyłapywać pytania dosyć często powtarzające się wśród świadków zdarzenia.
„Co takiego musiał powiedzieć, skoro Baal, wytrzymujący wiele obelg, zareagował tak gwałtownie?”
Zaraz jednak dochodziła do tego odpowiedź: „Nie mam pojęcia, ale na pewno było to coś raniące jego godność.”
Godność? Jak to... przecież sam żołnierz wiele razy proponował niezobowiązujący seks, więc co takiego tym razem go ugryzło? Mag śmiał wątpić w nagłe pojawienie się uczuć, dozgonną miłość i uwielbienie do swej osoby, dlatego przypomniał sobie przebieg rozmowy, którą przeprowadził z demonem. Gdy dokonywał „przewijania” dialogu do tyłu, cichy głos w głowie próbował przebić się przez gruby mur niedostępności. Kilkukrotne podejścia przyniosły efekt i nakładając się z uzmysłowieniem sobie, jak okropnie zachował się elf, dodały jeszcze kolejnego rzutu kamieniem w i tak zszarganą wyzwiskami duszę.
Do tej pory mężczyźni nie żałowali sobie seksu, wymyślając coraz to ciekawsze metody.Wielokrotne igraszki gwałtownie zamarły, gdy na horyzoncie pojawił się Mefistofeles – rzekoma druga połówka maga – przez co Baal został odsunięty na bok, jak cukierek, z którego dziecko wyjadło krem, wyrzucając brudzącą mu palce czekoladę, jaka przeszkadzałaby mu w innych, ciekawszych zajęciach. Z kolei teraz, gdy owe „zajęcia” nie przejawiały podobnej fascynacji, Kio zapragnął powrócić na stare śmieci, ale wyłącznie na jego warunkach. To dopiero narcystyczne i egoistyczne nastawienie.
Diabeł miał pełne prawo do ostrych słów.
Kamio zastanawiał się nawet, dlaczego nie został uderzony. Zaraz jednak przyszedł porozum do głowy, zrywając się z miejsca. Tak bardzo chciał przeprosić, wyjaśnić, lecz gdy dobiegał do drzwi, ktoś szarpnął nim, zatrzymując przed wyjściem. Mógł przypuszczać, że znajdzie się osoba, która nie będzie zachwycona z jego decyzji, ale żeby Rafael?
- Nawet nie waż się do niego iść. Jeżeli zrobisz chociaż krok w stronę drzwi, zapewniam, że gorzko tego pożałujesz. Słyszałem waszą wymianę zdań. – uśmiechnął się cynicznie, dostrzegając wyraźne drgnięcie i panikę we wrzosowych tęczówkach. – Nie zasługujesz na miano anioła. Jeszcze dziś napiszę zażalenie do Nieba i złożę je Radzie. Postaram się też, aby druga strona, czyli Piekło zastosowało wobec ciebie odpowiednią karę. Pożałujesz tego. – w jego głosie pobrzmiewały nuty upodabniające się do warkotu wściekłego zwierzęcia. Zielone oczy błyszczały wrogo i utrzymywały taki stan, póki ich właściciel nie pobiegł za oddalającym się Baalem.
Nie tylko kotołak z trudem dochodził do siebie po tym ataku. Nawet Mefistofeles z powrotem zajął swoje miejsce, które w chwili zamieszania opuścił. Odkąd znał ukochanego, nigdy nie przyszło mu spotkać się z podobnym zachowaniem. Owszem,gdy wymagała tego sytuacja, bronił diabła, podnosząc głos, ale zazwyczaj „zabijał” przeciwnika opanowaniem i tą nieznośną, przepełnioną winą – ciszą.
Czyżby przez te kilka dni rozłąki a przebywania w innym otoczeniu dowiodły Rafaelowi, że tonie z demonem chce być... że to Baal jest tym... Nie, nie powinien tak myśleć. Tylko... to wszystko przez zazdrość. Zawsze miał jasno ustalone zasady i klarowne sytuacje – kocha zielonookiego, a on jego i ot cała filozofia. Teraz pojawiły się komplikacje i choć bardziej skłaniały się ku zabawie, to jednak upewniły Mefiego, co do tego, że okazywanie uczuć to nie tylko pieszczoty i przebywanie ze sobą, ale także wyznawanie drugiemu, co się do niego czuje. Zwłaszcza, gdy ta druga osoba daje o tym znać na każdym kroku, a on, nieposkromiony diabeł woli czasami stosować gry słowne, pytania o miłość, niż samemu dać dowód własnej. Tak być nie mogło. Może i chwila, którą wybrał, nie należała do najlepszych, ale już postanowił. Zbierając w sobie siły na – o ironio – odwagę, której diabeł powinien mieć w nadmiarze, wstał gwałtownie, z miejsca przechodząc w bieg.
Tymczasem Kamio podszedł niepewnie do okna, wyglądając przez nie na plac zamkowy. Chwilę później pojawił się na nim Baal.
To był przełom. Kontrola opuściła ciało elfa, rzucając nim o ścianę nieopodal parapetu. Przytrzymał się go, prawie wisząc w powietrzu. Fala wspomnień zalewała go od środka, wywołując potworny ból skroni i pieczenie nasady nosa,doprowadzając do zjawiska równego uderzeniu obuchem.
Gorąco mi...
Przymknąłem oczy, dzięki którym mogłem „zobaczyć” ewentualne magiczne przedmioty, które powinny mienić się na fioletowo. I kiedy już coś takiego wypatrzyłem, dotarcie do tego uniemożliwiła mi przeszkoda w postaci, jak mniemam, diabła.
Nim ostatni wyraz zabrzmiał w korytarzach pałacu, Kio wylądował płasko na ścianie, nie mając możliwości sięgnięcia po broń.
Baal nie dał się wyczuć. Jego aura pozostawała zagadką od samego początku. Dotyk jego ciała parzył, a dusza nie płonęła magią... Właśnie teraz Rafael usiłował ostudzić jego emocje, które zapewne wrzały w korytarzach żył.
Elf patrzył na to z przejmującą paniką i cierpieniem.
On już wiedział.
Jasnoczerwone tęczówki wyczuły czyjś wzrok, więc podążając za intuicją, skrzyżowały się z ich wrzosowymi odpowiednikami. To od nich odbijała się łuna ognia, jaki owinął się wokół ciała demona.
Musisz podążać za kolorem ognia, ale widzianego oczyma, nie duszą.
Tym razem słowa przepowiedni odnalazły prawdziwego odbiorcę i kotołak nie musiał pytać kogoś o zdanie. Wystarczyło tylko poczekać na reakcję serca, a niezniecierpliwionej natury.
Zakryte coraz intensywniej drżącą dłonią usta oraz opadające bezsilnie ciało najlepiej wyrażały, jak czuł się były anioł, który dokonał największej pomyłki w swoim życiu i być może nie będzie mu dane jej naprawić. Nim mentalny krzyż podtrzymywany jeszcze zmaterializowanym współczuciem całkowicie opadł mu na barki, zdążył podzielić się przepełnionym szczerością i własną głupotą oznajmieniem, któremu akurat teraz daleko było do pytania. Szept roznoszący się po ogromnej sali mimo wszystko dotarł do uszu zaproszonych, którzy z zapartym tchem obserwowali zmiany kolorów na twarzy Kio.
- Co ja najlepszego zrobiłem.
 ____________________________________________________________________
*Nie jestem męską dziwką!
** Przeleć się sam.
Akemi (15:27)

1 komentarz:

  1. Hej,
    podobało mi się, Ball i ta jego reakcja, tak te słowa bardzo w niego ugodziły, w końcu zrozumiał, że to cały czas chodziło o Balla...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń