wtorek, 30 października 2012

37. Przestrzeń między mangesami.

03 sierpnia 2011

Witam kochane Elfiątka xD Dziś rozdział przedwczesny... to znaczy dodany z jednodniowym wyprzedzeniem (ha, mistrzu jestem xD) Przyczyna jest, i owszem - cholera wie, czy jutro wejdę na komputer, a jeżeli do przyszłego piątku nie pojawi się rozdział, to znaczy, że zamordowałam czwórkę dzieci i siedzę w więzieniu. To bardzo realne, uwierzcie... sami myślelibyście podobnie myśli. Mając w domu 6 ludzi łącznie ze mną, nagle dorobić się jeszcze ósemki, to wiecie... seppuku to taki delikatny wymiar kary na siebie (albo uwolnienia xD). Tsa... Mam nadzieję, że wyjedzie to to szybko, bo inaczej, jak już komuś pisałam, kupię sobie własną planetę z internetem i na niej zamieszkam. Dajcie siłę...

Odpowiedzi:

Star 1012 -  Umiejętnie się wygadałam XD A dzisiaj ciut, ciut o tym będzie (przy końcu). Rafael zorganizował sobie czas. Nawet chyba nie podejrzewał, że tak go spędzi. Orion i Daniel... przekonasz się za... w sumie chyba krótki czas. Czy wygadam się, pisząc, że niedługo planuję zmianę szablonu? XD Sławna osobistość - zawsze, jak czytam Twoje komentarze, to bije od nich taka powaga i mądrość, więc może ze sławną osobistością nie trafiłam, bo one teraz nie wykazują się tymi cechami, ale... taką osobistością poważaną, o. Twój komentarz był 5000 xD

 

Churi^^ - Widzisz, kochana moja xD Moją ulubiona parą jest teraz Kio i Baal, chociaż... Mefi i Misiek też byliby fajni *zerka na rozdział* Noooo, ale bardziej przypominają braci xP Orion i Daniel to póki co *konspiracyjny uśmiech* znajomi... opiekun i dzieciątko. Dziecko.. bobas... Bez zboczeństw, Ori musi dorosnąć! XDD Dziś też sielankowo xD Rozdział się pisał i pisał i... ma 2336 wyrazów O_O Rekord *wyrzuca ręce w górę, nadal mając taką minę : O_O) xD Pisz dużo ,pisz ;3 Misiek się cieszy xP

 

Fusiaczek ;3 - Mnie nie zryło.. mnie połamało.. ręce... ałaaa. XD Dwie godziny malowałam płot w lejącym się upale... padam na twarz... a napisałam rozdział, więc za odchyły nie odpowiadam *myje rączki w rzece* xD To opowiadanie ma mieć... że niby... tak plus minus... jeszcze...ee... 12 rozdziałów. No może upchnę w 10, bo padam już przy nim, a wręcz podniecam się następnym xD Dobrze, będę czekać z utęsknieniem ;3 Tylko, jak wyślesz, to napisz na dole "by Zygfrydziątko" ;3 Bingo - Mefi już jest z Kio... no nie na długo, ale zawsze coś xD Mruff, Mruff (niemal jak Ole! xD)


Yaoistka^^ - Dzisiaj będzie znów o Miśku. Kurde, trochę mi się rozpłakał, ale na korzyść, na korzyść xD I zdradzę Ci, że Baal zyskał bardzo dobrego kolegę, który kiedyś odwdzięczy mu się za dzisiejszego, mentalnego kopa w tyłek xP


Zielona Strefa

Słońce, słońce, jest gorące i świeci. Skaczą, cieszą, radują się dzieci... A nasz szanowny pan Kret z pogody powiedział, iż od piątku mamy burze, więc "może jesień będzie sucha", na co moja mam stwierdziła: "A może zima?" Heh. Nie ufajcie żyjątkom mieszkającym pod ziemią! XD

 

Dziękuję za komentarze ;3 Chcę też przeprosić Grelcię, że stale zwlekam jej z komentarzem i czytaniem blogów. Serduszko kochane, wybacz mi. Wrzesień okaże się dla mnie łaskawszy (larwy, to jest... dzieci pójdą do szkoły, więc żadna rodzina nie zwali mi się na głowę, więc nadrobię!)

Rozdział dedykowany Star1012 - napisała 5000 komentarz ;3

EDIT 4.08. Rozdział zedytowany, bo było trochę błędów xD

EDIT 8.8.   Kochane Aniołki. W ciągu najbliższych dni(pewnie do niedzieli) prawdopodobnie nie będzie mnie na komputerze. Powód prosty - kuzyn znowu do mnie przyjechał. Słowo daję, w przyszłym roku, jeżeli będzie chciał przyjechał, powiem, żeby spadał na drzewo, albo spuszczę psa. Notki pewnie nie będzie - ta wesz pewnie nie opuści mnie na krok. Boże... za co... Tym razem ryzyko więzienia wydaje mi się rajem ==

Zapraszam do czytania. Na dole macie piosenkę do tekstu. Może nie każdy lubi takie klimaty, ale ja lubię wykonawcę xP

---------------------------------------------------------------------------




Trzymane na wodzy wybuchy złości odzwierciedlały się powoli w szybkich ruchach zbliżającego się anioła. Gwałtowne, jakby szarpane kroki były jedynym, na czym mógł sobie pozwolić, nie zniekształcając swego charakteru. To, że znalazł się w ciężkiej sytuacji i dane mu było dźwigać na barkach próbę cierpliwości nie oznaczało od razu, iż musi obnosić się ze złym humorem, aczkolwiek wyładowanie się na czymś pewnie przyniosłoby ulgę.
- Przyszedłem powiadomić o tym, że Mefisto zjawił się w komnacie... elfa – zaciśnięte pięści i tak znajome określenie na maga wywołało ponury uśmiech na ustach Baala. – i na jego rozkaz ma tam przebywać cały dzień.
Spokojny dotąd wiatr wzmógł się, szarpiąc długimi, zielonymi włosami. Cała jego postać wydawała się być rozszalałym tornadem, a otaczające go istoty przebywały najwyraźniej w oku cyklonu, które przemieszczało się z każda chwilą, gotowe do ataku każdej napotkanej przeszkody.
Lucyfer nie był głupi i mógł założyć się o własną pozycję, że wygłoszone przed chwilą słowa należały do Kamio. Z racji tego, iż ich odbiorcą był także – dosyć niefortunnie – Baal, wolał pozostawić go samego. Dobrze pamiętał pierwszy z napadów wściekłości, który zakończył się odbudową pola treningowego oraz podniszczonych lochów, do których dotarła fala uderzeniowa. Nigdy jeszcze nie widział, aby czyjś gniew był widoczny i płonął tak intensywnie jasnym ogniem. Miał nadzieję, że tym razem do tego nie dojdzie, zwłaszcza, iż udało się odblokować elfią duszę, która z pewnością dodawała mu mocy. Gdyby jednak doszło do najgorszego, najlepiej byłoby, aby Rafael kręcił się w pogotowiu, gotowy do uspokojenia energii dowódcy armii, bo kto, jak nie on posiada tą umiejętność.
- Jak widzę, świetnie sobie radzisz beze mnie. – po przemyśleniu wszystkich za i przeciw, rudzielec doszedł do całkiem rozsądnych wniosków. – Zostawiam was samych. Porozmawiajcie, poznajcie się lepiej... Na chwilę obecną i tak nie macie nic lepszego do roboty, a my z Michaelem udamy się na randkę. – mrugnął porozumiewawczo do podwładnego.
- Która i tak zakończy się w łóżku. – naburmuszona mina i nieznaczne rumieńce zawładnęły jasnym obliczem archanioła. – Znając ciebie, planowałeś to od początku, na pierwszym miejscu wysyłając tutaj naszego syna. Na wstępie wiedziałeś, że Rafael nas odwiedzi, więc zostawisz go w rękach Baala, tym samym przedłużając przerwę żołnierzy, dzięki czemu Orion będzie pod stałą opieką. – prychnął, widząc lekkie zakłopotanie w piwnych tęczówkach. – Nawet nie próbujesz zaprzeczyć, zboczony diable.
Mina Lucyfera była iście bezcenna. Mężczyzna potarł kark w zażenowaniu, łapiąc blondyna za nadgarstek.
- Stanowczo za dużo mówisz, ale już ja się postaram, aby to zmienić. – niebezpieczny błysk w hebanowych źrenicach był ostatnią rzeczą, jaką ujrzeli ich towarzysze, póki przestrzeń przed nimi nie zafalowała, przenosząc parę prawdopodobnie bezpośrednio do zajmowanej przez nich komnaty.
Po Danielu i jego uroczym ulubieńcu także nie było już śladu, więc pozostawiona samym sobie dwójka nie przepadających za sobą istot westchnęła równocześnie, obdarzając się kwaśnym spojrzeniem. Ich dystans do siebie nie wynikał z powodów szczególnie trywialnych, bo nawet nie doszło między nimi do bliższych kontaktów, które wywołałyby jakieś scysje. Po prostu obydwoje nie mieli zbytniego humoru na rozmowy, a co dopiero przebywanie w czyimś towarzystwie, zwłaszcza, iż przypominało im ono o źródle zdenerwowania.
- Nie będę ci przeszkadzał. – pierwszym, który zabrał głos był anioł. Nie miał pojęcia, czy zdołałby utrzymać w miarę spokojną konwersację, poza tym, co byłoby przedmiotem dyskusji?
- Nie masz w czym. – zauważył demon, wpatrując się w niego i jakby zastanawiając się nad czymś. Ostatecznie pozwolił sobie na rozluźnienie. – Uważasz, że najlepszym rozwiązaniem jest użalanie się i samotne skulenie w kłębek, psiocząc na okrutny los?
Zielonooki zmierzył go uważnym spojrzeniem, analizując treść słów. Nie mógł nie zgodzić się z tym, co powiedział diabeł, gdyż niewiele mijał się z prawdą.
- Co więc proponujesz? – zapytał, postanawiając dotrzymać towarzystwa samotnemu teraz mężczyźnie.
- Zapraszam w skromne progi. – długie ramię wskazało odległy o kilka metrów namiot z białego materiału.
Zasuwane na zamek wejście chroniło znakomicie, wspomagane zaklęciami obronnymi, które w chwili ataku zmieniały pomieszczenie w twierdzę nie do zdobycia, przyoblekając ją w gruby, skalny mur.
- Nie powiedziałbym, że masz tu skromnie. – Rafael stanął tuż za progiem, podziwiając wykwintnie zastawiony stół, w którym nie zabrakło jedzenia dla aniołów. Kryształowy żyrandol mienił się wszelkimi kolorami, rzucając blask na jasne policzki skrzydlatej istoty. Szczere powiedziawszy wyglądał teraz zupełnie delikatniej z tymi czerwonymi światełkami smagającymi go od stóp po głowę. Ponadto wystrój namiotu urządzony był w ten sposób, aby dawał nieco mdłe odcienie na niemal całą powierzchnię prócz wymienionego stołu oraz niewielkiego biurka pod przeciwległą do wejścia ścianą.
Mężczyzna zajął miejsce w fotelu, zauważając obserwujące go tęczówki diabła. Sam też zachowywał czujność, jednak mało wzmożoną. W chwili skrzyżowania spojrzeń, Rafael mruknął coś pod nosem i nie przejmując się brakiem taktu, zdjął obuwie, krzyżując nogi i rozpierając się niechlujnie.
Wypielęgnowana brew żołnierza powędrowała do góry, przyciągając z kąta drugi fotel i ustawiając go naprzeciwko towarzysza przetwarzał spokojnie, acz sprawnie wszystkie informacje na temat anioła.
O ile było mu wiadomo, opanowanie, godność, honor, troskliwość, rzetelność, dyscyplina, czujność, estetyka, kultura i savoir vivre to w rzeczy samej dekalog przebywającego z nim osobnika, więc co się z nim musiało dziać, skoro nie dbając o nic, najzwyczajniej w świecie mlaskał, oblizując palce z płynącego po nich miodu, który Rafael skrzętnie zbierał ze słoiczka. Gdy tylko Baal podał mu łyżeczkę, ciemno zielone tęczówki błysnęły kpiąco, nie przyjmując pomocnego przecież sztućca. Nawet to tak mocno nie zszokowało demona, jak głośne siorbanie mleka.
- Musisz być bardzo... zdesperowany? – pytający ton zawisnął w powietrzu wraz ze spowijającą ich teraz ciszą.
Ciemne podkowy wokół oczu anioła nie mogły się przecież ukrywać, a umęczony wzrok dopowiadał resztę. Nabiegłe łzami rzęsy skupiły się na jakimś punkcie, a zwinięta dłoń maltretowała jedną z warg anioła.
- To prawda. – cichy, niepokojąco wilgotny głos wydobył się ze ściśniętego gardła. Prawa noga wyprostowała się, po chwili spoczywając na podłokietniku siedziska, które zajmował.
Baal niemal skrzywił się, widząc go takim. Rozumiał, że skrzydlaci to raczej kruche istoty, ale zasłyszane informacje na temat tego konkretnego, zdołały kreować go na miarę autorytetu... który gasnął w mniemaniu diabła. Co się stało? Czyżby to wszystko było prawdą wyłącznie w kręgu plotek?
- Słuchaj – zaczął, wpatrując się w  niego surowo. – To nie koniec świata. Poza tym próba ma trwać trzy dni, a potem związek Owieczki i elfa ma zostać rozwiązany, tak?
- Owieczki?
- Nie zwracasz uwagi na to, co ważniejsze. – głębokie westchnięcie umęczonego demona to coś porównywalnego do silnej irytacji. Jeżeli już ma miejsce, to znaczy, że delikwent ma ochotę kogoś uderzyć. – Mefi jest taki... miękki, jak się do niego przytula. I nie martw się… czasami potrzebowałem... przejawu sympatii. Wracając! – nie pozwolił na to, aby Rafael zabrał głos, czując przebijające się na twarz rumieńce. Rany, do czego doszło... Żeby on, pogromca swych żołnierzy pokazywał tak wadliwe dla niego emocje. – On by cię nie zdradził. Już prędzej połamałby Odmieńcowi kości, gdyby ten kocur dobierał się do niego. Poza tym, z tego, co mi wiadomo, możesz tu przychodzić, kiedy cię się tylko zamarzy, więc z lekką ręką poświęć te kilka dób na rzecz wieczności i, na Boga, przestań rozpaczać, bo psujesz swój wizerunek. Nie znam cię dokładnie, ale najwyraźniej masz rozdwojenie jaźni, skoro raz wyczyniasz takie numery, a kiedy indziej kipi od ciebie spokojem i chłodną kalkulacją, która zamraża wzrokiem i wzbudza skruchę. – potargał ręką włosy, ostatecznie zaczesując je do tyłu. – Diabeł pocieszający i upominający anioła... Astrot miałby ubaw. – opadł na oparcie fotela, przymykając powieki i kładąc stopę na stół.
- Sam nie jesteś lepszy, bo od jakiegoś czasu stępił ci się język, mój drogi. Poza tym brud i kurz spod podeszwy niemal nabiera nóżek i pełza po jedzeniu. Chyba nie wywiązujesz się z norm bezpieczeństwa i higieny pracy... czy też raczej miejsca pracy.
Baal nie mógł powstrzymać uśmiechu, otwierając jedno oko, aby zauważyć nienagannie oraz kompletnie ubranego i arystokratycznie siedzącego anioła.
- Witaj z powrotem. – mruknął, dźwigając się z miejsca. – A teraz chodź. Oprowadzę cię po zamku, bo śmiem wątpić, mości muzyku, iż w ferworze przyjemności czas wolałeś spędzać wyłącznie w komnacie należącej do Owieczki. – skoro miał już towarzystwo, to marnotrawstwem byłoby z niego nie skorzystać. Nim jednak zdołał wyjść z namiotu, zatrzymał go delikatny uścisk na przedramieniu. Po chwili miał przed sobą twarz okoloną zielonymi włosami.
- Kochasz Kamio?
Na krótkie, zwięzłe pytanie, odpowiedzią była cisza i potyczka jasnych oraz ciemnych tęczówek. Rafael nie był ciekawy. Po prostu, w jakiś dziwny sposób zapragnął zaprzyjaźnić się z krnąbrnym diabłem, który w gruncie rzeczy pomógł mu dojść do siebie i uświadomić, jak bardzo zależy mu na Mefistofelesie i... jak straszne są dla niego rozstania z nim. Niedawno przeprowadzona rozmowa jedynie upewniła go w swych zamiarach.
- Nie. – padła twarda, nagła odpowiedź.
Mimo to anioł zauważył coś, co umknęłoby nawet archaniołowi. W końcu to on, a nie Michael, Symiel, Orifiel, czy Zachariel, potrafił wyczuwać czyjeś emocje, nawet te, których panicznie wręcz broniono.
- W takim razie musi ci bardzo zależeć na Mefim, skoro jesteś aż tak zaangażowany w całą sprawę. – nie uszedł mi nikły, ale jednak płomień na dnie smolistej źrenicy.
***
W innej części Królestwa niezadowolenie zadomowiło się na twarzy prychającego z irytacji maga. Nie spodziewał się, że po kwadransie przebywania sam na sam z wybrankiem przeznaczenia znów będzie miał kontrolę i niezapowiedzianą wizytę.
- Kogo znowu niesie. – nie kwapił się nawet z przyjaznym tonem. Dopiero, gdy w przestrzeni między drzwiami ukazała się blond czupryna, jego spojrzenie złagodniało, niemal zapraszając tym do środka.
- Ja... tylko na chwilę... Do Mefiego. – pomimo wkładania archaniołowi do głowy, że ich Owieczce nic nie grozi, on po prostu nie umiał przejść obok tego bez żadnych środków ostrożności i wymierzenia sobie pokuty. – Mogę?
Kotołak, rad, czy nierad musiał opuścić komnatę, mrucząc nieco gniewnie i opuszczając uszy płasko, niemal zlewając je z włosami. Był w rui, do diaska, więc jak miał przekonać Mefistofelesa do tych spraw, skoro za każdym razem, gdy czuł bliskie podniecenie, ktoś bezpardonowo przeszkadzał mu i nadwyrężał cierpliwość.
Tymczasem Michael usiadł sztywno na krześle, posyłając młodszemu diabłu niepewne miny. Wciąż głowił się nad tym, co ma powiedzieć, zrobić, a w drodze do niego żywił nadzieję, że pomysł sam jakoś się wymyśli. Realia jednak okazały się nieco inne.
- Wyglądasz, jakbyś szedł na skazanie. – brunet tak niewiele się mylił. Z chwilą, gdy to powiedział, jasna głowa pochyliła się jeszcze bardziej, zastawiając grzywką dostęp do rumianej twarzy.
- Przepraszam, że musisz przez to przechodzić. Gdybym się nie zgodził, pewnie teraz śmialibyśmy się z tego, a tak jesteś skazany na brak obecności Rafaela. – cichy, jednak słyszalny głos dotarł do odbiorcy, niemal łącząc jego brwi w geście zdumienia. – Ja cię naprawdę lubię.
- Michaelu, nie wstydź się mnie. No popatrz mi w oczy. – zachęcał, starając się coś dostrzec pod gęstwiną kosmyków. Kiedy delikatne nawoływania przyniosły skutek, demon mógł wreszcie ujrzeć spływające strumieniami łzy i zaczerwieniania wokół ich źródeł. – Oh... – westchnął, wyciągając do niego rękę. – Chodź tu do mnie, ale na kolana. – zastrzegł, gdy archanioł przysunął jedynie drewniane siedzisko.
- Jestem za ciążki.
- I pociągający. – demon zaśmiał się, przyjmując na siebie o dziwo lekkiego mężczyznę. – Czy ty czasem za mało nie jadasz? – zdecydowane zaprzeczenie jedynie wzmocniło go w przekonaniu, że ma rację, ale o tym będzie musiał porozmawiać sobie z Lu. I już on zadba, aby rudzielec poniósł konsekwencje. – Dlaczego płaczesz?
To było jak czara goryczy, która właśnie się przelała.
- Tak rzadko widzicie się z Rafaelem, a przez Kio, te relacje znacznie się skrócą. Wiem, że gdyby nie zamknięcie Bram Nieba, w ogóle nie mielibyście tyle czasu, ale skoro los już dał szansę, to powinniście ją wykorzystać. Przez tą głupią próbę wszystko się posypało. W dodatku ty nie czujesz się najlepiej, więc tym bardziej źle mi z tym, że nawet nie braliśmy pod uwagę twojego zdania. Ja... nie chcę, żebyś rozstawał się z Ra... faelem – zaszlochał, ścierając policzki. – Chcę, żebyście byli razem i mogli bez przeszkód się kochać i... całować i... tulić i...
- No już,cii. – diabeł położył go w zagłębieniu własnej szyi, gładząc uspokajająco po plecach. – Ty naprawdę mnie lubisz... mnie i Asa, prawda?
- O-czywiście! – wzburzenie połączone z łykaniem powietrza stworzyło całkiem urocze mruknięcie.
Mefi podniósł mu podbródek, zaglądając w świecące, przekrwione oczy.
- Kochany aniołek. – ucałował go delikatnie, po chwili usuwając z drżących w płaczu warg lepką ślinę. – Nie martw się niczym. Chcesz się pokazać synkowi w takim stanie? Poza tym... – ponownie zetknął ich wargi, tym razem w czulszym pocałunku. – Pewnie Lu mnie zamorduje, jeżeli dowie się o tym, co robimy. – zmienił temat, powstrzymując się od chichotu, gdy Michael stanowczo zaprzeczył, jakoby miał coś wygadać. – Poza tym smutek na takiej twarzy to dopiero grzech. – przełożył jego ciało w ten sposób, aby skroń archanioła przylegała mu do klatki piersiowej. Byli co prawda tej samej postury, jednak to Mefi przewyższał siłą fizyczną, dorównującą nawet Księciu.
Długie firany zasłoniły dostęp do okien, a komnatę wypełniło światło licznych świec, które pojawiły się za sprawą zaklęcia demona. Wkrótce ciche i jakby zawstydzone dźwięki piosenki zaczęły nabierać głosu, aż wreszcie dotarły do satysfakcjonującego poziomu, pozwalając Mefistofelesowi na słowiczy śpiew.*
Pianino zamierało cicho, a wtedy diabeł zamienił się w anielską istotę. Przejmujące i chwytające za serce spoczywającego w jego ramionach blondyna zamarło na ulotną chwilę, zakazując jakiegokolwiek ruchu. Słuchał... uważnie słuchał, co ma mu do powiedzenia ten cudowny mężczyzna i z każdym kolejnym słowem nabierał jakiejś duchowej energii i radości z tego, że Rafael ma tak wspaniałego ukochanego, o którego dba dokładnie tak, jak on na to zasługuje. Piosenka na teraz i dla nich obojga, bo Michael nie wątpił, że do tego dążył kończący utwór demon.
Gdy zabrzmiały ostatnie takty melodii, morskooki odważył się spojrzeć na przyjaciela.
- Masz.. .tak piękny głos. Mefi... czy ty... Chciałbyś mieszkać w Niebie? – być może porywał się z motyką na słońce, ale miał intuicję i przeczucie, że te dwie cechy tym razem go nie zawodzą.
- Czemu tak nagle...? – zabrakło mu odpowiedniego słowa, przekazując jego sens we własnym spojrzeniu.
- Odpowiedz, proszę. – nie musiał długo czekać.
- Tak. – może i nie podobał mu się niepokojąco mocny blask zielonkawych tęczówek, ale nie znał przecież myśli blondyna, aby wiedzieć, co chłopak planuje.
W istocie Michael nic nie planował... on już podjął decyzję.
Nagle do pokoju wpadł zdyszany Lucyfer, zatrzymując się jedynie na sekundę, aby omieść wzrokiem dziwną scenerię. Zaraz jednak wygłosił słowa, które drugi raz tego dnia zatrzymały serce archanioła…
- Coś się dzieje z naszym dzieckiem!
... tym razem ze strachu.
______________________
Akemi (23:11)

1 komentarz:

  1. Hej,
    jak się okazuje to było zaplanowane przez Lucyfera, Rafael i jego zachowanie, a co to za pomysł? nie chciałabym aby dozstawał się z Lu, a ta taka szybka odpowiedź Balla i co z Orionem?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń