wtorek, 30 października 2012

36. Przestrzeń między magnesami.

28 lipca 2011

Witam moje kochane Elfiątka ;3 Dziś mam dla Was raczej sielankowy obraz, choć kończący się z takim znakiem zapytania - może nie dosłownie, ale... zobaczycie w praktyce xD

Odpowiedzi:

Churi - Kochana, wiem co robię ;) Gdyby głównymi bohaterami był Lu i Misiek, wtedy Kio i Baal zostaliby umieszczeni w "gościnnych", a tak nie jest. To z kolei oznacza, że jest 4 głównych bohaterów, a od Lu i Miśka muszę odpocząć. Co prawda dziś ich dodałam, ale tylko upewniłam się w tym, że dla nich jest jeszcze za wcześnie. Tak, mam określony plan działania ;P Bez niego ani rusz. Zakończenie jeszcze kuleje, ale idę do przodu. Lu i Misiek zdominują rozdziały, ale jeszcze nie teraz. Muszę od nich odsapnąć, a pisząc o Kio i Baalu naprawdę nabieram chęci do pisania i gdybym nie wymyśliła tych postaci na początku, teraz prawdopodobnie nie wiedziałabym, co robić, albo zakończyłabym historię, spłycając ją znacznie. Co do chrapki na tą parę... oni się jeszcze pojawią - po otwarciu bram i całej aferze związanej z Orionem ;P Dlatego niepewność pozostanie i jeszcze mnie będziesz za uszy targać xD Jestem po 1 roku studiów, na których zostałam wymęczona psychicznie i wszelkie próby własnego myślenia zostały mi zminimalizowane, pokazując nową drogę, więc wierz mi, też się znam na dramaturgii ;) Ale muszę przyznać, że z Yaoistką dałyście mi kopa - pozytywnego, też xD A Eragon zrobił resztę XD


Fusia ^^ - Orionek znów dziś będzie ;3 Oj tam, oj tam. Razem z Fukatoi mogłybyście założyć bloga i tworzyć historie ;3 Kio to po prostu dziwna istota jest  i zawsze stawia na swoim... no może nie zawsze, ale przeważnie i potem, kiedy go ktoś przyłapie... nie ma wybacz. Dostaje tęgie lanie xD Hahaha, niee Mefi nie jest w ciąży xD Ale to też wyjaśnię.. e... za... 10 rozdziałów? (chowa się za fotel) xD Dobra. Czekam na Twoje opowiadanie ;3 Już nie mogę się doczekać, kiedy je przeczytam ;3 


Star 1012 - Lu jest stuprocentowo pewny, co do uczuć Mefiego ;P Sam przyznał, że wykopie Kio, jeżeli ten będzie próbował dobierać się do niego po wyznaczonym przez zasadę próby czasie. Nie zmienię tych par - z ręką na sercu xD Mefi byłby skłonny porzucić piekło dla Rafaela... e... trochę... się wygadałam ^^' Ale ciii xD W ogóle, jak widzę komentarz od Ciebie to mam wrażenie, jakby pisała do mnie sławna osobistość xD


Yaoistka^^ - Wena czochra i szaleje - obecna jak nigdy dotąd xD Może czasami kuleje, a to dlatego, że przeniosłam się z zeszytu na Worda i muszę trochę się zaaklimatyzować. Kochana, gdybym miała zostawić bloga na dłużej niż 2 tygodnie, prawdopodobnie już bym nie wróciła. Pisanie jednak pochłania czas, tak jak powiadamianie, więc będąc w dyscyplinie i dodając systematycznie, sama siebie napędzam, a tekst ma być zakręcony - jak ja xD Poczytaj, co pisałam Churi, bo obydwie mi to sugerowałyście. Mefi nie zostawi Rafaela - coś Ty xD Tylko musi wytrzymać te 3 dni... w sumie 2 i pół ;P


Zielona Strefa

Słooońce *_* Oprócz 10 minut deszczu non stop mam słońce! Cóż za piękna anomalia XDD


Dziękuję za komentarze i zapraszam do czytania.

PS: Zachęcam do zajrzenia na blog Shiro_san   - naprawdę warto! ;)

--------------------------------------------------------------------------------




Niepewność dotycząca przyszłości niesie za sobą nerwy i strach. Czynniki te, podzielone na kilkoro ludzi powinny nieść mniejszy ból. Co się jednak stanie, gdy z pozoru prosty plan nie wypali?
Morskie tęczówki otworzyły się nieśmiało, zauważając kładący się na nie cień. Okazało się bowiem, że zapobiegliwy Książę przysłonił go ramieniem, aby poranne promienie nie przeszkadzały w dłuższym spaniu, jednocześnie przylegając ciasno do łaknącego ciepła archanioła. Ostatnie dni dały im popalić. Zarywane noce, które poświęcali na uspokajanie Oriona, odbijały się na ich samopoczuciu, przez co Michael częściej przesiadywał u Gabriela, nie chcąc narażać się burczącemu na wszystko rudzielcowi. Najwyraźniej nowe obowiązki jeszcze nie weszły im w krew.
Z drugiej strony blondyn także nie wydawał się być chodzącym szczęściem, dla którego pobyt w Piekle skurczył się do siedemdziesięciu dwóch dób.
Minionego dnia, po całej akcji z Kamio, morskooki nie wytrzymał i wyrzucając Lucyferowi jego głupotę oraz nieczułość odwrócił się na pięcie i uciekł, wyciszając swoją aurę. Wydawać by się mogło, że zapomniał o tym, gdzie się znajduje, bo kto jak nie Lucyfer miał w swej głowie plan całego ognistego królestwa? Poprzednim razem, kiedy archanioł wyjawił swą brzemienność, to Książę znalazł go jako pierwszy, obserwując niezdarne krążenie wściekłych poszukiwaczy. Czas, który on wykorzystał na przemyślenia, pozwolił uzmysłowić reszcie, gdzież podział się zapłakany aniołek, doprowadzając ich wreszcie do łowców – odrzuconych przecież na samym początku.
Okazało się, że i tym razem Michael nie miał innego wyboru, mało znając Piekło, więc gdy rudzielec zawitał w progi mrocznych żołnierzy, czekał na niego ich dowódca. Wystawił mu tak ostrą reprymendę, na ile pozwalała dosyć wysoka ranga, wytykając złe obchodzenie się z uroczym stworzeniem. Lucyfer jedynie pokręcił głową w iście poirytowanym geście, zabierając ze sobą stawiającego opór kochanka. Po powrocie do zajmowanej komnaty wyjawił, jakie kierowały nim zamiary i że cały czas trzyma rękę na pulsie. Zabronił najdrobniejszych nawet ingerencji, przypominając także o zasadzie próby, której zerwanie graniczyło z szerokimi konsekwencjami. Morskooki w efekcie skapitulował, kończąc długą podróż w ciepłych i silnych ramionach diabła.
Przypominając sobie to wszystko nie mógł powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu. Uwielbiał te chwile, w których zapominał o nadciągających „z góry” problemach, skupiając się wyłącznie na własnej przyjemności. Nie był egoistą! Po prostu nie zdarzało się, aby w Niebie ktoś mógł cieszyć się czymś prywatnym, ale nie przedmiotowym, lecz emocjonalnym. Jeżeli już, to serce każdego wypełniała ta sama jasność i dobro, a on teraz miał jeszcze coś, co odpowiada wręcz ludzkim zachowaniom. Czyż zakochanie to nie człowiecza cecha? W Królestwie Niebieskim przebywały pary wyznające sobie miłość, ale nie było w nich tego, czego archanioł sam poszukiwał. Nawet trudno było to wyjaśnić, jakby ostatnia część układanki umykała sprzed nosa. To nie tak, że tamte istoty darzyły się innym uczuciem. Owszem, dochodziło do spięć między nimi, ale wystarczyła chwila, by wszystko się unormowało. Być może przysłowiowy „diabeł” tkwił w szczegółach, a przy okazji także i w znaczeniu dosłownym, czyli Michael po prostu nie trafił na odpowiednią osobę, którą mógłby nazwać drugą połówką. Aż do teraz.
Ponownie pozwolił sobie na wygięcie warg ku górze, po czym ostrożnie, aby nie zbudzić Lucyfera, wydostał się spod zaborczych ramion. Jego wzrok od razu padł na kołyskę. Wstał więc, na boso podchodząc do gaworzącego w środku szkraba. Delikatnie przejechał palcami po zarumienionej twarzyczce, wywołując u malca salwy pojedynczego chichotu.
- Pora na jedzonko, prawda? – pochylił się, aby wziąć go na ręce, jednocześnie uważając na ruchliwe ciałko. W istocie był ciekawy, czy wzrost chłopczyka wypadnie przed otwarciem Bram, czy już w Niebie, choć na dzień dzisiejszy, kolokwialnie rzecz ujmując zwisało mu to. – A gdzież to moja Kruszynka zostawiła butelkę, co? – udał, że się zastanawia, wznosząc głowę lekko ku górze, kątem oka dostrzegając psotne iskierki w czarnych źrenicach. Nie chciał denerwować Lucyfera, ale ilekroć spojrzał w ich głębię, odwracał wzrok, mając w pamięci straszny koszmar z udziałem rogatej istoty. – Hmm, chyba nie uciekła sama, więc... może schowała się śpioszkach? – połaskotał brzuszek dziecka, doprowadzając je do śmiechu.
Gwałtownie poruszane rączki oraz duże oczy przekazywały, jak bardzo podoba mu się ta zabawa, czym niezmiernie rozpromieniał jasnowłosego tatusia, który jeszcze kilkakrotnie igrał z maluszkiem. Dopiero po kilku minutach założony na butelkę smoczek znalazł miejsce w prawej, wolnej ręce archanioła, smyrając drobne usteczka do ich otworzenia. Orion z zachłannością przyssał się do ostudzonego magią mleka, przymykając uroczo powieki.
Michael westchnął, wracając na łóżko. Przysiadł na lewej nodze, obracając się bokiem do nadal drzemiącego rudzielca, po czym ucałował ciemne włosy syna.
- Mógłbym patrzeć na was przez wieczność.
Zaskoczony archanioł podskoczył gwałtownie, skupiając wzrok na opartym o poduszki diable.
- Nie strasz mnie tak. – zmarszczył brwi, słysząc ciche posapywanie dziecka. – Niedobry z ciebie tatuś. – uspokoił nieco szybciej bijące serduszko maleństwa, które powróciło do jedzenia. – A właśnie... Kończy nam się mleko, a ja zaczynam odczuwać jego braki. – poprawił opadające na oczy kosmyki, ostrożnie lokując się obok siedzącego na posłaniu demona. Okres ochronny po urodzeniu, czy raczej wydaniu na świat potomka mijał, więc potrzeby sprzed niego zaczęły przebijać się przez obecne chimery na punkcie kanapek i tego, co ludzkie. Tylko wtedy jego anielska natura przyswajała sobie rzeczy stworzone ręką i pracą człowieka.
- Poślę kogoś po nową dostawę. – nie mógł wyjść z podziwu, jak tak spora przecież istotka mogła mieścić się w kruchym ciele Michaela, nie wyrządzając mu jakichkolwiek szkód. Coraz częściej łapał się na tym, że nie przeszkadzało by mu wcale, gdyby blondyn spłodził mu jeszcze dwójkę, czy trójkę takich szkrabów. Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo w rezultacie miał więcej czasu na poświęcenie go Orionowi, który w przyszłości nie mógłby posadzić go o braki w wychowaniu, jakie miał zamiar szlifować.
Tymczasem chłopczyk skończył jeść, spychając niewielką rączką szklany pojemnik, jakby rozumiał i wyczuwał potrzeby karmiącego go mężczyzny, na co ten rozwarł usta w jawnym szoku, nie przestając się jednak uśmiechać. A to dopiero.
- Popatrz, Lu. Nasze dziecko chce mnie odżywiać. – ujął butelkę i odkręcając ją, aby łatwiej mógł się napić, skosztował ciepłej cieszy. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że mruczy, póki diabeł go w tym nie uświadomił.
- Mogłeś zostawić smoczek... Nie patrz na mnie jak na starego zboczeńca. – żachnął się, wstając z łóżka i zmieniając strój na bardziej oficjalny.
Michael, połykając ostatnie krople uniósł brwi, poklepując jednocześnie plecki chłopczyka.
- Wybieramy się gdzieś? – nie przypominał sobie, aby poprzedniego dnia planował jakieś wypady, czy wycieczki po królestwie. Ponaglające spojrzenie skłoniło go do podania rudzielcowi zaciekawionego maleństwa, aby on sam mógł się przebrać. Jasnozielone spodnie wpuszczone w sięgające kostek kozaki oraz biała koszula z krótkimi rękawami, do których przyszyte było bolerko zastawiające połowę pleców, zmusiło demona do refleksji, czy faktycznie słusznie postąpił, wymyślając tą całą wędrówkę, skłaniając się teraz ku zostaniu w komnacie, aby sprawdzić w jaki sposób odpina się te wszystkie ubrania archanioła.
- Gdybym miał cię teraz do kogoś porównać, powiedziałbym, że jesteś nowym wcieleniem kusiciela z Edenu. – nie straszne mu były wiejące grozą spojrzenia morskich tęczówek. – Pomyślałem o tym, by odwiedzić Baala i  sprawdzić, jak sobie radzi. – po co miał to dłużej zatajać, skoro przed Michaelem nic by się nie ukryło... Poza tym nie ujawnił wszystkiego, a diabli charakter łaskotało mu rozpromienione oblicze blondyna. – Widzisz Orionku, jak temu głuptasowi niewiele potrzeba do szczęścia? – uchylił się przed pędzącą w jego stronę kulą wody. – Pójdziemy przodem, bo Misiek chyba koniecznie chce się umyć, a my mu nie będziemy przeszkadzać. – szybkie spojrzenie na rozwścieczonego blondyna wymusiło na nim natychmiastową ewakuację drogą teleportacji, przemieszczając go przed wejście do zamku.
^^^
Kilka minut później obydwaj tatusiowie zbliżali się do pół treningowych znajdujących się niecałe trzy mile od pałacu. Odgłosy nawoływań zaczęły zlewać się w jeden, wyprowadzając morskookiego z błędu, albowiem hałas ten dotychczas brany był przez niego za nazbyt głośne rozmowy przekupek użalających się na swą starczą dolę.
- Lewy pułk znowu gubi krok defilady, a prawe skrzydło najwyraźniej marzy o powtórzeniu całego ćwiczenia! – donośny i mocny głos niósł się echem po całym terenie, wzdrygając nieco blondyna. – Czy wy naprawdę chcecie doprowadzić mnie do gniewu?
Orion, zaniepokojony podniesionym tonem zaczął cichutko popłakiwać, jakby było mu przykro, że ktoś źle wypełnia rozkazy niedawno poznanego, miłego dla niego mężczyzny.
W tym samym czasie jeden z żołnierzy zwolnił, rozglądając się uważnie dookoła, po czym odbił się od idącego za nim kompana broni. Choć akcja ta pochłonęła zaledwie ułamki sekund, nie została zignorowana przez dowodzącego armią Baala.
- Oddział, stój! – zażądał, wyłapując wzrokiem nieposłusznego wojskowego, przywołując go do siebie.
- Przepraszam, kapitanie. – umundurowany od stóp po głowę mężczyzna skłonił się, oczekując reprymendy.
- Zdejmij hełm. – pomimo wyczuwania aury, teraz najwyraźniej zapomniał tego zrobić, albo po prostu nie chciał, mając w tym jakiś cel. Gdy żelazna czasza znalazła się w prawej ręce stojącego przed nim podwładnego przyglądał mu się a dłuższą chwilę, a następnie westchnął krótko zwracając się do reszty. – Spocznij i rozejść się. Zarządzam godzinną przerwę. – nie uszedł mu uradowany pomruk i ciche słowa skargi. – Jednak dla rozgrzewki proponuję jeszcze pięćdziesiąt pompek. Co wy na to? – uśmiechnął się złośliwie, odprowadzając wzrokiem uciekających w popłochu wojaków. – Danielu... – zawiesił głos, rozkoszując się wpatrującymi w niego, jasnymi tęczówkami – Chyba masz gościa, więc na co czekasz?
Twarz młodszego diabła nabrała zdziwionych rysów, powoli ustępując miejsca rozbawieniu. Nie czekał na kolejne słowa, niemal biegiem ruszając ku już wyciągniętym rączkom dziecka. Z chwilą, gdy Orion znalazł się w ramionach białowłosego, zaniósł się tak szczerym i szczęśliwym śmiechem, iż nawet twarde i chłodne serce demona zaczynało niszczyć utkane niedawno mury. Musiał przyznać, że przyjemnie było patrzeć na tę dwójkę, a podchodzący do niego Książę i Michael zdecydowanie popierali jego myśli.
- Tęsknili za sobą... – Lucyfer klepnął w ramię stojącego nieco z boku Baala. – Ciekawe, czy on spieszyłby się tak do Oriego, gdyby przesiedział przy nim całą noc, próbując uspokoić.
Brunet spojrzał na niego, dostrzegając w oddali zbliżającą się postać.
- Później go zbadam, a... chyba mamy towarzystwo.
Wszyscy odwrócili się we wskazywanym kierunku, rozpoznając nadchodzącego Rafaela. Jego pozorny spokój zachował się jedynie na twarzy, gdyż zielone tęczówki wrzały gniewem, niezadowoleniem i… smutkiem.
Akemi (16:01)

1 komentarz:

  1. Hej,
    początek mnie zaniepokoił, mam nadzieję, że jednak Mefistoteles będzie z Rafaelem, chociaż po końcówce to się obawiam najgorszego, i tak Ball...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń