poniedziałek, 29 października 2012

21. Przestrzeń między magnesami.

20 marca 2011

Witam, moje Elfiątka ;) Po dwóch tygodniach rozłąki wreszcie jestem. Z rozdziałem... takim sobie xD Ale jest tego przyczyna, gdyż następny będzie taki... konkretny, no xD Miał się mieścić w tym obecnym, 21., ale wyszło inaczej.

Odpowiedzi:

Sonietta - Tak, Kamio to Kio xD Ale nie martw się... wkrótce poznasz pełne imię Kio xD Co do jego zwierzątka (bez skojarzeń! XD), to jeszcze się okaże ;> To znaczy, ja wiem, co to będzie, ale jeszcze nie ujawnię xD Zdradzę tylko, że będzie to istota żeńskiego rodzaju xD

Mitsuko - Dziękuję za ocenę bloga ;3 I bardzo się cieszę, że tutaj zaglądasz ;>

Star 1012 - Hahaha XDD W takim razie, skoro wstajesz o 3 i ja Cię rozśmieszam... to dobrze XD Przekaż tą pozytywną energię! XD A tak serio - na ostatnie zdanie wpadłam kilka chwil przed dodaniem notki xD

Violet;) - Zawstydziłaś mnie XD Przez dobre pięć minut wczytywałam się w to, co napisałaś i zastanawiałam się, czy ja naprawdę czytam komentarz do swojego bloga! ;3 Strasznie mi miło. Jak założyć bloga... Zależy gdzie - jeżeli na onecie, to wchodzisz na www.onet.pl i na górnym pasku, obok "poczty", "czatu" i innych dodatków masz "blogi". Wklikasz ikonę i postępujesz zgodnie z instrukcją ;) Osobiście polecałabym Ci bloggera, bo na nim nic się nie wiesza - a z onetem bywa różnie. Jeżeli chcesz zobaczyć, jak owy blogger wygląda, wejdź w moje linki i ... na przykład ZoeRocks. ;)

Ogłoszenie do Patience - dziękuję za powiadamianie mnie o nowych notkach xD Z wielką chęcią zabrałabym się za czytanie, ale... nie podałaś mi adresu xD Chyba, że zrobiłaś to we wcześniejszych rozdziałach - jeżeli tak, to przepraszam za nieuwagę.

Serdecznie witam Mitsuko, Patience, Violet i Ulubienicę ;D

Zielona Strefa.

Tygodni dni pełne szaleństw część dalsza - są dwie listy na zajęcia i tylko Bóg jeden raczy wiedzieć, kogo moja grupa ma słuchać - wykładowczyni tego przedmiotu, czy opiekunki roku xDD

Rozdział dedykuję Łapie, która pozwoliła mi na wykorzystanie zdania (troszkę go przekształciłam - chodzi o ostatnie zdanie), jakie umieściła w swoim opowiadaniu i Grelci - za Ukyo ;3

NIE POWIADAMIAM

-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Im więcej możliwości, tym zabawa będzie lepsza.
Jak do tej pory Lucyfer zdawał się być w miarę opanowanym, lecz nie pozbawionym możliwości szaleństwa, czy swawoli. Rola, jaką miał pełnić w niedalekiej przyszłości, musiała zostać okraszona spora dawką dojrzałości i pewną dozą stanowczości.
Wiadomo, że aniołowie byliby zdolni rozbestwić swoje dzieci, podtykając im wszystko pod nos, a syn Lu z pewnością nie będzie miał przyjemności tego dostąpić.
Jednak jeszcze przyjdzie czas na musztrę. Teraz pojawiły się dużo pilniejsze i wymagające natychmiastowej reakcji problemy.
Rudzielec już od dobrych pięciu minut stał pod drzwiami swego pokoju, przemierzając długość progu po raz kolejny. Gdy słaniającego się Michaela przyniesiono prosto na łóżko, Rafael kategorycznie zabronił mu tam wchodzić. Jedyne, co było pewne to, to, że anioły spróbują przebadać blondyna i uzgodnić, co ma się teraz wydarzyć. I czy aby nadeszła odpowiednia godzina na nieunikniony proceder, którego wymagano do poczęcia się dziecka.
Lucyfer bardzo obawiał się reakcji Gabriela, który, zaniepokoiwszy się hałasem na zewnątrz, kiedy toczyła się walka Kio z Baalem, postanowił to sprawdzić, przez co napatoczył się na orszak wnoszący morskookiego do pomieszczenia. Od tamtej pory, oczywiście zostawiając wszystko na potem, nawet nie przebierając się w nowe, świeże ubranie, siedział razem z Michaelem.
Dla Księcia była to cisza przed burzą. Pokonując następną już rundkę został zmuszony do zatrzymania się i przytrzymania ramion białowłosego, który rzucił się na niego z pięściami.
- Jak możesz, ty draniu! Słyszałem twoją rozmowę z Rafaelem. – potrząsnął głową, prychając raz po raz. – Umiesz tylko zwlekać i udawać jaśnie pana z kijem w tyłku! Choć raz weź w ręce własne życie i uporaj się z dorosłością.
Piwnooki spiorunował go wzrokiem. Miał dosyć słów, które wypowiedział Gabriel, gdyż coraz częściej się z nimi spotykał. Jakim prawem traktowano go tak pogardliwie? Przecież on też miał serce, a wszyscy, zdawać by się mogło, sądzili inaczej.
- Postaw się w mojej sytuacji. – przyciągnął anioła, zmuszając go do spojrzenia sobie w oczy. W ten sposób czuł się pewniej, mając wewnętrzną siłę przebicia.
- Jestem w podobnej, bo adoptuję Teppeia i nie wyobrażam sobie, abym miał go zostawić, czy...
- W mojej! Nie twojej. – szarpnął nim.
Gabriel odetchnął głębiej, siląc się na uspokojenie. On wszystko rozumiał, naprawdę, ale jak tu się nie denerwować, kiedy napalony Michael dobiera mu się do spodni, rozpościerając wokół tak silne feromony, że tylko nie reagujące na to inne diabły, zdołały go powstrzymać przed rzuceniem się i wykorzystaniem chętnego na nowe doznania archanioła.
- W takim razie – rozpoczął na nowo. – bądź słowny w kwestii zapewniania dobrobytu każdemu obywatelowi  i zaopiekuj się jednym z nich. Szczególnie, jeżeli zapewni ci powiększenie ludności.
Szczerze powiedziawszy Lucyfer nie wiedział, co tak właściwie powinien uczynić. Bał się, ale nie chciał wyjść na tchórza. Tak bardzo pragnął być stuprocentowo przekonany, co do słuszności podejmowanych decyzji, a nikt nie mógł mu tego zapewnić.
Krzyk Mefistofelesa stał się przyczyną pospieszającą rudzielca do wejścia za próg swej komnaty. Na początku nie wiedział, o co chodzi, ale gdy jego wzrok spoczął na rozpostartych skrzydłach Michaela, domyślił się, że to one spowodowały zamieszanie.  Ich krańce zabarwiły się na czarno, co ewidentnie wydarzyć się nie powinno.
- Ooo, kogo widzą me piękne oczy? – zachrypnięty i bardzo dziwny głos należał do archanioła.Chłopak leżał wygodnie na łóżku, układając plecy na jego oparciu. Nieznajomy wyraz twarzy niepokoił wszystkich obecnych, tak samo jak przeraźliwie czarne tęczówki, które zlewały się ze źrenicą i rozszerzały swój okrąg, zalewając białka.
 Lucyfer spojrzał na Rafaela, pytając go niemo o przyczynę zmiany blondyna. Czyżby to był wynik ciąży? Jednak zamiast opanowanego zielonowłosego, diabeł napotkał drżącego przeraźliwie anioła, który cofał się, jakby zobaczył coś strasznego. Ręce szukały ściany, a kiedy ją wreszcie znalazły, Rafael przesuwał nimi, zmierzając ku drzwiom. Zanim zdołał uciec, nie wyjaśniwszy dziwnego zachowania, młody, jasnowłosy mężczyzna zastawił mu drogę.
- Nadszedł czas ostateczny. Dusza dziecka zaczyna przejmować kontrolę nad ciałem. Niedługo pożre duchową aurę anielską i wtedy... wtedy Michael zniknie na wieki.
- Ukyo... – Książę nie wiedział, czy podejść do morskookiego i spróbować mu pomóc, czy też przemocą zmusić niepokornego czarownika do wyjawienia mu wszystkich informacji na temat jego doskonałego rozeznania w sytuacji. W efekcie pozostał na swoim miejscu, rozdarty wewnętrznie. Biorąc na logikę cały ten ambaras oraz wiedzę chłopaka, można było wywnioskować, skąd się to wszystko wzięło. Wadą Lucyfera była słabość do archanioła, dlatego, gdy nadarzyła się nietypowa i zagrażająca jego życiu chwila, rudzielec zdawał się tracić głowę i zdrowy rozsądek. Bo jak inaczej nazwać zapomnienie o najistotniejszym darze czarownic, jakim było przepowiadanie przyszłości?
Po pokoju rozeszło się ciche westchnięcie, wydobywające się z piersi piwnookiego, który potarł czoło i policzek, odwracając się przodem do całej zgrai.
- Wyjdźcie. Myślę, że to już czas... – zawiesił głos, przenosząc spojrzenie z jednego przyjaciela na drugiego, zatrzymując się przy Gabrielu. U niego zauważył mocne zaniepokojenie, które sam rozumiał, bo także je odczuwał. – Nie martw się, Rysiu. – mrugnął do niego. Dosłownie chwilę później obrócił głowę w kierunku spokojnego, o dziwo, archanioła.
Zdrobnienie, jakie zostało użyte, bardzo rozwścieczyło tego, którego imię okrojono, ale złość szybko mu minęła, gdy zobaczył wesołe i ciepłe iskry w oczach Księcia, kiedy ten puścił mu oczko. Przez to pojął wlot, co ten gest miał oznaczać, więc biorąc za rękę Astrota i Rafaela wyprowadził ich na zewnątrz.
Jego śladami poszedł też Mefi i czarownik, odgradzając innych od dostępu do widowiska, jakie w niedługim czasie miało nastąpić.
Tymczasem przyszły Władca Podziemi stanął oko w oko z młodzieńcem, który ostatnimi czasy mocno namieszał w jego poukładanym życiu. Wiadomo, że nie zawsze należało ono do najspokojniejszych, ale dało się przewidzieć, co zaraz nastąpi oraz, że będzie to pod dyktandem diabłów, a teraz... Lu podejrzewał, że tylko Najwyższy znał odpowiedź na jego pytania.
Nie, żeby uwłaczał własnemu ojcu, ale... W sprawach narodzin należało kierować się właśnie do Boga – Stwórcy.
- Jesteś sobą, czy przyjdzie mi zabawiać własnego syna?
- Wydaje mi się, czy jesteś uszczypliwy? – nadąsana mina i róż na policzkach dawały wystarczającą odpowiedź, ale, żeby przysłowiu „przezorny, zawsze ubezpieczony” było zadość, należało się jeszcze bardziej upewnić.
- Wolałbym mieć pewność, czy dasz radę wytrzymać grę wstępną. Wiadomo... młodsza dusza, to lepsza sprężystość ciała. – Lu okrążył łoże, siadając bokiem do blondyna. Jego warg nie opuszczał uśmiech, który powiększył się, kiedy słowa dotarły do jego rozmówcy, wywołując na jego twarzy istną rozsypankę uczuć. Wiedział, że to, co zaraz nastąpi, będzie trudne dla nich obydwu, ale... gdzieś tam, wewnątrz siebie nie potrafił dopuścić myśli, że mógłby stracić Michaela. Co z tego, że lubił go denerwować? Czyż to nie jedna z wielu zalet, które łączą przyjaciół i pary? Nie ma miłości bez złości.
Odgarnął opadającą na oczy grzywkę i powoli przesunął rękę na dłoń blondyna.
- Nie powiem ci „wystarczy jedno słowo, a przestanę”. Zdajesz sobie z tego sprawę?
Oszczędne skinięcie musiało mu służyć za pewnik. Teraz nie było odwrotu. Gdy archanioł będzie protestował – weźmie go siłą, bo jeżeli ma zadecydować pomiędzy zbrukaniem go a patrzeniem na ulatujące z niego życie, wybór był prosty.
- Łaskoczesz! – Michael roztarł ramię, które tak czule gładził diabeł. Serce biło mu jak oszalałe, a on sam drżał jak galareta. Pomyślał sobie, co na to wszystko powiedzą aniołowie w Niebie. Pewnie padnie kilka suchych słów, które na pewno nie będą pochlebne. „Wystarczyło spuścić się z oczu na kilka dni, a ty co? Dorobiłeś się dziecka! Straciłeś cnotę. Nie tak wyobrażaliśmy sobie najczystszego z nas.” Takie i podobne wyobrażenia kłębiły się w jego głowie. Zaczął nawet przypisywać co poniektóre wyrażenia dla danego skrzydlatego, kiedy przerwał mu napór czyichś ust na jego własne.
- Teraz masz myśleć wyłącznie o mnie… Już ja o to zadbam. – drapieżny i nieco groźny pomruk zabrzmiał tuż przy uchu blondyna, a rdzawe kosmyki splatały się z tymi jasnymi.
Lucyfer już wiele razy miał przyjemność rozprawiczać młodych chłopców, ale tak ponętny jeszcze mu się nie trafił. Misiek kusił go, wabił, a jednocześnie potrafił skutecznie przystopować, doprowadzając go do istnego szaleństwa. A przecież to był dopiero początek! Nie zdążyli nawet zdjąć ubrań.
Zdawać by się mogło, że każdy skrawek ciała pokrywa niesamowicie wrażliwa skóra.
Mimo tych zabiegów, dotyków wywołujących gęsią skórkę, Lu nie był podniecony.
Może inaczej – natężenie przyjemności nie uwydatniało się tam, gdzie zawsze powinno. Zamiast tego, zwykły obserwator mógł podziwiać akt miłosny dwóch kochanków, którzy doczekali się swego happy endu, a teraz nie mają zamiaru tak szybko się sobą nacieszyć.
Michael odsunął okrywający go materiał, drugą ręką oplatając kark piwnookiego. Drażnił czuły punkt, chichocząc za każdym razem, gdy dostrzegał przechodzące przez Lucyferaf ale dreszczy. Nie spuszczał z niego wzroku, jakby zauroczyły go ogniki w brązowych tęczówkach. Kiedy koc opadł na ziemię, trzymająca go dotąd kończyna ulokowała się na kokardach wiążących przód bluzki. Wiązania rozplątały się pod wprawnym szarpnięciem długich palców, które umknęły szybko, aby nie przeszkadzać w pieszczotach, jakie rudzielec tak chętnie ofiarował.
Czyż był ktoś, kto oparłby się takim doznaniom? Jeżeli tak, to na pewno nie należał do nich morskooki.
- Smakujesz owocami.
Dwa słowa, siedem sylab, dziewięć spółgłosek, siedem samogłosek, a podziałały na archanioła jak potężne wyładowania elektryczne. Między nim a Lu niemal skwierczały iskry, jakie przeskakiwały przez ich ciała.
Trzeźwe myślenie? Owszem, cały czas je mieli. Nie wpadli w trans rozrywanych w szale ubrań, choć pożądali się z wzajemnością. Wrząca w nich krew nie przyspieszała aktu.
Paradoksem tych zdarzeń była szybka akceptacja tego, co teraz się działo.
Michael powinien się bronić, czy choćby przejawiać nieśmiałość, lęk, a on tymczasem wręcz wyginał się ku wargom diabła, które skubały brzoskwiniowa skórę.
Czyżby lata wstrzemięźliwości spowodowały tak wielki wybuch uczuć i emocji?
Chyba, że to Lucyfer miał w sobie to coś, co nie pozwalało na sprzeciw?
A może... A może jest to wynik czegoś innego? Czegoś, co do tej pory ciężko byłoby przypisać tej dwójce?
Czegoś... co jest nienawiścią odwróconą plecami?
Akemi (21:49)

2 komentarze:

  1. Hej,
    och pięknie, dziecko zaczynało pożerać aure Michaela, Lu jest taki czuły, bosko...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    cudnie, och no pięknie, dziecko zaczynało "pożerać" aurę Michaela, a Lucufer taki czuły...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń