poniedziałek, 29 października 2012

19. Przestrzeń między magnesami.

27 lutego 2011

Hejoo XD Witam Was, Elfiaczki moje kochane ;3 Jak Wy mnie zawsze podbudowujecie, mmm. ;3 Gdybym mogła, to każdego z Was bym wyściskała XD Bardzo dziękuję. xD

Odpowiedzi:

Sonietta  - Dziś napisałam, dlaczego dziecko zasysało moc od Lu xD Skrótowo, ale zawsze. Co do zaplątania się w jelita... chciałam Miśkowi oszczędzić tego, co przeżywa kobieta. Poza tym... to byłoby trochę dziwne, jakby się zaplątało w pępowinę, bo w końcu Misiek to facet... a że to gatunek męski i nie powinien rodzić, to u mnie wszystko jest inne xD

Star 1012  - Huhuu, Rafi nie zdążył poszczuć Gabiego xD Ale Lu i tak za swoje dostał, ha! A dziecko... to będzie taki mix xD

Fusia xD - O taak, Twój chrześniak pokazuje pazurki... i różki XD Swoją drogą niedługo zmienię wygląd bloga... XD Niedługo, heh, za jakiś czas - chyba dłuższy, bo będzie się odnosił do tego dzieciaczka, mruff, mruff xD

Serdecznie witam Hikaru & Kaoru ;3 Plan wprowadzenia tych postaci do Hogwartu jest znakomity xD

Zielona Strefa.

Jeju... tydzień szkoły, a mnie się już nic nie chce xD Trzeba się wdrożyć... A tak w ogóle, to rozdział "spłodziłam" w bólach, bo miał być inny xD Mimo to trzymam kciuki, że jednak się spodoba ;D

Zapraszam do czytania ;3

-------------------------------------------------------------------------------
Eurypides powiedział: Pokonanie drogi do cnoty wymaga ogromnego samozaparcia."
Kiedy kota nie ma, myszy harcują.
Te i inne podobne myśli kłębiły się w głowie Gabriela, gdy przemierzał obszerne tereny Piekła. Wiele razy udało mu się je zagłuszyć, szczerze zajmując się tym, po co tutaj przybył. Ta wiedza z pewnością mu się przyda, gdyż jak do tej pory nie sposób było cokolwiek zarzucić systemowi, który działał nawet dla najbardziej oddalonych ziem. Obywatele spełniali wymogi władcy, a jednocześnie otrzymywali wszystko czego było im trzeba. Zdarzały się także wyjątki od reguły, ale przeważnie okazywało się, że były to inne rasy podszywające się pod demony i diabły. Wtedy takiego osobnika wyłapywały czujne oczy oraz receptory aury łowów, wymierzając stosowną do szkód karę.
Jednak Gabi nie zostawiał morskookiego na tak długi czas, więc miał prawo się niepokoić, a Astrot nie był głupcem by nie widzieć rozkojarzonego wzroku przyjaciela, którego znał przecież od wyznaczenia wielkiej trójki po obydwu stronach, w jakiej znajdowali się Michael, Lucyfer oraz ich pomocnicy. Można powiedzieć, że chłopcy przebywali ze sobą od czasu osiągnięcia wieku oświecenia, czyli dojrzałości, więc nie raz zdążyli się już pokłócić. Wielu aniołów i diabłów nazywało ich, to jest Gabriela i Asa, małżeństwem, na co obydwoje reagowali wściekłym prychaniem, a teraz, przypominając to sobie, dziwili się, jak los może być przewrotny, spełniając te niedorzeczne spekulacje.
- Wracamy?
Białowłosy drgnął, wyrywając się z myśli, które w dziewięćdziesięciu procentach zajmował wizerunek Michaela. Co z tego, że był on pod opieką Rafaela? Nigdy nie wiadomo, w jakie kłopoty mogą ich wpakować przeważające liczebnością diabły.
Zaraz jednak zbeształ się za te oszczerstwa, posyłając Asowi przepraszające spojrzenie.
- Wiem, że chciałeś pokazać mi jeszcze kilka ważnych miejsc, ale w ogóle nie mogę się skupić.
Czerwonowłosy pogładził go po policzku, nie mogąc się napatrzeć na nowoodkryte w aniele cechy, takie jak bezradność i uległość w sterowaniu jego dalszymi krokami.
- Na dniu dzisiejszym świat się nie kończy. Będziemy mieli więcej czasu na wzajemne poznanie, nie uważasz? – zadowolenie odbijało się na jego twarzy, gdy ujrzał ochocze przytaknięcie. Nie zwlekając ani chwili objął talię Gabriela, przenosząc ich bezpośrednio do pałacu.
Tymczasem Książę odzyskiwał siły dzięki Rafaelowi.
Zielonowłosy napsuł mu trochę krwi swą groźbą, ale czy Lu nie zasłużył sobie na te słowa? W końcu to, jak potraktował Michaela i tak wyszłoby na jaw, a najlepiej będzie, jeżeli doprowadzi do tego powołana osoba.
Jednak nikt nie spodziewał się, że plotki mają tak wielką siłę przebicia, a ich rozprzestrzenianie się osiągnie doprawdy znakomite prędkości, jakie w tym przypadku objawiły się w postaci rozwścieczonego Gabriela.
Wiadomo było, co się stanie, więc Mefi postanowił zapobiec tragedii, wyjawiając to, co usłyszał poprzedniej nocy, czy też raczej podsłuchał. Kiedy postawił jeden krok do przodu, kolejne zablokowała wyciągnięta ręka Rafaela, która spoczywała na klatce piersiowej czerwonowsłoego. Diabeł spojrzał na niego z niezrozumieniem, unosząc wysoko brwi, lecz nie nawiązując kontaktu wzrokowego ze swoim ukochanym. W zupełności wystarczył mu pełen zadowolenia uśmiech, który sygnalizował, że anioł ma jakiś plan, albo jest w nim trochę wredoty, której nikomu dotąd nie udało się w nim obudzić.
Dopiero, gdy odgłos upadającego na podłogę ciała rozniósł się po pomieszczeniu, zielonowłosycofnął się, w pełni usatysfakcjonowany.
- Zrobiłeś to specjalnie! – Mefistofeles dźgnął go palcem w brzuch, nie dając się nabrać na spojrzenie typu: „Ależ o co ci chodzi?”. – Wiedziałeś, że Gabi dowie się o wszystkim i będzie chciał pomścić Michaela.
- Skądże znowu! Nie jestem jasnowidzem. – i tak zdawał sobie sprawę z tego, że nie uda mu się okłamać tego inteligentnego demona.
W tym samym czasie Lucyfer podnosił się, znokautowany przez białowłosego.
- Zasłużyłem sobie, wiem, ale mógłbyś być bardziej opanowany. – starł z kącika ust niewielką ilość krwi. – Przyznaję, że źle się zachowałem. – piwne tęczówki skupiły się na dużo ciemniejszych oczach, upewniając siebie i rozmówcę, że mówi prawdę. Nie miał zamiaru jakoś szczególnie się płaszczyć, czy usprawiedliwiać, ale kilka zdań, które, ktoś taki jak Gabriel, powinien zrozumieć, jeszcze nikomu nie zaszkodziły. – Jednak czasami życie wymaga od nas natychmiastowych reakcji, które nie zawsze stawiają w lepszym świetle, pomagając innym. Osoba nad nami wydaje takie, a nie inne zadania, licząc się z pojętnością współpracownika, więc nieznajomy spoza tej „rodziny” nie powinien się wtrącać, burząc wypracowany od lat porządek.
Gabriel zamrugał powiekami, przyswajając sobie wszystkie słowa i rozkładając je na części. To, co dla przygnębionego Michaela wydawało się jasnym określeniem na to, że jest niegodny Księcia i tylko przeszkadza, dla białowłosego, doświadczonego w rozwiązywaniu łamigłówek, brzmiało właśnie zupełnie inaczej. Wiadomość różniła się od toku myślenia archanioła, jakby była jego odbiciem lustrzanym i to na szczęście Gabriel zauważył, powoli uśmiechając się coraz szerzej. W nagłym impulsie wpadł w ramiona Lucyfera, chichocząc głośno.
- Głupek z ciebie, ale muszę przyznać, że uroczy. – cmoknął diabła w obolały policzek, natychmiastowo gojąc zranienie.
Tego już morskooki nie mógł pozostawić samemu sobie. Inna sprawa, gdy częstość przymilania się do, bądź co bądź, ojca ich wspólnego dziecka wynosi jeden raz na dzień, o tyle wyniki przekraczające tą liczbę są traktowane jako jawna pruderia i przesada. Chcąc okazać, jak bardzo go to irytuje, stanął pomiędzy rudzielcem a ciemnookim, uprzednio wręcz ich rozdzielając. Jego wzrok, jaki spoczął na Gabrielu, nie wróżył niczego dobrego, a i sama jego ofiara pojęła w lot, co się święci, gdy zielonkawe tęczówki pokryły się oburzeniem, ale i zawiedzeniem.
- Jak mogłeś...to znaczy... – spojrzał niepewnie na pozostałych, gdy uświadomił sobie, co powiedział, a mówić nie powinien... Przynajmniej na głos. – Dosyć tego! – wybuchnął. Dlaczego miałby wykręcać się od tego, co czuje? Ma najpiękniejsze serce, więc nie może zatruwać go smutkiem. – Jak nie jeden, to drugi. Macie swoich facetów, więc od mojego wara!
Po jego deklaracji zapanowała chwilowa cisza. Gdyby było inaczej, zapewne nie tylko ja byłabym zdziwiona, bo w końcu pamiętamy dobrze stan Michaela po dosadnym odtrąceniu przez Lu. Najwyraźniej blondyn nie przejął się tym zbytnio, czy też poprawniej byłoby powiedzieć, iż zdolność zapominania w jego przypadku dokonywała szybkiego postępu.
Rudzielec przykrył dłonią oczy, nabierając głośno powietrza. Nie mógł uwierzyć w upór archanioła, ale jakby na to nie patrzeć... jeżeli mógłby bezkarnie okazywać mu uczucie, pewnie zachowałby się identycznie, a tak musiał zachowywać pozory.
- Jesteś o mnie zazdrosny?
Niedorzeczność pytania wydała się morskookiemu wręcz niewiarygodnie bezmyślna... ale czy ktoś powiedział, że on musi przyznawać się do prawdy?
- Sam się domyśl. – burknął blondyn, odwracając się do niego tyłem.
Przydałby się ktoś, kto mógłby uratować sytuację, więc jeżeli nie wiadomo, o kogo chodzi, to chodzi o... Mefiego?
- Misiu, ale ty też nie jesteś lepszy. W końcu dostałeś broszę od przywódcy łowców. To trwały prezent i może przeszkadzać Lucyferowi. – zauważył całkiem słusznie, posyłając Księciu porozumiewawcze mrugnięcie.
Na początku Michael wydawał się być zbity z tropu. Zgiął kark, patrząc na klatkę piersiową, na której faktycznie umieszczony został wymieniony przez młodego diabła przedmiot. Mimowolnie uśmiechnął się, wspominając okazję, z w powodu jakiej otrzymał cenny prezent.
Wszyscy przebywający w tym momencie w pokoju rozczulili się na widok rozweselonej buzi archanioła, która została ozdobiona dwoma dołeczkami po bokach ust.
- To nic wielkiego, a jednocześnie wspaniałego i bardzo mi drogiego. Niemniej na pewno nie może równać się z pocałunkami Lu... yyy... lubiących mnie osób. – wybrnął, czerwieniejąc na twarzy.
Jego policzki nabrały intensywniejszej barwy, gdy ich właściciel poczuł obejmujące jego brodę palce.
Piwnooki przechylił jego głowę na bok, sprawnie dosięgając ust, które już od dawna wydawały się o to prosić, nie otrzymując odzewu. Przymykając oczy, obserwował maślany wzrok  Michaela, jego delikatne poczynania, a jednak zaborcze, jakby chłopak chciał dowieść, że nie pozwoli sobie na jakąkolwiek konkurencję. Obydwoje wkładali wiele serca w ten pocałunek, aczkolwiek ułożenie ciała blondyna wyraźnie mu przeszkadzało, toteż przerwał na moment, ustawiając się przodem do Księcia. Dłońmi objął jego szyję, przyciągając ją ku sobie, aby ponownie móc smakować zakazanego dotąd owocu. Świat się nie liczył – teraz byli tylko oni i…
- Ał... – przytłumione jęknięcie wydobyło się z popuchniętych przez podgryzanie warg. – Lu, daj rękę! – nie czekając na reakcję, archanioł sam ją złapał, kładąc na swoim brzuchu. – Czujesz? – rozpromienił się, gdy sekundy oczekiwania na to, co zrobi Lu, przekształciły się w minutę wtulania się w poruszające się wewnątrz Michaela dziecko.
- Tak. – zamruczał. Nigdy nie rozumiał ludzi, którzy ekscytowali się czymś podobnym. Co fascynującego jest w macaniu kogoś, kogo brzuch wydaje się nosić jakąś obcą formę życia? A właśnie... przez to porównanie przypomniała mu się pewna rzecz. Odsunął się, ze zdziwieniem dla siebie, że niechętnie, siadając na brzegu biurka. – Gdy oswobadzałem nasze dziecko, przydarzyło mi się coś dziwnego, tak? – nie oczekując na odpowiedź, głównie dlatego, że wyrwało mu się to nieszczęsne „nasze dziecko”, kontynuował. – Dzięki temu połączeniu ten mały szkrab posiądzie moc anielską oraz diabelską i... dam sobie głowę uciąć, że widziałem u niego niewielkie różki. – zaśmiał się na minę Michaela. – Nie powinny cię zranić.
Blondyn pokręcił głową, czując zbierające się w oczach łzy.
- Nasze? Szkrab? – zadawał pytania, zbliżając się do modlącego się o zbawienie Lucyfera... które nadeszło.
Drzwi ponownie tego dnia huknęły o ścianę, cudem ratując się przed zakwalifikowaniem się do rzeczy niepotrzebnych, bo zniszczonych. Osoba, która by tego dokonała, wbiegła na środek pokoju, dysząc zawzięcie.
- Panie! Próbowałem zatrzymać Baala, ale on wpadł w szał!
Rudzielec podszedł do niego, rozpoznając w nim Daniela.
- Zaatakował cię, prawda?
Żołnierz wyprostował się momentalnie, zasłaniając ręką krwawiące ramię. Sam ten czyn stawał się zapewnieniem słów Lu, który warknął coś nieprzyjemnego. Stojący przed nim chłopak zdołał usłyszeć tylko, że napastliwemu demonowi nie ujdzie to na sucho.
- Mów, co się stało. – Książę zdjął mu hełm, następnie zajmując się niewielkim, ale jednak zranieniem.
- Ten osobnik, który przyczynił się do zamknięcia bram Nieba pojawił się niedaleko pałacu. Mówiłem Baalowi, że kazałeś, panie, zostawić tego Kio w spokoju, ale on mnie nie posłuchał i... – Daniel przerwał, patrząc na wymijającego go Michaela.
Wiadomym było, że blondyn nie zostawi przyjaciela w potrzebie. Przyjaciela, który był mu tak bliski...
A z Lucyferem, który nie wyjawił mu, że to Kamio wzbudził tą całą sensację z Niebiosami, jeszcze sobie porozmawia.

Akemi (20:17)

2 komentarze:

  1. Hej,
    Michael zazdrosny, o pocałunek, Lu nazwał małego szkrabem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    rozdział wspaniały,  jaki Michael zazdrosny ;) i Lu nazwał małego szkrabem...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń