14 lutego 2011
Witam Was, Skarbeńki moje ;3 Jakże długo mnie tu nie było... W sumie licząc od ostatniej notki teraz jestem 2 raz na komputerze... I dziwnie mi z klawiaturą... XD Jakoś tak... odzwyczaiłam się XD
Odpowiedzi:
Fusia xD - Ooo, dziś pierwsza ;3 Salutuję i Mruffuję, Mruff, Mruff. Swoją drogą ciekawie wyglądałby nasz hymn... xDD Teppuś... no może się jeszcze pojawi... To znaczy... no musi czasami, a raz tak gruntownie, że tak to ujmę xD Lu ma swój cel w tych wszystkich słowach... I tak naprawdę wcale Lu nie jest zły - zobaczysz na końcu notki ;P On jest... taki prorodzinny xDD Twój chrześniak ma się dobrze, choć kopie Miśka jak najęty.. ale to świadczy o jego sile... i silnym przekonaniom, że jest naj... ale będzie z niego niegrzeczne dziecko... i puszcz...e... no xD
Sonietta - *mruczy* Dziś też później notka, bo jak nie było Internetu, to rodzina się zjawiła w liczbie osób 8 plus moich domowników ze mną 6... Parafia św. Walentego i wszystko jasne xD Mefi jeszcze dziś trochę wybuchnie, a potem to Ukyo na przemian z Gabim xD Tylko nie wiem, który "sprzeda" Lu prawego sierpowego xD
Star 1012 - Ho hoo, kochana, a jak dziś Mefi wystartuje do Lu, to nawet Rafael będzie się obawiał o jego życie xD Dorobiłam się w szkole - koleżanka zaprawiła cała grupę. Ja jakoś tak szybko się wylizałam, a potem mnie znów trafiło, po raz kolejny się wyleczyłam i jak to mówią - do trzech razy sztuka xD
Dziękuję za życzenia powrotu do zdrowia i za trzymanie kciuków - 4+ z filozofii xD Ogólnie rzecz biorąc zaliczyłam semestr *szczerzy się* xD Może nie zdradzę ocen - kto by tam chciał wiedzieć, ale zapodam średnią xD 4,083(3). No, więc dobrze jest xD
Zielona Strefa
Choroba przechodzi, ósemka mi rośnie, pogoda coraz ładniejsza... no i miodzio xD
A! Zapomniałabym! Przyszła notka będzie prawdopodobnie w sobotę.
Ah, i jeszcze xD Wszystkiego najlepszego z okazji Walentynek ;* Niech Was Miłość zawsze czule pieści xD
Dziękuję za komentarze i zapraszam do czytania ;3
------------------------------------------------------------------------------------
Wszędzie zdarzają
się przypadki zauroczeń, miłości od pierwszego wejrzenia, uczuć dobrych
i tych, które z czasem zamieniają się w niemałe piekiełko. Słyszy się
także o skłonnościach do skrajnego masochizmu i nawet wielokrotne
zranienie przez tą samą osobę nie skłoni do jej porzucenia.
Identycznie rzecz miała się z Michaelem, który wybaczyłby Księciu, choćby ten go skrzywdził.
Tak już jest – kiedy anioł się zakochuje, żadna siła nie jest w stanie przerwać tego uczucia. Skrzydlaci
oddają swe serca na zawsze, nigdy nie myśląc o zdradzie – nie to, co
ludzie. W dodatku nieśmiertelność w tym samym ciele, czyli naprawdę
długi szmat czasu mógłby skłaniać ku nudzie i monotonii, jednak
prawdziwe uczucie trzyma parę przy sobie. Zresztą... Kto by się tam
przejmował setkami tysięcy lat, mając ich już sporo, a tak mało o sobie
wiedząc.
Gdy Lu zjawił się nagle, wzbudził całkiem duże poruszenie... Niekoniecznie na jego korzyść.
Łowcy
otoczyli archanioła jak stado swoje młode, a Mefistofeles zastawił swym
ciałem możliwość dostania się do blondyna od przodu.
-
Po co tu przyszedłeś? Chyba nie myślisz, że zostawimy Michaela na
pastwę losu, bo, wybacz, nie należymy do odpornych na wszystko,
wyrzekających się własnej rodziny wszarzy jak ty. – czerwonowłosy
zachowywał się nadzwyczaj agresywnie. Gdy zdenerwował się na kogoś,
zazwyczaj trwało to góra kilka minut, a teraz miało być chyba trochę
inaczej. Nawet obecność Rafaela nie pomagała tak skutecznie, jak w wielu
innych przypadkach. To, że chłopak polubił morskookiego, oznaczało, że
traktuje go jak swojego i będzie stawał za nim murem... chociażby musiał
sprzeciwić się komuś wyższemu rangą.
- Dowiedziałem się kilku istotnych rzeczy dla zdrowia Michaela.
Mafi prychnął wściekle.
-
Trzeba było dać mu jakiś koc, a nie teraz udawać, że cię coś obchodzi! –
wymachiwał rękoma, podnosząc głos. Nie potrafił wybaczyć Lucyferowi
tego, jak postąpił z archaniołem. Sam był diabłem, fakt, ale mimo tej
cechy wątpił, aby mógł dostąpić podobnego czynu. Im bardziej napalał się
na wyrzucanie z siebie całej frustracji i strachu z powodu poszukiwań,
tym bardziej Rafael obawiał się, co Lu z nim zrobi, zwłaszcza, iż ten
zmierzał w kierunku czerwonowłosego.
Anioł
nie chciał się wtrącać i wchodzić między tych dwoje, ale to z Mefim
łączyło go coś więcej i to jego broniłby, jeżeli zaszłaby taka potrzeba.
Tymczasem rudzielec wyszeptał jakieś krótkie zaklęcie, w odpowiednim momencie obejmując młodszego demona, aby ten nie upadł.
-
Spokojnie. – Książę położył wolną dłoń na ramieniu Rafaela. – Obudzi
się za godzinę, a ja za ten czas zdążę sobie co nieco przemyśleć. –
podał bezwładnego chłopca, odwracając się w kierunku archanioła. – Ukyo
poinformował mnie, co muszę zrobić, aby dziecko mogło wejść w kolejny
etap.
Michael
zadrżał, cofając się, kiedy tylko piwnooki zmniejszył odległość.
Domyślał się, o co może chodzić, lecz ostatnie wydarzenia odciągały go
skutecznie od zaakceptowania wszystkiego i poddania się bez walki. Z
drugiej strony trzeba było pamiętać o bezpieczeństwie przyszłego malca i
w ogóle zapoczątkowaniu jego istnienia, które wciąż trwało.
-
Nie... Ja nie chcę! Nie z tobą! – wykrzyczał blondyn, przytrzymując
opadający koc. Wbrew poprzednim czynom, teraz sam podszedł do Lu,
zwężając oczy. – Nagle zapragnąłeś zostać ojcem?
Zwykłe „tak” mogło zadecydować o wszystkim.
-
Oczywiście, że nie. Ale jesteś moim gościem i nie mogę pozwolić sobie
na jakiekolwiek pogwałcenia kodeksu, w którym zawarte się najważniejsze
normy i prawa Piekła.
Morskooki zakrył dłonią usta.
Co on sobie myślał? Że Lu zmienił się od tak?
Pomimo
wielokrotnego przyrzekania, iż nie ma kogoś na boku oraz, że ciąża jest
jak najbardziej wynikiem rudzielca i jego, to najwyraźniej Księciu nie
wystarczało. Może nie chciał ośmieszać się w oczach swoich podwładnych?
Albo... żałował, że to się stało z Michaelem, a nie kimś bardziej
odpowiednim?
Archanioł
odchodził już od zmysłów, lecz jednego był pewien – urodzi. Choćby
miało się to wiązać z najgorszym i najdłuższym porodem, nie zrezygnuje.
-
Jesteś tak strasznie niesprawiedliwy... Czemu... – blondyn objął się
ramionami, spuszczając głowę. Było mu wszystko jedno. Całkowicie stracił
ochotę do cieszenia się życiem. Dostał mocny cios, a coraz częściej
zaczynał odczuwać coś do tego zimnego drania. Siąknął nosem, łykając
gwałtownie powietrze, kiedy wstrząsnął nim pojedynczy spazm szlochu.
Posłusznie wystawił twarz na widok wszystkich, gdy duża, męska dłoń Lu uniosła jego podbródek.
Prawdę
powiedziawszy piwnooki w tym momencie skamieniał, wysilając się tylko
na bezmyślne wpatrywanie się w zastygłe na rzęsach łzy. Dopiero
delikatne mrugnięcie zdołało je z nich zrzucić na policzki, z których
tym razem zawędrowały na palce Lucyfera. Chłopak starł je niemal z
namaszczeniem, głaszcząc zaczerwieniony ślad pod oczyma blondyna.
Powoli, jakby chciał przedłużyć cały proceder, pochylał się nad nim,
błądząc oczyma po buzi archanioła, co jakiś czas spoczywając na innym
kawałku skóry. W końcu złączył ich usta, na początku ograniczając się do
kilku sekund. Dopiero wraz z pewnością braku odtrącenia pozwolił sobie
na dłuższy pocałunek.
Ten zabieg łudząco przypominał te, które sam pozorował, lecz miał w sobie zupełnie odmienny przekaz.
Pomyśleć,
że jeszcze kilka dni temu Michael nie miałby nic przeciwko takiemu
stanowi rzeczy, a nawet chętnie poprowadziłby wzajemną adorację, a teraz
niemalże musiał dopraszać się o coś tak niewinnego. Coś, co przecież
niejednokrotnie wchodziło w skład jego egzystencji.
-
W ten sposób mamy kilka dni, aby przemyśleć ostatni krok. – piwnooki
odchrząknął, odsuwając się niespiesznie, jednak szybko się zreflektował,
odwracając się tyłem do archanioła. – Wracaj na piętro dla gości. –
dodał na odchodnym, mijając ciskającego gromy z głębi źrenic przywódcę
łowców.
Kiedy zniknął z oczu grupie demonów, ci rozproszyli się po królestwie. Musieli dbać o swoje interesy, a skoro ich Książę zadecydował o losie Michaela, nie mogli mu się sprzeciwić, co nie znaczy, że byli z tego zadowoleni.
Jedynie ich szef przystanął na chwilę, mierzwiąc blond pasemka archanioła, drugą ręką sięgając do kieszeni.
-
Gdyby to ode mnie zależało, chętnie bym cię przygarnął, ale tam masz
dużo lepsze warunki. Tylko to mogę zrobić. – zwinne, niczym u złodzieja,
palce zapięły zdobioną błyszczącym kamieniem broszę. Jej oczko, a
zarazem największa część mieniła się fioletem, a obrzeża tworzyły
misternie utkany motyw gałązek, liści i niewielkich kwiatów, które
niewątpliwie zrobiono ze srebra. – Z kolorem raczej nie trafiłem, ale
nie waż się jej odrzucać, bo przyniesie pecha. Poza tym uraziłbyś mnie. –
uśmiechnął się nieznacznie. – Jeżeli będę ci potrzebny, potrzyj ten
kamień i wypowiedz na głos swe życzenie, a niezwłocznie przybędę. –
skłonił się jeszcze, zanim nie zniknął w typowy dla diabłów sposób.
- Jesteśmy tu zaledwie kilka dni, a ty już zdobywasz sojuszników. Oj... Mefi przytył.
Morskooki
prychnął pod nosem, obserwując bezproblemowe uniesienie
czerwonowłosego, który szybko i bezpiecznie wylądował w ramionach
Rafaela.
Aż
przyjemnie było oglądać takie widoki. Miłość tych dwojga starczyłaby
spokojnie na kilka par małżeńskich i jednocześnie wiązałaby je na wiele
lat wspólnego pożycia... Nie to, co Michael i Książę...
Blondyn
potrząsnął głową, wypędzając z niej niechciane myśli. Teraz liczyło się
ciepło, którego nie miał pod dostatkiem, a co musiał niewątpliwie
naprawić. Były ku temu podstawy – Lucyfer zezwolił na powrót do
wcześniej zajmowanych pomieszczeń, więc bezpieczeństwo można było
odhaczyć z listy koniecznie potrzebnych... Z drugiej strony – czy w
Piekle istniał jeszcze ktoś, kto zagrażałby Michaelowi? Do tej pory,
owszem, łowcy, ale ci okazali się całkiem w porządku. Gdyby nie chłód
obecnego miejsca, Misiek miałby gdzieś słowa Księcia, bo nie wątpił, że
nowi sojusznicy postaraliby się o wszelkie wygody dla niego, ale gdy się
nie ma, co się lubi...
Chłopak
postanowił sobie, że choćby przyszło mu koczować pod drzwiami Lucyfera,
nie zamieszka z nim w jednym pokoju, nawet, jeżeli ten ugnie przed nim
kark i poprosi.
Na szczęście z opresji wybawił go Rafael, który zaproponował wprowadzenie się do niego i Mefiego.
-
On na pewno się ucieszy. Martwił się o ciebie. – zielone tęczówki
zmieniły barwę i nasycenie, obecnie nabierając chłodniejszego, karcącego
tonu.
Michael wtulił twarz w klatkę piersiową diabła, ocierając się o nią.
- Przeproszę go, gdy się obudzi.
^^^
Książę
Podziemi wpadł z hukiem do pokoju Mefistofelesa, nabierając powietrza
potrzebnego do krzyku. Zatrzymał się jednak, rezygnując z tego pomysłu,
gdy zastał niemal sielankowy widok.
Na
początku wściekł się, że Michael nie wykonał jego... rozkazu, który
głosił powrót do komnat dla ważnych demonów i gości. Czyż nie powiedział
tego wyraźnie? Dopiero po wkroczeniu za próg obecnego pomieszczenia
zorientował się o nieprecyzyjności swych słów, w jakich nie było mowy o
konkretnym lokum archanioła. Co więcej – Lu miał na myśli własny pokój,
choć teraz jakoś wątpił, by blondyn zdecydował się na propozycję
wspólnego mieszkania. Że też nie wpadło mu to do głowy.
Doprawdy, więzi serc tej pary było widać coraz częściej.
Tymczasem dwie splecione ze sobą osoby mruknęły coś, łasząc się do siebie we śnie.
Piwnooki dostrzegł w nich Rafaela i Mefiego, co oznaczało, że drugie łóżko musi zajmować blondyn.
I
rzeczywiście, kiedy rudzielec przysiadł obok położonej na boku istoty,
ujrzał rozluźnioną i spokojna buzię Michaela. Upewniwszy się, że wszyscy
faktycznie śpią, pochylił się nad wyraźnie wypukłym brzuchem
archanioła, gładząc go delikatnie i pieszczotliwie, gdy zauważył
niewielką górkę spowodowaną kopnięciem dziecięcej nóżki bądź rączki. Za
każdym razem całował to miejsce, uśmiechając się przy tym. Po kilku
minutach okrył dokładnie morskookiego, ażeby zapewnić mu odpowiednią i
właściwą temperaturę.
Widać było, że coś go gnębi, a z racji braku słuchaczy mógł pozwolić sobie na chwilę słabości.
-
Misiek.Gdybyś wiedział, jak bardzo się cieszę, że będę ojcem. Ale nie
dowiesz się tego, a bynajmniej nie w najbliższym czasie. – wyszeptał,
wpatrując się czule w delikatne, senne ruchy ust blondyna. –
Boję się... Gdybym zgodził się na ojcostwo, ty musiałbyś opuścić Niebo,
a kto jak nie ty zajmie się nowymi aniołkami? Poza tym narazisz się
temu, kto tak bardzo cię kocha, Bogu, a na to nie mogę pozwolić, bo
wiem, że zależy ci na Nim. Chyba nigdy nie wybaczę sobie słów, którymi
cię zraniłem, ale tak będzie najlepiej. Jestem gotowy ponieść karę, abyś
tylko był szczęśliwy. Ty i nasze dziecko... Chłopiec, sądząc po tym,
jak cię nokautuje. – zaśmiał się cicho, lecz po chwili spoważniał.
Przybliżył się do Michaela, obserwując jego twarz, układ nosa, oczy,
warg, jakby chciał je sobie wyryć w pamięci, a po kilku sekundach
rozmyślań złączył ich usta, uważając, aby nie zbudzić chłopaka. – Będę
was odwiedzał, choćby miało się to wiązać z kłótnią u Boga. Nic mnie nie
powstrzyma. – w jego głosie, pomimo szeptu, słychać było determinację.
Raz jeszcze pocałował brzuszek blondyna, zbierając siły do wyjścia.
Gdyby tego nie zrobił, pewnie cały jego plan odtrącenia spaliłby na
panewce.
Z
tego wszystkiego nie zauważył, że obserwowały go dwie pary oczu,
których właściciele niezwykle entuzjastycznie przyjęli zasłyszane
informacje.
Oh, już oni je dobrze spożytkują.
----
Hej,
OdpowiedzUsuńno no pięknie, łowcyi ich zachowanie, no i Michael ma sojusznika tutaj, czyli tak naprawdę Lucyfer się cieszy z tego, ale nie chce aby Michael cierpiał, niech odpowiednio spożytkują tą informację :)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, no no pięknie, łowcy i ich zachowanie, no i Michael ma sojusznika tutaj... Lucyfer tak naprawdę się cieszy, ale nie chce aby Michael cierpiał...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia