23 stycznia 2009
To jest przedostatnia notka do tego opowiadania. Za tydzień pojawi się nowe...jeżeli tego chcecie, bo coś mało mam tych odważnych czytelników, co do pracy nie zachęca ;) Jutro notka ostatnia z "Wigilijnego czaru". Teraz zaczynają mi się ferie, więc bez przeszkód, mogłabym notki dodawać, nie bojąc się o zaległości w szkole...no, ale nie wiem co robić xD Zmotywujcie mnie ;)
PS: Zapomniałabym To już miesiąc od rozpoczęcia tego bloga i chciałabym Wam podziękować za komentarze i za to, że czytacie Zapraszam do czytania ^^
Po
30 minutach byli w domu. Jedna czwarta tego czasu była przeznaczona na
codzienną higienę, a reszta na pokonanie drogi i…sposób, w jaki była
wykonana. Konkretnie, Paul wlekł się niesamowicie, jęcząc z bólu, więc
jego partner, nie chcąc na starość zostać głuchym, poświęcił się, że go
będzie niósł. Tak więc szatyn, mimo, że lekki, swoje ważył i po małych
trudach, udało im się bez zbędnych przeszkód, dotrzeć do celu.
Matka Callana przyjęła Toma z pobłażliwym uśmiechem na ustach i zaprosiła do środka, wraz z „pakunkiem”.
Gdy
wreszcie jej syn siedział względnie cicho, a jego przyjaciel mógł
wreszcie odpocząć i przytrzymać dyskretnie dłoń ukochanego, nastąpiła
przerywana cykaniem zegara, cisza.
-
Co było takie ważne? – Paul zaniepokoił się poważną miną rodzicielki.
Zraniła go, to fakt i jeżeli ma zamiar znów coś powiedzieć to…
Przerwał
swoje niezbyt miłe rozważania, kiedy wstała i podała mu karteczkę,
którą zobaczyła wcześniej i tą, którą przyniósł listonosz.
Na tej drugiej widniały słowa:
„Dziś przy Road Street o 18. Ujrzysz światło słońca po raz ostatni."
- Synku, nie musisz tam iść. – zawołała błagalnie Elizabeth.
- Nie mamo. Trzeba to skończyć raz na zawsze. – Musimy się przygotować – zwrócił się do Fergusona.
~*o*~
Pół godziny przed czasem Paul, Tommy i jego zespół, czekali na skrzyżowaniu Road Street i Road Kill.
- Nie ma to jak rozdroża Piekła. – odezwał się ktoś za nimi.
- Sammy… – uśmiechnął się smutno Callan.
- Powiedzmy. – przerwał dalsze słowa. – Wiesz, wolę Cię jednak jako Ice Re. – prychnął.
- Po co mamy walczyć? Rozejdźmy się w pokoju. – rzucił niby od niechcenia lider zespołu.
Wielkie zdziwienie odmalowało się na twarzy niebieskiego Fenixa.
- Chyba żartujesz! – przestraszył się żartobliwie.
- Nie. W dodatku nie mamy, czym walczyć. – powiedział tryumfalnie tamten.
- Oj tu Cię zaskoczę. – krzyknął Wodo zmieniając się jednocześnie w Fenixa. – Zobaczymy co potrafisz.
Wzbił się w niebo i zaatakował przestraszonego Callana, strugą lodowatej wody.
Chłopiec zdążył uskoczyć. W miejscu gdzie przed chwilą stał,teraz był duży lodowy sopel.
- Masz refleks. – pochwalił go Sammy. – Teraz przestań się ze mną bawić i przeistocz się!
- Nie umiem!!! – Paul był podłamany. Chciał, żeby to się dobrze skończyło, by nie było rozlewu krwi, aby Sammy w końcu przestał.
Ice Re obrzucił go pełnym pogardy spojrzeniem.
- Chcesz mnie pozbawić zabawy? Tak? Nie uda Ci się to! – wrzasnął, celując wodą w chłopca.
Callan
zamknął oczy, oczekując ciosu. Jedyne, o czym teraz myślał to zraniona
podczas ostatniej ucieczki, krwawiąca noga oraz…oraz Tom, który tak
bardzo go zmienił.
Nagle słyszał jęknięcie.
Szybko otworzył oczy, którym ukazał się smutny widok.
Na ziemi, tuż przy jego nogach leżał Ferguson.
- NIE!! – szesnastolatek upadł na kolana.
Zaczął
płakać i tulić ukochanego do siebie. To on zasłonił go ciałem, chroniąc
przed atakiem. Dlaczego tak musiało się stać? Znów niesprawiedliwość
losu.
Spojrzał przez łzy, na twarz Tommiego zauważył, że tamten chce mu coś powiedzieć.
Przybliżył się i wytężył słuch.
- Tym razem mi się – zakaszlał – udało. – uśmiechnął się ciepło, po czym cichutko jęknął i zsunął się z ramion Paula.
Chłopiec
patrzał się tępo, nie dopuszczając do siebie tej strasznej myśli, tej
okropnej prawdy, jaką była śmierć… śmierć szybsza od jego.
W pewnym momencie zawył przeraźliwie. Jego serce rozrywało się na małe kawałki.
- O jakie wzruszające! – parsknął zniecierpliwiony Wodo.
Był
pewien, że teraz z łatwością zabije Paula. Nie był z tego zadowolony,
ale – im szybciej tym lepiej. Świat ma być unicestwiony.
Po
chwili Callan podniósł się z klęczek. Jego oczy płonęły gniewem.
Zdziwiony, lecz uszczęśliwiony takim obrotem sprawy, Sammy, dostrzegł,
że z 16-latkiem coś się dzieje. Przymrużył oczy w nagłym blasku, z
którego wyłonił się Fi Re.
- Odpłacisz mi za to. – wysyczał dobitnie.
Koledzy
z zespołu, również Fenixy, stały na uboczu, bacznie obserwując zgrabne
ruchy Ice Re, który ogromnie zszokowany, zauważył w ostatniej chwili,
jak potężna, ogniowa kula, zmierza w jego kierunku.
Zaczęła
się walka na śmierć i życie. O ile Fi Re kierowały emocje i chęć
zemsty, o tyle niebieski Fenix robił to z czystej przyjemności i żądzy
zwycięstwa.
Jego
moc był tak potężna, iż niemożliwym było jego pokonanie. Przez te
wszystkie lata, dobrze kształtowane umiejętności, bardzo mu teraz
pomagały.
W
około panował bezład i pożoga. W jednym miejscu tliły się małe drzewka,
które przed chwilą płonęły. Gdzie indziej zamarzała przyroda, dotknięta
lodowym oddechem Ice Re.
Oboje z nich wymieniało się raz za razem ciosami. Każdy był wycieńczony.
Jako
pierwszy swe siły wyczerpał czerwony ptak. Korzystając z momentu
nieuwagi, jego przeciwnik wymierzył mu lodową strugę wody. Fi Re
spostrzegł to w porę i również uderzył swym ognistym pociskiem.
Krzyk rozdarł wielki chaos panujący na pobojowisku.
Matka
Paula wyrywała się mężowi z uścisku. Nie mogła siedzieć spokojne w
domu, kiedy jej syn walczy i grozi mu niebezpieczeństwo.
Alva pomagał ojcu. On również, tak jak i John, nie miał zamiaru czekać z założonymi rękami.
Wszystkich pochłonęła mgła, wywołana połączeniem dwóch mocy.
Po kilku chwilach z szarawego dymu, wyłoniła się postać jakiegoś ptaka.
NIE !!!! Dlaczego tak szybko to się kończy . . . Dlaczego Ferguson musiał zginąć Ja się tak nie bawię . . . Napaliłam się na dłuższe opowiadanko a tu już prawie koniec . . . :(:(:(:( będę płakać Akaemi ja nie chce !!!! ja chce aby to był zły sen . . .
OdpowiedzUsuńAle co do nowego opowiadanka jestem ZA !!
P.S Dzięki za komentarze Akemi
~Lunitari~~Luni-chan, 2009-01-23 23:40
--------------------------
Tomi!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!*beczy*
~Lotosek, 2009-02-02 01:57
--------------------------
Oj zabiłaś mu ukochanego.
~Vergithia, 2009-06-17 19:27
--------------------------
Ufff... Czytałam to z zapartym tchem. :) Szkoda, że Ferguson umarł (a może nie?). Ale prawa legend są bezwzględne dla wszystkich, a historia lubi się powtarzać. :)
~Diabliczka~, 2010-07-14 08:42
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, o nie biedny Tommy dlaczego tak musiało się stać... Paula opanował gniew ale dzięki temu się przemienił...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga